Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2016, 21:01   #79
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
- Lambercie zaczekaj! - niespodziewanie zawołał Wilhelm, trzymając się za roztrzaskane przez kiścień minotaura ramię. Rana obficie krwawiła, a wykrzywiona z bólu twarz najemnika wskazywała, że był zdesperowany. - Jakie mamy sami szansę z całą bandą takich stworów? Gdyby nie oni - wskazał na mieszkańców wioski - to byśmy tutaj w piątkę zginęli. A zapewne to była jedynie niewielka część całej watahy tych bękartów chaosu. Jaki jest sens tak bardzo ryzykować? Ruszymy pozostawiając ich samym sobie i co potem? Zginiemy starając się odbyć kielich? Przemyśl to Hieronimie.

Lexa idąc tuż obok Lamberta zatrzymała się razem z nim i obejrzała na Wilhelma. Uniosła brew ku górze przyglądając się jego ranom z zaciekawieniem.
- Wdupili mu - stwierdziła odkrywczo - Wylecz choć go, jeśli iść chce - spojrzała na Lamberta jakby prosząco, choć w jej oczach płonęło niezadowolenie.

Kapłan zatrzymał się, przenosząc swoje gniewnie spojrzenie z Wilhelma, na Lexę, a później ponownie na Wilhelma. Bez słowa wyciągnął ze swojego plecaka dwie fiolki, którymi następnie potrząsnął i odkorkował. Powąchał ich mdlącą woń, a następnie podszedł do mężczyzny i wcisnął mu je siłą do rąk.
- Pij - powiedział twardo, po czym obrócił się plecami do najemników i ruszył dalej ścieżką przez las. Po pewnym czasie zatrzymał się i obejrzał się w ich stronę.
- Możecie zostać - powiedział, spoglądając także na towarzyszącą mu Lexę.
- Możecie zostać z chłopstwem i zginąć razem z nimi. Ja nie mam zamiaru się zatrzymywać póki jeszcze dzień. Większość z nich jest ranna i nie będzie w stanie dotrzymać nam kroku. Swoje opóźnienie spróbują nadrobić o zmierzchu albo zostaną daleko w tyle, ich sprawa…

Severus stał w miejscu. Spoglądał się milcząco na kapłana, lecz nie wypowiedział słowa. On już zdecydował. Lambert zdradzał oznaki szaleństwa. On nie zamierzał brać w tym udziału. Sam był ranny i nie zamierzał pchać się w tak nielicznej grupie przeciw zorganizowanym hordom zwierzoludzi. Nie wątpił że to co spotkali, było zaledwie przedsmakiem tego co ich miało czekać. Jedynie razem mieli szansę. Kapłan nie dostrzegał jednak tego oczywistego faktu.

Widząc niepewność malującą się na twarzach najemników Lambert zaśmiał się na głos, lecz jego śmiech szybko przerodził się w gniewny wyraz, gdy zrozumiał, że przynajmniej część z nich boi się tego co może czekać na nich skryte wśród drzew.
- Naprawdę sądzicie, że mamy z nimi większe szanse? - Powiedział na głos, rozkładając przy tym ramiona z bezsilności. - Ta banda obdartusów ledwie wiązała koniec z końcem, kiedy jeszcze siedzieli bezpiecznie w swojej wiosce. Nie mają nawet własnych zapasów żywności i polegają na naszych. Jeśli nie dorwą nas bestie, jeśli nie zdechniemy z głodu, to niebawem dojdzie do kolejnych sporów i poleje się krew. Poza tym… ta kobieta jest naznaczona piętnem Chaosu. Dla podobnych jej plugastw płonie niczym rozpalona żagiew w ciemnościach. Będzie sprowadzać na nas więcej kłopotów, czego chciałbym za wszelką cenę uniknąć - zamilkł na chwilę, spoglądając po twarzach zgromadzonych.
- Długo tolerowałem wybryki Schulza, ale więcej nie zdzierżę jego obecności. Śmiem sądzić, że nasi wrogowie nie wiedzą jeszcze o naszej obecności - usłyszeli jedynie o chłopach idących ich tropem, stąd te wisielce. W mniejszej grupie mamy szansę uniknąć wykrycia. Oczywiście, jeśli jakimś cudem uda się ludziom Schulza dotrzymać nam kroku to chętnie połączę siły, ale tym razem nie mam zamiaru nastawiać karku dla tej bandy obdartusów.

Severus pokręcił tylko głową. Decyzję swoją podjął. Na razie nie zamierzał jednak odzywać się słowem. Nie czuł takiej potrzeby. Lambert może i miał częściowo rację. Katrina była zagrożeniem, lecz teraz liczyło się tylko jedno. Odzyskanie kielicha. Wszelkie animozje, spory czy niesnaski powinny odejść na bok. Jeśli kapłan tego nie widział, był głupcem.

- Dziękuję - powiedział szczerze Wilhelm i wlał w siebie zawartość jednej butelki. Spojrzał niepewnie na Lamberta i przybrał pojednawczy ton. - Jaki sens ma ten forsowny marsz, skoro nim ich dogonimy, będziemy już praktycznie martwi z wycieńczenia? Mniejszą grupą może unikniemy zwierzoludzi, ale nie unikniemy ich głównych sił, które zapewne są w posiadaniu kielicha. Jako sługa najwyższego Sigmara nie powinieneś na pierwszym miejscu nie powinieneś kierować się dobrem jego reliktu, a nie uprzedzeniami wobec zdesperowanego chłopstwa, Hieronimie? Ta dziewczyna po walce z wilkami uleczyła moją ranę. Na pewno nie jest zła. Słyszałem, że magowie z kolegiów w Altdorfie często przyjmują pod opiekę dzikich magów i pomagają im zapanować nad mocami. Proszę, przemyśl to. Daj im jeszcze jedną szansę.

- Kata nie zła dziewczę - stanęła Lexa w obronie dziewczyny - Ją wziął kto pod skrzydeł, nie ona wybierała kto co ją uczy,co pokazuje. Ale nie jest wiadome juz, że skoro Pani zła, to i uczeń zła będzie. Dopiero droga wybrać może, jeśli kto mądry i z wiaro jej pomóc, to dziewczę dobra dusza będzie. Nie powinno się nawracać i drogi wskazywać, tylko do piach za łeb krwią płynący? *

Thravar obserwował w ciszy i spokoju najpierw kłótnie Lamberta z Schulzem,a następnie energicznie dyskutujących w grupie najemników. Posadził dupę przy pobliskim drzewie, charknął i splunął obficie. Zdjął hełm i uprzednio napiwszy się z bukłaka przemył twarz oraz dłonie z potu i juchy. Wyjął z plecaka ściereczkę i począł czyścić głownię młota, by odzyskała uprzedni blask. Przedłużająca się dysputa i słowa w niej wypływające zaczynały powoli wkurwiać jego ucho.
- Gridd ek Barak Karak Ril Ai Bryn Okk ek Az - zadudnił nie spoglądając nawet w stronę towarzyszy broni - po waszemu brzmi to… - zastanowił się chwilę krasnolud nad słowami jakich ma użyć - Niech twój honor zawsze lśni tak jasno jak twój oręż - ściereczka rytmicznie kontynuowała swój marsz po bitni, dał im chwilę na ochłonięcie i niezaognianie sytuacji - Na myśl przychodzą mi słowa kogoś o wiele znamienitszego niż ja czy ty Hieronimie Lambercie biczu boga swego. Król Alrik Ranulfsson z Karak Hirn wypowiedział kiedyś je, a brzmiały one…Jesteśmy synami Grungniego, samotnie jesteśmy twardzi jak kamienie, zjednoczeni jesteśmy silni jak góra, złączeni razem przez obowiązek, honor i lojalność.Tak jak kolczuga dopóki każde z jej silnych ogniw pozostaję splecione razem dopóty kolczuga nie ulegnie zniszczeniu… - beznamiętny ton przebijał się w jego głosie.
Krasnolud obejrzał młot zadowolony z efektu jakiego dokonał przez tych parę chwil, schował ściereczkę jak i bukłak do plecaka. Przeczesał swoimi grubymi paluchami gęste włosy i założył hełm, schował młot za gruby pas, spoglądając zimno w Lamberta.
- Jesteś dobrym wojownikiem Hieronimie Lambercie ale gówno wiesz o dowodzeniu. Dzielisz zamiast łączyć, opierasz się na emocjach zamiast na faktach i konkretach, które przybliżą cię do twojego celu. Oni się nie liczą, może nawet zdechną w walce gdy dorwiemy główną bandę ale przysłużą się swojej i naszej sprawie.Ty się nie liczysz i twoje fanatyczne odruchy. Liczy się Kielich tylko i jedynie na końcu, więc pohamuj się. Tak postępuje mądry wódz wykorzystuje szanse i narzędzia, które daje mu los najlepiej jak potrafi by osiągnąć swój cel. Spierdoliłeś wszystko nad czym pracowałem od jakiegoś czasu jednym nierozważnym ruchem, nie wiem jak to zrobisz ale napraw co spieprzyłeś i pamiętaj jaki jest nasz cel. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego ale sami nie wyrżniemy całego stada zwierzoludzi, a w miejscu kultu będzie ich siła, tego możesz być pewien.Bezsensowną własną śmiercią i utraceniem na wieki kielicha Sigmarowi nie przysłużysz się ani podejrzewam że zadowolony z ciebie by nie był. Przemyśl to sobie dogłębnie.Jeżeli wszyscy którzy stoją przy tobie mówią że to nie jest dobry wybór, może jednak warto się zastanowić nad tym faktem Hieronimie nie sądzisz? Obiecałem wspomóc cię w naszej misji, jednak nie mogę przymykać oczu na decyzję, które zamiast prowadzić nas do celu oddalają nas od niego. Chodzę po tym świecie znacznie dłużej niż ty Lambercie i wiem co mówię. - jego ton głosu był spokojny i pouczający,a wzrok nie opuszczał osoby Lamberta

Na pooranej bliznami twarzy kapłana bitewnego, pojawił się ponury grymas, a w jego oczach zabłysły niepokojące ogniki, te same które wcześniej widzieli na polanie, gdy konfrontował się z Schulzem. Słowa krasnoluda wywarły na nim zupełnie przeciwne wrażenie od spodziewanego, lecz Lambert powstrzymał gotującą się w nim złość, podobnie jak chęć rozwalenia czaszki Thravara.
- Spierdoliłem? - Powtórzył po przedstawicielu brodatego ludu, a po chwili ogarnął go pusty śmiech. Łysy wojownik nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. - Spierdoliłem?! - Zaśmiał się jeszcze głośniej, lecz po chwili sposępniał niemalże natychmiastowo. Mięśnie na twarzy naprężyły się ze wściekłości, kiedy cedził przez zęby następujące słowa:
- To teraz uważnie wysłuchaj mnie, dawi. Wydaje mi się, że pomyliłeś wyprawę organizowaną za pieniądze kultu Sigmara z wycieczką krajoznawczą po Ostlandzie. Nie wiele obchodzi mnie twój interes, nawet jeśli pokrywa się on z moim. Zapomniałeś, że to ja jestem tu przywódcą; że to ja wydałem własne złoto na wasze wierzchowce, których resztki chłopi teraz trzymają w swoich plecakach; to ja was dozbroiłem i zadbałem o wyżywienie oraz nocleg, a teraz odpłacacie się mi w ten sposób? Podważając moje rozkazy okazujesz mi brak szacunku, krasnoludzie. Spodziewałem się po was więcej, przynajmniej po niektórych z was - dodał, spoglądając wymownie na powoli oddalającego się Severusa, którego intencje były dość jasne - ale wygląda na to, że lepiej bym wyszedł zatrudniając do tego zwykłych zbójów, którzy nie zadawaliby zbyt wiele zbędnych pytań, ani nie kwestionowali moich rozkazów… albo kobiety - dodał po chwili, spoglądając na wciąż stojącą u jego boku Lexę, która pomimo schlebiających jej słów zachowała beznamiętny wyraz twarzy.

Krasnolud stał i bez emocji słuchał słów Lamberta - Nie mówisz z byle przybłędą, który buty ci ucałuje gdy zadzwonisz pękatym mieszkiem złota, mój ród jest wystarczająco bogaty jak i bieda jest ostatnim z moich zmartwień na tym świecie, góry srają diamentami, a kunszt mej rasy powoduję iż skarbce uginają się pod stosami bogactw jakich nigdy za swego żywota nawet nie wyśnicie, jednak nie o to w tym momencie tutaj się rozchodzi.Wyposażyłeś tą wyprawę bo Prałat tak zadecydował że koszty tej podróży poniesie twój Kult, więc nie rozwódź mi się tu nad paroma groszami, które wydałeś po drodze, bo naraża cię to na śmieszność jedynie - rzekł oschle, znacznie poirytowany faktem zasłanianie się mieszkiem nie mając lepszych argumentów do wyciągnięcia
- Nie przybyłem tu by oddawać ci hołdy i płaszczyć się przed tobą, może przywykłeś do tego typu zachowań i uważasz się za nieomylnego prawie godnego stawać u boku Sigmara.Jednak to mój ród ponad 2000 lat temu stał z nim ramię w ramię przy Przełęczy Czarnego Ognia i wspólnie siekł zieleńców. Czy możesz rzec to samo o sobie pyszałku? Ojciec mego dziada Broddi TrzyPalce Umgisson walczył w tamtej bitwie. Chcesz porównywać kutasy? Źle na tym wyjdziesz człeku.Żądasz ode mnie szacunku to sam go okaż. - splunął na glebe siarczyście, naprawdę wkurwiony by równać go do byle złodziejskiego zbója przybłędy gnijącego przestępcy chowającego się po lasach imperium, to była wręcz obraza.
- A teraz wysłuchaj mnie jeśli łaskaw na tyle i twa duma na to pozwala. Podejmowanie decyzji gdy gorączka bitwy i buzująca krew w żyłach ciągle krąży wokoło najczęściej nie jest zbyt trafna. Tacy zbóje o których tak marzysz już dawno twe złoto by rzucili w kąt i spierdolili z tej puszczy stwierdzając iż lepiej napaść jakaś karawanę po drodze niż gonić stado zwierzoludzi. Możliwe też iż podczas snu rozłupali by ci łeb i zabrali wszystkie twe monety zanim by to zrobili. W tej wyprawie potrzebujesz doświadczonych wojowników, a tacy żyją tylko dlatego tak długo by tym się poszczycić gdyż używają łba do czegoś więcej niźli walenia nim o stół tawerny. Przyobiecałem Prałatowi że będę stał u twego boku i tak będzie, jednak spamiętaj moje słowa, samemu ani ja ani ty nie odzyskamy kielicha. Skończyłem dysputy z tobą Hieronimie Lambercie gdyż są one bezcelowe, ty wiesz swoje, więc rób swoje. Nawet twój własny brat zakonny cię opuścił, pomyśl dlaczego? Może jemu Sigmar przyświecił iż błądzisz, a jemu jasną drogę okazał która pójść trza. - zakończył

Kapłan splunął z odrazą na słowa krasnoluda, który jawnie go znieważał. Jedyną rzeczą, która powstrzymała Lamberta przed zabiciem brodatego wojownika tam gdzie stoi, był szacunek do jego pobratymców, którzy z każdym zdaniem Thravara coraz więcej tracili w oczach sigmaryty.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś, ani skąd pochodzisz. Nie obchodzą mnie dokonania twego ludu, a jedynie chęć odzyskania kielicha. Głęboko w dupie mam twoje przechwałki, podobnie jak twoje rady. Nie znasz mnie, ani moich osiągnięć, ale w przeciwieństwie do ciebie nie mam zamiaru rozpowiadać o czynach z przeszłości. Nawet chciałem spróbować przekonać ciebie do swojego zdania, choćby ze względu na rannych, którzy będą tylko spowalniać przemarsz. Mała grupka uderzeniowa złożona z najlepszych wojowników byłaby w stanie utorować reszcie drogę przez las, a później być może połączyć siły przed ostateczną konfrontacja z wrogiem - kapłan złożył ramiona na piersi, nie odrywając pogardliwego spojrzenia od stojącego przed nim wojownika.
- Myślę jednak, że nie znajdziemy już nici porozumienia, nie po tym co mi zademonstrowałeś, dlatego zrywam wszelką współpracę z tobą, krasnoludzie. Powinieneś był zostać u boku maciory, która miała nieszczęście wypchnąć ciebie na ten świat i zostawić poważne sprawy poważnym ludziom - dodał na koniec, po czym zwrócił się do stojącego nieopodal Wilhelma, kompletnie ignorując obecność krasnoluda, w którym wrzała krew ze złości:
- Idziesz z nami? Zapłacę w złocie, od razu - powiedział Lambert, podrzucając pobrzękującą sakiewką do góry. - Jej zawartość jest do waszej dyspozycji - dodał, spoglądając też na Lexę.

Andree przetarł gorączkowo czoło. Przez dłuższą chwile widocznie analizował w głowie wszelkie za i przeciw podróży z Lambertem. Spoglądał na niego, po czym przeniósł wzrok na Lexę, potem na krasnoluda, a ostatecznie oddalającego się w kierunku mieszkańców wioski Severusa. Widać było po nim, że ciężkie decyzje nie były jego mocną stroną. Westchnął, a raczej jękną żałośnie i postąpił naprzód.
- I… Idę z tobą - wybąkał, po czym zaczął mówić, jakby uważał, że koniecznie musi się wytłumaczyć. - Nie robię tego dla pieniędzy, choć i nimi nie pogardzę. Chcę jedynie przeżyć tą przeklętą wyprawę. Nie pisałem się na takie niebezpieczeństwa, kiedy przyjmowałem to zlecenie. Ale zawrócić nie mogę, bo samotnie zginąłbym tam. I nie mam nic przeciwko wioskowym, jednak oni przyszli tu po śmierć. Nie mają już nic do stracenia; pragną jedynie zemsty. A to nie moja sprawa. Więc ty jesteś jedyną opcją dla mnie.
Wilhelm zawarł w końcu gębę i nie mówiąc słowa więcej, ruszył za Lambertem.

- Mądra decyzja - odparł kapłan, po czym rzucił wypełnionym złotem mieszkiem w stronę Wilhelma, który pochwycił go w locie. Sigmaryta odwrócił się i miał zamiar pójść ścieżką przed siebie, kiedy usłyszał za swoimi plecami kolejne słowa krasnoluda, którego zamiary były dość oczywiste.

Twarz Thravara stężała na wzmiankę Lamberta urągające jego rodzicielce, dobył Młota bojowego i opuścił tarczę na ramię dobywając ją szybkim ruchem
- Wysrasz te słowa wraz z flakami i duszą swą, mam dość twoich obelg, teraz umrzesz człeczyno - jego ton głosu niósł za sobą realną groźbę...ruszył pewnie w stronę Lamberta.

- Nie mieszaj się do tego - zwrócił się do Lexy kapłan bitewny, kiedy ta zdążyła postąpić krok do przodu, wyciągnąwszy wcześniej topory. - To sprawa między mną, a krasnoludem- dodał, odpinając swój ciężki napierśnik, który z hukiem upadł na ziemię odsłaniając pokrytą dziesiątkami, a może nawet i setkami blizn klatę. Lambert poprawił chwyt na młocie, po czym ruszył do ataku wykrzykując po drodze bojowy okrzyk z Deus Sigmar.
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 04-03-2016 o 19:44.
PanDwarf jest offline