Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2016, 13:15   #87
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Maarin nie zważając na to, że zbliża się niebezpiecznie do wroga, uniosła swój symbol i wypowiedziała modlitwę. Będący najbliżej nieumarły nagle przyspieszył i uderzył. Z trudem zeszła z drogi jego szponiastej łapy, a świetlista energia rozeszła się po okolicy, wysysając złą moc z ciał wrogów. Dwa z nich upadły do wody, ale inne ciągle stały i zbliżały się nieubłaganie. Promień z dłoni Valeriusa tym razem nie trafił, a topór Alana przeciął ciało nieumarłego, który jednak chyba nie zauważył tych obrażeń. Trzymana przez niego pałka uderzyła w bok półorka, wybijając mu powietrze z płuc i gwarantując siniaka. Harp trzymał się ciągle poza zasięgiem, po raz kolejny wbijając swoją pikę w jedno z ciał, lecz nie powalając go. Baylowi nie udało się go dobić, a Elin z trudem utrzymywała kolejnego z nich z dala od Lona, który wyciągnął towarzyszkę spod wody i zaczął ją ciągnąć na wysepkę. Kass pobiegła w ich stronę, widząc tu swoją szansę na stanie się przydatną.
Głośny wrzask rozległ się w pewnym oddaleniu. Bitaan dał z siebie wszystko w tym zawołaniu.

Ale widocznych stworów było już dziesięć. Cztery wyłoniły się z wody po przeciwnej stronie wysepki, pozostałe były blisko nich i tylko trzy zwróciły się w stronę oszukanego krzyku wywołanego bardzią magią i zaczęły tam sunąć. Walka jednak nie była bezgłośna i pozostałe ciągle skupiały się na ich grupie. Woda za nimi poruszała się, oznajmiając przybywanie następnych i następnych.
Bitwa ta była przegrana już na początku… Zaklinacz doskonale o tym wiedział. W tych bagnach mogły być dziesiątki truposzy czekających na sygnał do przebudzenia. Valerius zaatakował truposza znajdującego się najbliżej Lona magicznymi pociskami, by mieć pewność że tym razem jego atak dosięgnie wroga. Potrzebowali czasu na uratowanie Jiiiyi, a potem… pozostała szybka rejterada i mylenie wroga dźwiękowymi czarami i pieśniami. Półork zagryzł zęby, próbując zignorować piekące z bólu żebro. Chyba nie pękło, ale w napływie adrenaliny trudno było to chłopakowi ocenić. Topór zatoczył krótki łuk, tym razem wycelowany w uzbrojone ramię przeciwnika.
- Zachowajcie ciszę - syknął do towarzyszy Bitaan. - Wycofujemy się w stronę chaty.
Ponownie nabrał powietrza w dziób i krzyknął z głębi bagien. Tym razem jednak kraknięcie było cichsze, ale towarzyszył mu chlupot wody.
Harpagon beznamiętnie i bez słowa wbijał raz za razem bambus w kolejnych wrogów, nie wydając okrzyków i zbędnych hałasów. Było to równie emocjonujące jak ubijanie masła lub pranie, ale do tej pory dystans sprawiał, że był bezpieczny i dawało mu to okazję do nabijania zbyt blisko podchodzących drani. Oraz sprawnego odwrotu. Maarin skrzywiła się cofając o krok i powtórzyła modlitwę. Trzeba było zrobić tak jak sugerował Bitaan, tylko potrzeba było czasu aby przewodniczka została zaciągnięta w bezpieczne miejsce.
Zabijanie tych potworów nie szło im dobrze. Pociski Valeriusa trafiły tak celnie jak zawsze, powalając zbliżającą się do wyspy istotę, ale odwrócony zaklinacz nie zauważył jak z wody obok niego wynurza się kolejny z nich. Szponiasta łapa przeorała bok i udo, ból wybuchnął w głowie pesymistycznie nastawionego chłopaka, który o mało nie krzyknął. Elin doskoczyła do jego przeciwnika i przebiła go swoim mieczem na wylot.
- Wycofaj się! - syknęła do niego. Dźwięki wyczarowywane przez Bitaana odciągały uwagę części stworzeń, szczególnie tych znajdujących się dalej, wszyscy starali się więc zachowywać taką ciszę, jaką tylko mogli. Nie było to proste.
Potwór tuż obok Maarin nie odpuścił, jego szponów tym razem nie uniknęła. Przecięły one warstwy chroniące ciało kapłanki i zagłębiły się w miękkiej tkance górnej części piersi dziewczyny, pozostawiając krwawe, bolesne szramy. Kolejna modlitwa wyssała z niego negatywną energię. Upadł do wody, podobnie jak ten przy Valeriusie, osłabiony przez cios półelfki. Harp, Bayle i Alan na spółkę zarąbali jeszcze dwa inne - w tym jednego idącego już w zupełnie inną stronę. Przez chwilę tuż obok nich zrobiło się czysto.
Nie oznaczało to końca kłopotów, co to to nie. Czterej nieumarli właśnie wdrapywali się na wysepkę z drugiej strony. Z wody wynurzały się tam kolejne. Część do dźwięków barda miała po drodze właśnie przez nich. Rośliny w i na wodzie poruszały się wszędzie wokół nich, a Bitaan wiedział, że nie utrzyma tych dźwięków długo.
Co gorsza, Lon i Kass próbowali ocucić i wydobyć wodę z płuc przewodniczki, ale nie szło im najlepiej. Kobieta ciągle leżała bez życia.
Harpagon po prostu walczył dalej, najlepiej jak potrafił. Taktyka i planowanie starcia były zbędne, niechciane i wprowadziłyby tylko chaos, więc robił tak jak został poinstruowany - improwizował i pozwalał improwizować innym. Póki co działało, nikt nie był martwy, może poza przewodniczką. Ale nią nie przejmował się, wiedział że Maarin to wodna istota, z pewnością odratuje topielca.
Valerius na razie ignorował ból z rany. Będzie czas, to się nią zajmie… Na razie czasu nie było. Póki co Valerius wycofywał się w kierunku Lona i Kass, by wkrótce kolejnymi promieniami pozytywnej energii ranić truposzy. Póki co wykorzystał czas, by otoczyć się osłoną magicznej energii za pomocą czaru znanego powszechnie jako zbroja maga.
- Do chaty! - Bitaan nie odważył się krzyczeć, lecz uniósł lekko głos, by drużyna mogła go usłyszeć. Po raz ostatni wyczarował dźwięki czując jak zapętlona w jego krwi moc zaczyna go osłabiać. pomylił kroki swojego kruczego tańca i łapiąc równowagę postąpił kilka stóp do tyłu. Gorączkowo myślał co mogłoby im pomóc, gdyby chata i zachowanie ciszy nie dało im oczekiwanego schronienia. Sięgnął dłonią do pasa sam nie wiedząc po co sięgnąć. Wyczuł pod palcami kształt fiolki z magiczną miksturą.
Chata... chata jawiła się Alanowi raczej jak pułapka, niż schronienie. Ale jednak miała schody, a dzięki nim przynajmniej nie zostałby otoczony. Dlatego też półork zaczął powoli wycofywać się w ich kierunku. Tkwiła w nim jednak jakaś małą cząstka osobowości, która czuła satysfakcję z powalenia wroga i miała ochotę walczyć dalej.
Dla Maarin łatwiej było powiedzieć niż wykonać. Zostawiła truchło w stanie w jakim powinno być na samym początku i odwróciła się w stronę chatki. Nie można było dopuścić aby parszywe truchła odgrodziły im drogę.

Walka w ich wykonaniu jak zawsze charakteryzowała się zupełnym chaosem, spowodowanym różnicami w charakterach, które ciężko było im zignorować nawet w niebezpiecznych chwilach. Kiedy Alan i Maarin się cofali, Valerius rzucał na siebie zaklęcie, a Harpagon ciągle walczył w tym samym miejscu co wcześniej, nieskutecznie dźgając właśnie wchodzącego w zasięg jego piki stwora. Czterej nieumarli istotnie odgradzali im częściowo ucieczkę, głównie dlatego, że kierowali się ku Lonowi i Kass, próbującym uratować Jiiyę, ale żadne z nich nie było nauczonym pierwszej pomocy kapłanem i te próby ciągle zawodziły. Elin i Bayle cofnęli się na wyspę i paladyn wreszcie zauważył, że undine nie pospieszyła na pomoc rannej, więc zrobił to sam, odpychając przewodnika. Półelfka stanęła przed nimi. Kolejne cztery sylwetki wynurzyły się z wody niedaleko wysepki. Harpagon zauważył, że wokół niego nie ma już osłaniających go wcześniej przyjaciół, a stwory minęły jego długą i nieporęczną pikę.
Harpagon był pewny siebie - może to i potwory, ale miały po dwie ręce, dwie nogi, odpowiedni wygląd i ruszały się jak muchy w smole. Odrzucił pikę, jako już zbędną i przygotował się by z mieczem i tarczą stawić czoło przeciwnikom. Był pewien, że jego przeszkolenie, pancerz i niezdarność wrogów z łatwością pozwolą mu pokonać przynajmniej trójkę lub czwórkę, dlatego zlustrował tylko otoczenie by ustalić, jak będzie się poruszał, by nie napadła go na raz większa liczba. Zobaczywszy że wszyscy powoli wycofują się do chatki, sam również walcząc cofał się powoli w jej kierunku, mając nadzieję, że zostawi po sobie całkiem sporo posiekanych zwłok.
- Zabierajcie się stąd! Sio! Do chaty! - Bitaan machnął na towarzyszy. Po czym wystrzelił do przodu w kierunku, z którego przybyli. Nie odważył się wybrać innej drogi, gdyż nie miał czasu na drobne podtopienia i gubienie gruntu pod nogami. Wolał sprawdzoną ścieżkę.
Starał się przy tym omijać nieumarłych i na razie nie zwracać ich uwagi. Gdyby jednak jakiś robił za zawalidrogę, bard zamierzał użyć ostrza swojego bułata.
Plan który uwidział się mu w głowie wymagał szybkości działania… Musiał się postarać by uratować towarzyszy… uratować ich wszystkich!
Ponieważ poza kapłanką nikt specjalnie nie garnął się, by posłuchać Bitaana i ruszyć do chatki, to teren przy schodach był relatywnie pusty i bezpieczny. Dość, by półork mógł położyć swój topór i wyjąć łuk. Szczególnie, że szalony bard zaczął uciekać i na pewno wpadnie w łapy umarlaków.
Valerius miał swoją magię, miał osłonę magicznego zaklęcia… i miał szpony, cóż w pogotowiu.
Sam też nie znał się na uzdrawianiu, ale też znał swe ograniczenia, toteż posłał kolejny promień w pozytywnej energii w kierunku najbliższego truposza zagrażającego towarzyszom broni ratującym życie Jiiyi. Tyle mógł zrobić w tej sytuacji i tyle robił.
Krzyki Bitaana obecnie nie miały dla Valeriusa znaczenia. Dawno by się wycofał w kierunku chaty, gdyby sytuacja na to pozwalała.
Maarin postanowiła po raz ostatni użyć pozytywnej energii od swej bogini. Nim jednak to zrobiła zbliżyła się do tych stworów, które odgradzały im drogę do chatki. Chciała nieco ułatwić drogę ucieczki.
 
Asderuki jest offline