Makena kiedy wszystko ucichło i sensory wróciły do normy wrócił do swojego miejsca przy ladzie gdzie ciężko usiadł i wpatrywał się pusto w drzwi. Może jednak nie przyszła kolej na kres jego życia? Raczej nie, w końcu to był jeden statek, a nie cały szwadron. Odetchnął ciężko, jak tak miała się zapowiadać ta robota to w istocie tylko łut nieistniejącego u niego szczęścia mógł go uratować.
Kiedy wyszło na jaw, że właśnie jakimś niespotykanym zbiegiem okoliczności i do tego całkowicie przypadkowo uratował swoich towarzyszy niedoli, zapaliła mu się zielona lampka gdzieś w tyle głowy. - Za dobre oko należy się dobra zapłata, ale butelka wódy i coś do jedzenia mi wystarczy panie Tanaka. Wszak uratowałem im życie i zapewniłem przepływ kredytów. - powiedział czarnoskóry wyzutym z emocji głosem. - Poza tym jestem pewny, że po przeprosinowym posiłku moi towarzysze z większą chęcią obejrzą dodatkowe modele. Wszak klient zadowolony to i zakup chętniejszy... Prawda panie Takena?
To była jedna z niepisanych zasad które wziął do serca jeszcze za małego, a przejął ją od ojca. "Wszystko ma swoją cenę, a dobrze zachęcony człowiek, nawet jeżeli początkowo ma stracić, to na myśl o dużych zyskach szybko zmienia zdanie". Co prawda głos, aparycję i polot miał już nie ten co kiedyś, ale zawsze warto było spróbować. W końcu jak można zjeść i wypić za darmo, a za pytanie jeszcze w mordę nie zarobił. W szczególności kiedy zasłużył na swoją wypłatę.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |