Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2016, 21:53   #91
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Cały gniew, jaki zalągł się w Katarinie, wyładowała na nadchodzących wrogach. Miotała zaklęciami na oślep w ogóle nie bacząc na konsekwencje. W jej umyśle trudno było dostrzec jakiekolwiek przejawy logicznego rozumowania. Pierwszy raz kłębiły się w nich myśli zupełnie inne niż dobro innych i własne.

Zabiję!

Giń!

Zginiesz!

Cierp!

Zdychaj!

Utopię cię w kałuży własnej krwi!

Zapłacicie za to wszystko!

Chciała krzyczeć wniebogłosy. Liczyła się jedynie śmierć tych, których Chaos wypluł z otaczającej przeklęte drzewo mgły. Pragnęła, by zwierzoludzie cierpieli znacznie bardziej i dłużej od Natalyi. Kiedy wydawało się, że już jest po wszystkim i na polu został ostatni ciężko ranny minotaur, przygotowująca się do rzucenia czaru dziewczyna ujrzała, jak Grom szarżuje na wroga i zostaje śmiertelnie przez niego raniony. Widziała drgawki jednoznacznie wskazujące na śmierć, Katarina patrzyła w szoku nie mogąc pojąć co się właśnie stało, lecz kiedy nagle wszystko do niej dotarło padła na kolana przy psie i objęła go ramionami jak najcenniejszy skarb, jaki istniał.
Imię jej przyjaciela wykrzyczane w niebiosa, tak jakby miały przywrócić mu życie, poniosły się echem po lesie.

Nie minęło nawet pół minuty, kiedy to Lambert brutalną siłą przycisnął ją do drzewa chcąc ją zabić. Bała się i to bardzo, ale już jej nie zależało. Straciła wszystko. Zmierzyła go jeszcze lodowatym spojrzeniem niczym tchnienie kislevskiej zimy. Po krótkiej i nieskutecznej obronie, zrezygnowana po prostu zamknęła oczy, by oddać się wyrokowi.

Przez myśli dziewczyny przemknął cały jej żywot, a raczej to, co z niego pamiętała. Samotny dom na obrzeżach pewnej zaśnieżonej wioski, całe dnie izolacji od świata zewnętrznego i wpatrywania się bez celu w sufit, godziny spędzone na mrozie, wyczerpujące treningi fizyczne i psychiczne, długie lekcje prowadzone przez Natalyę, rozmowy z nią, opowieści, jej rzadki uśmiech zadowolenia z efektów pracy swej uczennicy. Przeciętny człowiek by powiedział, że była nie kobietą, tylko bryłą lodu, która przybrała wizerunek niewiasty, jednak Katarina kochała ją jak nikogo innego, gdyż znała ją lepiej niż ktokolwiek.
Grom był wówczas jedynie “środkiem”, przynajmniej jak to mistrzyni określiła, by jej podopieczna nie oszalała z powodu długiej samotności. Nie sądziła jednak, że ona aż tak się przywiąże do młodego wilczura ostatecznie doprowadzając do tego, że nie rozstawali się nawet na krok.

~ Pani Natalyo, mam nadzieję, że Grom ma się u ciebie dobrze. Za niedługo tam dołączę ~ wypowiedziała w myślach roniąc ostatnią łzę.


Słowa Schulza zadziałały na nią niczym wylane na głowę wiadro zimnej wody. Otworzyła najpierw jedno oko, następnie drugie i patrzyła na tą scenę, póki nie minął paraliż spowodowany strachem. Wciąż nie wierząc wyrwała się czym prędzej i stanęła obok Alberta ledwo trzymając się na nogach. Bała się, chociaż myślała, że już nie ma po co żyć. Chciała uciekać, zanim ktoś znowu będzie chciał ją zabić. Już sobie wyobrażała je wrogie spojrzenia wśród osób dotychczas uważanych za “swoich”. Przeprosi tylko Schulza za to wszystko, wykopie groby dla Natalyi oraz Groma i czym prędzej weźmie nogi za pas. Nie chciała poświęcać życia za jakiś zakichany kielich.
Zabawne mogło być to, że nie czuła do Lamberta wrogości, a jedynie współczucie.

Sigmaryta jednoznacznie oznajmił, że odchodzi, a za nim poszli jego najemnicy. Katarina patrzyła błyszczącymi od łez oczami na całą tą sytuację. Schulz, dla dobra jakiejś dziewczyny, która go oszukiwała przez ćwierć roku, prawdopodobnie pożegnał się z szansą na odnalezienie swoich najbliższych. Sądziła, że gdyby kapłan ją zabił, to by do tego nie doszło. Wilhelm i Lexa obdarzyli ją takim spojrzeniem, jakby chcieli jej coś powiedzieć - kilka niewypowiedzianych słów, których nie potrafiła rozszyfrować. Dziewczyna tak stała w miejscu odwzajemniając patrząc na dwoje najemników z żalem w oczach, a przede wszystkim na Norsmenkę. Miała chęć podbiec, chwycić ją za ramię i odwieść od szalonego zamiaru wędrówki w tak małej grupie w lesie pełnym bestii. Że kilka monet jakiegoś szaleńca nie jest tego warte. Że jeśli szuka walki, to będąc żywą zazna jej więcej, niż będąc martwą.
Ale tego nie zrobiła. Jedynie padła na kolana i skuliła się pod drzewem wylewając kolejne łzy za swoich bliskich.
Najemniczka zawiodła ją, kiedy potrzebowała wsparcia.
Bała się.

Gdy to Klaus poszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, ta gwałtownie podniosła oczy szukając przystawionego przez mężczyznę noża gotowego do poderżnięcia jej gardła, lecz zamiast tego usłyszała słowa otuchy wypowiedziane przez jedną z osób, po których najmniej się tego spodziewała. Pełna zdziwienia zdołała wybąkać z siebie jedno słowo wdzięczności tak często używane przez wszystkich ludzi Starego Świata.
- Dziękuję.
- Sama muszę pochować Natalyę oraz Groma. To… mój obowiązek - dodała, na co Klaus skinął głową i odszedł przygotowywać obozowisko.


I tak siedziała pod drzewem nieruchomo wciąż nie mogąc się zebrać na zrobienie czegokolwiek. Jej wzrok wędrował od swych butów na wilczura, od niego na przywiązaną do drzewa lodową damę, a od niej znów na buty, łkając w milczeniu. Wtem podszedł Willhelm, kolejny sługa Sigmara. Trudno jej teraz było przekonać się do jakiegokolwiek człowieka powiązanego bliżej z bogiem Imperium niż przeciętny człowiek z równie przeciętnej wsi. Już pierwszym błędem mnicha było zadanie prawie identycznych pytań, jak jeden z jego braci w wierze. Ostatecznie wyznała mu całą prawdę, bo przynajmniej on zdawał się słuchać odrobinę bardziej niż Lambert. Dotychczas nie miała zdania na temat wierzeń Imperialnych, a po czynach Hieronima uznała, iż wszyscy to szaleńcy. Nie wiedziała przez chwilę czy akolita na siłę próbuje siłą ją do siebie przekonać, by później wbić jej nóż w plecy, czy może jest całkowicie szczery. Może ostatnią rzeczą, jaka ją teraz ratowała, było to, iż mieszkała przez chwilę w Krausnick?
~ Katarino, ogarnij się. Zaczynasz być podejrzliwa jak kyazak uciekający przed rotą na oblaście ~ zganiła się w myślach za paranoiczne myślenie.
Znała wszystkich tak samo, jak wszyscy znali ją. Wiedzieli, że ona sama nikomu nic nie zrobi choćby miała zrobić coś okropnego. Po prostu nie potrafiła krzywdzić ludzi.
Przynajmniej na razie.
Zostawiła butelkę Kvasu Willhelmowi i oddaliła się, by zająć się Natalyą… A raczej tym, co z niej pozostało.

Stojąc przed swą mistrzynią dziewczynie otwierały się kolejne rany w sercu. Zazwyczaj pięknie ułożone rude włosy były w całkowitym nieładzie, w niektórych miejscach porwane tak, jakby ktoś ją ciągnął po ziemi. Jej zielone oczy przypominające kolorem szmaragdy, które nie jeden raz obdarzyły swą uczennicę chłodnym spojrzeniem, ale też czasami obdarzały ją spojrzeniem pełnym rodzinnego ciepła, teraz były nieruchome i puste. Jej…
Nie mogła już na to patrzeć. Szybkim krokiem podeszła do drzewa i przecięła liny wyciągniętym z buta sztyletem i z szacunkiem ułożyła ciało mentorki pod drzewem. Wzięła jej ubrania rzucone przez kogoś lub coś pod drzewo i...
Dotknęła czegoś twardego.
Szybko zaczęła przeszukiwać szaty i znalazła tam list z jakąś pieczęcią. Westchnęła z ulgą. Przynajmniej tyle się jej udało odzyskać. Schowała go do jednej z kieszonek w swojej torbie i okryła truchło “całunem” w postaci ubioru Natalyi. Obok niej ułożyła Groma teraz już równie zimnego, jak wszystkie pozostałe trupy. Nie chcąc na to wszystko patrzeć dłużej, niż trzeba, usiadła pod drzewem, tym samym oddając się gorzkiemu wspominaniu spędzonych dni w miejscu, które mogła określić jako dom, czyli w samotnej chatce w Kislev.


- Przyznam szczerze, że zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem ciebie miotającą te zaklęcia. Uwierzyłem wam na słowo. Być może byłem zbyt naiwny, ale to w dobrej wierze - powiedział Schulz, podchodząc do skulonej pod drzewem i zapłakanej Katariny.
- Walczyłem niegdyś na polach Erengradu i widziałem tobie podobne w walce. Wzbudzały przestrach tak u wrogów, jak i sojuszników, ale cieszyliśmy się widząc kislevskie czarownice po swojej stronie - starzec uśmiechnął się, po czym przykucnął obok kobiety i oparł się o wielkie drzewo. Wszystkie trupy zostały ściągnięte i teraz kopano im płytką mogiłę. Żołnierz dopiero co przekazał łopatę Adarowi i zdecydował się usiąść obok wstrząśniętej dziewczyny, aby móc złapać oddech i spróbować jakoś pocieszyć ją. Ta podniosła swój wzrok na moment, by spojrzeć na Alberta, po czym znów zaczęła patrzeć w ziemię pod swoimi stopami. W jej oczach malowała się rezygnacja. Ewidentnie było widać, że niesamowicie ciężko to znosiła. Dopiero po dłuższej chwili się odezwała do mężczyzny.
- Nie chciałyśmy was oszukać. My... Ukrywałyśmy się przed rozbójnikami podążającymi naszym tropem, ale nie mogłyśmy wam powiedzieć kim jesteśmy, bo jeszcze by ktoś wezwał łowców czarownic i... wtedy bym tu nie siedziała - jej ochrypły głos był tak cichy, że zdołał dotrzeć jedynie do uszu Schulza, a słychać w nim było, iż próbowała panować nad jego drżeniem, co wychodziło jej przeciętnie.
- Ze mnie żadna czarownica. Jestem... byłam... uczennicą. Teraz nawet nie wiem co ze sobą zrobić. Natalya i Grom zostali... - ostatnich słów nie zdołała z siebie wykrztusić, choć oczywistym było co chciała rzec.
- Nie mam już nic. To miejsce zabrało mi wszystko. Nawet chęć życia i dalszej walki. Z Lambertem kiedyś znowu się spotkamy i znowu będzie chciał mnie zabić. Natalya i Grom byli dla mnie rodziną, a swojej prawdziwej nie pamiętam. Zabrało wszystko, poza tym.
Katarina wręczyła weteranowi list znaleziony wśród ubrań swej mistrzyni. W ogóle nie rozumiała jego znaczenia. Wiedziała tylko, że trzeba go dostarczyć do Middenheimu do głównej świątyni Ulryka.
- Mogłeś mnie zostawić wyrokowi tamtego człowieka. Z nim masz większe szanse na odnalezienie swoich bliskich. Dlaczego więc mnie uratowałeś narażając się na śmierć? - zapytała go moment później patrząc po pozostałych.
- A co innego mogłem zrobić widząc niewinną kobietę skazaną na śmierć przez obcego mi człowieka? Czy tego chcesz, czy też nie; jesteś… byłaś mieszkanką Krausnick, podobnie jak my wszyscy, a mieszkańcy z tej wioski zawsze trzymają się razem - odparł starzec, po czym delikatnym ruchem ręki odgarnął jej włosy z twarzy, aby lepiej się jej przyjrzeć. W jego szarych oczach czaił się ten sam ból, który Katarina odczuwała w swoim sercu. Zżerała go trwoga na samą myśl o swojej rodzinie, lecz w przeciwieństwie do dziewczyny, on nie znał losu najbliższych i to było w tym wszystkim najgorsze.
- A poza tym, przypominasz mi moją córkę. Aleksa to śliczna niewiasta; zbyt młoda i naiwna, żeby zostać tak naznaczoną przez los. Wychowywałem ją najlepiej jak tylko potrafiłem. Żyła pod kloszem, z dala od brudów tego świata, nieświadoma niebezpieczeństw czyhających na każdym kroku. Żałuję, że nie potrafiłem ich obronić - stary żołnierz skrzywił się, a po jego wysuszonej, naznaczonej zmarszczkami twarzy spłynęły gorące łzy. Niemalże natychmiast odsunął się od kobiety i oparł się plecami o pień drzewa, po czym spojrzał ku niebu, gdzie rozpościerały się wielkie konary drzew, skutecznie przesłaniające światło słoneczne.
- Czasem myślę sobie, że lepszym dla nich losem byłaby śmierć. Nie zrozum mnie źle; widziałem potężnych wojowników skulonych na polu bitwy i płaczących jak małe dziewczynki. Spotkanie z wypaczonymi przez Chaos istotami może zniszczyć nawet największego twardziela. Boję się nawet myśleć co mogą im zrobić te potwory, a jeśli przeżyją to już nigdy nie będą takie same… - mówił zachrypniętym głosem, po czym spuścił głowę. Jego szerokie barki zaczęły drżeć, kiedy zakrył twarz swoją spracowaną dłonią, aby móc zapłakać bezgłośnie.
Katarina dziwnie się poczuła słysząc przyrównanie jej do córki Schulza. Kojarzyła Aleksę i zrobiło się jej jeszcze smutniej. Nie miała już nawet energii, by płakać.
- Nie chcę mówić, że będzie dobrze, bo bym skłamała - przysunęła się bliżej i wyciągnęła rękę, by móc zetrzeć Albertowi łzy - Mi mistrzyni też mówiła, że jestem naiwna, bo wierzyłam w dobro świata. Teraz mam wątpliwości. Ale miejmy nadzieję, że reszta ma się dobrze i że ich znajdziemy całych i zdrowych.
- Sama jestem pierwszy raz wystawiona na okropieństwa starć z Chaosem i czuję, że już mnie to przewyższa. Ja... Rozważałam nawet ucieczkę. Teraz. W tym momencie. Jak najdalej. Bez pomszczenia mistrzyni - ściszała powoli głos wstydząc się własnych słów - Ale nawet nie wiem gdzie bym miała iść.
- Dziękuję. I przepraszam. Może się okazać, że przekreśliłam szanse na sukces naszej wyprawy - spuściła wzrok i znowu skuliła się pod drzewem.
- Nie wiem czy ucieczka to najlepszy pomysł - powiedział Schulz ocierając twarz o rękaw swego znoszonego imperialnego munduru. Chciał coś jeszcze dodać, kiedy nagle usłyszał szczęk oręża dochodzący z zarośli, przez które nie tak dawno przeszedł Lambert.
Starzec natychmiast podniósł się z ziemi i wydobył z pochwy poszczerbiony miecz. Jego twarz na powrót stężała, a w oczach pojawiły się znajome ogniki.
- Zmieniłem zdanie. Jeśli będzie ich za dużo to uciekaj i nie oglądaj się za siebie. Niech Sigmar ma nas w swej opiece - powiedział na koniec, po czym wraz z resztą chłopstwa pobiegł w stronę zarośli.

Dziewczyna siedziała jak osłupiała widząc tą scenę. Nagle nie wiedziała co robić. Czy uciekać? Czy może zostać? Czy iść za resztą? Czy siedzieć na miejscu? Czuła się w tym momencie jak kłoda pod nogami reszty. Znowu ogarnął ją strach, ale postanowiła go przemóc wykonać rzecz irracjonalną w aktualnej sytuacji - czyli dopełnić swój obowiązek wobec mistrzyni. Wzięła więc łopatę i zaczęła się rozglądać za odpowiednim miejscem na pochówek w najbliższej okolicy.
W głowie miała mętlik. Obawiała się przyszłości. Do czego zaprowadzi ją chęć zemsty za śmierć swej mistrzyni? Ile istnień ludzkich zostanie odebranych w ciągu kilku najbliższych dni? Kim zostanie jeśli to wszystko przeżyje? Czy dalej będzie taka, jak teraz, czy może stanie się bezduszną zabójczynią?
Nie chciała “daru magii”, jak to Natalya określała magię lodu. Traktowała to jak przekleństwo przyciągające Chaos. Chciała być po prostu zwykłą dziewczyną i żyć w błogiej nieświadomości tego, co ją może spotkać. Teraz widziała jedynie łzy, krew i cierpienie. Przez kilka godzin karmiła się nadzieją, która nagle przerodziła się w całkowitą rozpacz.
Świat nabrał szaro czarnych barw. Zaczęła mieć wątpliwości, czy istnieje teraz czas na dobroć.

Ale wciąż przecież wierzyła w dobro.

To czemu tutaj jest tylko brutalność?

Bo Chaos to zło.

Ale ludzie też są źli.

Bo są nieświadomi.

A czym jest świadomość?

To wiedza o tym, że trzeba z Chaosem walczyć.

Czyli wszystko to, co będzie złe, będziesz traktować jako Chaos?

A łowcy czarownic mordujący całe wioski?

Kapłani Sigmara palący na stosach niewinnych ludzi za byle doniesienie?

To są słudzy bogów, a nie Chaosu, a jednak są źli.

Są zaślepieni cholerną doktryną, którą sami sobie wymyślili.

Oni też będą Chaosem?

...

Nie potrafiła odpowiedzieć.


Po dłuższych poszukiwaniach wreszcie natrafiła na odpowiednie miejsce do wykopania grobów. Było to małe pole, które można było bez problemu przekroczyć w około czterech krokach, a na jego krawędzi stał sporej wielkości ostro zakończony kamień. Zaczęła kopać. Nie były to płytkie mogiły jak te, które wykopali wioskowi dla pozostałych. Zniosła truchła Natalyi i Groma, złożyła je w ziemi i zasypała.

Po “ceremonii” pogrzebowej odrzuciła łopatę na bok i padła na kolana zaczynając płakać jak małe dziecko. Wiele zim minęło, od kiedy ostatni raz do tego doszło. Czy to nie było przypadkiem wtedy, kiedy jej mistrzyni zabrała ją na nauki? Nawet nie pamiętała. W dłoni ściskała naszyjnik z niebieskiego kryształu na czarnym rzemyku - jedyną rzecz, którą pozwoliła sobie zabrać na pamiątkę po zabitej mentorce.
Opuścili ją wszyscy, których kochała, oraz pozostawiła ją samą sobie ta, która obiecała ją chronić.
Cieszyła się, że nikt nie patrzył i nikt nie słuchał.
I że wreszcie mogła pobyć przez chwilę sama.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 08-03-2016 o 07:10. Powód: Usunięta ostatnia linijka i dodany BB-code.
Flamedancer jest offline