Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2016, 14:03   #48
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
Karczma „Ziewający Zając”

Kiedy Aldric wyszedł do pokoju martwego łowcy Detlef ukląkł przy ciele Ernesta i złożył krótką modlitwę na cześć boga śmierci. Nowicjusz nie musiał go darzyć ciepłymi uczuciami, jednak dusza należała do Morra, a Stirlandczyka zadaniem było jej pomóc w przeprawie. Szeptał słowa modlitwy z rękami złożonymi na piersi, a bywalcy karczmy powoli schodzili do głównej sali. Po chwili jego litanii towarzyszyło jedynie donośne chrapanie najbardziej pijanego domokrążcy. Jego usta zdawały się działać same, jakoby nauczone litanii na pamięć i działały bezwiednie. Myśli jednakże wędrowały gdzie indziej. „Ziewający Zając” zdecydowanie nie był najbardziej przyjaznym miejscem na trakcie i Detlef doskonale rozumiał karczmarza i jego pragnienie sprzedaży przybytku. Być może w ostatnim czasie zyskał sobie jakiegoś wroga, który postanowił zniszczyć jego interes. Tłumaczyłoby to zachowanie oberżysty i wydarzenia ostatniej nocy. Jakakolwiek by nie była odpowiedź, Detlef postanowił się już w to nie mieszać. Elf prawie pozbawił go życia, a gdyby nie czuły sen Aldrica to łowca dokończył by dzieła. Morryta już zwyczajnie nie miał sił na dalsze interwencje.

Sapiąc podniósł swój obszerny brzuch i spojrzał na już teraz sztywne ciało. Adrenalina po walce jeszcze buzowała w żyłach, a nagłe ukłucie agresji przeszyło myśli nowicjusza. Dawna przeszłość neofity wychodziła na wierzch, a pięść zacisnęła się na rękojeści miecza. Odepchnął niepotrzebne emocje w głąb i ruszył spokojnym krokiem do pokoju karczmarza.

Zapukał lekko knykciami o drewniane drzwi. Podwoje otworzył kucharz.

- Chciałbym porozmawiać z… - Morryta przerwał na chwile zawstydzony, iż nie zna imienia właściciela - oberżystą.

Kucharz odsunął się ukazując pokój, zdecydowanie bardziej zadbany niż reszta budynku. Samo łóżko zdawało się być dębowe z pięknie zakończonym zagłówkiem, a jedną ze ścian zdobiły rosochate poroża powieszone wokół rozciągniętej wilczej skóry. Karczmarz leżał na sienniku owinięty bandażami i pojękiwał nieznacznie. Pierwotnie był to pokój karczmarza, także nie wiadomo jakiego przepychu można się było spodziewać w pokoju właściciela. Przy jego głowie siedziała zatroskana żona, a jej twarz połyskiwała wilgocią. Siostrzeniec właściciela przybytku tkwił w nogach łóżka, jednakże gdy tylko nowicjusz przekroczył próg to kucharz zaciągnął młodzieńca na korytarz. Detlef nieznacznie uniósł brew obserwując jak dwójka wychodzi z pokoju, jakby cokolwiek Morryta miał do powiedzenia miało zaszkodzić delikatnym uszom chłopaczka.

Karczmarz podniósł wzrok i spojrzał na nowicjusza.

- Słucham – wystękał. Najwyraźniej mowa sprawiała mu ból. Poparzenia wydawały się rozległe, a jedynie magia Shalyanki byłaby w stanie pomóc.

- Uznałem, że chciałby pan wiedzieć co się właśnie wydarzyło. Pod osłoną nocy do wspólnej sali wkradł się rzekomy łowca i zamierzał nas wszystkich pozabijać. Jedynie dzięki czujności mojego przyjaciela żyjemy w tej chwili. W trójkę udało się nam go pokonać, ale łachudra miał ukryty za pasem pistolet, którego huk wystrzału zapewne słyszała cała karczma. Morr mi świadkiem, dzisiejsza noc zebrała okropne żniwo.

Karczmarz spolegliwie przytakiwał, nie odezwał się ani słowem, a jedynie uśmiechnął się smutno na ostatnie słowa nowicjusza. Detlefa gnębiło jeszcze jedno pytanie.

- Co powinienem zrobić z jego ciałem?

- Kapłan Morra lepiej winien wiedzieć niż karczmarz. A teraz proszę, chciałbym zasnąć, rany mnie bolą, chciałbym mieć chociaż chwilę spokoju.

- Zrozumiałe. Niechaj Shallya ześle swoje miłosierdzie.

Morryta ukłonił się i wyszedł z pokoju. Nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie i wyczytał konkretnie co karczmarz sobie o tym wszystkim myśli. Dostał jedynie kilka słów i dużą dawkę milczenia. Mógł mieć jedynie nadzieję, iż poranek przyniesie trochę spokoju i razem z Aldricem będą mogli opuścić to ponure miejsce.

Wrócił do wspólnej sali i zobaczył na miejscu Aldrica, który dzierżył w ręku pistolet martwego łowcy, a następnie schował go za pasem. Kolejnie wziął się za przeszukiwanie trupa z którego kieszeni wydobył dokument potwierdzający tożsamość. Zaświadczenie opiewało na imię Ernest Schiele i według niego był to łowca banitów pracujący dla kogoś kto zwał się Sam Otoman. Po przeczytaniu na twarzy Sigmaryty wyklarował się plan. Dokument schował w bucie, natomiast zza pazuchy wyciągnął tajemniczy wisiorek. W splot z rzemieni były wplecione liście, dokładnie takie same jakie leżały rozłożone wokół ciała rolnika.

- Leżał pod łóżkiem Felixa – wyszeptał Aldric uprzedzając pytanie.

Poszarpany pendant wraz z dokumentem potwierdzającą niepoczytalność i najpewniej dziwne upodobania względem owiec ułożył na kurtce trupa.

- Miał to przy sobie, bez dyskusji - powiedział Aldric do Morryty. - I może tym razem bądź jak inni kapłani twego boga, cichy i tajemniczy. Lepiej na tym wyjdziemy… Bierz go za nogi.

W głosie Sigmaryty czuć było gorycz, najwyraźniej w jakiś sposób obwiniał Detlefa za wydarzenia dzisiejszej nocy. Nowicjusz w żaden sposób nie czuł się winny, ale nie zamierzał wykłócać się o swoje racje. Przynajmniej teraz. Podniósł trupa za kostki i wspólnie, chwiejnym krokiem znieśli ciało na parter. Wszelkie szepty ucichły, kiedy dwójka ze Stirlandu zeszła z martwym łowcą. Detlef jeszcze przed chwilą słyszał półgłosy domokrążców wymieszane z epickim opisem walki przez pomocnego, jak i przemożnie pijanego, Stefana. Gdy przechodzili z ciałem obok siedzących ludzi Aldric zatrzymał się położył ciało na ziemi. Chwycił naszyjnik i rzucił w stronę gawiedzi.

- Takie same liście leżały wokół ciała Feliksa, kto je widział ten pozna. On miał to przy sobie, razem z tym dokumentem - na stole wylądował pergamin zapisany w klasycznym. - To w klasycznym. Pewnie nikt z was nie zna, jest tam napisane, że jest lekko szurnięty w głowę, i jest to podpisane przez ordynatora sanatorium Adamowitz. Możecie to pokazać komuś uczonemu w klasycznym, potwierdzi. Ale oczywiście jak to dla was za mało, możecie, jak on sam mówił, opowiedzieć wszystko jakiemuś Samowi Ottowi, jeśli ktoś taki istnieje – ostatnie słowa skierował do domokrążców, którzy słyszeli okrzyki łowcy podczas walki we wspólnej sali. Następnie, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, chwycił na powrót ciało i wspólnie ruszyli dalej, do stajni, gdzie czekała reszta trupów.
Wychodząc usłyszeli podniecony głos jednego ze sprzedawców.

- Taki naszyjnik miał elf!




Gdy Detlef układał ciało i składał ostatnie modlitwy, Aldric odczepił konie i wyprowadził zwierzęta na podwórze. Stajenny najwyraźniej dotrzymał danego wcześniej słowa, ponieważ zarówno klacz i ogier wyglądały na zadowolone i prychały radośnie, pomimo niezbyt ciekawego towarzystwa. Morryta wykorzystał chwilę samotności i unikając oceniającego wzroku przyjaciela uszczuplił sakiewkę martwego strażnika dróg. W tak pękatym mieszku musiała się znajdować mała fortuna, jednak aby uniknąć złapania nowicjusz przywłaszczył sobie zaledwie kilka drobniaków i cztery klejnoty, które parami ukrył w butach. Pieniądze przydadzą się później, a jakoś nie spodziewał się zapłaty od kogokolwiek w karczmie za swoje trudy i czas spędzony ze zmarłymi.

Poranek przywitał ich słońcem, które majaczyło gdzieś za chmurami i gęstą poranną mgłą. Konie czekały osiodłane, a Aldric mocował ekwipunek do kieszeni przy kulbace. Karczma pomimo wszystkich wydarzeń była wyjątkowo cicha. Niektórzy z bywalców wyglądali przez okna w kierunku bramy, chociaż zdawało się, że nikt się nie kwapi do opuszczenia zajazdu. Na parterze karczmy znaleźć można było Stefana, jego kompana, stajennego i kucharza, wraz z dzbanem piwa dla wagabundów. Reszta bywalców zdawała się zajmować własnymi sprawami, niepomni nocnych problemów.

Nadszedł czas na opuszczenie „Ziewającego Zająca”. Aldric przygotowywał konie do drogi, Detlef postanowił porozmawiać najpierw z kucharzem, aby uzupełnić zapasy jedzenia na drogę, a następnie porozmawiać z karczmarzem ostatni raz – aby uregulować rachunek i poinformować co trzeba zrobić z ciałami w ciągu kilku najbliższych dni.
 
Evil_Maniak jest offline