Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2016, 15:28   #90
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
- Mogłaś się nie wtrącać! - Warknął Lambert, spoglądając na stojącą przed nim Lexę. W jego oczach czaiły się gniewne iskry, które szybko gasły, a jego naga, pokryta tysiącem blizn pierś coraz wolniej opadała.

Kobieta nic nie odparła, jej mina sposępniała a mięśnie twarzy drgnęły w kwaśnym grymasie. Patrzyła na Lamberta bez cienia emocji, choć widać było, że wcale nie pała entuzjazmem, ani nie jest zadowolona z obrotu spraw.

- Krasnolud sam wybrał ten los. Mogłem jedynie zapewnić mu godną śmierć - Dodał po chwili, kiedy mógł już złapać oddech po stoczonej walce. Podszedł do leżącego na ziemi napierśnika, który pośpiesznie przyodział.
- Chodźmy, zanim zbiegnie się tu reszta chłopstwa.

Zawahała się na chwilę. Stała tak jeszcze jakiś czas i zerknęła na Wilhelma, który najwyraźniej tak jak ona, nie był pokrzepiony zaistniałym zdarzeniem. Mimo to schowała topory i zerknęła na leżącego bez życia krasnoluda. Podeszła do niego i stając nad jego ciałem wymamrotała coś w języku norskim.

Po wymianie krótkich, niezadowolonych spojrzeń z Lexą, Wilhelm ominął szerokim łukiem ciało martwego krasnoluda i stanął przy Lambercie. Przyglądał mu się przez chwilę z zamyśloną miną, szukając odpowiednich do sytuacji słów. Miarkował tak przez kilka sekund, po czym dał za wygraną - wzruszył ramionami i obrócił się w kierunku którym podążał szlak, sygnalizując tym samym, że jest gotowy do drogi.

Młody grabarz przedzierał się przez zarośla krótką chwilę - niedługo do jego uszu dotarły dźwięki wydawane przez grupę najemników. W myślał starał się ułożyć jakieś mające ręce i nogi uzasadnienie, dla którego Lambert i jego zabijacy mieliby chcieć się z nim zadawać. Kas mógł mieć tylko nadzieję, że porywczy kapłan go wysłucha zanim każe mu się odpierdolić, albo rozwali mu łeb swoim młotem. Jednak w miarę zbliżania się do nich, dźwięki jakie wydawali przestały przypominać te powiązane z forsownym marszem do celu, o nie - brzmiały bardziej jak kłótnia, lub… bójka.

Grabarz zwolnił trochę. Widział już sylwetki najemników, niektóre stojące nieruchomo, inne poruszające się wyjątkowo szybko - i agresywnie. Powoli, z ręką w pobliżu durakowego topora, wyszedł na widok, spodziewając się dosłownie wszystkiego - od kolejnego ataku zwierzoludzi, po spontaniczną sesję treningową. Ale tego co zobaczył to się nie spodziewał.

Thravar, dawi który pomógł mu pochować Duraka, i Lambert, rozebrany od pasa w górę, trwali w śmiertelnym pojedynku. Choć krasnoludzki tarczownik był sprawnym wojownikiem i walczył z zawziętością i umiejętnościami których Kas mógł mu tylko pozazdrościć, ewidentnie nie był dla sługi Sigmara wyzwaniem - po kilku błyskawicznych wymianach ciosów hełm krasnoluda pękł jak orzech. Podobny los musiał spotkać jego czaszkę, która, choć gruba, przegrała z bitnią kapłańskiego obucha. Gdy brodacz padł na ziemię bez życia, Kas przełknął ślinę, odetchnął głęboko i postąpił krok naprzód.

-Cześć- Powiedział i skarcił się zaraz w myślach, że nic lepszego nie przyszło mu do głowy na powitanie. Starannie ułożony monolog poszedł się jebać. -Chcę… iść z wami.- Powiedział po prostu, starając się zignorować truchło krasnoluda. Nie wiedział, o co im poszło, ale nie miał zamiaru pytać. Jego celem był Lambert.

Kapłan, który zwrócony był plecami do Kasa, odwrócił się na pięcie zaskoczony słowami, które właśnie usłyszał. Utkwił swoje niebieskie jak głębia oceanu oczy w stojącym przed nim chłopaku i nawet nie krył zdziwienia, które malowało się na jego twarzy. Stał tak przez chwilę, uważnie oceniając ochotnika.

- Po tym wszystkim co zobaczyłeś chcesz do mnie dołączyć? Dawi mi nie zastąpisz, ale chciałbym wiedzieć na ile pozostaniesz mi wierny. Niesubordynacja skończy się dla ciebie tak samo jak dla krasnoluda. Akceptujesz to? - Zapytał, po czym przełożył przez bark swój ciężki młot i wyprostował się, a że był niespotykanie wysoki i dobrze zbudowany jak na człowieka, Lambert sprawiał imponujące wrażenie.

- Nie boję się śmierci - Odparł Kas pozornie bez związku ze sprawą, patrząc mężczyźnie w oczy. -Jestem obywatelem Imperium. Nie pozwolę, by los jaki spotkał naszą wioskę spotkał inne. Ofiary które ponosimy… - Wzrok chłopaka mimowolnie zahaczył o martwego krasnoluda. -... są niewielkie w porównaniu ze stawką o którą walczymy. Dopóki żyję, chcę walczyć ze złem które trawi moją krainę. Masz mój topór. Jestem gotowy.- Grabarz wyprostował się, czekając na werdykt kapłana. Obecność tego człowieka, nieważne jak brutalnego i zaślepionego, koiła jego wewnętrzne demony. Przynajmniej na razie.

- A powinieneś - Powiedział Lambert z beznamiętnym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się i ruszył dalej ścieżką przed siebie. Po pokonaniu kilku kroków zatrzymał się na chwilę i dodał:
- W takim razie witamy w gronie samobójców.

Chłopak pokiwał głową sam do siebie. Skąd mógł wiedzieć, jak bardzo ta decyzja wpłynie na jego życie? Na jego śmierć? Podszedł do leżącego krasnoluda.
-Oh, dawi…- Szepnął, zbierając z jego ciała kilka przydatnych przedmiotów, po czym pognał za najemnikami.
 
Krieger jest offline