Star wyszedł z laboratorium
Tiny zamyślony. Co mógł zrobić, by odzyskać pamięć? Odruchowo zacisnął palce na krysztale, który trzymał w kieszeni bluzy. Nie mówił o tym nikomu, ale czasem miał wrażenie, że kryształ go nawołuje. Jakby chciał czegoś od niego... jakby... był częścią układanki, która chce wrócić na miejsce. Czy to w nim kryła się pamięć mężczyzny? A jeśli tak, to jak ją wyzwolić?
- Ej, przystojniaczku.
W wąskim korytarzu prawie zderzył się z wyższym o głowę, atletycznie zbudowanym blondynem.
Reco, bo tak miał na imię, odgarnął gęstą grzywkę na bok i spojrzał na Stara nieprzyjemnie. Nie lubił go. Dał mu to odczuć od samego początku. Dla niego tajemniczy nieznajomy był jakąś tykającą bombą obcych, koniem trojańskim... A najgorsze, że sam
Star nie umiał zaprzeczyć jego podejrzeniom.
- Może masz ochotę się rozruszać i wyskoczyć na matę na małe solo? - zapytał
Reco, uśmiechając się niczym kot, który właśnie wypatrzył tłustą mysz.
- Może najpierw się rozruszam na własną rękę? - odparł
Star. -
Ostatnio trochę zardzewiałem i muszę dojść do formy, zanim spróbuję sił z porządnym przeciwnikiem.
Prawdę mówiąc wolał najpierw spróbować swych sił z kimś nieco mniejszym, z kimś kto nie patrzy na niego spode łba. I nie da się ukryć - nie do końca wierzył w to, że
Reco nie skorzysta z okazji, by mu złamać to i owo, niby przez przypadek. W końcu na małe wypadki się zdarzają, każdy o tym wie.
- Tchórzysz? - zachichotał tamten -
Miałeś najlepsze wyniki na testach sprawnościowych dla nowicjuszy od pięciu lat. Chyba nie masz się czego bać, co przyjemniaczku?
- Najlepsze? Serio? Lepsze niż twoje? - spytał z nieukrywaną ironią
Star.
Nie miał najmniejszej ochoty walczyć z
Reco. Albo by przegrał, a to by się mogło skończyć jakimiś uszkodzeniami ciała, albo by wygrał, a wtedy niechęć
Reco do tajemniczego człowieka z kryształem przerodziłaby się w nienawiść. A wszyscy wiedzieli, jak to jest z wrogami - człowiek był niepewny jutra i musiał się stale oglądać za siebie, dopóki nie mógł zatańczyć na ich grobach. A i wtedy jeszcze nie można było niczego być pewnym.
- Jestem tylko skromnym pilotem. -
Reco rozłożył ręce, po czym skierował się ku drzwiom do sali gimnastycznej. -
Chodź, coś ci pokażę, przystojniaku. - Pilot? - powtórzył
Star. -
Musisz mieć niezły refleks. Może przy okazji spróbujemy swych sił na strzelnicy? - spytał, idąc za osiłkiem. - A
może kiedyś pokażesz mi, na czym latasz? Chyba macie tu jakieś symulatory?
- A proszę Cię bardzo - odparł z nonszalancją
Reco, przepuszczając
Stara przodem. -
Mogę spuścić Ci łomot, skoro tak bardzo chcesz. Ale dziś... dziś zrobi to ONA.
Na niedużym ringu bokserskim obchodziły się niczym drapieżniki dwie osoby. Jedną był szef ochrony -
Taurus... jakiś tam, drugą natomiast
Felitia Barthess - kobieta, która jako pierwsza odnalazła Stara. Jej kruczoczarne włosy, mimo że upięte w koński ogon falowały delikatnie przy każdym ruchu. Podczas gdy
Taurus dyszał jak szalony,
Felitia była świeża i zwinna niczym czarna pantera. Przelotny uśmiech i... atak. Krótka wymiana ciosów wręcz miała tylko zdezorientować przeciwnika. Felitia wykonała półobrót i mimo mniejszej masy bez problemu podcięła przeciwnika, który głucho upadł na łopatki.
- Mam dość - sapnął tylko
Taurus, gdy odzyskał oddech.
Tymczasem
Reco podszedł bliżej i podał kobiecie ręcznik.
- Mam dla Ciebie nowego przeciwnika. - powiedział blondyn, po czym z wrednym uśmieszkiem na ustach zwrócił się do
Stara -
Miałeś najlepszy wynik od 5 lat, ale rekord należy do tej pani. Felitia przeciągnęła się kocio. W obcisłym, czarnym stroju gimnastycznym wyglądała naprawdę zmysłowo. Delikatnie skinęła dłonią w kierunku
Stara, dając mu znać, że jest gotowa.
- Żeby dorosły mężczyzna chował się za plecami kobiety. -
Star pokręcił głową, świadom, że nie zyskuje w ten sposób sympatii
Reco.
- Witaj, Felitio. -
Star uśmiechnął się do kobiety. Nie miał co prawda typowego stroju do walki, ale od biedy mógł powalczyć w kombinezonie, który miał na sobie.
Ściągnął buty i prześlizgnąwszy się między linami wszedł na ring. Skłonił się
Felitii, po czym przyjął pozycję, którą zaledwie wczoraj
Tina określiła jako typową dla stylu krav maga. Które to słowa nic
Starowi nie powiedziały.
- Za tyłami takiej kobiety to ja się mogę cały czas chować - zachichotał
Reco, lecz szybko umilkł, zgromiony spojrzeniem ciemnych oczu kobiety.
Felitia dała czas przeciwnikowi na przygotowanie się. Nic nie mówiła, najwyraźniej całkowicie skupiona na walce. Kiedy
Star przyjął pozycję, zaatakowała bez ostrzeżenia, używając samych tylko dłoni, a celując w ramiona przeciwnika. Miała zamiar obezwładnić przeciwnika za pomocą jednego, sprawnego uderzenia kantem dłoni w kark - tak przynajmniej podpowiadał
Starowi instynkt.