Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2016, 13:59   #33
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Na przeciw siebie stanęły 2 armie. Leśna skryta wśród drzew, ludzka na polach przed nimi. Od siebie dzieliło ich 4-5 setek metrów. Wrogowie spoglądali na siebie w wyczekiwaniu. Wpierw rozpocząć się miała walka na dystans.
Anthrilien stał pośród szeregu tancerzy ostrzy, tuż obok ich dowódczyni. Wizjery hełmu wyostrzały wzrok, widział więc wyraźnie armię wroga. Nie rozumiał czemu ludzie zdecydowali się pozostać na otwartej przestrzeni, gdzie ich pozycja, w przeciwieństwie do drzew lasu, nie dawała szans na ukrycie się przed atakami strzeleckimi. Wyciągnął z sakwy wszystkie runy i pozwolił im zacząć krążyć w okół niego. Nie był przydatny w walce dystansowej, ale miał zamiar jak najlepiej wykonać swoją rolę, doradzając dowódcą, przewidując ruchy przeciwnika i koordynować ataki wojsk, tak aby ich uderzenia zadawały największe straty kiedy tylko była taka sposobność.
Gdy w głębi cichego lasu, jakby wstrzymującego oddech przed burzą, zabrzmiały pierwsze nuty.
Pierwsza fala ruszyła. Zwykła hołota biegła ile sił w nogach by dotrzeć do linii lasu. Wynik - przewidywalny.
Linia dotarła do połowy i padła pod gradem strzał. “Głupota” ta jedna myśl przeszła przez umysły wszystkich nieludzi.
Ale Anthrilen wiedział że coś jest nie tak. I choć runy nie świeciły czerwienią wiedział, że palce maczają w tym starciu złe moce.
Zabici wojownicy w dość pokracznych ruchach wstali z ziemi i ruszyli przed siebie. Choć teraz bliżej im było uzbrojonym zombi niż zwykłym wojownikom.
Alvarez nie czekał, kilkoma elficikimi rozkazami kazał szykować magiczny ostrzał.
Fumi

Dowódczyni tancerzy ostrzy nakazała atak.
Eldar jeszcze chwilę pozostał w miejscu. Nieumarłe sylwetki Mon’keigh kojarzyły mu się z tworami jednego z bogów chaosu. Był jednak niemal pewien że nie miały z nim zbyt wiele wspólnego, inaczej ten świat byłby w znacznie gorszym stanie. Spojrzał na linie nieprzyjaciela.
Po stronie wroga jedynie 4 jednostki odznaczały się na tle hołoty.


Za nimi stał jeszcze jakiś szermierz, sądząc po 6 mieczach przywdzianych przy pasie, choć jego twarzy nie było widać. Był jeszcze ktoś całkowicie schowany pod płaszczem, ale dyrygujący dłonią w stronę walczacych.
Ten ostatni zwrócił uwagę proroka. Jego ruchy sugerowały sterowanie Mon’keigh niczym marionetkami. Niestety pozostawał on daleko od pola walki. Widząc że linie atakujących niebawem się zderzą, ruszył w ślad za tancerzami ostrzy, doganiając ich w kilku długich krokach. Chwilę przed starciem, z dobytym mieczem wyskoczył w stronę przeciwnika długim susem, i z pomocą uderzenia kinetycznego wbił się w ich szereg, powalając kilku ludzi stojących najbliżej.
Szybko jasnym się stało, że zwykłe rany na Tych przeciwników nie działały. Wymagana była co najmniej dekapitacja, a czasem nawet i więcej. Prorok niemal natychmiast przesłał tą informację sojusznikom. Na szczęście tancerze ostrzy w ślad za Anthrilenem coraz szybciej rozprawiali się z wrogiem. Fumi w popisowych obrotach cięła wszystko na swej drodze. Ostrzał łuczników nie przeszkadzał w walce bo strzały trafiały tylko tam gdzie powinny.
Wtedy jednak wróg przystąpił do kolejnego ataku, ruszyła kolejna fala wojowników. Tym razem o połową większa. Ze wsparciem strzelców i magicznych pocisków. Anthrilien przesłał walczącym błyskawiczne ostrzeżenie o ostrzale i posiłkach nieprzyjaciela. Mimo to linia lasu otrzymała dość potężna salwę ogni i błyskawic. A krok na przód wystąpiła dwójka dowodzących. Ciężki rycerz i szermierz.
U boku Anthrilena pojawił się także Anubis.
- Gotowy przyjacielu?
-Zawsze- odparł metalicznym, niepokojąco ożywionym, głosem zniekształconym przez hełm. Tanecznymi ruchami zaczął wycinać sobie drogę w stronę dowodzących. Każdy ruch miecza posyłał w niebo kawałki kończyn i smugi krwi, która już niemal całkowicie zakryła barwy Światostatku na jego szatach. Mimo to każde odebrane życie przynosiło Anthrilienowi ukojenie, mając nie częstą możliwość wyładowania negatywnych emocji. Wyczuwał, że podobne emocje wydobywają się z kamieni dusz poległych eldarów, szczególnie zaś z tych należących do wojowników Khaina.
Również i Anubis ruszył przed siebie. Choć dla niego śmierć była jedynie środkiem. Zżył się z lasem i nie zamierzał go stracić.
Do walki ruszyła kolejna fala wojowników również i leśni wyszli zza drzew. Wrogie jednostki przypuściły ostrzał łuczniczy. Magiczne pociski rykoszetowały po polu bitwy.
A na samym jej środku stanęli na przeciwko siebie czterej wojownicy.
Zex nie zamierzał czekać na czyjś ruch zamachnął się się swym olbrzymim mieczem pokrywając go czarną mocą.

- Emperror Crown
Czarny Strumień przybrał kształt “<” rozcinając wszystko na swojej drodze.
Drugi wojownik z dużą ilością mieczy czekał na uboczu.
Jednym płynnym ruchem eldar uchylił się przed cięciem, przy czym wycelował kosturem w opancerzonego wroga. Z końca oręża z hukiem wystrzeliła wiązka piorunów.
W tej samej chwili Anubis zniknął i pojawił się za wojownikiem gotów do uderzenia swymi ciężkimi ostrzami.
Wojownik zignorował błyskawicę która rozproszyła się po jego zbroi bez większych efektów i z olbrzymią siłą uderzył w Anubisa. Jego zbroja zdawała się nie reagować na elektryczność, czyżby zasługa materiału?
Szakal ma w sobie wystarczająco dużo siły by to sparować, ale nogi zagłębiły mu się w ziemi i musiał przyklęknąć.
Rycerz spojrzał to na jednego to na drugiego wojownika.
- Wasz kres jest bliski. Ale pozwolę wam odejść. Nie będę miał satysfakcji z zabicia was. - rzekł ciężki głos spod hełmu. - Zajmij się nimi. - rzucił przez ramię kładąc ostrze na ramieniu i zwracając się w stronę lasu.
Eldar nie miał zamiaru się wykłócać. Wyciągnął przed siebie miecz w niemym wyzwaniu i skinął głową na powianie oponenta.
Anubis nie zamierzał jednak odpuszczać i znów przypuścił atak. Tym razem pionowe cięcie przecięło mu drogę.
Zakapturzony dobył jednego meicza.
Czarny strumień dążył w stronę lasu, gdy nagle eksplodował ku niebu. Na scenę wkroczył kolejny wojownik Susanoo. Zbił bezlitosny atak raniący zarówno wrogów jak i sojuszników i spokojnym krokiem podszedł do walczących. Trza zaznaczyć, że atak oczyścił drogę tworząc przejcie w rozgardiaszu starcia.
- Jaki jest plan? - zapytał rogacz stając wyprostowanym tuż obok eldara.
-Zbrojny dąży w kierunku lasu, trzeba go zatrzymać. Na tyłach pozostał zakapturzony mężczyzna, który kontroluje nieumarłych. Zatrzymam szermierza, Anubisie zajmij się władcą marionetek, a Ty Susanoo powstrzymaj lub opóźnij rycerza.
- Hmm... Zajmę się tym. - pięść zaciskana na buławie zatrzeszczała w stawach a z buławy wysunęły się ostrza.
Szermierz zrzucił z siebie płaszcz pokazując swój niecodzienny strój.

- Pamiętaj tylko, że musicie mi później zapłacić. - odparł z zawadiackim uśmiechem w stronę Rycerza.
-Martwi nie potrzebują zapłaty- wtrącił się eldar stając przed szermierzem z kosturem w jednej ręce i mieczem w drugiej. Obserwował przeciwnika z odległości kilku metrów, czekając na jego ruch.
- Kolejny który jest pewny swych umiejętności? Wierzcie mi gdyby nie pieniądze nawet dla znudzenia mnie by tu nie było. - uchwycił miecz w niekonwencjonalny sposób. Obracał nim jak monetą w 3 palcach, a trzymał go za tsubę.
Anubis ruszył w stronę nekromanty, ale szermierz zrobił kilka kroków w tył stając tak by mieć ich obu na przeciwko siebie. - Zex powiedział że mam się zająć wami oboma, więc pewnie za to przewiduje zapłatę.
Anthrilien postanowił wypróbować możliwości szermierza. Rzucił na niego iluzję, sugerującą że eldar pozostał w tym samym miejscu, gdy tak na prawdę postąpił kilka kroków w przeciwną stronę do Anubisa.
Szermierz wzrokiem iluzję i Anubisa. Zdawał się rozglądać, ale z pewnością nie widział Anthrilena. Gdyby tak było jego wzrok był by bardziej skupiony na konkretnym miejscu. Możliwe jednak, że zdawał sobie sprawę, z takeigo zagrania.
Anubis ruszył przed siebie. Dobył swój kamienny miecz i a z drugiej strony, z Ziemi wyłonił się pysk krokodyla. Atak przystąpił tak jak zakładano. Szermierz starł się z siłą anubisa i o dziwo na siłę przegrywał. Jednak po lekkim ugięciu podskoczył przetaczając się po plecach szakalo-głowego i nie wiedzieć kiedy dobył drugiego ostrza rozcinając nim pysk atakującej Amut.
Anthrilien przystąpił do błyskawicznego ataku z flanki wroga. Tuż przed uderzeniem uderzył w niego falą kinetyczną, by następnie, ze wzniesioną na wszelki wypadek tarczą, ciąć go samym końcem ostrza miecza wzdłuż pleców.
Fala bez przeszkód trafiła w szermierza. Przez moment na jego twarzy namalował się obraz zaskoczenia, później zdawał się być rozdrażniony.
Atak mieczem miał go trafić gdy ten się podnosił, lecz poruszył się inaczej. Stanął na rękach nogą uderzając w płaską stronę ostrza i napierając na nie, skierował je ku niebu. Dodatkowym plusem był skręt tułowia który ukrył plecy za resztą ciała. Podeszwa buta została delikatnie ścięta. Pozostając przez sekundę na jednej ręce wykonał cięcie prosto w tarczę. Gdy posypały się iskry, podskoczył na ręce lądując w kucki, chwytając za drugie ostrze i ponownie atakując. Gdy drugi atak nie przyniósł skutku był już ustawiony do eldara plecami.
Ten wykorzystał moment i schodząc w pędzie na kolana, wykonał piruet tnąc równocześnie w doły podkolanowe obu nóg przeciwnika. Następnie niesiony siłą kinetyczną i stojąc już na prostych nogach po prawej stronie przeciwnika, ciął mierząc w tętnice szyjną.
Otrze w piruecie poczuło opór i ze strumieniem iskier przeszło w kierunku szyi. Tak czekały już na nie 2 skrzyżowane miecze. Szybkie spojrzenie na nogi. 2 Miecze wbite zostały w ziemie i to one przyjęły na siebie cios. Teraz przeciwnik 2 blokował otrze eldara.
Ale na moment zabrakło w nich siły i niesiony impetem psionik przebił się przez nie. Mogło by się tak zdawać. Ale widział dokładnie ruch przeciwnika. Szermierz puścił oba miecze i szybko się uchylił chwytając za pas. Gdy otrze przeleciało nad jego głową wyprowadził krzyżowe cięcie ostatnią 3-cią parą mieczy.
Odgłos pękającego szkła kazał uciekać. Na pancerzu eldara, na piersi pojawił się znak “X” Dość duży, ale na szczęście płytki. Nie zdołał zranić ciała. Gdyby szermierz mógł zrobić krok do przodu, z pewnością Anthrilen by to odczuł dotkliwiej.
Na twarzy szermierza pojawił się mało zadowalający uśmiech.
- Oddaję za tamto uderzenie.
Anthrilien nie odpowiedział. Hełm ukrywał emocje i oczy płonące nienawiścią do rasy ludzkiej. Prorok zataczał krąg w okół przeciwnika, dając czas Anubisowi. Niemal natychmiast poczuł ciepło rozlewające się po ciele gdy użył na sobie wzmocnienia. Reakcje i zmysły wyostrzyły się, a mięśnie były w pełnej gotowości. Równocześnie okrył przeciwnika wzmagającą się falą chłodu, po chwili na ostrzach mieczy i ubraniu zaczął pojawiać się szron.
- Twój przyjaciel mi uciekł. No cóż, nie wszystko jestem w stanie zdziałać. - Mówił bez przejęcia zbierając wszystkie miecze. Anthrilen wiedział że pomimo takich zachowań zachowuje on pełnię skupienia.
- Chciałem wam trochę odpuścić. Wiesz. Zrobić swoje, otrzymać zapłatę. - popatrzył na oszronione ostrze - Ale nie dajesz mi wyboru. Będę musiał się tobą zająć.
W dłoniach pozostały mu 2 miecze, 4 były schowane w pochwach. Tym razem zacisną pięści na rękojeściach, a oba miecze zwiesił luźno w kierunku ziemi.
Gdy starli się ze sobą Anubis został za plecami Eldara. Gdy tylko skończył zajmować się Amut, poskromił swój olbrzymi gniew w stosunku do szermierza i pozostawił go w rękach Anthrilena.
A przy najmniej tak się zdawało. Anubis bardzo się zmienił, wcześniej odesłał by Eldara i am chcial załatwić szermierza.
Teraz skierował się w stronę nekromanty. Widać on stanowił większe zagrożenie dla lasu.
Prorok pozostał skupiony na bliższym przeciwniku. Furia Khaina gotowała go od wewnątrz, mimo to zachowywał spokój. Wojownicy mierzyli się wzrokiem.
Pierwszy ruch, wykonał szermierz. Rzucił w eldara oboma mieczami. Ten nie przestając poruszać się po okręgu zszedł z trasy lotu broni. Mimo to, ta zatrzymała się kawałek przed miejscem w którym miała trafić eldara, który kolejną myślą, posłał ją w powietrze, poza zasięg walczących.
Skrzywiona mina szermierza wskazywała, że nie tego się spodziewał. Wyciągnął z pochwy jedno ostrze zapamiętując gdzie zostały posłane pozostałe dwa.
Lekko pochylił się w gotowości bojowej i ruszył w prost na Eldara. Ten zaś utrzymał kierunek poruszania się niemal do ostatniej chwili, wciąż wzmagając zimno w ciele przeciwnika, czas działał na jego korzyść. Wtedy to stworzył iluzję, przyjmującą postawę obronną, mającą chodź trochę zdezorientować szermierza. Sam prorok gwałtownie zmienił kierunek i ciął w odsłonięty bok, by potem niesiony pędem znaleźć się za plecami oponenta i ciąć od góry wzdłuż kręgosłupa.
Szermierz zaatakował iluzję przeciwną ręką szybko dobywając miecza. Trzymanym w przeciwnej ręce mieczem zdołał (jakoś) zablokować cios nadchodzący z boku. Nie podążył jednak za ciosem Eldara. Ale gdy ten miał wykonać cios z góry. Szermierz uśmiechnął się szeroko.
- Shin'ainaru gin no kaze - San : Tatsumaki!!!(Droga srebrnego wiatru 3 : tornado)
Obrót umknął wzrokowi eldara.
Instynkt nakazał mu się obronić lecz był wolniejszy. Potężne uderzenie odrzuciło go w tył. Atak przybrał formę tornada, lecz tylko na krótki moment. Gdy zniknął, z ramienia szermierza płynęła strużka krwi. To było obrażenie otrzymane nieporadną obroną przed pierwszym uderzeniem.
Po chwili eldar zachwiał się. Sam nieźle oberwał. 3 głębokie cięcia: tors - zapewne mostek został przecięty na pół, ale atak minął serce o włos, brzuch w linii lędźwi i uda aż do kości. Oczywiście była też masa innych drobniejszych nakłuć i skaleczeń nie zapominając o utracie torsu zbroi. Został dosłownie starty, tak ja drewno natrafiające na rozpędzony kamień szlifierski.
- Mówiłem, że wezmę to na poważnie. Nie lubię typów którzy walczą w sposób taki jak ty. Dlatego z nimi nie przegram.
Ten szermierz nie był zwyczajny. Miał doświadczenie i zdolności, a co najgorsze... z całą pewnością był mistrzem miecza.
Co zadziwiające, Anthrilien nie upadł. Wsparł się na kosturze i skupił całą swoją wolę na utrzymaniu obronnej postawy “żelaznej”. Wzmocnienie i adrenalina utrzymały go w przytomności, ale czuł jak wypływa z niego życie. Za pomocą psioniki częściowo zatamował krwawienie.
Nim wykonano kolejny ruch, nad lasem pojawiło się coś niespodziewanego.

Meteoryt... nad lasem spadający wprost na pierwszy obóz. Właśnie ten który trzeba był obronić i w którym była Jenny. Na moment wszyscy znieruchomieli.
***
Jenny pospiesznie szła przez las, na pole bitwy. Skorpion miał dołączyć jak tylko będzie gotowy. Prośba Rezonera (by skorpion był przy narodzinach dziecka) została spełniona więc i on mógł już dołączyć do bitwy. W pewnym momencie las rozjaśnił się ciepłym światłem. Gdy dziewczyna spojrzała w niebo, dostrzegła ogień.
***
Meteoryt uderzył... w pole ochronne

Pod wpływem zderzenia obie magie zaczęły się rozpadać. Drobinki magii przypominały motyle znikające niczym światełka świetlików
Yongjaes czuwał nad bezpieczeństwem lasu, ale ten atak był potężny. Eldar odwrócił się w stronę pozostałej dwójki wrogich dowódców. To czarny mag, z pewnością on przyzwał meteoryt. Trzeba się nim zająć, jak najszybciej.
Co z Anubisem?
Oczom towarzysza ukazał się szakalo-głowy bez jednej reki, mocno poraniony, ale wciąż w zaparte walczący z...
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline