Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2016, 22:07   #4
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
To już nie jest Vegas… Miała wrażenie, że te słowa przyświecać będą całej tej wyprawie. Rzucane to tu, to tam, głównie dla wypomnienia błędów lub zwykłego wkurzania drugiej osoby. Przylgnęły do nich jak brud, pot i całe to cholerstwo, które teraz pokrywało ich ciała. Prysznic… Kąpiel… Do jasnej cholery, niechby chociaż jakaś studnia się trafiła. Nawet ukochana bryka Diabła zaczynała strzelać fochy. Eden nie mogła sobie przypomnieć ostatniego razu kiedy ten samochód wydał z siebie odgłos inny niż przyjemny pomruk wściekłego kota. Pamiętała za to doskonale jak skończył idiota, który ośmielił się zostawić rysę na karoserii. Wspomnienie to przywołało przyjemny dreszcz, który pozwolił na chwilę oderwać się od zapiaszczonej rzeczywistości.

Ten samochód był ukochanym dzieckiem Nat’a, jego miłością na czterech kółkach. Czarny DeVille z 65’go. Nawet Aniołek musiała przyznać, że oboje pasują do siebie idealnie. Teraz zaś pasowali nawet bardziej. Oboje brudni, oboje wymęczeni i oboje tak samo seksowni. Cóż było poradzić...

Jednym uchem przysłuchiwała się prowadzonej wymianie zdań. Jej wzrok błądził od lusterka do lusterka, czasami zahaczając o szybę czy niedogoloną buźkę Nat’a. Brak radia był coraz mocniej gryzącą dupę niedogodnością. Z tego powodu zmuszona była słuchać Chrisa, a ta przyjemność była w tej chwili daleko na dole listy rzeczy, które chciałaby aktualnie robić. Broń w jej dłoni ciążyła, ale nie był to nieprzyjemny ciężar. Zdawała sobie sprawę z tego, że zapewne reaguje ciut przesadnie ale do cholery nie przetrwała tyle działając lekkomyślnie. Szajba mógł sobie rzucać niewybrednymi żarcikami i swoimi wielce przemyślanymi opiniami na prawo i lewo. Eden wiedziała jednak, aż za dobrze, że takie zachowanie prowadzi tylko do jednego. Do tego zaś dopuścić nie mogła. Oczywiście, Light zapewne uznałby jej wytłumaczenie, że nic zrobić się nie dało. Reputacja jednak poszłaby z dymem, a za ciężko na nią pracowała by pozwolić chłystkowi zrujnować wszystko z powodu głupiego mniemania o sobie, i świecie w którym żył. W dodatku chłystkowi, który gdyby nie należał do rodziny Matthew, nigdy by nie pozwoliła znaleźć się w swoim otoczeniu.

Eden musiała przyznać sama przed sobą, że problem wieku w jej przypadku był wyjątkowo rzutujący na dobór towarzystwa w jakim się obracała. Szajba był zbyt młody i zdecydowanie był z niego zbytni chojrak jak na jej gusta. Nie, żeby nie lubiła wygadanych. To nie było to. Ceniła sobie dobrą rozmowę, która wnosiła coś do tematu i z której można było wyciągnąć wnioski pozwalające na rozeznanie się na typie osoby, z którą miało się do czynienia oraz sposobie w jaki powinno się z taką osobą postępować. Bezproduktywne mielenie jęzorem zabarwione idiotycznym i kompletnie zbędnym popisywaniem się, w dodatku wyraźnie wskazujące, że istnieje ryzyko dalszego postępowania w ten samobójczy niemalże sposób… Nie, dla Aniołka to było zwyczajne marnowanie czasu, energii i towaru jakim były słowa. Te bowiem były dla niej istotnym elementem gry. Należało je ważyć, dostosowywać, w razie potrzeby ozdabiać i łączyć w sprawnie funkcjonujące łańcuchy, które następnie zarzucało się ofierze na szyję i nimi przyduszało. Względnie owijało wokół nadgarstków i zmuszało do posłuszeństwa. Były jednocześnie śmiertelnym i niosącym słodycz narzędziem, sprowadzały radość i ból. Miały swoją cenę, miały zastosowanie, miały moc…

Niektórzy zaś zdawali się traktować je niczym posłuszne zabawki, które zawsze ulegną woli właściciela i sprawią, że świat padnie na kolana. Zdecydowanie życie Chrisa było zbytnio ułatwiane przez brata i to, w jakich warunkach przyszło mu żyć. Eden nie skreślała go jednak całkiem. Liczyła na to, że w końcu zdoła znaleźć dla niego odpowiednie zastosowanie poza byciem wrzodem na tyłku. To, czy jej pozwoli na właściwe nakierowanie… Wątpiła. Ego miało to do siebie, że często przysłaniało widok na życie i świat wokoło. Te zaś często lubiły o sobie przypominać w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach. I ona miała zadbać o to, by cały powrócił do domu. Jeżeli piekło istniało, to ta droga jak nic właśnie tam ją prowadziła.

Jej uwaga ponownie skupiła się na toczonej we wnętrzu cadillaca rozmowie. Skrzywiła się słysząc komentarz Szajby tyczący się broni. Kochała ostrza, to nie było tajemnicą dla nikogo. Noże, brzytwy, skalpele, nawet w zwyczajnym tasaku potrafiła znaleźć ukryte piękno. Gdy wybierała się wykonać wyrok nigdy nie sięgała po broń palną. Od tej był Diabeł. Eden wolała widzieć oczy idioty, który naraził się na jej gniew. Lubiła ten błysk i jego powolne gaśniecie w miarę mijających sekund, które dzieliły żywego od zostania trupem. Broń palna pozbawiała ją tej przyjemności. W dodatku była głośna, a ona nie przepadała za głośnymi dźwiękami. Teraz jednak zamiast noża, w jej dłoni znajdował się pistolet. I szczerze mówiąc miała głęboko w poważaniu, co na ten temat myśli Szajba. Nie wszystko dawało się załatwić negocjacjami. Niekiedy brutalna siła działała najlepiej, ustalała kto jest na górze, a kto liże pył z butów. Poza tym, do cholery, i tak nie miała nic lepszego do roboty. Sprawdzenie czy gnat jest sprawny i gotowy do działania wydało się jej tak samo dobre jak bezproduktywne stukanie palcami w deskę czy przerzucanie kart. Co kto lubi…

Czy też nie lubi. Rzuciła Nat’owi tylko jedno, krótkie spojrzenie, nim skierowała wzrok na drogę. Upał najwyraźniej nieco niekorzystnie wpływał na jej prawą rękę. Nie, żeby uciszenie Szajby się jej nie spodobało. Sama miała na to ochotę. Sposób jednak pozostawiał wiele do życzenia. Z drugiej strony… Wyszczerzyła zęby i zwilżyła językiem spieczone usta. Cholera… To w nim lubiła. Było jednak coś, co lubiła bardziej. Skuteczność działania. Odkąd się poznali, nigdy jej nie zawiódł. Każdy w życiu popełnia błędy, ma lepsze i gorsze dni, opada na dno by wzbić się ku górze. Nie Nat. On tkwił na tym samym poziomie, niczym uparta skała, na której wiesz że możesz się oprzeć bo za cholerę nie drgnie. Poziom zaś był wysoki. Tak w Vegas jak i na tym zadupiu.

Widok nie należał do ładnych, ale i świat taki nie był. Eden obojętnym wzrokiem obrzuciła cały klimatyczny obrazek. Jej uwaga skupiła się na drodze, na samym samochodzie i śladach które mogła dostrzec. Z zasady pojazdy tego typu same z siebie nie zaliczały wywrotek. Stworzono je tak by w miarę pewnie trzymały się czterema kołami podłoża. Ten trzymał się ziemi bokiem. W dodatku wszystkie ślady na ziemi i niebie wskazywały, że wcale nie znalazł się w tej pozycji na własne życzenie.
- Mustang... - chwilę ciszy przerwał głos Diabła, dla którego stare samochody były niemal taką samą pasją jak gnaty i ich wykorzystywanie. Nie żeby Eden nie podzielała jego zdania w tej kwestii, jednak dla niej wrak był wrakiem, a zakrwawiony właściciel pojazdu, trupem.
- Pechowy mustang - stwierdziła obojętnie, przenosząc wzrok z obiektu rozmowy, na rozmówcę. Chciała widzieć twarz Nat’a. Decyzję podjęła, ale nie szkodziło niczemu sprawdzić, czy pokłada się ona z zapatrywaniami jej uroczego towarzysza.
- Albo nasz joker - wykrzywił lewy kącik ust w parodii uśmiechu, wzrokiem wskazując wystające z wraku ciało. Przyłożył przy tym palec do ust nakazując ciszę.
- Może ciągle oddycha. - dodał tym swoim ochrypłym głosem który przybierał gdy nadchodziła konieczność przeprowadzenia przesłuchania. Dzielił uwagę między wrak, Eden, a autostradę od strony której przyjechali. Zaczepiał też orientacyjnym spojrzeniem siedzącego z tyłu Szajbę. Wszystko musiał mieć pod kontrolą.
- Jego problem - odpowiedziała, tracąc zainteresowanie wrakiem i jego pasażerem. Powodu by się zatrzymać nie widziała więc wypadało jechać dalej. Dla niej nieznajomy był już trupem, a tym nie powinno się poświęcać zbyt wiele uwagi, szczególnie w takich miejscach i mając ewentualne, nieznane towarzystwo na karku. Może gdyby droga była pusta, ona miała dobry dzień, a zabawka Diabła nie wykazywała ochoty do strzelenia focha… Dużo było tych może.
Kierowca kiwnął nieznacznie głową, zaś przez jego usta przetoczył się krótki, acz szczery uśmieszek.
- Pewnie postawił na złego konia. - Rzucił filozoficznie, opierając wygodniej plecy o fotel. Palcami bębnił w kierownicę, wygrywając na niej takty swojej ulubionej piosenki.
- Fortuna to wredna suka - Szajba przytaknął z tylnej kanapy, grzebiąc przy okazji zawzięcie po kieszeniach spodni - W mieście musimy znaleźć laskę nazwiskiem Saldivar, to nasz kontakt. Hegemonka, Latynoska… polubisz ją kochanie - tu spojrzał na Eden i wzruszył ramionami po chwili potrzebnej aby pauza nabrała dramatyzmu - Też zbiera noże i pracuje dla nas w tym rejonie od dawna. Jeśli ktoś ma wytropić Sky…
Eden ograniczyła się do skinięcia głową. Wzmianka o nożach bez wątpienia ją zainteresowała, jednak to nie hobby osoby wpływało u niej na ocenę, a skuteczność. Czy polubi Saldivar czy nie, to się miało okazać na miejscu. Z chęcią jednak obejrzy kolekcję, jaką tamta niby posiada. Widok ostrzy nigdy się jej nie nudził, a zwykle im ich było więcej tym lepiej. No chyba że były wymierzone w jej kierunku. Wtedy oceniała je w czasie późniejszym, gdy już trup zaczynał stygnąć. To jednak było w Vegas…
- To niewiele, nawet jak na ciebie - stwierdziła po chwili, próbując ułożyć się nieco wygodniej na znienawidzonym fotelu. - Masz coś więcej czy to całe info na którego podstawie mam działać?
Chłopak przewrócił oczami widocznie rozczarowany. Nie przejmując się obecnością osób drugich i trzecich, wyjął fajka aby uderzenie serca później już kopcić w najlepsze.
- Na razie wystarczy, ot chciałem zacząć rozmowę i podrzuciłem wątek - przymknął oczy, zaciągnął się z błogim uśmiechem, a butem począł wtórować Diabłowi w wybijaniu rytmu.
- Co to za gra gdzie wykładasz wszystkie karty już na wstępie? - znów się skrzywił ze smutkiem który tylko Ross wydawał się równie szczery, co realność zimowej aury za oknem. - Nie zawracaj tym sobie zbytnio tej ślicznej główki, na wszystko przyjdzie czas. Wpierw się dotoczmy do najbliższej dziury. Potem się zobaczy. Zresztą kto powiedział, że dane nam tam będzie dotrzeć w jednym kawałku? - dramatycznie zawiesił głos, biorąc dwa porządne buchy, nim podjął wątek. - W przypadku problemów to mnie będą torturować aby wydobyć cenne informacje. Widzisz jak się dla was poświęcam? - zakończył męczeńsko rozkładając ramiona niczym parodia wiszącego na krzyżu żydka w cierniowej koronie.
- Cierpiący, kurwa, za narody. - Diabeł parsknął, błyskawicznie wychylając się do tyłu przez lewe ramię. Samochód zakołysał się, skręcając ku poboczu, gdy kierowca zamiast zająć się kierownicą, sięgał gdzieś w rejony najmłodszego z Light’ów. Nie bawiąc się w uprzejmości chwycił tlącego się papierosa i wróciwszy na poprzednią pozycję, otworzył okno. Do wnętrza bryki wpadł suchy, oblepiony piaskowymi drobinami żar, a na zewnątrz wyleciał pognieciony kiep.
- Rzucasz palenie? - czarnowłosy chłopak wykrzywił gębę w wyrazie czystego zawodu i potępienia, tylko skurwysyńskie błyski na dnie oczu przeczyły owej pozie. - Było rozkleić otwór że się tu nie pali, a nie mi wywalasz przedostaniego faja.
- To też uzupełniły na postoju. - O dziwo Nate nie ciągnął dyskusji, odpowiadając spokojem na zaczepkę.

Zachowanie spokoju było kosztowną sztuką w owej chwili ale jakoś się jej to udało. Bycie niańką niekoniecznie wpasowywało się jej w karierę, a miała wrażenie, że za towarzyszy ma dwójkę rozwydrzonych dzieciaków. Należało przy tym wspomnieć że Diabeł bez wątpienia plasował się tu na nieco lepszej pozycji niż młody Light, jednak i tak miała ochotę powiedzieć mu parę ostrzejszych słów. Problem polegał na tym, że w gruncie rzeczy miała ochotę zrobić to samo co on. Za to Szajbę najchętniej… Tego jednak jej nie było wolno nad czym cholernie ubolewała w tej chwili. Widok jego rozpryśniętego mózgu z pewnością uczyniłby ten dzień o niebo lepszym. I miała przy tym wrażenie, że Diabeł nie miałby nic przeciwko podobnym widokom we wnętrzu swojej perełki. Tu jednak mogła i pewnie się myliła…
Zamiast wcinać się w rozmowę, skupiła wzrok na bocznym lusterku, a raczej tym jego fragmencie który był dostrzegalny spomiędzy grubej warstwy brudu. Widoku Szajby na jakiś czas miała dość, a obawiała się że gdyby w tej chwili spojrzała na Nat’a mogłaby się nie powstrzymać przed parsknięciem śmiechem. Zdecydowanie warunki podróży nie służyły zdrowemu rozsądkowi i podejmowaniu właściwych decyzji. Na mus potrzebna jej była jakaś sensowna odmiana. Odrobina cywilizacji w tym cholernym gównie.
Nadal ignorując obu zmieniła pistolet na nóż. Ot, bo miała ochotę i w dupie to co o tym myślał Szajba. Gładka powierzchnia ostrza zadziałała lepiej niż uspokajający łyk whisky, której zresztą i tak pod ręką nie miała. Pytanie o to dlaczego to na nią musiało trafić było pozbawione sensu. Nie znaczyło to jednak, że nie mogła wyładować w myślach swojej niechęci i gniewu na taki obrót spraw. Wystarczy jeden idiota by człowiekowi spierdolić życie. Gdyby to nie był wóz Diabła z przyjemnością wpakowałaby ostrze w maskę. Ot, co by przypadkiem nie trafiło tam, gdzie zdecydowanie powinna je umieścić. Myśl ta poprawiła nieco parszywy humor. Na tyle by pobudzić wyschnięte wargi do działania. Kąciki uniosły się lekko, tworząc coś co względnie można było uznać za uśmiech. Przesunęła palcem po srebrnym ostrzu, ściągając z niego ewentualne drobinki pyłu, które mogły na nim osiąść w tej krótkiej chwili, która minęła od momentu wyjęcia go z kabury. Musiała dobrze się zastanowić zarówno nad zleceniem, które dostała jak i nad poważną komplikacją w postaci Szajby. Jego rzucane od czasu do czasu strzępki informacji zaczynały działać jej na nerwy. Najwyższa pora by zaczęła sama działać. To, że nie bardzo miała jak zacząć dopóki nie dotrą do celu, sprawiało że czuła powoli uciekający jej spod stóp grunt. Informacje były wszystkim. Bez nich czuła się jak ryba, którą ktoś wyciągnął z wody i przyglądał się jak powoli zdycha. Bycie rybą wyjątkowo jej nie pasowało. Przywykła do roli kota i zamierzała ponownie w nią się wpasować. Zacząć zaś należało od Saldivar. Noże były dobrą podstawą, pozwalały na nawiązanie względnie dobrych kontaktów, o ile kobieta nie okaże się beznadziejnym przypadkiem. Będzie musiała poświęcić nieco energii by spróbować ustawić ją odpowiednio. To, że pracowała dla Light’a świadczyło o tym, że faktycznie zna się na robocie. Niewiadomą był jej stosunek do tej pracy i szefostwa. No cóż, zobaczy się wkrótce. W razie ewentualnych problemów nie do przeskoczenia trzeba będzie w sposób dyskretny owych problemów się pozbyć.
Przerzuciła rękojeść z jednej ręki do drugiej, a następnie obróciła nóż na dłoni. Słońce zatańczyło wesoło na ostrzu co niekoniecznie musiało się spodobać Diabłowi. To z kolei sprawiło, że jej uśmiech pogłębił się o ten milimetr. Miała ochotę się zabawić. Kto wie, może wkrótce nadarzy się ku temu odpowiednia okazja. Najpierw jednak musiała doprowadzić się do porządku. Jej myśli na powrót zbłądziły w kierunku kąpieli, czystych ciuchów i czegoś do żarcia. Kolejność nie musiała się zgadzać…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 11-03-2016 o 08:54.
Grave Witch jest offline