Skryta za przyłbicą ponurego hełmu twarz Galeba nie zmieniła wyrazu. Nie lubił niespodzianek od losu. Bardzo. Za to los lubił robić niespodzianki jemu i krasnolud miał wrażenie, że choćby dał górę złota za świątynię Smednira, złożył w ofierze kilka galonów piwa i tuzin broni z durazulu to i tak niczego by to nie zmieniło.
Jednak tym razem nie miał piekielnych zgryzot. Czarny Sztandar dawał sobie radę ze znacznie gorszymi rzeczami. Oczywiście w tak surowej krainie obyczajem pewnie byłoby zostawić dzieciaka na pastwę losu. Ba. To na pewno było rozsądne z punktu widzenia wojennej wyprawy.
Tyle, że nie godziło się zostawiać bachora, skoro Bogowie pozwolili mu przeżyć atak na podróżnych.
- Nawet w krainie Dorgvara, Grommo Tułacz ma swoje wpływy. Kyan przeszukaj wóz i ciała, z Thorinem zajmiemy się ludzkim szczeniem. - Galeb zdjął z pleców ładunek i położył go przy wozie - Zobaczymy co z nią. Jeżeli jeszcze jest do odratowania, ogrzejemy i zawiniemy w koce.
Krasnoludy różniły się zawsze w pewnej kwestii od ludzi i elfów. Jakiej? To że zasrane ludzkie i elfie pięknoduchy epatowali idealizmami, pięknymi frazesami, aby potem przeklinać swój wybór to w duchu czy na głos. Krasnolud jeżeli już unosił się ideałami to przyjmował potem konsekwencje na klatę. Bez głupiego pierdolenia.
Kyan spoglądał zza ramienia Galeba na malutkie zawiniątko z dzieciem człeczym.
- Zyw jest… ledwieśmy wyruszyli, mogę ją odnieść do Frossborga i nadgonić za wami jeżeli nie chcecie się cofać. Wiela dni drogi nas czeka przez zmarzlinę,a na miejscu mała norska armia ładująca się na statki i do bitki, to nie miejsce dla dziatków.Po mojemu lepiej do spokojnego Frossborga niż na pole bitwy dziecię targać. Znajdzie się tam jakowa dobra dusza, która weźmie ją pod piecze…. - uśmiechnął się przelotnie, przejeżdżając delikatnie palcem po policzku maleństwa -...tak to po mojemu wygląda. - słowa pozostawiwszy zwieszone w powietrzu oddalił się zajmując się tym do czego jest przysposobiony zgodnie z wolą Galeba.
Lider krasnoludów spojrzał za towarzyszem, potem zwrócił wzrok na Bjorna, Wulfgara i elfa. Wyjął z plecaka jeden ze swoich kocy.
- Jak w Norsce wygląda sprawa z sierotami? - zapytał wprost
Thorin jako pierwszy dotarł do dziecka i zajął się nim nie czekając nawet na polecenia idące w tym kierunku. Tym się po prostu zajmował i taki był jego obowiązek. Przykląkł przy małej dając znać mimiką by rozejrzeli się w tym czasie dookoła. Wróg wciąż może być w pobliżu - rzucił krótko wiedząc, że przeciwnik może stanowić zagrożenie także dla nich. Zaczął rozgrzewać dziewczynkę rozcierając jej zmarznięte miejsca, po chwili wydobył też z plecaka maszynkę olejową w której rozpalił płomień i zwiększył. Sprawdził stan ubrań dziewczynki by ocenić czy były przesiąknięte zlodowaciałą wilgocią i czy nie należy ich czasem z niej zdjąć. Przy tym starał się mówić do dziewczynki cały czas, cicho, spokojnie, wiedząc że prócz obrażeń zewnętrznych mała może mieć całkiem poszarpaną psychikę. Najpewniej była świadkiem rzezi, a to nie odbijało się dobrze na psychice kogokolwiek, zwłaszcza dziecka.
- Ciii malutka, już dobrze... jesteś już bezpieczna...bardzo zmarzłaś… jak masz na imię?... - powoli próbował do niej mówić w reikspiklu, nie przerywając rozgrzewania dziewczynki.
Wiedział jednak że takie ocieplenie musi być stopniowe. Przelał do rondelka wodę z bukłaka. Odmrożone kończyny trzeba było najpierw ocieplić w chłodnej a dopiero później w ciepłej wodzie. Płomień palnika nadawał się w tych warunkach idealnie, cieszył się teraz tym bardziej, że nie sprzedał maszynki w Azul. Powoli zamierzał przejść z pytaniami wobec dziewczynki do rzeczy istotniejszych
- Powiedz proszę kto wam to zrobił? - zapytał cicho wiedząc że dziecko wciąż może silnie przeżywać tą sytuację. Z drugiej strony była to mała Norsmenka a lud ten słynął z zahartowania. Może i dzieci mieli silniejsze?
- Będzie trzeba zawrócić. - zgodził się z Kyanem, nie przerywając dotychczasowych czynności.
Thorin szybko zorientował się, że ubrania dziewczynki zawilgotniały, a ona sama zupełnie nie kontaktowała z rzeczywistością. Choć uchyliła oczy, to jej wzrok zawieszony był gdzieś poza światem, w jakimś niewidocznym punkcie. Co jakiś czas jedynie wydawała z siebie ciche jęki, aż w końcu znów zamknęła oczy i zwiesiła głowę na obojczyku. Wyglądało na to, że nic z niej nie wyciągną, a i jej stan wskazywał na bardzo poważny.
Rozglądając się po wędrowcach Galeb szukał jakiejś podpowiedzi. Niestety żaden z Norsów nie popędził z odpowiedzią, jakby czekając co postanowią krasnoludy. Galeb spojrzał na trzymany w dłoni zwinięty koc jakby próbując się zdecydować.
Wiedział, że Norsmeńskie społeczeństwo jest wyjątkowo surowe. Cofanie się do Frossborgu było niebezpieczne - w śnieżnej krainie po zmroku ciężko będzie dostrzec jakiekolwiek punkty orientacyjne, a i w mieście szukanie kogoś kto przygarnąłby dziecko swoje by zabrało. Jeden dzień w plecy wystarczył, aby znacząco zmniejszyć margines błędy.
Poza tym… krasnolud który pozostawia dziecko na pastwę śmierci to krasnolud bez honoru. To się po prostu nie godziło. W końcu Galeb przemówił.
- Zaraz zapadnie zmrok. Nawet z naszym wzrokiem podróż po śnieżnej krainie w ciemnościach jest niebezpieczna i zajmie zbyt długo. Tym bardziej w pojedynkę. Wracając stracimy cały dzień, a margines czasowy… stopnieje cholernie. - Galeb przykucnął przy dziecku - Tam gdzie idziemy też jest miasto. Jeżeli będzie trzeba sam będę się nią zajmował, wydzielę też jedzenie z moich racji. Bogowie czuwają nad nią skoro dali jej przeżyć i pozostawili na naszej drodze.