Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2016, 18:36   #99
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Widok okradzionego z dobytku krasnoluda z roztrzaskanym łbem był dla Katariny niczym cios w policzek. Wszyscy krzątali się dookoła w poszukiwaniu łopaty, na której jej dłonie były mocno zaciśnięte z powodu wzburzenia, a Khazad leżał bezładnie rzucony przez pozostałych wioskowych w pobliżu połowicznie wykopanej mogiły. Syknęła pod nosem odwracając wzrok. Czuła się winna temu wszystkiemu. Może gdyby Lambert nie był tak wściekły przez to, że Shulz mu przeszkodził w zabiciu jej, to do niczego by nie doszło. Tak to wyładował swój gniew na swoim towarzyszu. Pomyślała wtedy jedynie o sobie i sądziła, że jeśli coś się stanie, to ucierpi tylko ona.
Unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek położyła narzędzie na ziemię niedaleko krasnoluda i spojrzała na jego ekwipunek położony niedaleko. Z wahaniem podniosła mieszek z kostkami do gry i wrzuciła go do swojej torby.
~ Mam nadzieję, że nie będziesz zły. Wezmę to na pamiątkę. Wybacz mi - pomyślała odchodząc zasmucona na bok i rozglądając się dookoła w poszukiwaniu rzuconego na ziemię szalika.

Znalazła go w tym samym miejscu, w którym go pozostawiła. Wcześniej nieskazitelnie biały, teraz był zaś splamiony bliżej krwią bliżej niezidentyfikowanej istoty. Nie nadawał się juz do noszenia. Pociągnęła nosem zostawiając go i poszła do drugiego przedmiotu dostrzeżonego całkiem niedaleko.
Było to należące do Lexy grube, zdarte z niedzwiedzia brunatnego futro. Długo się na nie patrzyła zastanawiając się, czemu ta kobieta go ze sobą nie wzięła. Pewnie zapomniała. Niewiele myśląc Katarina zabrała je ze sobą i odeszła na bok czekając, aż pozostali skończą grzebać zmarłych.


Dziewczyna siedziała na ziemi z dala od ogniska chcąc pozostać przynajmniej na razie sama ze swymi myślami, w międzyczasie znużonym wzrokiem omiatając okolicę. Co jakiś czas wyciągała swoją butelkę z Kvasem, by wziąć łyk i schować ją znowu do torby. Była zmęczona. Pragnęła jedynie, by cały ten koszmar się skończył. Miała cichą nadzieję, że w jej wcześniej rozłożone wnyki się coś złapie, bo powoli zaczynała czuć głód.

Okryta należącym do Lexy futrem dającym jej ciepło i teraz, i wcześniej, zaczęła patrzeć gdzieś daleko w przestrzeń tak jakby kogoś wypatrywała. Dopiero dotarło do niej, dlaczego Norsmenka nie rzuciła się jej na ratunek. Czy będąc na jej miejscu rzuciłaby się na swojego pracodawcę? Raczej nie. Przestała czuć zawód. Rozmyślała o tym czy wszystko z nią teraz w porządku. Co teraz robi? Gdzie zmierza? Czy kiedykolwiek się jeszcze spotkają? Pogładziła ubiór swą dłonią w jakimś rodzaju tęsknoty. Uważała że tam przy moście gest w postaci użyczenia jej tego futra był prawdę wielki, bo kto by chciał dawać nieznanej osobie coś swojego? Chociaż obie kobiety znały się tylko godzin, to Katarina zdążyła ją polubić, a kiedy odeszła - poczuła się sama.

Ktoś ją zaczepił, przez co dopiero teraz zaczęła zwracać uwagę na pozostałych mieszkańców Krausnick. Ci nie próżnowali - każdy robił co mógł, by poprawić swą sytuację. Trudzący się wcześniej nad posiłkiem Adar teraz stał nią z kwaśną miną wyraźnie niezadowolony z efektów swojej pracy. W dłoniach trzymał miskę z parującą zawartością.
- Proszę - odezwał się Szarak, wręczając kobiecie parujące naczynie. - Coś na pokrzepienie. Marnie wyglądasz - dodał, uśmiechając się lekko, jednak zaraz się spłoszył i odchrząknął.
Katarina popatrzyła w jego stronę i posłała mu słaby uśmiech wdzięczności. Wzięła od niego potrawkę i przyjrzała się jej. Wyglądała całkiem nieźle.
- Dziękuję - powiedziała w jego stronę i znów zaczęła patrzeć w przestrzeń wyraźnie trawiąc jakąś myśl.
- Dlaczego tak stoisz? Usiądź - po chwili dodała przyjaznym tonem i odsunęła się na bok tak, jakby chciała zwolnić trochę miejsca na ławie.
Adar przez moment przestępował z nogi na nogę, jakby nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Właściwie jeszcze nikt w życiu nie zaprosił go, by się do niego przysiadł, zwłaszcza podczas wypełniania swoich obowiązków.
Szarak obejrzał się przez ramię na pozostawiony kociołek. Wciąż było kilka misek do zaniesienia. Raz jeszcze przeniósł wzrok na zapraszającą go kobietę i w końcu doszedł do wniosku, że reszta może się obsłużyć sama. Wszak nie pracował już w tawernie i nikt po nim nie wrzeszczał. To było dziwne uczucie, ale może dało się do tego przyzwyczaić. Nie zwlekając już dłużej, sługa zajął miejsce obok Katariny.
- Mam nadzieję, że będzie smakować. Niestety zapasy nas nie rozpieszczają - powiedział, próbując przełamać niezręczną ciszę. Niezręczną na pewno dla niego.
- Skoro się tego podjąłeś, to na pewno będzie dobrze smakować - odpowiedziała mu dziewczyna próbując go lekko podnieść na duchu - Poza tym wygląda całkiem dobrze.
Podniosła naczynie i spróbowała przyniesionego przez Adara jedzenia. Na moment szerzej otworzyła oczy i spojrzała jeszcze raz na miskę będąc całkowicie zaskoczoną.
- O bogowie. To jest niesamowite - nie kryjąc entuzjazmu powiedziała słudze co sądzi na temat pokarmu i zaczęła się zajadać nim dalej.
Szarak spiekł raka, wyraźnie zaskoczony pochlebstwem. Tego też nie pamiętał. By ktoś pochwalił jego pracę.
- C… cieszę się, że smakuje - odpowiedział, odwracając na chwilę twarz, by dziewczyna nie mogła dostrzec jego rumieńców - Robiłem co mogłem, choć wiem, że nie dałem z siebie wszystkiego. Niestety nasze warunki nie sprzyjają gotowaniu. Mimo to mam nadzieję, że ta potrawka podniesie was na duchu. Wiele przeszliśmy. Zwłaszcza ty…
- Ja przynajmniej wiem co się stało z moimi bliskimi - rzekła tracąc chwilę temu poprawiony humor i odkładając puste naczynie na bok - Zdarza się.
Wróciła do patrzenia przed siebie. Jej oczy były praktycznie nieruchome i zamyślone, a przy tym w jej spojrzeniu można było dostrzec inteligencję. Jej myśli zakrzątały chaotyczne obrazy przeszłości, z której nie mogła się teraz wyrwać. Przygryzła wargę i potrząsnęła głową.
- Nie widziałeś żadnej szabli na tamtej polanie? - zapytała jakby od niechcenia.
Adar pokiwał głową, wyraźnie nie znajdując słów, by wypowiedzieć przeżywanie przez nich wszystkich cierpienie.
- Przykro mi, ale nic takiego nie widziałem. Była dla ciebie ważna? - zapytał, przyglądając się jej obliczu.
- Broń Natalyi. Bardzo charakterystyczna. W tym momencie jest dla mnie tak samo ważna, jak ma mistrzyni - odrzekła beznamiętnie i darowała sobie ciągnięcie tematu. Jej twarz w tym czasie nie wyrażała za wiele.
Aby przerwać dłużące się między nimi milczenie, postanowiła trochę się dowiedzieć o Adarze. Nie do końca rozumiała jak skończył jako ten, kim aktualnie jest.
- Dlaczego jesteś sługą? - krótkie pytanie zawisło między nimi, a ton jej głosu i błysk w oku lekko zdradzały ciekawość.
Szarak ponownie został zaskoczony. Rzadko opowiadał o sobie, toteż nie wiedział, od czego zacząć.
- Hmm… Jestem podrzutkiem. Ponoć moja matka była pielgrzymem i porzuciła mnie, kiedy odwiedzała klasztor w Krausnick. Kiedy nauczyłem się już chodzić i mówić, zostałem odesłany do tawerny, w której miałem przez resztę życia zarabiać na swoje utrzymanie - opowiadał, a jego spojrzenie na moment się rozmyło. - Nie było tak źle… w większości. Właściwie powinienem uważać się za szczęściarza, że zachowałem życie - dopowiedział, potrząsając głową. - A ty, Katarino? Co związało twoje losy z panią Natalyą?
- Osoba, której służyłeś, była okrutna? Gdzie ona była? I jak się oswobodziłeś? - drążyła temat dalej chcąc się dowiedzieć jak najwięcej, ale musiała mu jeszcze odpowiedzieć na jego pytanie.
- Nie wiem czy słyszałeś, bo innym o tym opowiadałam, ale... - zawiesiła na moment głos, by odetchnąć. Obraz zmasakrowanej mistrzyni był wciąż żywy - Jestem lodową wiedźmą z Kisleva, a Natalya była moją nauczycielką - popatrzyła mu w oczy swymi szafirowymi oczami kojarzącymi się z północnym mrozem.
- Pan Bern nie był okrutnikiem. Nie tolerował nieróbstwa i marnotrawstwa, ale w głębi serca był dobrym człowiekiem - odpowiedział, choć nie był do końca przekonany do swoich słów. - Jak się oswobodziłem? Ciężką pracą i oszczędzaniem. Niedawno dostałem skrawek ziemi w Krausnick, gdzie wybudowałem swój dom. Prawdziwy dom, o którym zawsze marzyłem. A potem… - Szarak zawiesił się na chwilę. - A potem wszyscy straciliśmy to, na czym nam zależało - dopowiedział.
Na wspomnienie lodowej wiedźmy Adar wzdrygnął się lekko. Sam nigdy nie miał do czynienia z nikim, kto parałby się zakazaną magią, jednak w “Przyklasztornej” nasłuchał się mnóstwa opowieści. Wszystkie były przeraźliwe i straszne.
- Lodowa wiedźma - powtórzył powoli. - Widziałem, do czego jesteś zdolna. To było imponujące - powiedział, siląc się na uśmiech. Nie chciał, by pomyślała, że ją odtrąca. Ludzie byli przesądni, jednak Adar wolał patrzeć w ludzkie serca, niż na ich płaszcze.
Dziewczyna tak patrzyła na reakcję Szaraka z zainteresowaniem. Nawet się nie zdziwiła, iż lekko drgnął na jej słowa. Westchnęła cicho i wstała z miejsca stając nad mężczyzną.
- Nie praktykujemy czarnej magii. Wmawiają wam kłamstwa. Poza tym to, co zrobiłam, nie było tak imponujące - zmierzyła go niepokojącym spojrzeniem.
- Przepraszam, nie chciałem cię rozgniewać - powiedział, wstając razem z dziewczyną. - Ja no ten… nie wierzę w te wszystkie bajdy o czarodziejach mordujących całe wsie. No chyba, że faktycznie są tacy… ale chodzi o to… - Szarak już kompletnie zagubił się w wyjaśnieniach, toteż dorobił się tylko kolejnego rumieńca i zwiesił głowę.
- Nie jestem zła - splotła ręce na piersi i zmrużyła oczy tak, jakby było inaczej. Obdarzyła go chłodnym spojrzeniem - Jestem zła dlatego, że wmawiają wam głupoty w tych całych waszych klasztorach. Taka jest wasza wdzięczność za naszą pomoc ofiarowaną wam w trakcie Burzy Chaosu.
Adar uniósł dłonie w obronnym geście.
- Ja… ja tak naprawdę niewiele wiem na ten temat. Proszę, nie wiń mnie za to, co uczynili moi przodkowie - powiedział uspokajająco, jednak jednocześnie postąpił krok w tył.
Przez jakąś chwilę w milczeniu Katarina przyglądała się Szarakowi, aż wreszcie zbliżyła się o krok wyciągając w jego stronę rękę. Mężczyzna już powoli się kulił, kiedy to jej dłoń wylądowała na jego głowie. Wyglądało to dość komicznie, jako że była niższa od niego.
- Nie obwiniam cię - popatrzyła już na niego wzrokiem zwykłej drobnej dziewczyny, tym samym, który widział wcześniej - Wybacz. Mój mój nastrój jest... odrobinę niestabilny.
Mężczyzna drgnął pod jej dotykiem, jednak widząc, że lodowa wiedźma nie chce mu zrobić krzywdy, uspokoił się nieco. W końcu spojrzał na Katarinę, a upewniając się, że jej oblicze nie zdradza już żadnej złości, wypuścił cicho powietrze.
- Nic się nie stało - pokiwał energicznie głową na potwierdzenie. - To, co przytrafiło się twojej opiekunce, a potem twojemu czworonożnemu kompanowi… I jeszcze brat Lambert do tego… Musisz się czuć okropnie - powiedział, spoglądając w jej oczy. - Miałem nadzieję, że moja potrawka poprawi wam humor, ale to był chyba głupi pomysł - dodał, odwracając spojrzenie.
- Jest wspaniała. Nigdy nie jadłam czegoś takiego, więc się nie wygłupiaj - uśmiechnęła się do niego równie słabo jak na początku, po czym usiadła znowu na swoim miejscu.
- Nie chcę mówić o tym, co się stało Natalyi. Wybacz - wróciła do obserwacji bliżej nieokreślonego punktu na horyzoncie.
Adar przystanął tuż obok i położył jej dłoń na ramieniu.
- Wiem, że to trudne, ale nie możemy się zatrzymywać. Wierzę, że widok rodzin, które ocalimy, spłaci naszą żądzę zemsty. Trzymajmy się razem, a wszystko będzie dobrze - powiedział pełnym przekonania głosem, który mógł, ale nie musiał inspirować. - Jak coś, będę obok.
- Oni już nie będą tacy sami - rzekła markotnie i spuściła wzrok.
- Może nie, ale czasem iskierka radości w wielkim nieszczęściu jest więcej warta, niż całe życie przeżyte w błogiej beztrosce - odpowiedział, cytując zasłyszaną u pewnego starszego człowieka frazę. Szarak uważał go za bardzo mądrego mężczyznę i uwielbiał słuchać jego opowieści, kiedy był młodszy.
Adar lekko ścisnął ramię dziewczyny i odsunął się na bok.
- My też nie będziemy już tacy sami - powiedziała od nosem, gdy już się oddalił, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Czym prędzej ją wytarła i powróciła do swych rozmyślań.


W trakcie narady chłodny wzrok Katariny był uporczywie wlepiony w dotychczas podróżującego z najemnikami akolitę. Nie dało się ukryć, że się jej nie podobał ten człowiek. Jego religijne słowa na samym początku nie wróżyły dobrze, a obecność w jej majakach (bo nie potrafiła tego nazwać inaczej) pod drzewem była podejrzana. Co jeśli był szpiegiem i miał zamiar ich wszystkich zdradzić, gdy nadejdzie pora?

Katarina pokręciła głową próbując odpędzić od siebie złe myśli. Nie miało to sensu. Zdradzić? Dla kogo? Dla zwierzoludzi? To było naprawdę bez sensu, chociaż wcale nie osłabiało to niechęci, jaką go darzyła. W trakcie całe dotychczasowej podróży nawet nie widziała z niego żadnego pożytku, chociaż musiała przyznać, że w ostatniej walce go nie widziała, ale ta wizja... A może on...
On jest czarodziejem?
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 13-03-2016 o 10:48. Powód: Dodane kilka zdań na samym dole.
Flamedancer jest offline