Goblinokształtny, niebieskoskóry potwór? To wyglądało co najmniej dziwnie. Co prawda dokoła działo się bardzo wiele bardzo dziwnych rzeczy, ale co za dużo, to nie zdrowo. Każdy o tym wiedział. A skoro ścigali jedną bestię, to kolejne nie były im do szczęścia potrzebne. Co gorsza powiadano, że gdzie jeden goblin, tam i więcej może się znaleźć takich potworów. Dobrze, że lady Argentea rozprawiła się z tym nietypowym potworem, zanim ten zdążył sprowadzić całą hordę swych pobratymców. Widocznie szlachcianka uczyła się nie tylko dobrych manier czy dyplomacji, ale i sztukę władania bronią miała opanowaną.
A może nie był to zwiadowca, tylko kurier? Miał komuś dostarczyć pismo? Jednak co to pismo miało przedstawiać, tego Darvan nie wiedział. Bogini zimna i śniegu?
Trzeba było mieć sporą wyobraźnię, jeśli się chciało w tej plątaninie kresek i kropek dopatrzeć czegokolwiek sensownego.
Czy rozmyślania nad tymi bazgrołkami doprowadziły do tego, że Darvan zaczął mieć zwidy? Że zobaczył wielkiego stwora, z jeszcze większymi skrzydłami?
Przyśniło mu się coś na jawie, czy też faktycznie coś przeleciało wysoko nad jego głową?
Na wszelki jednak wypadek wolał nikomu nie opowiadać o tym przywidzeniu - a nuż by ktoś pomyślał, że przysnął na warcie. Albo że od zimna umysł zaklinacza zaczyna szwankować.
* * *
Czy obecność przy stróżówce herszta bandytów była dowodem na to, że powiedzenie "przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni" miało swe odbicie w rzeczywistości?
A może bandyta ukrył w stróżówce coś cennego? Coś, czego nie znaleźli ci, co pokonali bandytów?
Dlaczego jednak (miast buszować po pomieszczeniach) czaił się pod drzwiami (a raczej w miejscu, gdzie kiedyś były drzwi)?
Odpowiedź na to pytanie wnet została udzielona. Nim Darvan skończył rzucać na siebie czar magicznej zbroi, ze środka odezwał się tymczasowy lokator.
I okazało się, ze znaleźli poszukiwanego potwora.