Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2016, 17:57   #31
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
1 dnień później...
Rozstaje dróg.

Informacje zdobyte w stolicy, nie przyniosły większych efektów. Adepci magi wymieniali stricte rzeczy oczywiste dalekie i szybki podróże, dłuższe życie. Niektórzy nawet stwierdzili, że powinni sami wsiąść przykład z Ervena i zacząć tworzyć własne wynalazki. Ale były także pomysły w miarę użyteczne jak samo-ładująca się kusza, nowe sidła na zwierzynę, lub przynęty. Rzeczy użyteczne raczej dla specyficznych grup. Jedyną sensowniejsza wypowiedzią była “Więcej materiału do nauki”.
W domostwie nie było słychać za wiele. Aula zajęta była nauką, pokojówka swoją pracą, a Kali wyruszył na swój test więc był nieobecny.
Informacje związane ze zleceniami były bardziej użyteczne. Drzewo Tefri można było znaleźć w każdym większym lesie. Z tym że przez większy oznaczało coś rozmiarów Północnej Puszczy czy lasów Przystani. Było to drzewo o olbrzymim korzeniu i bardzo zawiłych korzeniach, niejednokrotnie wychodzącymi z ziemi. Poza tym niczym więcej od innych drzew się nie wyróżniało.
Kryształ gwiazdozbioru był swego rodzaju szafirem z drobinkami innych kamieni szlachetnych i ciemniejszym kolorze. Ale był rzadko spotykany. Można było go znaleźć w głębi ziemi, ale były zapiski o jego dawnym wydobywaniu jako podarki dla władców.
Toukideny były wężami zamieszkującymi lasy przystani. Ślepe, ale bardzo drapieżne, z pogranicza pijawek.
Huntlatter-a Erven miał już nieszczęście spotkać. Podczas wchodzenia w głąb jednej z piekielnych szczelin.
Była jeszcze jedna dobra wiadomość. Udało się odkryć co takiego skrywa się w krysztale znalezionym przez Ervena.
Zgodnie z opisem była to jakaś forma lub sama istota anioła. Dość potężnego, możliwe nawet że jednego z samego “niebiańskiego orszaku”. Nazwa mało chwytliwa i w ogólnej mierze dotyczyła “najsilniejszych”.

A teraz Erven znajdował się na ławce przed Karczmą spoglądając na niebo i czarny owal jakieś 500 metrów od niego. Czarny portal, jak wyjaśnił właściciel zajazdu był przejściem w losowe miejsce w nieznanej przestrzeni. Inni z gości nazwali je chwytliwe “Instancją”. Lokalizacja zmieniała się średnio co 2-3 dni. Zdaje się, że ostatnio ktoś tam wszedł ale przegapił moment powrotu.
- Może kiedyś… - mruknął do siebie Erven racząc się pucharem wina, a kiedy skoczył udał się na spoczynek. Poszukiwania musiały trwać. Miał mało czasu, a czas… się kurczył.
Przed wyjściem z karczmy, kolejnego poranka, stała się rzecz niezwykła.
Z czarnego portalu wyskoczył podróżnik.

Kinął niczym świat stoi na wszystko, również oczerniając przodków samego “portalu”. Tak to głupie, ale nie przebierał w słowach i logice.
- Właścicielu! To ten co zaginął? - zakrzyknął któryś z gości zajazdu.
- Wielkie nieba! Jakim cudem wrócił. Przecież portal prowadzi już gdzie indziej.
Po krótkich oględzinach własnej osoby, wędrowiec udał się w stronę zajazdu.
- Nieudany skok? - zagadał Erven nowoprzybyłego.
- Raczej udany powrót. - Odparł dłubiąc palcem w uchu. - Jeszcze jestem ogłuszony. - zagadnął do samego siebie - Przeszedłem “instancję” - zrobił znak cudzysłowie - a gdy wróciłem na miejsce przybycia portalu już nie było.
Na jego kosturze widniały magiczne runy.
- To jak znalazłeś drogę powrotną?
- Oto najlepsze pytanie. Poeksperymentowałem z runami i udało mi się wpaść w strumień przejścia. Połączenia jakie istniało między tym portalem a tamtym miejscem. Ile w tym szczęścia, nie jestem w stanie zmierzyć. Choć i tak wpierw wypadłem po aktualnej “drugiej” stronie portalu. Ech a wszystko to po trochę złota i ten flakonik.
[img[http://pre04.deviantart.net/6ec1/th/pre/i/2015/234/8/2/the_magic_potion_by_crowsrock-d4pi51c.png[/img]
- Na razie starczy mi takich przygód.
- Chyba nikomu wcześniej się to nie udało. Mam na myśli powrócić z zamkniętej instancji. - zagadnął gospodarz niosąc kufel piwa.
- Jak widać. Ja nie jestem nikim.
- Dobra robota mogę powiedzieć. Wiesz co się znajduje w tym flakoniku? - zapytał Erven.
- Nie mam bladego pojęcia. Ale zbadam to później lub poproszę kogoś ze Świątyni wiedzy. Na razie złapę chwilę odpoczynku i ruszam w dalszą drogę.
- Po co się fatygować całą drogę do Świątyni Wiedzy? - zapytał nekromanta - Mogę go od ciebie odkupić, jak kota w worku, za 5 złotych monet i pozbędziesz się problemu.
- Oj nie. Nie po to narażałem życie. Z resztą, takie cudeńka też mnie fascynują. Jak kolegę po fachu.
- Dobrze, dam 10 złotych monet, a jak ustalę co to lub odtworzę recepturę to przekażę Tobie pierwszemu.
- Chyba wszyscy magowie mają dryg do ciekawości i chęci posiadania, co? Powtórzę jeszcze raz... nie ma mowy. Ale jak ustalę co to lub odtworzę recepturę to... dowiesz się w Świątyni Wiedzy. - mrugnął z uśmiechem.
- Stoi, ale dajesz mi kopię formuły. - targował się dalej Sharsth.
- Będzie dostępna na forum, o ile to coś co da się uzyskać materiałami tego świata. - Chwilę się zamyślił - A gdyby tak... czarny portal... he he. Wybacz, naszła mnie nurtująca myśl. Może ta substancja jest dostępna jeszcze w innych instancjach. - odwrócił wzrok w stronę czarnego portalu z uśmiechem, który mógł przypominać na myśl coś szalonego.
- Nie przeszkadzaj sobie i nie daj się zabić. - powiedział Erven - Na mnie pora, bywaj.
Po czym ruszył przed siebie na północ z prostą misją, znaleźć piekielną wyrwę Zielonej Korony.

To co zastał na miejscu nie wróżyło nic dobrego. Pola i uprawy wyglądały mniej okazale niż można było się tego spodziewać. Tak jakby ziemia straciła energię do ich produkcji. Zbiory wyglądały mizernie, a w niektórych miejscach zaczynały gnić. Szczęściem nie trawiły ich jeszcze żadne choroby, ale... ile to jeszcze potrwa.
Widok nie był zadowalający. Przypuszczenia Ervena że Zielona Korona była blisko były aż nadto widoczne. Musiał znaleźć jak najszybciej jak jest to możliwe.
Tylko gdzie ich szukać? To pozostawało pytaniem bez wiedzy. Trzeba było odnaleźć sołtysa.
Syriusz znajdował się przy silosie na zboże. Wraz z odgłosami wieśniaków, na obecność przybysza w ich wsi oddelegował zgraję dzieciaków - kurierów.
- W czym pomóc? - zagadnął z lekką gwarą.
- Szukam czegoś i zastanawiałem się czy dobrze orientujesz się w okolicy. Szukam jaskiń i podobnych tworów na terytorium Osady lub obrzeżach. - odpowiedział nekromanta - Czy jesteś w stanie mi pomóc?
- I tu jest panie problem. Bo teren wiele lat tamu magowie wyrównywali. Tylem żem z legend słyszał, pewnie nikt już tych czasów nie pamięta. Ale zapewnić cię mogę, że wiedział bym gdyby w okolicy dziury były. Już prędzej poza wioską albo w puszczy. - Odparł Syriusz.
- No to się naszukam… - mruknął cicho do siebie Erven po czym powiedział - No dobrze, w takim przypadku uzupełnię zapasy i ruszam. Tylko powiedz mi jeszcze, w której części Osady plony są najbardziej mizerne?
Według logiki maga im bliżej było źródła tym większe spustoszenie w lokalnej florze, miał nadzieję, że to pytanie naprowadzi go chociaż z grubsza na odpowiedni kierunek.
- Bliżej osady. - odparł wójt - Im dalej na zachód tym zbiory ładniejsze. Póki jakieś choróbsko się nie wylęgnie. Można by rzec że to ludzie zatruwają. Bo co bliżej to praktycznie pogniłe.
- W takim przypadku sprawdzę studnię. - powiedział mag. - Może uda mi się znaleźć źródło choroby. Nie przeszkadzam już.
Plan był prosty, welewitować na dół studni oświetlając sobie drogę ogniem i sprawdzić czy nie ma tam przejścia do podziemi.*
Prosty plan, ale jak się okazało było by to zbyt proste. Pojawiły się 2 nowe informacje.
1. Woda w studni zaczynała zalatywać stęchlizną. A dodatkowo Erven musiał sobie zaaplikować zdolność rozkładu zarazków.
2. Piekielna wyrwa była pod osadą. Aura, odczucie mrocznej mocy i ogólne przeczucie na to wskazywało.
Jednak wejście prawdopodobnie znajdywało się gdzieś dalej.
By się dostać na dół albo trzeba się przebić - wątpliwe rozwiązanie, albo nadłożyć drogi.
Szeptane zaklęcie i Erven już był w formie dymnej. Przeszedł pewnien dystans i utworzył magicznie kieszeń w ziemi. Kontynuował tak rusz co rusz, by mieć punkty zatrzymania się i powoli schodził w dół.

Robiło się coraz cieplej, a ciało Ervena przybierało na demonicznej formie.
W końcu trafił do piekielnego obozowiska. Wszystko skopane było w zielonych płomieniach.

I w mig został otoczony przez jego domowników.



Były to z pewnością demony wyższe. Wszystkie je otaczała zielona trująca aura.
Pośród nich wyróżniał się

Pozbawiony takiej aury, biła od niego obojętność i jakby inne pochodzenie. Zapewne ktoś z pod władzy innej korony.
Na placu, stanowiącym całość obozowiska znajdowały się także demony niższych szczebli.





A na krańcu obozu znajdował się zielony wir płomieni i okno na piekło.
Tuż obok stal tron, a raczej coś co miało go symbolizować. Gruzowisko ukształtowane i stopione na siedliszcze.
Zasiadał na nim demon większych gabarytów. Wokół jego głowy krążyły zielone światła. A więc tak wyglądała korona.

Nie było wątpliwości, to był Croatoan Reshef. Jeden z koronowanych książąt.
To od niego biła cała ta zielona aura przeszywająca wszystkich pozostałych.
Erven odczuł dyskomfort i lekkie zawroty głowy. Widocznie ten zielony płomień miał śladowe działanie podobne do ogni Stygii, ale także inne jeszcze mu nieznane.
Erven spostrzegając koronę piekielną momentalnie upadł na jedno kolano wyciągając przed siebie dłoń na której pojawiło się nacięcie za mocą wyszeptanego jednego słowa. Krew zapełniła wnętrze dłoni.
- Jestem zaledwie nic nie znaczącym Posiadaczem niegodnym spoglądać, ani być w obecności Waszej Mroczności. - powiedział słabym głosem nekromanta.
Ciało Ervena zaczęła otaczać zielona aura, która wymusiła przybranie demonicznej formy. O dziwo coś powstrzymywało ją od postępowania.
- Z czym przybywasz? - zapytał wielki demon z rogami i dwoma dziwnymi ostrzami.
Erven nie podnosił się z klęczek i nie zmienił w żaden sposób swojej pozycji.
- Przybywam by służyć na powierzchni na rzecz nadchodzącej Inwazji. Przybywam również ze zwiadem, powierzchowni niczego nie podejrzewają, winiąc siły natury i ludzką złośliwość. Przez myśl im nie przechodzi nadchodzący czas ich Upadku.. - powiedział pokornie.
- Hra hra - zaśmiała się demonica - A niby co mieli by podejrzewać. W końcu jeszcze nie wykonaliśmy żadnego ruchu. Szkodzi im sama nasza obecność.
- Ar gura arat Emrer. [A raczej naszego pana.] - dodał jeździec zarazy.
Tuż przed tronem zaczęły biegać dwa pso-pochodne demony, zachowując się jak normalne bawiące się szczeniaki.
Croatoan nie reagował na nic. Siedział jak skała nie wykonując żadnej czynność.
- Przyszedłeś służyć? - zapytał fioletowy demon, z pewnością szukał zwady. Widać był z tych co nie lubią czekać.
- Żyję by służyć. Nie mogę ścierpieć naiwności i otwartej głupoty powierzchniowców. Ich Upadek przyprawi mnie o uśmiech Panie. - odpowiedział nekromanta.
- Eeeech..... Gaja
Głęboki oddech zmroził wszystkich. Pośpiesznie odwrócili się i padli na kolana. To książę przebudził się ze swego stanu.
- Emrer. - Rzekły demony mniejsze. Nawet bawiące się czarty padły w pokłonie.
- Panie - Zawtórowali wyżsi.
- [Przebudziłeś się?] - rzekł odosobniony demon. - [Książę Croatoanie. Jakie są twe rozkazy].
- Gaja, sespre ugur mizare tente. [Gaja broni się przed mą potęgą.] - słowa brzmiały jak oddech zmarłego, a jednocześnie jego głos dudnił w całej jaskini i wewnątrz skroni.
“Croatoan opuścił swoje ciało i rozszerzał zakres swej mocy. Jego moc sięga aż do powierzchni, dlatego wszystko tam zaczęło gnić. Wszystko co cie teraz otacza Ervenie, to jego ‘zaraza’. ” - rzekł w myślał mistrz
- Mentre retre gocs lesii, weqeze... [Ale i ona nic nie zdziała gdy wyjdziemy na powierzchnię. Zaczniemy jeszcze tej nocy, szerzyć zarazy. Powstań Posiadaczu.]
Erven wstał z pozycji klęczącej, ale jego wzrok nadal był spuszczony w geście szacunku dla potęgi Korony.
- [Choć nie byłem w swym ciele, byłem wszędzie i słyszałem twe słowa. Żyjesz by służyć, a twa decyzja świadczy że wybrałeś właściwie. Choć nędzny twój żywot w tym ciele. Korony znają łaskę, przyczyń się, a czeka cię nagroda lepsza niż uśmiercenie z naszej ręki. Osłab Gaję, niech nasze nasiona wyrwą się z okowów. Lecz nie zapominaj, jak bardzo jesteśmy łaskawi, tak też zawistni.]
“Chyba ma na myśli żebyś się tu nie pokazywał jeśli niczego nie zdziałasz. Jego głos zawsze zdawał mi się niezrozumiały.” - dodał mistrz - “Ciekawe czy ostatni gracz przygotowuje już swoje pionki.”
- Insarah Emrer. Yeosu nasaragh inathi nem? Ne osha isaya Groghi. [Jak każesz mój Panie. Lecz jak mam tego uczynić? Ma moc jest niewielka w porównaniu z potęgą demonów.]
- [Gaja wie co chcemy osiągać i walczy z moją mocą. Osłab jej moc w osadzie. Zaraza rozprzestrzeni się szybciej.]
- [Panie. A co później? ] - Zapytała demonica
- [Wy w tym czasie rozniesiecie zarodniki w dal. Wiele punktów zapalnych, wiele różnych zaraz jednocześnie. Wystarczy byśmy zadomowili się na powierzchni.]
Przed Ervenem zabłysły zielone płomienie w momencie gdy korona uniosła swą dłoń.

- [A to podarunek dla samej Gai. Gdy ona ulegnie mej mocy, świat zginie. Zrób to a w nagrodę nam ci nowe ciało.]
- [Powiadomię resztę książąt, by szykowali armię] - rzekł nietutejszy demon. - [Kiedy, panie?] - zadał niejasne pytanie
- [Gdy zaraza pochłonie większość terenów. Gaja jest silna. Ale z wieloma sobie nie poradzi. Gdy ludzka osada nad nami upadnie, a resztę pochłonie zaraza to będzie znak. 4 cykle powinny wystarczyć.]
“4 cykle księżycowe na 2 księżyce, to 2 miesiące, niepełne. Czemu im się tak śpieszy. Czyżby było coś co sprzyja ich aktualnej sytuacji. Wiesz coś o tym?” - zapytał mistrz
Erven przejął nasiono zarazy w swoje dłonie i ukłonił się nisko mówiąc
- Insarah Emrer. Ne ogh nan Gasha in og ennegh sha Emrer roudh. [Jak każesz Panie. Znajdę Gaję i sprawię by się pokłoniła i rozprysła się w nicość przed Waszą potęgą]
- Esterat [Ruszajcie] - W jego oczach zapłonęły zielone płomienie i znów zamilkł.
Płomienie w całej jaskini aż podskoczyły. A strop zapłonął zielenią. Znów opuścił swe ciało by walczyć z mocą Gai.
Erven schował nasiono-prezent do plecaka i wystrzelił jak z procy w kierunku sufitu by wydostać się na zewnątrz wykorzystując wcześniej stworzone “schowki”, a następnie udał się w pośpiechu w kierunku Stolicy mrucząc do siebie “Będę musiał odwiedzić Świątynię Wiedzy, oni powinni wiedzieć gdzie szukać.”

2 dni później...
Stolica.
Życie toczyło się jakby nigdy nic. Nikt nie spodziewał się nadchodzącej klęski. Niedługo i im będzie dane to zaznać. Zaraza już ruszyła, po niej przyjdzie pożoga. Demony Beliarusa już pewnie skaczą z radości. Pozostało pytanie co z Zaafielem i Lucyferem? Było jeszcze coś o czym zdaje się, wiedział mistrz, ale do tej pory się nie podzielił tą wiedzą.
W każdym razie w ciągu tych 4,5 dnia w stolicy nie wiele się zmieniło. Nawet Kali nie wrócił jeszcze ze swego testu.
Erven udał się niezwłocznie do sklepiku staruszka o którym wspomniał Nightfall. A kiedy przyszedł powiedział do niego.
- Słyszałem, że znasz kogoś kto interesuje się takimi rzeczami… - tu zdjął plecak i uchylił przykrywkę ukazując nasiono. Trwało to jednak chwilę, gdyż zamknął plecak i założył go na plecy - ...prawda?
Staruszek chrząknął, zamruczał i podał ukradkiem zielone pióro. Po czym wskazał na dzielnicę slumsów - miejsce gdzie znajdowała się szulernia.
Erven skinął staruszkowi głową i pośpieszył, normalnym krokiem, do szulerni mając pióro ukryte w dłoni. Kiedy się tam znalazł rozejrzał się po bywalcach podchodząc do barmana i poprawiając sprzączkę paska zbroi u szyi mignął mu przez krótką chwilę zielonym piórem które momentalnie schowało się za pomocą zręcznych palców w rękawie.
Brak reakcji.
Erven zamówił piwo i oparty o ladę obserwował bywalców i samą szulernię. Ktoś, lub coś powinno go naprowadzić na trop.
Siedział przez godzinę trawiąc to jedno to kolejne piwo. Jednak wciąż nic nie wskazywało na to by ktoś z wywiadu znajdował się w pomieszczeniu. Czyżby to nie to miejsce. W sumie... staruszek nie dał znać że chodzi o to miejsce.
Erven dyskretnie zawiesił zielone pióro u pasa i wyszedł z szulerni udając się zaułkami na tyłu z ręką na głowni miecza. Jeśli tu nic nie będzie przejdzie się w okolicy szulerni szukając poszlak.
W okolicy szulerni nie było nic. Ale w slumsach, przy jednym z korytarzy/ścieżek wisiał łapacz snów z tym samym rodzajem pióra. Przypadek?
Mag podszedł do łapacza snów i przyjrzał mu się czy nie brakuje mu pióra.
Niestety nie brakowało niczego. Erven znów rozejrzał się po okolicy. Na końcu ścieżki za łapaczem snów, na dachu domu kończącego ścieżkę było ptasie gniazdo. Nie zgadniecie... Z gniazda wystawało identyczne pióro.
Nekromanta wylewitował na dach i dołożył pióro do gniazda rozglądając się po okolicy.
Kolejne pióro wystawało z czyjegoś okna. Szybko stało się jasne, że pióro nie było niczym innym jak kierunkowskazem. Tworzyły one ścieżkę którą trzeba było przebyć, by dotrzeć do celu. A co najważniejsze, slumsy były prawdziwym labiryntem wąskich ścieżek i piętrowych zakamarków. zapewne gdy zmienią lokalizację lub zagadkę znów trzeba by było prosić o pomoc w ich odnalezieniu.
Zaułek, znów okno, drzwi, chłopiec z piórkiem we włosach... brak. Nigdzie nie widać było kolejnego. Czy to tutaj, czy może, chłopiec wie gdzie dalej?
Sharsth podszedł do chłopca i powiedział.
- Szukam piór, widziałeś jakieś niedaleko? Takie jakie masz we włosach. Szukam tego ptaka i znaleźć nie mogę..*
Chłopiec machnął ręką i zaczął iść w kolejna alejki. Później zaczął biec i lawirować na zakrętach machając dłonią w kierunki. W ostatni zakręt wszedł zapominając się zatrzymać i dać znać. Gdy Erven wskoczył za zakręt o mały włos nie wpadł na przechodzącego tamtędy mężczyznę.

- Hola amigo, bo jeszcze na kogoś wpadniesz!
Chłopiec zniknął.
- Przepraszam, zapatrzyłem się na ptaka o niebieskich piórach i chyba znowu go zgubiłem. - odpowiedział mag - Takie hobby.
Dante spojrzał w niebo, rozejrzał się w poszukiwaniu wspomnianego ptaka. Pociągnął nosem, wzruszył ramionami i poszedł dalej.
- W takim razie powodzenia. - mruknął odchodząc i spoglądając w niebo.
Zaułek nie miał zakrętów, był ślepy zakończony drzwiami do jakiegoś domostwa.
Ale przed tymi drzwiami były jeszcze inne domostwa. Nad drzwiami jednego z nich widniały 3 takie pióra ułożone w strzałkę.
Erven podszedł do drzwi które wskazywały pióra i zapukał cicho
Drzwi odsunęły się ze zgrzytem. Były otwarte.
Mag wszedł do środka czujnie się rozglądając po pomieszczeniu i zamykając za sobą drzwi.
W pomieszczeniu poza różnego rodzaju szafami był stół oświetlony lampą olejną.
Po drugiej jego stronie siedziała zakapturzona postać.
Erven podszedł do stolika i usiadł na krześle.
- Naszukałem się was. Pytanie tylko czy dobrze trafiłem. - powiedział kładąc plecak obok siebie.
- To zależy - odparł męski głos, choć kontury postaci nie wskazywały by był to mężczyzna. - Kogo szukasz?
- Ludzi od piór, tych którzy mają oczy i uszy, lecz wąskie usta. - odpowiedział mag.
- Dużo was coś tu dzisiaj. Jakbyście wiedzieli cóż to za okazja. W jakiej sprawie nas szukasz ?
- Ostrzec.. - zaczął Erven wyciągając ziarno zarazy na stół - ..przed tym. Zgaduję, że wiesz co to?
- Uprzedzono nas o tym co starałeś się znaleźć, Ervenie Sharasthu. Wnioskuję więc, że to właśnie to jest dowód?
- Nie mniej. Ziarno zarazy które może zgładzić Gaję. Z rąk samej Zielonej Korony. Masz mapę?
Postać wyciągnęła zwój zza pleców i rozłożyła na stole. Mapa nie była najnowsza, ale stary układ względny pozostał niezmienny. Na mapie było parę notatek, różnej treści.
Erven wskazał palcem starą twierdzę.
- Pod nią zbierają się siły Czerwonej Korony, ale teren jest kontrolowany przez Rodzinę. Najbezpieczniej założyć, że są po ich stronie. - następnie wskazał osadę - Bezpośrednio pod nią zbierają się siły Zielonej Korony, jak tam dotrzeć nie wiem, bo użyłem magi by się tam przebić. Z informacji które udało mi się zdobyć wynika że najpewniej kolejne dwie wyrwy pojawią się tu i tu - wskazał Targas i dawną stolicę.
- Tak czy inaczej macie trzy cykle. Po tym czasie zacznie się jatka nie wiem czemu im tak śpieszno, ale nie podoba mi się to.
- I co myślisz? - zadała pytanie w przestrzeń.
- Faktycznie. - Odparł kobiecy głos zza pleców Ervena, o dziwo dopiero teraz dowiedział się o obecności za nim. - Pod Targas znajduje się piekielna wyrwa. I zdaje się nawet że była, jedną z głównych, ale od czasu wstrząsu z przed miesiąca coś się zmieniło.
- Tak. Otwarła się nowa wyrwa. - kolejny głos, tym razem znów męski.
Ciekawe ile jeszcze osób stało za Ervenem, a on o tym nie wiedział.
- Na zachód od Donowan, w Londynium. Nastroje się tam ostro zagmatwały. Podejrzewamy że to Zaafiel.
- Tak samo było w Targas. - znów kobiecy głos.
- Doniesienia głoszą... - rzekła persona siedząca na przeciw Ervena - ...że stara stolica jest pusta. Nie ma tam wyrwy i... Mefisto. Dokładniejsze informacje zdobędę najpóźniej nazajutrz.
- Co z Lucyferem?
Persona pokiwała przecząco głową.
- A co z tym demonem, z orlego gniazda? Astaroth? Może on będzie coś wiedział?
- Trzeba to sprawdzić. Wyślę kogoś. - stwierdził drugi męski głos.
- Rozumiem, że macie już wszystko, by podjąć odpowiednie kroki? - zapytał Erven. Wywiad podzielił się z nim niespotykaną ilością informacji, tak jakby....
- Owszem. Ale musimy ci zadać jeszcze jedno pytanie. Demony są z natury silniejsze od ludzi. Dlaczego więc działasz na ich niekorzyść? Dlaczego by nie pomóc właśnie im?
- Mam wiele powodów. - odpowiedział mag - Jednym z nich jest to, że jeżeli zjednoczone siły Koron zdobędą ten świat to po krótkim okresie zawieszenia broni rzucą się na siebie nawzajem. Kiedy to się stanie… ten świat Upadnie w sposób niewyobrażalny. - wzruszył lekko ramionami - Poza tym zależy mi na zachowaniu statusu quo, a zwycięstwo demonów by temu przeczyło.
- Nasze zwycięstwo także.
- Niekoniecznie. Równowaga zostanie zachwiana. To prawda, ale wolę, żyć jako wolny człowiek niż niewolnik w szeregach piekielnych. Poza tym, mam swoje powody.
- Uznam to za właściwą odpowiedź. Kwestia interesów. Możesz opuścić nóż... i ty też.
- A ty berło - odparły głosy zza pleców. Coś stuknęło o drewnianą podłogę, pod stołem.
- Zapewne zastanawiasz się dlaczego tak wiele informacji wyjawiliśmy przy tobie. Nie nie chcemy cię zabić, ale na członka wywiadu także raczej się nie nadasz. Twoje działania w mniejszym lub większym stopniu przyczyniły się i jeszcze przyczynią naszej wspólnej przyszłości. Może ty zdecydujesz się coś z tym zrobić, a może my damy znać komu trzeba. To co z nimi zrobisz, zależy od ciebie. Prosili byśmy byś jednak ich nie rozpowiadał. Uznaj to także jako zapłatę za twój trud.
Erven pokiwał głową.
- To mi wystarczy. - odpowiedział - Jeśli to wszystko udam się do siebie..
- To wszystko. - Odpowiedziała persona.
Gdy Erven powstał i odwrócił się w stronę drzwi nikogo za sobą nie znalazł. Musieli się wycofać gdy osoba przednia wyjaśniała ostatnie sprawy.
Nie czekając udał się swobodnym krokiem w kierunku świątyni wiedzy. Czekała go intensywna nauka. Wszak czasu było niewiele, ale i tak powinien znaleźć chwilę dla Auli i Kaliego. Magia Gromu, Ziemi i Wiatru, trening fizyczny z technik obronnych mieczem… trochę tego było.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline