|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-01-2016, 23:06 | #31 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
30-01-2016, 13:03 | #32 |
Reputacja: 1 | Wśród swych pobratymców uchodził za odludka, nigdy nie przywiązywał wagi do relacji interpersonalnych, nie otaczał się przyjaciółmi jak reszta jego rówieśników. W trakcie gdy inne krasnoludy spędzały czas na zabawie i nauce fachu górniczego, on preferował samotne podróże po mrocznych podziemiach lub okolicznych puszczach oraz samodzielnej nauce fechtunku. Nigdy nie czuł się na miejscu pośród nudnych i skupionych na swych kamieniach krasnoludów, od zawsze odstawał od reszty swojego ludu, był wyższy niż przeciętny krasnolud, zręczniejszy a ponadto wyjątkowej budowy(bardziej proporcjonalna budowa typowa dla kogoś kto bardziej zawierza zręczności niż sile,)gdy inni wydobywali klejnoty z ziemi on wolał je skrycie im podkradać, po czym sprzedawał z zyskiem w okolicznych miastach, gdy dorósł opuścił swych braci by następnie udać się w długą podróż do Westcrown w celu odnalezienia swojego miejsca na tym świecie oraz być może kogoś kto nauczy go łotrzykowskiego fachu. Po drodze do Westcrown, będąc w Taldorze, trafił do wioski o nazwie Heldren, gdzie niejaka Lady Argenteia Malassene wynajęła go do jakiejś roboty. Po zapoznaniu się z okolicą Heldren, udał się w umówione miejsce spotkania gdzie zauważył sporą grupę gapiów oraz kobietę z którą już wcześniej rozmawiał w towarzystwie (jak się domyślał) jego przyszłych towarzyszy podróży. Powoli, skryty wewnątrz tłumu podchodził bliżej owej grupki, aż w końcu znalazł się możliwie blisko aby wychwycić strzępy rozmowy. - Chyba powinniśmy się szybko przygotować do drogi - powiedział Darvan. – Jakieś zapasy pewnie by się przydały. ten spacer zapewne nie potrwa dwie-trzy godziny. Shalia jakby chciała coś powiedzieć, ale widok uzbrojonej i w zasadzie gotowej do drogi lady Argentei odebrał jej mowę. Popatrzyła na szlachciankę, potem na Yulna, znów na szlachciankę. W jej głowie zaś kołatał się tuzin pytań. Jacy ludzie? Jaki krasnolud? Co robiła tu lady? Jaka zagłada? Skąd pewność, że nocne wydarzenia były skutkiem wydarzeń w lesie? I masa innych… Niektórych jednak nie wypadało zadać na głos. W końcu po chwili niezręcznego milczenia wykrztusiła cicho kilka słów. - Gdzie spotkamy się z tym krasnoludem? Następnie przeniosła wzrok na Darvana. Była pewna, że skoro ona miała już wszystko, to i on był przygotowany. Nie po to łazili dzień wcześniej po sklepach, żeby teraz jeszcze tracić czas. - To może idź uzupełnij zapasy, póki czekamy na ostatnią osobę - zaproponowała. Darvan zrobił skruszoną minę, po czym zniknął na kilka minut, by po chwili wrócić z (na pozór) niewiele cięższym plecakiem. Skryty wewnątrz tłumu gapiów (od czasu do czasu podkradając zręcznie mniej uważnym sakiewki lub inne drobiazgi) obserwujących Lady Argenteię oraz grupę najętych przez nią osób, obserwował z zaciekawieniem przebieg ich rozmowy i analizował każdą z nich z osobna, wyczekując momentu w którym kobieta poinformuje ich o najętym krasnoludzie aby pojawić się jak by znikąd , pomiędzy nimi i włączyć się do rozmowy. -To kiedy ruszamy? - rzekł pojawiając się jak by znikąd, zaraz obok całej grupy krasnolud. Shalia przyjrzała się krasnoludowi, unosząc lekko jedną brew. Nie miała pojęcia, skąd Malassene wzięła tego typa. Nie zamierzała jednak sprzeczać się z decyzją szlachcianki. Nadal zresztą nie była przekonana co do jej udziału w wyprawie. W końcu skinęła lekko głową krasnoludowi na powitanie. Skoro on nie przedstawiał lepszych manier, to dlaczego ona powinna? Następnie spojrzała pytająco na Argenteę, oczekując od niej decyzji o wymarszu. Darvan z odrobiną zaciekawienie spojrzał na krasnoluda, który - jak się można było domyślać - stanowił uzupełnienie ich drużyny, po czym, podobnie jak Shalia, skinął głową nowemu członkowi tejże drużyny. - Gdy tylko lady Argentea wyda takie polecenie - odparł. Krasnolud dumał jakby przez chwilkę, po czym pstryknął w palce, przeskoczył z nogi na nogę, a następnie obrócił się w stronę nowych towarzyszy. Uśmiechnął się nieznacznie, po czym odparł: – Ah, wybaczcie, gdzie podziały się moje maniery … - Powiedział przepraszającym tonem. Następnie ukłonił się i przedstawił – Ivelios Ilphukir, do usług. Łowczyni popatrzyła na krasnoluda raz jeszcze, w jej złotych oczach malowało się tym razem coś na kształt iskierki zainteresowania. - Mam na imię Shalia - przedstawiła się i skinęła mu ponownie głową. - Darvan. - Mag przyłączył się do powitań. - A ja jestem Yuln. - oświadczył człek o posturze wikinga. Splótł ręce na piersi i popatrzył na Argenteę. Jego palce wciąż nosiły ślady odmrożeń, jednak nie dawał po sobie poznać bólu, jakie ze sobą nosiły - No, skoro wszyscy już są, to ruszmy się z miejsca, bo jeszcze zamarzniecie w tym śniegu. I ruszył przodem mijając krąg patrzących na masakrę gapiów. Shalia w tym czasie zobaczyła, iż apteka jest nieczynna, zaś Darvan - że nigdzie w okolicy nie było kapłana, a świątynia, jak zazwyczaj była otwarta, tak tym razem jest zamknięta. Lady Malassene obejrzała się za Yulnem i wzruszyła ramionami. - Nie dajmy mu na nas czekać. Już za bardzo ryzykuje zdrowiem pomagając nam. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to zadacie je po drodze. - Skinęła im głową i pomaszerowała za swym ochroniarzem. - Chodźmy więc. - Darvan ruszył za Argenteą. Złotooka dalej nie rozumiała, dlaczego nagle z małego kontrolowanego wypadu zrobiła się wielka wyprawa, nad którą osoby, którym pomoc zlecono, zaczynały tracić kontrolę. Skinęła szlachciance głową i ruszyła za Yulnem, szybko zrównując się z nim krokiem. Ivelios powoli ruszył wraz z cała grupą za Lady Arganteą, po drodze bacznie przyglądając się okolicy. Jak dotąd nie spotkał nigdy tak ciekawej grupy przypadkowych osób, wcześniej zastanawiał się nad odpuszczeniem sobie tej przygody, jednakże po poznaniu osób z którymi miał dalej podróżować, zdecydował się odwlec dalszą wędrówkę do Westcrown,w nadziei, że przygoda ta może przynieść mu nie tylko nagły przypływ gotówki ale również sporo nowego doświadczenia, a może nawet nauczy się kilku ciekawych sztuczek od nowych towarzyszy. |
14-02-2016, 21:36 | #33 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
24-02-2016, 01:16 | #34 |
Reputacja: 1 | Shalia mogłaby być zachwycona mijaną okolicą. Zawsze lubiła zimę. Uwielbiała śnieg iskrzący w słońcu, nawet jeśli raził trochę w oczy. Zimowe dni zawsze były cichsze, zupełnie jakby pokrywa bieli pochłaniała część dźwięków. Naprawdę mogłaby być zachwycona okolicą, gdyby tylko nie fakt, że był środek lata... I to nie było normalne. Zmierzali do umówionego miejsca, a tropicielka zamiast zachwycać się pięknem natury, bolała nad losem ludzi, którzy przez nienaturalną aurę stracili tak wiele - nieraz cały dorobek ostatnich tygodni. Dotarłszy do celu, nie spotkali wysłanej przodem grupy, a to już poważnie ją zaniepokoiło. Mimo to zrezygnowanie widoczne u lady Argentei sprawiło jej cień satysfakcji. Wszak sama wiedziała, że wysłanie tak małej i niedoświadczonej grupy przodem nie było dobrym pomysłem. Domysły i dyskusję zostawiła pozostałym, sama zaś skupiła się na tym, co potrafiła najlepiej. Po chwili przerwała bezsensowną wymianę zdań. - Faktycznie nie zniknęli ot tak - potwierdziła słowa Yulna i wskazała pieniek śliski od krwi. - Świeża. Być może należy do kogoś z tamtej trójki. Następnie pokazała zasypane ślady. Choć niektórym dostrzeżenie ich zajęło nieco więcej czasu, w końcu dotarło chyba do wszystkich na co patrzą. - Prawdopodobnie to ta sama bestia, która w nocy pojawiła się w Heldren. Dziwi mnie tylko, że krwi jest tak niewiele - stwierdziła, marszcząc lekko brwi. - Pewnie pamiętacie, jak to wyglądało w miasteczku. Poza tym ślady zostały zatarte, celowo. Z czymkolwiek mamy do czynienia, jest to inteligentne... Nie wróżyło to dobrze. Shalia nie wykluczała jednak i innej możliwości. Nadal miała nieodparte wrażenie, że domniemana bestia wcale nie zabijała bez celu. Była więc szansa, że ich niedoszli zwiadowcy wciąż żyją. Postanowiła jednak nie dzielić się chwilowo tymi myślami. - Powinniśmy pójść dalej po śladach - zaproponowała. Odczekała chwilę przed wyruszeniem dalej, by wysłuchać ewentualnych protestów.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |
24-02-2016, 08:55 | #35 |
Administrator Reputacja: 1 | Las. Darvan nie był aż takim miłośnikiem lasów, by się po nich włóczyć całymi godzinami, ale zwykle nie miał nic przeciwko małemu spacerowi. Teraz jednak okoliczności były całkiem inne - nie dość, że w środku lata las był zasypany śniegiem, to jeszcze szli po tropach bestii, która bez najmniejszych problemów rozprawiła się z oddziałem żołnierzy. Co prawda do owych żołnierzy Darvan sympatii nie czuł, ale to nie znaczyło, że miałby nagle polubić potwora, który tych żołnierzy pozabijał. Rozsądni ludzie powinni siedzieć w domach, pomyślał. Śladom się Thazar zbytnio nie przyglądał, więcej uwagi poświęcając otoczeniu, ale nawet on, który tropicielem nie był, nie mógł nie zauważyć, że ślady tych, którzy szli przed nimi, zniknęły. Za to były ślady bestii. Tyle tylko, że nigdzie nie było ich głów... - Może zabrał, czy też zabrała, ich ze sobą? - zasugerował, nie widząc nigdzie ciał. - Tak, musimy iść dalej - odpowiedział na sugestię Shalii. |
01-03-2016, 15:14 | #36 |
Reputacja: 1 | Ivelios, błądził wzrokiem od pokazanych przez Shalię śladów po twarze swych towarzyszy. Jedyne co przychodziło mu do głowy to fakt ,że najzwyklejsze bestie same w sobie rzadko bywają aż tak przebiegłe, a co za tym idzie,poczynania tej musiały być przez kogoś kierowana, bądź sama istota na której trop natrafili jest zmiennokształtnym bądź jakimś demonem(na samą myśl o spotkaniu z demonem przebiegły go ciarki). - Również uważam, że pozostanie w tym miejscu nie sprawi cudu i nikt jak za sprawą czaru nie pojawi się aby rozwiać nasze wątpliwości, jedyne co możemy zrobić to rozejrzeć się ewentualnie po okolicy w poszukiwaniu innych śladów lub kogoś kto ocalał spotkanie z tym czymś.- Odparł tylko, i oczekiwał na decyzję reszty grupy. Ostatnio edytowane przez Panczopoli : 01-03-2016 o 18:05. |
06-03-2016, 16:15 | #37 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Lady Argentea zaczęła wolnym krokiem chodzić w kółko ewidentnie się nad czymś zastawiając. Wyglądało to jak nawyk, którego nie mogła się pozbyć, bowiem w warstwie społecznej, do której należała, takie zachowanie było co najmniej niewskazane. Nie wiedziała wiele o mieszkańcach Heldren, ale wydawało się jej, że wybrała odpowiednie osoby na tą wyprawę. W sumie nawet więcej osób się zgłosiło, jednak większość z nich to byli zwykły chłopi chcących zemścić się za straty w plonach. Argus, choć miała wątpliwości, przedstawiał pewną wartość bojową. Raczej by nie trzymał na zapleczu całkiem pokaźnego młota bojowego i kolczugi, gdyby nie potrafił ich używać. Kapłan był opcją oczywistą, gdyż wsparcie boskiej magii zawsze jest wskazane, zaś Tessarea wyglądała jak całkiem uzdolniona alchemiczka. Nie potrafiła zrozumieć jakim cudem na trójka zniknęła. Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 06-03-2016 o 16:35. |
10-03-2016, 02:12 | #38 |
Reputacja: 1 | Chociaż wśród pni i nagich gałęzi pokrytych białym puchem w środku lata nic nie wyglądało naturalnie, Shalia czuła się niemal jak w domu. Niemal, bo niestety nie była sama. Prowadziła grupę praktycznie nieznajomych osób ku niebezpieczeństwu - co do tego miała całkowitą pewność. Do tego nie miała żadnej gwarancji, że to nie jest pułapka. Może specjalnie chcieli, by szła przodem? Mieli jakiś plan? Szczątki zaufania wobec Darvana wypracowane przez ostatnie dni trzymały ją w ryzach. Przynajmniej na niego mogła liczyć. Wobec reszty musiała udawać, że nie widzi tych porozumiewawczych spojrzeń i skrytych gestów. Musiała mimo wszystko pozostać czujna. Jej własne bezpieczeństwo było najważniejsze. Shalia była tak zajęta tropieniem i wypatrywaniem zagrożeń, że nie zauważyła goblina, który przemykał między drzewami. Wypatrzył go za to Darvan, a żywota pozbawiła Lady Argenteia. Trzeba było przyznać, że oko miała celne i był to kolejny powód, dla którego łowczyni nie powinna jej zbytnio ufać. Najwyraźniej nie do końca była tym, za kogo się podawała. Złotooka szybko zapomniała jednak o tych rozważaniach, gdy przyjrzała się zwłokom. Dałaby sobie rękę uciąć, że tak mógł wyglądać zimotknięty goblin, ale wtedy Lady mogłaby nie ustrzelić go tak łatwo. Była to już kolejna istota, którą spotykali pośród tej nienaturalnej zimy; jednak pierwsza, która wydawała się po prostu mieszkańcem takiej okolicy, a nie wytworem magii. Skąd się tu wziął? Skrawek pomiętej kartki w dłoni stwora jedynie dodawał pytań do już i tak zbyt długiej listy - miecz, skrzydlata postać, ogień i śnieg? Być może w dalszej drodze znaczenie tych symboli miało się wyjaśnić. Na noc zatrzymali się w niewielkiej jaskini, która nie tylko pozwoliła im schronić się przed dotkliwym chłodem, ale także przed wzrokiem wrogich istot, które mogły czaić się w mroku. Pozwolili sobie nawet na rozpalenie niewielkiego ogniska i podgrzanie kolacji. Shalia obwieściła pozostałym objęcie pierwszej warty i nakazała im ułożyć się do snu. Sama zajęła miejsce w pobliżu wyjścia i, nucąc pod nosem smętną melodię, pilnowała bezpieczeństwa grupy. Zimowe niebo zawsze wydawało jej się porażająco piękne. Jego ciemna barwa wspaniale kontrastowała z bielą świata dookoła. Gwiazdy wysoko w górze spoglądały ku tropicielce, jakby szydząc z niewesołej sytuacji Heldren. Cóż obchodziła je plama bieli wśród zielonych pól kontynentu? Białowłosa była przyzwyczajona do długich okresów oczekiwania i obserwacji, toteż czas minął jej dość szybko. Obudziła drugą w kolei Argenteię. Gdy ta dochodziła do siebie, tropicielka przysiadła obok niej i odezwała się szeptem: - Nie wiń siebie. Nie rozkazałaś im brać w tym udziału. Szukałaś chętnych, zgłosili się, to była ich decyzja. Każdy najemnik wie, że gdzieś tam może czekać ostatnie w jego życiu niebezpieczeństwo. Lady Malassene odpowiedziała nikłym uśmiechem i udała się ku wejściu, by odbyć swoją wartę. Wyruszyli rankiem. Shalia prowadziła ich maleńki pochód, szukając kolejnych śladów. Choć sprytnie ukryte, nie mogły umknąć uwadze dziewczyny. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że łatwo nie było i momentami zaczynała wątpić, czy znajdzie następny trop. Kilka kolejnych godzin minęło na monotonnym wpatrywaniu się w śnieg i mozolnym parciu naprzód. Popołudniu ujrzeli stróżówkę, a właściwie to, co z niej zostało... W miejscu drzwi ziała wielka dziura. Shalia podejrzewała, że sprawcą zniszczeń była tajemnicza bestia. Ale skąd się tu wzięła? Gdyby była chociaż w okolicy parę dni temu, na pewno by ją zauważyli. To zupełnie nie trzymało się całości. Białowłosa nie widziała bowiem żadnego sensownego powodu, dla którego coś tych rozmiarów miałoby włazić niezmuszone do środka. Stróżówka nie nadawała się zbytnio na legowisko. Herszt bandytów, któremu Shalia zdecydowała się darować życie, mógł udzielić im jakichś odpowiedzi. Nim jednak dziewczyna zdążyła podjąć jakieś działanie, Argenteia krzyknęła, mężczyzna coś odpowiedział, a nad wszystko wzbił się głośny ryk. Wyglądało na to, że bestia była w domu...
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |
11-03-2016, 15:57 | #39 |
Administrator Reputacja: 1 | Goblinokształtny, niebieskoskóry potwór? To wyglądało co najmniej dziwnie. Co prawda dokoła działo się bardzo wiele bardzo dziwnych rzeczy, ale co za dużo, to nie zdrowo. Każdy o tym wiedział. A skoro ścigali jedną bestię, to kolejne nie były im do szczęścia potrzebne. Co gorsza powiadano, że gdzie jeden goblin, tam i więcej może się znaleźć takich potworów. Dobrze, że lady Argentea rozprawiła się z tym nietypowym potworem, zanim ten zdążył sprowadzić całą hordę swych pobratymców. Widocznie szlachcianka uczyła się nie tylko dobrych manier czy dyplomacji, ale i sztukę władania bronią miała opanowaną. A może nie był to zwiadowca, tylko kurier? Miał komuś dostarczyć pismo? Jednak co to pismo miało przedstawiać, tego Darvan nie wiedział. Bogini zimna i śniegu? Trzeba było mieć sporą wyobraźnię, jeśli się chciało w tej plątaninie kresek i kropek dopatrzeć czegokolwiek sensownego. Czy rozmyślania nad tymi bazgrołkami doprowadziły do tego, że Darvan zaczął mieć zwidy? Że zobaczył wielkiego stwora, z jeszcze większymi skrzydłami? Przyśniło mu się coś na jawie, czy też faktycznie coś przeleciało wysoko nad jego głową? Na wszelki jednak wypadek wolał nikomu nie opowiadać o tym przywidzeniu - a nuż by ktoś pomyślał, że przysnął na warcie. Albo że od zimna umysł zaklinacza zaczyna szwankować. * * * Czy obecność przy stróżówce herszta bandytów była dowodem na to, że powiedzenie "przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni" miało swe odbicie w rzeczywistości? A może bandyta ukrył w stróżówce coś cennego? Coś, czego nie znaleźli ci, co pokonali bandytów? Dlaczego jednak (miast buszować po pomieszczeniach) czaił się pod drzwiami (a raczej w miejscu, gdzie kiedyś były drzwi)? Odpowiedź na to pytanie wnet została udzielona. Nim Darvan skończył rzucać na siebie czar magicznej zbroi, ze środka odezwał się tymczasowy lokator. I okazało się, ze znaleźli poszukiwanego potwora. |
14-03-2016, 17:57 | #40 |
Reputacja: 1 |
***
***
***
Ostatnio edytowane przez Panczopoli : 14-03-2016 o 18:03. |