Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2016, 17:14   #98
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Po tym jak uderzył, najpierw plecami, potem potylicą o pień i stracił przytomność, Dziadek Rybak stale odczuwał pulsujący ból w głowie. Nawet teraz, kiedy minęło trochę czasu, miał wrażenie że postrzega wydarzenia w niejakim opóźnieniu i otępieniu. Wiedział czego spodziewać się później, bowiem widywał podobne przypadki. Silne uderzenie w potylicę często skutkowało silnymi zawrotami głowy i nudnościami oraz coraz silniejszym bólem głowy. Tylko czas mógł tu pomóc. Odniósł także kilka innych obrażeń. Również inni byli ranni. Tu już można było coś zaradzić. Nim jednak zabrał się za przyrządzanie maści, korzystając z pomocy Adara udał się nad grób Natalyi, wykopany przez Katarinę.

Pyotr poprosił Adara, by pozostawił go na chwilę samego. Długo wpatrywał się w świeżo naruszoną ziemię. Stał oparty o swój pomocniczy kij i długo tak trwał w milczeniu, z duszą rozpiętą na krzyżu myśli.


Jego twarz wygładziła się nieco, jakby w tej ceremonii milczenia odnalazł jakiś spokój. Oglądał wiele śmierci, także swoich latorośli, lecz jeszcze nigdy śmierci osoby, której tożsamości nie był całkowicie pewien. To mogła być ona. Wiele na to wskazywało.


Kiedy ten wioskowy sługa, karczemny chłopak oprawiał mięso, Pyotr poprosił o wykrojenie tłuszczu. Jedyną rzecz, jaką zabrał po poległym krasnoludzie- pęknięty na pół hełm oczyścił i wsadził w ogień. Trącając wykrojone, białe płaty, wytapiał w nim tłuszcz. Dziadek Rybak wyciągnął jakieś zioła, powąchał niektóre z nich i wybrane przeżuł dokładnie. Złapawszy kilka ukradkowych spojrzeń uśmiechnął się lekko, lecz kontynuował, zdawkowo tylko uczestnicząc w toczącej się rozmowie.

Wlał do drewnianej miseczki wytopioną bazę maści i odczekując chwilę, wypluł doń przeżute zioła. Na koniec odkorkował jakąś buteleczkę i wlał odrobinę dziwnie wyglądającego płynu.

Czekali już w zasadzie tylko na powrót Klausa z polowania. Odpoczywali, owszem i ten odpoczynek był niezwykle potrzebny, zwłaszcza osobie w tak podeszłym wieku jak Pyotr Koldun. Martwił się, że znów spowolni pochód.

Pyotr był upartym starcem, ale nie głupim, zaczął powątpiewać w sens dalszej gonitwy za silniejszym przeciwnikiem. Dziadek Rybak spojrzał na Alberta Schulz, który najwyraźniej również borykał się z podobnymi myślami. Z trudem dźwignął się na nogi i z nie mniejszymi kłopotami usiadł obok weterana. Pyotr Koldun był starszy nawet od niego, lecz Albert był jedną z niewielu osób, które mogły pamiętać go z młodszych lat.

- Wiele razy w życiu byłem świadkiem wydarzeń, na które nie miałem wpływu... - zaczął Pyotr, wytrącając go z zamyślenia - … nie mogłem nic zaradzić, mimo że bardzo tego chciałem.
Dziadek Rybak oparł podbródek o podróżny kij i myślami będąc gdzie indziej, mówił dalej.
- Chciałeś się nas poradzić, Albercie. Coraz mniej jest wśród nas, tych którzy mają jeszcze nadzieję odnaleźć bliskich żywymi. Pytałeś czy powinniśmy zboczyć do okolicznych wiosek, po czym odwodziłeś nas od tej drogi. Czy aby na pewno dopuszczasz taką możliwość? Czas spojrzeć prawdzie w oczy Albercie. Wiedzą, że za nimi idziemy i uczynią wiele potworności by nas spowolnić. Jesteśmy na ich terenie. Jest nas tak niewielu. Jak chcesz tego dokonać? Ciężko to przed sobą przyznać, ale jesteśmy tylko garstką zdesperowanych ludzi. – zrobił krótką pauzę, by po chwili podjąć inny temat - Sołtys Mühlendorfu ma u mnie dług wdzięczności... - Dziadek Rybak obrócił w kieszeni jakiś przedmiot - … o ile jeszcze jego dusza kroczy po tym świecie...

- Ja wciąż mam nadzieję - odpowiedział nieobecnym głosem Schulz. Były imperialny żołnierz siedział na powalonym pniu drzewa, przyglądając się tańczącym na wietrze płomieniom. Przez dłuższy czas nic nie mówił, wyraźnie nad czymś rozmyślając, lecz w końcu zdecydował się coś powiedzieć:
- Jestem tylko członkiem tej wyprawy, a nie jej przywódcą. Nie mogę was powstrzymywać, ani tym bardziej rozkazywać. Pójdę jednak z wami jeśli zdecydujecie udać się w stronę wioski, choć wątpię, by ci ludzie zechcieli pomóc bandzie obdartusów, która wyłoniła się z lasu.

- Mühlendorf może być następny. Krwawy-Róg powrócił, ale pewnie masz rację Albercie… mimo to wyruszę do Mühlendorfu. Sam.

- Najpierw musimy opuścić ten przeklęty las. Samemu nie dasz sobie rady w dziczy, a tylko Klaus oraz Magnus są w stanie przeprowadzić nas przez las w miarę bezpiecznie. Nie pójdziesz też sam w stronę wioski, a weźmiesz ze sobą kogoś jeszcze. Opowiesz im o Krausnick, choć wątpię, aby chcieli iść z nami, ale może tobie uda się ich przekonać - odpowiedział Schulz, odrywając wzrok od płomieni.

- Kiedy już się rozdzielimy... wypatrujcie mnie drugiego dnia o świcie, o brzasku patrzcie na wschód… jeno jeśli się uda… - Pyotr tymi słowy zakończył ich rozmowę. Tym razem to on wpatrywał się w płomienie. Przeraziło go to co zobaczył.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 12-03-2016 o 17:19.
Rewik jest offline