Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2016, 20:17   #16
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Edgar von Duneberg

Steinhoff poprowadził młodego rycerza do jego komnat. Nie omieszkał doradzić kawalerowi, aby ten zabrał tylko potrzebne rzeczy z swojego ekwipunku, bowiem podróż do Altdrofu, a tym bardziej czekająca ich misja nie będzie należała do lekkich.
I tak też zrobił Edgar, ubierając się w mundur Rycerza Panter, za pancerz biorąc solidną kolczugę i kaftan z skóry. W juki swojej wiernej klaczy schował potrzebny ekwipunek podróżny. Nie omieszkał zabrać z sobą tarczy, na której wymalowany był herb rodu von Duneberg. Pożegnał się z swoimi braćmi, tłumacząc się misją zleconą przez samego Ojca Panter. Opuścił koszary zakonne w atmosferze gratulacji z powodu uznania jakim obdarzono młodego rycerza. Wielu z braci uważało, że będzie to kolejny test utwierdzający go w wierze oraz podjętej drodze.

Wyruszyli w południe, gdy Słońce górowało na niebie w linii prostej. Rycerz Panter oraz rycerz Gwardii Reiklandu. Tak odmienni, jednak przepełnieni majestatem. Gawiedź instynktownie rozchodziła się na boki, szczególnie pod wpływem munduru oraz symboli noszonych przez Edgara. On sam czuł, że jest to chwila dla której warto żyć. Chwila triumfu poświęconych lat i energii.
Gdy tylko wyjechali poza bramy miasta, a ich wierzchowce zjechały z potężnej Góry Ulryka, przyśpieszyli.
- Jesteś bardzo młody jak na Rycerza Panter. Musi wsławiłeś się czymś godnym tego zakonu. Walczyłeś w wojnie domowej, Edgarze? - odwrócił głowę w jego stronę. - Bo ja tak. Pamiątka, która widnieje na mojej twarzy, jest świadectwem walki jaką stoczyłem przeciw Twojemu zakonowi. Jeden z Rycerzy Panter miał ciekawą rękawicę pancerną. Na jej wierzchu widniały ostre zgrubienia, a sam palce kończyły się ostro, zupełnie jak pazury wilka.
Zamilkł nagle. Jechali w takim stanie dłuższy czas, mijając wsie, by w końcu wskoczyć na ubity i dobrze utrzymany trakt wiodący do stolicy.
- Wybacz, całkowicie zapomniałem Cię wtajemniczyć. Widzisz, nadciąga do Imperium zło, którego rozmiarów nie możemy do końca przewidzieć. Czeka nas kolejna wojna. Mój mocodawca, w porozumieniu z Cesarzem, postanowili stworzyć drużyny, które w znaczący sposób uszczuplą potencjał strategiczny przeciwnika. To da nam niezbędny czas na mobilizację.

Yrseldain

Oboje uśmiechnęli się na propozycję elfa. Kamienna twarz podziękował i skupił się na jeździe, natomiast amant z juków wyciągnął mały bukłak z winem.
- Dziękuje, ale mam coś równie dobrego dla duszy. Oczywiście poczęstuje Cię, Yrseldainie jeśli tylko zechcesz - pociągnął zdrowy łyk i wyciągnął naczynie w kierunku elfiego łowcy nagród.
Jego kompan po chwili przypomniał sobie o pytaniu rudowłosego, bowiem znów przemówił swoim twardym głosem.
- Wobec masowej inwazji niewiele, wobec usuwania celów strategicznych, dywersji, sabotażu, a nawet eliminacji celów może bardzo wiele. Obserwowaliśmy Ciebie. Jesteś uzdolnionym zabójcą. Bezszelestne podejście do przeciwnika, jego eliminacja i oddalenie się z miejsca to dla Ciebie prosta rzecz. A powinno Cię zainteresować, że przyjdzie Ci się mierzyć z siłami Chaosu.

Ragnwald

Dowódca pokręcił głową na znak dezaprobaty.
- Nadal kombinujesz, nadal masz w dupie moje słowa. To bardzo nie ładnie. Luigi! - zakrzyknął. Do środka wozu wskoczył kolejny zbrojny, tak samo uzbrojony jak wcześniej poznany chłystek. Ten wyglądał na nieco bardziej obeznanego. Ogorzała cera, zawadiacki uśmieszek i lekki wąski wskazywały na jego tileańskie pochodzenie.
- Luigi jest zdolnym strzelcem, najlepszym jakiego znam. Będzie osłaniał Tankreda jeśli zrobisz jakąś sztuczkę.
Tileańczyk poruszył brwiami i wycelował w głowę rozbójnika. Z jakiegoś powodu, Ragnwald był pewien, że tileańczyk nie spudłuje. I jeśli nie trafi w głowę, będzie to niesamowity cud połączony z niemal nadludzkim wysiłkiem Ragnwalda.
- Nie masz przy sobie swoich rzeczy, Twój koń jest w innym miejscu. W dodatku, o Twoim przejeździe dowiedzieli się w Wolfenburgu. Wyobraź sobie, że towarzyszą nam, aż do Wurzen i jeśli zrobisz coś głupiego... oddamy Cię im. Tuzin chłopa nafaszeruje Cię bełtami i rozniesie na ostrzach gizarm czy bedyszy.
Zaśmiał się i spojrzał w oczy Niedźwiedzia.
- Nie masz wyboru. Z resztą pomyśl: jakim idiotą trzeba być, by odrzucić propozycję wolności i zmazania win oraz nagrody? Jestem tutaj z ramienia wysoko postawionych ludzi w Pałacu Imperialnym. O wszystkim wie sam Cesarz. Wynagrodzi Cię za Twoje niezwykłe umiejętności. Z resztą.. ze świecą szukać kogoś o takiej fantazji, który posturą wzbudza respekt, w dodatku tak dobrze radząc sobie z zasadzkami i szybkim atakiem. Jesteś do tego stworzony. Kogoś takiego potrzebujemy do kolejnej misji. Jest tylko jeden warunek, Indriadsson - podniósł palec, by zaakcentować swoje słowa.
- Nie możesz nam uciec. Musisz zaakceptować swój los. W przeciwnym razie szybko skończy się Twoje życie. Wiesz.. rzeka to okrutna kochanka. Taki leśny diabeł jak Ty, który całe życie spędził na brawurowych napadach nie umie pływać. Szczególnie, że rzeka Talabek jest rwąca o tej porze roku. W dodatku płynąć będziemy pod prąd.
- Damy odstawiliśmy do Wolfenburga - dorzucił Tankred.
- Pomyśl o korzyściach, Ragnwald. Czy jest coś, co cenisz bardziej niż wygodne życie za złoto?

Algrim

Zaśmiał się. Serdecznie i długo, zupełnie tak jak wczorajszej nocy.
- Krasnoludzie, krasnoludzie. Dzikie bandy łupieżców i wojownicy Chaosu to tylko początek. Jestem pewien, że szykując coś gorszego pokroju olbrzymów, specjalnie hodowanych bestii czy... demonów. - ostatnie słowo zaakcentował spoglądając w oczy brodaczowi. Dzielny zabójca wszeplugastwa mógł wyczytać z nich niesamowitą powagę. Najwyraźniej wilk morski nie żartował, a opierał to na sprawdzonych informacjach.
- Ta inwazja będzie inna. Kompletnie inna. Zmieni.. - urwał nagle, zatrzymując wóz w miejscu. Nakazał gestem, aby krasnolud był pozostał cicho.

Słuchanie (Inteligencja) 38/31 [głośny hałas] test zdany!

Do uszu krasnoluda dotarło to, co człowiek wychwycił sekundę wcześniej. Szczęk broni, walka. Odgłosy krzyków, jęknięć i zapach śmierci, który wyczuł, aż tutaj.
Towarzysz podróżny skręcił w bok, kierując wóz pomiędzy drzewa. Zatrzymał transport w młodniku drzew liściastych, po czym zeskoczył z zydla. Chwile pogrzebał na pace, po czym wyciągnął solidną kuszę.
- Chyba Twoje życzenie się spełniło. Idziemy.

Prowadził. Jakąś chwilę przemierzyliście odległość za pomocą truchtu, jednak w miarę zbliżania się do zamieszania, jego kroki zamieniły się w chód. Skradał się do miejsca walki. Hałasy stały się wyraźne. Słychać było jakieś krzyki, szczęk broni.
Nim Algrim się zorientował, Wilk Morski zniknął gdzieś w gęstwinie krzaków. Krasnolud był zdany na siebie, najwyraźniej sądzą, iż przyjemność z pacyfikacji napastników jest prezentem od gospodarza wozu. Algrim nie był pewien, czy łepek zdąży coś ustrzelić z swojej kuszy, gdy ten wpadnie w wir walki, ale mało go to obchodziło. Musiał się teraz skradać.

Skradnie się (Zręczność) -10 za brak umiejętności 36/40 test nieudany!

Właściwie to trudno było nazwać to skradaniem. Wiedziony chęcią walki po prostu szedł przed siebie, tylko tylko, że wolniej. Scena jaką zastał była następująca:
Przewrócony wóz, z którego wysypywał się towar, był udekorowany dwoma ciałami z których sterczały brzechwy strzał. Po środku walkę toczyło około tuzin osób. Napastnicy byli łatwi do identyfikacji - brudne, miejscami obdarte ubrania, twarzy zasłonięte chustami. Uzbrojenie w tasaki, topory, krótkie miecze, walczyli z ciżbą. Ktoś odganiał się od dwójki banitów za pomocą włóczni. Dwójka toczyła pojedynek na miecze, jeden mężczyzna z karawany zasłaniał się deską wyrwaną z wozu przed ciosami topora. Napastnicy stracili jednego lub dwóch ludzi, ale zyskiwali przewagę dzięki zaskoczeniu i dwóm łucznikom po drugiej stronie. Najbliżej krasnoluda stał banita, który w tym momencie rozpruł kordem brzuch młodemu chłopakowi. To on zauważył brodacza, który jak gdyby nigdy nic, z toporem w łapie wyszedł zza krzaków.
- Jeszcze tylko kurdupla tu brakowało.. - warknął tamten, odrzucając martwe ciało.
Co zrobi Algrim?
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 03-03-2016 o 20:34.
Gveir jest offline