Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2016, 19:10   #24
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Rozłączyła się.
- Załatwiłam pomoc - powiedziała do Mileny, która do tej pory szła obok z podskakującą Alex i prowadziła je sobie znanymi drogami przez bagna. Indi wyczuwała jej niepokój i zdenerwowanie. Na szczęście podczas rozmowy nie dokładała się dodatkowo z fochami.
- Pomoc? Dla Wojtka? - na jej twarzy wykwitła nadzieja.
- Tak. - Amerykanka przełknęła szloch.
Milena miała same znaki zapytania w oczach ale Indi nie dała rady tym razem tłumaczyć zawiłości swojej sytuacji. Szczególnie po polsku.

Łomianki, osiedle Dąbrowa Zachodnia, 14.11, około 12:00

Po kolejnych trzydziestu minutach uciążliwego marszu w końcu drzewa zaczęły się przerzedzać i Indi zobaczyła pierwsze elementy cywilizacji. Zdyszana Amerykanka niosąca już od dłuższego czasu córeczkę na rękach, podała Milenie dokładny ogólny namiar:
róg Zachodniej i Sierakowskiej, osiedle Dąbrowa Zachodnia.
Ruszyły już poboczem drogi powoli zagłębiając się w zabudowę miasteczka.

Gemmer szła jak ogłuszona tuląc do siebie ciałko Alex.
Gdy poczuła wibracje komórki niemalże krzyknęła:

Od Holly [sms]:
Cytat:
Sorry mała. Nie dam rady. Fałszywka na Stany jednak za głęboka woda na mnie. Nie będzie 100% gwarancji i jest 50/50 szans na złapanie na lotnisku. Mogę pomóc jakoś inaczej?
Do Holly [sms]:
Cytat:
Maxwell się włączył. Być może będziesz moją druhną. Ok?
W końcu zobaczyła Marcina opartego o maskę wynajętego wozu z logo Eurocar.
Wyglądał na zdenerwowanego i zmartwionego.
Podbiegła do niego rzucając się mu w ramiona. W ostatnim momencie zdążył odrzucić papierosa. Przytulił obie i Indi i Alex.
- Ceść wuuuuuuuuuuuuuuuuuuujek! - mała pisnęła roześmiana.
- Cześć, Marcinku - wyszeptała Indi wtulona w klatę przyjaciela. W tej chwili jej opoki bezpieczeństwa.
- Cześć mała! Cześć Al. - Marcin zdziwiony nie protestował przez grupowym tuleniem się - Hej, wszystko ok?
- Mhm
- Indi pokręciła głową, na razie nie chcąc wybijać się z kokonu bezpieczeństwa.
- Cześć, jestem Milena - usłyszała głos blondynki stojącej za ich plecami i wzniosła oczu ku niebu.
- Hej - fotograf przywitał się unosząc wzrok na dziewczynę - Marcin.
Uroczą scenkę przerwał dźwięk telefonu.
Indi niechętnie wyplątała się z objęć mężczyzny:
- Halo?
- Załatwiłem kwestię papierów. Wyślę po Ciebie transport. Nieoznakowany wóz z ambasady może zabrać tam Ciebie i Alex. Tylko powiedz gdzie jesteś albo skąd mają was zabrać.
- Ojcze, jesteśmy w Łomiankach, na rogu Zachodniej i Sierakowskiej, osiedle Dąbrowa Zachodnia. Mam tutaj dwójkę, która pojedzie z nami. Co z Wojtkiem? I chcę móc przeczytać papiery zanim je podpiszę. Będą po polsku i po angielsku, prawda?
- To nie problem.
- Za ile będą tutaj? Z kim mam rozmawiać?
- Standardowa ekipa, córeczko, dwie sekcje marines. Major Cornell.
- Dobrze, czekamy. Mam ze sobą dwójkę gości. Chciałabym, żeby weszli ze mną. I gdy wydostaniecie Wojtka, chcę z nim porozmawiać pierwsza. Zanim będzie mieć podsunięte przed nos papiery. Dobrze?
- Dobrze.
- To czekamy.



Łomianki, osiedle Dąbrowa Zachodnia, 14.11, około 12:25

Dwadzieścia minut później na parking, gdzie oczekiwali zajechały dwa czarne vany



Indi podeszła parę kroków bliżej, gdy drzwi się otwierały i z wozów wyskakiwali mocno zbudowani mężczyźni.
Dziewczyna wypatrywała ich dowodzącego, a zauważywszy kogoś, kto według niej pasował podeszła.
- Witam.
- Witam również
- mężczyzna otaksował ją i córeczkę na zasadzie oceny przewożonego “towaru” - Zapraszam.
- Moi goście pojadą za nami. Zostawią auto trzy przecznice z dala od Ambasady.
- Ok
- major skinął głową.

Indi przekazała Marcinowi i Milenie, by jechali za wozami i cała kawalkada ruszyła ku Alejom Ujazdowskim.


Ambasada USA, Aleje Ujazdowskie, 14.11, 13:00

Czarne vany wjechały przez boczne wejście do ambasady.
Na powitanie Indiry i Alessandry wyszedł sam ambasador Paul W. Jones


Przywitał dziewczynę ciepło i uprzejmie prowadząc ją i córeczkę do wygodnego pokoju.
- Jestem w kontakcie z Maxwellem. To naprawdę przyjemność poznać jego córkę, panno Indiro. Oraz wnuczkę - pochylił się do Alessandry. - Prawnicy kończą pracę nad dokumentami. Czy w między czasie chciałaby się pani odświeżyć? Podać coś do picia? Jedzenia?
- Tak na wszystkie pytania
- Indira starała się być uprzejma chociaż wciąż czuła się jak walnięta obuchem. Po głowie się jej tłukło, że Alex będzie bezpieczna i Wojtek też i że jest on wart tego co właśnie robi.
- Już zamawiam lunch dla drogich pań.
- Moi goście?
- Są obecnie z oficerami dyżurnymi, spisujemy dane. Po zakończonym procesie zostaną przyprowadzeni tutaj.
- Ok, dziękuję.


Indi zatroszczyła się o córeczkę, mycie, przebrane ubranka. Akurat wjechał zastawiony stolik z cateringowymi potrawami i kelner zaczął wystawiać talerze z dymiącymi potrawami.
- Jajka na chmullllllllllceeeeeeeeeeeeeee!!!! - Alex była wniebowzięta - Skont widzieli, że je lubiem, mamusiu?
- Na pewno dostali informację od dziadka
- uśmiechnęła się nieco na siłę Indi i pogłaskała małą po główce. Posadziła szkrabka na krześle i cmoknęła mocno w czubek głowy, pochylając się by pokroić małej jedzenie.
- Zjadaj szybciutko póki ciepłe.
Pukanie do drzwi, i wprowadzono Marcina:
- Hej, głodny jesteś?
- Mhm
- Marcin był nieco oszołomiony tempem zmian i zupełnie nie rozumiał co się dzieje.
- A gdzie ta złośnica?
- Na dole… nie ma dokumentów.
- Ahhh….

W zasadzie pierwszym odruchem Indi było zostawienie młodej za bramą. Przypomniały się jej wszystkie humorki i złośliwości Mileny i miała dość.
Potem przypomniała sobie, że jest już popołudnie a mała nie miała w ustach dzisiaj nic. Jest bez kasy, bez dokumentów i ma za sobą ciężką noc.
- Marcin, zjadaj. Zostań z małą. Zaraz wracam.
Wyszła by poszukać oficera i porozumieć się z ambasadorem.
Po drodze wykręciła numer, jaki wybierała wcześniej Milena. Poczekała na połączenie.
- Milena? Co się dzieje? - wcześniej słyszany głos burknął do słuchawki.
- Ja nie Milena. Znam, że nie iciecie po Wojtka. Błont. Wojtek maje dane. - zamilkła na chwilę. - Ty znasz co ja mam po myśli. Milena jest ze mno. Jest bespieszno. - rozłączyła się.

Ambasador Jones przyjął Indi u siebie w biurze.
- Panie ambasadorze, dziękuję za pomoc. Jest jeszcze jedna kwestia. Ta kobieta, Milena. Nie ma dokumentów ale czy istnieje możliwość wpuszczenia jej? Dzisiaj był...dość trudny dzień. Wszyscy jesteśmy głodni, zmęczeni i po ciężkiej nocy. Ona zje i pójdzie.
- Panno Indiro, to jest spore naruszenie procedur, które może skończyć się…
- To w takim razie… może wprowadzić ją bocznym wejściem? Dla dyplomatów i ich gości.

Jones przez chwilę kalkulował:
- Maksymalnie na pół godziny. Potem będzie musiała opuścić placówkę.
- Godzinę.
- Nieodrodna córka Maxwella
- stwierdził ambasador z ciepłym uśmiechem - dobrze, godzina.

Indira wróciła do pokoju, do którego wkrótce dwóch marines przyprowadziło lekko fukającą Milenę. Fukanie wkrótce ustało, gdy Amerykanka odkryła kolejny talerz z jajkami na chmurce, nalała herbaty i podsunęła całość pod nos głodnej dziewczynie. Milena rzuciła się na jedzenie.

- Milena, słuchajesz mnie… Moszesz tu bycz tylko gocine, jednom gocine. Dajem ci pinionc na transport. Moszesz kupicz telefon tesz. Ja rosmawiala z moim ojcem, on pomosze jak ja podpisze kontrakt. Twoj ojciecz ja robiła telefon tesz. Zacwoń sama tesz i jak stont wyjciesz, telefon mnie. Ja kchce wieciec co dzieje. Ok?
- Jaką pomoc, jaki kontrakt?
- spytała lekko nieufnie, choć bez złości. Była trochę skołowana rozmachem jaki widziała od Łomianek.
- Moj papa przyszle luci, army, no… - Indi ustawiła się jak do strzału - rosumiesz? W samian sa to, ja musi podpiszacz jedno szecz, sze pojade do USA i oszenie sie z kimsz.
- A… Ale kontrakt, to Ty nie chcesz się z nim żenić?
- Zmarszczyła brwi lekko. - Ale chcesz opiekę dla swojej córki i dlatego? - Nie była wścibska, raczej ciekawska.
Indi pokiwała głową i machnęła dłonią:
- Ja niewaszne. Alex tak. Wojtek tak. Ja poczebuje pomocz. Twój, ok? Dla Wojtek. Ok?
Po chwili dodała:
- Ja zrobiła telefon do twój papa. Wojtek waszny bo ma czoś co wy kchcą. Ja sostawiła mu to. Muszo pomóc jemu jak kchcą to czosz. Rosumiesz?
- Nie rozumiem. Ty dla Wojtka chcesz wyjść za kogoś kogo nie chcesz i wyjechać zostawić go mi?
- była skołowana.
- Moj papa khce ja wyjszcz za Christopher. Bo to dobra rocina. Papa mysli, my bardzo waszne lucie. - wzruszyła ramionami - Ja nie znaje Christophera, ja - Indi szukała słówka - nie ….nie znaje, nie troskam sze o to? Tak to? Papa uratuje Wojtka jak ja podpisze, ze wyjde. Milena. To nie waszne. Wojtek tu, ty tu, ja USA, daleko. Sfokusuj sie. Najwaszno uratowacz Wojtka, tak?!
Polka lekko spuściła głowę patrząc na Amerykankę, w oczach coś jej zalśniło, minę miała głupią.
- Ja daje czi pinionc, ty ic kupicz telefon, i jeć do domie. Zrob telefon do mnie, z informejszyn co dzieje szie. Ok? Jak twoi po Wojtka to moi tez, rasem. Ok?
- Ja…
- Pokiwała głową. - Zaraz zadzwonię. A… - pociągnęła nosem. - Wybaczysz mi?
- A ty mnie?
- Indi uśmiechnęła się po mamusiowemu, jak do małej Alex
Pokiwała blond główką.
- Wiesz, bo myślałam, że chcesz go zabrać i sama tak mówiłaś. Zadzwonię.
- On nie kchce stąd jechacz. Tu jest jego miejsce. Kocha tu. Ja to nie co on kocha.
- Indi pogładziła lekko Milenę po policzku. - Pinionc. - dała jej jakieś dwieście złotych - Jeć szypko, pamientaj, Wojtek… Daj mi info, by rasem ciałały lucie.

Odprowadzała powoli dziewczynę do wyjścia z ambasady podając jej swój numer na post-it.

Po skończonym posiłku uśpiła Alex na popołudniową drzemkę i w końcu usiadła sam na sam z Marcinem.
- Opowiadaj. - stwierdził krótko fotograf.
Indi podciągnęła kolana pod brodę i skuliła się na fotelu.
- Po pobiciu co mnie zgarniałeś, dostałam zaproszenie do PKiNu na bal w ramach przeprosin. Magda mnie wypchnęła i poszłam. Przyjęcie okazało się jednak jakieś lewe. Gospodarz i jego pomocnicy jacyś lewi, nawet ci co mnie zgarnęli. Jacyś nie wiem jak to określić: oślizgli. W dodatku Maxwell kazał mi uciekać stamtąd. Zwiałam, stąd ten filmik na youtubie. Na przyjęciu była też Tereska i ten reżyser. Potem z nią gadałam. Dała mi namiary na lekarza co zajmuje się osobami co duchy widzą. Umówiłam się na wizytę. Potem kolejną w Tworkach. To się okazało pułapką tych samych ludzi z PKiNu. Chcieli dorwać Alex, która w fabryce atomowej usłyszała kolejnego ducha. Ducha człowieka, którego ci z PKiNu zamordowali brutalnie wraz z jego dwoma wnuczkami. Ten ksiądz ukrył zakodowane dane, jakie chcą odzyskać nie tylko ci ale i wiele innych osób. Wysłali nas tam szantażem. Wraz z różowłosą hakerką - Lulu.
Marcin zmarszczył brwi:
- Taka nieduża? Z kolczykami?
- Mhm…znasz ją?
- zdziwiła się Indi.
- No wynajmowała mi piwnicę na Piwnej.
- Hmm
- Indi zamyśliła się przez chwilę po czym podjęła opowieść - Marcin, tam w tych schronach strasznie było. Lulu mało co nie zginęła, myśmy mało co nie zgineły. Te duchy chcą zemsty na mordercy dziadka i swoim. Z jakiegoś powodu jechaliśmy tam w nocy.
Indira zadrżała na samo wspomnienie.
- I wiesz… ja też te duchy widziałam, rozmawiałam z nimi, widziałam wizje jakby to mnie mordowali ci skurwiele. - schowała głowę w dłoniach.
Marcin siedział lekko pobladły, sam ponownie przeżywając wydarzenia z duchami jakich był świadkiem. Położył lekko dłoń na ramieniu dziewczyny i zacisnął w pokrzepiającym uścisku.
Pomogło. Amerykanka wciągnęła powietrze głęboko:
- Musiałam przekonać wnuczki, by dały nam dostęp do schowka, w którym były dane. Potem Lulu je wyciągała. Potem musiałyśmy zwiewać bo w pomieszczeniu były bomby. W miedzy czasie nad schronem rozpoczęła się regularna wojna między tymi z PKiNu a pozostałymi …. ludźmi - Indi ostatnie słowo wypowiedziała z wysiłkiem. - Ją zabrał ktoś, mnie zgarnął Wojtek, ojciec Alex. Ukrył nas w puszczy. Od tego czasu tam siedziałyśmy. Kombinowałam jak wrócić do Stanów. Babcia pomogła, mam transport. Ale wczoraj w nocy Wojtka zgarnęli jacyś jego wrogowie. I nagle się okazało, że przyjaciele go wystawili, nie podejmą się wyciągania go. Ta blondynka co tu była, wyprowadziła nas z lasu. Zakochana i zazdrosna o Wojtka. Ciężki charakter, młoda zbuntowana. - Indi skrzywiła się.

Im więcej tłumaczyła, i na nowo przeżywała wydarzenia minionych kilku dni, tym bardziej zamrożona się czuła. Zmarszczone brwi, ściągnięta twarz i napięte mięśnie - całe ciało sygnalizowało jak wiele ta opowieść ją kosztuje.
- Nie mogę z czystym sumieniem zostawić go na śmierć. To ojciec Alex.
- Zależy ci na nim?
- spytał cicho Marcin.
- To ojciec Alex, Marcinku. Pomógł nam, chociaż wiem, że nie z altruistycznych pobudek. Jeśli teraz go zostawię, to co powiem jej za parę lat?
Fotograf pokiwał głową.
- Więc zadzwoniłam do Maxwella. Zgodził się pomóc, jeśli oddam Alex Wojtkowi i wyjdę za mąż za kandydata jakiego mi znalazł. Prawnicy właśnie pracują nad dokumentami.
- Co?!
- zaskoczony Marcin gibnął się na fotelu gdy gwałtownie się prostował. - Chcesz oddać Alex?
- Nie chcę… ale mam do wyboru albo nie uratować jego i potem żyć ze świadomością, że skazałam go świadomie na śmierć albo spróbować go wyciągnąć i liczyć, że się dogadamy w kwestii Alex. On nie jest głupi. Wie o układzie między mną i Maxwellem. Też będzie musiał podjąć decyzję czy chce wychowywać dziecko. Sam twierdził, że ojcem roku nie jest.
- Indi
- Marcin zaszokowany patrzył na Indirę jakby nie mogąc znaleźć słów.
- No co? - Amerykanka strzeliła gniewnym spojrzeniem - CO innego mogę zrobić? Mogę wyjść stąd i wyjechać i mieć wszystko w dupie. Powiedz mi co ty byś zrobił?
Marcin przez chwilę milczał:
- To … to niemożliwy wybór - mruknął i zapalił papierosa.
- Najważniejsza jest Alex, Marcin. Jeśli ona będzie bezpieczna i zdrowa, to ja … to ja jakoś to zniosę. A Wojtek może zapewnić jej bezpieczeństwo. Przez ludźmi z PKiNu i przed zagrywkami Maxwella.
Widać było, że fotograf trawi wszystkie zasłyszane informacje.

Rozległo się pukanie do drzwi i pojawiła się sekretarka:
- Prawnicy są gotowi.
- Ok, zaraz będę.
- Popilnujesz małej?
- spytała Marcina.
- Mhm…- skinął głową spoglądając na Indi z zasępiona miną.


Ambasada USA, Aleje Ujazdowskie, 14.11, 14:00

W pokoju siedziało dwóch prawników, którzy na widok Indi podnieśli się i uścisnęli jej dłonie.
Indira zaczęła przeglądać przygotowane papiery.
- Mam kilka uwag. - stwierdziła po zapoznaniu się z umową i zaczęła zakreślać punkty co do których miała zastrzeżenia.
- To najlepiej w takim razie połączyć się z drugą stroną.
Jeden z prawników ruszył po aparat i podciągnął go na środek stołu.
Indi wybrała numer ojca i włączyła na głośnomówiący.
- Ojcze, dokumenty są gotowe. - w między czasie rozległo się pukanie i do pomieszczenia wszedł ambasador Jones - Mam kilka uwag.
- Prześlijcie mi dokument.
- stwierdził Gemmer.
Po kilku minutach potwierdził:
- Mam dokument przed sobą. Słucham, Indi.
- Zakładając, że Wojtek się zgodzi na przejęcie opieki, chcę mieć gwarancję okresowych wizyt Alex. Zarówno jej u mnie jak i moich u niej. Konkretnie co drugi weekend Alex będzie spędzać u mnie. Tak samo jak miesiące wakacyjne i co drugie święto.
- Jak mówiłem, nie ma takiej możliwości aby Alex mogła przebywać w Stanach pod Twoją opieką. Amerykański paszport to świętość, promujemy to od dziesięcioleci. I Ty dobrze z tego zdajesz sobie sprawę. Wystarczy zaprząc kilku dobrych prawników i Alex nie wróci pod opiekę swego ojca, choćby ten machał tymi dokumentami. Gdybyś tak zdecydowała oczywiście. Wiesz o tym dobrze, spytaj Paula jak masz jakieś niejasności w tej kwestii. Co do twoich odwiedzin córki, nie widzę przeciwwskazań.
- W takim razie, Wojtek dostanie wizę bez ograniczeń i będzie przyjeżdżał z Alex. Poza tym, w Stanach będziesz mieć też mógł kontrolować sytuację przez Christophera, prawda?
- Indi próbowała jeszcze jednej furtki.
- Jeżeli mr Woytek będzie chciał przyjeżdżać… dobrze, można to w dokumentach zamieścić, ale nie jako warunek, nie przymus, jestem pewien, że w takiej sytuacji załatwienie mu wizy będzie automatyczne, to nawet nie formalność.
- Chcę mieć to jednak zapisane w umowie. Że tę wizę dostanie, by uniknąć później jakichkolwiek… uchybień proceduralnych. Alex również zachowa obywatelstwo amerykańskie. Chcę również mieć prawo głosu co do wyboru jej szkół.
- Paul, jak widzisz sprawę tej wizy?
- W takiej sytuacji…
- ambasador zastanawiał się na głos. - Ojciec obywatelki amerykańskiej, której matka, obywatelka amerykańska rezyduje w stanach. Cel umożliwienia kontaktów. Tak, to z automatu Maxwell. Problemem jest to, że w umowie to znaleźć się nie może. Stany Zjednoczone Ameryki nie mogą być zmuszane do czegoś zapisami umowy cywilnoprawnej zawieranej przez osoby prywatne. Prestiż.
- Możemy zrobić to trochę inaczej.
- Do rozmowy włączył się prawnik. - Można wystawić wizę na ojca Alessandry Gemmer przed podpisaniem umowy.
- Tylko że wtedy nie będzie powodu wydać wizę na poczet okoliczności rodzinnych PRZED podpisaniem umowy
- powiedział zastępca ambasadora John Law. - Kwadratura koła.
- Można wydać wizę w tym samym czasie co podpisanie umowy przecież. Skoro jest to “z automatu”
- stwierdziła Indira. - I zawrzeć klazulę, że wydanie wizy jest częścią podpisania umowy.
- Nie podpisania, jej ważności
- prawnik gryzł w zamyśleniu koniec długopisu. - Jeżeli mr Gemmer nie chce w umowie zapisów o obowiązku przywożenia Alessandry do USA w określonych terminach można zamienić to na obietnicę ojca iż będzie robił to w niesprecyzowanej częstotliwości po uzgadnianiu terminów z matką dziecka. Klauzula warunkowałaby ważność umowy wskazując warunek posiadania wizy. A tę podpisać można w chwilę po podpisaniu dokumentu.
Ambasador i jego zastępca spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami.
- Tak Maxwell, tak chyba możemy zrobić, zaraz zlecę wystawienie wizy, potrzebuję tylko danych mr Wojciecha.
- Do danych trzeba samego zainteresowanego
- stwierdziła Indi - ja ich nie posiadam. Pozostaje kwestia edukacji oraz kwestia ustaleń finansowych. Chcę zachować prawo głosu co do edukacji córki oraz chcę ustanowić dla niej fundusz, na poczet, którego wpłat dokonywać będzie w dalszym ciągu dziadek oraz ja. Fundusz zostanie przekazany Alessandrze w dniu ukończenia 19 lat.
- Nie wystawię wizy bez danych, to niemożliwe.
- Ambasador pokręcił głową. - Jak wy to sobie wyobrażacie? Może jeszcze in blanco?
- Nooo skoro wiza ma być wystawiana w momencie podpisania dokumentów, to podać dane może Wojtek, który te dokumenty ma podpisać.
- Indira zrobiła zdziwioną minę - Chyba, że danymi dysponuje mój ojciec.
- Nie, nie mam ich. Ten drań dobrze się ukrył. Człowiek widmo...
- Ojcze
- Indi wpadła w słowo - proszę przestań tak mówić. Rozumiem, że jest twym wrogiem nr 1 ale spróbuj się powstrzymać. Skoro człowiek widmo, to trzeba zaczekać na niego, by podał te dane w momencie podpisywania dokumentów. Zanotowaliście panowie kwestię wizy? - spytała prawników. - Co z pozostałymi punktami?
- Dobrze, czyli klauzula
- skwitował prawnik - casus prawny…
- I obietnica panno Gemmer
- odezwał się ambasador. Od początku spotkania patrzył na dziewczynę z jakimś żalem, a tony wobec jej ojca były jakieś takie chłodniejsze niż zwykle. - Obiecuję pani, że jak ojciec Alessandry wystąpi o wizę z kompletem wymaganych dokumentów, to sam o to zadbam. I nie ważne, że właściwie pod względem przepisów nie będę miał wyboru.
- A jakby jednak wizy nie dostał, to klauzula umowę neguje
- dodał prawnik. - Czy ta sprawa… takie jej przedstawienie panią satysfakcjonuje?
Indi przez chwilę spoglądała na ambasadora niemo dziękując mu za pomoc.
Zacisnęła usta. Nie mogła teraz wyrazić podziękowań słowami bo czuła, że zaczęłaby ryczeć i wyć.
- Tak - pokiwała głową - satysfakcjonuje. Jedźmy dalej.
- Prawo zachowania głosu względem edukacji, tak, jak najbardziej. Fundusz również można umieścić w umowie, nie widzę przeciwwskazań
- ojciec Indiry zgodził się łatwo na kolejne warunki córki.
- Kwotę zadeklarowaną z twojej strony, ojcze, też chciałabym ująć w dokumencie. Doprecyzuj, proszę. - Indi pochyliła się nad papierami ze swoimi notatkami na marginesach. - W dalszym ciągu będzie to 200 funtów, które wypłacałeś mi w alimentach? - powiedziała to jakby nie zwracając uwagi.
- Jeżeli tak sobie życzysz, nie widzę problemu.
Indi pokręciła głową:
- Kwota będzie rewidowana co roku do czasu osiągnięcia przez Alessandrę 19 lat. 200 funtów dzisiaj a 200 funtów za dwa lata to nie to samo. Chcę również by Alex zachowała moje… nasze nazwisko do momentu pełnoletności. Potem sama zdecyduje czy woli przejąć nazwisko ojca czy nie.
- Zgoda.
- Na ostatek, ojcze… 36 godzin na wydostanie Wojtka. Po tym terminie, uważam rozmowy za niebyłe.
- Nierealne
- skwitował Gemmer. - Nie wiemy nawet gdzie on jest, kto go przetrzymuje. Samo ściągnięcie do Warszawy Christophera, wsparcie może potrwać dwa dni.
- Nie wiem, gdzie przebywa obecnie Christopher ale 48 godzin na dotarcie do Warszawy
? - zdziwiła się Indira.
- Indiro, lot z NY do Warszawy to czternaście godzin wliczając strefy czasowe. On jeszcze o niczym nie wie, muszę z nim porozmawiać, musimy znaleźć skład do takiej akcji, zorganizować sprzęt - konsul Gemmer głos miał twardy. - To operacja prywatna, a nie działania mobilnej grupy sił reagowania USA. Limit czasowy nie wchodzi w grę. Nie wchodzi nawet pod dyskusję. Obojgu nam zależy, obojgu zależy na tym aby to odbyło się jak najszybciej. Chyba nie wątpisz w moje intencje w tej kwestii.
Dziewczyna potoczyła wzrokiem po obecnych zastanawiając się.
- Im dłużej tu siedzę, tym większe ryzyko by nas namierzono. Zdajesz sobie z tego sprawę? Nie chcę siedzieć jak kaczka na strzelnicy, pomimo serdecznej gościnności pana Jonesa, bez możliwości manewru, ojcze. To z kolei przypomina jeszcze jedną kwestię. Zanim oddam Alex Wojtkowi pozostanę w Warszawie jeszcze miesiąc-dwa by oswoić córkę ze zmianami. Christopher może również pozostać jeśli będzie chciał. - wzruszyła ramionami. - by dopilnować, że nie ucieknę mu - skrzywiła lekko usta. - I po tym czasie wrócimy razem. Tak może być?
- To zostawiam już wam, relacje między wami nie są częścią podpisywanej umowy. To twoja obietnica, względem mnie, że za Christophera wyjdziesz, a nie prawnicze bełkoty.

Gdy Gemmer to mówił, Indi zobaczyła obrzydzenie na twarzy ambasadora, choć tylko przez chwilę. Był dyplomatą, opanował się błyskawicznie.
- Chodziło mi o zawarcie informacji na temat buforu czasowego z przekazaniem opieki, ojcze. Dla Wojtka to też istotne, by nie spodziewał się dziecka, które poznał zaledwie parę dni temu w traumatycznych okolicznościach od razu po podpisaniu dokumentów. A Ciebie proszę o przekazanie tej informacji wybranemu przez Ciebie przyszłemu mężowi.
- Uprzedzę go. Ty masz w tej kwestii wolną rękę.
- nie było w tonie nic takiego ale “powiedział łaskawie” aż cisnęło się za komentarz.
Indi spojrzała na prawników:
- Tę klauzulę można dopisać?
- Oczywiście
- prawnik pokiwał głową. - I tak to tylko wersja robocza, zakładaliśmy poprawki. Reasumując: Indira Gemmer wskazuje Wojciecha Kleszcza jako ojca swego dziecka, Alessandry ustanawiając jego prawa rodzicielskie. Poza tym przekazuje opiekę nad Alessandrą Panu Kleszczowi nie pozbawiając przy tym siebie praw rodzicielskich, prawnie jednak Pan Kleszcz otrzyma wyłączność prawa do opieki. Pani Gemmer będzie miała dowolność odwiedzania córki w Polsce choć po uprzedniej konsultacji terminów z ojcem dziecka. Pan Kleszcz zobowiązuje się, do odwiedzania z Alessandrą jej matki w Stanach, bez sprecyzowanej częstotliwości i również po konsultacjach dotyczących terminów. Gdyby uniemożliwiał to brak wizy i ten warunek nie mógł być spełniony, umowa staje się nie ważna. Panna Alessandra będzie miała fundusz z pieniędzmi wpłacanymi przez dziadka, oraz matkę. Stanie się jego dyspozytorką po ukończeniu 19 roku życia, do tego czasu nosić tez będzie nazwisko matki. Panna Indira zachowa też prawo do współdecydowania o edukacji Alessandry, Pan Kleszcz będzie zobowiązany do konsultacji i relacji związanych z nauka małej. Panna Gemmer rezerwuje sobie również bufor czasowy 1-2 miesiąca na stopniowe przekazywanie dziecka pod opiekę pana Kleszcza zgodnie z polityką najwyższego dobra dziecka. To oczywiście w skrócie, wszystko będzie skreślone językiem prawniczym. Czy mają państwo coś do dodania? O czymś zapomniałem?
Indirze podczas podsumowania trzęsła się bródka i zagryzła wargi by nie zacząć płakać na głos. Schowała pochyloną twarz w dłoniach by nie pokazać zebranym co dzieje się z nią podczas tego podsumowania. Przy pytaniu prawnika odetchnęła głęboko, jak nurek po wynurzeniu się z wody i stwierdziła cicho:
- Nie. - nie była pewna czy nawet na takim krótkim słowie głos się jej nie załamie.
Kolejny oddech i jeszcze raz.
- Jeśli to wszystko, ojcze, to kiedy mam spodziewać wiadomości od ciebie na temat Wojtka? Chcę wiedzieć jaki jest postęp.
- Będę informował na bieżąco o wszelkich postępach. Zacznę działać niezwłocznie po tym gdy Paul prześle mi skan podpisanego przez ciebie dokumentu. - Na słowa Maxwella Jones znów wykrzywił się lekko w obrzydzeniu.
Nawet w takim momencie… konsul warunkował swoje działania dopiero…
- Zawiadomię cię - rzekł chłodnym tonem ambasador. Wzrokiem starał się dodać Indirze otuchy.
- Świetnie. Z Christopherem skontaktuję się mam nadzieję od razu. Indi, nie ukrywam, że sama możesz pomóc. On u was będzie ze swoją dobraną ekipą w ciągu dwóch dni ale na nieznanym terenie, działając po omacku. Oczywiście priorytetem jest Twoje bezpieczeństwo, to oczywiste. Jednak z nas wszystkich chyba tylko Ty masz choćby strzępy informacji by je przekazać grupie ratunkowej. Im ich więcej tym lepiej. Jeżeli masz możliwość ustalenia czegokolwiek co mogło by pomóc aby Chris nie błądził na ślepo, to da nam wszystkim wiele.
- Czekam na dokumenty i podpiszę je od razu. Nie wiem ile może to zająć. Do pół godziny? Ja nie wiem gdzie on jest. Podałam numer telefonu, który możecie wykorzystać do namierzenia. Mogę skontaktować się w między czasie z kimś, kto może mógłby pomóc namierzyć lokację. To znaczy, że mam iść z ekipą ratunkową?
- spytała Indi już zupełnie zaplątana - Nie zostawię Alex samej. Ja się nie znam na walce.
- Nikt nie każe Ci tego robić dziecko. Po prostu każda informacja jaką mi przekażesz będzie ułatwieniem dla akcji ratunkowej. Na ta chwilę nie tylko nie wiemy gdzie go przetrzymują, nie wiemy nawet kto, dlaczego, co chcą. Choćby domysły mogą tu wiele pomóc, rozjaśnić by nie zaczynać od zera.
- Gemmer przerwał, tymczasem prawnik widząc, ze nie jest potrzebny ruszył robić korektę w dokumentach.
- Dwa tygodnie temu wynająłem kogoś do znalezienia Woytekha, jednego z lepszych osadzonych w mieście - kontynuował ojciec Indiry. - Dla niego było to trudne zadanie, co dopiero mówić o Christopherze jak do was przyleci.
- Wiem, że wynająłeś. Mówił mi o tym. Daj mi namiary na tego człowieka. Spróbuję się dowiedzieć co ustalił. Ojcze, ja nie wiem kto i co. Ale Wojtek wspomniał coś o grupce ludzi co chcą zabić jego i wszystkich jego znajomych z puszczy. I że dlatego układał się z …
- urwała naraz - … z tymi co szukają mnie i Alex, by móc się bronić. Układ nie wypalił tej samej nocy, 11 listopada.
Gemmer milczał.
- Przyjrzę się temu - powiedział w końcu powoli. - Odezwę się niedługo, muszę ustalić kilka spraw. Uważaj na siebie.
Indi jedynie pokręciła głową na te słowa.
- Jak zawsze, ojcze. Ty też. - rozłączyła się i przez chwilę wpatrywała się w ścianę przed sobą. Jej ciężką zawieszkę w niezręcznej ciszy, jakiej żaden z mężczyzn nie wiedział jak zakończyć, przerwały w końcu kroki.
- Dokument z poprawkami w dwóch wersjach językowych - powiedział cicho prawnik - po polsku i po angielsku.
- Angielska wersja ma znaczenie przeważające?
- Tak
- pokiwał głową i podał pióro do podpisu. Ciężkie, zdobione, z inicjałami wygrawerowanymi na skuwce. Prestiż.
Indi złożyła swój podpis...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 11-03-2016 o 19:35.
corax jest offline