Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2016, 13:06   #16
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Harvey stał zadowolony nad ciałem Łysego. Lubił kiedy tak pewni siebie goście leżeli u jego stóp i nie oddychali. Wsłuchał się w otoczenie, nic nie wskazywało że reszta łowców niewolników cokolwiek słyszała. Dopadł do ciała Łysego i zaczął przeszukiwać je by znaleźć to co go w tej chwili najbardziej interesowało… obrzyn z kilkoma śrucinami - na pewno się przyda, paczka fajek tym bardziej... jakiś prowizowany nóż wykonany z gwoździa kolejowego… nie przyda się... za to pałka teleskopowa nawet może od biedy… i wreszcie kluczyk do kajdanek.

Od razu spróbował uwolnić się z kajdanek planując kolejne posunięcie.

Drzwi wyglądały na solidne, nie było w nich żadnego okienka czy lufciku, były zbite ze zwykłych dech, ale dość solidnych, bo oparły się próbie czasu. Jednak w niektórych miejscach się rozeschły i utworzyły spore szczeliny, przez które być może udałoby się wyjrzeć na zewnątrz. Światło do pomieszczenia wpadało przez małe okienku u sufitu, wychodzące zapewne gdzieś nad poziomem gruntu, ale było zbyt wysoko i zbyt małe by mógł się nim przecisnąć.

Klucz pasował i kajdanki puściły. Chociaż odrobina szczęścia uśmiechnęła się do zabójcy. Pałkę teleskopową wsunął za pas i ruszył cicho w stronę drzwi. Starał się zdobyć lepszy przegląd pola które za chwilę miałoby się stać polem walki. Przede wszystkim interesowała go liczba przeciwników. Nie ogólna tylko liczba przeciwników których mógłby wyeliminować bez zaalarmowania reszty przeciwników. Półmrok pomagał w stylu walki O’Phelan’a. Rozglądał się przez szczeliny chcąc wyczekać moment aż przyjaciele Łysego zaniepokojeni zorientują się że z pomieszczenia “przesłuchań” nie wydobywają się żadne odgłosy. Miał nadzieję że ktoś przyjdzie sprawdzić co się dzieje i błędnie zinterpretuje sytuację ruszając od razu w stronę ciała Łysego. Ten moment chciał wykorzystać Harvey do poderżnięcia kolejnego gardła. Jeśli przyszłaby większa ilość przeciwników trzeba będzie zmienić plan. Nie ma jednak sensu wybiegać tak daleko, teraz należało zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Jak tylko O’Phelan zauważy że ktoś zmierza w jego kierunku odchodzi od drzwi i kryje się za framugą mając nadzieję że cień i bezszelestność mu pomogą.

Zabójca czaił się przy wejściu, podpatrując to co się dzieje na korytarzu. Nie widział wiele, wąskie szczeliny nie pomagały w obserwacji, miał oko tylko na jednego ze strażników, co robił drugi, nie miał pojęcia. Wreszcie ten, którego widział wstał i podszedł do drzwi, pukając w nie głośno: - Łysy, kurwa, co Ty z nim tam robisz? Wszystko okej?

O’Phelan postanowił nic z tym fantem nie robić. Zdecydował poczekać aż kumpel Łysego się zmartwi ciszą i wejdzie do środka. Jak tylko otworzą się drzwi zabójca wykona swój następny ruch. Przytulił się najbardziej jak mógł do ściany blisko drzwi by zwiększyć ewentualny zasięg ataku tym samym chciał zlać się z półmrokiem otoczenia żeby nie wpaść od razu w oczy przeciwnikowi i czekał.

Pukający nie doczekał się odpowiedzi:
- Ej - syknał do tego drugiego - Łysy nie odpowiada. Co robimy? - Załomotał ponownie w drzwi - Łysy - głos miał jednak już nie taki pewny - nie rób jaj, wyłaź.

Harvey zrezygnował z poprzedniego planu i stwierdził że czas wykonać ostrzejsze zagranie, podszedł cicho ze śrutówką sprawdzając czy aby na pewno załadowane są normalne śruciny do drzwi i przyłożył obrzyna do drzwi, po chwili gdy stwierdził że ktoś stoi idealnie przy drzwiach pociągnął za podwójny spust mówiąc głośno:
- Głupia sprawa… Łysy… wasz kumpel, leży tu ze mną z poderżniętym gardłem… mówiłem wam żebyście nie zadzierali ze mną… nie wasze progi… spierdalajcie zanim utocze z któregoś z was więcej juchy! Jak zaczniecie spieprzac teraz to może uciekniecie… - próbował zastraszyć śmiercią kolegi i mocnym zagraniem obrzynem zabójca. - nie uważacie że już mnie dostatecznie wkurwiliście!?

Śrut rozwalił połowę drzwi, drewno rozprysło się w drobny mak, a ołowiane śruciny, z których jedna była chyba z grubym śrutem, zraniły tego, który stał przy drzwiach. Harvey słyszał okrzyk bólu, widział jak leży za drzwiami zasypany odłamkami drewna i kurzem. Ten drugi wrzasnął i na oślep oddał kilka strzałów, które jednak nie dosięgły O’Phelana, spomiędzy rozwalonych dech mógł zauważyć jak po jego przemowie, ucieka po schodach na górę. To, że pobiegł po posiłki było więcej niż pewne.

Harvey błyskawicznie załadował kolejne dwa pociski do obrzyna i z nożem z dłoni wyskoczył zwinnym ruchem z pomieszczenia “przesłuchiwań”. Dopadł z nożem do trafionego przed chwilą przeciwnika i jeśli jeszcze żył ze spokojem robota skrócił mu męki. Mężczyzna krwawił z kilku ran na piersi i brzuchu, widocznie śrut wraz z odłamkami drewna skutecznie go zranił. O’phelan nie czekał, by ten się pozbierał. Poderżnął mu gardło szybko i sprawnie. Przeszukał trupa i znalazł parę drobiazgów, berettę z połową magazynka i pęk kilku kluczy. Jeden z nich pasował do zamka od drugiej piwnicy, gdzie zamknięty był Klama. Kiedy otwierał drzwi usłyszał na górze kroki stup, obutych w ciężkie obuwie.

Harvey jednak nie zwracał uwagi na odgłosy łowców niewolników. Szybko otworzył drzwi i szepnął do Klamy i reszty by poderwać ich do ucieczki:
- Może byście się ruszyli? Klama! Rusz dupę i udowodnij że potrafisz obsługiwac klamkę nie tylko drzwiową! Dajemy stąd nogę! - rzucił mu Berettę, a sam schował się szybko za ścianą by zyskać osłonę i zejść z linii wzroku i ognia “schodów”.

Kroki dało się słyszeć już na schodach, któryś z łowców niewolników pokonywał kolejne stopnie prowadzące na dół. Jednak zatrzymały się, Harvey zdążył zauważyć tylko buty, ale ktokolwiek był na schodach szybko się wycofał. Słyszał z góry tylko kilka głosów, spierających się ze sobą, wreszcie ze szczytu dało się słyszeć głośniejszy i wyraźniejszy głos, gościa, który był chyba szefem szajki: - Nie doceniliśmy Ciebie - szef kierował swoje słowa do O’Phelana - a ty załatwiłeś dwójkę naszych. Mam dla Was propozycję - przerwał - Słyszycie mnie tam na dole wszyscy? - dał im chwilę czasu po czym powiedział: - Nie wyjdziecie z tej piwnicy żywi… mamy czas, niedługo przyjadą nasi szefowie po towar. Przeczekamy was. Chyba, że ten który przyniesie mi obie klamki tam z dołu zostanie wypuszczony. Wszyscy zyskują, mi zostanie trójka z was czyli towar, którym i tak nie zmyję winy za stracenie dwójki ludzi, a jeden z was odejdzie wolny. To jak będzie?

Harvey odpowiedział głośno żeby wszyscy usłyszeli:
Miło mi, że mnie doceniasz! A jak zawalczymy o swoją wolność to będziesz musiał zatłuc nas wszystkich, to jeszcze bardziej wkurwi twoich szefów… możesz sobie na to pozwolić? Zero towaru i jeszcze dodatkowo te trupy po waszej stronie… niedobrze to wygląda. A wszystko nie zmienia faktu że kłamiesz kolego… nikogo nie masz zamiaru stąd wypuścić! A ja też mogę poczekać, mój oddział już mnie szuka. Godzinę temu miałem wrócić ze zwiadu... Znajdą nasze ślady przyjdą tutaj… macie dość ludzi żeby walczyć z dobrze uzbrojonymi żołnierzami? Wyobraź sobie kilkunastu takich jak ja, wolnych i szturmujących wasz piękny budynek! Nie kłamałem mówiąc że moge wam pomóc jak mnie wypuścicie… że moge uratować wam zarówno dupska jak i dać okazję do zarobku. Ale zbyt uparci jesteście żeby żyć… niech będzie i tak… - spojrzał na pomieszczenie w którym siedziała reszta więźniów - od razu mówię że jak ktoś da się nabrać na ten wasz kłamliwy pomysł to go zabije. I już będzie jednej sztuki towaru mniej.

O’Phelan wycelował broń w stronę schodów i ruszył cichym krokiem skradając się i korzystając z każdej osłony jaka była dostępna. Chciał zbliżyć sie do schodów, wystawić samą lufę broni i oddac strzał w kupę zebranych w jednym punkcie łowców.

Drzwi na szczycie schodów były zamknięte. Gdzieś za nimi, ale nie wiedział czy bezpośrednio za nimi, ktoś prowadził dyskusję, może nie głośno i kłótliwie, ale na tyle by ich było słychać z miejsca gdzie stał Harvey. Niestety słyszał tylko dźwięki i pojedyncze słowa, zbyt mało by wyciągnąć jakiś sens z tej rozmowy. Na dole w celi też usłyszał jakiś ruch, nie wiedział co zamierza Klama, ani czy jego groźba na niego podziałała. W każdym razie jednego gnata miał złapany wcześniej przed nim, a drugiego on, ręki by sobie nie dał obciąć za to, czy Klama nie spróbuje szczęścia. Z drugiej strony, łowcy stracili już dwójkę ludzi, tak łatwo nie odpuszczą im pewnie.

Harvey był pewny tylko jednego. Nie może dać się nabrać na zagrywkę łowców niewolników. Sam by też tak zrobił na ich miejscu. Tylko że chłopaki na górze nie mogli sobie pozwolić na zabicie ani poważne zranienie towaru którym handlują. Do tego jeszcze rzekome rychłe przybycie ich szefa też stawiało ich pod mocną presją czasu. Nie mogli wyjść przecież na nieudaczników. A O’Phelan mógł ciąć i strzelać nie przejmując się śmiercią przeciwników. Będą musieli podjąć jakieś kroki. Lepiej żeby reszta więźniów stanęła wtedy po jednej stronie barykady. Harvey wychylił się lekko zza schodów i wycelował obrzyna w stronę drzwi krzycząc do nich:
- I co ty na to szefie? Dogadujemy się czy zaczynamy się wyżynać nawzajem ryzykując że więcej gości zbiegnie się do zabawy jak usłyszy strzały?

Zabójca cały czas chciał grac na strachu łowców niewolników. Może i byli nieźli w podstępach i walce przeciwko kilku mniej umiejętnym osobom ale ryzyko jakie przedstawił im Harvey dość skutecznie powinna zacząć im grać na nerwach:
- Dość tych pogaduszek tam na górze! Decydujcie!

Harvey wiedział też że sam jest w o wiele gorszej sytuacji niż oni ale starał się to rozegrać tak jakby w ogóle się niczego nie obawiał. Nawet sprawnie mu szło biorąc pod uwagę że dwóch łowców już gryzło glebę. Oni wiedzieli że mają do czynienia z gościem który zakajdankowany zdjął ich kumpla Łysego zupełnie bez broni. To też działało na wyobraźnie i przydatnie w tej sytuacji gloryfikowało postać schwytanego naiwnie żołnierza.

Z na górze ucichły głosy, by po chwili, odezwał się ten należący do szefa: - Pierdol się!!! Dwóch naszych nie żyje, a z tej piwnicy nie ma wyjścia. Nie pójdziemy z pustymi rękami dzisiaj!!! - i znowu cisza. Szef łowców mówił na tyle głośno, że prócz Harveya słyszał go też Klama i reszta.

Harvey rzucił głośno:
- No to zobaczymy kto będzie pierdolił kogo pajacu! - zamilkł na chwilę i krzyknął - Klama?! Jesteś ze mną czy przeciwko mnie?! Wiesz że te patałachy was nie wypuszczą?! Naszą jedyną szansą jest wywalczenie sobie wyjścia! - odwrócił się w stronę pomieszczenia w którym siedziała reszta więźniów. Kątem oka zaczął się też rozglądać po pomieszczeniu chcąc wyłapać jakieś przedmioty które mogą się przydać w walce.

Klama wyglądał na niezdecydowanego. Niby miał dziewiątkę w łapie, ale widział co Harvey zrobił z Łysym i jednym ze strażników. Przełknął głośno ślinę, zbyt głośno jak na gust O’Phelana. - Wiem, że nas nie wypuszczą, ale stąd nie ma innego wyjścia, Ci żołnierze o których mówiłeś, za ile mogą tu być? - zapytał niepewnie. Harvey prócz belek, sztachet i metalowego prętu opartego w narożniku tego piwnicznego korytarza nie zauważył nic co mogłoby posłużyć za broń.

Harvey spojrzał na Klamę i kiwnął do niego głową:
Nie wiem za ile moi mogą tu być… Mam tylko nadzieję że ktoś usłyszy strzały i się zainteresuje tym faktem... Ale liczy się przede wszystkim tu i teraz… Musisz zdecydować Klama… w tej chwili. Walczysz ze mną ramię w ramię czy oddajesz mi broń i chowasz się do środka do celi i czekasz aż któraś ze stron wygra? - zaczekał chwile na reakcję i chwycił pręt stojący nieco dalej po czym wrócił na pozycję przy schodach. Spojrzał ostatni raz pytająco na Klamę czekając na ostateczną decyzję.

- Jaki masz plan - Klama nie okazywał entuzjazmu, podobnie jak pozostała dwójka. Jednak doszli do wniosku, przynajmniej na razie, że walka bratobójcza niczego im nie da. - Drzwi na górze są zamknięte a to jedyna droga chyba na górę.

O’Phelan kiwnął głową i odpowiedział ściskając w rekach pręt:
Niech tamta dwójka poszuka jakiejkolwiek innej drogi ucieczki stąd lub cokolwiek co może się przydać. A ty, Klama, stań po drugiej stronie - kiwnął głową na przeciwległy kąt schodów - Plan jest prosty i mało mozna w nim spierdolić… zabijamy kilku z nich… reszta się zniechęci i spieprzy… zobaczysz… - poczekał az Klama zajmie miejsce gdzie wskazał mu zabójca i wtedy cisnął prętem o drzwi czekając reakcji przeciwników. Miał nadzieję że otworzą ogień i trochę nadszarpną konstrukcję drzwi.

Pręt huknął o drzwi i upadł na schody z metalicznym dźwiękiem. Kiedy dźwięk wybrzmiał, zapadła na kilka chwil cisza, po czym znowu z góry odpowiedział im głos: - Co? Chcecie wyjść? Który przyniesie klamki? - wyglądało na to, że łowcy niewolników nadal wierzyli w powodzenie swojego planu. - Macie kwadrans, potem was wykurzymy z nory tak, jak to się robi z lisami.

Harvey rzucił do Klamy:
Kurwa… nic z tego… podaj mi Berette, spróbuję osłabić zawiasy w drzwiach i zamek. Chyba że masz dość pewności siebie że trafisz nie marnując więcej niż trzech pestek? - Harvey wyciągnął rękę po pistolet.

Klama parsknął: - Chyba Cię pojebało, jak oddam Ci pukawkę. Nie ufam Ci nawet na trochę, a co dopiero żeby Ci oddawać broń, sam strzelę - odpowiedział hardo współwięzień. Przyjął postawę strzelecką i chciał oddać strzały w kierunku drzwi. W tym momencie Harvey zerwał się błyskawicznie i celnym uderzeniem spróbował obezwładnić Klamę i przechwycić od niego Berettę.

Harvey zadziałał błyskawicznie, jednym, sprężystym ruchem doskoczył do Klamy i wyrwał mu broń, przeciwnik był zaskoczony, ale jednak zdążył uniknąć ciosu O’Phelana w głowę, przyklejając się do ściany za plecami. Zabójca miał obie klamki w ręku, tamten to wiedział, dlatego mrużąc oczy szacował swoje szanse w walce gołymi rękami.

Zabójca nie ryzykował, od razu przystąpił do kolejnego błyskawicznego ataku i potężnym kopem chciał ściąć głowę przeciwnika obezwładniając go ostatecznie. Potężny kopniak ściął Klamę z nóg i sądząc po tym jak leży w bezruchu stracił przytomność. Zabójca schował obrzyna za pas. W dłoni została Beretta, a do tego z rękawa wysunął nóż. Podszedł do dwójki pozostałych więźniów z wycelowaną bronią i pokazał lufa tylko gest by weszli z powrotem do swojej celi. Zamknął za nimi drzwi na klucz, wrócił do klamy i spiął mu ręce kajdankami. Krzyknął do łowców niewolników:
- No dobra! To pobawimy się inaczej! Albo szybko wymyślicie coś żebym sobie stąd poszedł albo zastrzelę po kolei każdą sztukę towaru! Tak się składa że nikt tu na dole nie prostestuje poki co... co wasi szefowie wtedy powiedzą? Wyjdziesz na nieudolnego pajaca… macie minutę później zaczynam zabijać wasz towar.

O’Phelan się wkurwił. Chciał spróbować uratować wszystkich ale jak nie będzie innego wyjścia nie miał zamiaru pomagać im za cenę własnego życia. Na dobrą sprawę był po prostu cynglem, potrafił zabijać z zimną krwią kiedy zajdzie taka potrzeba. Zawsze łatwiej się zabija tych złych i parszywych niż tych dobrych i niewinnych. Ale na to nie mógł już nic poradzić.
 
AdiVeB jest offline