Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2016, 18:49   #17
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Cwaniak z Vegas szybko ocenił swoje szanse. Mógł położyć jednego kundla z marszu, może drugiego, tymczasem szczur mógł mu wsadzić kosę pod żebra. Gdyby wpakował kulkę dziadziowi musiałby się odwrócić, a wtedy na plecach miałby dwa futrzaki. Nawet gdyby odstawił tu Johna Wayne’a i rozwalił wszystkich zanim tamci by zareagowali to zaraz zleciałaby się komitet powitalny Łowców i byłby w jeszcze większej dupie. Kłopoty znajdywały go same, znowu…

Ale hej! Facet chciał tylko trochę żarcia, do tego sam musiał obawiać się przyjemniaczków na górze, a jego kartą przetargową było to, że mógł zawsze wypruć magazynek po ścianach i ściągnąć mu na głowę całą kawalerię. Potem byłby pewnie zimnym trupem, ale szczur musiał brać to pod uwagę.

- Widzę, że się dogadamy. - Ringo uśmiechnął się do kolesia jakby tamten był jego najlepszym kumplem, co nie przeszkadzało mu dalej trzymać się na bezpieczny dystans z klamką w łapie. Jakby nie patrzeć sukinsyn mógł po prostu próbować go podejść i ograbić stygnące zwłoki. - Pokażesz mi wyjście i pójdziesz w swoją stronę, to dostaniesz żarcie. Tylko bez numerów, bo może mi odpierdolić i zrobi się dziwnie. Deal?

- Naj.. najpierw pokaż żarcie i schowaj broń. - odpowiedział trochę przestraszony szczur - Moje pieski już dawno by Cię obgryzały, gdyby nie ja. - Ringo zauważył ze zdziwieniem, że po ubraniu i ciele mężczyzny spacerowało kilka, sporej wielkości pająków. Mężczyzna nic nie robił sobie z ich obecności.

- Spryciarz co? Spluwa zostaje gdzie jest, ale nie martw się staruszku, nie chcę Cię porobić. Czasem trzeba sobie pomagać, nie? - mafiozo sięgnął wolną ręką do kieszeni, gdzie znajdowała się paczka z niedojedzonymi sucharkami. I tak ich nie znosił, więc wreszcie się na coś przydadzą.

- Widzisz? Jest żarcie. - paczka powędrowała znowu do kieszeni. - Teraz prowadź do wyjścia i każdy dostanie co chciał.

Szczur pokręcił głową: - Elegancik, aye? Nim strzelisz drugi raz, moi przyjaciele rozedrą Cię na pół - gwizdawka którą trzymał w kąciku ust, poruszyła się zauważalnie - nawet jeśli wyjdziesz z tego żywy - sękaty palec wskazał na górę - oni na pewno usłyszą gnata. Stary, to jest ten czas, kiedy powinieneś nie cwaniakować. Nie lubię broni - podniósł ręce do góry i Ringo rzeczywiście nie zauważył żadnej broni palnej - a już najbardziej nie lubię jak się we mnie celuję. Kurwa, sam nie wiem dlaczego Ci pomagam. - zapytał jakby sam siebie, nerwowo potrząsając głową i gestykulując. Jedno ze zwierząt zawarczało głucho.

- Widzisz, to jest nas dwoje. Jak strzelę, to goście z góry tu zejdą i rozprawią się z tym, który zostanie, a tego nie chciałbym ani ja, ani ty, ani twoi koleżkowie. - Ringo skinął głową w stronę karykatur psów - Ty masz gwizdek, ja mam gnata. Każdy chroni swoją dupę, ale to nie znaczy, że odbije nam szajba i zaraz się tu wyrżniemy, co nie? Ja tego nie chcę, ty tego nie chcesz, oni też by tego nie chcieli. Chociaż nie, jeśli bym cię kropnął twoje zwierzaczki nie pogardziłyby dwoma świeżymi trupami. Dlatego klamka zostaje, ty trzymaj swój gwizdek, prowadź do wyjścia, zabieraj sucharki i nigdy więcej się nie zobaczymy. To naprawdę może się skończyć bez dramatów. Ty jesteś spokojny, ja jestem spokojny. Wszystko gra.

Włóczęga kalkulował chwilę wszystko co powiedział Ringo, w tym czasie wielki, włochaty pająk spacerował sobie po jego okutanej w szmaty głowie. - Dobra może być, każdy wygrywa, czy jakoś kurwa tak, nie? Gdzieś taki napis tu widziałem gościu, chyba w holu wejściowym. Za mną. - zakomenderował krótko.

Ruszyli drogą skąd przyszedł Ringo, tyle że szczur skierował się do innego narożnika podziemnego parkingu. Odwali kilka dech i starych palet, które wyglądały jakby nie były ruszane od wieków, a może miały tak wyglądać i osłonił sporych rozmiarów otwór, z którego wionęło wilgocią i najzwyczajniej w świecie śmierdziało. Szczur zniknął w nim, przyszła kolej na Ringo, za jego plecami szły obydwa psy.

- Fiołkami to tu nie pachnie. - mruknął hazardzista, po czym nabrał haust świeższego, parkingowego powietrza i ruszył za szczurem.

Nic a nic mu się tu nie podobało, zwłaszcza warczące na jego plecach kundle, ale stęchły tunel był o niebo lepszy niż ciasna klatka niewolnicza. Nie pozwolił sobie jednak na chwilę luzu, ciągle było niebezpiecznie, tyle że teraz nie do końca wiedział co mu konkretnie grozi. Te kilka wypitych łyków samogonu zaczynało działać. Mrowienie w doni ściskającej berettę, nieco przytępiony słuch, nawet smród zdawał się być bardziej znośny. Lekki rausz tłumił przede wszystkim narastający strach. Jeszcze kilka łyków i mógłby wyjść na zewnątrz napluć szefowi łowców w gębę. Póki co skupił się jednak na nierobieniu czegoś głupiego. Na przykład nieumieraniu.

Kanał ciągnął się przez jakiś czas prosto, by za jakiś czas kończyć się drabiną. Wleźli na górę po metalowych szczebelkach, które były całkiem suche i wytarte. To pozwoliło Jacksonowi sądzić, że szczur musiał często korzystać z tego przejścia. Następny poziom był już nieco suchszy i wyższy, dało się nim iść w miarę normalnie i nie mocząc nóg, wąska stróżka wody deszczowej płynęła środkiem, a oni mogli iść bokiem, nie mocząc sobie nóg w wilgotnej brei. Co zdziwiło Ringo, to to, że schody nie stanowiły problemu dla psiaków rzeczonego szczura. Od czasu do czasu półmrok kanału rozświetlało światło z kratek studzienek kanalizacyjnych. Na chwilę przystanęli, kiedy szczur podniósł zaciśniętą dłoń do góry: - Mamy problem - wyszeptał, pokazując na właz wyjściowy - oni chyba tam są i musimy przeczekać, aż pójdą. Wolisz czekać tutaj, czy idziemy do mojej meliny?

- Wolę zaczekać tutaj. - mafiozo nie był przekonany do zadzierzgania bliższej znajomości z typem, po którym łaziły pająki. Może to był jakiś psychol, albo mutant… cholera wie. Wystarczył sam zapach żeby nabrać podejrzeń wobec szczura, choć to akurat nie było wielce niepokojące. Po apokalipsie nie było za wiele wody, nie mówiąc już o mydle, więc śmierdzieli wszyscy, jednak nawet przy owych niewysokich standardach koleś wypadał dość mizernie.

- Gdzie prowadzi to wyjście? No i czego szukają tu hycle? - ostatnie dodał już ciszej, pomny, że goście na powierzchni też mogą ich słyszeć.
 
Dziadek Zielarz jest offline