Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2016, 21:05   #41
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Lana wbiła w niego spojrzenie pełne zaskoczenia, którego nie mogła już ukryć. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Szczęście w nieszczęściu zdążyła odłożyć szklankę, bo ta na pewno by jej wypadła z ręki. Zebrała się w sobie. Zmrużyła w końcu brwi. Lekko uśmiechnęła się.
- O zdrajcy? - powtórzyła ze spokojem w głosie i stukając wypielęgnowanymi paznokciami prawej dłoni o ściankę szklanki. - Nie bardzo akurat rozumiem czemu ze mną - kłamała jak z nut, ale na szczęście była w tym dobra od dziecka.
- Bo masz z nim do czynienia – odparł do razu.
- Mam? - ściemniała dalej i w sumie wczuła się w rolę niesłychanie. - Kto niby? Że Sladek może? No bez przesady, on po prostu nie lubi pogadanek i wolał zamiast tego polecieć obić parę mord.
Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Tony Sladek jest jednym z najbardziej honorowych ludzi jakich poznałem. Dotrzyma danego słowa choćby miał przewrócić Coruscant do góry nogami. Tylko jest zdecydowanie zbyt ufny - splótł palce swoich dłoni, podpierając się łokciami o biurko. - Miałem na myśli twojego ochroniarza - jego wzrok powędrował za jej plecy, na drzwi do pokoju.
- Shawn? - uniosła brew w geście zaskoczenia. Chwilę się zamyśliła. Ona i jej “ochroniarz” cieszyli się największym zaufaniem Sladka. Byłoby zabawne dowiedzieć się że oboje są kretami. - Mruk z niego straszny - stwierdziła. - Ale podejrzewam, że bezpodstawnie nie byłby oskarżony o coś tak ciężkiego.
Skinął głową przyznając jej rację.
- Gdybyś powiedziała Sladkowi, że podejrzewasz Shawna o zdradę, mógłby się bardzo mocno wkurwić, że ktoś rzuca kalumnie na jego przybranego syna.
Lana wzruszyła ramionami na tą rewelację. Nigdy by nie powiedziała, że akurat takie relacje łączą tych dwóch.
Tymczasem Zero kontynuował.
- Shawn pochodzi z Althiri III, świata zdewastowanego przez Mandalorian w pierwszych latach ich podboju. Najemnicy którzy szabrowali tą nieszczęsną planetę zamordowali jego najbliższych. Przeżył tylko on. Tam go znalazł właśnie Sladek. W tym równie okrutnym co bezlitosnym sukinkocie obudziły się chyba jakieś resztki ludzkich odruchów i przygarnął dzieciaka, ratując go od śmierci. Shawn był początkowo traktowany nie lepiej niż szczur na okręcie, ale Tony się nim mimo wszystko opiekował. Nauczył go tego co sam najlepiej potrafił. Kiedy wreszcie ruszyła kontrofensywa pod dowództwem Revana, Sladek zaciągnął się razem z tym nastolatkiem wtedy. Wszystko po to, by dać upust zemsty na tych, którzy zniszczyli rodzinną planetę Shawna. Z przystosowaną do swoich rozmiarów snajperką chłopak stał się postrachem miast duchów. Kiedy robiło się naprawdę gorąco, do akcji wchodził jego przybrany ojciec ratując sytuację. Nikogo nie zdziwiło to, że Shawn stał się naturalnie prawą ręką Tony’ego, przysłowiowo zastępując mu utraconą kończynę - przerwał na chwilę postukując palcami w blat biurka. - Pewnie tym bardziej może cię dziwić oskarżenie Shawna o zdradę. Żeby ci rozjaśnić sprawę, dodam szczegół, który celowo pominąłem na samym początku tej krótkiej opowieści. Najemnikiem który zamordował rodziców Shawna był właśnie Tony Sladek. Podciął gardło jego ojcu, zgwałcił i później rozczłonkował matkę, a wszystko na oczach ich syna.
- No cóż... - Lana westchnęła przeciągle. - Przynajmniej można zrozumieć czemu taki wiecznie wkurwiony chodzi - wzruszyła ramionami. - Dobrze, motyw ma i to całkiem dobry by zdradzić Żelaznego, ale trzeba więcej. Dowodów na to, że sypie - spojrzała na Zero już z całkiem spokojnym spojrzeniem.
- Wiem. Jestem w trakcie zdobywania tego dowodu. Za tydzień z Coruscant wyrusza konwój wojskowy z pełnym zapasem baterii energetycznych dla 3ciej Floty. Rzucamy tam część naszych sił pod dowództwem Xzarry. Uszczelniłem wszystkie środki przekazu i poinformowałem o tym Shawna. Jeśli poinformuje o tym Republikę, to 3cia Flota wyruszy naprzeciw i nasze statki wpadną w pułapkę. Byłby to ogromny cios, gdyż w tej chwili liczy się dla nas każda jednostka i nie możemy się jeszcze w tak oczywisty sposób przeciwstawić Republice - mówił spokojnie i rzeczowo. - Tak wygląda wersja oficjalna. W rzeczywistości konwój zostanie zaatakowany przez dwie korwetty wypełnione ładunkami termonuklearnymi. - nie opisał co dalej się wydarzy, bo to sobie mogła sama wyobrazić.
- Natomiast flota Xzarry zaatakuje odsłonięte przez ten manewr pozycje, które do tej pory 3cia Flota zajmowała. Jeśli oczywiście Shawn rzeczywiście jest zdrajcą.
Derei pokiwała głową, sięgnęła po szklankę i sączyła wodę słuchając jego planu.
- No dobrze. Całkiem dużo zachodu jak na jedną osobę, która miała spaprane dzieciństwo, ale rozumiem, że nie mało może on zaszkodzić wszystkim w Kraycie - powiedziała stawiając do połowy pustą szklankę na blacie. - Ale zastanawia mnie czemu rozmowa o tym jest ze mną?
- Potrzebuję kogoś, kto w odpowiednim momencie odstawi Sladka na drugi tor, gdy będzie się trzeba zająć zdrajcą i obronić twojego szefa, gdyby zaszła taka potrzeba - był zupełnie poważny. - Jesteś najbliżej niego i uważam, że będziesz najlepsza do przekazania mu tych wieści. Jednak do czasu gdy nie mamy potwierdzenia, musisz zachować całą tą rozmowę w sekrecie przed nim.
- Doskonale rozumiem powody - Derei skinęła głową. Spojrzenie wbiła w trzymaną w dłoni szklankę. Dłonią lekko kręciła nią by zawirować wodą znajdującą się w naczyniu. - Wyobrażam sobie jak się może wściec jak okaże się to prawdą - dodała kończąc wypowiedź westchnięciem.
Zero nie skomentował tego, bo nie musiał. Zadał tylko jedno krótkie pytanie:
- Mogę na ciebie w tej sprawie liczyć?
- Ciągle mu powtarzam, że z niewolnika nie ma robotnika - mruknęła pod nosem. - Tak oczywiście, że możesz liczyć na mnie - zgodziła się Derei.
- W takim razie to wszystko. W przypadku wykorzystania kartelu Huttów do zrobienia zamieszania na Szlaku Koreliańskim najbardziej nam będzie sprzyjać miejsce pomiędzy Devaronem i Bestine. Jeśli na to nie pójdą, to ostatecznie okolice za Yag’Dhul w kierunku Moorji też będą dobre. To tyle. - wstał dając wyraźnie znać, że to koniec rozmowy.
Derei odstawiła szklankę i powoli wstała. Jej wyprostowana sylwetka podkreślała jej pewność siebie, która przynajmniej z zewnątrz nie zmieniła się odkąd tu weszła.
- Do następnego spotkania - powiedziała z lekkim skinięciem głowy po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.
Cholerne huśtawki emocji, jakby ciąża nie dawała jej dość powodów ku temu.
Shawn siedział na krześle przy stole. Był sam, reszta już opuściła spotkanie. Nie powiedział nic, tylko wbił w nią to swoje beznamiętne spojrzenie.

Nigdy nie darzyła sympatią tego gościa. Zawsze miała wrażenie, że jak odwraca się do niego plecami to ten rozmyśla sposoby na które pozbawiłby jej życia. Teraz przynajmniej może okazać się, że jej podejrzenia o takie myśli w jego spaczonej głowie jak najbardziej gościły. Tym bardziej jego niechęć do niej mogła być spotęgowana choćby tym jakie relacje miała z ich Szefem. Tony jego gnębił od zawsze. A jak to było z "Laną"? Przyszła, pojawiła się znikąd raz się uśmiechnie, raz z kogoś zrobi pośmiewisko i już Żelazny robi z niej prawą rękę. Nie było tajemnicą dla nikogo, że Derei cieszyła się specjalnymi względami u Sladka. Nikt poza nią nie mógł sobie pozwolić choćby krzywo na niego spojrzeć, a tym bardziej sprzeciwić czy wręcz wykłócać o cokolwiek. Można było za to w najlepszym przypadku stracić łeb a już na pewno mieć złamane kilka kości. Ale akurat jej to nie tyczyło.
Lana od niechcenia machnęła ręką na Shawna by ruszył dupę. Traktując go bez jakiejkolwiek zmiany w jej nastawieniu względem jego osoby ruszyła do wyjścia nie czekając na niego. Teraz w myślach miała kolejny cel. Chwila wytchnienia. Choć myśląc o tym uśmiechnęła się sarkastycznie wyciągając podręczny datapad który mieścił się w dłoni.

Kolejny przystanek miała zaplanowany na Malastare i bynajmniej zwiększona grawitacja tej planety nie była najbardziej męczącą sprawą jaka na nią tam czekała. Westchnęła.
- Leć do Szefa, zdzwonię się z nim później - powiedziała wpatrzona w trzymane w dłoni urządzenie po tym jak wyszli przed hotel. W międzyczasie przez datapad zamówiła sobie transport do pobliskiego SPA.
- Ok - mruknął. Wydawało się, że chce coś jeszcze dodać, ale w końcu odwrócił się i poszedł w kierunku kosmoportu. Mogła tylko obserwować jego plecy, na których ostentacyjnie wisiał karabin.

Derei przyglądała mu się chwilę. Świat był pełen skrzywdzonych stworzeń pokroju Shawna. Czy mu współczuła? Nie, daleko jej do tego było. Nie jej było oceniać osoby które mijała na ulicy czy musiała współpracować. Nie da się zbawić całego świata. Chyba tylko wielki wybuch galaktyki mógłby to osiągnąć. Robiła co do niej należało starając się przy tym czerpać przyjemność i nie dać zabić.
Rozmyślania przerwał jej pojazd który zatrzymał się przed nią. Jej transport do SPA…

***

Wylegiwała się w gorącej wodzie po tym jak przez kilka wcześniejszych godzin spędziła na przeróżnych zabiegach pielęgnacyjnych. Upiła łyk kolorowego napoju proteinowego, który miał podobno czynić również cuda na jej wnętrze.
Delikatne bąbelki masowały całe jej ciało, a muzyka puszczona cicho w tle pozwalała wyciszyć się wewnętrznie. Cały apartament miała na ten dzień tylko dla siebie i zamierzała cieszyć się w pełni tym luksusem. Widok z okna miała na bezkresny ocean Manaan, który teraz skrzył się na purpurowo w promieniach zachodzącej gwiazdy tego układu planetarnego.
Rozleniwienie zaczynało wzbudzać w niej senność. Nareszcie poczuła, że będzie mogła w końcu zasnąć. Po spotkaniu ze śmietaną Krayta stres wręcz pożerał ją żywcem od środka. Tym bardziej, że musiała trzymać nerwy na wodzy by nie dać po sobie tego poznać. Do tego rozmowa z Zero. Ten człowiek niepokoił ją. A może nie tyle on co jego siatka szpiegowska?
Westchnęła i zanurzyła się cała pod wodą. Była pod nią na tyle na ile starczyło jej oddechu. Wynurzyła się łapiąc zachłannie powietrze w usta.
Nie, obiecała sobie że przynajmniej do jutrzejszego ranka nie będzie już o tym myśleć, żeby nie burzyć tego misternie i z trudem odbudowanego wewnętrznego spokoju. Tak, musiała o siebie dbać, teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie dnia, gdy dowiedziała się o swoim stanie. Tak bardzo tego chciała, że gdy dostała wyniki badań krwi to nie mogła przestać skakać z radości. Problem tylko był taki, że nie mogła z nikim bliskim się podzielić tą wieścią. Ale na Malastare w końcu spotka się z przyjazną twarzą i chcąc nie chcąc będzie ona pierwszą osobą, której się pochwali.
W tych krótkich chwilach przerwy na wytchnienie mogła w końcu być sobą, Laurienn Hayes, dziewczyną z Corelli, która wiele lat temu trafiła do Akademii Jedi i zaczęła szlifować swój talent do używania Mocy wedle własnego pragnienia. Która dla swojej młodszej siostry opuściła swój nowy dom by się nią zająć…
Laurie wbiła nieobecne spojrzenie w przeszkloną ścianę apartametnu.
Wiedziała, że zrobiła co mogła by pomóc Emily. Teraz Młoda świetnie radziła sobie i z każdym nowym statkiem rozkręcała swój biznes transportowy. Również jak przystało na starszą siostrę wspierała młodszą w jej pomysłach i choć ostatni wydawał się jej nierealny, a nawet bzdurny to nie zniechęcała jej. Co więcej zachęcała Emily by dążyła do swych marzeń. Kto jak kto, ale hipokryzją ze strony Laurienn byłoby nie wesprzeć siostry w czymś co wydaje się na pozór nie do osiągnięcia. Bo przecież tym właśnie były jej uczucia jakimi obdarzyła Micala.
Senność zaczynała wzbierać w niej.

Delikatna dłoń wyłoniła się spod tafli wody. Sięgnęła po datapad i włączyła wyszukiwanie. Wpisała to czego potrzebowała.
Cytat:
# transport w jedną stronę
# preferowany start Manaan
# trasa Hydian
# postój na Malastare
# cel podróży Polis Massa
# koniecznie własna kajuta
# kajuta na wyłączność
Na Malastare pojawiała się dosyć często. Skutek dawnych zobowiązań jakich się podjęła. Jej Szef doskonale wiedział, że tam bywała. Nie wiedział tylko o prawdziwych powodach pobytu. Wersja dla niego to konieczność odwiedzania i przypominania o sobie dostawcom surowców z tamtej planety dla Krayta. Sladek był bardziej jak szczęśliwy, że sama to “ogarniała”. Dla niego to była kolejna pierdoła, która zeszła mu z głowy.
Zapytanie o transport zostało wysłane.

Laurie odłożyła datapad, dopiła koktail i nieśpiesznie wyłoniła się cała z wody. Wyszła, chwyciła do ręki ciepły i puchaty ręcznik wycierając się nim do sucha po czym nago przechodząc przez apartament rzuciła go gdzieś na podłogę. Zatrzymała się przed dużym łóżkiem, na którym leżał szlafrok. Ubrała go. Wszystko tu było miękkie, przyjemnie pachnące i potęgujące uczucie komfortu. Położyła się na łózku.
Na datapad przyszły wiadomości. Sprawdziła, zaakceptowała najbardziej obiecujący transport i w końcu ze spokojem mogła zasnąć.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 11-03-2016, 22:22   #42
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że Jon został postawiony pod murem byłoby sporym niedopowiedzeniem. Miał wrażenie, jakby ktoś przystawił mu broń do głowy. Czuł się zdecydowanie zbyt odsłonięty, więc po początkowym zaskoczeniu od razu zaczął biec w kierunku jachtu. Nie myślał o tym, co może go czekać - teraz liczyło tylko dostać się na pokład. Wybił się z obu nóg i ledwo co wskoczył do środka po podnoszącej się rampie. Chwila wcześniej i zamknęła by mu się ona przed nosem. Statek podniósł się i zaczął odlatywać. Baelish rozejrzał się przed sobą. Nie było tu kompletnie nikogo. Przez chwilę pozwolił sobie ochłonąć, po czym ruszył pustym korytarzem. Nie zamierzał próbować gdzieś się schować i pozostać przez cały lot niewykrytym, ponieważ wydawało się to wręcz niemożliwe. Gdy już kogoś spotka, zamierzał zapytać się o miejsce pobytu właściciela. Statek był naprawdę luksusowy. Kiedy nagle z jego prawej strony rozsunęły się drzwi został nieźle zaskoczony. Były tak idealnie zgrane z ścianami, że nie dostrzegł ich od razu.
Równie zaskoczony był droid strażniczy, który momentalnie podniósł broń z okrzykiem:
- Intruz na pokładzie!
Nie było czasu na tłumaczenie czy jakąkolwiek rozmowę. Chciał dobrze, ale reakcja droida zostawiła mało miejsca na cokolwiek innego. Spiął się w sobie i starał się odskoczyć za osłonę, jednocześnie wyćwiczonym ruchem wyjmując miecz i wysuwając krwistoczerwone ostrze. Droid padł rozcięty na pół. Po chwili na końcu korytarza rozsunęły się drzwi do kokpitu i wypadł z nich zaskoczony klatooinian.
- Co do...?! - warknął, a w jego ręku był blaster. Wyraźnie jednak zwątpił widząc czerwone ostrze miecza świetlnego.
- Nie zabiję cię, jeśli nie będę musiał. Odłóż broń, albo źle to się skończy.
Mężczyzna opuścił dłoń z blasterem, ale nie wypuścił jej. Z kokpitu doszedł głos pilota:
- Szefie, co jest?!
Klatooinianin nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się z mieszaniną złości i strachu w Baelisha.
- Czego chcesz? - powiedział wreszcie, w miarę opanowanym głosem.
- Tylko transportu. - Rycerz również opuścił lekko miecz, by dać sygnał dobrej woli. W razie gdyby tamten próbował go wziąć z zaskoczenia powinien zdążyć zareagować. - Przepraszam ze najście i za droida, ale zostałem podstawiony pod ścianą.
- Czyli jak dobrze rozumiem, otrzymałem właśnie propozycję nie do odrzucenia? - westchnął. - Jaką mam gwarancję, że nie pozabijasz nas kiedy już dolecimy na miejsce?
- Bo przystanek to Akademia Jedi na Coruscant. Zwrócę koszty paliwa i jeszcze trochę w ramach zadośćuczynienia. - Wyłączył miecz. - Stoi?
 
Kolejny jest offline  
Stary 12-03-2016, 01:03   #43
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Nie tak wyobrażał sobie potyczkę z tymi kurduplowatymi stworzeniami. Uparte jak cholera i w żaden sposób nie chciały odpuścić. Będąc coraz dalej od insektów cały czas zastanawiał się jak ich do siebie zniechęcić, z jednej strony chciał się trochę pobawić, powystrzelać je wszystkie, bez wyjątku, miałby niezłą frajdę, aczkolwiek było ich za dużo i mógłby nie przeżyć tej być może nie za długiej wymiany ognia. Z drugiej strony jednak wolałby odpuścić, ale gdyby nie prowokował tych insektoidów, to nici z ich zadania, nici ze złapania Kelevry. Zrobił co uważał za stosowne. Teraz będzie musiał się jakoś sensownie z tego wydostać, gdyż pancerze nie wytrzymają zbyt nadmiernej liczby strzałów.
Spory szmat drogi przez insektoidami oparł się o ściane i sprawdził stan naładowania zbroi i wytrzymałości tarcz. Nie wyglądało to dobrze, zwłaszcza, że jeszcze kawał drogi przed nim. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak długo zajmie mu to szukanie windy.
Rozglądał się chcąc ocenić sytuacje, gdy usłyszał znajomy mu głos w komunikatorze.
- Jest kiepsko, aczkolwiek nie ma najgorzej. – odparł z pełnym spokojem.
- Niedługo powinienem dotrzeć – ruszył pędem w kierunku w którym od paru chwil się udaje.
Był bardzo ostrożny na Gandów, nie biegał środkiem drogi tylko bliżej pobocza, żeby się w razie czego skryć. I starał się tak opracować plan, aby za szybko nie zostało wykończone jego tarcze energetyczne, oraz egzoszkielet się za szybko nie rozładował.
 
Ramp jest offline  
Stary 13-03-2016, 23:16   #44
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Vorzyd V, slumsy sektrou 4G
Choć kilkakrotnie wydawało mu się, że ktoś jest tuż za nim, to Aaron dotarł w spokoju do drugiej z windy tej dzielnicy. Była mocno zdewastowana, ale dalej sprawna. Uruchomił ją i zaczął opuszczać to zadupie. Mógł wreszcie odetchnąć. Cały wręcz pływał w swoim pocie w tej zbroi. Co innego walka, a co innego długi forsowny bieg. Mięśnie lekko go bolały, bo oszczędzając baterie pancerza musiał włożyć sporo sił w ten wyczyn. Choć pewnie mało który z jego znajomych może się pochwalić przebiegnięciem prawie dwudziestu kilometrów w niecałe trzydzieści minut.
Zdalniak na dużo się tym razem nie przydał, ponieważ nie dał rady nadążyć z jednego pola akcji w drugie. Rohen otrzymał jedynie potwierdzenie, że żołnierzowi udało się uciec przed gandami. Nie pozostało im nic innego jak spotkać się przy statku.

Kril’Dor, platforma górnicza Z1
- Gel – odparł zapytany o imię Cereanin. Rozłożył swoje narzędzia i robił szybką diagnozę na otwartym silniku frachtowca. Pogwizdywał sobie jakąś nieznaną melodię w trakcie pracy. Nie wyglądało na to, żeby próbował coś zrobić w złej wierze.
- To wasze maleństwo pamięta zapewne lepsze czasy – mruknął ścierając nadmiar smaru z przekładni. Wytarł ręce i odwrócił się do Kaylary. – Mam dobrą i złą wiadomość. Pierwsza jest taka, że nic poważnego się nie stało. Przekaźnik mocy w systemie inercyjnym się po prostu wyeksploatował. Pewnie patałachy podczas rutynowego przeglądu zapomnieli wymienić. Zła wiadomość jest taka, że nie mam takie sprzętu by wam go wymienić. Ewentualnie można zamocować prostą przejściówkę, powinno starczyć na jeden krótki skok, ale to ryzykowne wyjście.
Tymczasem wewnątrz pomieszczenia dla gości drugi z opiekunów platformy górniczej siedział w raczej krępującej ciszy z pogrążonym w myślach Karellenie. Bothan w końcu zrezygnował z podjęcia rozmowy i grał w jakąś grę na swoim datapadzie. Nagle otrzymał wiadomość i odruchowo przeczytał ją na głos.
- Krążownik Łapacz, ostrzegamy przed zbiegłymi przestępcami. Mężczyzna i kobieta rasy ludzkiej, bardzo niebezpieczni, zachować ostrożność, wysyłamy do was oddział szturmowy – jakby niezbyt rozumiejąc co właśnie przeczytał, powtórzył tą czynność po cichu. Po wszystkim podniósł swój psowatą gębę i spojrzał na Karellena w niemym zdziwieniu.

Nadprzestrzeń, korweta Tiburon
Wytrzymał w tej niekoniecznie wygodnej pozycji, pomimo bólu promieniującego z jego ran. Wiele myśli kłębiło się po głowie arkanianina. Medytacja pozwalała uspokoić organizm, ale tym razem nie pomagało się wyciszyć. Wreszcie po prostu się poddał i sięgnął po datapad. Otworzył odłożoną na później wiadomość i zaczął czytać.
Mam ochotę cię palnąć po tym twoim siwym łbie. Choć z tego co wspominałeś, niekoniecznie siwy będzie jak się ponownie spotkamy. Co do tego ostatniego, to coraz bardziej naginasz granice mojej cierpliwości. Jeszcze chwila i zacznę myśleć, że chwila naszej intymności nic dla ciebie nie znaczy. Choć nazwanie tego dnia chwilą, jest zdecydowanie dużym uproszczeniem, nieprawdaż?
Naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy będziesz miał okazję podlecieć w okolice stolicy. W razie czego mogę załatwić, żeby cię L. wysłała w te rejony z jakąś misją. Tak, zdecydowanie tak zrobię. Nie można czekać, bo w końcu się zestarzejesz i w ogóle nie będzie z ciebie pożytku.
Mam nadzieję, że nie zaniedbujesz treningów i będę mogła sprawdzić jak bardzo poprawiłeś swoje umiejętności walki wręcz. W obu tego słowa znaczeniach.
Twoja Brianna


Vorzyd V, kosmoport sektoru 4G
Stanęli w trójkę przy lądowisku na którym stał ich transport. Ciężki myśliwiec czekał na nich w milczeniu.
Był on oddany w dyspozycję Martellowi, załatwił to Mical poprzez jakiś układ z flotą Republiki. Dosyć wygodny statek kosmiczny, co prawda brakowało mu wygody jaką oferowały frachtowce, ale zdecydowanie lepszy do szybkich i cichych misji. Problemem było to, że nie był przystosowany do długich lotów w nadprzestrzeni i będą musieli dwa razy po drodze zatankować.
Nim zdążyli wejść do środka, Zdalniak poinformował Morlana o oczekującej wiadomości z Akademii Jedi. Szybko ją zgrał na datapad i otworzył.
Ważne wieści. Urwał się kontakt z przebywającym na misji Alkesem. Podejrzewamy najgorsze. Jesteś najbliżej Korriban, musisz się tym zająć. Ostatnie informacje od Qltarza mówiły o jego wyjściu do ruin w okolicach Dreshdea. Ta sprawa ma najwyższy priorytet.
Atton Rand

Slevin mógł teraz na spokojnie przyjrzeć się żołnierzowi, który wcześniej uratował mu życie przed insektoidami. Nosił bardzo ciężką zbroję, która musiała być wspomagana egzoszkieletem, inaczej nie dałby rady jej nosić. Bronią z wyboru było działko szturmowe. Potwornie ciężka broń, jednak jak sugerowały wyniki ten gość potrafił się nią posługiwać.
Żeby odlecieć, Aaron musiał schować swój pancerz w schowku. Inaczej by się nie zmieścili. Przyda się też uzupełnienie zapasów, w zależności od tego jaki kierunek podróży wybiorą.

Malastare, Pixelito, kosmoport
- Uch… czuję się jakbym nigdy się nie odchudzała… - mruknęła Aenanya Kolzaar. Rudowłosa pilotka przeszła się chwilę po powierzchni planety by stwierdzić – Pieprzę to, wracam na orbitę. Daj znać, jak będziesz chciała, żeby cię odebrać – powiedziała do Lany.
- Hej! Jak ty możesz się tak spoufalać z naszym klientem! – tonem opieprzu zwrócił się do pierwszej Vash van Halen. Wysoki blondyn z wyszczerzoną zazwyczaj gębą. – W ten sposób narażasz nas na straty! W dodatku paliwo tyle mnie kosztuje… - opuścił ręce wzdłuż ciała. Wydawało się jakby większa niż zazwyczaj grawitacja na niego niespecjalnie działała. On jednak był wielkim dziwakiem, nie mogła go rozgryźć, czy tylko udawał, czy rzeczywiście był takim debilem. W dodatku wiele wskazywało na to, że to właśnie on jest właścicielem tego statku, którym tu przylecieli. Choć sytuacja pewnie była bardzo zakręcona, bo szczerze to Vash nie miał nic do powiedzenia w sprawie „Lekkoducha”. Ten frachtowiec był tym samym modelem co „Nilus” Emily. Przeszedł podobnie jak tamten kilka modyfikacji, ale tej sylwetki nie można było z niczym pomylić.
Trzecią i ostatnią osobą załogi była ludzka mechanik, która przedstawiła się jako Lyn. Nie licząc całkowicie mechanicznych ramion wydawała się najbardziej normalną z ekipy. Też niezbyt jej widziało się siedzieć na tej planecie, więc potwierdziła słowa Aenanya’y.
- Będziemy cały czas na nasłuchu, w ciągu dziesięciu minut możemy być z powrotem na lądowisku.
Po chwili odlecieli, a Derei mogła skierować swoje kroki do postoju taksówek. Do wynajętej na ten dzień sali treningowej miała raptem kilkanaście minut podróży. W ostatniej chwili przed zamówieniem transportu usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości.
"Ciszy powinęła się noga. Odbierz jego resztki z Yag'Dhul." Nadawcą wiadomości był nie kto inny jak Sladek.

Kessel, Kessendra, kosmoport, lądowisko 2H
- Ok. – klatooinianin zgodził się szybko i uścisnął rękę Jona.
- Panie? Wszystko w porządku – dotarło z kokpitu.
- Tak, startuj. Chyba się nam nieco śpieszy, co? – spojrzał z ukosa na Baelisha.
Silniki zawyły głośniej i wyruszyli. Właściciel przedstawił się jako J’jean Saturi i po tych słowach poszedł poinstruować pilota o zmianie kierunku lotu.
Rycerz Jedi mógł jeszcze przez chwilę obserwować przez iluminator Kessel, swoistą stolicę wydobycia przyprawy i wszystkie zła, które było z nim związane. W mężczyźnie urodziła się myśl, ze przydałaby się jakaś wielka stacja bojowa, która mogłaby usuwać takie cele za jednym strzałem i w ten sposób naprawiać Galaktykę.
J’jean wrócił z kokpitu mówiąc:
- Będziemy musieli zatankować po drodze, bo nie planowaliśmy tak dalekiego lotu, dlatego zahaczymy o Onderon. Mam nadzieję, że to żaden problem?
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 13-03-2016 o 23:41.
Turin Turambar jest offline  
Stary 14-03-2016, 21:36   #45
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Zhar-kan uśmiechnął się lekko gdy skończył czytać wiadomość. Brianna bywała… Ciężka do opanowania. W zasadzie prawidłowo byłoby powiedzieć że była niemożliwa do opanowania, o choćby przekonaniu jej do zmiany planów nie wspominając. Zdecydowanie musiał odwiedzić stolicę. W zasadzie… Wciąż miał niezakończone zadanie, a miał przeczucie że na Coruscant może zdobyć kilka odpowiedzi. Nagle statek którym podróżował wypadł z nadprzestrzeni, a gdzieś z trzewi pojazdu dobiegło go wołanie
- Jesteśmy nad Yag’Dhul, lądujemy za 20 minut.
- Dzięki, idę zebrać swój sprzęt. - odkrzyknął arkanianin.

Lądowanie poszło bezproblemowo, nie mieli nic do oclenia, Tiburon nie był poszukiwany i szybko znaleźli wolne lądowisko. Sol stanął przed powoli opuszczającą sie rampą i zwrócił się do Reossa.
- Jeszcze raz dzięki za pomoc.
- Za drugim razem sprzedam cię na organy - pozdrowił go w swoim stylu. - Zbieraj punkty, wierzę że ci się uda odrobić swoją punktację.
- Tak zrobię. - odpowiedział najemnik, ostatni raz sprawdzając swój sprzęt. Zbroja działała, karabin na plecach, drobne przedmioty w schowkach, wibroostrze u pasa. - Powodzenia. - rzucił, schodząc na powierzchnię planety.
Ruch był spory. W końcu przecinały się tutaj dwa szlaki handlowe. Gdyby Sol chciał, to bez problemu mógł znaleźć transport do któregokolwiek z krańców galaktyki.
Nie wiedział kto i kiedy po niego przyleci. Reoss po prostu przekazał, że ma czekać w kantynie Jehaave w okolicach kosmoportu w stolicy Yag'dhul, Dodecapolis.
Niespecjalnie mając na to ochotę zadecydował że wykona ten rozkaz i najwyżej przekona osobę która po niego przyleci że jego droga wiedzie gdzie indziej. Z tą myślą zaczął szukać trzech rzeczy. Transportu do kantyny, czegoś do żarcia i solidnych przeciwsłonecznych okularów. Albo czegoś co mogło choć nieco odciążyć jego delikatne oczy.
Planeta była duża, a w związku z tym jego małe zakupy nie sprawiły mu najmniejszych kłopotów. Całkiem niezłe okulary, zaprojektowane dla Nautolan, a w związku z tym przysysające się do twarzy kupił za okrąglutkie sto kredytów. Kolejne dziesięć wydał na BanthaBurgera, jego ulubione "szybkie" żarcie. Z odrobiną zawodu zauważył że używali tutaj innych składników, ponieważ smak, choć znajomy, był inny. Gdy skończył jeść ruszył znaleźć jakąś taksówkę która miałaby go zawieźć do kantyny.
Kierowcy raczej nie zabijali się między sobą, żeby wziąć od niego zlecenie, choć było ich sporo na postoju. Ruch był tam jednak spory, więc starali się wyłapywać takich, którzy wyglądali bardziej dostatnio.
Dopiero gdy sam się zgłosił do jednej z nich, to obsługujący ten sektor givin skierował go do jednej z nieco bardziej obszarpanych taksówek, prowadzonej przez droida. Podał adres i ruszył.
Yag'Dhul nie był tak popularny jak Korelia, w dodatku projektanci nie byli takimi wizjonerami jak ich odpowiednicy z owego ludzkiego świata środka, ale ich dzieła miały swoje grono nabywców.
Pochodzące stąd statki cechował olbrzymi pragmatyzm i swoista prostota. Statki bywały siermiężne, ale praktycznie w ogóle się nie psuły. Jeśli natomiast już coś takiego się przytrafiło, to mechanikowi wystarczył zazwyczaj duży młot i trzy pieprznięcia w silniki.
Nie bez kozery istniało powiedzenie, że najlepsze statki to koreliańskie frachtowce z yag'dhulskimi silnikami.
Podróż taksówką strasznie mu się dłużyła, a sytuacji nie poprawiał fakt że droid został wyraźnie zaprogramowany by prowadził z klientem lekką konwersację. W końcu zirytowany najemnik rzucił do blaszaka - Mógłbyś się przymknąć? Chcę podróżować w ciszy. - Na co droid wylał z siebie serię przeprosin zanim w końcu umilkł. I cisza trwała aż dotarli na miejsce. Sol zapłacił za transport i wysiadł, odruchowo uruchamiając tarcze.


Ruch był spory. Tak naprawdę jedyne wolne miejsce przy barze było pomiędzy twileczką zajętą datapadem a śpiącym nad drinkiem devaronianinem.
Sol wepchnął się z trudem między nieznajomych, a sprawy nie ułatwiał pancerz który wciąż na sobie nosił. Po chwili namysłu wyłączył tarcze, w takim tłumie i tak byłoby ciężko w niego trafić z większej odległości, a z małej nic by mu nie pomogły. Poczekał aż barman zwrócił na niego uwagę.
- Whisky, najlepiej koreliańską. - złożył zamówienie i kątem oka spojrzał na datapad twileczki.
Niebieskoskóra przeglądała bardzo szybko jakąś listę z nazwiskami. Przeskakiwała zbyt szybko, żeby zdołał cokolwiek odczytać.
- Oaoo aoro aohu rcoorhahcuf? aooo scooshwo scahwoshcoawo, ohroakrawa!|
- dobiegł warkot zza jego pleców.
Odwracając głowę Zhar-kan zobaczył wielkiego wookiego z dwoma wibroostrzami na plecach. Prawa ręka futrzaka była bezwłosa, pokryta paskudnymi bliznami po oparzeniach. Wyglądało o tyle paskudnie co budziło respekt, bo włosy nie zasłaniały już potężnych splotów mięśni.
- Shwocufoaufwo aohu cahwowaufahcuf?!
- Och, daj spokój Wielki Zet. - mruknęła do wookiego twileczka odwracając się w kierunku najemnika. - Ale ty rzeczywiście zająłeś jego miejsce.
- No cóż, nie było podpisane. - odpowiedział Sol, biorąc do ręki szklankę ze swoim zamówieniem. Podniósł się i z trudem wypchnął spomiędzy twileczki i drugiego przybysza. - Proszę, powodzenia w wepchnięciu się tutaj. - po czym szturchnął śpiącego devaronianina.
Wookie po odejściu Sola po prostu chwycił za ramię śpiącego i bezceremonialnie zrzucił go z krzesła, po czym rozsiadł się wygodniej.
Lądujac na podłodze zapity mężczyzna nagle się wybudził, ale szybko przeszła mu ochota na bójkę widząc, z kim miałby do czynienia. Pozbierał się i wyszedł z knajpy z przysłowiowo podkulonym ogonem.
- Dzięki? - skwitował całe zajście najemnik, siadając na brzegu świeżo zwolnionego stołka. Nie śpiesząc się zaczął sączyć swój trunek, rozglądając się przy tym w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy.
Było pełno obcych, ale ani jednego rodzimego grivina. Wszystko wskazywało na to, że gośćmi są jedynie osoby będące przelotem tak jak on sam.
Wyglądało więc na to że spędzi tutaj nieco czasu, a w związku z tym będzie musiał znaleźć sobie nocleg. Barman chętnie podpowiedział że akurat mają wolne kwatery, co prawda cena była wysoka, ale nie miał innego wyboru. Pożegnał się ze sporą częścią swoich oszczędności, ale w zamian dostał kartę magnetyczną do pokoju, oraz butelkę skosztowanej dopiero co whisky. Kulturalnie pożegnał się z twileczką i wookiem, po czym ruszył do swojego pokoju.
Pomieszczenie było schludne. I było to właściwie wszystko co można było na jego temat powiedzieć. Nie było zbyt duże, ale nie było też specjalnie małe. Łóżko było proste, z twardym materacem i pościelą która bez wątpienia była świeża. Do tego malutki stoliczek, pojedyncze krzesło i wbudowana w ścianę szafa uzupełniały wystrój. Z satysfakcją zauważył port do podłączenia się pod ekstranet, zlokalizowany tuż za łóżkiem. Sol podpiął swój datapad i zalogował się na swojego maila. Połączenie najprawdopodobniej nie było tutaj szyfrowane, ale nauczył się od Młodej kilku sztuczek, z których miał zamiar teraz skorzystać by zapewnić sobie w sieci odrobinę anonimowości. Potem miał zamiar przejrzeć zdjęcia wszystkich kadetów wojskowych akademii z ostatnich dziesięciu lat i obecnych komandosów. Chciał dowiedzieć się jak kobieta która go niemal zabiła miała na imię.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 15-03-2016, 20:48   #46
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Rycerz węszył w tym jakiś podstęp. J’jean zgodził się bardzo szybko i choć mógł dalej być przestraszony, to gdy Jon zdradził, że jest Jedi, tamten pewnie trochę się uspokoił. Teraz bardziej niż na strachu polegał na prawdomówności kapitana i choć wersja wydarzeń przez niego przedstawiona mogła być prawdziwa, nie miał jak tego sprawdzić.
Za to gdy usłyszał o Onderonie... Wspomnienia nagle odżyły i parę dobrych sekund nie tyle co zastanawiał się nad odpowiedzią, co kontemplował tamte czasy. Pomyślał, że zdecydowanie zaniedbał relacje z wujkiem i rodziną. Nie zapomniał o nich i oni pewnie o nim też nie, ale to nie zmieniało faktu, że mógł chociaż wysyłać im wiadomości od czasu do czasu. Znajdę jakaś wymówkę, chyba nie powinni być do mnie wrogo nastawieni. Ile to lat...? Zwątpił przez chwilę, myśląc, że może nie powinien tego robić. Przez sześć, siedem lat się praktycznie nie odzywał, a teraz ma zamiar z powrotem się tam pchać. Ale potem pomyślał o tym, jak dobrze byłoby się znowu zobaczyć... Wpadnę na chwilę z wizytą, jeśli w ogóle będzie czas. I mieszkają tam, gdzie wtedy. Dam znać, że żyję.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział w końcu kapitanowi - Ile zajmie podróż?
- Pedro? - J'jean ponownie zwrócił się do pilota - Ile czasu na Onderon?
- Siedemdziesiąt godzin Panie.
- Proszę - zwrócił się ponownie do Baelisha. - Coś jeszcze mogę pomóc?
- Masz wolny pokój? Jakiegoś skromnego posiłku też będę potrzebował.
- Jakżebym śmiał odmówić strudzonemu wędrowcowi. - w jego głosie brzmiał nieskrywany sarkazm. - Ta kajuta jest wolna, czuj się jak u siebie - nawet lekko się ukłonił wskazując śluzę do pomieszczenia.
Kajuta rzeczywiście była bogato urządzona i całkiem przestronna. Szerokie łóżko z ciepłymi okryciami, osobista łazienka, a nawet dywan na podłodze.
Zdecydowanie pierwsza klasa. Jon nie zamierzał narzekać, jeśli nawet kapitan miał być trochę zgryźliwy to mógł to przeżyć. Przejechał ręką po łóżku. Dawno już nie miał kontaktu z takimi luksusami. Ściągnął buty, wskoczył na ekstra miękki materac i westchnął, snując rozmyślania o tym, co go czeka na Onderonie.
 
Kolejny jest offline  
Stary 16-03-2016, 23:39   #47
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zamrugała i jeszcze raz przeczytała wiadomość.
“Sol w końcu się doigrał?” Przeszło jej przez myśl.
Stała w bezruchu nie wiedząc co tak naprawdę miała teraz zrobić. To było dziwne uczucie wiedzieć, że zginął. Owszem, zawsze się kłócili i w bardzo wielu sprawach się nie zgadzali. Ale tak dziwnie byłoby by już z nim nigdy się nie zgryźć o jakąś bzdurę...
Zdziwiło ją za to, że Sladek każe jej odebrać jego zwłoki. Od kiedy to Krayt interesował się swoimi poległymi najemnikami? Niby Sol nie był pierwszym z brzegu, co więcej wysyłano go do trudnych misji gdzie trzeba było mieć pewność że nie spierdolą roboty... Ale Lana nie spodziewała się, że nawet w razie jej śmierci to Sladek jakkolwiek zapłacze nad jej losem.
A może Żelazny zaczyna na starość rdzewieć i robić się sentymentalny? Kto wie co mu we łbie siedzi...
"Niech przetrzymają troche trupa. Odbiorę jak wrócę z zakupów. Chcesz coś z Malastare?" wysłała wiadomość zwrotną, gdy otrząsnęła się z tej wieści. Przynajmniej na teraz.
Westchnęła ciężko. Płakać po Zhar-kanie nie zamierzała, ale szkoda jej było. Trochę razem przeszli i choć czasem miała wrażenie, że Sol zapomina po której stronie działa to ona mogła na nim polegać.

W końcu przestała stać niczym słup i skierowała kroki by skorzystać z transportu. Chodzenie po tej planecie do przyjemnych nie należało, ale wiedziała, że jeszcze z godzina czy dwie a przyzwyczai się do zwiększonego ciążenia. Przydawało się ono do celu dla jakiego tu przybywała.
Droga do sali treningowej nie zajęła wiele. Bez ociągania się wzięła swoją torbę z ubraniem na zmianę i weszła do środka.
Dugowie byli paskudną rasą, a kredyty zawsze stały u nich na pierwszym miejscu. Dlatego można było być pewnym, że się otrzyma od nich to za co się zapłaci. W dodatku treningi zawsze przypadały na czas międzyplanetarnego grand prix, więc nikt nie zamierzał tracić czasu by je podglądać.
Yuthura Ban już była w środku. Jak zwykle gotowa. Miała na sobie jedynie prostą szmacianą przepaskę oplatającą biust i spodnie kończące się ledwo za pośladkami. Lekku spieła za plecami. Choć jej samej nic nie brakowało, to można było poczuć ukłucie zazdrości na widok figury twileczki.
- Długo ci się zeszło… Laurienn.
Blondynka uśmiechnęła się lekko do swojej Mistrzyni.
- Wiesz jak to jest, praca, praca, praca... No i być na Manaan i nie skorzystać z ich SPA to straszne marnotrawstwo - powiedziała z rozbawieniem. Położyła torbę na ławce pod ścianą i usiadła. Westchnęła z lekkim zmęczeniem.
- Z tym się mogę zgodzić. Coś ciekawego się działo ostatnio u ciebie? - twileczka zaczęła się rozciągać.
- Znasz mnie. Jak robi się nieciekawie to zawsze sobie coś wynajdę dla rozrywki - odparła Laurie szczerząc równe białe ząbki w uśmiechu. Nieśpiesznie zajrzała do swojej torby. - Ale tym razem nie uwierzysz co mnie spotkało - spojrzała na nią. - Poznałam członków Krayta... Wszystkich - uśmiechnęła się z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Jej nauczycielka aż przerwała swoją rozgrzewkę i spojrzała na Hayes z niedowierzaniem.
- Pierdolisz?
- Przecież jestem Żelazną Dziewicą - odparła ze śmiechem. - Wracam z zebrania możnych i władczych - dodała z pewną dozą nonszalancji w głosie.
- Opowiadaj - wróciła do swojego zajęcia - Jak w ogóle tam się znalazłaś?
- Sladek mnie posłał. Samą - jej zadowolenie z siebie wręcz emanowało z Laurienn. - Od ponad roku załatwiam za niego wszystko to czego nie cierpi. To uznał, że lepiej jak ja sobie polecę pogadać z nimi, a on sobie gdzieś teraz popija burbona albo obija komuś mordę - "albo jedno i drugie" pomyślała ze wzruszeniem rąk. - A pomyśleć, że chciałam sobie zrobić dłuższe wolne od Krayta…
- To zupełnie w jego stylu. Wkręciłaś się w to, w co mnie chciał wrobić. Pamiętaj tylko o moim przykładzie, kiedy zastanowisz się nad odmówieniem mu - wyprostowała się. Zza pasa wyciągneła miecz świetlny i bez zbędnych ceregieli uruchomiła fioletowe ostrze. - Stawaj - na jej czole pojawiły się pierwsze krople potu. Przy przyciągniu półtorakrotnie większym niż standardowo rozgrzewka wystarczyła w zupełności by się spocić. - A na co ci wolne teraz? Siedzisz w nich na tyle głęboko, że zaraz się trafi okazja na spektakularną akcję. Mical pewnie zaciera ręce.
Na wspomnienie o nim Hayes mimowolnie uśmiechnęła się radośnie.
- Z tego samego powodu, dla którego dziś musimy sobie chyba odpuścić trening. Albo ograniczyć go bardzo bardzo mocno - stwierdziła. Lubiła długo przetrzymywać innych nim przekaże informacje. - Ale ja nie mówię, o odchodzeniu z Krayta. Jedynie o dłuższym wolnym, które należy mi się na tą okoliczność.
Ban zmrużyła oczy.
- Jaką okoliczność?
Laurie przestała interesować się zawartością swojej torby i usiadła prosto.
- Masz okazję być pierwszą osobą, którą o tym poinformuję - Hayes zaznaczyła podniołość tej chwili odpowiednią dozą powagi w głosie. - Otóż, Yuthuro, jestem w ciąży - i uśmiechnęła się nad wyraz zadowolona z tego faktu.
Kobieta prawie usłyszała uderzenie szczęki Yuthury o podłogę.
- COOOO?! - rozłożyła ręce - Czyś ty na głowę padła?! Matka cię nie nauczyła podstaw antykoncepcji?! Nosz jasna cholera! - zaczęła chodzić w tę i z powrotem. - I jeszcze się szczerzysz jak Hutt na widok nowej dostawy przyprawy. Totalnie cię pogieło?! Ten twój Mistrz nie ma zupełnie skrupułów dobierać się do swojej uczennicy?!
- Oj już zaraz jego wina... - Hayes zrobiła oburzoną minę. - Technicznie rzecz biorąc to nie szkoli mnie już od dłuższego czasu. Poza tym i tak mieliśmy kiedyś... Kiedyś musiało do tego dojść, a ja już nie chciałam na to więcej czekać - niezrażona reakcją Yuthury cieszyła się dalej.
- Arghh… - zawarczała dziko, ale wyłączyła miecz - Mam wrażenie, że zrobiłaś to specjalnie… A tak przy okazji, czy on o tym wie? Bo tak trudno mi uwierzyć, że pozwala ci dalej być na misji.
Na wspomnienie jakoby zrobiła to z premedytacją Laurienn zrobiła urażoną minę.
- Ciągle jak poruszałam ten temat to mówił, że teraz nie jest na to dobry czas - mruknęła z lekkim oburzeniem. - Ale coś takiego jak "idealny czas" nie istnieje. Zawsze znajdzie się coś. Nie, Mical jeszcze nie wie. Powiem mu jak tylko ogarnę sprawy przed urlopem i zanim będzie to po mnie widać - dodała rzeczowo.
Twilekcza miała rządzę mordu w oczach.
- Jesteś straszną manipulatorką. Mam wrażenie, że nie tylko Sladek tańczy tak jak mu zagrasz…
- Wypraszam to sobie - oburzyła się Hayes. - Nigdy bym nie użyła mocy na Micalu - skrzyżowała ręce przed sobą. - Skoro jesteśmy pewni swoich uczuć to nie widzę powodu by przeciągać decyzję o dziecku w nieskończoność.
- Pewni swoich uczuć… - przyłożyła dłoń do twarzy chowając ją w niej. - Czasami mam wrażenie, że nadal jesteś łatwowierną nastolatką Laurienn. Który to miesiąc? I jak wy ciąże przechodzicie?
- Nigdy nie byłam łatwowierna - niezgodziła się. - Po prostu lubię robić po swojemu, a nie tak jak ktoś mi każe. Dzięki takiemu podejściu żyjesz - mrugnęła do niej przypominając swojej Mistrzyni, że to od decyzji owej naiwnej padawan w pewnym momencie zależała przyszłość twileczki. Laurie wyprostowała się. - Poza tym wiesz jak to jest z moim postrzeganiem Mocy. Mam ogromne przeczucie, że to teraz jest ten właściwy moment - znów zaczęła się cieszyć. - Ciąża ludzka zajmuje 9 standardowych miesięcy, ja jestem w drugim. Muszę uwinąć się w góra 3 miesiące ze wszystkim - w głowie zaczęła wszystko już sobie planować co musi zrobić w tym czasie.
Yuthura podparła się rękami o biodra.
- W takim razie jeszcze dzisiaj nie przyjmę żadnej wymówki. Skoro to ostatni raz to stawaj - ponownie odpaliła swój miecz.
Hayes pokręciła głową przecząco.
- W pierwszych trzech miesiącach najłatwiej o poronienie - wyjaśniła. Ewidentnie Laurie odpowiednią dozę informacji na ten temat już posiadła, albo zwyczajnie wolała chuchać na zimne. - Możemy skupić się na ćwiczeniach w panowaniu na Mocy? - zaproponowała w zamian za trening fizyczny.
- Pewnie. - puściła swój miecz i ten zaczął lewitować w powietrzu. Nadal włączony. - Dawaj!
Moc wokół Laurienn zgęstniała, gdy blondynka uśmiechnęła się wyzywająco na słowa twileczki. Otworzyła swoją torbę i wyciągnęła z niej swoją broń. Wstała i wychodząc na środek sali treningowej włączyła miecz.
Żółte ostrze zajaśniało ze srebrnej rękojeści miecza świetlnego. Laurienn zakręciła nim w ręku. Nadal nie zmieniła zdania o tym, że jest to broń bardzo niebezpieczna dla użytkownika. Ale przynajmniej Yuthura pokazała jej coś co odrobinę zmniejszyło niechęć Hayes.
Laurie podobnie jak twileczka puściła swój miecz z tym, że sama potrzebowała większego skupienia by utrzymało się ono w powietrzu. Powoli krocząc w tył oddaliła się od lewitującego miecza.
- Jak zawsze, bardzo cie proszę, nie zniszcz mi go. To prezent - powiedziała i po tych słowach żółte ostrze ruszyło naprzeciw fioletowego.

***

Trening samych umiejętności panowania nad Mocą wcale nie był mniej męczący niż fizyczny z mieczami świetlnymi. No i szansa utracenia życia w trakcie była całkiem podobna.
Siedziały obok siebie pijąc wodę z butelek. Obie były zmęczone.
- Chyba będę musiała powiedzieć Micalowi o tobie - stwierdziła nagle Laurienn.
- Same genialne pomysły masz ostatnio - skwitowała to Yuthura. - Daj sobie na wstrzymanie, co?
- Wolę o takich sprawach pomyśleć teraz niż później się martwić - wzruszyła ramionami Hayes. - Poza tym nie sądzę, że dziecku da się wytłumaczyć, żeby tacie nie wspominał o fioletowej cioci - mrugnęła okiem do twileczki.
- Ciocia? Kto, ja? - fuknęła. - Mam nadzieję, to przynajmniej będzie dziewczynka... - dodała innym, nieco bardziej zaangażowanym tonem.
Laurie uśmiechnęła się lekko do niej. Udało jej się opanować by nie było widać po niej odczucia satysfakcji jakie poczuła widząc jak zmienia się jej nastawienie.
- A jak się okaże, że będzie potrafiło korzystać z Mocy… - niby mówiąc to z rozmarzeniem zaczęła delikatnie nakręcać Ban.
- Na pewno tak będzie - pokiwała poważnie głową. - Po obu rodzicach wrażliwych na Moc? Masz to gwarantowane. Tylko aż szkoda marnować ten potencjał… Niech będzie, zastanowię się nad tym ujawnieniem się przed waszymi Jedi. Następnym razem dam znać co postanowiłam.
- Ale ja wcale nie chcę cię do tego namawiać - szturchnela ją łokciem pod żebra. - Chcę tylko, żeby on wiedział. A zapewniam cię, że Mical potrafi dotrzymywać tajemnic, szczególnie gdy to odpowiednio uargumentuję - oparła się plecami o ścianę i spojrzała na Yuthurę. - Co prawda nasza umowa wygasła rok temu - powiedziała z rozbawieniem wspominając jak się poznały. - Ale jesteś teraz dla mnie jak siostra. Starsza siostra - niby wytknęła jej to z mrugnięciem oka. - I jesteś bardzo dobrym nauczycielem.
Twileczka aż odwróciła głowę, by ukryć rumieniec jaki wykwitł na jej policzkach.
- Och, no już przestań. Najważniejsze jest to, że się przykładasz i dotrzymałaś słowa.
Sprawienie by inni cię lubili nie było trudne. Wystarczyło być miłym, uprzejmym, wywiązywać się z obietnic i traktować drugą osobę z szacunkiem. Gdy ktoś ciebie lubił to łatwiej było uzyskać od tej osoby to czego się chciało. Laurie miała już pewne plany co do Yuthury, ale musiała jeszcze trochę popracować nad tym by osiągnąć swój cel. Dziś zrobiła ku temu podwaliny.
Hayes westchnęła i nieco spoważniała.
- Spotkałam szefa szefów Krayta - powiedziała spokojnie, nie chcąc wzbudzać niepokoju. - Na początku zmartwiłam się, bo Sladek przedstawił mi go jako szpiega o wielkiej siatce. Więc wiadomo że niechętna do niego jestem. Ale jak go spotkałam twarzą w twarz to... - nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa na to. - Czy spotkałaś kiedyś kogoś kto widzisz, że stoi przed tobą, możesz go dotknąć, ale jak "patrzysz" na niego przez Moc to jakby nie istniał? - spojrzała pytająco na Ban.
Twilek podniosła brew zaskoczona.
- Masz na myśli… że on może być jakimś zapomnianym Sithem? Ukrywał się w Mocy? Tak jak ty to robisz, tylko zdecydowanie silniej?
Laurie pokręciła przecząco głową.
- To nie tak. Takie coś bym potrafiła odróżnić... On był tak jakby pustką, dziurą w Mocy.
- Raną w mocy? Tak jak ci ostatni lordowie Sith?
Hayes popatrzyła na nią bez zrozumienia.
- Raczej jak Mistrzyni Założycielka Akademii - wspomniała te nieliczne momenty kiedy spotkała Surik na korytarzach. - Ale jej pewnie nie znasz... No cóż, zapytam Micala o to.
- Może coś będzie wiedział. Daj mi znać w każdym razie co ci odpowie. Zaintrygowałaś mnie
- Jasne - Hayes uśmiechnęła się. - No w każdym razie... Mam już za sobą rozmowę w cztery oczy z tym szefem wszystkich szefów - po czym opowiedziała jej rozmowę z Zero.

Po wszystkim Yuthura miała jedno zdanie o tym wszystkim.
- Albo to misterna podpucha, albo rzeczywiście masz okazję uratować sporo republikańskiej floty.
Laurie wzruszyła ramionami bezsilnie.
- Ja widzę w tym ściemę. Myślę, że to mnie mimo wszystko będzie sprawdzał - westchnęła. - Po prostu przekażę tą informację do Micala i on zadecyduje co z tym zrobić. Najchętniej bym to przemilczała, ale jeśli rzeczywiście Shawn jest kretem to sporo ludzi może stracić życie. Może zwyczajnie wystarczy, żeby moja wiadomość dotarła, żeby nie ruszać statków Krayta? Wtedy i moja pozycja jest bezpieczna i Shawna mogę urobić pod siebie…
- Trudna sprawa. Może rzeczywiście najlepiej będzie jak Mical to przeanalizuje - zamyśliła się.
- To będę musiała spotkać się z nim wcześniej niż planowałam - uśmiechnęła się promiennie na te słowa.
- A nie lecisz teraz do niego? Tatusiek pewnie będzie zaskoczony - wyszczerzyła się.
- Chciałabym - westchnęła z tęsknotą. - Ale Sladek mi na głowę zrzucił zajęcie. Mam mu odebrać trupa Sola. Nie mam pojęcia co on z nim zamierza robić…
Ban drgnęła.
- Zhar-kan nie żyje? - cień przebiegł po jej twarzy. - Masz jeszcze jakieś wieści? Bo ledwo skończymy jeden temat, ty następny wyciągasz z rękawa... - powiedziała z nagłym znużeniem.
Hayes wyciągnęła z torby swój datapad i pokazała wiadomość jaką jej przesłał Żelazny.
- Trochę martwo wygląda po tym opisie - stwierdziła Laurie wciąż nie wiedząc jak odnieść się do tej wiadomości.
- To masz potwierdzone info o nim, czy nie? - dopytywała się.
- Nic poza tym nie mam - blondynka spojrzała podejrzliwie na twileczkę. - Uważaj, bo uwierzę, że za nim zatęsknisz - prychnęła.
- Hmpf - prychnęła. - Po prostu dawaj pewne info, a nie plotki - odparła wymiajająco.
- To jak okaże się, że jest mniej martwy niż mi się wydaje to powiem mu, że tęsknisz - Laurie uśmiechnęła się zadziornie.
- Ech, dzieciak czasem z ciebie straszny wychodzi - mruknęła.
- Szkoda, że muszę już wracać - Hayes westchnęła ciężko. - Czas z tobą bardzo szybko mi leci... Dam ci znać jak już zdecyduję, gdzie się zaszyję, ok?
- Kiedy planujesz się odciąć? - dopytała.
- Na pewno na co najmniej pół roku... Za jakieś... - zamyśliła się dłuższą chwilę. - Za jakieś 5 miesięcy - spojrzała na twileczkę. - Przydałoby mi się na ten czas twoje towarzystwo - uśmiechnęła się.
- Możesz na mnie liczyć - przytaknęła z powagą.
Laurie bez słowa rzuciła się jej na szyję i przytuliła do niej.

***

Taksówka dowiozła ją do kosmoportu, ale niestety nie mogła podjechać pod sam statek więc ostatnie kroki dzielące ją od Lekkoducha musiała przebyć pieszo. Laurie była zadowolona ze spotkania i cieszyła się, że mogła liczyć na Yuthurę. Hayes doskonale zdawała sobie sprawę, że sama sobie z tym nie poradzi i teraz musiała załatwić sobie pomoc na ten trudny czas. Co prawda wiedziała, że na Micala mogła liczyć, ale przecież on miał na głowie całą Akademię i nie mógłby sobie od tak zniknąć na tyle czasu.
Wspinanie się krok po kroku po rampie na statek przypominało bieg pod górkę.
Już minęło jej prawie dwa lata kiedy ostatnio była w Akademii. Wszystko z powodu jej zadania jakie miała w Kraycie. Teraz miała dość wiedzy by skutecznie zniszczyć ten twór. Ale to byłoby za proste. Takie sprawy nie kręciły jej.
Laurienn miała własne ambicje jak wykorzystać potencjał Lany. A to nie miała być prosta i bezpieczna droga.
W śluzie powitała ją wiecznie roześmiana gęba Vasha. Uśmiechnęła się do niego. Wydawał się jej sympatyczny i nie rozumiała czemu dwie kobiety z załogi tak bardzo po nim krzyczały.
Swoją drogą ciekawa była z nich ekipa. Wydawali się całkiem nie pasować do siebie charakterami, ale mimo to współpracę mieli zadziwiającą.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-03-2016, 01:17   #48
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Mutant analizował opcje jakie mieli do dyspozycji. Tłuc się tym wrakiem i wypatrywać blokad i innych przeszkód, bo zapewne już pół galaktyki wie że taki statek jest ścigany. Pewnie w półświatku krążyła wieść o nagrodzie wyznaczonej za ich przekazanie. I nie zdziwiłby się jakby odważyli się już oficjalnie wystąpić z raportem w biurze wojskowym Quest, oczywiście z ich wersją zdarzeń. Istniała jeszcze szansa że jednak są na tyle pewni siebie i dyskretni lub innymi słowy nie są na tyle zdesperowani żeby o tym na razie rozgłaszać. Był inny sposób. Zuchwały i bardzo ryzykowny. Ukryć się w jednym z transportów gazu. Ale ta opcja była równie niepewna jak pierwsza. Zaczynając od tego że ci górnicy to płotki, od razu by podpadli. To żeby taką akcje opłacić potrzebowaliby nie małej fortuny. Do tego wywiad grał w najwyższej lidze. I żeby ich przeżuci potrzebowaliby szmuglera wysokich lotów. Podsumowując Karellen doszedł do wniosku że są po uszy w gównie. Czym właściwie nie wiele się przejął, bo tak wyglądał każdy dzień jego długiego parszywego życia. Wieczna wojna.
Zaczął grę. Dźwignął wzrok aby napotkać spojrzenie psowatego humanoida. Wpatrywał się chwile zmęczonym wzrokiem w postać nie mająca żadnego pojęcia w jakim niebezpieczeństwie się znalazła i to nie z nich strony.
- Zanim nadasz potwierdzenie powiedź mi kilka rzeczy, a potem wyjaśnię ci czemu kłamią i to że nie macie żadnej gwarancji że zostawią was przy życiu- westchnął lekko poprawiając rozwaloną nogę.
- Ile platform górniczych jest aktywnych i nieobsługiwanych przez automaty w tym momencie?- nowsze instalacje w dużej mierze już obchodziły się bez potrzeby ingerencji żywych istot- Jak wygląda aktywność lotnicza, czy najbliższym czasie trafi się jakieś okno transportowe?- bardzo potrzebowali ich pomocy. Nie ukrywał że wielki dług wdzięczności będą mieli u tych niczego nie świadomych robotników.
Bothan otworzył pysk wprawiony w jeszcze większe osłupienie, ale nic nie odpowiedział. Jego wzrok wędrował to z Karellena na datapad to znów z powrotem na mężczyznę.
- Jesteśmy żołnierzami sił specjalnych republiki- kontynuować, skoro górnik jeszcze nie bardzo wiedział co jest grane- Do moment jak nie przyszedł ten komunikat nie uciekaliśmy- spojrzał na urządzenie w jego rękach- Nasza nie dawna misja nie powiodła się, zginęli nasi kompani- wskazał na kolona- Nam ledwo się udało- przełknął i odchrząknął- Ale po tym jak nawalił nam napęd i tym co właśnie przeczytałeś nie mam już żadnych złudzeń. Ta misja nie miała się powieść.
Udało mu się osiągnąć tyle, że pracownik tej platformy był zupełnie skołowany. Jego ręka, którą chciał wcisnąć potwierdzenie odebrania wiadomości zawisła w powietrzu.
- Dlaczego mam ci wierzyć? - wyszeptał z ściśniętym gardłem.
- Tu nie ma w co wierzyć. Zapytaj kumpla jaka jest przyczyna awarii. Czy wydaje ci się normalne by bandytom nawalał statek w pobliżu krążownika. Mamy ważne informacje, a wywiad czy kto za tym stoi nie chce abyśmy przekazali je dowództwu- wyrzucił z siebie bez zachwiania- Potrzebujemy pomocy przez co naraziliśmy was na niebezpieczeństwo, im szybciej znikniemy tym szybciej zniknie i ono.
Bothan sięgnął do komunikatora i połączył się z kumplem.
- Gel, sprawdziłeś może co się stało z ich statkiem?...Troszkę dziwne, to przecież podstawa przy przeglądzie... No rzeczywiście... Pospiesz się z tym, albo lepiej weź tą drugą i przyjdźcie tu szybko... Pogadamy na miejscu.
Zakończył rozmowę i odetchnął głęboko.
- Załóżmy, że ci uwierzyłem... - rzekł do Karellena - Co proponujesz na teraz?
- Musimy grać tak jak oni tego by sobie życzyli- nawet się nie poruszył, dalej nie miał się z czego cieszyć- Dobrze by było jakbyś mi odpowiedział na moje wcześniejsze pytania.
- Oprócz tej jest jeszcze jedna platforma - odpowiedział po chwili wahania. - My odpowiadamy za jej konserwację. Jeśli chodzi o ruch, to oprócz odbiorców gazu nikt tu nie przylatuje.
- Kiedy nastąpi najbliższy odbiór?- rozejrzał się po otoczeniu- Czy posiadacie komory które nie przebije skaner, używane przy nieoficjalnym ładunku?- na pewno coś przemycali.
 
Krzat jest offline  
Stary 17-03-2016, 14:46   #49
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Slevin wyglądał na znudzonego i naprawdę był, sprawy Jedi go nie interesowały. Jakoś robota dla nich nigdy nie była po drodze z jego celami, czasami zapolował na jakiegoś Jedi, ale były to pojedyncze zlecenia i bardzo rzadkie. Po wojnie mandaloriańskiej nie było ich za wielu, a Ci co przeżyli kryli się przed światem. Teraz dopiero zaczęli coraz częściej pokazywać się wśród ludzi i coraz bardziej dawali ludziom znać, że nadal istnieją. To że Akademia coś chciała do Slevina, nie było mu na rękę. Akademia miała o wiele gorszych wrogów niż on, a kiedy Ci wrogowie wpadną na trop Slevina może nie być za wesoło. Wystarczyło że teraz miał przekichane. Ale wiedział jedno, nikt przy zdrowych zmysłach nie przypuści ataku na Akademię ot tak sobie, a to dawało Slevinowi czas. Na co? Na doszlifowanie planu pozbycia się swoich problemów.

Kiedy „zielony wojownik” zapytał go, czy mu pomoże w nagłej misji, Slevin bez wahania powiedział swoją cenę. Morlan zastanawiał się tylko chwilę i przystał na propozycję Kelevry, którą była na początek sprzęt. Udali się więc na zakupy, raczej oczywistym było że z gotówką nikt go nie puścił, był pilnowany. Slevin czuł się trochę jak więzień, ale kiedy założył na siebie całkiem niezły ciężki pancerz bojowy za 400 kredytów, a do rąk wziął nie najgorszy karabin blasterowy DLT-20A za 300 kredytów, wiedział iż teraz z każdym więzieniem sobie da radę. Kupił również tarczę energetyczną za 300 kredytów, a do pasa przypiął sobie wibroostrze za 120 kredytów. Cztery granaty po 80 kredytów za sztukę również znalazły się przy pasie nowego pancerza. Był prawie gotowy, więc za pozostałą gotówkę nabył kilka pakietów energetycznych, w tym też do małego republikańskiego blastera który pozwolił mu się wyrwać z obławy insektoidów.

Nie miał co narzekać, o najemniku świadczyły umiejętności, a nie sprzęt, więc już teraz byłby w stanie pozbyć się roju jaki na niego polował czy zacząć zarabiać pieniądze na polowaniu na ludzi, ale czuł się nieswojo. Brakowało mu jego miecza świetlnego, strzelby DC-15A oraz dwóch mniejszych DH-17. Ale z bronią nie był tak zżyty, jak ze swoim mandaloriańskim pancerzem. Mu go brakowało najbardziej. Uśmiechnął się do wspomnień i spojrzał na swoich nowych towarzyszy.
- Jestem gotowy. – rzucił beznamiętnie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 17-03-2016, 19:52   #50
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Rohen zakończył transmisję i chwilę myślał.

-Med-1 ściągnij mi informacje o tej planecie oraz specyfikację drużyny Alkesa jeśli miał jakąś ze sobą. Cel misji i wszystko co może się przydać. Połącz się również ze świątynią chce wiedzieć czy w naszych Archiwach jest jakaś wzmianka o ruinach w okolicach Dreshdea. Czy to miejsce związane z mocą i co o nim wiemy. - mógł sam ściągnąć te informacje jednak jego mały droid uwielbiał wykonywać zadania. Był jak małe dziecko dla którego każde polecenie było zabawą. Podłączył się do gniazdka holonetu i kilka radosnych bipów ogłaszało jego satysfakcję. Uwagę którą wysłał mu droid na pocztę. "Najemnik niebezpieczny nie ufajmy mu i nie zabierajmy na misję..." korzystając z tego że Rohen ją przegląda.. puścił mimo uszu. Chciał przytrzymać wszystkie sroki za ogon.

Zwrócił się do łowcy nagród.
- Mamy trzy możliwości panie Slevin. Możemy próbować wzajemnie się wymanewrować. Co jest ryzykiem dla obu stron i wątpliwym i niepewnym zyskiem obarczonym sporym ryzykiem. Mogę znaleźć dla pana bezpieczny transport z zapewnioną ochroną prosto do mojego Mistrza. Tam panowie się dogadają a ja wykonam zadanie uratowania tyłka jednego ze swoich braci. Bezpieczne rozwiązanie i pewny zysk dla pana. Trzecim wyjściem gorzkim dla mnie bo muszę zaufać nieznajomemu jest przyjęcie zlecenie na to zadanie i pomoc mi. Prócz tego co zapłaci Mical za informację obiecuję premię za zadanie na jakie właśnie się wybieramy. Jako część zapłaty, za obie kwestie... dam panu fundusze na nowy sprzęt. Przyda się on panu zarówno teraz jak i w przyszłości. Suma 2000 kredytów to górny limit jaki możemy wykorzystać. Uważam to za godną sumę i wyraz moich dobrych intencji. Obaj sobie mało ufamy to normalne. Ktoś musi przełamać ten impas. Które rozwiązanie panu odpowiada?
- Pomogę wam i polecę z wami- odpowiedział krótko najemnik.
Mirilianin skinął głową i zwrócił się do Martella.
- Tu masz datapad, nowe rozkazy.- przekazał mu wiadomość z Akademii. Z własnoręcznym dopiskiem miej go na oku.

Sam padawan miał mieszane uczucia. Chciał zakończyć misję odstawić Slevina. Potem w końcu odwiedzić rodzinną planetę. Wymiana wiadomości przez Holonet, to nie to samo co rodzinny obiad. Na zakończenie swojej pierwszej misji chciał też namówić Micala na ustępstwo. Chciał by grupie nowych adeptów w akademii, znalazł się ktoś z jego ojczyzny. Dobry pretekst i nagroda w jednym. Powód by polecieć na Mirial. Babcia już go zamęczała...

Przysłała mu ostatnio nowe urządzenie. Łączyło go z zaszyfrowanym anonimowym kontem, kazała tam trzymać pieniądze dla bezpieczeństwa. Poinformowała, że "kieszonkowe" jakie dostawał, odtąd będzie wpływać właśnie tam. Cała babcia z jednej strony kieszonkowe jak dla 12 latka... Z drugiej zaszyfrowane anonimowe konto, jak dla jakiegoś agenta specjalnego. Pokręcił głową. O rodzicach wolał nie myśleć.

Gdyby jego skrzynka miała limit wiadomości na pewno zapchała by się od próśb. Ciągle dopytywali się kiedy założy rodzinę. Spłodzi potomka i zadba o linię sukcesji rodu. Czy oni nie wiedzieli, że do nie dawna nawet miłość była dla Jedi zabroniona w pewnym sensie? Jak miał dokończyć szkolenie ,skoro miałby być głową rodziny? Ehhh presja rodzicielska bywała irracjonalna. Choć to i tak nic w porównaniu z pomysłami dziadka Ratha. Przy poprzedniej "inspekcji" akademii jaką przeprowadził senior rodu by upewnić się, że Rohen alias "nadzieja rodziny" żyje w godnych warunkach próbował mu wcisnąć ochroniarza! I to oczywiście od razu komandosa z Miriala prosto z rodzinnej Enklawy. Po co 15 latkowi ochrona? Skoro przebywał tylko w Akademii? Która była dość bezpieczna, mając kilku Mistrzów Jedi w jej murach i znajdując się w stolicy Republiki. Rohen z trudem i pomocą Micala wyperswadował ten pomysł dziadkowi. Stawiał opór ale jednak zrozumiał, że kilku Mistrzów Jedi wystarczy by go chronić. Zwariowana ta moja rodzina.. myślał Morlan. Ale jednak rodzina za którą tęsknił.... Teraz przyjdzie mu jednak zmierzyć się z kolejnym niebezpiecznym zadaniem.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-03-2016 o 19:23.
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172