Wystarczyło kilka kroków w stronę gęstwiny, by coś się wydarzyło. Rozległ się cichy szelest, oraz seria sztywnych niczym suche drewno jęków. Wszystko to dobiegało zza pleców śmiałków, od strony przerażającego drzewa.
- Oho - niziołek liczył na jakąś reakcję - i właśnie ją dostał
Sabrie błyskawicznie odwróciła się w stronę drzewa unosząc miecz i zasłaniając siebie i humkającego niziołka tarczą. Kobieta spodziewała się impaktu uderzenia, przez co zaparła się mocniej nogami. Jednak, nie nadszedł żaden cios.
Tym co wywołało dziwaczne odgłosy było otworzenie się oczu jednej z twarzy. Największa ze wszystkich, najmniej wchłonięta przez roślinę, rozszerzyła swe oczodoły. Ziała w nich ciemność, mrok gęstszy niż każda noc, którą dwójka wędrowców widziała w swoim życiu.
Pozostałe twarze, zaczęły coś cicho szeptać. Każda wypowiadała inne słowo, które razem zlewały się w niezrozumiały szum. Usta tej największej, rozwarły się tak jak i oczy, gdy ta zaczęła mówić najgłośniej ze wszystkich.
- Nie zostawiaj mnie, ja naprawdę nie chcę, wróć proszę! - zawyło spróchniałym głosem w przestrzeń.
- Mówiłam, że wsysa ludzi… - szepnęła Sabrie do druida. Miała ochotę sięgnąć po symbol Helma, upewnić się, że tam jest, ale nie chciała też wypuszczać broni z rąk.
- Tak wygląda. Ale w ogóle nie jest to roślina - odpowiedział - A ten miecz jest zaklęty nekromancją - więc może to osobna pułapka, lub coś co trzyma to coś, a nie część tego “drzewa” - szeptał - Ale, przede wszystkim, mówi do tylko jednej osoby...i myślę że to do ciebie - nawijał po cichu, licząc że twór na środku powie coś jeszcze - coś co pozwoli rozstrzygnąć czy to świadoma istota czy jedynie jej obraz. Coraz bardziej wyglądało mu to na przeklęte wypaczenie, drwinę z natury
- Niby dlaczego do mnie? - obruszyła się Sabrie. Wcale nie podobał jej się pomysł, że “w drzewie” mógł być ktoś znajomy, zwłaszcza że nie miała pojęcia jak go wydostać.
- Jesteś większa, kto by zwracał uwagę na niziołka? - lekko złośliwym tonem odparował Chand - Nikt z moich bliskich nie użyłby “ proszę “- drugie zdanie zabrzmiało za to… zimno.
- Nie odchodź, błagam, zdejmij mnie stąd, nie mogę, już nie mogę! - drzewo zawyło znowu, przerywając rozmowę dwójki. Cienkie, niemal niewidoczne stróżki krwi, poczęły cieknąć z jego ciemnych oczu.
Sabrie zacisnęła zęby. Najpewniej… na pewno była to pułapka; z drugiej strony nie mogła zostawić żyjącej, czującej istoty na pastwę… tego czegoś. Czy drzewo było jedną istotą, czy też jej teoria była słuszna - tego nie sposób było sprawdzić bez, no cóż, sprawdzenia.
- Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś? Jak możemy ci pomóc? - zadała najbardziej oczywiste pytania nie ruszając się z miejsca.
- Czy to ty Nathan?! - drzewo zareagowało na głos kobiety. - Wróciłeś po mnie, wiedziałam, że mnie nie zostawisz! Zdejmij mnie, błagam, błagam. - głos był coraz bardziej zrozpaczony, a krew tworzyła powoli małą kałuże u stóp drzewa.
'Ach, moja obrończyni miała miększe serce niż ja' pomyślał Chand. A teraz jego rolą było zadbanie żeby jej to nie zaszkodziło. Niziołek przedreptał tak, żeby mieć baczenie na całą polankę wśród iglaków (choć szczycił się czułym słuchem, a nie swoim miernym wzrokiem), ale nie był to jeszcze moment na pokaz fajerwerków.
- Gdyby zaczęło po ciebie sięgać, skacz w tył, za mnie - szeptał ciągiem - Ale pytaj dalej, dowiedz się co jej zrobił - zerknął na dyferencjał dobyty z plecaka. Ile czasu tu już byli? Ku swojemu zdziwieniu odkrył, że mechanizm zaczął dziwnie pracować. Jego wskazania nie miały sensu, jak jak by czas wziął urlop i poszedł sobie gdzieś, a urządzonko zaczęła przesypywać piasek z przypadkową nieskoordynowaną wartością
- Jak masz na imię? - spróbowała znów Sabrie; podążenie za majakami istoty było kolejną z opcji. Może jeśli “twarz” przypomni sobie własne imię to wróci jej trochę rozsądku.
- Nathan przetnij więzy, nie mogę oddychać. Czemu, czemu mi to robisz! - drzewo znowu zignorowało pytanie. Po tej sekwencji jego usta zamknęły się, a czarne oczy beznamiętnie poczęły wpatrywać się w kobietę. Tymczasem druga twarz, tym razem skierowana w stronę niziołka, poczęła otwierać powoli usta i oczy. Ta była już bardziej zaasymilowana przez drzewo, jednak dalej dało się wskazać poszczególne jej elementy.
Niziołek przesunął się w prawo na całą długość sznura. Nie odzywał się do istoty - nie rozpoznawał zdeformowanej twarzy - a jedynie oceniał jej świadomość - miał wrażenie że to bardziej echa dawnych - lub przyszłych - zdarzeń, niż samodzielne istoty
- Zanim zdecydujesz się ruszyć miecz, powiedz mi to - usłyszała Sabrie.
- Nie miałam zamiaru, ale najwyraźniej ty wiesz lepiej co zrobię - zirytowała się wojowniczka, gdyż druid po raz kolejny imputował jej czyny, których nawet nie planowała. A raczej te, których najwyraźniej sam nie miał zamiaru wykonać. Wyglądało jednak na to, że nie uda im się dogadać z ‘drzewem’.
- Ale gdyby… - niziołek urwał kiedy odezwała się kolejna “twarz”.
- Po co Ci ta siekiera Nathan, nie to miałam na myśli, mówiąc rób co chcesz… - głos tej twarzy, był bardziej przerażony niż poprzedniej. Drżał, zachrypnięty i twardy niczym samo drzewo.
- To ten miecz, to on tak na ciebie wpływa? - szeptem zgadywał niziołek, ale nie spodziewał się odpowiedzi.
- Przestań, przestań, PRZESTAŃ! - ostatnie wykrzyczane słowo poprzedzało kakofonię wrzasków. Twarz wydzierała się boleśnie, niczym ćwiartowana żywcem. Każdy ton, przepełniał ból i panika. Nie zapowiadało się by oblicze, miało powiedzieć coś jeszcze.