Powiedzieć, że Jon został postawiony pod murem byłoby sporym niedopowiedzeniem. Miał wrażenie, jakby ktoś przystawił mu broń do głowy. Czuł się zdecydowanie zbyt odsłonięty, więc po początkowym zaskoczeniu od razu zaczął biec w kierunku jachtu. Nie myślał o tym, co może go czekać - teraz liczyło tylko dostać się na pokład. Wybił się z obu nóg i ledwo co wskoczył do środka po podnoszącej się rampie. Chwila wcześniej i zamknęła by mu się ona przed nosem. Statek podniósł się i zaczął odlatywać. Baelish rozejrzał się przed sobą. Nie było tu kompletnie nikogo. Przez chwilę pozwolił sobie ochłonąć, po czym ruszył pustym korytarzem. Nie zamierzał próbować gdzieś się schować i pozostać przez cały lot niewykrytym, ponieważ wydawało się to wręcz niemożliwe. Gdy już kogoś spotka, zamierzał zapytać się o miejsce pobytu właściciela. Statek był naprawdę luksusowy. Kiedy nagle z jego prawej strony rozsunęły się drzwi został nieźle zaskoczony. Były tak idealnie zgrane z ścianami, że nie dostrzegł ich od razu.
Równie zaskoczony był droid strażniczy, który momentalnie podniósł broń z okrzykiem:
- Intruz na pokładzie!
Nie było czasu na tłumaczenie czy jakąkolwiek rozmowę. Chciał dobrze, ale reakcja droida zostawiła mało miejsca na cokolwiek innego. Spiął się w sobie i starał się odskoczyć za osłonę, jednocześnie wyćwiczonym ruchem wyjmując miecz i wysuwając krwistoczerwone ostrze. Droid padł rozcięty na pół. Po chwili na końcu korytarza rozsunęły się drzwi do kokpitu i wypadł z nich zaskoczony klatooinian.
- Co do...?! - warknął, a w jego ręku był blaster. Wyraźnie jednak zwątpił widząc czerwone ostrze miecza świetlnego.
- Nie zabiję cię, jeśli nie będę musiał. Odłóż broń, albo źle to się skończy.
Mężczyzna opuścił dłoń z blasterem, ale nie wypuścił jej. Z kokpitu doszedł głos pilota:
- Szefie, co jest?!
Klatooinianin nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się z mieszaniną złości i strachu w Baelisha.
- Czego chcesz? - powiedział wreszcie, w miarę opanowanym głosem.
- Tylko transportu. - Rycerz również opuścił lekko miecz, by dać sygnał dobrej woli. W razie gdyby tamten próbował go wziąć z zaskoczenia powinien zdążyć zareagować. - Przepraszam ze najście i za droida, ale zostałem podstawiony pod ścianą.
- Czyli jak dobrze rozumiem, otrzymałem właśnie propozycję nie do odrzucenia? - westchnął. - Jaką mam gwarancję, że nie pozabijasz nas kiedy już dolecimy na miejsce?
- Bo przystanek to Akademia Jedi na Coruscant. Zwrócę koszty paliwa i jeszcze trochę w ramach zadośćuczynienia. - Wyłączył miecz. - Stoi? |