Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2016, 18:01   #32
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Następnego dnia.

Dzień jak dzień. Tyle że kolejny po wczorajszym.
Jednak tego dnia powrócił ostatni członek rodziny.
Przed bramą miasta, od samego ranka stacjonował ktoś z oddziałów królewskich. W godzinach porannych była to Juto, później Ruby, Lovecraf, Hiro, Pazil, aż wreszcie padło na Illuar, której towarzyszyła Holy oraz Aula.
Były wtedy godziny popołudniowe, słońce schodziło już z zenitu. Pod bramą zaczęły się wrzaski i wiwaty, wybijano rytm uderzeniami o tarczę.
Oto Kali wrócił z testu. Wyglądał... no cóż. Marnie. Był poraniony, część stroju poplamiona była krwią i podarta. Ale szedł dumnie z uśmiechem dzierżąc w dłoniach broń...
[img[http://orig09.deviantart.net/496f/f/2015/302/8/9/sword_of_the_light_by_chaosphantom444-d9ettem.jpg[/img]
Za sobą targał mały woreczek, zapewne pozostałości całego dobytku.
Na przywitanie go pojawili się także Gramon w raz z małym zastępem rycerzy. Wzięli oni młodego wojownika na ręce i przenieśli aż do koszar.
Tam też zajęto się jego ranami, a jeszcze tego samego dnia planowano jego pasowanie.
Erven uśmiechał się lekko i ze słusznej odległości obserwował całe zdarzenie. Kiedy wyniesiono go na rękach ruszył swobodnym krokiem za nimi. W końcu nie tak często obserwuje się pasowanie nowego członka oddziałów… ciekawe jak wygląda sprawa z magami… ich chyba nie pasują, prawda?*
- No i opowiadaj. Jak było? - zagadnął Gramon siadając na jednej z kozetek w koszarach.
Miejsce to uprzątnięto na tyle by zmieściło się tutaj jak najwięcej osób i by wciąż dało się poruszać.
Kali zasiadł na krześle, a wokół niego krzątała się Holy i Illuar zalecając rany i zmęczenie.
W sali nie brakowało praktycznie nikogo, cala śmietanka towarzyska oddziałów królewskich, a przy najmniej ich reprezentanci. Był także mały zbiornik z wodą. Zapewne i Yue przysłuchiwał się opowieści.
- A więc jak pewnie wiecie. Wybrałem starą stolicę, bo jest blisko, a po tym teście chciałem się udać w dalsza podróż. Z informacji które mi udzieliliście wynikało, że pozostałym artefaktem w tamtym miejscu było ostrze anioła. - Tu zaprezentował zdobyty artefakt. - Ostrzegaliście też o potworach.
- Dalej dalej. To wiemy. Dalej. - ponaglił Gramon.
- Tak wiecie. Ale nie powiedzieliście, że te potwory to demoniczna psia wataha, jakaś przerośnięta mucha i 2 smoki.
Cisza.
- Nieważne, co było to było. Z watahą rozprawiłem się dopiero później. Przez 2 dni szukałem wejścia do fortecy, wciąż przez nie goniony. Jakby nie było wyzwałem tą przerośniętą muchę. I bez zaskoczenia przyszło mi się wycofać.
- Trzeba liczyć siłę na zamiary. - stwierdził ku ubawie reszty, Juto.
- Ale wojownik ma też obowiązek nie cofać się przed wyzwaniami. - Śmiech z riposty - Tak też w przypływie idei goniony przez watahę uciekłem do muchy. Co i jak się tam kotłowało, nie wiem. Udało mi się dzięki temu przedostać na plac pałacowy. Wprost pod paszczę smoka, a raczej dwóch. Choć teraz już jednego mniej. - Tu dla prezentacji wyjął biały kieł wielkości palca i kilka zielonych łusek. - Ten był mały i dałem radę go załatwić. A gdyby nie to że pierwszy mnie zaatakował to pewnie był był już w paszczy tego większego. A tak to udało mi się chociaż polatać.
Załatwiłem go w powietrzu lądując tyłkiem na dachówkach jednej z naw. Nie czekając na reakcję tego drugiego, zanurkowałem do środka. Musze przyznać że to straszny labirynt. Oczywiście mnóstwo szkieletów i to tych żywych.
Zajrzałem także do zbrojowni, ale z braku jakiejkolwiek liny nie dotarłem na szczyt wieży. Kto wie może czekała tam na mnie jakaś księżniczka.

- Tak. Później zdecydowałem się na poszukiwania tego po co się tam udałem. Odwiedziłem salę tronową.
- I? - zapytano z narastającym napięciem.
- Przestronna, ale nie w moim guście. Posiedziałem chwile na tronie, zrobiłem sobie krótka przerwę. Przed dalszymi poszukiwaniami.
- A... demon? - zapytała Holly.
- W sali nikogo nie było poza szkieletami. Trafiłem na kilka demonów później. Raczej tych pomniejszych, gdy szedłem w głąb. Przez jednego straciłem miecz i musiałem walczyć jakąś zardzewiałą dzidą. Gdzie nie dałem rady tam się wycofywałem, jak podczas treningów. Dopiero po zdobyciu świętego miecza rozprawiłem się z tymi którzy pozostali. No poza jednym. I prawdopodobnie przyjdzie nam się tym jeszcze zająć, niedługo...


- Podczas badania ostatniej z sal natrafiłem na zaryglowane drzwi. Były strzeżone przez demony. Za nimi znalazłem parę ciekawych rzeczy, o czym napiszę już w raporcie, bo w opowieści raczej nie są zbyt ciekawe. W każdym razie demony czegoś pilnowały. Byłem ciekaw i otworzyłem wrota. Wpierw uderzył mnie zaduch, później nieprzyjemne uczucie, tak jakbym stał się zwierzyną. Szybko stało się jasne, że demony się czegoś obawiały i to właśnie zamknęły za tymi wrotami.
Spotkałem się oczy w oczy z jakimś stworzeniem, a raczej twarz w nos. I nie myśląc długo wziąłem nogi za pas.
- Co to było. - zapytał Hiro w narastającym pytaniu.
- Wielki wilk. O czarnej aurze. Kościsty, większy nawet od korytarzy którymi przyszło mi uciekać. A wieżcie mi jeszcze tak szybko nie uciekałem, i tak bardzo nie obchodziło mnie gdzie i co stało mi na drodze. A ta bestia zmiatała wszystko na swej drodze przeciskając się korytarzami. Nawet demony, z którymi ja sam nie dałem sobie rady nawet z tym mieczem. Gnałem co sił w nogach aż wreszcie wróciłem do sali tronowej. Wtedy mogłem zobaczyć tą bestię w całej okazałości. W pierwszej chwili, zdawało mi się że to “Szlachetny Wilk”, ale wyglądał jak jego demoniczna odmiana.
- Jinouga nie ma demonicznej odmiany.
- No właśnie, dlatego mówię że zdawało mi się.
- I co zrobiłeś. Pokonałeś go.
- Gdzie tam. Nawet ja wiedziałem że nie mam szans. Użyłem tej samej sztuczki co wcześniej. Napuściłem bestię na smoka.
- E.. to już po niej.
- Wręcz przeciwnie. W całym tym starciu nie udało mi się uciec i zostałem wplątany w walkę miedzy nimi. I to właśnie bestia miała przewagę.
- Jak przeżyłeś.
- Nie wiem. Ocknąłem się pod gruzami nawy zalany jakąś breją. Ze smoka zostały resztki, a ślady wskazywały że i mucha podzieliła jego los. Choć bestia wróciła do legowiska. Zbadałem jeszcze co mogłem, a potem wróciłem tutaj.

Skądś w koszarach wydobył się odgłos szczeknięcia. Wszyscy popatrzyli po sobie w poszukiwaniu źródła odgłosu.
Po chwili Kali szczeknął i uśmiechnął się szeroko.
- Ach wybaczcie chyba znów złapała mnie czkawka. Musiało coś na mnie upaść gdy leżałem pod nawą.
Chwilę później coś zawarczało.
- I chyba zgłodniałem.
Erven pokiwał delikatnie głową w zamyśleniu starając się przyporządkować istoty i byty do tych o których było mu wiadomo. Wszak wyglądało na to, że Kali miał więcej szczęścia niż rozumu. To na swój sposób dobrze… szczęście było cenne.
Przez chwilę Evenowi przeszła przez myśl dziwna sprawa. Wywiad wspominał że informacje o stolicy dostaną najpóźniej tego dnia. Wiedzieli o Kalim, ciekawe czy Kali wiedział o nich?
Z dalszych zamyśleń wyrwało go dłuższe warczenie.
- Słyszycie?
W końcu tak proste kłamstwo wyszło by na jaw wcześniej czy później. Kali sięgnął po swój worek z resztkami sprzętu. Mówiąc do niego.
- Już już. Tylko nie gryź. Jak myślicie mogę go zatrzymać? - z worka wyciągnął szczeniątko, zdawało się demonicznego pochodzenia

- A to skąd wytrzasnąłeś?
- Mówiłem że znalazłem coś ciekawego pod pałacem. Trzeba było ci siedzieć cicho będę miał teraz przez ciebie problemy. - wytknął palec w kierunku szczeniaka, a ten go ugryzł. - Aj.
Erven uśmiechnął się delikatnie, oto bowiem nie będzie musiał używać zaklęć badawczo-probujących na Kalim… który znalazł sobie nową zabawkę. Cóż, ten szczeniak przypominał mu tego samego którego zabił Gubernator po tym jak ich wykrył. Podobna rasa? Możliwe…
Nie mniej Erven skinął Kaliemu potakująco. Oczywiście ciężar odchowania zwierzęcia spadnie na jego barki. Jego zwierzątko, jego odpowiedzialność.

Gdy sprawozdanie zostało zakończone a rany opatrzone Kali mógł udac się już razem z Aulą i Ervenem do posiadłości.
Erven szedł przodem w kierunku posiadłości mówiąc do młodego mężczyzny który właśnie zdał swój test.
- Moje gratulacje Kali. Zdałeś test, choć sam musisz przyznać że miałeś wiele szczęścia w tym. Psiaka możesz zachować, ale jego odchowanie i opieka spada na twoje barki młody człowieku.
- Wiem mistrzu. Zajmę się nim dobrze.
- Gratulacje Kali. - rzekła Aula rzucając mu się na szyję, w końcu - Cieszę się że nic ci nie jest.
- Ja też się cieszę. - W odpowiedzi i szczenię dało głos. - Choć ta wyprawa rozbudziła we mnie chęć podróży. - dodał z uśmiechem.
- Tylko nie daj się zabić. - odpowiedział mag - I wróć przed trzecim cyklem. Po nim tereny Unii nie będą już takie bezpieczne.
- Półtora miesiąca... Postaram się. Ale przed tym mamy jeszcze uroczystość w pałacu. Ech... jak pomyślę w co się muszę ubrać to... może jednak sobie odpuszczę? - uśmiechnął się zawadiacko
- Odpuszczenie teraz było by potwarzą dla tych co wyprawiają ową uroczystość. Za późno na taki nietakt. - odpowiedział z lekko szelmowskim uśmiechem Erven - Poza tym, powinieneś przywyknąć, w końcu dziś oficjalnie staniesz się członkiem Oddziałów.
- Poniekąd... Jeszcze nie zdecydowałem do kogo chcę dołączyć. A to ostatni warunek dołączenia do oddziałów.
- To proste. Dołącz do tych z którymi najlepiej ci się współpracowało i z którymi masz wspólny język. To całkiem proste, a jest to kluczowe do dalszego przetrwania.

Wieczorem cała trójka pojawiła się w pałacu, jako goście i solenizant uroczystości pasowania na rycerza oddziałów.
Faktycznie była uroczystość pasowania na rycerza, a dopiero później gdy rycerz wyrazi chęć dołączenia do oddziałów i zostanie zauważony przez któregoś z białych rycerzy może stać się rycerzem oddziałów. Jednak w przypadku Kaliego ten proces nałożył się na siebie, gdyż już podczas ćwiczeń został zauważony.

Nim uroczystość przeszła do części rozrywkowej czyli balu i pokazów magicznych, wpierw musiała odbyć się część oficjalna.
Wśród oczekujących na to ważne wydarzenie znaleźli się wszyscy stacjonujący w stolicy rycerze, a w szczególności Biali wraz ze swymi oddziałowymi: Hiro, Juto, Agaun, Gramon, Yue. Brakowało tylko oddziału Zero.
Była także drobna część społeczności magów: Herbia, Felicja, Seishun i Ranagor.
Przy samym tronie oczekiwał już staruszek Artur, Nightfall i pewna skryta dama Toobea.

Poza rycerstwem w sali byli także przedstawiciele szlachty i kupiectwa. W końcu nowy członek białych oddziałów mógł być dobrym kandydatem na przyszłego zięcia.


W końcu pojawiła się wyczekiwana dwójka.
Królewna Yuri w swym, jakże rzadko widzianym, stroju bitewnym.

Oraz Kali w białej rycerskiej zbroi w której wyglądał przekomicznie.

Rycerstwo utworzyło korytarz biegnący od strony tronu, jednak na salę która była magicznie powiększana, nie starczyło rycerstwa by korytarz sięgał aż do wejścia.
Tuż przed przystawieniem do obrządku Kali wymienił jeszcze jakieś słowa z czarodziejką Holly z oddziału Hiro.


Młody rycerz i solenizant maszerował w swym uroczystym stroju demonstrując swoją aparycję, piękną twarz i krzywy uśmiech. W ręku dzierżył Ostrze Anioła, a za pasem stary miecz. Ostrze które służyło mu podczas jego zadania.
Był to jeden z obyczajów tutejszego rycerstwa. Poza dowodem wykonania zadania, dzierżyło się także oręż do którego było się przywiązanym. Jeśli test dotyczył broni, to właśnie nią rycerz był pasowany, jeśli czegoś innego, wtedy za rytualne ostrze służyła osobista bron rycerza. O dziwo, nawet nie musiał być to miecz.

Kali w końcu dotarł pod sam tron przed którym czekała królewna z równie krzywym uśmiechem. Yuri znana była z “uwielbienia” wszelkich oficjalnych wystąpień. I z tak trywialnego powodu także krzywo się uśmiechała. Spoglądali na siebie przez dłuższą chwilę w milczeniu widzą swoje krzywe uśmiechy, które na moment znikły. Wydawać mogłoby się, że atmosfera za lada moment stanie się napięta i któreś z tych dwojga wyskoczy z czymś niespodziewanym. Jednak tych dwoje uśmiechało się pogodnie i szczerze, jak bratnie dusze w tym pełnym niedoli czasie.
Kali uklęknął na jedno kolano i uniósł do góry ostrze.
- Królewno, wykonałem swoje zadanie, na cześć i chwałę stolicy, i królewskiej rodziny. - standardowa formułka - W tym oto geście składam swą broń i życie w twe ręce. To oto ostrze jest świadectwem mego czynu. - Wszystko ładnie i starannie jak na coś czego nauczono się na dzień przed wyruszeniem na test.
Ciekawe ile razy rycerze przeklinali tą naukę w obliczu prawdziwego niebezpieczeństwa.
Gdy królewna odebrała od niego ostrze anioła, Kali uniósł do góry, rękojeścią w stronę królewny, star miecz schowany w pochwie.
Królewna jak i najbliżej stojący generałowie lekko się zdziwili. Erven także to dostrzegł choć stał zaraz za ostatnimi królewskimi rycerzami.
Członkowie rodzin, mieli prawo zajmować miejsce bliżej tronu, jednak nie wolno im było stać w pierwszym rzędzie.
- O Pani, to ostrze uratowało mi życie i służyło mi dzielnie w chwili mej próby. Choć jego lata przeminęły, broń ta należała do rycerza, który tak jak i ja składał swe życie w obronie królewskiej mości. Proszę by i ono dopełniło swej ostatniej powinności. - delikatny uśmiech zawitał na jego twarzy.
Królewna znów krzywo się uśmiechnęła, w końcu Kali zmusił ją do improwizacji. Po krzywym uśmiechu przyszedł ten bardziej złośliwy. Coś wymyśliła, coś złośliwego.
Dobyła drugiego miecza i uniosła obydwa przed siebie. Następnie je skrzyżowała i położyła na barkach młodzieńca.
- Ja Yuri Pendragon, z nadanymi mi prawami, mianuję ciebie Kali... - w tym momencie w rytuale powinno nastąpić przeniesienia ostrza na drugi bark.
Królewna mocno zacisnęła swe drobne dłonie na rękojeściach i mocnym ruchem rozkrzyżowała je tuż pod gardłem Kaliego. Z wciąż roznoszącym się odgłosem brzdęku stali obróciła miecze w dłoniach i położyła na przeciwnych barkach.
- ... rycerzem Białego Pałacu, San Serandinas... Niech twe życie... - Na jej twarzy zawitał delikatny uśmiech, bardzo kontrastujący z tym co przed chwilą miało miejsce. - ... i czyny świadczą o oddaniu całemu kraju i rodzinie królewskiej.
Odłożyła oba ostrza w wystawione przez Kaliego ramiona i ukłoniła się dworsko przed wszystkimi.
Dopiero wtedy kali schował oba ostrza i powstał. Ukłonił się przed królewną z, mogło by się zdawać, uśmiechem zadowolenia, a następnie ukłonił się przed wszystkimi.
Wtedy nastały wiwaty i oklaski.

- Mistrzu. To wspaniała uroczystość i to całe pasowanie... Przez moment myślałam że Kali straci głowę- zachwycała się Aula, nie wiedzą o całej improwizacji.
Pokaz ten pokazał jednak pewną ciekawą rzecz. Królewna ma obycie z 2 brońmi na raz.
- Tak Aulo, ale nie martw się. Królewna dobrze wie, że potrzebny jest każdy miecz. - powiedział cicho pochylając się nad uchem dziewczyny - Jesteś gotowa poznać śmietankę towarzyską?
- Ależ owszem. - uniosła dłoń ku partnerowi.
https://www.youtube.com/watch?v=HrF0OTSz-9E
Kali w tym czasie wplątał się w tłum białych oddziałów, jako gwiazda dnia. A królewna... zasiadła na tronie popijając kieliszek wina. Obserwowała całą uroczystość, zebranych i słuchała jakie wieści przyniosła jej tajemnicza dama. Wymieniając dość skromne uwagi.
Erven, ubrany w swój odświętny strój szlachecki ujął Aulę pod ramię i ruszył w kierunku szlachty i kupców. Przedstawić siebie, oraz przyszłą mistrzynię światła. Plan był prosty. Poznać tych wpływowych ludzi, nawiązać kontakty i wykorzystać je w przyszłości.
Śmietanka towarzyska znała Ervena, teraz przyszedł czas by powiązać imię z osobą.
Wśród szlachty znajdowały się takie osoby jak:
Armoria wraz z siostrami

Iferia - szlachcianka, praktycznie nieznana od strony towarzyskiej. Jednak mająca kontakty ze wszystkimi ważniejszymi szlachcicami. Powiadają że jej brat był wielkim rycerzem, ale zaginął dawno temu, od tego czasu rodowa szlacheckość oparła się o jej barki.

“Baronowa” Elizabeth - wdowa, chcąca poszerzyć swój ród o co zamożniejszych szlachciców.

Jej córka Klara

i syn Jacinth

Młody szlachcic Orfeusz

Oraz parę mniej lub bardziej zamożnych postaci spoza kręgów szlacheckich. Chociażby: krawcowa znana w całej Unii - Magdalena, czy zarządca własnej przedsiębiorczości bankowej Ezio Auditiore oraz Olegius Entarus - wytwórca magicznych przedmiotów i amuletów.
Jedni zwracali uwagę i witali się z Ervenem inni przystawali by przywitać Aulę. Oczywiście trzeba było parę razy powtórzyć, że są oni ze strony “Rodziny” Kaliego. Szlachta lubiła gdy informuje się ich o własnym statusie społecznym, w przeciwieństwie do mniej zamożnych.
Erven przedstawiał się jako prawny opiekun Auli i Kaliego, nie szczędząc pochwał w stronę młodego mężczyzny i napomknięć o świetlistej przyszłości dziewczyny. Dobrze wiedział, że zarówno Aula jak i Kali, będą dobrymi partiami. Czas na swatanie jednak przyjdzie dopiero wiele później. Teraz najważniejsze było złapać dobry kontakt, a robił to z rozbrajającym uśmiechem człowieka pewnego siebie.
Do Ervena podszedł, jak mogło się było tego spodziewać Ezio.
- Buongiorno! Mesere Sharsth, jak bawimy się na tym grande adozione.- powiedział z przesadną ostentacyjnościom
- Ah! Monsieur Auditore! - przywitał się z wielką radością Erven - Prawdę mówiąc liczyłem na pana obecność. Dawno nie miałem okazji odetchnąć wśród wybornego towarzystwa i cieszy mnie wielce ta okazja. Jak zdrowie mój przyjacielu?
- Salute non qualificato. [Zdrowie bez zastrzeżeń] - Interesy kwitną, signora pięknieją. Niczego mi więcej nie trzeba. E basta! [a właśnie] Poznałeś mesere Entarus-a, to twój compagno [druh]. Oleg lascia un attimo.
Do rozmawiającej dwójki podszedł mężczyzna o białej cerze i włosach, ale młodszy od obojka panów.
- Ezio, Salute! A pan zapewne to Erven Sharsth. Miło poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział Erven - Jeśli mogę zapytać, jaka jest dokładnie pana praca signore?
- Zaklinacz. Tworzę amulety, drobne przedmioty i nadaję im magiczne właściwości. Choć ostatnio to pan zdominował rynek swoimi wynalazkami. Nie mniej nie brakuje mi klientów również z poza stolicy.
- Nie było moją intencją chodzić w szaradę. - odpowiedział mag - Ot, luźne pomysł przekute na tak zwane wynalazki. Nic wielkiego, ale strasznie czas zajmujące. Taka odskocznia od wojaczki.
- Nie wątpię. - odparł Oleg. - Choć jeszcze przyjdzie ci poczekać nim twoje imię zostanie rozniesione na cały kontynent. Ze mną też tak było. Z początku tworzyłem przedmioty tylko dla przyjaciół... a teraz wyruszam z wizytacją na dwór do Selvan. Pozwól że cię ostrzegę. Lordowie Sanderfall mają uszy nastawione na wynalazców.
- Słowo przestrogi jest zawsze mile widziane. Jednak… co masz na myśli, że mają uszy nadstawione?
- Z punktu widzenia polityki, San Serandinas i Ishi’val mają pakt o nieagresji oraz kilka innych płynących z tego faktu zależności. Pierwszym jest wymiana klejnotów na złoto. Klejnoty w unii mają niestabilną wartość a tam służą jako waluta. W pewien sposób wymiennie są one wymieniane na równoważne złoto z zyskiem dla Unii. Dlatego sprzedając kamienie tutaj, dostajesz tylko część ich realnej wartości. Z kolei tam złoto jest praktycznie wszędzie i źle sprawdzało by się jako waluta. Ale to czysta ekonomia. Jeśli chodzi o zasoby ludzkie, czasem dochodzi do wymiany sił. Choć nie spotkasz tu wampirów, to masz w stolicy dostęp do towarów niespotykanych w unii jak przyprawy czy inne dobra. W zamian za połączenie handlowe, lordowie lubią ściągać badaczy. Chodzi o rozwój środków, zwiększanie ilości dóbr, czy nowe projekty. Tam jest ku temu więcej miejsca. Stąd na przykład jednym ze środków transportu są latające łodzie, czy pustynne motyle. Tamtejsza szlachta jest ciut bardziej pyszna niż tutejsza.
- Innymi słowy mogą chcieć mnie zwerbować bym stał się jednym z ich ludzi. - mruknął w zadumie Erven - Cóż, polubiłem to miejsce w którym jestem, ale nic nie szkodzi by być i tu i tam od czasu do czasu. Choć życie pod wampirami nie do końca mi się uśmiecha. Właśnie, próbowali Ciebie pozyskać monsieur Entarus?
- Mieli mnie na oku, ale ja zajmuję się zaklinaniem, a nie tworzeniem. W zamian wzięli mojego dobrego znajomego. Jak do tej pory nie mam od niego wieści, choć z drugiej strony zawsze miał skłonność do pogrążania się w badaniach.
- Ciekawe. - odpowiedział z kiwnięciem głowy Erven - W moim przypadku wszystko zależy od kontraktu. Wolny duch ze mnie, męczyłbym się strasznie gdyby całe moje życie miałoby się kręcić wokoło badań nad wynalazkami i tylko wynalazkami.
- Scusate signori - zaczął Ezio - Jest jeszcze kilka osób z którymi chciałbym się rozmówić tego wieczoru. Dlatego się oddalę. Vi aspettiamo! [Do zobacznia]
- Ezio jak zwykle w swoim świecie. Podobno w swoim świecie był szlachcicem, ale jakaś intryga polityczna zmusiła go do odstąpienia.
- To w sumie tłumaczy pewne rzeczy. Znasz się może na tutejszej szlachcie? Jeśli tak, z chęcią usłyszę wszystko.
- Tylko pobieżnie. Orfeusz, z moich informacji, zajmuje się handlem i ruchem towarów z poza obrębu Unii. To głęboko zakorzeniony interes. Słyszałem że nieraz zdarzało mu się bywać na wszystkich dworach. Armorie pewnie kojarzysz. Iferia... no cóż... Jedni powiadają że jej ród zdobył tytuł siłą inni ze podstępem a jeszcze inni... twierdzą że to nie jej miejsce. Choć jej bogactwo istnieje to ścieżki pomnażania nie są mi znane. Spotkałem się z nią tylko raz, gdy wchodziłem na rynek handlowy. Od tamtej pory przychodzą do mnie osoby, którym zostałem przez nią polecony, albo dostaję zlecenia które od niej trafiają. Zagadkowa kobieta, ale nie wnikałem. Nie było mi to do niczego potrzebne. Tamten, tamten i tamten to zamożni kupcy rzadziej podróżni, częściej mający swoich pośredników. Czasem sprowadzają ciekawe rzeczy z Rockviel albo z wysp. No i jest jeszcze Barownowa. O! O wilku mowa. Pozwolisz Sharsth że się oddalę, już raz próbowała mnie zeswatać tylko dlatego że podobał się jej mój kunszt.
Wyglądało to raczej na ucieczkę niż spokojne odejście.
- Nas zapewne sobie nie przedstawiono. - rzekła z dworskim akcentem wystawiając dłoń. - Elizabeth.
Erven ujął delikatnie jej dłoń i pochylając się ucałował wierzch jej wystawionej dłoni.
- Erven Sharst moja pani. - powiedział prostując się - Wiele słyszałem o jakże nadobnej, najpiękniejszej latorośli w całej Unii. Mam nadzieję, że z czasem wda się w Panią.
- Och. Nie sądziłam, że są tu tak dobrze wychowani Gentlemani. Większość zdawała się taka zapatrzona w swoje statusy. A w końcu wszyscy jesteśmy “dobrze” usytuowani. A pański syn, dołączył dziś w poczet jakże owocnego rycerstwa. Klara to taka nieśmiała dziewczyna. Musiał ją onieśmielić samym uśmiechem. Ho ho ho ho.
- Jestem jak najbardziej dumny z Kaliego. Jeśli mogę powiedzieć, słyszałem, że ponoć mam dar do wyciągania tego co najlepsze z ludzi. Lecz to zaiste plotka, jestem tylko skromnie utalentowanym magiem na ścieżce ku Arcymistrzowstwu. Choć pokładam nadzieję, że i Aula dołączy do tego jakże szlachetnego grona. Wszak ma rzadki dar i choć zdaniem Yue to moja zasługa, to jednak śmiem lekko powątpiewać.
- Aula, wygląda na dojrzałą kobietę. Może mój Jacinth, stanowił by dla niej parę? Jak myślisz Panie Sharsth.
- Wszystko zależy od jej woli i pragnień. - Odpowiedział uprzejmie Erven - Jednak moim zdaniem małżeństwo jeszcze zbyt wczesne dla niej. Jeszcze nie ukończyła swojego szkolenia i nauk. Może w przyszłości kiedy nasze Rody lepiej się poznają. Jeśli mogę spytać, pani córka? Już szczęśliwie zamężna czy nadal czeka na swego wybranka?
- Nadal nie, nie znalazłam... nie spotkała tego właściwego. Ho ho ho. - zaśmiała się zakrywając usta - Aż dziw, skoro tylu jest świetnych kandydatów. Gdybym ja była choć o kilka lat młodsza, pewnie bym nie zwlekała.
- Miłość przychodzi z czasem, choć czasami jest bliżej niż nam się zdaje. - odpowiedział ciepło mag. - Jestem pewien, że odpowiedni kandydat się ujawni. Jeśli pani latorośl nie popełni błędu w wyborze rzecz jasna.
- Jest pan bardzo miły. Może zechciał by się pan stawić na spotkanie w najbliższej przyszłości. Zapraszam do mojej rezydencji, jest nieopodal pałacowych parków.
- Jestem najmocniej zaszczycony milady. Nie omieszkam przyjść z wizytą. - powiedział Erven.*
Niestety wtedy jeszcze Mag nie wiedział, że jego plany będę musiały przeciągnąć się w czasie.
Po rozmowie z baronową nadeszła kolej na pozostałych szlachciców. Nie ważny była teraz długość i cel rozmowy. Chodziło tylko o sam fakt i poznanie. Tak więc po uprzejmościach i wymianach różnych, czasem banalnych uwagach. Bal od strony celów, można było uznać za zakończony.
W końcu Erven dołączył wraz z Aulą do Kaliego. Chłopak pomimo uwielbienia ze strony rycerstwa, jak również płci pięknej zdawał się przebywać stale w towarzystwie Illuar i Holly. Oczywiście z gratulacjami przyszli także Gramon i Agaun, ale ten drogi też był nie mniej rozchwytywany co solenizant. A wynikało to z tego, że był kawalerem. A jego status stanowił wielka atrakcję dla szlachty. I...
- ... nie radzi sobie z kobietami, którym nie może rozkazywać. - rzekł w drobnej grupce Gramon.
- Naprawdę? - zapytał zaskoczony Kali.
- Z podkomendnymi nie ma problemu, ale jest szarmancki do wszystkich szlachcianek.
- Stalowy, i’s kute bante. [Byś się zachowywał]
- Już już, bez nerwów Ill(ILL), tylko się droczę.
- A właściwe panie Gramon...
- Gramon, lub Stalowy, broń boże mnie tytułować. Nie lubię tego.
- No więc... Stalowy. Nie spotkałem jeszcze twoich oddziałowych. A jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałem ze jesteś królewskim rycerzem. Jak to jest?
- Oj młody jeszcze wszystkiego się dowiesz. Moich wojów już żeś poznał. Zero, Juto, Hiro a swego czasu i sama Charpa. Lecz jestem jakoby teraz na innej funkcji a i zmiany organizacyjne przyszły. Siedzę w odwodzie a pod sobą mam koszary. Gdybym miał iść teraz w bój musiał bym znów zebrać najdorodniejsze ziarno.
- Brzmi obiecująco. Czyli każdy z kim byłeś bratem broni stał się królewskim?
- Oj nie młody. Byli też tacy co odstąpili od wojaczki i tacy co w niej życie stracili. Ale ci którzy przetrwali i dalej w wojaczce zostali, jak wspomniałeś.
- A jacy byli Hiro i Juto? Bo teraz wydają się...
- Te dwa gamonie. Oj darli oni koty. Cały czas się czubili i na siebie skakali, ale jak walka przychodziła to jeden by za drugiego życie oddał. Z drugiej strony, gdyby nie to to Charpa by im skórę przetrzepała. A ma sierpowy... mówię ci.
Gramon pomimo swojego języka i aparycji był duszą towarzystwa.
Kali przyuważył coś ciekawego i w net poderwał temat.
- Stalowy, a jak to jest z tobą i królewna Uri? Bo słyszałem nie jedno.
- My się z tym brzdącem lubimy, na swój sposób. Od co. Czasem to ja dla zabawy posiedzę w karcerze, a czasem to ja ją przez kolano przełożę.
- Doprawdy...? - kobiecy głos wydobył się zza jego pleców. To była królewna. - Z chęcią chciał bym to zobaczyć.
- Och... Uri, maleństwo. Wiesz to tylko takie żarty. Przecież ja bym nigdy... - mówił skruszonym głosem ku ubawie pozostałych.
- Wystarczy Stalowy “brzdącu”, opowiesz mi o wszystkim w twoim ulubionym “karcerze”. - uśmiech budzący strach - A ty młodzieńcze mi podpadłeś. Powiedz co cię do tego skłoniło.
- Ależ królewno. Jakbym śmiał. W końcu to wielka uroczystość, w której musiałem się ubrać w ten jakże wbijający się w... strój. I nie śmiem twierdzić że wyglądam w nim jak skazaniec, lub błazen.
- Hehe. - delikatny śmiech wydobył się z ust królewny.- Doprawdy. A co powiesz o moim stroju?
- Gustowny, waleczny, dumny... - pokręciła dłonią by przyśpieszył wymienianie pochlebstw - błaznowaty ale seksowny. - dostał w głowę zarówno od strony czarodziejki jak i łuczniczki. - No co. Chciała to usłyszeć.
- Dobrze prawisz młody. - dodał stalowy.
- Przemilczę to. - skarciła obu Uri - Jesteście zbyt podobni, a już jeden Stalowy to aż nadto.
- Ale ja w przeciwieństwie do staruszka, mam klasę. - zrobił głupi uśmiech.
- Oj młody jak to tak.
- Ha ha. Faktycznie.
- Niech królewna się nie strofuje moją osobą. Nie zamierzam nachodzić pałacu. W końcu jak królewna sama stwierdziła, dwóch stalowych to aż nadto. - na twarzy królewny pojawilo się pytanie - Zamierzam opuścić stolicę na jakiś czas, jeszcze przed przystąpieniem do oddziałów. Chcę odwiedzić mój dom, Zanzibar, w Sanderfall. I może zabawię tam chwilę.
- Ciekawe. Zgłoś się do mojego ochroniarza przed wyruszeniem. - dłonią wskazała Nightfall-a - Możliwe że oboje skorzystamy na twej podróży.
- Dobrze królewno.
- A i jeszcze jedno. Ten miecz... naprawdę znalazłeś go w starej stolicy?
Złośliwy uśmiech pojawił się na twarzy młodzieńca.
- Nie. To była czyjaś prośba. Tamten był w połowie złamany i oddałem go do kowala. Nie mniej zrobiliśmy wielkie a i wśród reszty rycerstwa zyskałem opinię “szacunku do starszych”.
- Cóż za dwulicowa natura.
- Dziękuję. Lecz wyrazy szacunku należą się memu mistrzowi nie mnie. - tu z pogodnym i pięknym usmiechem spojrzał na Ervena.
- Erven Sharsth. Zapamiętam. Pozwólcie że się oddalę.
- Tak jest. Królewno. - wszyscy rycerscy z grupy ukłonili się na te słowa.
- I jak mistrzu. Sprawiłem że królewna zwróciła na ciebie uwagę.
- Zdecydowanie za dużo czasu ze mną spędzasz Kali. - odpowiedział z uśmiechem zagadany - Zaczynasz przejmować moje cechy. Kto wie, może będzie z Ciebie jeszcze polityk.
- Wolał bym nie. - odparł ze śmiechem. - Jeszcze musiał bym się codziennie spotykać z królewną.
- Słyszałam... - odparło zakrzyknięcie z uśmiechem. Widocznie, choć to mało prawdopodobne, Kali zainteresował Uri.
- No właśnie Ervenie, młody chce jeszcze pożyć. - rzekł Gramon - A polityka to nic ciekawego... Prawdziwa przyjemność to przygody.
- Tome i’lle, aste hate i’lle.
- Miłość twa gdzie serce twoje. - przetłumaczyła Holly. - Pięknie powiedziane. Choć z tym mógł by być problem.
- Dlaczego? Zabieram cię ze sobą.
Erven się zaśmiał lekko.
- Piękne powiedzenie, lecz trzeba uważać by się nie zatracić. By wolność nie stała się klatką. - zauważył mag.
- Zapamiętam to mistrzu. A właśnie, jeszcze was sobie nie przedstawiłem. To jest Holly z oddziału Hiro. Moja ukochana. A to mój mistrz Erven i Aula, o których już ci wspominałem.
- Miło mi poznać. - rzekła z uśmeichem.
- Cała przyjemność po naszej stronie. - odpowiedział Erven z ciepłym uśmiechem - Teraz wiem gdzie Kali był kiedy go nie było.
- I mnie również miło. Sporo słyszałam o Panie Sharsth-u i Auli. Choć z przedstawieniem się chciałam jeszcze poczekać. Ale Kali jest taki... nadgorliwy.
- Może troszeczkę. - zaśmiał się pogodnie
- Holly, długo się już znacie? - zapytała Aula - Jak się poznaliście?
- To było podczas jego treningów. Zostałam poproszona przez Panienkę Illuar do pomocy, Kali często bywał ranny przez głupią brawurę podczas treningów. Za pierwszym razem jedynie robiłam co musiałam, a później jakoś tak wpadliśmy sobie w oczy. Słyszałam że niedługo i ty przyjdziesz nam z pomocą.
- To znaczy?
- Magia światła. Ja także z niej korzystam, choć jak na razie tylko poprzez leczenie ją rozwijam. Ale tak samo jak ty z początku nie rozumiałam dlaczego właśnie w takiej magi chciano mnie nauczać.
- Lunare, istalfi ereno melte refaza. [Światło, wskazuje drogę ku oczyszczeniu] - Rzekła elfka zauważając coś ciekawego na jednym ze stołów. Kali tłumaczył słowa Auli. - [Jest najmniej niebezpieczne, ale nie mniej potężne. A samo zwykle nie potrafi zdziałać wiele. Wśród oddziałów to ono pozwala, by wiele było jednym.]
- Jak mówiłem Aulo. Twój dar pomoże nie tylko mi, a całej Unii. - odpowiedział ciepło wilk w skórze owcy, Erven.
Illuar poruszyła brwiami jakby słowa Ervena w jakiś sposób były niewłaściwe. Nie mniej po chwili z miłym uśmiechem ukłoniła się i udała w stronę Agauna, by wyciągnąć go z problemu osaczenia przez damy.
- Swoją drogą, jak to się stało, że dołączyłaś do Oddziałów? - zapytał Erven Holly. Ciekawiła go ta kwestia, tym bardziej, że i Aulę upatrywał w ich szeregach.
- Hiro mnie przygarnął. A raczej znalazł podczas jednej ze swoich misji. Byłam jedną z ocalałych po ataku demonów na wioskę. Może i ocalałam, ale zostałam sama. Dostrzegł we mnie coś i przyprowadził do stolicy. Przez dłuższy czas się uczyłam i leczyłam rannych żołnierzy. Magia światła była tu pomocna, ale nie wystarczająca. W oddziałach nie można zajmować się tylko leczeniem i staniem z boku, toteż opanowanie pozostałych elementów było wymagane. Do oddziałów dołączyłam oficjalnie, raptem 3 miesiące temu. Więc jestem tu jeszcze dość nowa.
- Również przeszłaś test tak jak Kali? - zapytał z ciekawością Erven - Czy inaczej to wygląda w przypadku magów?
- Poza dodatkowym testem magicznym podkreślającym uzyskanie określonego poziomu, magowie mają jedno uproszczenie. Zależnie o chęci zdającego i charakteru jego magii może on mieć jedną osobę do pomocy w teście.
Nie mniej korzysta się z tego rzadko, z tego co słyszałam. Tylko w tedy gdy obrane zadanie jest bardzo trudne, ważne lub bardzo zależy zdającemu an tym obiekcie tudzież zadaniu. Ale nadal pomocnik pozostaje tylko wsparciem, nie może wnosić większej czynności. Ja nie skorzystałam z pomocy, a zadanie które wybrałam było idealne do podkreślenia moich umiejętności. Można powiedzieć: wystarczające by zdać, ale nie na tyle niebezpieczne by czuć się zagrożonym. Dodatkowo zdobyłam coś takiego.

- Pierścień porannej rosy.
- Piękny. - rzekła Aula zapatrując się w niebieski klejnot.
- Magiczny? - zapytał Erven podnosząc lekko brew do góry.
- Pozwala odzyskiwać magiczną moc z kropel porannej rosy. Przydatny ale nie ambitny. W pradawnych czasach musiał służyć jako błyskotka. Jego historia opisywana jest w wierszach, dość romantycznie. Nie mniej nie on był celem zadania, ale skoro się napatoczył, to nie mogłam go po prostu zostawić. Dużo ciekawszy jest pierścień Uri. Angel Wings. Odzyskany jakieś 2 miesiące temu. Pozwala przyzwać anielskie skrzydła.
- Słyszałem o nim. Był w starej stolicy. Nieciekawe miejsce. - odpowiedział Erven.
- Może i ja bym go zdobył, gdyby znalazca wcześniej się nie pojawił. - zaśmiał się Kali. - A właśnie Holly, gdzie odbywało się twoje zadanie?
- Hmm. W okolicach Lofar, trochę w Rockviel. Ale nie mogę powiedzieć bym dużo pozwiedzała.
- To tym razem przyjdzie ci poczuć trochę więcej słońca. Rozmawiałaś już z Hiro? - odpowiedziała lekkim skinieniem głowy - Mistrzu jak z transportem? Chciałbym jutro bądź dnia kolejnego już wyruszyć.
- Wszystko gotowe Kali. Twoja ochrona również, więc możesz śmiało wyruszać. - odpowiedział na pytanie mag.*
- Dobrze. Zastanawiam się jeszcze, co zrobić z ostrzem anioła? Oficjalnie należy od mnie jako dowód zdania testu rycerskiego, a skoro mam promotorów to jestem już praktycznie królewskim. Z drugiej strony, nie jestem nim w pełni a i wybieram się w podróż odległą od ich celów.
- Zawsze możesz oddać pod opiekę, lub zaciągnąć rady przełożonych. Jaką decyzję podejmiesz, będzie słuszna.*
- Dopytam się Uri, gdy zawitam do niej po resztę informacji. Wiecie co... - rozejrzał się po sali - ...bale lubią trwać do późnego rana, a nie zapominając że właśnie dziś skończyłem test... jestem padnięty. I choć to nietaktowne, pójdę wspomnieć o tym królewnie i wracam do domu. - uśmiechnął się intonując miną swoje zmęczenie
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline