Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2016, 10:01   #30
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jerome zatrzymał wóz ledwo usłyszał krzyk. Spojrzał na ojca ale żadnych zmian nie dostrzegł. Zwierzakom i tak potrzebny był odpoczynek, co wydało mu się dziwne, jako że ich nie forsował specjalnie. Owinął lejce wokół pnia drzewa i ostrożnie zagłębił się w las. Starał się wykorzystać każdą osłonę. Nie szedł prosto lecz po niewielkim łuku by dotrzeć do źródła krzyku z boku. Mając w pamięci kłopoty z magią, poluzował sztylet w pochwie.

Krzyki w pewnym momencie umilkły, jak odcięte nożem. Pojawiły się za to nowe bodźce w postaci swądu spalenizny i chyba odgłosów końskich kopyt. Tego ostatniego młody Amberyta pewny jednak nie mógł być. Najciszej jak potrafił Jerome tknięty złym przeczuciem zaczął wracać do wozu. Podejrzewał, iż mijający go niedawno oddział właśnie ruszył z powrotem i porzucony przy drodze wóz może wydać się im podejrzany. Wóz stał dalej w tym samym miejscu, w którym go zostawił.
Jerome poklepał muła po grzbiecie i schwyciwszy za uzdę wprowadził głębiej w las, kryjąc wóz za krzakami. Po chwili wrócił na drogę i sprawdził czy widać wóz. Potem starał się wyprostować krzaki i trawę tak by jak najmniej rzucała się w oczy.

Na drodze było pusto. Zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Cisza i spokój. Wręcz sielankowy obrazek. Młody mag mógł dostrzec dzikie stworzenia, które zajęte swoimi sprawami nie zwracały uwagi na ukrytego w leśnym poszyciu człowieka. Jerome ponownie ostrożnie ruszył w kierunku gdzie słyszał krzyki. Nie niepokojony przez nikogo dotarł ponownie do drogi, która kawałek dalej zakręcała. Zapach spalenizny stał się mocniejszy. Nic po za tym nie zakłócało spokoju tego miejsca. Ostrożnie przeszedł na drugą stronę drogi. W tym miejscu podszyt był gęściejszy. Przedzieranie się przez kolczaste zarośla nie było najmilszą rzeczą jaka mogła się synowi Fiony przytrafić. Ale opłaciło się. Po kilkudziesięciu metrach Jerome dostrzegł polanę, którą przecinała droga. Dostrzegł też wywrócony wóz. A właściwie jego resztki. Ogień zdążył strawić większość. Obok leżało kilka ciał odzianych w fioletowe kubraki z białym kryształem wyszytym na piersi. Kawałek od nich, na prawo leżało jeszcze jedno ciało. Kobiece. Czerwona suknia, którą nosiła została z niej częściowo zdarta. Gdy Amberyta podszedł bliżej zobaczył, że ręce i nogi kobiety zostały przwiazane do gałęzi powbijanych w ziemię. Ktoś sobie ułatwił sprawę. Z szarpiącą się kobietą nie jest tak łatwo zabawić się.

Upewniwszy się, że nikt nie nadchodzi, ani miejmy nadzieje nie siedzi w krzakach, wyszedł z krzaków i powoli podszedł do leżącej kobiety. Chciał sprawdzić czy jeszcze żyje. Nie żyła. Nie musiał nawet szukać pulsu. Z poderżniętym gardłem marne są szanse na przeżycie. Działy się tu sprawy, których Jerome nie rozumiał i nie planował zgłębiać. Wycofał się do lasu i tą samą drogą ruszył do ukrytego wozu. Nie zaniechał ostrożności.

Wrócił do wozu i wyprowadził go na drogę, potem prowadząc muła za uzdę ruszył w Cień. najpierw pozbył się miejsca zbrodni. Powoli prowadził wóz pustą drogą. Na niebie chmury nagle zakotłowały się i zmieniły kierunek, przed rzednący las powiała morska bryza. Skrzek mewy zwiastował bliskość wybrzeża. Gdy tylko opuści las, powinien znaleźć się na szczycie klifu. Nagle Jerome zatrzymał się. Czego tak naprawdę potrzebował? Ruszył dalej, zapach morskiej bryzy ulotniła się zastąpiony wonią butwiejącej ściółki. Droga stała się rzadko używaną ścieżką. Konary drzew tworzyły dach przez który ledwo prześwitywało słońce. Młody mag skupił się jak nigdy dotąd, zawsze szukał miejsca i dopasowywał Cień do tego. Teraz szukał osoby, krajobraz zaś kształtował się sam, zdając prowadzić przez Cień Jeroma. Wprost do jednego z najlepszych uzdrowicieli.
Cień poddał się i to łatwo. Tak jak zawsze poddawał się woli dziedziców krwi Oberona. To była dobra wiadomość tego dnia. Złą natomiast było, że jeden z mułów też się poddał. Zwierzę zarżało cicho i padło. Jerome zaklął, przyklękł przy zwierzęciu i sprawdził czy żyje. Żyło. Dyszało ciężko i piana mu się z pyska toczyła.

Dalej nie dało się jechać, sprawdził co z drugim mułem. Drugi muł trzymał się jeszcze, a przynajmniej stał. Trudno było powiedzieć jak długo wytrzyma. Potem spróbował przywołać Wzorzec, by sprawdzić czy wciąż z magią jest coś nie tak. Z uprawianiem magi było już łatwiej. Jerome nie czuł nieprzyjemnego oporu.
- Czas na odpoczynek, stary - poklepał muł i zaczął go wyprzęgać. Leżącego muła także wyprzągł. Jeśli się dało ściągnął wóz trochę na bok ścieżki. I zaczął przygotowywać się do noclegu.
 
Mike jest offline