Przez chwilę Amelia stała jak zahipnotyzowana, nie wiedząc co się właściwie stało i co się dzieje. Dopiero po chwili oprzytomniała i z wyrazem wdzięczności rzuciła się Bruno na szyję. Oczywiście, uważając na trzymaną w dłoni świeczkę, w pełni objęła go tylko prawą ręką, a lewą tylko przyłożyła ramię do jego boku. Wszak głupio by było przytulić się do kogoś w podziękowaniu za ratunek i podpalić mu przy tym włosy. - Dziękuję - powiedziała z wyraźną ulgą w głosie. - Już po wszystkim - mężczyzna uspokajał dziewczynę. Odwzajemnił przy tym uścisk, obejmując Amelię jedną ręką i kładąc dłoń na jej karku. - Walizka przydała się nawet zamknięta - dodał żartobliwym głosem, starając się rozluźnić atmosferę. - W porządku, nic mi nie jest. Tylko się wystraszyłam - powiedziała Amelia, choć w tej kwestii sama nie była zbyt pewna siebie. - Ale co to było? - spytała zaniepokojona Margaret. - Nie wiem - odpowiedziała krótko Amelia, zdając sobie sprawę, że to nie by pierwszy taki wybryk tego wieczoru. - Wyglądało jak mgła czy dym, ale to musiało być coś innego - dodała, a w głowie zaświtała jej istota z książki która wysysała szczęśliwe wspomnienia. - Jakiś pokręcony dementor, czy coś - rzuciła.
Puściła już Bruno, a on puścił ją. W ostatecznym rozrachunku, obronili się przed tym czymś i nikt w zasadzie nie ucierpiał. Było w porządku. - Może zawróćmy i sprawdźmy inne drogi z tamtego korytarza? - zasugerował Bruno. - Nie nie, chodźmy dalej. Jeśli coś chciało nas wystraszyć i skłonić do zawrócenia, to powinniśmy się postawić i iść właśnie tędy - odpowiedziała Amalia. - Jesteś pewna? - spytał troskliwie Bruno, spoglądając na nią z pewną obawą.
Amelia pokiwała potwierdzająco głową. - Tak - powiedziała po chwili.
Jeszcze zanim ruszyli dalej, Margaret złapała Amelię za rękę. - Jak będziemy się trzymać razem, to żadne licho nic nam nie zrobi i znajdziemy nasze skarby - powiedziała i od razu poprawiła Amelii samopoczucie, podobnie jak wcześniej zrobił to jej brat.
Nie tracąc więcej czasu, ruszyli dalej. |