Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2016, 17:18   #89
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Praca wspólna

Bitaan nie słyszał tych rozmów. Widział jeszcze kompanów, stojących na schodkach do chaty, ale miał zdecydowanie inne problemy. Zniknął i zamilkł… co wcale nie znaczyło, że stworzenia nagle wzięły i odeszły. Ten najbliżej niego zaczął niebezpiecznie wymachiwać łapami, na szczęście bard uchylił się przed nimi. Inne także wyciągały pazury do przodu i ciągle kierowały ku tengu. Szły tam, gdzie słyszały i może widziały trubadura. Pozostanie w miejscu nie wyglądało na dobry pomysł.

Bitaan kraknął w duchu łapiąc się odruchowo za dziób byle by go nie rozewrzeć. Niewielkie, krucze serce biło jak oszalałe, gdy bard próbował zachować zimną krew.
Powtarzał sobie, że nie mogły go widzieć. Mogły tylko iść tam gdzie go ostatnio widziały… i kierować się słuchem. Należało się stamtąd zmywać.
Po uniku odsunął się nieco w bok i przygarbiony, z dziobem niemal przy tafli bajora zaczął powoli wracać w stronę chaty. Powoli - by nie rozchlapywać wody i nie zwracać na siebie uwagi. Zamierzał omijać nieumarłych licząc na to, że mikstura będzie działać wystarczająco długo.
Maarin odwróciła się do gadających chłopaków.
- Uciszcie się..! - syknęła równie cicho co wcześniej. Była zezłoszczona. Nie dość, że płoszą gospodarza, to jeszcze ściągają nieumarłych.
- Gospodarzu, proszę. Jesteś naszą jedyną drogą ratunku. Wyjrzyj przez okno, zobacz, że nieumarli odchodzą. Nie zostawiaj nas w potrzebie. Nie jesteśmy źli, brakuje nam tylko wiedzy. Proszę podziel się nią z nami, a nie ściągniemy więcej kłopotów - zwróciła się znów do jaszczuroczłeka nie podnosząc głosu.
- SSśślii! - wysyczał, ale usłyszała skrzypienie desek, kiedy przemieszczał się. Okiennica uchyliła się i Maarin zauważyła, że gospodarz istotnie wygląda na zewnątrz.

Bitaan czuł, że czeka go jedna z największych prób w jego życiu. Cofnął się spoza zasięgu ramion nieumarłych, których pazury przecięły powietrze tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Nie wiadomo czy to ze względu na niewidzialność, czy może nagłą ciszę, żaden z nich nie podążył za nim, kiedy skradał się ponownie w stronę wody. Ostrożnie wyminął zarośla i wkroczył do wody.
Wtedy coś plusnęło.
Stwory jak jeden mąż odwróciły się w jego stronę, z ich otwartych paszcz wypłynęła brudna woda. Zamarł. Przed nim do pokonania było kilkadziesiąt metrów. Widział jak na jego drodze porusza się woda. Z wysepki z chatą dopiero schodziły ostatni wrogowie. Ich także musiał jakoś minąć, a niewidzialność nie ułatwiała zachowania ciszy. Z drugiej strony stwory też nie chodziły bezgłośnie. Może mógł udawać jednego z nich, ale to należało wypróbować…
Serce półorka łomotało z nerwów. Szalony bard co prawda ładował go w jedną kabałę za drugą, ale w tej chwili, gdy groziła mu okrutna śmierć z rąk nieumarłych, Alan musiał sam przed sobą przyznać, że się o niego martwi... i nie chciałby, żeby zginął.
Kapłanka zaś spojrzała groźnie po wszystkich przykładając palec do ust. Bardzo potrzebne im było teraz schronienie i gdyby któryś z towarzyszy znów zaczął gadać mogli znaleźć się bez drogi ratunku. Sama również była ciekawa czy jej słowa były do końca prawdziwe. Widziała jak bard zapuszcza się z powrotem na bagna, ale nie wiedziała co stało się potem.
Harp znieruchomiał. Nie było to łatwe, bo sytuacja aż wołała, by coś zrobił, poza tym było gorąco i pot pod zbroją swędział... ale miał na sobie tyle żelastwa, że każdy ruch oznaczałby hałas.
Valerius nie odzywał się. Czekał. Od czasu do czasu zerkał na ledwo odratowaną przewodniczkę sprawdzając czy jeszcze dycha… na Bitaana już nie patrzył. Kruk zniknął za pomocą jakiejś magicznej sztuczki, więc nie było sensu go szukać wzrokiem. Oby przeżył… Mordine skinął jedynie ponaglająco głową na Maarin. Miała rację, że wszyscy powinni być cicho… prawie.Skoro rozpoczęła negocjacje… powinna je dokończyć. Reszta musiała milczeć i czekać na rozwój sytuacji. I być w pogotowiu, gdyby sytuacja rozwinęła się źle.
Bitaan miał mnóstwo pomysłów. Każdy z nich zakładał bycie daleko stąd, chociażby w przytulnej karczmie. Do obecnej sytuacji mógł mieć tylko zastrzeżenia. Beształ się w duchu za swoją brawurę, która wpędziła go w nie lada kłopoty. Tak bardzo się ganił i tak mocno chciał się znaleźć gdzie indziej, że niemal zignorował nagłe olśnienie, które go trzepnęło w dziób.
Jestem trupem” - pomyślał. Stwierdzenie to było wielce dwuznaczne. Upominał się nim, by zachować sztywność ruchów i nieregularność w krokach. Z drugiej strony niewątpliwie będzie trupem, jak się to wszystko nie uda.
Starając się wciąż nie wydawać żadnych strachliwych pisków, wziął na cel jednego z nieumarłych i zaczął naśladować jego manierę bycia. Jako że rola nie była letka, ani mierna, to musiała być gra aktorska na najwyższym poziomie.
Imitując ruchy nieumarłego starał się wpasować w jego unikalny, chaotyczny rytm. Robił krok wtedy gdy on. Hałasował równo z nim. Starał się przy tym kierować w stronę wyspy, by po drodze złapać rytm następnego najbliższego potwora.
I na bogów… modlił się.
Szło mu... źle. Czy był to strach, czy woda nie współpracująca z nieprzystostowanym do tego rodzaju aktywności ciałem tengu, dość powiedzieć, że każdy prawie jego ruch przyciągał uwagę nieumarłych. W jakiś sposób wiedziały, że to nie jeden z nich wydaje te dźwięki i wszystkie powoli kierowały się w jego stronę. Jego szczęście polegało właśnie na ich niespiesznym tempie, lekkiej niepewności. Lecz jednak. Pierwszy minięty odwrócił się gwałtownie, a otwartych, cuchnących ust poleciała mu spora porcja brudnego śluzu. Inny zamachnął się ramianiem - niecelnie - kiedy tylko Bitaan pojawił się w pobliżu. Następny złapał go niespodziewanie za nogę. A może to nie był stwór? Tak czy inaczej tengu szarpnął się i znów narobił więcej hałasu. Był przy tym przeraźliwie powolny.
Szły ku niemu. Już ze wszystkich stron, otaczając prawie szczelnie.
I wtedy zauważył, że niewidzialność się kończy. Jego ciało zaczynało znowu się pojawiać, widoczne na razie jako cień w panującym na bagnach półmroku.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 01-04-2016 o 16:46.
Zapatashura jest offline