Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 00:20   #16
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Kiedy trwały rozmowy między podróżnikami, a szkielety wskrzeszone przez nekormantkę formowały swoje szyki, z jednej z licznych jaskiń w stercie kości wyłoniła się postać.


[media]http://orig00.deviantart.net/66e2/f/2015/309/8/6/w_d__gaster_by_marchingsin-d9flby1.png[/media]

Był to szkielet, a przynajmniej na to wskazywała goła czaszka, oraz pozbawione mięśni czy skóry dłonie. Resztę jego ciała zasłaniał bowiem wytworny czarny surdut, o bufiastych materiałowych rękawach. Od prawego oczodołu w górę czaszki biegło pęknięcie, które znikało na tyle głowy. Prawy, błyszczał zaś błękitnym blaskiem. To oko też niepozbawione były pęknięcia, to jednak było krótsze i prowadziło w dół, łącząc się z wyszczerzonymi w uśmiechu ustami, przypominając tym samym cieknąca przez wieczność łzę. Czy czaszka przyczepiona była do ciała, czy kręgosłupa nie dało się stwierdzić, bowiem otaczał ją gruby szal. W dłoniach szkieletu ziały dwie, idealnie okrągłe dziury, jak gdyby za życia został za nie do czegoś przybity. Na barki zarzuconą miał dziwną, nieprzerwanie falującą pelerynę, której wnętrze pokrywały niezrozumiałe dla obecnych znaki. Dostrzegając zebranych zatrzymał się. Trudno było mówić o tym jakie uczucie przepełniło go na ich widok, bowiem czaszki z natury nie są wielce ekspresyjne. Wyciągnął jednak palec, którym przesunął po wszystkich zebranych, by ostatecznie zatrzymać go na Shinzenie. To co się wydarzyło, stało się tak szybko, iż nikt nie miał czasu zareagować. Spod kości na których stał wskazany elf, buchnęła nagle wielka ilość mgły, która otoczyła wojownika szczelną kopułą. Nie była jednak nieprzerwanym murem, między jej strzępami wszyscy dostrzegli, że elf zniknął.

Druid miał w nosie samozwańczych liderów - i tych z tytułami również. Robił to, co uważał za dobre dla Natury, a rozumiał ją szeroko. Dało się w to, przy odrobinie dobrej woli z drugiej strony, wcisnąć budowę nowej osady w głębokiej puszczy albo próbę odbudowy zajętego przez las Myth Drannor. Ale dwie rzeczy nie miały prawa bytu gdziekolwiek w Toril: nieumarli, wyrwani z Wielkiego Cyklu i aberracje - przybysze z zewnątrz.
A tutaj bezczelna kobieta dla własnej zachcianki stworzyła czwórkę nieumarłych. Gniewnie ruszył w stronę tych parodii istnienia, gotując się rozszarpać je na strzępy i odesłać w niebyt. Lecz, jak na złość, pojawił się kolejny nieumarły - i to tym razem świadomy, wypaczenie natury nawet większe niż te dopiero co stworzone. Skierował swój gniew na nowy cel i ryknął całą mocą potężnej piersi na przybranego w fatałaszki truposza
- OŚMIELASZ SIĘ STAĆ PRZED MOIM OBLICZEM, KPINO Z PRAW NATURY?

Bladolica niewiasta zareagowała od razu na możliwe niebezpieczeństwo.
- Brońcie jej i słuchajcie jej rozkazów. - wydała polecenie szkieletom wskazując wojowniczkę i mniej więcej pewna bezpieczeństwa zdumionej tym gestem Sabrie ruszyła w stronę dziwadła.
- Co zrobiłeś z Shinzenem? - W jej głosie nie było gniewu ni ukrytej groźby, jedynie ciekawość. Sabrie przygotowała się do ataku, lecz na razie nie ruszała się z miejsca. Jeśli zabiją kościotrupa to pewnie nigdy nie dowiedzą się co się stało z elfem. Niezależnie od osobistych sympatii czy antypatii był teraz jej towarzyszem broni.
Zdawało się, że uśmiech szkieletu poszerzył się jedynie, chociaż mogło to być złudzenie związane z odległością od osobnika. Nie odpowiedział, a machnął tylko delikatnie dłońmi, jak gdyby słuchał jakiegoś pięknego utworu muzycznego. Po czym wyprostował dynamicznie rękę, wskazując na ryczącego Chanda. Wtem peleryna zerwała się z pleców truposza, niczym zjawa pędząc w stronę druida.
Druid instynktownie skoczył w bok by uniknąć ataku. Jednak ku zdziwieniu wszystkich, płachta również zakręciła, w ślad za chimerą. Na drugi przeskok nie starczyło już Chandowi refleksu. Płaszcz uderzył w niego, niczym niesiony wiatrem. Jednak niewielka peleryna, zdołała okryć swoją powierzchnią całą chimerę, jak gdyby logika była dla niej tylko podpowiedzią, a nie prawem. Płachta unosiła się chwile w powietrzu, po czym opadła na kości, ukazując, iż finałem magicznej sztuczki było zniknięcie druida.
- Rozumiem - stwierdziła Ereszkigal z niepasującym do sytuacji spokojem - jesteś kolejnym strażnikiem rozdroża. Czy w takim razie mógłbyś nam wskazać drogę do miejsca gdzie znajdziemy Szinzena?
Stoicyzm kobiety był w obecnej sytuacji nieco przerażający, ale nie wyglądało na to, żeby mieli inne wyjście niż “zaufać” nieumarłemu… co również było straszne. Sabrie zacisnęła zęby i w myślach zmówiła modlitwę do Helma. Najwyraźniej będzie musiała się oswoić z tym, że są tylko marionetkami Puszczy. Przynajmniej na razie…
Odpowiedzi nie było, szkielet niczym mim odgrywający rolę głupca w podrzędnym przedstawieniu ulicznej trupy rozłożył bezradnie ręce. Choć to praktycznie niemożliwe w przypadku nagiej czaszki Ereszkigal miała wrażenie, że na jego obliczu maluje się przepraszający uśmiech. W następnej chwili już jej nie było, po nekromantce pozostała jedynie smuga dymu powoli rozwiewająca się w powietrzu. Sabrie zacisnęła zęby gdy dziwaczna peleryna pofruneła w jej stronę. Miała ochotę przepołowić ją mieczem, lecz nawet gdyby się udało zostałaby tu sama - i co wtedy? Zacisnęła zęby i czekała na uderzenie magii. Zaś szkielety wierne rozkazom rzuciły się by zasłonić wojowniczkę, na próżno je w pierwszej kolejności pochłonęła moc peleryny.
 
Googolplex jest offline