Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2016, 14:45   #103
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Im bardziej oddalali się od wieśniaków, a co za tym idzie, od ośrodków cywilizacji, Wilhelm co raz to mocniej odczuwał rezygnację i przygnębienie. Każdy krok jedynie utwierdzał go w przekonaniu, że nie ma już odwrotu. Musiał stawić czoła dziczy, czy tego chciał czy nie. Nie spodziewał się dożyć końca wyprawy, a mimo to, ciągle płonące w nim uczucie nie pozwoliło się poddać. Niepowstrzymana wola życia sprawiała, że zaciskał zęby i napinał mięśnie usilnie przezwyciężając zmęczenie. Choć w pełni odczuwał bezsens tych starań, to Wilhelm nie dawał za wygraną. Szedł krok za krokiem... Krok za krokiem w stronę niebezpieczeństwa.
Prawie całą drogę milczał. Zniknęła w nim dawna wesołość, beztroska i pewność siebie. Teraz jedynie zmęczenie i wyraz nostalgii za dawnymi, bezpieczniejszymi czasami widniało na jego poczerwieniałej z chłodu i wysiłku twarzy.

Chwila przerwy, chociaż i nawet bardzo krótka, sprawiła, że od razu poczuł się lepiej. Nie o wiele lepiej, jednak wystarczająco, by móc zmotywować się do dalszej drogi.
Na szczycie wzgórza, które było dla niego przeciwnikiem równie wymagającym co żądny krwi minotaur, nie skoncentrował się na podziwianiu widoków. W tej chwili nawet najpiękniejszy krajobraz wydawał mu się jedynie szydzącym z niego, ironicznym tłem jego gównianej sytuacji.
Pocieszenie odnalazł w czymś zgoła innym. Całkowicie przejęty dramatycznymi wydarzeniami dnia, Andree kompletnie zapomniał o zakupionych całkiem niedawno flaszkach gorzały. Z zapałem sięgnął po jedną i łapczywie skosztował, nie omieszkując zaraz potem podzielić się z Kasem i Lexą.
Podczas wyczerpującej podróży, Andree uświadomił sobie, że jeżeli zginie tu, świadkami tego będzie tylko tamta dwójka. Nikt nie zapłacze nad jego grobem, o ile Lambert w ogóle zechce tracić czas na chowanie takiego nędznego i kłamliwego podwładnego jak on. Może któreś z nich rzeknie jakieś zdanie go upamiętniające, i nic więcej. Bez wątpienia nie pozostanie długo w czyjejkolwiek pamięci. Zostanie wymazany i zapomniany z historii Imperium, jak dziesiątki tysięcy innych awanturników pałętających się po tym niebezpiecznym kraju.
Co ciekawe, myśl ta nie była dla Wilhelma na tyle dobijająca, co raczej motywująca i zmuszająca do dalszej walki z dziką przyrodą. Nikt nie chce umierać, jednak on o wiele bardziej obawiał się śmierci w zapomnieniu.

Wspólnie z Kasem wymienił kilka zdań, czując w sobie już rozgrzewającą moc alkoholu. Nie mieli czasu na dłuższe dyskusje, toteż Wilhelm oszczędzał język. Nieco zmieszany odpowiedział na pytania grabarza, po czym Lambert odciągnął od niego uwagę, za co Andree był mu wdzięczny. Był zbyt zmęczony, by szukać wykrętów i elastycznych kłamstw, toteż zachęcony ruszył dalej za Lambertem, unikając dalszych rozmów.

Bardzo zależało mu też na unikaniu wrogów, jednak po raz kolejny tego dnia zawiódł się w swoich oczekiwaniach.
Wielkie bykopodobne bestie, które przyczaiły się u brzegu strumyka, głośno komunikowały się ze sobą w, wywołującym na ciarki na ciele Wilhelma, języku. W swoich myślach Adnree nie mógł zliczyć wszystkich powodów, dla których zdecydowanie (jego zdaniem) lepszym wyjściem było uniknięcie walki przez zwykłe ominięcie bestii. Okoliczności jednak nie sprzyjały długim dyskusją, toteż mężczyzna zwięźle oznajmił reszcie najemników swoje zwątpienie i sprzeciw. Niestety, jak się mógł domyśleć, rozsądek niewiele mógł wskórać w takim towarzystwie. Dosyć szybko został przegłosowany, a na dodatek zmuszony do rozpoczęcia całego starcia.

Drżącą dłonią Wilhelm chwycił za stworzoną na prędko przez Kasa “bombę”. Wzywając szeptem imię Sigmara, podniósł się z ziemi i cisnął płonącą butelką, która z roztrzaskała się na głowie stojącego w centrum centigora. Ogniste języki szybko ogarnęły stojące obok stworzy, które zaczęły wściekle zawodzić.
Na ten sygnał Lambert i Lexa rzucili się do ataku, a Kas oddał niecelny strzał z kuszy. On, zamiast ruszyć do walki, sięgnął tym razem po zawieszony na plecach łuk, z którego posłał tylko jedną, ale i śmiertelną dla zwierzoludzia strzałę. Pozostała dwójka w mgnieniu oka podła pod wpływem brutalnej siły Lexy i Lamberta. Cała walka trwała niecałą minutę.

Kiedy już wszystkie bestie leżały martwe, on jeszcze przez długi czas stał jak wryty, nie dowierzając ich szczęściu.
 
Hazard jest offline