- Stang! Po jakie licho braliśmy tego popaprańca ze sobą?! - wrzasnął Charles, który przez cały czas chodził nabuzowany, od kiedy tylko pierwszy raz usłyszał dźwięk dzwoneczków.
- Odsuń się - huknął na byłego już pilota i sam stanął za sterami promu. - Świetnie, po prostu świetnie. Te, sokole oko, czujniki wysiadły, weź coś spróbuj dojrzeć i pomóż pokierować tym złomem - zwrócił się do Kehila.
- Khedryn, tobie zostaje obsługa naszego cudownego działka laserowego.
Sam Charles, zanim wziął się za karkołomne pilotowanie, chwycił z dziką pasją za wszystkie durnowate dzwoneczki i cisnął nimi pod nogi Tinto. Dopiero wtedy mógł spokojnie wziąć się za drążki pilotujące i skupić się na działaniu. |