Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2016, 22:56   #41
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Illiev był zadziwiająco twardym zawodnikiem. Arno przestawił mu nos, wybił zęba i dwukrotnie powalił na deski wróżąc koniec walki na korzyść Grimma. Za każdym razem jednak podnosił się.

Ostatecznie jednak Hammerfist wylądował na deskach. Obudził się widząc nad sobą zadowoloną twarz Gussa, do której chwili dołączył felczer z kubkiem gorzałki. Tego było khazadowi trzeba. Dzięki temu szybko wrócił do pracy.

Wiedzieli już, że Gołot gdzieś jedzie i rozmawiał z jakimś robotnikiem. Wiedzieli też, że Illiev był całkowicie pewien swego zwycięstwa w turnieju, zaś Szklana Szczęka natomiast pytał czy karczmarz jest powiązany z Syndykatem Uni i gdyby tak było, poprosił khazada o wstawienie się u Kaspera. Szczęka chciał skontaktować się z kimś z Syndykatu, ale sam nie wiedział jak to zrobić. W szczególności bez polecenia.

Od Grzmota Arno nie dowiedział się prawie niczego. Tylko tyle, że jest weteranem nazywanym bohaterem.

Hammerfist usłyszał jak na ostatnią walkę zniesione zostały limity. Zdążył jeszcze na chwilę spotkać się z towarzyszami. Prócz Berta, który zniknął w ślad za Gołotem. Jost ruszył za Drago, natomiast Grimm ruszył za Grzmotem.
Ten jednak spędzał czas wyłącznie na piciu piwa.

Zamierzał jeszcze przed walką podejść do aktualnego mistrza. Zacznie od walki z zeszłego tygodnia przez stwierdzenie, iż walka Cuda ze Szklaną Szczęką była ustawiona. Zapyta Josefa co wie o ustawianiu walk w Cycu i gdzie można znaleźć Cudo lub kogoś z jego otoczenia. Spróbuje również dowiedzieć się od niego czegoś o Syndykacie Uni.

Arno żałował tylko, że nie ma przy sobie Berta.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 14-02-2016 o 23:03.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 15-02-2016, 19:19   #42
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wielki jak dąb Gołot szedł dziarsko nie obracając się za siebie. Wojownik wyglądał jakby nic nie podejrzewał i - mimo iż Moritz nie potrafił się skradać - czeladnik wybrał dobrą odległość do tego typu działań. Miasto nie było jego domem i były gawędziarz musiał być bardzo ostrożny. Długie, pewne kroki potężnego podejrzanego doprowadziły Wagnera do bogato wyposażonej rezydencji w dzielnicy bogatego mieszczaństwa. Czyżby Gołot spotkał się tam z kimś zamieszanym w ustawianie walk? Stirlandczyk nie mógł mieć co do tego pewności.

W oczekiwaniu na mężczyznę czeladnik nie mógł nie zwrócić się myślami w kierunku walki Grimma. Krasnolud przez ostatni tydzień zrobił olbrzymie postępy, ale czy był w stanie podołać swemu rywalowi? Bez względu na wynik tego starcia Wagner z chęcią by je zobaczył. Nie obstawiłby co prawda na żadną ze stron, ale sercem był po stronie swojego brodatego przyjaciela i... nawet oczekując w napięciu na Gołota trzymał kciuki za swojego ziomka.

Po pewnym czasie wojownik opuścił rezydencję wybijając czeladnika z torów jego wokółwalkowego rozumowania. Wagner jak wcześniej utrzymywał rozsądny dystans mając nadzieję, że ten wystarczy aby nie wzbudzić podejrzeń Gołota. Wojownik pokierował Moritzem do zajazdu o dość oklepanej, nudnej nazwie. "Stajnia" nie była miejscem, w którym wyżej postawiony człowiek chciałby nocować. Była jednak miejscem, w którym nikt nie szukałby ani fiksera ani jego prawej - bądź lewej - ręki. Kiedy czeladnik był sprawdzany przez ochroniarza zobaczył, że wojownik udał się na górę. Wagner spokojnie rozejrzał się po sali głównej dostrzegając kilku stałych bywalców i szczupłego, wysokiego gospodarza.


Wedle podejrzeń Moritza na górze były pokoje mieszkalne co potwierdził po krótkiej rozmowie gospodarz. Wagner udał zainteresowanie pokojem, ale w wolnych "jedynkach" były dwa łóżka, a zatem ekonomiczniej byłoby spać w głównej sali. Wagner od razu zapłacił za tego typu nocleg i udał się na górę. Gołot właśnie kąpał się w drewnianej bali z wodą dość dobrze zasłonięty przez parawan z kotary. Wagner spoczął na wolnym łóżku nieopodal obserwując swój cel bez przesadnej natarczywości. Wyglądał jak kolejny samotny mieszkaniec głównej sali.

Po kąpieli Gołot - w wydaniu jak matka natura go stworzyła - poszedł spać, a Wagner nagle zaklął i wstał jak poparzony żywym ogniem. Czeladnik zagrał jakby właśnie sobie o czymś przypomniał i pospiesznie skierował swoje kroki na dół. Po chwili plotkowania z gospodarzem Moritz udał się do "Cyca" aby przekazać swoim przyjaciołom najnowsze wieści i dowiedzieć się - może od Kaspara czy trenera Gussa - kto mieszkał w okazałej rezydencji którą nawiedził Gołot.
 
Lechu jest offline  
Stary 22-02-2016, 07:02   #43
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
W "Ziewającym Zającu" przy Starej Leśnej Drodze

Aldric wrócił na górę kierując kroki wprost do pokoju po elfie. Wciąż zastanawiał się jak potoczy się sprawa Ernesta wyraźnie ciętego na Detlefa. Noc zdawała się nie mieć końca swej biedy… Pomieszczenie zajmowane przez przedstawiciela starej rasy było… nadzwyczajnie zwyczajne. Zupełnie jakby nikt tam nie przebywał. Łoże niezmącone, jakby nikt w nim nie spał. Żadnych rzeczy osobistych kogokolwiek ta nie znalazł. I tylko okno uchylonym było, tak samo jak w pokoju ofiary. Sigmaryta wrócił do komnaty Felixa i jeszcze raz uważniej przyjrzał się wszystkiemu. Ukucnął na środku pokoju i oczami wodził po otoczeniu blado oświetlonym skaczącym ogniem, co rzucał długie cieniu po ścianach. Zajrzał pod łóżko i przyświecił. Coś tam było. Ostrożnie wsunął rękę szyją zapierając się o siennik. W końcu palce dosięgły suchego, delikatnego przedmiotu. Wyciągnął znalezisko i przyjrzał się uważnie. Na dłoni spoczywał porwany naszyjnik z plecionych rzemieni, w który opisane były zasuszone, osobliwe liście dziwneo gatunku drzewa, których świeże znalazł z Detlefem ułożone wokół ofiary.

W zajeździe zrobiło się, zaważywszy na dotychczasowe okoliczności, spokojnie. Ziewajacy Zając został dokładnie zaryglowany wraz z pomieszczeniami gospodarskimi. Stajenny do końca nocy zamierzał wyjątkowo zrezygnować ze spania w stajni. Ludzie, oprócz siostrzeńca karczmarza, woźnicy i kucharza, czuwających na zmianę do świtu, udali się jednak na spoczynek. Jedni trzeźwiejsi od drugich, bardziej lub mniej przestraszeni. Detlef również poszedł ku krainie snów wiedząc, że jutrzejszy dzień będzie jednym z najbardziej pracowitych z pośród dotychczasowego nowicjatu w posłudze Bogu Umarłych. Nigdy jeszcze samodzielnie nie zajmował się tyloma nieboszczykami na raz.

Aldric czuwał gryząc się z myślami. Łowca udał się na spoczynek zajmując pokój po elfie, lecz Biberhofianin rozważał rozmowę z Ernestem, po której Sigmar sam raczył wiedzieć, czego można było się spodziewać.



Godzinę wcześniej...

Łomotanie w drewniane wrota przebiło się ponad rozmowy, gości Ziewającego Zająca przejętych wydarzeniami nocy.
Lutzen wyszedł na podwórze i dosłyszał zniecierpliwiony krzyk łowcy.

- Otwierać!

Łubu-dubu! Łubu- dubu! Schiele kułakiem uderzał w bramę.
Sigmaryta z ostrzem w dłoni, z niemrawą miną wpuścił łowcę uchylając wrota. Bez słowa.
Ernest z pobrzękującymi żelazem kajdanami w ręce pospiesznie wślizgnął się na błotniste podwórze i ochoczo pomógł ryglować sztabę.

- Ktoś zaszlachtował tego więźnia na trakcie. Nie ubiegł nawet dwudziestu jardów...

Potem spojrzał, trochę nieufnie na brodacza.

- Ten w szatach morryckiego nowicjusza... On z tobą podróżuje od dawna, czy to tylko kompan poznany na trakcie? - uważnie przyglądał się reakcji Lutzena.

- W Nuln się poznaliśmy, jakoś w zeszłą wiosnę. Teraz on opuścił świątynię, rok ma przeżyć włócząc się po świecie, czy jakoś tak. Taki test ostateczny. Ja z kolei pracy się podjąłem, na drugi koniec Imperium jadę. Jak się dowiedziałem o tej jego próbie, to poczekałem z tydzień i ruszyliśmy razem. Nie jestem przesądny, że niby Morryta nieszczęście przynosi, a przez ten rok zdążyłem mu zaufać. I dlatego niepokoi mnie, żeś pan o niego pytasz. - Spojrzał na łowcę czujnie. - O co go podejrzewasz?

Kłamstwo z ust Strilandczyka spłynęło z kącików warg naturalnie niczym niewinne krople miodu przed otarciem.

- Bacz się panie, na niego, bo nie szata czyni wybrańca bogów. Idę tropem czarownika, ucznia demonologa. Mam na skrolu zapisany czar w czarnej mowie, a on po przeczytaniu, sam słyszałeś jak się zdradził. Niby w żart obrócić chciał, lecz po reakcji poznałem, że zna on ten język tajemny. On to jest! Pomóż mi go tej nocy złapać, a podzielę się nagrodą, lub nie przeszkadzaj, bo biedy sobie napytasz.

- Ale to nie jest żaden demoniczny język, ino klasyczny. Język uczonych. Wałkowałem go na uniwersytecie przez ostatnie dwa lata, więc tego jestem pewien. - Eryk spojrzał smutno na łowcę. Takiego ciężko będzie przekonać, a raczej nikt z obecnych w karczmie nie mógł potwierdzić ich wersji. Niemniej jednak, musiał spróbować. - Od kogo dostałeś ten zwój? Podpisał się pod nim, jesli dobrze pamiętam, Thomas Mann. Już wcześniej spytałem, czy znasz kogoś takiego, nic nie odpowiedziałeś.
Ernest zamyślił się drapiąc w brodę.

- Mam teraz twoje zdanie przeciw mego szefa… Nie znam żadnego Tomasa Mana, może to nieporozumienie, ale zostawić tego tak nie mogę. - ruszył dziarsko ku karczmie.

- Co planujesz zrobić? - zainteresował się Aldric, ruszając za Ernestem. - Znasz jakiś sposób, aby sprawdzić, czy włada magią?

Łowca przystanął tuż przed otwarciem karczemnych drzwi, obrócił twarz ku Biberhofianinowi, zawiesił na nim wzrok przelotnie, nim energicznie wszedł do głównej sali. A potem opowiedział wszystkim o tym, jak znalazł na trakcie przy zajeździe zaszlachtowanego bandytę.

- Tego to przynajmniej nie szkoda. – wtrąciła karczmarka wachlując się ścierką.

- Znaczy się, żeśmy oblężone tutaj jak ptactwo w kurniku przez krążące lisy? – stary domokrążca podrapał się nerwowo w ucho.

- Odważna ta szlachcianka… Tak nocą wyjeżdżać… – pokiwał głową młodszy po fachu.

- A ja dobrej myśli jestem i wy się dobrzy ludzie nie bójcie – rzucił Ernest idąc już na górę. – Mnie tam włos z głowy za bramą nie spadł.




Edmund chrapał snem sprawiedliwego, a Eryk, będący w ciemnościach pokoju znowu Bauerem, nie mógł zmrużyć oka. Krwawa łuna zaczęła rozjaśniać mgłę unosząca się nad lasem. Skrzypnięcie deski u progu usłyszał w momencie, gdy drzwi zaczęły się bezszelestnie uchylać.




Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu
Hergig "Pod Cycem"

Arno wyszedł z piwnicy na karczemną salę Cyca z oka ukradkiem nie spuszczając z Grzmota. Mistrz zajął miejsce przy kontuarze, na uboczu, dając się klepiąc po plecach gościom. Oni szybko dali mu spokój, jakby rozumiejąc, aby zbytniego spoufalania się przed wielkim finałem nie nadużyć. Zawodnik spokojnie, cierpliwie pił z kufla nie przejawiając większego zainteresowania otoczeniu. Hammerfist nasłuchiwał otoczenia i wyłowił z niego plotki, że Frazerburg stracił serce do prawdziwej walki, a wojownika klasy Illiewa, to już dawno nie było w mieście.




Carstain wysłuchał Alexa. Podumał, westchnął a potem dodał łagodniej.

- Widziecie panie… wybacz krótką mam pamięć do nazwisk, za to krasnoludzką do twarzy. – usprawiedliwił się grzecznościowo. – Gdybym ja ustawił, choć jedną walkę, to bym nie tylko stracił dobre imię, lecz me imię straciłoby swego nosiciela… Limity zniosłem, aby pomóc wam we śledztwie, żeby się w wielkim finale fikser odkrył złapany na haczyk chciwości jak młody okoń na kulkę z chleba… Żeby wam z domysłów błędnych, jeszcze trudniejsze do wyprostowania słowa lub czyny nie skomplikowały sprawy, to wyznam, co wiedzą waszą staje się jeno ze względu na okoliczności, więc języki za zębami trzymajcie zawarte, dla każdego tego dotyczącego wszystkiego dobrego… Ja tu właścicielem jest tylko na pergaminie. Interes należy do rodziny Barzinich. Rodzina to jest Gussa z Tilei. Rodzina, dodał z naciskiem robiąc wymowną minę - …której lepiej nie mieć wroga, jeśli wiesz, co chcę przez to powiedzieć. Jeśli szybko się nie uporam z tym fikserem, przez którego na dodatek popadam w długi, to karczma pewnego dnia zmieni właściciela, a mnie… wyłowią z kanału nadgryzionego przez szczury…




Oczekiwany wielki finał był wszystkim, czego łaknęli zgromadzeni tłumnie w piwnicy wokół areny, miłośnicy tego specyficznego sportu. Illiev walczył jak natchniony i choć Grzmot nie zostawał dłużnym, to on dominował w tym starciu tytanów. I kiedy wreszcie nie zostawało złudzeń, kto nie podniesie się o własnych siłach z ubitego piachu, Frazerburg pokazał charakter i chart zawziętego, walecznego serca, wyciągając, zdawałoby si nadludzkim wysiłkiem, zwycięstwo z worka za uszy! Illiew po potężnym ciosie stracił przytomność wyniesiony na zaplecze a słaniający się na nogach, okrwawiony Grzmot wzniósł niedźwiedzi ramiona w zwycięskim trumfie rycząc jak rozjuszony raną gruby zwierz.

Wielu straciło sporo pieniędzy, lecz nikomu nie zabrakło emocji tej nocy. Piwo w Cycu popłynęło strumieniami z wciąganych z piwnicy beczek.

Kaspar szybko ustalił z księgowym, że większość w karczmie stawiała na Blondyna z Północy. Natomiast podejrzany facet z ciemnej uliczki, którego śledził przed walką, opuścił swoje miejsce tuż po nokaucie przeciskając się przez tłum do wyjścia.




Carstain nie narzekał, ba, zdawał się być w dobrym nastroju, gdy Bert wrócił ze Stajni i zagadnął go o bogatą rezydencję z charakterystycznym, wysokim murem, którego kratowanej bramy strzegły czarne, kamienne gryfy.

- Tak, wiem. Tam mieszka Filip Hanf. Bywa tu dosyć często. – nachylił się przez szynkwas bliżej ku Strirlandczykowi. – To on? Jeśli tak, to po zamknięciu zbierzmy się wszyscy u moim gabinecie. – powiedział ściszonym głosem.

Do świtu zostało jeszcze kilka godzin i nie zanosiło się, żeby ostatni goście wytoczyli się wraz pierwszymi promieniami wiosennego słońca, które być może tego brzasku wreszcie przebije się śmielej przez ciemne chmury nad Hergig.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 04-03-2016, 19:26   #44
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Alex był w rozterce. Żył już na świecie dość by mieć twardą dupę. Nie lubił jednak sytuacji kiedy czyjeś życie zależało od niego. Gdyby chodziło o wspólną walkę ze stalą w ręku... Ramię przy ramieniu to by było co innego. Jednak ich pracodawca miał poważne tarapaty. Barzini na pewno by się z nim nie cackali jeśli sprawa się nie poprawi. Czyli... jeśli śledztwo się nie uda zabiją go. Uznanie za nieudolnego w prowadzeniu ich interesów, strata złota jaką powodował wystarczy. Z drugiej strony kupił sobie czas. Większość zakładających się przegrała stawiając na Drago. Miał spory przypływ gotówki i oddalił nóz od swojego gardła. Karczmarz miał też chyba jaja ze stali. Gdyby Drago wygrał to zdaniem Alexa nie doczekałby może nawet i świtu...

Podzielił się z kompanami wszystkim czego się dowiedział. Narada była chaotyczna a i sam Alex zdezorientowany już tyloma możliwościami. Zdecydowanie popierał pomysł skierowanie swoich pierwszych kroków do Gołota. Zaczynanie rozmowy z kimś kto mu zapłacił i był domniemanym fikserem nie dałoby im nic. No może kłopoty i nóż pod żebrem. Rozmowa z Gołotem może potwierdzić ich podejrzenia. Powiedzmy nawet, że się przyzna... Grupa potrzebowała dowodów a Gołot właśnie zbierał się na dłuższą wycieczkę. Jeśli przekonają go do mówienia lub nie przekonają go wcale.... Będą musieli go dorwać. Świadek był dowodem Barzini nie uwierzą im na słowo. Na pewno mieli też swoje sposoby, żeby przekonać go do mówienia. Gdyby Alex i jego towarzysze nie byli zbyt przekonujący. Miał to za drastyczne działanie. Żyli jednak w drastycznym świecie. Zdrajców należało karać. Bokser którego walki opłacano i się podłożył był w jego oczach gorszy od fiksera.
 
Icarius jest offline  
Stary 05-03-2016, 00:20   #45
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
To był jeden z najpiękniejszych wieczorów jaki Arno widział w życiu.

Illiev był świetnym pięściarzem i w starciu z Frazerburgiem zdawał się być nawet lepszy niż obecny mistrz Cyca.
Jeśli Hammerfist przejmował się własną przegraną, to właśnie przestał, bo przegrać z Drago nie było wstydem. Szczególnie, że ów właśnie zapowiadał się na nowego mistrza.

Jednakże kciuki trzymał za Grzmota, który pomimo szczytowej formy Illieva nie odstawał zanadto.
Nie dało się jednak ukryć, iż to Josef zbierał więcej ciosów, które wyglądały na bardzo poważne. Widać było również, iż obaj odczuwają je, lecz to Frazerburg wyglądał gorzej i zdawało się, że będzie musiał ustąpić przed Illievem, gdy nagle... aktualny mistrz trafił Drago tak, że Arno zabolały zęby. Pretendent do tytułu runął jak długi, zaś głos khazada zlał się z wiwatującą częścią karczmy.

Czuł się tak, jakby zarobił właśnie gryfa imperialnego. Albo więcej.
Grzmot wydawał się być czysty w sprawach oszustw w zakładach, pokonał Drago i utrzymał dziesiątą noc z rzędu tytuł mistrza Cyca.

Szybko jednak odłączył się od radosnej części widzów ponownie skupiając się na swoim zadaniu. Alex chciał zamienić kilka słów z Gołotem. Ów zawodnik był dobrym punktem zaczepienia. Najpierw jednak ruszyli na rozmowę z karczmarzem.

Potem zamierzali ruszyć do podejrzanego. Najpierw jednak Grimm musiał się ubrać i uzbroić jak należy. Nie wiedział czy pancerz i broń się przydadzą, ale wiedział, iż nie zaszkodzą.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-03-2016, 10:05   #46
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kaspar siedział z nosem spuszczonym na kwintę. Według niego dwóch rzeczy były pewne - po pierwsze, że nie wiedzą nic konkretnego, a mają tylko garść do niczego nie przydatnych informacji, z których nie zdołają upleść nitki, po której mogliby dojść do kłębka.
Po drugie - że praca dla Carstaina była tylko i wyłącznie stratą czas z ich strony i powodem do niezadowolenia ze strony właściciela "Cyca".
Przesłuchanie Gołota, pierwszego podejrzanego, mogło coś przynieść... albo i nie. Wszak Gołot był twardy... a po drugie - mógł być niewinny. Wtedy żadne argumenty, ani siłowe, ani finansowe, nie wyduszą z niego prawdy.
Nie mówiąc o tym, że mógłby ich najzwyczajniej na świecie okłamać, a oni praktycznie nie mieli możliwości, by sprawdzić jego słowa.
Ale porozmawiać trzeba było - najpierw po dobroci, przemawiając złotymi słowami i złotymi monetami, a później, w razie niepowodzenia, stosując inne środki - na przykład spróbować zastraszyć.




_________________________
2k100=17, 96
 
Kerm jest offline  
Stary 06-03-2016, 12:08   #47
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Zajazd „Ziewający Zając” teraźniejszość


Obawy Aldrica odnośnie łowcy nie były nieuzasadnione. Po chwili, gdy sylwetka weszła w blade światło półksiężyca, potwierdziły się jego obawy – to Schiele.
- Przybyłeś akurat jak kogoś zamordowano, nie walczyłeś, gdy było trzeba, potem wróciłeś zza bramy niedraśnięty, a teraz zakradasz się do wspólnej izby - wyliczał Eryk w ciszy. - To może wzbudzić podejrzenia u ludzi… - Dłoń mocniej zacisnęła się na trzonku siekiery. - Wyjdź stąd.

Nie bardzo wierzył, żeby Ernest miał współpracować z elfem, chociaż taka myśl przeszła mu przez głowę, ale musiał spróbować odwieść go od próby zatrzymania Edmunda siłą. Bo w tej kwestii Morryta był niewinny, Sigmar widział i nie potępiłby usilnych prób odwiedzenia łowcy od jego opartych na fałszywych przesłankach podejrzeń. Czy jednak pochwaliłby sposób, w jaki Bauer zakończył sprawę?

Łowca nie zareagował na jego słowa, chociaż niechybnie je usłyszał. W jednej dłoni trzymał kajdany, w drugiej miecz.
Musiał działać. Sigmar widział, że musiał.

Wstał pospiesznie z siennika i chwycił oburącz siekierę.
- Bandyta! – zakrzyknął, chcąc zbudzić nie tylko Detlefa, ale wszystkich obecnych. Walka w mrokach pomieszczenia, mogła się skończyć tragicznie również dla śpiących, lepiej żeby uciekli i zapamiętali, kto zakradł się do nich z mieczem, a kto czujnie uchronił ich przed intruzem. Domokrążcy wystraszeni otworzyli oczy, dwóch uzbrojonych, i mocno pijanych, zawadiaków chwyciło za broń, choć pewnie jeszcze nie wiedzieli, po czyjej stronie walczyć. Tylko najbardziej pijany jegomość nie reagował, świszczał nosem tak samo, jak przez wejściem łowcy. No i oczywiście zbudził się Detlef, i mimo iż ranny na pewno nie zamierzał leżeć bezczynnie. Nawet, jeśli nie domyślił się, po co łowca się tu zjawił, to widział, jak wyprowadza pierwszy cios w stronę Aldrica. Brodacz zdołał zbić uderzenie trzonkiem, unikając również pocięcia palców. Dało to czas Morrycie na sięgnięcie po broń i wykonanie dwóch wzorcowych cięć krzyżowych, pierwsze na odsłoniętą lewą rękę, drugie zaś, korzystając ze spóźnionego bloku, na prawą. Krew znaczyła prawy rękaw, Ernest wskoczył na jedno z łóżek, krzycząc:
- Ludzie, to ja! A to czarownik ze wspólnikiem! - Wytknął mieczem Stirlandczyków. - Jeśli polegnę do Sama Otmana o tym donieście! - ryczał.

Mógł krzyczeć, co chciał, ale ludzie widzieli, kto walczył z elfem, pomagając leśnikom pilnującym więźnia. To automatycznie działało na ich korzyść. Aldric ugasił karczmarza, zajął się też stajennym, kiedy nikt nawet o nim nie myślał. To on wyszedł przed szereg i nie tylko zaproponował zabezpieczyć gospodarstwo, ale i wyszedł w noc wykonać ustalenia. Oczywiście, nie znaczyło to że dwaj przyjaciele są teraz bezkarni, ale takie nagabywanie rzekomego łowcy, którego nikt nie zna, nie przekonało ich z miejsca. Owszem, gdy to wszystko się skończy, będą gadać, patrzyć podejrzliwie. Ale teraz liczyło się to, że dwóch uzbrojonych mężczyzn stanęło po ich stronie. Co prawda tylko jeden rwał się do walki, ale ważne, że nie przeciwko nim. Domokrążcy czmychnęli za plecami walczących z pokoju.
- Szeego się tak szpieszysz Stefan?! Niewskazane tak na łapu capu! – upomniał kompana pijany zbrojny, ten jednak zdawał się być w swoim żywiole i wykonując zamach zza głowy ciął, jednak bliżej Detlefa niźli łowcy. Niebezpiecznie blisko, aż przez moment Aldric zastanawiał się, czy faktycznie jest po ich stronie.

Ernest zignorował pijanego i zeskakując z łóżka zaatakował Edmunda, jednak temu udało się odskoczyć. Aldric, widząc problemy łowcy z lądowaniem po skoku, skorzystał z okazji i uderzył siekierą w lewe ramię, chwilę potem, acz nieco płyciej poprawił w to samo miejsce Morryta. Kolejny cios nowicjusza chybił, Schiele zdołał uskoczyć poza zasięg jego miecza, jak i miecza pijanego Stefana. Zdawał sobie jednak sprawę z powagi sytuacji, korzystając z chwili wytchnienia krzyknął, oparty o ścianę.
- Nie zabijajcie mnie!
- To odrzuć broń i wbij sobie do tego zakutego łba, że on taki czarownik jak ty czy ja
- powiedział ostro Aldric. - W ogóle jaki to ma sens? Nie wiesz nic o tym uczniu którego tropisz, zapewne nawet nie znasz jego płci. Liczysz tylko na to, że będzie na tyle głupi i przyzna się, że w ogóle potrafi czytać. To nie ma żadnego sensu. Albo ten, kto cię przysłał chciał się ciebie po prostu pozbyć, albo jesteś w zmowie z elfem i wymyśliłeś słabą historię. Jak to z tobą jest? – Nie wiedział, jak przemówić mu do rozsądku, jeśli w ogóle była na to szansa, spróbował więc krzykiem. Poza tym, wersja z odesłaniem tępawego Ernesta z fikcyjną misją była jak najbardziej możliwa, wskazywała na to przede wszystkim zawartość posiadanego przez niego listu.

Łowca ostrożnie sięgnął do pasa, gdzie Aldric dopiero teraz zauważył wetknięty blunderbuss.
- Jestem Ernest Schiele - krzywiąc się z bólu rzucił do dwóch wędrowców, lecz nie dokończył, bo Aldric zaatakował nie czekając, ani na resztę tego co miał mężczyzna do powiedzenia, ani na dalsze działanie Ernesta, czy to rozbrojenie się, czy podstępny atak strzelniczy. Polecenie było proste i dotyczyło przede wszystkim miecza, bo o nim wiedział Lutzen, łowca jednak nie zamierzał się z nim rozstawać. To wystarczyło Sigmarycie, przeciwnik dotychczas kombinował, na ile pozwalał mu jego rozumek, i ciężko było liczyć, że skoro nie odrzucił miecza, to zrobi to z pistoletem. Myślał, że w ciemności nie zauważą. Ale zauważyli.
Cios siekiery wytrącił ostrze z prawej dłoni rannego, zdołał on jednak wyszarpnąć pistolet i wystrzelić, na szczęście sporo ponad głowami Strilandczyków. Smród prochu i gęsty dym spowiły całe pomieszczenie, przyczyniając się do chybionych sztychów i cięć Detlefa i Stefana.
- Mordercy! – ryknął łowca, wiedząc że jedynie nagłe pojawienie się zatroskanej odsieczy mogłoby go uratować. W zajeździe nie było jednak nikogo więcej chętnego do bitki. Nie zamierzał jednak się poddawać, odrzucił pistolet i dobył sztyletu, i nadspodziewanie szybkim, biorąc pod uwagę jego stan, doskokiem zaatakował na brzuch Aldrica. Gdyby Sigmaryta nie zbił jego ręki trzonkiem siekiery, mógłby zostać wykluczony tym jednym, perfidnym pchnięciem. Impet, z jakim skoczył nie pozwolił mu się zatrzymać, zderzył się barkiem z niedoszłym celem, co wykorzystał Morryta. Pierwszy cios chybił, ale siłą drugiego zmiażdżyła bark, powodując również obfity krwotok spod pachy łowcy. Padł na podłogę, przytłoczony ilością odniesionych ran, i niemalże w oczach odpłynął do krainy Morra – tej, z której już się nie wraca.

Stefan splunął na trupa, ale nie trafił.
- No to sobie z nim poradzili my! - stwierdził buńczucznie. - Jeszcze tylko jego elfa dorwać pasuje nam. - Pokiwał głową. - Żeby spokojnie można było pić nam tu i w drogę ruszać potem, karku nie skręcając od obracania się za plecy…
- Dobra robota Stefanie! - Detlef nie zamierzał wyprowadzać wędrowcy z błędu. - Gdyby nie wasza pomoc wymordowałby nas niechybnie! Od samego początku wydawał się podejrzany jak skurwysyn, ale żeby atakować ludzi we śnie? Tchórz chędożony - Detlef również splunął na dygocącego łowce.

Aldric stał, nie komentował ani słów pijanego wagabundy, ani czynu Morryty. Nie chciał zwracać na siebie uwagi w podróży, już sam fakt że jego towarzysz służył panu snu i śmierci wystarczająco ich wyróżniał na tle gawiedzi. I do czego doszło? Cały czas coś się wokół nich dzieje, niestety nic dobrego. A teraz zabili łowcę banitów. Oddychał głęboko, usiłując powstrzymać drżenie dłoni.
- Sprawdzę jego pokój – powiedział wreszcie posępnym tonem.
- Dobrze, ja zaś udam się do karczmarza, wyjaśnić zaistniałą sytuację – odparł Detlef. – Spotkamy się tutaj. –Bauer mruknął przytakując w ciemności. Wszyscy, poza nadal śpiącym jegomościem, opuścili pokój. Dwójka pijaczków ruszyła na dół, do głównej sali karczemnej.

Schiele przebywał w pokoju elfa, i niewiele się tam zmieniło. Leżał na łóżku nim podjął decyzję, obok leżał plecak z jego ekwipunkiem. Po pobieżnym przejrzeniu Aldric nie znalazł tam żadnych dokumentów, ale te najpewniej łowca miał przy sobie. Poza tym, nic nadzwyczajnego, ot ekwipunek zwykłego podróżnika, może poza tabliczką i kredą. Wrócił więc do wspólnego pokoju i czekał na powrót Detlefa. Próbował znaleźć inne rozwiązanie tej sytuacji, jednak nic nie przychodziło mu do głowy, nic poza wariantem, w którym zostawiał Detlefa samego sobie. A tego nie mógł uczynić, nawet, jeśli uważał że podejrzenia Ernesta wynikły z jego winy.

Nie szukał usprawiedliwienia, bo mimo iż śmierć Schiele go zasmuciła, to uważał, że była konieczna.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 07-03-2016, 14:03   #48
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
Karczma „Ziewający Zając”

Kiedy Aldric wyszedł do pokoju martwego łowcy Detlef ukląkł przy ciele Ernesta i złożył krótką modlitwę na cześć boga śmierci. Nowicjusz nie musiał go darzyć ciepłymi uczuciami, jednak dusza należała do Morra, a Stirlandczyka zadaniem było jej pomóc w przeprawie. Szeptał słowa modlitwy z rękami złożonymi na piersi, a bywalcy karczmy powoli schodzili do głównej sali. Po chwili jego litanii towarzyszyło jedynie donośne chrapanie najbardziej pijanego domokrążcy. Jego usta zdawały się działać same, jakoby nauczone litanii na pamięć i działały bezwiednie. Myśli jednakże wędrowały gdzie indziej. „Ziewający Zając” zdecydowanie nie był najbardziej przyjaznym miejscem na trakcie i Detlef doskonale rozumiał karczmarza i jego pragnienie sprzedaży przybytku. Być może w ostatnim czasie zyskał sobie jakiegoś wroga, który postanowił zniszczyć jego interes. Tłumaczyłoby to zachowanie oberżysty i wydarzenia ostatniej nocy. Jakakolwiek by nie była odpowiedź, Detlef postanowił się już w to nie mieszać. Elf prawie pozbawił go życia, a gdyby nie czuły sen Aldrica to łowca dokończył by dzieła. Morryta już zwyczajnie nie miał sił na dalsze interwencje.

Sapiąc podniósł swój obszerny brzuch i spojrzał na już teraz sztywne ciało. Adrenalina po walce jeszcze buzowała w żyłach, a nagłe ukłucie agresji przeszyło myśli nowicjusza. Dawna przeszłość neofity wychodziła na wierzch, a pięść zacisnęła się na rękojeści miecza. Odepchnął niepotrzebne emocje w głąb i ruszył spokojnym krokiem do pokoju karczmarza.

Zapukał lekko knykciami o drewniane drzwi. Podwoje otworzył kucharz.

- Chciałbym porozmawiać z… - Morryta przerwał na chwile zawstydzony, iż nie zna imienia właściciela - oberżystą.

Kucharz odsunął się ukazując pokój, zdecydowanie bardziej zadbany niż reszta budynku. Samo łóżko zdawało się być dębowe z pięknie zakończonym zagłówkiem, a jedną ze ścian zdobiły rosochate poroża powieszone wokół rozciągniętej wilczej skóry. Karczmarz leżał na sienniku owinięty bandażami i pojękiwał nieznacznie. Pierwotnie był to pokój karczmarza, także nie wiadomo jakiego przepychu można się było spodziewać w pokoju właściciela. Przy jego głowie siedziała zatroskana żona, a jej twarz połyskiwała wilgocią. Siostrzeniec właściciela przybytku tkwił w nogach łóżka, jednakże gdy tylko nowicjusz przekroczył próg to kucharz zaciągnął młodzieńca na korytarz. Detlef nieznacznie uniósł brew obserwując jak dwójka wychodzi z pokoju, jakby cokolwiek Morryta miał do powiedzenia miało zaszkodzić delikatnym uszom chłopaczka.

Karczmarz podniósł wzrok i spojrzał na nowicjusza.

- Słucham – wystękał. Najwyraźniej mowa sprawiała mu ból. Poparzenia wydawały się rozległe, a jedynie magia Shalyanki byłaby w stanie pomóc.

- Uznałem, że chciałby pan wiedzieć co się właśnie wydarzyło. Pod osłoną nocy do wspólnej sali wkradł się rzekomy łowca i zamierzał nas wszystkich pozabijać. Jedynie dzięki czujności mojego przyjaciela żyjemy w tej chwili. W trójkę udało się nam go pokonać, ale łachudra miał ukryty za pasem pistolet, którego huk wystrzału zapewne słyszała cała karczma. Morr mi świadkiem, dzisiejsza noc zebrała okropne żniwo.

Karczmarz spolegliwie przytakiwał, nie odezwał się ani słowem, a jedynie uśmiechnął się smutno na ostatnie słowa nowicjusza. Detlefa gnębiło jeszcze jedno pytanie.

- Co powinienem zrobić z jego ciałem?

- Kapłan Morra lepiej winien wiedzieć niż karczmarz. A teraz proszę, chciałbym zasnąć, rany mnie bolą, chciałbym mieć chociaż chwilę spokoju.

- Zrozumiałe. Niechaj Shallya ześle swoje miłosierdzie.

Morryta ukłonił się i wyszedł z pokoju. Nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie i wyczytał konkretnie co karczmarz sobie o tym wszystkim myśli. Dostał jedynie kilka słów i dużą dawkę milczenia. Mógł mieć jedynie nadzieję, iż poranek przyniesie trochę spokoju i razem z Aldricem będą mogli opuścić to ponure miejsce.

Wrócił do wspólnej sali i zobaczył na miejscu Aldrica, który dzierżył w ręku pistolet martwego łowcy, a następnie schował go za pasem. Kolejnie wziął się za przeszukiwanie trupa z którego kieszeni wydobył dokument potwierdzający tożsamość. Zaświadczenie opiewało na imię Ernest Schiele i według niego był to łowca banitów pracujący dla kogoś kto zwał się Sam Otoman. Po przeczytaniu na twarzy Sigmaryty wyklarował się plan. Dokument schował w bucie, natomiast zza pazuchy wyciągnął tajemniczy wisiorek. W splot z rzemieni były wplecione liście, dokładnie takie same jakie leżały rozłożone wokół ciała rolnika.

- Leżał pod łóżkiem Felixa – wyszeptał Aldric uprzedzając pytanie.

Poszarpany pendant wraz z dokumentem potwierdzającą niepoczytalność i najpewniej dziwne upodobania względem owiec ułożył na kurtce trupa.

- Miał to przy sobie, bez dyskusji - powiedział Aldric do Morryty. - I może tym razem bądź jak inni kapłani twego boga, cichy i tajemniczy. Lepiej na tym wyjdziemy… Bierz go za nogi.

W głosie Sigmaryty czuć było gorycz, najwyraźniej w jakiś sposób obwiniał Detlefa za wydarzenia dzisiejszej nocy. Nowicjusz w żaden sposób nie czuł się winny, ale nie zamierzał wykłócać się o swoje racje. Przynajmniej teraz. Podniósł trupa za kostki i wspólnie, chwiejnym krokiem znieśli ciało na parter. Wszelkie szepty ucichły, kiedy dwójka ze Stirlandu zeszła z martwym łowcą. Detlef jeszcze przed chwilą słyszał półgłosy domokrążców wymieszane z epickim opisem walki przez pomocnego, jak i przemożnie pijanego, Stefana. Gdy przechodzili z ciałem obok siedzących ludzi Aldric zatrzymał się położył ciało na ziemi. Chwycił naszyjnik i rzucił w stronę gawiedzi.

- Takie same liście leżały wokół ciała Feliksa, kto je widział ten pozna. On miał to przy sobie, razem z tym dokumentem - na stole wylądował pergamin zapisany w klasycznym. - To w klasycznym. Pewnie nikt z was nie zna, jest tam napisane, że jest lekko szurnięty w głowę, i jest to podpisane przez ordynatora sanatorium Adamowitz. Możecie to pokazać komuś uczonemu w klasycznym, potwierdzi. Ale oczywiście jak to dla was za mało, możecie, jak on sam mówił, opowiedzieć wszystko jakiemuś Samowi Ottowi, jeśli ktoś taki istnieje – ostatnie słowa skierował do domokrążców, którzy słyszeli okrzyki łowcy podczas walki we wspólnej sali. Następnie, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, chwycił na powrót ciało i wspólnie ruszyli dalej, do stajni, gdzie czekała reszta trupów.
Wychodząc usłyszeli podniecony głos jednego ze sprzedawców.

- Taki naszyjnik miał elf!




Gdy Detlef układał ciało i składał ostatnie modlitwy, Aldric odczepił konie i wyprowadził zwierzęta na podwórze. Stajenny najwyraźniej dotrzymał danego wcześniej słowa, ponieważ zarówno klacz i ogier wyglądały na zadowolone i prychały radośnie, pomimo niezbyt ciekawego towarzystwa. Morryta wykorzystał chwilę samotności i unikając oceniającego wzroku przyjaciela uszczuplił sakiewkę martwego strażnika dróg. W tak pękatym mieszku musiała się znajdować mała fortuna, jednak aby uniknąć złapania nowicjusz przywłaszczył sobie zaledwie kilka drobniaków i cztery klejnoty, które parami ukrył w butach. Pieniądze przydadzą się później, a jakoś nie spodziewał się zapłaty od kogokolwiek w karczmie za swoje trudy i czas spędzony ze zmarłymi.

Poranek przywitał ich słońcem, które majaczyło gdzieś za chmurami i gęstą poranną mgłą. Konie czekały osiodłane, a Aldric mocował ekwipunek do kieszeni przy kulbace. Karczma pomimo wszystkich wydarzeń była wyjątkowo cicha. Niektórzy z bywalców wyglądali przez okna w kierunku bramy, chociaż zdawało się, że nikt się nie kwapi do opuszczenia zajazdu. Na parterze karczmy znaleźć można było Stefana, jego kompana, stajennego i kucharza, wraz z dzbanem piwa dla wagabundów. Reszta bywalców zdawała się zajmować własnymi sprawami, niepomni nocnych problemów.

Nadszedł czas na opuszczenie „Ziewającego Zająca”. Aldric przygotowywał konie do drogi, Detlef postanowił porozmawiać najpierw z kucharzem, aby uzupełnić zapasy jedzenia na drogę, a następnie porozmawiać z karczmarzem ostatni raz – aby uregulować rachunek i poinformować co trzeba zrobić z ciałami w ciągu kilku najbliższych dni.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 07-03-2016, 19:21   #49
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi i przepraszam za spóźnienie...

Po owocnej przeprawie przez miasteczko Wagner miał nadzieję naradzić się ze swoimi. Śledczy musieli mieć oko nie tylko na Gołota, ale też na resztę zawodników i budzących wszelkie podejrzenia obstawiających. Nie bez cienia podejrzeń zostawali robotnicy, dziwny typ spod ciemnej gwiazdy czy też Herr Filip Hanf, który zamieszkiwał rezydencję nawiedzaną przez Gołota. Osoba z taką pozycją, majątkiem i kontaktami jak Hanf mogła z powodzeniem prowadzić podwójną grę, ale... Czy nie było nieco za wcześnie na posunięcie się dalej niż same - nie poparte dowodami - podejrzenia?

- Gołot doprowadził mnie do bogatej rezydencji z wysokim murem. Mieszka tam Filip Hanf, który często bywa w “Cycu”. Moją ciekawość wzbudziła jednak reakcja naszego gospodarza kiedy mu o tym powiedziałem. Wydawał się bardzo zadowolony chociaż nie mamy na tego człowieka nic więcej niż utrzymywanie kontaktów z Gołotem. - powiedział Wagner patrząc po swoich towarzyszach. - Wojownik zatrzymał się w jednym zajeździe nazywanym “Stajnią”. Wy w tym czasie czego się dowiedzieliście?

- Podczas przerwy, przed ostatnią walką, Illiev spotkał się w tajemnicy z jednym z robotników. - odparł Kaspar. - Do "Cyca" wrócili osobno. Nie wiem, o czym rozmawiali. - dodał.

- Robotnicy ostatnio obstawiali na wielu, ale nie znam szczegółów jeżeli chodzi o stawki. Może obstawiali drobnicę na inne walki, a na Illieva grubsze sumki… - zadumał się Wagner.

- Gdybym ja rozmawiał z jakimś zawodnikiem, to tylko po to, żeby go przekupić, a nie żeby się dowiedzieć, czy ma szansę wygrać. - Kaspar rozłożył bezradnie ręce.

- Wiecie ode mnie wszystko, co do powiedzenia miałem wam. Tyle dodać mogę jeszcze, że do Grzmota finałową walką przed nie podchodził nikt. - pokręcił głową krasnolud.

- Nasz pracodawca wydaje się uczciwy. - powiedział Alex. - Odbyłem z nim szczerą rozmowę. Powiedział mi otwarcie, że karczma należy do Barzinich. To ponoć rodzina trenera Gussa. Zrobił to w tajemnicy więc prosiłbym o dyskrecję. Jeśli chodzi o wasze ustalenia. Zająłbym się Gołotem. Potem zadbał by wsiadł do powozu daleko stąd i nikomu nie zdążył wypaplać o naszej rozmowie. Możemy go przekupić lub zastraszyć. Kislevczyka bym zostawił w spokoju. Przynajmniej na razie.

- Robotników może lepiej przycisnąć byłoby? - zaproponował Khazad.

- Zależy jak chciałbyś rozegrać taką rozmowę z Gołotem. - powiedział Wagner. - Musimy mieć wszystko ustalone aby nie było niedomówień. Z przekupieniem go może być ciężko, bo jako wspólnik fiksera może zarabiać konkretne sumy. - dodał Moritz zastanawiając się chwilę. - Możemy zagrać, że nie karczmarz a rodzina Barzinich martwi się o swoje interesy. Może na garbie ich sławy byśmy byli bardziej przekonujący.

- Ciemnego tego typa przepytać by trzeba było. On może zamieszania całego sprawcą jest, a robotnicy tylko ustami jego? - zapytał Grimm.


- Można Grimmie, ale czy to wystarczy? - zapytał Moritz. - Przepytać to albo poplotkować albo zastraszyć albo przekupić. Jak to fikser nie stać nas na to, a jak jakiś człowiek Barzinich to zastraszanie może mu się wydać śmieszne.

- Możliwości jakie mamy? Zająć możemy robotnikami się, typem ciemnym, Gołotem, Drago albo domu tego mieszkańcami. Karczmarza jeszcze o Syndykat zapytać można. - podrzucił propozycje brodacz.

- Najlepszy trop to Gołot, później ten bogaty mieszczanin, a na końcu robotnicy. Pewnie jakby obserwować ich wszystkich prędzej czy później na coś wpadniemy. - powiedział Wagner. - To jak robimy? Skupiamy się na jednym czy rozdzielamy się i zbieramy informacje o wszystkich naraz?

- Skupmy się na jednym. - zaproponował Kaspar. - Przynajmniej na początku. Po rozmowie z Gołotem się zobaczy.

- Jeśli dołączyć do was mam w rozmowach tych, to pewność mieć musimy, że oszustowi o udziale nie doniosą moim. Wiedzieć gdy będzie do mnie z ofertą nie zwróci wcale się. Gołota w razie takim przycisnąć wszyscy możemy.

- To do dzieła Panowie. I pamiętajcie aby nerwy trzymać na wodzy. - rzucił Wagner pełen motywacji.


Zanim jednak grupa zajęła się przesłuchaniem Gołota musiała spotkać się z ich pracodawcą. Ten myślał początkowo, że cała sprawa była rozwiązana, ale nikt inny jak Moritz musiał zbić go z tego przekonania. Sprawa była o wiele bardziej zagmatwana niż im się początkowo wydawało. Podejrzanych było wielu, a mnogie tropy nie ułatwiały wcale sprawy. Coś jednak już mieli i - zdaniem Wagnera - byli bliżej rozwiązania tej zagadki niż im się wydawało.

- A więc wiecie już kto ustawia walki? - zapytał żywo sięgnąwszy do barku po flakon z wypalanką karczmarz.

- Nie wiemy. - odpowiedział pewnie Wagner. - Mamy natomiast solidne podejrzenia i kilka poszlak. Myślę, że od rozwiązania sprawy dzieli nas kilka godzin obserwacji i dialogów. - dodał Moritz dobierając odpowiednie słowa.

Khazad skinął głową na potwierdzenie. Kaspar chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo uniósł nieco brwi, gdy nalewał do szklaneczek.

- Panowie, ale po cóż to spotkanie zatem? Przecie umówiliśmy się, że przyjdziecie dzisiaj, jeśli go odkryjecie? - spojrzał na Moritza nalewając mu wybornego alkoholu nieco mniej niż innym.

- Będziemy potrzebowali kogoś kto przechwyci Gołota. - Alex wypalił konkretnie. - Niezależnie od tego czy się przyzna, pośrednio czy bezpośrednio planuje wyjechać z miasta. Może powie nam coś ciekawego za kolejne złote monety. Ludzie jego pokroju z reguły są chciwi do granic możliwości. Tylko co wtedy? Czy potrzebujemy dowodu, który przedstawi pan rodzinie Barzini? Czy wystarczy panu nasze słowo? Gołot zdradził i sprzedał walkę. To niemal pewne. Jeśli się to potwierdzi należy go pojmać. Mamić go możemy, że złoto i wyjeżdża. Twarda prawda jest jednak taka, że musi stanowić przykład. Kara wymierzona jemu musi być równie bezwzględna jak wymierzona fikserowi. Może nawet i bardziej. Fikser chce zarobić oszukując i kombinując. Nie pracował jednak dla rodziny. Gołot brał od nich złoto za walki. Dwóch konkretnych ludzi, którzy będą w naszym pobliżu i na dany znak pomogą nam zająć się Gołotem. Musimy go pojmać sprawnie by nie przyciągać niepotrzebnej uwagi.

Carstain słuchał słów Alexa, ale nic nie mówił. Nie przerywał - raczej wodził wzrokiem po wszystkich.

- Ja potrzebuję dowodu lub chociaż profesjonalnego przeświadczenia o winie, tu nie sąd. - rzekł stanowczo. - Już podkreślałem kilkakrotnie, że nie chciałbym, aby nikt - wymownie położył nacisk na słowo nikt - nie dowiedział się o niczym. - rozłożył ręce. - Ludzi żadnych ode mnie nie dostaniecie. Nikogo nie wtajemniczam innego. Jest was wystarczająco wielu, aby sobie poradzić z zadaniem. No chyba, że popełniłem błąd najmując was i zadanie was przerasta? - dodał, ale bez kpiny, raczej z obawą w tonie głosu.

Khazad szczerząc się odsunął lekko szklankę przepalanki przeznaczoną dla czeladnika. Ten wydawał się wytrzymywać bez alkoholu całkiem dobrze chociaż w rzeczywistości był na granicy nie dotrzymania swojej umowy.

- Towarzysz mój słowo dał swe, że kropli nawet do fiksera złapania nie spożyje. - to mówiąc przyjął dla siebie przeznaczone naczynie, a słysząc to Carstain kiwnął głową z aprobatą i być może nawet ulgą, gdy wzrokiem omiótł Wagnera. - W śledztwa toku o Unii Syndykacie usłyszeć mogliśmy. Powiedzieć nam coś mógłby Pan w temacie tym?

- Niebezpiecznie jest wiedzieć dużo. - karczmarz rzekł poważnie. - Więc nie wiem wiele. To podziemna organizacja dbająca o interesy znaczących... - spojrzał wymownie po zgromadzonych - rodzin... Założona jest przez rodzinę Barzinich.

- Myślę zatem, że nie mamy czasu do stracenia i trzeba zająć się Gołotem. - rzucił Wagner. - Można zarzucić mu współpracę z gościem, pod którego domem go widziałem. Wchodził tam i bez wątpienia są w jakiś kontaktach. Sam celny strzał w tym temacie powinien go wybić z tropu. Obietnica zniknięcia i złota jest chyba wystarczająca aby przekonać go do wyznań. W końcu on nie wie kim jesteśmy i dla kogo możemy pracować. Można dorzucić, że nie był widziany w takim towarzystwie pierwszy raz i był uważnie obserwowany od tygodni. Jak ma coś z tym wspólnego zacznie się motać, a wtedy jest nasz. - Moritzowi ciężko było wytrzymać bez alkoholu i widać było, że walczył z całych sił. Nie chciał pić i wiedział, że może bez tego przeżyć jednak... kiedy Grimm zbliżył swoją szklaneczkę do wąsów czeladnik błyskawicznie i sprawnie chlupnął swoją poszkodowaną zawartość wypalanki prosto w spragnione gardło. Nie wytrzymał. Nie dotrzymał słowa.

Carstain widząc to przewrócił tylko oczami. Chyba zaczynał wątpić w sukces swoich najemników. Moritz w głębi duszy karcił się za tę chwilę słabości, ale jego cielesna część chciałaby wypić zdecydowanie więcej. Nie przez to co stało się z Yorrim czy przez śmierć Eryka, bo z tym już się pogodził. Winna była jego choroba, do której zaczął się przyznawać tylko... ciężko było mu z nią wygrać. Cholernie ciężko.


- Powodzenia panowie. - westchnął karczmarz i odstawił flakon do barku.
 
Lechu jest offline  
Stary 09-03-2016, 08:05   #50
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
Stara Leśna Droga

Za bramą „Ziewajacego Zająca” dziewiczy las stał tak samo jak w dotychczasowej podróży przez Talabecland. Obaj przyjaciele z grobowymi minami oczyma lustrowało na boki okolicę. Na krzewie przy drodze zawieszony spoczywał strzęp czerwonego materiału, a w nie dalej niż kilkadziesiąt jardów od zajazdu, im po trakcie, dwa młode ptaki, kruk z worną, dziobały nieruchome ciało mężczyzny. Eryk zeskoczył z konia i podszedł do porwanej sukni. Służka szlachcianka miała takiego koloru. Zapamiętał dobrze, aż nadto wyraźnie, bo chciał, czy nie chciał, celibat od czasu wstąpienia na ścieżkę sigmaryckiego życia konsekrowanego, a potem więziennego, dawał się we znaki jak każdemu zdrowemu, młodemu mężczyźnie. Wokoło widać było ślady na ziemi jednoznacznie wskazujące na obecność zwierzoludzi. Ich ślady wiodły w głąb przepastnej kniei. Nawyki łowcy banitów pierwszej z powołania profesji, ciężko było wykorzenić, nawet po tylu latach.
Bauer powąchał suknię. Pachniała.

Detlef zaś stanął nad zwłokami banity. Głodne, czarne ptaki posłusznie odeszły niezgrabnie, ale ani myślały chyba odlatywać. Bez zmrużenia powiek, okrągłymi okami obróconymi na nowicjusza, łypały ciekawsko. Zbir zginąć mógł od każdego z licznych ciosów, po których ślady zostały tak dewastujące ludzkie ciało, że nie trzeba było być uczonym medykiem, aby postawić trafną diagnozę. Śmierć była brutalna do granic możliwości, acz niewątpliwie szybka. Ofiara zapewne większość ran odniosła już pośmiertnie. Głowa trzymała się szyi na strzepie skóry. Poprzez rozdartą kapotę leżącego na wznak trupa, tam gdzie powinien być brzuch była błotnista dziura z kałużą krwi, a flaki wypatroszone leżały między jego nogami. Twarz, wgnieciona do wewnątrz czaszki przez pozostawiony odcisk kopyta, pozbawiona była oczu, a szara maź mózgu zlepiała brudne włosy umarłego. Na koniec został przejechany powozem, co zdradzały ślady kół na trakcie.

Nie miał przy sobie nic prócz ubrania i ukrytego w pole płaszcza sygnetu z misternie opisaną w kolce róży literą B. Ciekawość banity tymczasem wzięła górą nad pobożnością nowicjusza. Gdy tak stał i nieśmiałych promieniach porannego słońca obracał w palcach pierścień, Bauer stanął obok Morryty. Eryk kucnął przy trupie zakrywając podróżną chustą nos, bo smród z porwanych trzewi nieboszczyka gorszy był od wielu przykrych zapachów, które niejednokrotnie w życiu świerzbiły powonienie Biberhofianina. Płacili za tego bandytę dwadzieścia koron w Talabheim. Widzieli na szlaku listy gończe za bandą człowieka z tatuażem kości na języku obróconej na piątkę. Z półotwartych ust nieszczęśnika wystawał upaprany z skrzepie juchy fragment zapewne bolesnego dzieła sztuki w kolorze perłowym.




Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu
Hergig

Po drodze do „Stajni”, czyli przybytku, w którym zatrzymywał się obecnie Gołot, Jost Schachter dostał olśnienia. No tak. No przecież. Czuł, że coś mu umykało. Coś dziwnie znajomego. Z początku niczym bliżej niekreślona intuicja zaczęła zmieniać się w brakujące słowo na końcu języka. Gdy Chłopcy ze Strilandu wyszli zza winkla, gdy ich oczom ukazał się dyliżans, do którego wsiadł poszukiwany przez nich potężny mężczyzna, gdy woźnica zapinał kufer na dachu, Kaspar pokiwał głową. Przecież to nazwisko Barzinich znają wszyscy, no prawie, bo nie licząc Alexa. We Franceznstein przecież za łby się wzięły rodziny Tattaglia i Barzinich… Czy to zbieg okoliczności, że ten gang dwa lata temu zadomowił się w tej okolicy? I czy dobrze to dla nich było, czy nie dobrze?

Woźnica wskoczył na kozioł, gdy Stirlandczycy stanęli u powozu krasnoludem blokując drogę koniom.

- Z drogi! – krzyknął rutynowo pracownik kampanii transportowej „Cztery Pory Roku”.
- Momencik! – Ohlendorf wzniósł do góry paluszek niespiesznie podchodząc bliżej dyliżansu.

Puk, puk. Zastukał w zgniłozielone drzwiczki.
W okienku pojawiła się kwadratowa szczęka ogolonego Gołota o zapuchniętych oczach, policzkach i wargach. Hammerfirst wyglądał nie lepiej, lecz jego lica skrywał częściowo rudy zarost.

- Czego? – Tod nie krył wcale twardego stirlandzkiego akcentu.
- Słowo zamienić trzeba, bez proszenia. – Alex przybrał nieznoszącą sprzeciwu minę typowego, z góry na niższe stany srającego, szlachcica.
„Grzmot” wychylił się nieco więcej i zerkając dostrzegł stojącego przed zaprzęgiem dwójki koni z klapkami na oczach, Grimma. Rudy krasnolud ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach patrzył spode łba na wszelki wypadek na uwadze kątem oka mając woźnicę.
- O! Kogo ja widzę! Po kiego przylazł? Nie na rewanż przecie. Toć wygrał! – Gołot skrzywił się i oceniwszy kilkoma spojrzeniami wszystkich kompanów Hammerfista, popatrzył na Ohlendorfa.
- O co chodzi?

No i zaczęło się. Przekonywanie, przekupstwo i urok osobisty jak kulą w płot rozdrażnił Toda, który choć zapewne wiedział, że sam rady nie dałby tylu przeciwnikom, to za to całkiem dobrze radził sobie z nieokazywaniem strachu. Trzymał fason zbywając oskarżenia podłożenia walki, jako wierutną bzdurę. Kiedy padło nazwisko Barzinich autentycznie zdziwił się, nawet pot wystąpił na wysokie czoło mężczyzny, lecz dalej twardo szedł w zaparte domagając się zaprzestania szykan. W końcu Moritz nie wytrzymał i łyknął z piersiówki, która paliła go już od dobrego kwadransa. Otwarł usta i odetchnął z ulgą. Przywołanie nazwiska Hanfa z przekonywującym kłamstwem rzekomego śledztwa, które od dawna kręciło bicz na fiksera, Gołotowi odpłynęła krew z twarzy.

- Kurwa. Odpierdolcie się panie, proszę. – zwrócił się do Alexa. - To ostatnia moja walka była. Rozum obity. – stuknął się kułakiem w głowę. – Ja nic nie wiem i mnie do tego nie mieszajcie, ale winnego to szukajcie w konopiach. Tak słyszałem. – rzucił wymijająco.

Na ulicy pojawił się patrol dwóch strażników miejskich.

- Odstąpcie. – Tygrys rzekł z nutą prośby w głosie, z wyraźną ulga patrząc na nadchodzących stróżów prawa o facjatach morderców na pół etatu.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 09-03-2016 o 16:10.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172