Skryte pełzanie w ciemnościach powoli stawało się wizytówką drużyny. Zarówno dla
Athlena jak i
Rardasa czynność ta nie była pierwszyzną. Bezszelestnie, wykorzystując osłonę jaką dawały kamienne ławy, zakradli się na pozycje. Koboldy wyglądały na śmiertelnie znudzone swoim aktualnym zajęciem - czyli opiekaniem nad niewielkim ogniskiem czegoś na kształt szczura... a może raczej wiewiórki? Czymkolwiek było to stworzenie, cuchnęło niemiłosiernie.
Topór, zaklęty sztylet i zębata szabla znalazły się w rękach awanturników. Szybkie i miażdżące uderzenie - taki był plan. Athlen mrugnął dwukrotnie gdy kropla potu spłynęła mu do oka; Taar musiał przedreptywać z nogi na nogę żeby nie rzucić się po prostu do walki; kłykcie Rardasa pobielały od ściskania rękojeści.
Nie mogło być lepszego momentu do ataku.
Wyskoczyliście z cienia potrząsając swoim orężem. Zębata szabla rozpruła bebechy jednego z wrogów. Posklejany z kawałków starej krasnoludzkie stali pancerz uchronił kobolda od ciosu topora. Athlen został skaleczony przez jednego z wrogów, ale zdołał go wyminąć i przeszyć potylicę wroga paskudnym pchnięciem. Nowa broń spisała się doskonale.
[media]
[/media]
Dwóch z czterech przeciwników przystąpiło do desperackiej obrony. Włócznia o włos minęła szyję fartownego łotrzyka. Diablę wskoczyło na pozycję na tyłach walczącej z Taarem gadziny i agresywnym cięciem spróbowało zakończyć bój. Nadaremno. Wiedziony bitewną wrzawą Athlen ciął swym sztyletem na odlew - również nieprecyzyjnie.
Cięcie topora skończyło tę gierkę w kotka i myszkę. Kapłan poczuł krew spływającą po jego policzku.
Ostatni z koboldów (ten który skaleczył Athlena) upuścił broń i zaczął błagać w swym szczekliwym języku o litość.