Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2016, 01:34   #90
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Krawędź słońca dotknęła odległego horyzontu i zabarwiła ziemię pomarańczą, czerwienią oraz szarością powstałych cieni. Wodna mgiełka unosiła się znad wodospadu, obok którego stała Athea. Maleńkie krople tańczyły w powietrzu, mieniąc się złotem i srebrem odbitych promieni. Woda płynęła z dołu ku górze, bez trudu wspinając się setki metrów w pionie, aby tylko przepłynąć pod jej stopami i brnąć dalej w stronę źródła. Szeptała cicho, zamiast ryczeć ogłuszająco, a w szepcie tym dało się słyszeć wiele głosów. Im dłużej dziewczyna spoglądała w toń wody, tym więcej twarzy potrafiła rozpoznać. Rozmawiały ze sobą, płynęły przed siebie, zupełnie nie przejmując się tym, że odchodzą na zawsze.
Silny podmuch wiatru rozwiał srebrzystą łunę, szarpiąc szkarłatną suknią białowłosej. Zachłysnęła się nagłym uderzeniem powietrza, przymknęła oczy, by dojść do siebie. Gdy jednak je otworzyła, to nie materiał spowijał jej ciało, a ciepła, aksamitna krew spływająca we wszystkie strony.

Z oddali dobiegł ogłuszający ryk. Na horyzoncie pojawiła się wielka, humanoidalna postać. Jej szerokie ramiona przysłoniły słońce. Świat nabrał fiołkowej barwy. Słoneczne promienie poddały się barwie kryształu, z którego stworzony był mężczyzna. Szedł w jej stronę, a im był bliżej, tym zdawał się mniejszy. Gdzieś w głębi serca wiedziała, że tu na górze będzie bezpieczna, minie wszak wiele czasu, nim on dotrze aż tutaj. Usłyszał jej myśli i zaśmiał się w jej głowie. Chociaż nie miał twarzy, widziała z daleka jego uśmiech. Zza fioletowych ramion wychynęły złote skrzydła.

Wtem na pobliskiej gałęzi usiadł kruk o jednym oku.
Jednym czerwonym oku.
Kruk zakrakał głośno...


Na twarz Athei padł cień, przeganiając przyjemne ciepło pierwszych słonecznych promieni. Powoli uniosła powieki, ciężkie jeszcze od leczniczego snu. Kruk, który siedział za oknem, gładził dziobem czarne pióra. Miał oboje oczu i żadne z nich nie było czerwone. Jedna z akolitek zapukała w szybę, przeganiając ptaszysko. Athea usiadła powoli, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Chciała uratować Shena i to chyba jej się udało - ledwie, bo ledwie, ale udało. Potem była tylko ciemność.
~ Ciemność i dziwne sny ~ wzdrygnęła się lekko na ich wspomnienie.
Podziękowała Ariamowi i obecnym siostrom za pomoc, po czym wraz z Markusem i Janellą opuściła świątynię. W posiadłości Courtezów - w domu - najpierw udała się do swojego pokoju, by odświeżyć się nieco i ubrać czyste odzienie. Na śniadanie przyszła więc jako jedna z ostatnich.

Z ulgą przyjęła fakt, że wszyscy żyją, chociaż wcale nie ukrywała, że niektórych wolałaby już nigdy na oczy nie oglądać. Niestety większość okazała się nad wyraz przydatna w poszukiwaniu dziewcząt. Dla dobra sprawy należało więc schować do kieszeni prywatne antypatie.
Dopiero kiedy Athea usiadła przy suto zastawionym stole, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodna. Nie tknęła nic, dopóki Vincent nie skończył mówić. Posiliwszy się, wcale nie była bardziej rozmowna. W temacie uganiania się za chłystkami od informacji i mataczenia z ciemnymi charakterami nie miała za wiele do powiedzenia, a zdawać się mogło, że ku temu zmierzać będą dalsze kroki drużyny.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline