Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2016, 22:04   #34
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Kessel, Kessendra, kosmoport, lądowisko 2H
Statek miał opuszczoną rampę, przy której stał droid bojowy jako strażnik. Najwyraźniej czekał na swojego pasażera, bo silniki już się grzały. Jedi nie pozostało nic innego, jak poczekać. Stanął z boku, by nie rzucać się w oczy. Miał też dobrą perspektywę na wywieszony wysoko terminal, przekazujący najważniejsze informacje odnośnie lotów.
Nagle wszystkie informacje zniknęły, a na terminalu wyświetliła się facjata Baelisha. Jon mógł być bardzo zaskoczony, bo zdjęcie pokazywało go wśród tłumu i zrobione było zupełnie przed chwilą. Po dłuższym zastanowieniu mógł przypuszczać, że zrobiono je w tym momencie, w którym miał to dziwne poczucie bycia obserwowanym.
W tym samym momencie do jachtu podszedł niezwykle zdenerwowany klatooinian, który szybko wszedł na rampę. Droid odwrócił się i zaczął wchodzić za nim. Rampa zaczęła się podnosić.

Vorzyd V, kosmoport sektoru 4G
Miejsce lądowisk były jedynym miejscem na tym poziomie skąd można było zobaczyć niebo. Przez grube warstwy chmur, w których skąpane były wieżowce przebijały się pierwsze blaski gwiazdy wokół której krążyła planeta. Wszystko wskazywało na to, że był środek dnia. Slevin dawno temu przestał się sugerować porami dnia, dlatego niezbyt go to zainteresowało. Uwagę swoją skupił na młodym weequay’u, pomocniku okolicznego kupca. Chwilowo ewidentnie mu się nudziło, więc bez większych problemów przystał na prośbę Kelevry o wypytanie się o kierunku odlotów obecnych tutaj statków.
Początkowo odstraszyła go paskudna gęba najemnika, ale te kredyty miały magiczną moc zmiany nastawienia praktycznie każdego.
Dzieciak pobiegł wypełnić swoje zlecenie, a on się usunął w cień. Wtedy stanął twarzą w twarz z zielonoskórym mirialanem.
Rohen wreszcie mógł złapać oddech. Kiedy wszedł do kantyny, jego celu już tam nie było. Bramkarz musiał mieć dobry dzień, bo bez większych problemów odpowiedział na pytania dotyczące tatooińskiego najemnika o przeoranej bliznami twarzy. Problem był taki, że na ulicach ruch był spory i choć Med-1 był niezawodny, to wyłonienie tej jednej poszukiwanej sygnatury cieplnej było nie lada wyzwaniem. Droid określił co najmniej pięć osób o odczytach pasujących do poszukiwanej osoby. Nie było w tym miejsca na hazard. Padawan musiał sprawdzić każdą z nich.
Dopiero za czwartym razem trafił. Po drodze jednak musiał przebyć spory dystans w szybkim tempie, by w ogóle mieć szansę zdążyć.
Udało mu się. Martell ściagnął na siebie uwagę insektoidów, pozwalając mu przedrzeć się do windy. Zostawił go tam samego, ale teraz stał przed Slevinem Kelevrą. Jedynym najemnikiem, który stoczył otwartą walkę z Czerwonym Kraytem i wyszedł z niej zwycięsko. Mężczyzną, który według słów mistrza Micala posiadał wiedzę o kontaktach tej organizacji najemniczej z wysoko postawionymi politykami w Senacie. Akademia chciała mu zaoferować ochronę i wsparcie za użyczenie wiedzy i talentów w tej nierównej wojnie przeciwko korupcji toczącej Republikę.

Manaan, Ahto City, Blue Sky
- To dobrze. Zajmijcie się przerzutem niezwłocznie, system Eriadu jako punkt przystankowy na trasie handlowej będzie wielkim atutem w naszych rękach. Przejdźmy w takim razie do…
Zero kontynuował dysputę o nowych systemach gwiezdnych zainteresowanych współpracą, bądź do takiej współpracy powoli przymuszanych. Współpraca ta była czymś więcej niż tylko opłatą za „ochronę”. W przeciwieństwie do typowych haraczy, Zero zależało aby zyski czerpały obie strony. Krayt często stawiał przykład układu Ruusan dla tych niezbyt zdecydowanych. W dwa lata po desancie sił Żelaznego Tony’ego lokalny gubernator był bliski całkowitego postawienia na nogi gospodarki zniszczonej przez marionetkowy rząd, za którym stał kartel Huttów.
Lana pamiętała dobrze tamten dzień. Ledwo skończyła swoje zadanie po Zonju V, a szef wziął ją ze sobą na tamtą bitwę. Siły jakie wtedy wykorzystano były wręcz oszałamiające. Prawie dwa tysiące najemników świeżo uformowanego Pierwszego Regimentu zmiotły chaotycznie bronione pozycje gangsterów. Rząd podał się natychmiast do dymisji, ale wtedy też okazało się, jak bardzo dobrze propagandowo można wykorzystać okrucieństwo Sladka.
Zobaczyła wtedy oblicze swojego szefa, którego chyba nigdy nie chciała oglądać. Obrazy te widywała czasami w snach, tylko wtedy ofiarami Tony’ego byli jej najbliżsi, cierpiący za jej zdradę.
W pewnym momencie zrobiło się jej niedobrze. Nie była pewna czy to z powodu wspomnienia tamtej sytuacji, czy z zupełnie innego.
Przymknęła oczy skupiając się w sobie. Wstała nagle od stołu, gdy jako tako opanowała mdłości i bez słowa od razu skierowała swoje kroki do wyjśćia. Jej zachowanie wzbudziło różne reakcje wśród zebranych na sali. Shawn wzruszył ramionami niby od niechcenia, ale na twarzy miał wymalowane “co do cholery?”.
Lana prędko ruszyła korytarzem w poszukiwaniu toalety. I znalazła w ostatnim momencie.
Pozbyła się tego co leżało jej na żołądku i oparta o ściankę kabiny toaletowej żałowała, że jednak nie zabrała ze sobą niczego przeciw mdłościom. Tyle czasu bez problemu i akurat teraz musiało jej się zebrać na wymioty. Chwilę poczekała tak i gdy stwierdziła, że już po wszystkim podeszła do zlewu obmyć twarz zimną wodą i popłukać usta. Sięgnęła po jednorazowy ręcznik osuszając się.
Westchnęła ciężko zastanawiając się jak się z tego nagłego wyjścia tłumaczyć. Liczyła, że zwyczajnie ją zignorują. Upewniła się jeszcze raz, że jej aparycja jest bez skazy po czym wyszła z łazienki by wrócić na zebranie.

Przestrzeń kosmiczna, pokład statku Nilus
- Dziwne... - mruknęła do siebie Emily patrząc na odczyty z pokładowych skanerów.
- Wątpliwość: Pani, zdaje się, że błędnie odczytane zostały dane.
- Nie ma takiej opcji HK - pokręciła głową dziewczyna. Cały sprzęt na pokładzie Nilusa był pierwszego sortu i jakby tego było mało był jeszcze własnoręcznie podrasowany przez młodą Hayes. Emily była pewna informacji jakie mieli.
- Stwierdzenie: Pani, tu niczego nie ma. Nawet spojrzenie przez iluminatory potwierdzają.
- Wiem, ale TU powinna być asteroida B-17 - oparła głowę na rękach oparta łokciami o panel sterowania. Przyglądała się holoprojekcji całkowitego niczego.
- Stwierdzenie: Pani, dalszy lot w wytyczonym kierunku bez międzytankowania na asteroidzie B-17 grozi...
- Tak tak, zabraknie nam paliwa, które i tak jest na minimum - westchnęła. Otworzyła projekcję mapy kosmosu. - To lecimy do kolejnego punktu.
Jednocześnie otrzymała komunikat, że statek Andariel zakończył podróż i zaraz po rozładowaniu skieruje się na okresowy przegląd. Emily spojrzała w jego statystyki po czym zaakceptowała odstawienie go na warsztat.

Nadprzestrzeń, korweta Tiburon
Cichy szum i błyski zza iluminatora sugerowały, że nadal byli w nadprzestrzeni. Trudno było mu określić ile przespał. Nie słyszał też żadnych innych hałasów, więc albo ten statek był raczej duży, albo trandoshan też zajmował się nic nierobieniem. Podniósł się z trudem. Rany nadal były poważne i nie mógł liczyć na cudowną regeneracje tkanek. Spostrzegł, że obok łóżka była metalowa kula z której mógł skorzystać.
Dużego wyjścia nie miał, a zdążył się zrobić naprawdę głodny. Kroplówki w komorze hibernacyjnej nie były w stanie zapełnić pustki w żołądku.
Ogólnie było dosyć zimno więc kuśtykał przez pokład otulony kocem, pod którym leżał. Świeciły się tylko światła awaryjne, kiedy szedł znacząc każdy krok stukotem. Nie w głowie jednak teraz było mu skradanie się. Korytarz kończył się sporym utrudnieniem, bo schodami w dół. W górę jeszcze by wszedł, ale schodzenie wiązało się znów z bólem. Skoro jednak już tu był, szkoda było się cofać. Wymówka tak samo dobra jak inne. Bardzo powoli, opierając się ile tylko mógł na zdrowych kończynach, pokonywał kolejne stopnie. Kilkukrotnie syknął, kiedy zbyt dużo ciężaru oparł na rannej nodze.
Wreszcie dał radę i znalazł dalsze przejście w poziomie. Co prawda schody ciągnęły się na jeszcze jeden poziom niżej, ale niezbyt czuł się na siłach na takie wyzwanie. Ruszył przed siebie. Korytarz był dobrze wyszlifowany i wymyty. Jaszczur dbał o swój statek, który z każdym przebytym metrem robił się dla Sola coraz większy. Minął dwa zablokowane włazy i wreszcie dotarł do śluzy, która była otwarta.
Spostrzegł, że ta była uszkodzona i zapewne nie dało się jej zamknąć. Jednak nie ten fakt, zwrócił jego uwagę, a raczej forma uszkodzenia. Przy prawej ścianie było podłużny ślad po cięciu energetyczną bronią o silnym emiterze.
Mieczu świetlnym.
Sol zapalił światło w pomieszczeniu za śluzą. Była to spora okrągła sala z następną śluzą po drugiej stronie. Śladów od broni Jedi było tutaj mnóstwo. Podłoga była w kilku miejscach łatana, ale widać, że w przeciwieństwie do reszty statku tutaj Reoss dał sobie spokój z naprawami.
Zresztą Zhar-kan mógł go o to zapytać, bo właśnie teraz trandoshan pojawił się w dopiero co otworzonej śluzie po drugiej stronie pomieszczenia.

Kril’Dor
Wejście w atmosferę przebiegło bez większych problemów. Po kilkunastu minutach ich oczom ukazała się platforma górnicza.
Oba lądowiska były puste, jednak ta baza nie wyglądała na opuszczoną. W każdym razie na pewno nie spodziewali się żadnych gości, albo po prostu gość od kontroli przylotów przysnął.
Kaylara posadziła Brocka na większym z lądowisk Zewnie minie trochę czasu zanim właściciele tego obiektu zwrócą swoją uwagę na nadprogramowy statek kosmiczny, który przybył w okolicę tej kopalni. Im samym podróż tutaj zajęła trzy godziny. Wyciszyli wszystkie systemy i nie odpowiadali na wezwania z krążownika 4 Floty. Oprócz tych dwóch godzin mieli pewnie jeszcze drugie tyle przewagi, zanim ktoś na „Łapaczu” podejmie decyzję o pościgu. Nawet wtedy jednostka tej klasy nie będzie miała możliwości wlecieć w atmosferę tego gazowego olbrzyma. Na przeszukanie zostanie wysłany oddział szturmowy na czteroosobowym transportowcu. Tylko takie posiadały jednostki operujące przez dłuższy czas w przestrzeni.
Tymczasem na platformie prowadzącej na lądowisko wreszcie pojawił się jakiś pracownik tego kompleksu. Zerknął na przybyły frachtowiec, po czym z powrotem zniknął w jednym z budynków. Niecałą minutę później usłyszeli komunikat:
„Nieznajoma jednostka na platformie 2, przedstaw się i podaj powód swojego przybycia. Jeśli macie wrogie zamiary to uprzejmie informuję, że wasze lądowisko jest zaminowane. Czekam na odpowiedź w ciągu minuty, potem odpalam ładunki”.

Vorzyd V, slumsy sektoru 4G
Każde zwierzę widząc zagrożenie, które było zdecydowanie większe niż szansa na zdobycie pożywienia, podejmowało decyzję o ucieczce. Natomiast Gandowie zachowali cechy swoich przodków. Cechował ich upór mrówek, które wykonywały raz podjęte zadania bez względu na konsekwencje. Do ostatniego osobnika.
Tak było w tej sytuacji. Pościg za ciężko opancerzonym i jeszcze mocniej uzbrojonym Martellem w żaden sposób nie mógł się im opłacić. Rosły tylko straty. Jakaś myśl się jednak pojawiła w tych ich małych móżdżkach i dążyli do jej wykonania. Choćby po trupach, co było w tym przypadku bardzo dosłowne.
Aaron wszakże wolałby, by jednak te małe skurwysyny były nieco mniej uparte. Dwa granaty ogłuszające zrobiły wystarczająco dużo miejsca, by padawan uciekł do windy. Później Martell musiał poradzić sobie sam.
Ostrzelał się na oślep i pobiegł w jedną przecznic. Nadział się tam na cztery kolejne insektoidy. Walka na krótkim dystansie cechowała się tym, że nie było szans na uniki. Każdy trafiał. On miał tą przewagę w postaci tarcz energetycznych. Cztery trupy później znów mógł biec dalej. Jego pewność siebie nie mogła być zbyt duża. Przez tą krótką wymianę jego tarcze w tym momencie były już na dziewiętnastu procentach. Dzięki exoszkieletowi szybko zwiększył dystans do pozostałych. Ostatni oddział gandów zgubił ponad pięćset metrów za sobą. Zostały mu jeszcze cztery kilometry do drugiej z wind. Baterii jego pancerza w tak szybkim zużyciu powinno mu starczyć na styk. Jeśli jednak po drodze będzie musiał walczyć, to może się źle skończyć. Pewien mógł być tylko tego, że insektoidy nie odpuszczą.
 
Turin Turambar jest offline