Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2016, 00:18   #1
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Star Wars Old Republic] Zimna Wojna II



Zimna Wojna II

Wstęp: Wymuszone wakacje

- AJJJJJAAAJAJAJA JA JA TRRRR TRRRRR!!! AJAJAJAAAA TRRRR AJAJAJA CYK!!! - rozbrzmiało znowu dudniącym głosem na zdecydowanie zbyt małym pokładzie rodiańskiego promu. Zdawało się, że rozwinięte wszędzie rytualne dywany i grube, przedstawiające mitologiczne sceny arrasy powinny przynajmniej trochę tłumić okropny jazgot wydobywający się z głośników. Jednak było inaczej, cały kadłub promu zdawał się wpadać w wibracje i rezonować uciążliwie, zwielokratniając nasilenie puszczanej przez pilota sakralnej muzyki. Szczególnie uciążliwe było to dla Miraluki, którego zmysły zdawały się wrażliwsze od zmysłów pozostałej ludzkiej dwójki.

Jakby tego było mało, stabilizatory inercji pojazdu również nie należały już do najnowszych i przy każdej, aż nazbyt częstej, turbulencji wprawiały dziesiątki dzwonków, runicznych wałków i ruchomych ozdób w orgię nieustannego dzwonienia, piszczenia i cykania.

Tinto był jednak jedynym wolnym pilotem w okolicy i dodatkowo i tak udało im się go przekonać do szybkiej podróży jedynie pod warunkiem, że będzie mógł podczas niej kontynuować bez przeszkód swój miesiąc sakralnego oczyszczenia przed wstąpieniem w stan małżeński z - jak dowiedzieli się wyczerpująco i wielokrotnie w czasie wielogodzinnej podróży - wyjątkowo religijną Rodianką z dobrego domu.

***

Z księżyca, na którym rozbili się ścigani przez floty Imperium i Republiki umknęli w ostatnim momencie. Hutt Jarro, mimo ogromnych pokładów złości, które zaprezentował po zezłomowaniu jego statku, okazał się dobrym i - przy okazji - zadziwiająco wpływowym przełożonym, zrobił co w jego mocy, by jak najszybciej ukryć ich do załagodzenia sprawy. A było się przed czym ukrywać, w przypadkowej potyczce flot po obu stronach zniszczono sprzęt wart dziesiątki milionów kredytów i jakby tego było mało, istniała poważna obawa, że przypadkowa drużyna najemników wpadła prosto w centrum skomplikowanych machinacji obu wywiadów i mogła mieć potencjalnie dostęp do super tajnych informacji. Krótko mówiąc... groziły im długie lata więzienia i przesłuchań, a być może - w zależności od ilości pecha i strony, w której ręce by trafili - bolesna wolna śmieć.

Gdzieś w tym całym zamieszaniu ucieczek i ciągłych przesiadek w coraz to nowsze środki transportu zaginął ich towarzysz Harper. Zgorzkniały najemnik nigdy nie był specjalnie zmotywowany do tej roboty toteż niespecjalnie zdziwili się, gdy ich przełożony potwierdził, że była to jego własna decyzja. Ponoć tajemniczy kryształ pamięci, który znalazł na jednej z misji okazał się wart fortunę i umożliwił mu wykupienie bezpieczeństwa u najpotężniejszych i najbardziej wpływowych tej Galaktyki. I najwyraźniej najemnik stwierdził, że bezpieczniej będzie nie brać nikogo ze sobą.

Cóż... Oni jednak bogaczami nie byli i kontakty i bogactwo Hutta musiały im wystarczyć. Póki co ciągle żyli i nadal byli w jednym kawałku. Co prawda w kraksie ich frachtowca ucierpiało trochę sprzętu, który zgromadzili, jednak były to jedynie rzeczy nabyte, które zawsze można było zdobyć jeszcze raz. Sam rozbity frachtowiec ponoć czekały długie miesiące napraw, co i tak mogło skończyć się dużo gorzej, gdyby nie zaskakująco dobry pilotaż Lumbera w ostatniej fazie ich podróży. Frachtowiec wydawał się póki co tematem zamkniętym. Dla ich własnego bezpieczeństwa i tak zdrowiej było się do niego przez długi czas nie zbliżać.

***

- Och, panicze! Wiadomość! Nowa wiadomość od Jego Wielkości Jarro Hutta!
Faktycznie jazgot dudniący na pokładzie utrudniał usłyszenie dźwięku towarzyszącego migającej lampce przy panelu komunikacyjnym. Od początku ucieczki ich przełożony przesyłał tylko krótkie wiadomości w języku Huttów i bez holo-transmisji. Nie mogli pozwolić sobie na porządne szyfrowanie, bowiem coraz to zmieniali środek lokomocji na jakiś złom, który najczęściej miał ledwo sprawny komputer i mogliby takiej wiadomości po prostu nie rozszyfrować.

W ostatniej wiadomości ich zleceniodawca podał im koordynaty miejsca, do którego teraz się zbliżali i w którym mieli wreszcie uzyskać dostęp do porządnego sprzętu.
- Oh! Wielkie Nieba! To wspaniałe! - ucieszył się droid, odczytując wiadomość w znanym mu obcym języku. Niewiele już zostało z jego standardowego korpusu typowego dla modelu GE3. W czasie strzelaniny na pokładzie został poważnie uszkodzony, a potem nie było czasu, by zabierać się za długotrwałe naprawy, toteż Lumber naprawiał go czym popadnie i co tylko dało się znaleźć na statkach, którymi uciekali.
- Wielki Jarro pisze, że znalazł dla nas na jakiś czas bezpieczny dom i zadanie, które przypadnie paniczom do gustu! Nareszcie nie będziemy musieli uciekać! Och, co za radosny dzień dla mych układów scalonych! Może wreszcie w spokojnych warunkach doczekam się pięknego błyszczącego korpusu!

Widząc jednak ponaglające spojrzenia załogi kontynuował, bo tekstu było sporo.
- Wielki Jarro zaleca nam udać się do mało znanego sektora Moddell na Rubieżach Galaktyki, gdzie jego dawny przyjaciel Daro Vex od wielu lat prowadzi operacje kolonizacyjne. Jego Wielkość pisze, że rozmówił się już z owym jegomościem i ten zgodził się objąć paniczów patronatem, jednak wyraził dość znaczne potrzeby, których dotychczas dostępne paniczom środki nie będą w stanie zaspokoić. Na Galaktyczny Rdzeń!!! - przerwał robot dotykając z przejęciem twarzy metalicznymi dłońmi - Ponoć w sektorze nie dzieje się zbyt dobrze! Piraci! Klęski głodu! Choroby! Zamieszki! Problemy z utrzymaniem stanu technicznego całych osad i stacji przeładunkowych! I do tego groźne nieporozumienia z miejscowymi rdzennymi mieszkańcami! Całe kolonie w potrzebie!
Droid zdawał się szczerze przejęty, najwyraźniej zupełnie inaczej wyobrażał sobie spokojne przeczekanie w odległej kryjówce.
- Wielki Jarro podsumowując pisze, że statek takiej klasy jaką panicze byli... łaskawi uszkodzić... Nie będzie w stanie zaspokoić tak znacznych potrzeb, toteż opłacił odpowiednio nowy wehikuł, który panicze odebrać mają w punkcie, do którego się teraz udajemy... Podał też koordynaty świata w sektorze Moddell, na którym znajdziemy pana Daro Vexa i zapewnił, że jego przyjaciel zawsze znany był z hojnego wynagradzania dobrych pracowników. Wyraził też prośbę... Czy też życzenie, by panicze raczyli nie przynieść mu wstydu.
Droid wskazał ostatni akapit.
- Tutaj Jego Wielkość wspomina też, że razem ze statkiem na paniczów czekać będzie starannie wyselekcjonowany nowy współpracownik, zamiennik dla pana Harpera.

Zaledwie parę chwil później prom z wizgiem przeciążonych stabilizatorów wyszedł z nadprzestrzeni w punkcie docelowym. Dzwonki, wałki i metaliczne statuetki świętych zadzwoniły zgodnie, muzyka przez chwilę zamilkła, gdy moc obliczeniowa komputerów przerzucała się na skanowanie nowej przestrzeni wokół kadłuba.

Byli na obrzeżach... Ogromnego złomowiska. Cały otoczony kosmicznym złomem kompleks zdawał się dryfować na obrzeżach nieskartografowanego systemu. Światło słabej lokalnej gwiazdy pozwalało wychwycić jedynie obrysy sporych kadłubów kosmicznych jednostek. Pomiędzy całym morzem śmieci, fragmentów i części kryły się różnych rozmiarów statki kosmiczne, choć słabe warunki świetlne i interferencje ze złomu nie pozwalały na pełne przyjrzenie im się za pomocą wzroku czy skanerów. Gdzieś wystawał masywny dziób z wyraźnymi szybami mostka, gdzie indziej dysza potężnego silnika, bądź cała sekcja przystosowanego do transportu znacznych ilości towarów kadłuba. Były to statki zdecydowanie większe niż ich Orzeł. I sądząc po stanie powłok, które widzieli... Znacznie starsze i bardziej zapuszczone. Niektóre z nich wyglądały dziwacznie, jakby stworzone zostały przez jakieś rzadkie egzotyczne rasy.

Obrzeża śmietniska patrolowały lekkie zautomatyzowane i uzbrojone sondy, które momentalnie ruszyły ku promowi.
- Aiii! - zapiał Tinto. - One ładują blastery!!! O Sześcioręka Villo! O Bykorogi Kha'vud! Ja nie chcę umierać!!!
Wydawało się, że przerażenie zupełnie go sparaliżowało, ścisnął mocno swoje liczne amulety i zamarł jak kamień. Najwyraźniej liczne rytuały nie ułatwiały pogodzenia się z własnym odejściem.
Sekundę później w kierunku promu posypała się cała kawalkada energetycznego ognia z dwóch sond. Taka sama ilość była już w drodze. Prom wyposażony był w lekkie działko blasterowe, ale jego osłony były bardzo słabe i nawet niskoenergetyczna broń sond mogła go łatwo uszkodzić.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 12-03-2016 o 02:59.
Tadeus jest offline