Makena nie był zadowolony. Bezczynne czekanie dawało do myślenia, a myślenie nigdy nie było dobre. Szczególnie w jego przypadku. Może powinien sięgnąć po prostą solucję do problemu - alkohol? Siedział przy barze więc nie powinno to sprawić większego problemu właścicielowi. Szczegół tylko był w tym, że ten właśnie człowiek lataj jak mucha wokoło gówna starając się postawić sprzęt na nogi. Westchnął ciężko i spojrzał w sufit mętnym, pozbawionym życia wzrokiem. Może jak zwykle, jego szczęście postanowiło się znowu o niego upomnieć już teraz?
Spóścił wzrok i spojrzał gdzieć przed siebie patrząc ze swojego miejsca na wejście ze słabym uśmiechem. Pomimo czasu spędzonego w Akademi Wojskowej Republiki już dawno zapomniał wiele ze swoich treningów. Czuł się podle. W sumie wszystko rozpoczęło się od tego bezmyślnego odruchu patriotycznego... a pomyśleć że teraz mógł ze spokojem prowadzić rodzinny interes wśród gwiazd. Szczęście to była przewrotna i niewierna dziwka.
Poprawił kołnierz i czapkę, oraz bliżej przysunął siebie swój wysłużony marynarski worek zawierający cały jego dobytek. Chciało mu się wyć i zawodzić jak śnieżny wilk o północy, ale nie miał na to czasu. Zbliżał się koniec jego przygód w formie nieznanego zagrożenia. I tak wszyscy kiedyś umrą, ale on nie zamierzał umierać dzisiaj. Miał jeszcze tak wiele do zrobienia, a wciąż tak mało... W sumie to niewiele, może jednak warto było się upić w sztok? Pokręcił głową, może jak zagrożenie zniknie. Niepewnie pogłaskał rękojeść swojego wojskowego noża i westchnął raz jeszcze. Może lepiej byłoby gdyby został w domu przed laty... Tak, na pewno byłoby lepiej, a teraz? Teraz trzeba było jakoś żyć. Jakoś iść do przodu.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |