Gdy kapłani wyprowadzali Ścierwojada z tłumu wyszedł Davy. Powiedzieć by się chciało niziołek, ale o wzroście czterech stóp, więc jeśli tak to wyjątkowo wielki. W jego ruchach widać płynność i pewną surową grację. Krok za nim, po lewicy i prawicy, kroczyły dwa wielkie ogary, w kłebie sięgające mu oczu. Przyprowadził je w miejsce gdzie stał Wernon. Klęknął i wydał im polecenie.
- ”Węsz…”
Psy posłusznie schyliły łby i znalazły zapach. Potem, za kolejnym poleceniem cofnęły się kilka kroków gdy Davy odkrokował sporą fiolkę i rozlał ją po ziemii. Jego nozdrza natychmiast uderzył agresywny i bolesny zapach amoniaku. Rozlał ostatnie krople, jakby chrzcił ziemię po któtej Ścierwojad szedł.
Gdy wstał i odwrócił się zobaczył wściekłe i złorzeczące spojrzenia innych łowców z pasmi, którzy chcieli zyskać przewagę wynajdując zapach Ścierwojada przed rozpoczęciem łowów.
- ”Wernon jest mój” - skomentował jedynie gniewnie i ruszył w kierunku lasu, nie przejmując się innymi myśliwymi.
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 14-03-2016 o 11:49.
|