Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2016, 23:10   #81
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Maarin z uśmiechem na twarzy opuściła jaskinię. Czuła się spełniona, nie tylko w jeden sposób. Przeszła inicjację. Inicjację, którą sama zapoczątkowała. Było to tak inne od rytuałów illmarytów. Niby tam też z własnej woli przeszła święcenia, lecz wszystko było z góry ustalone. Dzień, pora tego dnia, sposób w jaki wszystko było ustalone. Po raz kolejny Maarin uznała iż czuła się związana w klasztorze. Teraz zaś była taka… rozwiązła.
Kapłanka uśmiechnęła się jeszcze szerzej do swoich myśli. Spojrzała na idącą obok Elin i niczym kotka złapała ją w talii i otarła się z pomrukiem wprost z gardła.
- Z chęcią powtórzę.
Elin zaśmiała się krótko i szczerze. Wydawała się rozluźniona, zupełnie inaczej niż jeszcze niedawno.
- Nie sądziłam, że… popłynę w tym kierunku, wiesz? - jej ramię również objęło niebieskoskórą.
Widzący ich wyjście z jaskini Bayle niemal przewiercał się wzrokiem, próbując w swojej głowie zrozumieć co się wydarzyło. Pytająco uniósł brwi.
- Coście tam znaleźli?
Kapłanka właśnie miała zdradzić fioletowowłosej Elin skrywany sekret lecz paladyn ją zaskoczył.
- Och… To - zająknęła się zaraz odzyskując rezon. Wskazała na krążący wokół jej głowy piękny bursztynowy kamień. Robiąc to mrugnęła do półelfki.
- Oraz ołtarz Sharess. Tym razem bez śladu zbrukania. Żałujcie, że was tam nie było. Cóż za widoki można było podziwiać ze szczytu! - Rozłożyła ręce postępując kilka kroków aby zawiesić się na szyi paladyna. - Mam nadzieję, że nie zanudziliście się na śmierć tutaj.
Zaskoczony Bayle zezował na kamień, który zatrzymał się w jednym punkcie, kiedy dziewczyna go objęła. Otoczył jednym ramieniem jej talię i zaśmiał się krótko.
- Powiedzmy, że nie. Harp trafił jakąś dużą jaszczurkę i piecze z niej kolację twierdząc, że będzie jak kurczak. Ja bym mu w tym do końca nie wierzył.
Undine zaśmiała się krótko.
- Jeśli on przygotowywał to wszystko będzie smakować tak samo. Zjadliwie, ale bez rewelacji. Bez przypraw co prawda to i ja bym wiele nie zdziałała.
Dziewczyna znów się zaśmiała i wywinęła z objęcia wracając do Elin. Ujęła ją za brodę.
- Zobaczmy czy nasz żołnierzyk ma lepszy humor.
Wzrok Bayla podążył za nią, a następnie przesunął po wszystkich wychodzących z jaskini.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że piękny widok i kamień tak poprawił ci humor… - zaczął, ale machnął ręką, bo Elin roześmiała się głośno, mrugając do paladyna. Wydawała się prawie tak entuzjastyczna jak Maarin albo Dia podczas swoich najlepszych dni.
- Ale ty pierwsza próbujesz tej przyrządzonej przez niego jaszczurki - powiedziała do undine, wskazując na mało apetycznie wyglądające mięso.
- Poświęcę się - Maarin przyłożyła dramatycznie wierzch dłoni do czoła idąc kilka kroków do ogniska.
- Nigdy nie mówiłam mój drogi, że to były tylko widoki natury. Zaprawdę Sharess pobłogosławiła nas swoją obecnością! Chwała jej za to! - skierowała się twarzą do wierzchołka wzniesienia. Kłaniając się przed, niewidocznym od dołu, ołtarzem oddała jeszcze dodatkową cześć swojej wspaniałej boginii.
Bayle wykazał się typową męską niedomyślnością, bo jedynie się uśmiechnął, wywołując tym samym chichot u Elin, wydawałoby się nie pasujący do niej zupełnie, oceniając ją po zachowaniu sprzed jeszcze kilku dni.
Maarin spojrzała z lekkim niedowierzaniem na swojego pierwszego kochanka. Podparła dłońmi boki zastanawiając się czy powinna oświecać paladyna. Uśmiechnęła się kocio odzwierciedlając charakter swej bogini.
- Och Bayle… - mruknęła nie powstrzymując się. Ujęła w błoniaste dłonie twarz Elin i bez krępacji znów złożyła pocałunek na jej ustach. Półelfka oddała go z radością, robienie pokazu paladynowi również musiała uważać za zabawne. Oczy Bayla rozszerzyły się i zakasłał. Zrobił to jednak z pewnym, niedużym uśmiechem. W końcu jego bogiem był Lathander a nie skromny Ilmater, więc przyjął to lepiej niż by mógł.
- No… no… - wydusił z siebie, nie wiedząc chyba co więcej powiedzieć.
- Jak chcesz mogłabym… mogłybyśmy? Nadrobić co straciłeś. Jak już uporamy się z dinozaurem - powiedziała undine zerkając w stronę ogniska.
Zakasłał jeszcze raz, nie odrywając od nich wzroku, bo Elin swobodnie obejmowała talię Maarin.
- Tu… chyba nie będzie to odpowiednim miejscem… i czasem… - aż tak otwarty nie był, na niego w końcu nie podziałała bezpośrednio moc Sharess.
Łagodny uśmiech wykwitł na twarzy kapłanki. Był niczym uśmiech matki patrzącej na niedoświadczone dziecko bojące się zrobić krok ku dorastaniu. Oczywiście Maarin nie miała prawa w ten sposób myśleć, będąc ledwo początkującą akolitką. To, że uczestniczyła w orgii i raz przespała się z mężczyzną nie oznaczało, że zjadła wszystkie rozumy. Jednak bogini otwierała umysł i łamała pewne bariery, które raz przekroczone zdawały się nie istnieć. Przyjemność miała jednak pewne zasady, nie dało się do niej zmusić. Dlatego też undine złapała dłonie i Elin i Bayla w swe dłonie i po prostu zaprowadziła ich do ogniska.
- Elin musisz mi w końcu zdradzić jak to robisz, że twoje włosy są fioletowe. To bardzo wdzięczny kolor - zmieniła temat.
Paladyn także nie kontynuował tego wątku, za to półelfka towarzyska jak nigdy wyciągnęła przed siebie swoją dłoń. Pojawiły się wokół niej różnokolorowe kryształki, wirując w powietrzu i mieniąc się w świetle ogniska. Wokół głowy dziewczyny na moment pojawiła się różnokolorowa tęcza.
- To musi być coś związanego z tym, moją mocą. Ciągle niewiele o niej wiem, nie spotkałam nigdy w życiu kogokolwiek do mnie podobnego.
- W końcu trafisz na kogoś. W tym czasie pomożemy ci sobie z tym uporać - odpowiedziała po chwili kapłanka oniemiała pięknym widokiem. Tęcza wokół głowy była niczym anielska aureola.


Maarin uciekała z resztą przed wściekłym zwierzęciem w duchu klnąc na zrządzenie losu. Myślała już, że nie będą mieli z nim problemu. Tak wpadając w bagna przypomniała sobie o malutkim dinozaurze. Nie wiedziała co się z nim stało. Może odnalazł swoją drogę. Świadoma była jednak, że nieco nierozważnie zostawiła go z Harpagonem i Baylem, a oni pewnie nawet nie zwracali na zwierze uwagi. Co mogła to zrobiła mimo wszystko.


Woda, dużo wody. Undine zadowalała się obecnością żywiołu. Gdyby nie niosła swojej zbroi na plecach pewnie po prostu płynęła by poprzez bagna nie przejmując się czymś tak zwykłym jak chodzenie. Jednak po dotarciu do wioski dostała dodatkowe przedmioty. Teraz obciążenie nieco utrudniało jej marsz. Niziutka w dość wysokiej wodzie brnęła tak samo szybko tylko dzięki błoniastym stopom. Buty musiały zostać przytroczone do tobołka. Po części idąc, po części skacząc po części płynąc Maarin utrzymywała tępo. Wciąż nie stała się na tyle jednością ze swym żywiołem aby zapomnieć o potrzebie oddychania powietrzem. Nie oznaczało to, że czasem ciekawie zaglądała pod powierzchnię aby zobaczyć zamglony obraz narybku oraz glonów. Ów rośliny przyjemnie łaskotały odsłoniętą skórę i gdyby kapłana była naga z pewnością wykorzystała by je do rozgrzania się niczym prawdziwa nimfa wodna. Którą z reszta nie była, ale nie było to w tym momencie ważne.


Chatka. Stała sobie samotnie, nikomu nie wadząc. Chłopaki dostali paranoi, bo przewodnicy mówili o nieumarłych. Kapłanka westchnęła tylko widząc zachowanie towarzyszy. Owszem przeszli wiele, ale jak do tej pory nie dostali żadnego powodu aby przestać ufać napotkanym osobom. Półelf był otwarcie wrogi, Lan ostatecznie pomógł, kupiec chciał współpracować, a tubylcy ich ugościli. Dlaczego teraz pojedyncza chatka na środku bagna miała by być podejrzana? Tyle się Maarin nasłuchała o pustelnikach w klasztorze, że nie odbierała tego widoku za złowrogi czy tez podejrzany.

- Zło, wróg... naprawdę? W którym momencie zaczęliście być tacy podejrzliwi? Chociaż nie, nie chcę wiedzieć... - undine uprzedziła możliwe nadchodzące pytania. Niewiele więcej zdołała powiedzieć, bo Bitaan zaczął swój wywód. Zaraz potem zaczął śpiewać.

- I to rozumiem - mruknęła podążając za bardem. - Chodźcie, pomysł z bambusem jest fajny, ale mnie chyba nie jest potrzebne takie zabezpieczenie także pójdę przodem. W razie czego wołajcie - zaakceptowała pomysł Harpagona idąc śmiało do przodu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 21-01-2016, 11:02   #82
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- No cóż... chciałbym uprzejmie przypomnieć wszystkim beztroskim duchom naszej drużyny, że mamy przewodników.- kciukiem wskazał dwójkę tubylców towarzyszących im od dłuższego czasu.- Którzy wyraźnie i nie raz stwierdzali że bagna są niebezpieczne i żyją na nich nieprzyjazne stworzenia. I że po zmroku by się nie zapuścili na nie.
Potarł podstawę nosa dodając z lekką irytacją.- Więc to nie podejrzliwość, a ostrożność. Nie twierdzę że tam w chatce są złe stworzenia, albo nam złowrogie... stwierdzam tylko, że nie powinniśmy lekceważyć uwag przewodników. W końcu oni, w przeciwieństwie do nas, przynajmniej coś wiedzą o tym miejscu.
Po kie licho im przewodnicy, skoro każdy ich w drużynie pozjadał wszystkie rozumy?!
Odetchnął głęboko uspokajając.- Poza tym... nie mówię żeby tylko część z nas szła. Proponuję jedną grupę na szpicy, a drugą nieco dalej w zasięgu głosu i wzroku.
Dlaczego on musiał tu pełnić głos rozsądku?! Najmniej się do tego nadawał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-01-2016 o 11:09.
abishai jest offline  
Stary 21-01-2016, 17:33   #83
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
No i biedny kot już nie tylko patrzył na psa, ale jeszcze ktoś go oblał wodą. Alanowi nie podobała się wizyta w wiosce ich obecnych przewodników, a chatka w takim miejscu jak to musiała wiązać się z czymś jeszcze gorszym.
- Jak już musimy iść- burknął, ale całkiem głośno- to przynajmniej nie maszerujcie jeden za drugim. Jak ktoś utknie, to zatrzyma wszystkich za sobą. A nie chcecie stać w bagnie. Trzeba się ruszać cały czas. Chyba, że przewodnicy znają bezpieczną ścieżką- półork spojrzał z nadzieją na Lona i Jiiiyę, niestety odpowiedziała mu cisza.
- Jeżeli ktoś się zapadnie w gruncie, to powinien położyć się na wodzie. Rzucanie się na ratunek może zaszkodzić zamiast pomóc. Bezpieczniej jest poczekać, aż znajdzie się stabilny grunt i rzucić stamtąd linę.
Pomysł Harpa z piką brzmiał sensownie i wypowiedziany był z żołnierską werwą. Tymczasem słowa Alana nie tylko jawnie mu przeczyły, ale podszyte były wątpliwościami i brzmiały dość mętnie. Z drugiej strony, przynajmniej znalazł w sobie dość siły woli, by wyrazić swój sprzeciw, więc może miał ku temu ważny powód? Chłopak próbował przypomnieć sobie jeszcze jakieś prawidła, które usłyszał lata temu, lecz nic nie przychodziło mu na myśl. Dodał więc tylko:
- Tym kijem lepiej sprawdzać dno przed sobą - wskazał na improwizowaną broń Harpagona. - Może przepłoszy ryby.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 21-01-2016, 18:29   #84
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Za długi - trzeźwo ocenił Harpagon, oglądając pikę. Dobre pięć kroków, od zaostrzonego czubka po koniec, mógł śmiało zapukać nią w okna na piętrze... gdyby gdzieś były jakieś okna. - Ale to nie problem.
Żołnierz wyciągnął sztylet i szybko wyciął dwumetrową tyczkę, oczywiście sprawdzając czy na ostrzu broni nie została szczerba, którą trzeba naostrzyć na nowo - Może niech każdy się w taką zaopatrzy? A pika przyda się inaczej. Będzie lepsza od liny, by ją podać z pomocą. Zwłaszcza jak zrobimy na jej końcu pętlę z paska lub sznura.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 27-01-2016, 17:50   #85
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Bayle szybko poparł słowa Harpagona, nie słowem a uczynkiem. Ściął bowiem kilka tyczek i rozdał je. Przewodnicy znali dżunglę, ale strach i niechęć do bagien sprawiała, że unikali tego miejsca i niewiele o nim wiedzieli. Stąd wiedza pozostałych i ich pomysły, były w cenie. Zwłaszcza, jak się nucący Bitaan przekonał, że grząskie bagno potrafiło wciągnąć zupełnie niespodziewanie i na narobić kłopotów lub przynajmniej strachu. Maarin musiała wyciągać go z mułu, w który na szczęście dla niego nie zapadł się cały. Cały za to był przez to mokry.
- Trzymajmy się dwójkami, na wyciągnięcie tyczki, ale tak jak zasugerował Alan nie chodźmy gęsiego.
Teraz kiedy już bard i kapłanka narobili hałasu i zbliżyli do chaty, omijanie jej i tak nie miało większego sensu. Dia w zgodzie w swoim wigorem i ciekawością podążyła za tą pierwszą dwójką. Elin podążyła z nią, biorąc od mężczyzn tyczkę. Kass zbliżyła się do Alana, w nim upatrując swojej pomocy do pokonania bagna. Nawet uśmiechnęła się do półorka mile. Lon spojrzał na swoją towarzyszkę i ruszył także. Jiiiya zamykała ten pochód.
Prawie jak wielka wyprawa do znajdującej się przecież blisko chaty.

Maarin dotarła w jej pobliże jako pierwsza. Okazało się, że postawiona została na płyciźnie, sięgającej najwyżej do kolan - za to równej. Podłoże wydawało się solidniejsze, więc właściciel tego domu musiał przemyśleć jego lokalizację.
I teraz zbiegał na dół, wymachując łapami i sycząc coś niezrozumiałego.


Był już na samym dole, kiedy zauważył, że zbierająca się na płyciźnie grupka kompletnie go nie rozumie. Zaczął więc od nowa, tym razem we języku handlowym, wspólnym dla całego Faerunu. Trudno go było zrozumieć nawet wtedy.
- Sssskósszaści! Csssiicho!
Zatrzymał się na samym dole, wysunął długi język i rozejrzał strachliwie. Bał się zdecydowanie kogoś innego od przybyłych pod jego chatkę ludzi i nieludzi. Wzrostem dorównywał najwyższym z mężczyzn, jego sylwetka zdecydowanie była humanoidalna, ale pokryta jaszczurzą skóra, z wyraźnymi dla tych gadów cechami. Nie wyglądał specjalnie groźnie.
- Tsserasss pssszyjdą! Sssssłyssszeli! Zjedzssssą zsssupę! Ssssnissszcsszą!

Nie zdążyli dopytać co przyjdzie, bo Jiiiya ciągle znajdująca się pośrodku głębszej części bagna, krzyknęła nagle i zniknęła pod wodą.
- Aaaaa! Jusssszz ssssą! - do jej krzyku dołączył jaszczuroczłek, pokazując palcem. - Ssssabiesszcie je sssstąd! Naróbcssie hałasssu gdssszie indzsssiej, to ssssobie ssspójdą!
Zanim jeszcze skończył syczek, z wody zaczęły wyłaniać się sylwetki innych humanoidów. Połączenia ludzi, jaszczurów i jakichś morskich istot, poruszające się niczym bezmyślne istoty, wprost na nich.


Najpierw pojawił się jeden, później dwóch i trzech. Wszyscy kilkanaście metrów przed płycizną. Z ich ust wypływała brudna woda, a ciała wydzielały odór, który prawie natychmiast poczuli. Po przewodniczce pozostały tylko bąbelki na powierzchni, a Lon bezgłośnie rzucił się w jej kierunku. Był jednak dość daleko, a cokolwiek wciągnęło pod wodę Jiiiyę, nie pojawiło się jak na razie na powierzchni. Za to za tymi trzema zbliżającymi się stworami roślinność poruszała się. Unoszące się na wodzie liście i kawałki drewna falowały. Trzciny i bambusy poruszały na boki. Nadchodziły następne. Widoczni wrogowie wyciągali ku nim swoje szponiaste łapy, brodząc w coraz płytszej wodzie.


 
Lady jest offline  
Stary 04-03-2016, 13:02   #86
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Czyny i ich konsekwencje. Valerius to rozumiał i dlatego obrzucił gniewnym spojrzeniem Maarin i Bitaana. Ich niefrasobliwość miała swoje koszty… a dokładniej, kosztowała czyjeś życie.
Ale może jeszcze dało się zaradzić temu? Zaklinacz ruszył w kierunku Lona licząc, że może jakoś we dwóch zdołają uratować Jiiiyę. Może nie wszystko stracone. Może…
Póki co skupił się na wymamrotaniu słów. Jego oczy zapłonęły czerwienią, a dłoń jasnym białym światłem, którego promień wystrzelił w kierunku najbliższego topielca, stojącego na jego drodze. Bo czym innym mogły być te stwory, jeśli nie nieumarłymi?

Harp postanowił wykorzystać długość swojej piki - nim jakikolwiek topielec podejdzie do niego, żołnierz zamierzał nadziać go na czubek, po czym cofnąć się i wyrwać, by użyć ponownie.

Koboldy to jedno, małe jaszczurki, które nawet nie wyglądają groźnie. Gnolle, choć duże, to jedynie dwunożne psy. Wielki jaszczur, z całą pewnością przerażający, wciąż mieścił się w świecie, który pojmował Alan. Ale te... monstra, wyglądały jak coś z koszmarów. Półork gorączkowo rozglądał się za drogą ucieczki, ale wszędzie wkoło były tylko bagna, w których zostałby wciągnięty pod wodę równie szybko jak Jiiiya. Kolejny raz znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, bo poszedł za tłumem.

Bitaan był wściekły. Nie dlatego że jego krzyki ściągnęły na nich atak. Wolał przyjąć ten atak teraz na prawie stałym lądzie, niż głębiej na moczarach. Był wściekły bo był mokry. Nie stronił od wody co pokazał w osadzie, ale wolał kąpać się na własnych warunkach. Był też głodny, a jak wiadomo - głodny Tengu to zły lub smutny Tengu. W tym przypadku był i zły i smutny.
- Kraaa! - Krzyknął gniewnie sięgając po bułat. - Kraaa!
Zamachał ramionami jak skrzydłami i ruszył do przodu zaczynając swój taniec śmierci.

Odór dobiegający od przeciwników i wcześniejsze słowa przewodników nie pozostawiały za wiele do myślenia. Nieumarli - zapewne tej samej rasy co mieszkaniec wioski. Azurowe oczy kapłanki zwęziły się, a jej twarz skrzywiła się w gniewnym grymasie. Wykrzyknęła słowa sprowadzające łaskę bogini. Łagodne światło błysnęło dotykając najbliższych. Wreszcie Maarin stanęła przed wrogiem z jakim również uczono ją walczyć. Illmater nie znosił nieumarłych i choć już nie jemu słała modły to nie zapomniała nauk. Sharess z resztą też nie przepadała za ścierwem, wszak co umarło już nie może zaznać przyjemności. Niech więc pozostanie martwe.


Promień z dłoni zaklinacza uderzył dokładnie w czoło stwora, którego głowa odskoczyła do tyłu. Coś chrupnęło w szyi, potwór zwolnił, lecz ciągle szedł, wygięty pod nienaturalnym kątem. Tak, to potwierdzało, że mają do czynienia z nieumarłymi. Lon był już przy miejscu gdzie zniknęła Jiiiya i za nic mając na razie przeciwników, wskoczył do wody, znikając pod nią. Harp uderzył swoją piką w najbliższego ze stworów, poczuł jak zagłębia bambus w gąbczaste ciało. Wyrwał go i ujrzał jak zamiast krwi wypływa coś przypominającego bardziej brudną, gęstą wodę lub błoto. Wrogowie nie wydawali dźwięków, zbliżając się w ciszy mąconej pluskiem wody.
Wszyscy bohaterowie poczuli w sercu dodatkową siłę. Nadziei. I odwadze. Nawet Alan poczuł jak robi mu się cieplej, a myśli o chęci ucieczki uspokajają się. Sprawili to Bitaan i Maarin na spółkę. Pierwszy swoim ptasim bardziej niż człowieczym występem. A ona swoją wiarą i modlitwą, na które odpowiedziała Sharess. Ruchy stały się pewniejsze, pomimo pewnych niewygód w intymnych miejscach, jakie niektórzy z nich odczuli.
Bayle ruszył razem z zaklinaczem i uderzył stwora, którego Valerius wcześniej "uszkodził". Jego oszroniony topór odrąbał kawałek głowy i posłał przeciwnika pod wodę. Elin rzuciła się zaraz za Lonem w stronę przewodniczki, a Dia sięgnęła po łuk, zakładając strzałę na cięciwę. Po walce z Rexem miała ich jednak już mało w swoim kołczanie. Kass stała obok Alana, ze sztyletem w dłoni, nie wiedząc co robić. Jej umiejętności nie do końca nadawały się na takiego przeciwnika.
A nieznajomy jaszczurowaty podskakiwał wokół.
- Sss! Niee! Musssicie idssciągnąć ich! SSss! Gdzsssie indzsssiej! Dźśsswięki prssszyciągną więssssej!
Rzucił się po schodach do góry swojego domu. Zdawał się mieć rację, bowiem za pierwszymi trzema, zaledwie kilka metrów dalej, z wody wynurzyły się kolejne cztery potwory. Dwa z nich oprócz szponiastych łap miały także pordzewiałą, zbutwiałą broń - topór oraz pałkę, która kiedyś była włócznią, ale została złamana dawno temu.

Maarin z pogardą na twarzy złapała za symbol Sharess. Zaciskając błoniastą dłoń na drewnianym okręgu podbiegła bliżej do przeciwników. Zdawało się to mało mądre gdyż tylu ich było. Kapłanka wyglądała jednak na przekonaną swojej decyzji. Uniosła wysoko, ponad głowę, symbol lubieżnej bogini zatrzymując się. Z nieba w ciszy spadł słup światła wprost na undine natychmiast rozbijając się w okrąg pozytywnej energii raniącej wszystkich nieumarłych w zasięgu.

Magia barda i kapłanki nie tylko dodała półorkowi odwagi. Budziła też w nim tę żądną krwi bestię, agresję orków, chęć zabijania. Osobowość Alana mogła być bardzo spolegliwa i ostrożna, ale krew to nie woda - Gruumsh dbał, by jego dzieci rozkoszowały się w walce, nawet te poślednie.
A może to po prostu była chęć chronienia Kass, która sprawiała wrażenie równie bezradnej, co półork przed krótką chwilą?
Jaki po temu nie byłby powód, Alan wziął w dłonie swój wierny topór i zaskakująco pewnym krokiem zbliżył się ku najbliższemu potworowi, biorąc potężny zamach mający odrąbać mu nogi.

- Zróbcie hałas w innym miejscu! Może są ślepe i tylko nas słyszą!- zasugerował Valerius sam skupiony na posłaniu kolejnej porcji energii w najbliższego truposza, by zniszczyć animującą go negatywną moc.
Jego celem było osłanianie Lona przed atakami, zwłaszcza gdy wynurzy się ze swą towarzyszką i będzie próbował ją cucić. Wtedy bowiem oboje będą bezbronni i zdani na łaskę truposzy.

Bitaan kontynuował swój taniec wymachując bułatem i z każdym wymachem ostrza budząc magiczną energię w swojej kruczej krwi. Jego kraknięcia jednak zaczynały słabnąć. Gdy jednak wydawało się że zaraz umilknie, zatrzymał się, wziął głęboki wdech odchylając się nieco do tyłu i wrzasnął ile sił w płucach… niemo.
Kruczy krzyk rozległ się nie tu, w ogniu walki, a dalej - w głębi moczar. Był przenikliwy, donośny i zdecydowanie niemiły dla uszu.

Używanie piki, jak już opanowało się jej noszenie i trafianie długim i niestabilnym końcem, było prostą sprawą - wbić, wyciągnąć, wbić, wyciągnąć, powtarzać do osiągnięcia pożądanego efektu lub podejścia wroga na tyle blisko, by była bezużyteczna. Co prawda pojedynczy pikinier nie był falangą, ale też powolne nieumarlaki nie były wyjącymi barbarzyńcami, dlatego Harp korzystał z przewagi zasięgu póki mógł. Skupił się na wrogach, ufny że przyjaciele sobie poradzą.I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fala ciepła i rozkoszy, która wlała się w niego. Łaska Sharees... jego ciało zareagowało na nią jak na dotyk kochanki, strach uciekł, a spodnie niebezpiecznie się napięły, tak więc u Harpagona w użyciu były dwie piki... odkrył też, że wbijanie fallicznej piki we wroga jest nienaturalnie rozkoszne! Ale nie zaprzątał sobie tym głowy, bo wrogów było więcej i więcej.

 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 04-03-2016 o 13:06.
Jaracz jest offline  
Stary 04-03-2016, 13:15   #87
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Maarin nie zważając na to, że zbliża się niebezpiecznie do wroga, uniosła swój symbol i wypowiedziała modlitwę. Będący najbliżej nieumarły nagle przyspieszył i uderzył. Z trudem zeszła z drogi jego szponiastej łapy, a świetlista energia rozeszła się po okolicy, wysysając złą moc z ciał wrogów. Dwa z nich upadły do wody, ale inne ciągle stały i zbliżały się nieubłaganie. Promień z dłoni Valeriusa tym razem nie trafił, a topór Alana przeciął ciało nieumarłego, który jednak chyba nie zauważył tych obrażeń. Trzymana przez niego pałka uderzyła w bok półorka, wybijając mu powietrze z płuc i gwarantując siniaka. Harp trzymał się ciągle poza zasięgiem, po raz kolejny wbijając swoją pikę w jedno z ciał, lecz nie powalając go. Baylowi nie udało się go dobić, a Elin z trudem utrzymywała kolejnego z nich z dala od Lona, który wyciągnął towarzyszkę spod wody i zaczął ją ciągnąć na wysepkę. Kass pobiegła w ich stronę, widząc tu swoją szansę na stanie się przydatną.
Głośny wrzask rozległ się w pewnym oddaleniu. Bitaan dał z siebie wszystko w tym zawołaniu.

Ale widocznych stworów było już dziesięć. Cztery wyłoniły się z wody po przeciwnej stronie wysepki, pozostałe były blisko nich i tylko trzy zwróciły się w stronę oszukanego krzyku wywołanego bardzią magią i zaczęły tam sunąć. Walka jednak nie była bezgłośna i pozostałe ciągle skupiały się na ich grupie. Woda za nimi poruszała się, oznajmiając przybywanie następnych i następnych.
Bitwa ta była przegrana już na początku… Zaklinacz doskonale o tym wiedział. W tych bagnach mogły być dziesiątki truposzy czekających na sygnał do przebudzenia. Valerius zaatakował truposza znajdującego się najbliżej Lona magicznymi pociskami, by mieć pewność że tym razem jego atak dosięgnie wroga. Potrzebowali czasu na uratowanie Jiiiyi, a potem… pozostała szybka rejterada i mylenie wroga dźwiękowymi czarami i pieśniami. Półork zagryzł zęby, próbując zignorować piekące z bólu żebro. Chyba nie pękło, ale w napływie adrenaliny trudno było to chłopakowi ocenić. Topór zatoczył krótki łuk, tym razem wycelowany w uzbrojone ramię przeciwnika.
- Zachowajcie ciszę - syknął do towarzyszy Bitaan. - Wycofujemy się w stronę chaty.
Ponownie nabrał powietrza w dziób i krzyknął z głębi bagien. Tym razem jednak kraknięcie było cichsze, ale towarzyszył mu chlupot wody.
Harpagon beznamiętnie i bez słowa wbijał raz za razem bambus w kolejnych wrogów, nie wydając okrzyków i zbędnych hałasów. Było to równie emocjonujące jak ubijanie masła lub pranie, ale do tej pory dystans sprawiał, że był bezpieczny i dawało mu to okazję do nabijania zbyt blisko podchodzących drani. Oraz sprawnego odwrotu. Maarin skrzywiła się cofając o krok i powtórzyła modlitwę. Trzeba było zrobić tak jak sugerował Bitaan, tylko potrzeba było czasu aby przewodniczka została zaciągnięta w bezpieczne miejsce.
Zabijanie tych potworów nie szło im dobrze. Pociski Valeriusa trafiły tak celnie jak zawsze, powalając zbliżającą się do wyspy istotę, ale odwrócony zaklinacz nie zauważył jak z wody obok niego wynurza się kolejny z nich. Szponiasta łapa przeorała bok i udo, ból wybuchnął w głowie pesymistycznie nastawionego chłopaka, który o mało nie krzyknął. Elin doskoczyła do jego przeciwnika i przebiła go swoim mieczem na wylot.
- Wycofaj się! - syknęła do niego. Dźwięki wyczarowywane przez Bitaana odciągały uwagę części stworzeń, szczególnie tych znajdujących się dalej, wszyscy starali się więc zachowywać taką ciszę, jaką tylko mogli. Nie było to proste.
Potwór tuż obok Maarin nie odpuścił, jego szponów tym razem nie uniknęła. Przecięły one warstwy chroniące ciało kapłanki i zagłębiły się w miękkiej tkance górnej części piersi dziewczyny, pozostawiając krwawe, bolesne szramy. Kolejna modlitwa wyssała z niego negatywną energię. Upadł do wody, podobnie jak ten przy Valeriusie, osłabiony przez cios półelfki. Harp, Bayle i Alan na spółkę zarąbali jeszcze dwa inne - w tym jednego idącego już w zupełnie inną stronę. Przez chwilę tuż obok nich zrobiło się czysto.
Nie oznaczało to końca kłopotów, co to to nie. Czterej nieumarli właśnie wdrapywali się na wysepkę z drugiej strony. Z wody wynurzały się tam kolejne. Część do dźwięków barda miała po drodze właśnie przez nich. Rośliny w i na wodzie poruszały się wszędzie wokół nich, a Bitaan wiedział, że nie utrzyma tych dźwięków długo.
Co gorsza, Lon i Kass próbowali ocucić i wydobyć wodę z płuc przewodniczki, ale nie szło im najlepiej. Kobieta ciągle leżała bez życia.
Harpagon po prostu walczył dalej, najlepiej jak potrafił. Taktyka i planowanie starcia były zbędne, niechciane i wprowadziłyby tylko chaos, więc robił tak jak został poinstruowany - improwizował i pozwalał improwizować innym. Póki co działało, nikt nie był martwy, może poza przewodniczką. Ale nią nie przejmował się, wiedział że Maarin to wodna istota, z pewnością odratuje topielca.
Valerius na razie ignorował ból z rany. Będzie czas, to się nią zajmie… Na razie czasu nie było. Póki co Valerius wycofywał się w kierunku Lona i Kass, by wkrótce kolejnymi promieniami pozytywnej energii ranić truposzy. Póki co wykorzystał czas, by otoczyć się osłoną magicznej energii za pomocą czaru znanego powszechnie jako zbroja maga.
- Do chaty! - Bitaan nie odważył się krzyczeć, lecz uniósł lekko głos, by drużyna mogła go usłyszeć. Po raz ostatni wyczarował dźwięki czując jak zapętlona w jego krwi moc zaczyna go osłabiać. pomylił kroki swojego kruczego tańca i łapiąc równowagę postąpił kilka stóp do tyłu. Gorączkowo myślał co mogłoby im pomóc, gdyby chata i zachowanie ciszy nie dało im oczekiwanego schronienia. Sięgnął dłonią do pasa sam nie wiedząc po co sięgnąć. Wyczuł pod palcami kształt fiolki z magiczną miksturą.
Chata... chata jawiła się Alanowi raczej jak pułapka, niż schronienie. Ale jednak miała schody, a dzięki nim przynajmniej nie zostałby otoczony. Dlatego też półork zaczął powoli wycofywać się w ich kierunku. Tkwiła w nim jednak jakaś małą cząstka osobowości, która czuła satysfakcję z powalenia wroga i miała ochotę walczyć dalej.
Dla Maarin łatwiej było powiedzieć niż wykonać. Zostawiła truchło w stanie w jakim powinno być na samym początku i odwróciła się w stronę chatki. Nie można było dopuścić aby parszywe truchła odgrodziły im drogę.

Walka w ich wykonaniu jak zawsze charakteryzowała się zupełnym chaosem, spowodowanym różnicami w charakterach, które ciężko było im zignorować nawet w niebezpiecznych chwilach. Kiedy Alan i Maarin się cofali, Valerius rzucał na siebie zaklęcie, a Harpagon ciągle walczył w tym samym miejscu co wcześniej, nieskutecznie dźgając właśnie wchodzącego w zasięg jego piki stwora. Czterej nieumarli istotnie odgradzali im częściowo ucieczkę, głównie dlatego, że kierowali się ku Lonowi i Kass, próbującym uratować Jiiyę, ale żadne z nich nie było nauczonym pierwszej pomocy kapłanem i te próby ciągle zawodziły. Elin i Bayle cofnęli się na wyspę i paladyn wreszcie zauważył, że undine nie pospieszyła na pomoc rannej, więc zrobił to sam, odpychając przewodnika. Półelfka stanęła przed nimi. Kolejne cztery sylwetki wynurzyły się z wody niedaleko wysepki. Harpagon zauważył, że wokół niego nie ma już osłaniających go wcześniej przyjaciół, a stwory minęły jego długą i nieporęczną pikę.
Harpagon był pewny siebie - może to i potwory, ale miały po dwie ręce, dwie nogi, odpowiedni wygląd i ruszały się jak muchy w smole. Odrzucił pikę, jako już zbędną i przygotował się by z mieczem i tarczą stawić czoło przeciwnikom. Był pewien, że jego przeszkolenie, pancerz i niezdarność wrogów z łatwością pozwolą mu pokonać przynajmniej trójkę lub czwórkę, dlatego zlustrował tylko otoczenie by ustalić, jak będzie się poruszał, by nie napadła go na raz większa liczba. Zobaczywszy że wszyscy powoli wycofują się do chatki, sam również walcząc cofał się powoli w jej kierunku, mając nadzieję, że zostawi po sobie całkiem sporo posiekanych zwłok.
- Zabierajcie się stąd! Sio! Do chaty! - Bitaan machnął na towarzyszy. Po czym wystrzelił do przodu w kierunku, z którego przybyli. Nie odważył się wybrać innej drogi, gdyż nie miał czasu na drobne podtopienia i gubienie gruntu pod nogami. Wolał sprawdzoną ścieżkę.
Starał się przy tym omijać nieumarłych i na razie nie zwracać ich uwagi. Gdyby jednak jakiś robił za zawalidrogę, bard zamierzał użyć ostrza swojego bułata.
Plan który uwidział się mu w głowie wymagał szybkości działania… Musiał się postarać by uratować towarzyszy… uratować ich wszystkich!
Ponieważ poza kapłanką nikt specjalnie nie garnął się, by posłuchać Bitaana i ruszyć do chatki, to teren przy schodach był relatywnie pusty i bezpieczny. Dość, by półork mógł położyć swój topór i wyjąć łuk. Szczególnie, że szalony bard zaczął uciekać i na pewno wpadnie w łapy umarlaków.
Valerius miał swoją magię, miał osłonę magicznego zaklęcia… i miał szpony, cóż w pogotowiu.
Sam też nie znał się na uzdrawianiu, ale też znał swe ograniczenia, toteż posłał kolejny promień w pozytywnej energii w kierunku najbliższego truposza zagrażającego towarzyszom broni ratującym życie Jiiyi. Tyle mógł zrobić w tej sytuacji i tyle robił.
Krzyki Bitaana obecnie nie miały dla Valeriusa znaczenia. Dawno by się wycofał w kierunku chaty, gdyby sytuacja na to pozwalała.
Maarin postanowiła po raz ostatni użyć pozytywnej energii od swej bogini. Nim jednak to zrobiła zbliżyła się do tych stworów, które odgradzały im drogę do chatki. Chciała nieco ułatwić drogę ucieczki.
 
Asderuki jest offline  
Stary 04-03-2016, 22:25   #88
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Moc przywołana przez Maarin przeciwko czterem zbliżającym się nieumarłym nie okazała się tak skuteczna, jak liczyła na to kapłanka. Zła energia została wyssana z tylko jednego z nich, powalając na ziemię bezwładne ciało. Strzały Alana i Dii unieszkodliwiły drugiego, promienie z dłoni Valeriusa i Kass także dosięgły celów, ale nie zabiły nikogo. Wolno cofający się Harp stanął nagle przeciwko dwóm przeciwnikom. Jednej szponiastej łapy uniknął, ale druga z ogromną siłą przeorała mu ramię, przebijając się przez zbroję. W odwecie ani razu nie trafił skutecznie. Jego broń nieskutecznie zsunęła się po śliskim, zaskakująco twardym cielsku.
Bayle pomógł w jakiś sposób przewodniczce, która zakasłała. Podniósł ją i ruszył w stronę schodów, wbiegając na nie jako pierwszy, osłaniany przez Elin i Lona. Ten drugi trafił i sam oberwał od truposza. Szponiasta łapa przecięła pierś tubylca, ale ten nie cofnął się. Schody były wąskie, swobodnie mogła walczyć na nich tylko jedna osoba, z ewentualnie drugą wspomagającą ją z tyłu za pomocą długiego oręża. Nieumarli ze wszystkich stron ciągle się zbliżali. I pojawiali się nowi. A drzwi chaty na szczycie tych schodów wyglądały na zamknięte.

Bitaan rzucił się w zupełnie inną stronę niż wszyscy. Brodząc w wodzie głębokiej niemal do pasa wracał samotnie, w dziwnym heroicznym odruchu. Gdyby przeżył, to jaka byłaby to opowieść! Lecz gdyby nie, to kto napisałby opowieść?!
Nieumarły wyłonił się z wody zupełnie niespodziewanie i bard nie zdążył się w pełni uchylić przed łapą, która zahaczyła go, przecinając ubranie, pióra i skórę. Ale to nie zatrzymało Bitaana, oddalającego się coraz bardziej. Otaczało go nieprzyjazne bagno. Wokół woda i rośliny poruszały się, zwiastując obecność większej ilości wrogo nastawionych istot.
- Miałeś farta - syknął Harpagon przez zęby, ignorując ból. W końcu czym jest ból, jeżeli nie głupią informacją co się dzieje z twoim ciałem. Tak samo jak w czasie ćwiczeń obite posiniaczone ciało nie było wymówką, tak samo teraz - nieważne co te istoty mu zrobią, dopóki będzie oddychał, jego broń będzie w ruchu, a ataki się nie skończą.
Nie tak łatwo było wykończyć Harpa, choć trzeba przyznać że nie docenił przeciwnika. Drugi raz nie popełni tego błędu... tak mu się przynajmniej zdawało.
Jiiiya była w miarę żywa i w miarę bezpieczna. To wystarczyło… Zaklinacz nadal używając swojej magicznej sztuczki do niszczenia nieumarłych także zaczął się wycofywać w kierunku chatki. Nie wiedział co planuje bard, ale też i nie bardzo mógł mu pomóc w tej chwili. Nieumarłych było sporo, a Valerius nie był w stanie ich niszczyć dość szybko, by móc szarżować na oślep. Bohaterstwo… miało dla niego sens, jeśli w czymś pomagało. Brawury Valerius nie cenił.
- No no! Nie dotykamy artysty! - Bitaan kraknął głośno gdy umknął przed nieumarłym. Sięgnął jedną ręką do sakiewki i wysupłał z niej fiolkę z przeźroczystą cieczą.
- Oby to zadziałało… - mruknął do siebie.
Drugą dłonią zaczął wygrywać rytm na bębenkach. Głośny, chaotyczny, skupiający uwagę. Dziobem odkorkował miksturę, którą teraz trzymał w prawicy.
- Hej! Hej! Hej! - zaczął krzyczeć ile sił w płucach. Wreszcie wziął głęboki wdech patrząc na nieumarłego, który niedawno go próbował złapać. Na jego wyciągnięte w stronę barda ręce. Obserwował też uważnie otoczenie i oglądał się za siebie gotowy działać gdy tylko nieumarli pojawią się obok niego. Oczy miał wszędzie.
Bitaan najwyraźniej do szczętu oszalał, choć Alan od początku uważał, że ta natura lekkoducha nie była normalna. Samemu, na bagnie i otoczony przez trupy prosił się o śmierć, zaś półork mógł mieć jedynie nadzieję, że tengu miał jakiś plan. Póki co Alanowi pozostawało próbować chociaż ostrzelać nieumarłych dobierających się do barda.

Maarin porzuciła symbol, zawisający na sznurku wokół jej szyi. W końcu wzięła do ręki swoją buławę i zaatakowała nieżywego i ruszającego się błotniaka. Jej twarz wykrzywiał grymas obrzydzenia.
Będąc prawie w całej grupie, poradzili sobie bez większych trudów z pozostałymi nieumarłymi na wysepce. Okazało się, że przedstawienie Bitaana działa. Coraz więcej stworzeń kierowało się w jego kierunku, niektóre nawet wychodziły przy tym na skraj wyspy i ignorując znajdującą się na niej grupę, parło w stronę barda. Harp wycofał się z zasięgu nieumarłych, zabijając jednego z nich i razem wszyscy mogli już wejść na schody. Na ich szczycie przejścia broniły zamknięte drzwi, za których lokator tej chatki syczał cicho.
- Idśśście ssssobie! Wy śsssli, wy ssssprowadzić sssło!

Bitaan w tym czasie wszedł na suchy kawałek lądu, ten sam który minęli wcześniej kierując się w drugą stronę. Potwory pojawiały się wszędzie od strony bagien, woda poruszała się, niektóre wdrapywały się na wyspę, inne wyłaniały z wody. Część jeszcze znajdowała się przy chacie, ale wszystkie parły ku niemu. Jeden wyskoczył z trzcin, jego szpony rozdarły pióra i ciało na plecach zaskoczonego tengu. Otaczały go bardziej z każdą chwilą.

Bard krzyknął żałośnie czując ból na plecach. Odruchowo postąpił do przodu, byle z dala od źródła nieszczęść (przy czym nie dopuszczał do siebie myśli, że sam jest dla siebie źródłem nieszczęść).
- Uch… dziękuję wam wszystkim za tak liczne przybycie… - stęknął odwracając się do nieumarłego, który go tak dotkliwie poszarpał. - Artysta schodzi ze sceny... przez wasze nieobycie…
Przechylił dziób i wlał w siebie zawartość fiolki modląc się do swej bogini by mikstura niewidzialności zadziałała. Zamarł w bezruchu wstrzymując oddech, obserwując reakcję nieumarłych.

- Gospodarzu kochany - Maarin odpowiedziała równie cicho gdy już znalazła się bliżej drzwi po przepychaniu się pomiędzy towarzyszami. - Nie jesteśmy źli. Jesteśmy tylko podróżnikami, nie wiedzieliśmy. Wpuść nas proszę. Jesteśmy po twojej stronie, jesteśmy żywi i nie chcemy stać się jak oni. Bez twojej pomocy nam się nie uda.
Valerius… zrobił to samo. Przyczaił się i przestał używać magii. Skoro nieumarli odpuszczali walkę zaklinacz nie zamierzał marnować poświęcenia Bitaana i skupił się na pilnowaniu bezpieczeństwa paladyna i dwójki przewodników. Dalsza walka wszak nie miała sensu... nie wybiją wszak wszystkich truposzy w całym bagnie. Zresztą animująca je siła zapewne mogła wszak ponownie ożywić za kilka godzin lub podczas kolejnej nocy.
- A podobno to Ja jestem ekspertem od głupich, heroicznych zagrywek - mruknął do towarzyszy Harpagon - mam nadzieję że ma jakieś sztuczki w zanadrzu, bo jak na moje oko prowadzi trupy na obiad T-rexowi. Byleby sam nie został przystawką. Zejdę na dół i zabiję jeszcze kilka, dopóki są odwrócone plecami i rozproszone - dodał żołnierz i postawił nogę na niższym stopniu.
- Tak… ty jesteś ekspertem od głupich zagrywek. Bo heroizmu w nich wiele nie ma.- burknął cicho Valerius rozwścieczony i przerażony słowami Harpagona.- Kruczy bard ryzykuje skórę, by naprawić swój błąd, a ty musisz to wszystko zepsuć, by popisać się przed innymi jak to sobie dzielnie machasz mieczykiem. Zabijesz parę truposzy? Po kie licho? Po to by kolejne kilkanaście wygrzebało się z bagna i dla odmiany zaczęło atakować nas?
Położył rękę na ramieniu wojownika i dodał stanowczym głosem na koniec.-
Nigdzie nie pójdziesz, tylko dla odmiany zrobisz coś pożytecznego dla wszystkich: siądziesz na zadku zamkniesz gębę i przestaniesz sprawiać kłopoty.
- Cicho! - syknęła na nich Dia. Stali na schodach, ale pod nimi przemieszczali się nieumarli, podążając w stronę Bitaana, którego krzyki i gra nagle zamilkły.
Lon zamykający całą ich grupę, stanął na drodze Harpa i pokręcił głową, nie zamierzając go przepuścić. Wydawało się bowiem, że truposze wreszcie odpuściły i w pełni zainteresowały się tymi głośniejszymi odgłosami.
- Sśśli! - odpowiedź jaszczuroczłowieka ledwo dotarła do uszu Maarin, bo ten mówił bardzo cicho, a jej towarzysze nagle stali się gadatliwi. - Gadają! Hałassssują! Niech ich sjedsssszą!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-03-2016, 17:18   #89
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Praca wspólna

Bitaan nie słyszał tych rozmów. Widział jeszcze kompanów, stojących na schodkach do chaty, ale miał zdecydowanie inne problemy. Zniknął i zamilkł… co wcale nie znaczyło, że stworzenia nagle wzięły i odeszły. Ten najbliżej niego zaczął niebezpiecznie wymachiwać łapami, na szczęście bard uchylił się przed nimi. Inne także wyciągały pazury do przodu i ciągle kierowały ku tengu. Szły tam, gdzie słyszały i może widziały trubadura. Pozostanie w miejscu nie wyglądało na dobry pomysł.

Bitaan kraknął w duchu łapiąc się odruchowo za dziób byle by go nie rozewrzeć. Niewielkie, krucze serce biło jak oszalałe, gdy bard próbował zachować zimną krew.
Powtarzał sobie, że nie mogły go widzieć. Mogły tylko iść tam gdzie go ostatnio widziały… i kierować się słuchem. Należało się stamtąd zmywać.
Po uniku odsunął się nieco w bok i przygarbiony, z dziobem niemal przy tafli bajora zaczął powoli wracać w stronę chaty. Powoli - by nie rozchlapywać wody i nie zwracać na siebie uwagi. Zamierzał omijać nieumarłych licząc na to, że mikstura będzie działać wystarczająco długo.
Maarin odwróciła się do gadających chłopaków.
- Uciszcie się..! - syknęła równie cicho co wcześniej. Była zezłoszczona. Nie dość, że płoszą gospodarza, to jeszcze ściągają nieumarłych.
- Gospodarzu, proszę. Jesteś naszą jedyną drogą ratunku. Wyjrzyj przez okno, zobacz, że nieumarli odchodzą. Nie zostawiaj nas w potrzebie. Nie jesteśmy źli, brakuje nam tylko wiedzy. Proszę podziel się nią z nami, a nie ściągniemy więcej kłopotów - zwróciła się znów do jaszczuroczłeka nie podnosząc głosu.
- SSśślii! - wysyczał, ale usłyszała skrzypienie desek, kiedy przemieszczał się. Okiennica uchyliła się i Maarin zauważyła, że gospodarz istotnie wygląda na zewnątrz.

Bitaan czuł, że czeka go jedna z największych prób w jego życiu. Cofnął się spoza zasięgu ramion nieumarłych, których pazury przecięły powietrze tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Nie wiadomo czy to ze względu na niewidzialność, czy może nagłą ciszę, żaden z nich nie podążył za nim, kiedy skradał się ponownie w stronę wody. Ostrożnie wyminął zarośla i wkroczył do wody.
Wtedy coś plusnęło.
Stwory jak jeden mąż odwróciły się w jego stronę, z ich otwartych paszcz wypłynęła brudna woda. Zamarł. Przed nim do pokonania było kilkadziesiąt metrów. Widział jak na jego drodze porusza się woda. Z wysepki z chatą dopiero schodziły ostatni wrogowie. Ich także musiał jakoś minąć, a niewidzialność nie ułatwiała zachowania ciszy. Z drugiej strony stwory też nie chodziły bezgłośnie. Może mógł udawać jednego z nich, ale to należało wypróbować…
Serce półorka łomotało z nerwów. Szalony bard co prawda ładował go w jedną kabałę za drugą, ale w tej chwili, gdy groziła mu okrutna śmierć z rąk nieumarłych, Alan musiał sam przed sobą przyznać, że się o niego martwi... i nie chciałby, żeby zginął.
Kapłanka zaś spojrzała groźnie po wszystkich przykładając palec do ust. Bardzo potrzebne im było teraz schronienie i gdyby któryś z towarzyszy znów zaczął gadać mogli znaleźć się bez drogi ratunku. Sama również była ciekawa czy jej słowa były do końca prawdziwe. Widziała jak bard zapuszcza się z powrotem na bagna, ale nie wiedziała co stało się potem.
Harp znieruchomiał. Nie było to łatwe, bo sytuacja aż wołała, by coś zrobił, poza tym było gorąco i pot pod zbroją swędział... ale miał na sobie tyle żelastwa, że każdy ruch oznaczałby hałas.
Valerius nie odzywał się. Czekał. Od czasu do czasu zerkał na ledwo odratowaną przewodniczkę sprawdzając czy jeszcze dycha… na Bitaana już nie patrzył. Kruk zniknął za pomocą jakiejś magicznej sztuczki, więc nie było sensu go szukać wzrokiem. Oby przeżył… Mordine skinął jedynie ponaglająco głową na Maarin. Miała rację, że wszyscy powinni być cicho… prawie.Skoro rozpoczęła negocjacje… powinna je dokończyć. Reszta musiała milczeć i czekać na rozwój sytuacji. I być w pogotowiu, gdyby sytuacja rozwinęła się źle.
Bitaan miał mnóstwo pomysłów. Każdy z nich zakładał bycie daleko stąd, chociażby w przytulnej karczmie. Do obecnej sytuacji mógł mieć tylko zastrzeżenia. Beształ się w duchu za swoją brawurę, która wpędziła go w nie lada kłopoty. Tak bardzo się ganił i tak mocno chciał się znaleźć gdzie indziej, że niemal zignorował nagłe olśnienie, które go trzepnęło w dziób.
Jestem trupem” - pomyślał. Stwierdzenie to było wielce dwuznaczne. Upominał się nim, by zachować sztywność ruchów i nieregularność w krokach. Z drugiej strony niewątpliwie będzie trupem, jak się to wszystko nie uda.
Starając się wciąż nie wydawać żadnych strachliwych pisków, wziął na cel jednego z nieumarłych i zaczął naśladować jego manierę bycia. Jako że rola nie była letka, ani mierna, to musiała być gra aktorska na najwyższym poziomie.
Imitując ruchy nieumarłego starał się wpasować w jego unikalny, chaotyczny rytm. Robił krok wtedy gdy on. Hałasował równo z nim. Starał się przy tym kierować w stronę wyspy, by po drodze złapać rytm następnego najbliższego potwora.
I na bogów… modlił się.
Szło mu... źle. Czy był to strach, czy woda nie współpracująca z nieprzystostowanym do tego rodzaju aktywności ciałem tengu, dość powiedzieć, że każdy prawie jego ruch przyciągał uwagę nieumarłych. W jakiś sposób wiedziały, że to nie jeden z nich wydaje te dźwięki i wszystkie powoli kierowały się w jego stronę. Jego szczęście polegało właśnie na ich niespiesznym tempie, lekkiej niepewności. Lecz jednak. Pierwszy minięty odwrócił się gwałtownie, a otwartych, cuchnących ust poleciała mu spora porcja brudnego śluzu. Inny zamachnął się ramianiem - niecelnie - kiedy tylko Bitaan pojawił się w pobliżu. Następny złapał go niespodziewanie za nogę. A może to nie był stwór? Tak czy inaczej tengu szarpnął się i znów narobił więcej hałasu. Był przy tym przeraźliwie powolny.
Szły ku niemu. Już ze wszystkich stron, otaczając prawie szczelnie.
I wtedy zauważył, że niewidzialność się kończy. Jego ciało zaczynało znowu się pojawiać, widoczne na razie jako cień w panującym na bagnach półmroku.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 01-04-2016 o 16:46.
Zapatashura jest offline  
Stary 02-04-2016, 18:37   #90
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bitaan kraknął łapiąc się za dziób. Przerażenie wdarło się do jego ptasiego serca i zaczęło tłumić trzeźwość myśli. Upominał się jeszcze że nie może rzucić się do bezwarunkowej ucieczki, gdyż sprowokuje ratunek towarzyszy, a wtedy wszystko będzie stracone!
Kraknął rzucając magiczne dźwięki gdzieś za kordon który go otaczał. Miały wyobrażać chlupot wody uciekającego tengu. Sam zaś zanurzył się pod wodę nabierając wcześniej powietrza i modląc się by ten fortel się powiódł. Tuż przy mule zaczął przesuwać się powoli w stronę chaty, obierając drogę przez szczelinę w jeszcze nie domkniętym kręgu umarlaków. Wyobraźnia zaś dobitnie podsuwała mu wizję tego, jak zombi zaśmiewając się obserwują z góry jego raczkowanie i zbierają się do coup-de-grace.
Woda była brudna, gęsta i śmierdząca. Brodził w niej zupełnie po omacku, bo nawet otwarte szeroko oczy - jak przemógł paskudne szczypanie w oczy - nie pozwalały zupełnie nic zobaczyć. Na jego szczęście, stwory były głupie. I chyba faktycznie całkiem lub prawie całkiem ślepe, bo fortel zdawał się działać. Obił się o coś raz i drugi, nie mając pojęcia czy to drzewko, kamień czy nieumarły. Nikt go jednak nie zaatakował. Kiedy po jakimś czasie wynurzył głowę, nie mogąc już dłużej wstrzymywać oddechu, zauważył, że jest już bliżej wyspy. A większość potworów ruszyła ku nowym dźwiękom. Wydostał się z ich kręgu bez choćby jednego dodatkowego draśnięcia! Na wyspie już nie było potworów, więc wdrapał się na nią, zmęczony i ociekający mulastą wodą.

- Wpuść nas proszę. Twoja wiedza o bagnach bardzo nam pomoże - Wyszeptała Maarin do właściciela domu. - Udało się nam odciągnąć zagrożenie.
Bitaan legł po prostu na ziemi oddychając ciężko. Starał się przy tym robić to cicho. Nic nie robił. Cieszył się że żyje.
Alan, widząc że pierzastemu kompanowi udało się wyrwać ze śmiertelnego niebezpieczeństwa, ruszył ku niemu co sił w nogach. Zamiast radości jednak, na jego twarzy malowała się groźna mina. Dopadł do Bitaana i chwycił jego dziób w żelazny uścisk swej dłoni.
- Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz? - zapytał, nie dając jednak tengu żadnych szans na odpowiedź. Bo i jak? Dziób miał zawarty na głucho, a nawet głową nie szło kiwnąć w tym chwycie mocnym jak imadło.
Valerius przyjrzał się Maarin z uwagą, po czym pokręcił z politowaniem głową. Owszem, określiła swe potrzeby, ale zapomniała że ta chatka nie jest klasztorem Ilmatera. I nie interesu, by pomóc obcym… za darmo.
- Możemy się odwdzięczyć jakoś… pomóc… magią leczniczą na przykład albo zapłacić.-zasugerował cicho Valerius próbując tej metody, a w ostateczności gotów był się po magiczne zauroczenie “osoby” po drugiej stronie drzwi.
- Sss… - właściciel domu pokazał palec przyłożony do ust. - Wy cssicho! Glymss chcseee. Wy zsssapłacić! - jego głos nie był głośniejszy od szeptu. - Glymss nie ranny. Glymss głodny i Glymss dawno nie mieć sssamica.
Korzystając z tego, że kapłanka mogła zobaczyć właściciela domu wyszeptała zaklęcie mające na celu przychylne, wręcz przyjacielskie nastawienie gospodarza wobec niej.
- Jestem pewna, że możemy ponegocjować wewnątrz. Proszę nie każ nam stać na zewnątrz - powiedziała dalej miłym głosem. Miała nadzieję, że czar się udał i będą mogli wyłgać się od jakiejkolwiek zapłaty. Że też Valerius w ogóle musiał coś o niej wspominać.
Bitaan w istocie próbował coś odpowiedzieć, ale uciszony zdołał tylko zamachać rękoma - a i to nieporadnie i bez przekonania. Ostatkiem sił pokazał jedynie palcem na chatkę, po czym przestał walczyć. Wbrew pozorom czuł się nad wyraz bezpieczny, a słowa Alana działały kojąco, a nie karcąco. Półork pokręcił zrezygnowany głową, machanie rękami mogło bowiem oznaczać cokolwiek. Podniósł jednak tengu z ziemi, ze zdziwieniem stwierdzając, że bard był lekki… cóż, jak piórko, to chyba byłoby stosowne porównanie. Bez wielkiego trudu mógłby go unieść w jednej ręce, choć pewnie nie byłoby to wygodne. Dla żadnej ze stron. Dlatego też zaniósł go do chatki na obu rękach, będąc przekonanym, że Bitaan jest ciężko rany. Przecież inaczej kłapałby już dziobem, albo poszedł sam.
Ratunek dla dzielnego tengu był iście poetycki, niestety to Bitaan był tym niesionym, brudnym, mokrym i obolałym stworzeniem i nie widział tego z daleka w dobrym świetle. Fakty jednak dało się później dopasować do pięknej, bohaterskiej pieśni.
Pozostali stojący na górze bardziej zwracali uwagę na jaszczura, którego oczy nagle otworzyły się szerzej, a usta powoli rozjaśnił uśmiech. Modlitwa Maarin zadziałała. Undine miała świadomość, że ma skończony czas działania, ale efekt był natychmiastowy. Drzwi do chaty otworzyły się.
- Ssssaprasszam! - wysyczał gospodarz, wpuszczając do bardzo prostej, lekko śmierdzącej bagnami izby. Była urządzona prawie jak ludzka, z kilkoma zbutwiałymi deskami jako stół, prostym posłaniem, ustawioną w kącie beczką i kilkoma innymi elementami “wyposażenia”. Była też odrobinę za mała dla nich wszystkich, o ile nie będą się do siebie przytulać. - Ktośśśśś ssse mną - wskazał na mężczyzn jaszczur. - Na dół, po ssssstrawa - zachęcił gestem, zaczynając schodzić na dół, niewątpliwie po to, aby wtachać kociołek na górę i z nagłej przyjaźni nakarmić gości.
Bitaan dramatycznie złapał Alana za “fraki” i podniósł się na jego rękach by znaleźć się bliżej twarzy. Otworzył dziób i żałosnym głosem wystękał.
- Woooodyyy… muszę się umyć…
Alan nawet chciał pomóc biednemu bardowi, ale sam żadnej wody nie posiadał. Nawet prostego bukłaka, ten bowiem został tysiące mil na północy, wraz z resztą półorczego ekwipunku. Może jednak kapłanka mogłaby odpowiedzieć na prośbę tengu?
- Bayle pomożesz z mi z tym przyniesieniem strawy?- zapytał Valerius nie do końca chętny samemu schodzić z jaszczurem po jedzenie. Mimo wszystko… urok Maarin mógł w końcu stracić na sile.
Paladyn skinął głową, kładąc Jiiyę na posłaniu i we trzech poszli na dół. To co gotowało się w kociołku, wyglądało odrobinę podejrzanie. Konsystencji gęstej, koloru błotnistego, lecz o zapachu całkiem nawet miłym dla nosa. Zauroczony kucharz i gospodarz w jednym chwycił kocioł z jednej strony, a potem syknął i odskoczył. Metalowy gar był rozgrzany za bardzo, aby chwycić gołymi dłońmi.

Tymczasem na górze Lon usiadł przy towarzyszce, która ciągle dopiero dochodziła do siebie po interwencji paladyna. Dia zaglądała w każdy kąt.
- Co teraz? - szepnęła cicho Elin. - To zaklęcie na pewno nie jest tak długie, aby przeprowadził nas przez bagna, a jestem pewna, że bez niego nie damy rady.
Przez dłuższy czas nikt nie odpowiedział na to pytanie. Dopiero kiedy zaklinacz i paladyn wtachali kocioł, trzymając go przez tkaniny, ten pierwszy postanowił po raz kolejny wyrazić swoje niezadowolenie.

- Że też trafiło na chutliwą jaszczurkę. Kto by się tego spodziewał po zimnokrwistym gadzie. Przekupić go się nie da. Można wziąć w tymczasową niewolę, bo na przekonanie też chyba nie ma co… No chyba że gdzieś w pobliżu są baby jaszczurki i można by ich zeswatać- podrapał się po czuprynie Valerius zdziwiony jego żądaniami.-Do zmroku i po zmroku, chyba nam przyjdzie tkwić tutaj. Straciliśmy sporo czasu na tą walkę. A lepiej żebyśmy przebyli całe bagno za jednym razem, za dnia.-
- Bez przesady. Może nam po prostu powiedzieć jak się przeprawić. A czasu wcale dużo jeszcze nie sprawdziliśmy. Przestań wreszcie tak czarnowidzieć. Nie poznaję ciebie naprawdę… - kapłanka pokręciła głową. Niespecjalnie zastanawiała się nad tym, że sama się mocno zmieniła. Widać każdy inaczej przeżywał swoje wyjście na świat.
- A ty nie jęcz, już masz wody… - Maarin podeszła do Tengu i korzystając ze swego połączenia z żywiołem, przyzwała strumień wody którym oblała Bitaana. Tym razem nie był na tyle mocny aby przewrócić go na ziemię i poobijać.
- Patrzenie jak omal nie zginął człowiek przez nasze… a głównie twoje błędy, psuje mi nieco humor- odgryzł się nagle Valerius pocierając czoło.-Wybacz… ale jak mam zachować optymizm, skoro… ty zachowujesz się niepoważnie. Może zachłysnęłaś się łaską, może jest inny powód, ale… te bagna są niebezpieczne, zapewne w nocy jeszcze bardziej. Nie ma tu miejsca na…- uśmiechnął się ironicznie.-... piknikowe zachowanie. Możesz mieć rację, że ten jaszczur nie musi nas prowadzić, może rzeczywiście wystarczą jego wskazówki. Niemniej najlepiej będzie jak… wyruszymy dalej z następnym świtem.
Półork przysłuchiwał się wymianie zdań, a jakżeby inaczej, w milczeniu. Słowa Valeriusa brzmiały racjonalnie. Powodem całej tej walki z nieumarłymi, była lekkomyślność Bitaana i Maarin. Gdyby nie to, może nawet nie pobudziliby trupów, a sam Alan nie dorobiłby się kolejnego siniaka. Która to zresztą bolesna pamiątka po trupiej łapie nakłoniła wreszcie chłopaka do założenia na siebie skór w tym przeklętym upale.
- Ptfuu! Ptfuuuu! - Zaskoczony Bitaan pluł wodą na prawo i lewo unosząc się gwałtownie i potrząsając całym ciałem. Stroszył przy tym, dość śmiesznie pióra, na całym ciele. Gdy już uświadomił sobie że nie grozi mu podtopienie kiwnął dziobem.
- Dziękuję wielce… - wyszeptał i dodał dziarsko wodząc spojrzeniem po chatce. - Kryzys zażegnany.
Maarin wysłała krótki uśmiech bardowi.
-Widzisz Valeriusie, ja wolę zauważyć, że udało nam się uratować przewodniczkę. Znaleźliśmy kogoś, kto może nam opowiedzieć o bagnach, lub przez nie przeprowadzić. Wiemy tez więcej niż wcześniej. Nie uważam, też aby nie udało się nam jeszcze przedostać na drugą stronę bagien. O to jednak się zapytam naszego gospodarza - z tymi słowami poszła do niego i dokładnie o to zapytała.
- Nie tobie… - burknął ponuro Valerius jakoś bynajmniej nie podzielający optymizmu kapłanki.- Bayle’owi i Lonowi się udało ją uratować.
Sięgnął do swego boku i potarł świeżą ranę i uniósł zakrwawioną dłoń.- To jest zasługa twojej niefrasobliwości. Gdybym się nie odezwał też byśmy trwali w milczeniu na podeście tej chatki, a i rzucanie uroków nie jest tylko twoją domeną Maarin. Jeśli chcesz wiedzieć co mnie wbija w ponury nastrój to nie to bagno, ani nie potwory zamieszkujące je. A plaga niefrasobliwości jaka trapi tą grupę. Lubię się bawić i lubię rozrywki, ale na uśmiech Sune… czas nieco dorosnąć, zwłaszcza jeśli ktoś mieni się być duchową przewodniczką innych. Jak miałbym zwierzać ci się z moich własnych problemów, skoro stajesz się bardziej niedojrzała niż Dia?
Maarin się zatrzymała i spojrzała na Valeriusa.
- Dorastanie nie oznacza zapatrzenia w błędy i porażki. Polega na przyjęciu doświadczenia i podążeniu dalej. A teraz wybacz, ale kiedy ty zamierzasz się nad tym zamyślać muszę zająć się czymś równie ważnym - kapłanka nie zamierzała kontynuować tej rozmowy. Kłótnia niczego nie rozwiąże. Przekonywanie zaklinacza zaś było niemożliwe w tym momencie. Jedyne co mogła zrobić to zdobyć informacje i na nich oprzeć ich dalsze działania.
- To prawda… tyle że nie zauważyłem, byś się czegokolwiek nauczyła z porażek- syknął cicho idąc w kąt chaty i zabierając się za przygotowanie sobie opatrunku. Był zbyt dumny by żebrać o leczenie u Maarin. Może i była to głupota, ale trudno… Swym zachowaniem na bagnach kapłanka bardzo go zawiodła.
Harpagonowi nawet przez myśl nie przeszło zdjąć pancerz czy tarcze. Niebezpieczeństwo nie minęło - ich gospodarz mógł okazać się nagle nieprzyjazny, jego chatka też mogla nie być tak bezpiecznym schronieniem przed umarlakami jak im się wydawało.
- Potrzebujemy informacji o tych bagnach, informacja to druga najpotężniejsza broń na świecie. Spytajcie go, czy te trupy nawiedzają całe bagniska czy tylko tą okolice - powiedział cicho do towarzyszy. Wolał sam nie zwracać się do gadoczłeka, bo mógłby wziąć słowa uzbrojonego po zęby obcego za wrogie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172