Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2016, 20:05   #9
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Hunter siedział blisko ogniska przyglądając się płomieniom ognia odbijającym się od napierśnika swej zbroi, którą dokładnie sprawdził i wypolerował. Ostatnio nie spał zbyt dobrze. Jego misja trawiła go od środka niczym ciężka choroba. Rycerz odruchowo sięgnął ręką do stalowej piersiówki, którą trzymał pod jedną z płyt pancerza. Łapczywie wypił z niej ostatnie krople krasnoludzkiego brandy i gdyby tylko mógł wykręciłby ją żeby tylko zwilżyć usta nieco bardziej. Mężczyzna wziął głęboki wdech i odwrócił wzrok przyglądając się całej masie śmiałków którzy przygotowywali się na wymarsz w nieznane. Przewodziła nimi elfka, która pewnikiem była kilka razy starsza od niego, lecz prowadzić tyle istot na zatracenie było aktem wyjątkowego egoizmu i głupoty. On miał swoją misję, swój cel. Ona zaś nie miała prawa mamić tylu istot bredniami o zdobyciu puszczy i powrocie.
~Zaniepokojony. Duży las, zły las...~ Rycerz uniósł brew zdziwiony głosem swego rumaka, który zadudnił mu w głowie.

Azgaroth był z nim od wielu lat. Znali się już niemal perfekcyjnie w boju i rumakowi (choć było znane), rzadko towarzyszyło uczucie strachu. On zaś nie znał strachu od wielu, długich lat. Czasem myślał że może po prostu oszalał, a niektórzy próbowali mu wmówić iż zwyczajnie się zatracił w swoich zamiarach i one zatruwają mu zdrowy umysł.
Mężczyzna wstał z ziemi i powoli zaczął nakładać na nogi stalowe elementy zbroi.
-Nie martw się przyjacielu. Ile to już razy zaglądaliśmy śmierci w oczy?- spytał, lecz Azgaroth milczał prychając nerwowo raz po raz.
-To być może nasz ostatni przystanek. Być może tam go odnajdziemy. A wtedy rozprawię się z nim ostatecznie i odeślę do tej jego przeklętej otchłani. A Tobie towarzyszyć będzie sława. Oto wielki i dumny rumak Azgaroth, wierny towarzysz i kompan Oręża Trójcy.- wyrecytował podniosłym tonem, czując jak zwierzę nieco się uspokaja i podnosi na duchu.

Niedługo później założył całą swoją zbroję. Mieczy sprawdzać nie musiał. Zrobił to przed czyszczeniem zbroi. Zarówno ten dwuręczny, którego używał dużo częściej, ale i o jednoręcznym nie zapomniał. Ciężka stal dwuręczniaka sprawiała, że dobrze wymierzony cios mógł być nie do sparowania. Rękojeść była długa i niezwykle wygodna w trzymaniu, choć sam miecz ważył tyle, że nie opłacało się go ściągać z bagaży na grzbiecie Azgarotha. Paladyn był szczupłym i dość wysokim osobnikiem. Przypominał bardziej młodzieńca pełniącego funkcję giermka, niż rycerza z prawdziwego zdarzenia. To jednak były tylko pozory. Mimo cherlawej postury był niezwykle wytrzymały i świetnie walczył. Przynajmniej tak mu się wydawało. Hunter przeczesał dłonią bujną, blond czuprynę loków, po czym nałożył swój hełm i wartko poprawił elementy zbroi, które źle na nim leżały.


W końcu cała zbieranina pod wodzą elfki ruszyła. Oręż Trójcy widział na twarzach najemników strach. Uczucie, jemu nieznane było tak dobrze widoczne, że niektórzy nim aż ociekali.
~I na co wam to głupcy?~ pomyślał po czym wsiadł na grzbiet Azgarotha i ruszył za innymi. Miał tam swoją misję i to ona ciągle była dlań priorytetem.
Gdy tylko przekroczyli granicę puszczy czuł się dziwnie. Nie chodziło o jakikolwiek rodzaj niepokoju. Po prostu o lesie, który omijają nawet ptaki z daleka nie mówiło się na co dzień. Tu zaś zdawało się nie być żadnego życia. Ani kumkania żab, ani brzęczenia insektów, kompletnie nic.
W końcu ujrzał mgłę. Złowieszczą, gęstą niczym mleko. Całe to miejsce wręcz emanowało aurą zła i zepsucia, to też nawet zbytnio się nie wysilał chowaniem miecza. Dwuręczniak trzymał w pogotowiu.

Krzyki. Raz po raz, ktoś kogoś nawoływał. Inny próbował zwierać szyki. Chyba na nic to. Hunter nagle poczuł na szyi niesamowity powiew mrozu, jakiego nigdy wcześniej nie czuł, jakby sama śmierć musnęła go w kark. Po chwili poczuł to chyba i Azgaroth, gdyż wierzchowiec niespodziewanie zerwał się nerwowo w panice do przodu w ogóle nie słuchając poleceń swego pana. Rumak przebiegł kilkanaście metrów i zatrzymał się dopiero gdy na wyciągnięcie ręki dostrzegli kobietę w białej, prześwitującej sukni o trupio bladej cerze i czarnych, sięgających pasa włosach. Rycerz dostrzegł ją tylko na ułamek sekundy, nim koń stanął na tylnych nogach zrzucając jeźdźca z grzbietu.
Mężczyzna huknął na ziemię twardo, mimo iż wiedział jak upadać poczuł boleśnie ten raz. Mithril nie był tak ciężki jak stal, jednak hałasował nie mniej. Oręż Trójcy podniósł się powoli i spokojnie, po czym odwrócił wzrok w kierunku kobiety - zjawy.

Już jej tam nie było. Hunter zmrużył oczy. Więź z Azgarothem przestała być dla niego wyczuwalna. To źle wróżyło. Rycerz pochylił się i podniósł z ziemi swój dwuręczniak, który upadł wraz z nim. Nie widział dookoła nikogo z swych dawnych "towarzyszy". Nie pozostało mu nic innego jak zwyczajnie ruszyć na przód. Znał się doskonale na odczytywaniu swego położenia i wyczuciu kierunku, lecz tutaj był zagubiony jak małe dziecko. Chwilę tak błądził niepewnie by w końcu natrafić na elfkę, którą kilka razy zdawało mu się widział w obozie przed wejściem do puszczy.
-Azgaroth!- krzyknął rozglądając się nerwowo dookoła. Mężczyzna nie czuł mentalnej więzi, łączącej go z wiernym i świetnie wyszkolonym rumakiem.
Początek wyprawy był “cudowny”. Ledwie weszli między drzewa zwartym szykiem, a pojawiła się zdecydowanie nasączona magią mgła, przez co co chwilę ktoś się w niej tracił. Zupełnie jakby go wcale przed chwilą obok towarzyszącej jemu osoby nie było… i nie inaczej było właśnie z Lią. Straciła gdzieś “Kotka”, straciła Shinzena, całą resztę owej licznej wyprawy. Zagwizdała na palcach, głośno i dosyć długo, by zwrócić na siebie uwagę lwa...

-Azgaroth!- zawtórował, lecz nie dosłyszał ani tętentu kopyt, ani też końskiego rżenia. Oręż zmrużył oczy i spojrzał na stojącą nieopodal kobietę. Rycerz wziął głęboki wdech i ruszył w jej kierunku. Kojarzył ją z obozu, lecz chyba nie mieli wcześniej okazji rozmawiać. Nie miał zbytnio ochoty na pogaduchy. Cała ta cholerna wyprawa była mu w niesmak. Poszukiwania demonicznej świątyni zawiodły go aż tutaj, lecz nie spodziewał się, że dołączenie do oddziałów będzie tak wyglądało. W zasadzie czego innego miał się spodziewać. Mężczyzna przeszedł dosłownie kilka kroków, gdy jego oczom ukazał się stwór. Paskudny stwór. Oręż zmrużył oczy i wartko nałożył hełm przysłaniając przyłbicę, po czym dobył swego dwuręczniaka zrzucając z stalowego ostrza naoliwione szmaty i skóry, którymi zawsze owijał broń. Rycerz przymknął na sekundę oczy. Lata medytacji sprawiły, że dzięki chwilowej koncentracji potrafił wyczuć aurę zła otaczającą zepsute dusze. Nie spodziewał się wiele, wszak cała ta puszcza zdawała się być siedliskiem złej energii, lecz wolał się upewnić.

Demon jakiś, albo inne plugastwo, rozpoczęło dziwaczne tańce, przywołując ożywiony szkielet, wygrzebujący się z ziemi. Ten również rozpoczął muzykowanie, a ruchy rozkopywanej ziemi świadczyły, iż za chwilę mieli do niego dołączyć kolejni grajkowie. Co tu, jakiś muzykantów pochowali? Lia spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę, gotującego się do boju. Westchnęła.
- Skończ te wygłupy!! - Ryknęła do “dyrygenta”, starając się przekrzyczeć muzykę. A na kosturze, którym się podpierała, rozbłysnęły magiczne runy. Paladyn skupił się wykrywając zło dookoła. Tak jak przepuszczał, las i mgła była nim przesiąknięta. Jednak, umrzyki nie wykazywały takich tendencji, a przynajmniej tak podpowiadała rycerzowi magia paladynów. Dyrygent uniósł czaszkę, zerkając na kobietę, a jego przyczepiona do ciała dłoń uniosła się, tak że jeden palec dotknął nieistniejących warg. Jak gdyby chciał uciszyć kobietę. Tak w odpowiedzi uwolniła magię rozproszenia, która uderzyła w muzyka. Ten zamarł w miejscu, a wyraz jego twarzy zmienił się. Usta jednym płynnym ruchem z szerokiego uśmiechu, przeszły do grymasu smutku. Zniknęły lewitujące ręce, a wygrzebujące się z ziemi szkielety znieruchomiały. Zniknęła muzyka, przez co ścieżka poczęła wydawać się zadziwiająco cicha.

- Skoro jest spokój, to może teraz się dowiemy o co chodzi - Powiedziała Elfka do swego ludzkiego towarzysza, po czym zwróciła się do truposza(?) z dziurami w dłoniach - Ty, umiesz mówić? Jak umiesz, to może w końcu wyjaśnisz swoje zamiary?- W tym czasie, gdy elfka splatała magię w nieznane rycerzowi zaklęcie, mężczyzna zdążył zbliżyć się nieco do kobiety. Wciąż trzymał miecz w bojowej postawie, gotów rzucić się na przeciwnika.
-Odpowiedz!- warknął Tormita stając na prostej linii pomiędzy elfką a tajemniczą istotą, by w razie zagrożenia to na nim stwór skupił uwagę a używająca magii towarzyszka była bezpieczna. Osobnik w surducie nie odpowiadał. Ugiął jedynie kolana, kucając przy szkielecie ze skrzypkami. Zaczął muskać jego czaszkę dłonią, dalej z niezmiennym wyrazem smutku na czaszce. Druidka dostrzegła zaś, że zaczął tkać kolejne zaklęcie, zapewne by znowu ożywić muzyka. Lia podrapała się po głowie, po czym zagarnęła za ucho jedno z wiszących jej pasemek włosów na twarzy…

- Słuchaj kolego - Odezwała się cicho, podchodząc od boku, i stukając kilka razy zbrojnego towarzysza w ramię - To że puszcza jest magiczna, to pewnie się domyślasz… że mgła przez którą tu przeszliśmy też, to też - Uśmiechnęła się pod nosem - Ten typek zaś, czymkolwiek jest, Demonem, żywym truposzem, może i sam jaką iluzją… chce nam chyba coś pokazać. Pokazać uparcie za pomocą innych grajków, ożywionych szkieletów, co sam widzisz, wszak masz oczy. Pozostaje więc pytaniem, czy rozprawiamy się z tą całą sytuacją na szybko i brutalnie, a następnie szukamy drogi powrotnej na własną rękę, czy może wysłuchamy owej gry? Wiąże się to z pewnym ryzykiem, może nam muzyka umysły omamić, niczym jakiś Satyr… jednak na chwilę obecną nie mam lepszych pomysłów, a Ty? Byłabym za odczekaniem jeszcze chwili, nim ich przerobimy na pojedyncze kostki.
-Wątpię by jakakolwiek istota rodem z tego przeklętego miejsca chciała nam pomóc. Jeśli nas nie atakuję odejdźmy, zostawiając ich w spokoju.- rzekł nie spuszczając wzroku z stwora.

Drygent ignorował poczynania dwójki podróżnych. Jego zaklęcie po chwili ożywiło muzyczny szkielet, który jak gdyby nigdy nic powrócił do gry na swym instrumencie. Na usta mistrza koncertu wrócił uśmiech, a dwie lewitujące ręce, znowu pojawiły się w powietrzu, co sprawiło, że ziemia ponownie zaczęła drżeć, od przekopujących się przez nią kościejów.
Jeden po drugim wyskakiwali na powierzchnię, uzbrojenie w najróżniejsze elementy muzycznego oręża. Flety, trąbki, oraz wszystkie wariacje na temat instrumentów strunowych. Niektóre pozbawione instrumentów, kołysząc się na boki,śpiewały delikatnymi głosami. W czasie tego pokazu okolica zaczęła się rozmywać, jednak podświadomie ani druidka czy też Hunter nie czuli się zagrożeni. Obraz zaczęła nakładać się na ścianę drzew, niczym nieudolnie rzucona iluzja. Mimo, że dwójka podróżnych dalej stała na ścieżce, w towarzystwie grajków, dookoła odgrywała się zupełnie inna scena.
Lew, olbrzymie stworzenie, którego Lia nie pomyliłaby z żadnym innym, poruszało się przez niewielką polanę. Kotek, bo tak nazywała go druidka, w swym pysku trzymał jakiś strzęp, ociekającego krwią mięcha. Sądząc po zadrapaniach na ciele, to co go zaatakowało nie skończyło dobrze.
Minęła chwila, a obraz zmienił się, tym razem ukazując znajomego Paladynowi rumaka. Ten wyglądał gorzej, był przerażony. Cwałował poprzez puszczę, najszybciej jak mógł. Wśród drzew i krzaków, które mijał, dało się dostrzec świecące punkty, niczym setki oczu wygłodniałych drapieżników.
Wizje skończyły się po krótkiej chwili, wraz z pociągnięciem ostatniego smyczka. Muzyka ucichła, a cała orkiestra, wykonała głęboki ukłon w stronę słuchaczy. Chyba czegoś oczekiwali.

- Hmmm… - Odezwała się wielce Druidka - Hmmm… to było, no cóż… ciekawe? - Szepnęła do towarzyszącego jej mężczyzny, po czym kilka razy zaklaskała, trącając go łokciem. Chyba tego oczekiwali dziwaczni muzycy? Oręż Trójcy uniósł pytająco brew, spoglądając przez ramię na elfkę. Chyba nie dowierzał, oczekiwaniom kobiety. Po krótkiej chwili jednak pokręcił głową, wziął głęboki wdech i również klasnął trzy razy.
-Nie wiem jak ty, ale chyba na bis czekać nie będę.- rzekł chłodno po czym ruszył przed siebie, rozglądając się za śladami kopyt.

Oklaski okazały się wystarczająca zapłatą. Szkielety ukłoniły się jeszcze kilka razy, po czym jak gdyby nigdy nic, zaczęły zakopywać się w ziemi. Jedynie uśmiechnięty drygent, pozostał na ścieżce, przyglądając się dwójce podróżnych. Najpierw spojrzał na Huntera, który próżno poszukiwał jakichkolwiek śladów kopyt. Następnie spojrzenie jego świecących oczodołów, zwróciło się na druidkę. Rozłożył swoje normalne dłonie w bezradnym geście, jak gdyby chciał za coś przeprosić. Po tym, jego lewitujące kończyny, zakręciły się w powietrzu, obracając w kierunku drzew. Poruszyły się kilkukrotnie, jak gdyby drygowały rośliną, a te rozstąpiły się, ukazując drugą, dotąd ukrytą ścieżkę.

- Nie wiem kogo, lub czego szukasz, ale może znajdziemy to tam? - Powiedziała Lia na widok odkrywanej przed nimi ścieżki. Może ten typek z dziurami wcale nie był taki zły? Kiwnęła jemu lekko głową w podziękowaniu, po czym ruszyła w tamtym kierunku.
- Tu równie dobrze, jak w inną stronę? No i jest ścieżka, może nas gdzieś sensownie poprowadzi - Zatrzymała się na chwilę, czekając na towarzyszącego jej człowieka - Idziesz? I jak Cię zwą? Nie zapamiętałam...
-Idę. rzucił po chwili namysłu -W moim bractwie noszę imię Oręż Trójcy, lecz rodzice nadali mi imię Hunter. Ty jesteś Lia?- nie był pewny czy dobrze mu się o uszy obiło. Miał pamięć do twarzy, do imion już nie za bardzo.
- Tak, Lia. Lia Meliamne, Druidka - Odpowiedziała, po czym jeszcze dodała, przyglądając się Hunterowi - Nie jesteś czasem Paladynem?
-Dokładnie, nic nie umknie twojej uwadze…- dodał z lekkim przekąsem rozglądając się dookoła. Był paladynem, musiał być ciągle czujny -Jednak wiele miesięcy spędziłem w dziczy. Mój przyjaciel, który był strażnikiem lasów w okolicach Mithrilowej Hali nauczył mnie paru rzeczy dotyczących sztuki tropienia i przetrwania na łonie natury. Choć to pewnie nawet nie ułamek twojej wiedzy i umiejętności. Ruszajmy. Szkoda czasu.-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 06-03-2016 o 11:02.
Nefarius jest offline