Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2016, 20:22   #26
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Otumaniona dziewczyna spojrzała na ambasadora.
- Panie ambasadorze, dziękuję panu za wsparcie i za ofertę. Postawię jednak pytanie z innej strony. Czy może pan zapewnić kogoś zaufanego do wywozu Alex z kraju?
- Niestety tak zaufanych osób nie mam.

Projektantka zasępiła się rozważając dostępne opcje. W między czasie ambasador podszedł bliżej dziewczyny:
- Pani Indiro, ponadto, muszę również otwarcie powiedzieć. Jeżeli będzie chciała pani wywieźć małą z Polski będę zmuszony ostrzec pani ojca.
Indira podniosła głowę by spojrzeć mężczyźnie w oczy. Położyła mu dłoń na ramieniu. Paul Jones starał jej się pomóc i doceniała to. W tej chwili jednak nie była w stanie inaczej mu podziękować niż gestem.
- Skontaktuję się z ojcem.

Indi wykręciła numer ojca po raz kolejny tego dnia. Oczekując na połączenie skinęla na ambasadora Jonesa by zaczekał. Maxwell odebrał niemal natychmiast.
- Tak?
- Ojcze, muszę jeszcze jedno ustalić. Muszę na czas najbliższych dni ukryć małą. Wyślę ją z zaufaną osobą w bezpieczne miejsce. Dam namiary na tę osobę również tobie. Ale chcę by ludzie z PKiNu nie mieli do niej dostępu.
- urwała na chwilę przemagając się - Bo chcę się z nimi skontaktować.
- Indi, jeżeli mała zniknie z Warszawy ja czuję w tym Twoje kombinacje. Na wszelki wypadek dałem znać gdzie trzeba, przetrzepią loty WHO, ale muszę się liczyć z innymi… hm, planami. Jedna informacja, że Alex opuściła Warszawę i z umowy nici.
- Ojcze nie rozumiesz? Jeżeli ją dorwą, dorwą i mnie. I wtedy nici z twych planów o małżeństwie i przedłużaniu rodu czy cokolwiek planujesz. Podpisałam papiery, dostaniesz informację, gdzie będzie. Nie mam tu w Warszawie bezpiecznego miejsca, które byłabym pewna, że nie jest infiltrowane przez nich. Mam gdzie indziej i nie w Stanach.
- Indi zaczynała przybierać ton jak do Alex - Nie mogę siedzieć w ambasadzie, bo i tak nas znajdą. To jest X godzin, podczas których Christopher się przygotowuje. Zanim tu dotrze...
- Indi
- przerwał jej ojciec. - To wyślij ją do mnie. Do Londynu. Placówka US w UK, jedna z najważniejszych takich placówek na świecie, a ja osłoniłem się również inaczej. Hm?
- Ojcze do tej pory nie starałeś się o tytuł dziadka roku. I wybacz, ale przemawia przez ciebie chęć posiadania asa niż troska o wnuczkę....
- Oczywiście.

Indira spojrzała na Jonesa i przymknęła na chwilę oczy starając się opanować.
- Impas. Co proponujesz zatem? Ja jestem gotowa się wywiązać z umowy. Masz podpis. Ty oczekujesz, że uwierzę ci na słowo choć nie raczyłeś uczynić tego gestu w moją stronę.
- Nie będę mógł przekazać Alessandry nikomu prócz… rodzicom, nie będę ci mógł odmówić jej jak po nią przyjedziesz. Ty zaś wywożąc ją, możesz przemycić ją do Stanów. Przykro mi skarbie, sama chyba rozumiesz tę sytuację. Nie będę się upierał przekonując Cię, że zmieniłem nastawienie do niej, ale tu przynajmniej będzie bezpieczna, o to ci chodzi, tak?
- Musiałabym przylecieć z nią, a i jej i moje nazwisko na pewno znajduje się na liście obserwowanych. Już raz nas zgarnęli z lotniska. I jest to kolejny sposób na poinformowanie Sebastiana i Ernesta gdzie jest.
- Indira potarła czoło - Jeśli nie tu to zgarną nas w Londynie. To nie wypali. - myślała na głos.
- Zorganizuję czarter.
- Zadzwonię za parę minut, muszę omówić tę kwestię.
- rozłączyła się.
- Co pan sądzi o tym? - spytała ambasadora, główkując ostro.
- Moja oferta jest aktualna, jak przerzut małej do mojego domu zorganizuje się w tajemnicy… to wątpię by ją tam znaleźli. Oferta Max… oferta pana Gemmera też jest niegłupia. Wątpię by ktoś stąd - nie ważne kim są, silił się na atak na ambasadę US w UK.
- Panie ambasadorze, to nie jest kwestia ataków. To kwestia podawania środków usypiających, zastraszania, pobić. Tego typu rzeczy. Wystarczy, że dopadną czyjąś rodzinę i mają wejście do ambasady. Zdaje sobie pan sprawę, że pana zastępca bywa w ich towarzystwie?
- spojrzała na Jonesa - Byłam na przyjęciu ostatnio. Wyglądał na dość zżytego z Szalonym Kapelusznikiem.
- Z kim?
- Sebastianem, nie znam ich nazwisk, jedynie imiona. Typek nosi przeróżne nakrycia głowy i dziwnie mówi. Mam wrażenie, że ma nieco nierówno pod
- Indi zrobiła ruch ręką koło skroni - Prawa ręka Sebastiana to facet z blizną na twarzy. Brutal, morderca i sadysta. Mówię to po to, by miał pan świadomość sytuacji. Nie mogę przyjąć oferty złożonej w ciemno. - spojrzała na mężczyznę - Wbrew temu co mógł twierdzić mój ojciec, cenię sobie honor. Bardzo.
- …. jeśli przyjmie pan Alessandrę pod swój dach, może pan się narazić. Nie tylko siebie, swoją rodzinę również.

Ambasador zamyślił się, spojrzał ciężko na Indi.
- Wie pani… ja w swoim życiu jako żołnierz, a potem jako dyplomata dopuszczałem się różnych rzeczy. Ale mój podpis jako świadka na tej umowie to jedno z cięższych rzeczy jakie obciążać będą moje sumienie. Ale odpowiadam za tą placówkę. W świetle takich okoliczności muszę (nie ważne co chce Gemmer) uznać, że dalsza obecność Alex w ambasadzie naraża moich podopiecznych i samą misję. Dziewczynka nie może tu zostać i musi to być jawne. Ale azylu u siebie nie odmawiam, jestem pani coś winien. Równocześnie można wykupić bilet na Alex lotem rejsowym do Londynu, gdy zostanie u mnie. Fałszywy trop. Albo puścić trop, że jest gdzieś tu gdy wyczarteruje ją Pani do Londynu.
- Czy to nie dziwne, że mam opory przed powierzeniem jej mojemu własnemu ojcu?
- spytała szeptem dziewczyna - Dobrze, wykupię jej lot do Londynu wraz z opieką. Prosiłabym jeszcze o to, by mój przyjaciel pojechał z nią. Zna go, lubi i ufa mu. Nie chcę po tym wszystkim by … była całkiem sama w obcym miejscu z obcymi - spojrzała na Jonesa przepraszająco - Rozumie pan? Czy to możliwe?
- Porozmawiam z żoną i córką
- westchnął ambasador. - Postaram się przekonać Catherine. - Pani przyjaciel jest zamężny?
- Nie, przeszedł niedawno dość ciężki rozwód.

Ambasador westchnął.
- Rozumiem…. Ta kwestia o wyrywaniu ludziom pewnych rzeczy. Wolałbym, aby w kwestii mojej córki to Pani porozmawiała o tym z Pani przyjacielem jeżeli ma tam przebywać.
Indi miała nieco zdumioną minę ale pokiwała głową.
- Oczywiście. To… czekam na informację? Zależy mi aby wywieźć Alex jak najszybciej. Przed zmrokiem.
- Zaraz zadzwonię do córki.
- Będę w wydzielonym pokoju.


Podreptała do pokoju przekonać Marcina.
- Marcin, potrzebuję jeszcze twojej pomocy. Dasz radę zarwać kilka dni?
- To znaczy co potrzebujesz i co to znaczy kilka dni?
- Potrzebuję byś pojechał w bezpieczne miejsce z Alex.
- Indi przytuliła się do zdziwionego tym nagłym skróceniem dystansu mężczyzny i wyszeptała mu do ucha - Chcę ukryć Alex przed tymi z PKiNu i przed wydarzeniami następnych 2-4 dni. Dasz radę?
- Co to za miejsce?
- Marcin odsunął się lekko by spojrzeć Indirze w oczy.
- Nie mogę tu.
Fotograf tylko pokręcił głową z jakimś smutnym przekąsem.
- Jest jeszcze jedna kwestia. Byś nie podrywał kobiet podczas tych kilku dni.
- Mała, ja naprawdę no… serio tak o mnie myślisz?
- Marcin teraz aż się obruszył i spojrzał jakby zarzucała mu zbrodnie stulecia.
- Nie, ale to tylko takie polityczne ostrzeżenie. Nie ode mnie, Marcinku - Indi uśmiechnęła się lekko.

Zadzwonił telefon. Ambasador w zawoalowany sposób przekazał zielone światło. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła po uzyskaniu informacji od Jonesa było zabookowanie najbliższego lotu do Londynu dla Alessandry Gemmer, nr paszportu 3400002423 oraz Indiry Gemmer nr paszportu 7640886478.

Następną rzeczą było wytłumaczenie Alex, że…
- Córeczko, wujek pojedzie z Tobą w jedno miejsce. Bezpieczne miejsce. Dobrze?
- Ja cem sostać z tobom
- buzia szkrabka wygięła się w podkówkę.
- Wiem, kochanie, a ja chcę być z tobą. Ale pamiętasz Matyldę i Monisię? Muszę spełnić obietnicę jaką im dałam. Pamiętasz, że złożone obietnice są bardzo, bardzo ważne.
- Ja nie cem iść bez ciepie.
- Alex rozpłakała się a serce Indiry pękło na drobne kawałeczki.
- Będzie z tobą wujek Marcin, to prawie jak ja, szkrabku - przytuliła szlochającą córeczkę. Gładziła małe ciałko i cmokała buzialka.
- Szzzzzz wszystko będzie dobrze. To tylko na króciutko.
Mała szlochała rozdzierająco przez dłuższą chwilę, tuląc się do matki i do Any. Nie dała się oderwać od Indiry.
Przytrzymując i kołysząc nieco uspokojoną córeczkę, Indi o włączyła laptopa.

Po chwili zastanowienia wysłała maila:

Do Mr. E [email]:
Cytat:
790127459 - chcę rozmawiać z Sebastianem.
Telefon zaczął dzwonić jakiś kwadrans po szesnastej, numer był zastrzeżony.
- Halo? - w głosie Indiry było słychać napięcie.
- Panno Gemmer! Nawet nie POTRAFI sobie Panienka wyobrazić jak wielką radość sprawia MI informacja, że nic się panience nie stało.
- Ja również jestem zadowolona chociaż nie mogę powiedzieć, by nasze bezpieczeństwo było szczególnie brane pod uwagę 11 listopada, panie Sebastianie.
- Było. PROSZĘ mi uwierzyć, nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw. Kilku dobrych LUDZI oddało życie… Czy przyjmie Pani zaproszenie dziś na KOLACJĘ?
- Niestety z przykrością muszę odmówić. Catering ostatnio mi zaszkodził. Za to chciałabym pomówić o wspólnych interesach.
- Catering z najlepszych RESTAURACJI to nawet nie jak catering. Nalegam. Rozmowa w CZTERY oczy zawsze daje więcej niż przez telefon. Szczególnie w INTERESACH.
- Panie Sebastianie, oboje wiemy, że to nie wchodzi w grę. Oboje wiemy, że teraz próbujecie mnie namierzyć. Oboje też wiemy, że otrzymaliście już informacje gdzie jestem.
- Rozumiem, na pewnym poziomie to wręcz nie wypada OMINĄĆ pewnego szyku, klasy. Zapewniam, że Ernest wychodząc wziął ze sobą imienne ZAPROSZENIE. Dostarczy. Miałem nadzieję, że z racji pewnego POZIOMU znajomości przyjmie Pani zaproszenie tak… bez tego RYTUAŁU związanego z high class.
- Rytuały, rytuałami. Chcę pomocy.
- Indi zagrała va bank. - Dlatego się ujawniłam, panie Sebastianie. Jeśli Ernest będzie… sobą, nie usłyszy pan jakie korzyści może pan otrzymać z udzielenia mi tej pomocy.
- ZAMIENIAM się w słuch.
- Potrzebuję pomocy Pana i pana podwładnych w wydobyciu Wojtka w łap jego przeciwników. W zamian za to przekażę panu dane wydobyte z gabinetu Wieszczyckiego oraz dorzucę coś jeszcze jako wisienkę na tort.
- Ach! Cóż za WSPANIAŁA oferta. Proszę mi jednak opowiedzieć o tej WISIENCE i udowodnić, że obie panie te dane mają. WYSTARCZY jeden plik, na przykład ten… o mnie.
- Wisienką będzie kontakt do hakerki, która właśnie zajmuje się danymi. Biorąc pod uwagę trudności jakie napotkałyśmy w schronach, myślę, że ciężko będzie panu znaleźć osobę podobnie utalentowaną.
- Po co mi kontakt do HAKERKI, jak pani przekazać chce dane? Hm?
- Bo mogę przekazać to co udało się wyciągnąć. Tak samo jak przekazałam Wojtkowi i jego ludziom. A Wojtek obecnie jest w przymusowej gościnie swoich… wrogów.
- Panno Indiro…
- zupełnie inny ton głosu, barwa, rytm, akcent. - Wie pani jaki jest jeden z powodów dla których ja chcę te dane?
- Zapewne by wywiązać się z paktu zawartego nieopacznie z hmm… ludźmi z puszczy? Szczerze mówiąc… panie Sebastianie… zupełnie mnie to nie interesu...
- Zainteresuje…
- wszedł jej w słowo tym samym zmienionym tonem głosu. - Podziwiam Panią, szanuję, źle zaczęliśmy znajomość. Sęk w tym urocza modystko, że one pozwolą mi na...
- ...większą władzę? Więcej wpływów…
- Nie. Na utrzymanie jej, bez pomocy Ernesta. By móc tego idiotę spuścić w… tam gdzie król, i tak dalej.

Indi nie mogła powstrzymać śmiechu. W obecnej sytuacji wyrażenia Sebastiana brzmiały jak teksty z kabaretu. Nie żeby śmiesznie. Surrealistycznie. Nie traktowała go niepoważnie ale...
- Och, panie Sebastianie. Nie wiedzieć czemu - powiedziała rozbawionym lekko tonem po czym spoważniała - ze wszystkich pana ludzi, wybija się pan ponad przeciętność. I w zasadzie lubię pana. Pozostali pana “przyjaciele” to pana konkurencja. Więc co dalej zrobimy? Ja chcę czegoś, pan chce czegoś. Reks i Magda chcą mnie. Ja chcę Reksa. Nie wie pan jak BARDZO. - powiedziała to tonem Sebastiana.
- Nie wiem. Możemy zawrzeć pewną umowę. Najpierw jednak niech Pani sprecyzuje czego dokładnie sobie życzy.
- Chcę Wojtka, całego i żywego. Bez uszczerbku na zdrowiu i umyśle. To chyba… niewiele?
- dodała lekko kuszącym tonem. Dla podtrzymania surrealistycznego odczucia tej rozmowy. - I bez drobnego druczku. Nie tak jak poprzednio, panie Sebastianie.
- Biorąc pod UWAGĘ gdzie jest, w czyich rękach… to bardzo WIELE
- mężczyzna wrócił do dawnego tonu.
- Osoba tak wpływowa jak pan raczej nie powinna mieć z tym problemów. Przypominają mi się te wszystkie miłe chwile spędzone w pana domostwie i opowieści, że pana władza nie ma granic. Grywa pan w pokera?
- Nie. W Brydża. A TYCH opowieści nie przypominam sobie. Niech mi Pani wytłumaczy jedną RZECZ. Czemu miałbym iść na ugodę z Panią, zamiast POCZEKAĆ, aż Ernest dostarczy zaproszenie na kolację?
- Co panu przyjdzie z tego? Jaka wymierna korzyść jest dla pana z faktu przywleczenia mnie przez Reksa?
- Dane. POWIE Pani, gdzie je ukryła, albo da namiar na tego RÓZOWEGO aniołka jaki je ma… jeżeli nie ma ich Pani.
- Panie Sebastianie… w tej chwili to nie kwestia samego posiadania danych bo dane są już u różnych osób. U mnie, u Wojtka a co za tym idzie i mmmm osób przetrzymujących go, hakerki i jej ...pomocnika.
- Klary.
- Tak, Klary. Dużo tego… ja chętnie dam te dane i panu… ale chcę pomocy. To chyba niewiele.
- Problem w tym Pani INDIRO, że kiepsko Pani kłamie.
- Kłamię?
- To znaczy KŁAMIE Pani uroczo. Sęk w tym, że gdyby WOJTEK miał te dane, a złapali go zeszłej nocy… to tutaj w Warszawie ZACZĘŁOBY się coś… Coś szalonego. A…
- Zaczyna się
- potwierdziła Indi - za 48 godzin. Złożyłam ofertę. Nie jest pan zainteresowany, szkoda.
- Nie powiedziałem, że nie jestem ZAINTERESOWANY. Po prostu wskazuję gdzie widzę BLEF. To, że nie gram w pokera nic nie znaczy.
- Nie to miałam na myśli mówiąc o pokerze panie Sebastianie. Miałam na myśli All-In. Mamy wspólny cel. Ja pomogę panu, pan pomoże mi. To proste. Z Reksem niestety nie porozmawiam. Wie pan doskonale jak się to skończy. Albo on albo ja. Tu są moje karty na stole. Chciał pan “zachować” mnie... po schronach… wciąż zainteresowany? Pan, nie Reks, nie Magda.
- Zachować? Nie, nie JESTEM w tym temacie zainteresowany. Ale porozmawiam z MAGDĄ, taka osoba jak Pani, było by miło. Mam propozycję, SŁUCHA Pani uważnie?
- Słucham...
- Indi pakowała swoje rzeczy na jedną kupkę.
- Ma Pani czas do wylotu SAMOLOTU do Londynu, aby udowodnić, że ma Pani dane jakie może Pani PRZEKAZAĆ. Plik Katarzyny Gall. Jak go otrzymam, to coś nie spadnie na ziemię, ERNESTA puszczę gdzie indziej niż do doręczania zaproszeń, popracujemy nad… hm, Wojtkiem i jego stanem PSYCHOFIZYCZNYM i wolnością. Potem pani da mi komplet danych i namiar na HAKERKĘ… bez obawy, jej nic nie zrobię. Jak nie, to zanim mnie pociągną na dół, zrobię WSZYSTKO by wszyscy, od tej śmiesznej staruszki w NY, po Pani listonosza… - urwał. - Aby to zaakcentować nie ZAWRÓCĘ Ernesta z dzisiejszej wyprawy do tego Pani chórku. Czy się ROZUMIEMY?
- Panie Sebastianie… wie pan na czym polega pana problem?
- Wiem, JUŻ Pani mówiła, kiepsko dobieram KAPELUSZE.
- Akurat TEN problem da się rozwiązać… za dużo władzy. Uważa pan, że wszyscy wokół są pozbawieni zasad i że można nimi manipulować strachem, władz…
- Tak. Bo tak WŁAŚNIE jest, Indiro
- po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu.
I się rozłączył.

Amerykanka przez chwilę kontemplowała nagłe przejście na per ty. Nie była pewna, czy traktować to jako komplement czy nie. Irracjonalnie zrobił się jej Sebastiana... żal. Coś w jego całym zachowaniu i tej rozmowie… sama nie wiedziała co. Był przebiegły, był dziwny, szalony nawet. Ale… coś nie dawało jej spokoju. I nie kłamała, kiedy mówiła, że nawet go lubiła. Choć "doceniała" było lepszym określeniem. Miała wrażenie, że - o ironio - w innych okolicznościach mogłaby się z nim zaprzyjaźnić. Teraz to i tak nie miało znaczenia. Sebastian mylił się. Gdy kogoś nagina się zbyt mocno dzieją się dwie rzeczy: jedna albo ten ktoś się łamie, druga ten ktoś staje się obojętny i coraz mniej i mniej rzeczy się dla niego liczy. Obecnie świat Indi zawężał się do jednej osoby: Alex. Pozostali, niezależnie jak bardzo ich lubiła czy kochała… nie byli priorytetami Indiry. Zastanowiła się chwilę. Jej miłość do córki była absolutna. Jak posłuszeństwo Janka do Ernesta. Maxwell miał rację, musiała to przyznać przed samą sobą. Dla Alex złamałaby nawet swoje słowo, honor się nie liczył, jeśli oznaczało to bezpieczeństwo dziecka. Przez chwilę zastanowiła się, czy jest w stanie zabić dla córki. Zabić Ernesta. Odpowiedź była natychmiastowa. Tak. W tym samym momencie postanowiła też, że pojedzie z Christopherem na akcję. Nie może zmarnować szansy pozbycia się tego potwora i spełnienia obietnicy danej duchom.
 
corax jest offline