Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 18:19   #60
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Snucie planów było rzeczą, którą wielu osobom świetnie wychodziła, gorzej było, gdy trzeba było przejść do realizacji owych planów. Gdy tylko teoria i praktyka zaczynały się rozmijać, od razu pojawiały się kłopoty.
W tym przypadku plany miały się świetnie i realizowały się wyśmienicie - do chwili, gdy Garet stwierdził, że nie do końca wie, jak ma wyglądać jego intronizacja. Ogłoszenie śmierci Zhanesa - to pierwsze i najważniejsze. I co dalej? Wystarczy siąść na tronie, wsadzić sobie koronę na głowę, a potem spytać "No, który spróbuje mi ją odebrać!"?
To by było zdecydowanie zbyt proste.
Zwykle na tronie zasiadał prawowity następca, po śmierci swego rodzica. Tutaj z następcami był pewien kłopot. Co prawda nie trzeba było usuwać żadnego syna, bowiem takowego Zhanes się nie dorobił, nawet z nieprawego łoża, ale ewentualnych pretendentów było paru.
Kto pierwszy, ten lepszy, głosiło stare powiedzenie, ale jak na razie Garet do tronu nie miał praw żadnych - prócz Rubin za plecami, korony pod pachą i miecza w garści.
- Król Zhanes nie żyje! - powiedział, z odrobiną satysfakcji obserwując uczucia, malujące się na twarzach dworzan - od zaskoczenia, po ukrytą radość. Smutek raczej dość trudno można było zauważyć - jedynie na dwóch, trzech twarzach spośród zgromadzonych tu osób. Pewnie jacyś faworyci króla...
Garet machnął mieczem w stronę dwóch najbliższych osób.
- Rozetnijcie sieć! - polecił.
Zachwytu na twarzach wyznaczonych mężczyzn nie było, ale mimo wyraźnej niechęci wykonali polecenie.
- Zhanes, król Zhanes, to król... - rozległ się szmer głosów, gdy zgromadzeni ujrzeli ciało swego króla i uwierzyli do końca w słowa Gareta.
- Zabiłeś go! - Jeden ze szlachciców wyciągnął miecz i rzucił się na Gareta... tylko po to, by po paru sekundach dołączyć do swego nieżyjącego króla.
- To nie ma sensu - oznajmił Garet. Spojrzał na moment na ogniste węże. - Albo przyjmiecie do wiadomości i się pogodzicie tym, że nastąpi zmiana i kto inny zasiądzie na tronie, albo pożegnacie się z życiem.
- Kto niby? - rzucił z tłumu jakiś śmiałek
- Mąż księżniczki Herri - odparł Garet.
Nie dodał, kto zostanie owym mężem, pozostawiając to domyślności zgromadzonych. Mniej domyśli dowiedzą się o tym w swoim czasie.
- Ona nie ma męża! - Jakiś mniej rozgarnięty szlachcic wyskoczył ze znaną wszystkim informacją.
- To się wkrótce zmieni - zapewnił Garet.
- Po moim trupie! - wrzasnął kolejny mało inteligentny szlachcic. Nim jednak zdołał przejść od słów do czynów jeden z jego sąsiadów zatkał mu usta.
- A jeśli ona nie zechce? - spytał jakiś dociekliwy dworak.
- Wszak nikt jej nie zmusi - odparł Garet. - Zresztą i tak potrzebni będą świadkowie ewentualnej zgody.
- Zatem, panowie... z pewnością ktoś z was zna drogę do komnat księżniczki Herri. W końcu mieszkacie w pałacu. Proszę przodem - dodał.
Nawet najbardziej oporni, mając na karku ogniste węże, skierowali się do wyjścia, poprzedzani przez tych, którzy wcześniej pojęli, że nie do końca mogą decydować o swym losie.


Honorowy orszak, poprzedzający świetnie się zajściem bawiącą Rubin i Gareta, który się zastanawiał, jakich słów użyć podczas rozmowy z Herri, w drodze do komnat księżniczki napotkał po drodze paru strażników, ci jednak nie próbowali stanąć na drodze grupie szlachciców i dworaków, nawet jeśli nie od razu dostrzegli ognistych towarzyszy pochodu.
Na straży snu i cnoty księżniczki stała jedna jedynie osoba.
Zresztą... stała to było źle powiedziane. Dworka leżała na wygodnej kozetce i w najlepsze spała. Gdyby nie to, że Garetowi towarzyszył cały tłum, to zapewne przyszły władca Darren zdołałby bez problemu wślizgnąć do sypialni księżniczki i przed ślubem odbyć noc poślubną...
Gwar jednak obudził panienkę, która w zwiewnym negliżu stanęła u drzwi, chcąc własną piersią bronić wejścia do sypialni. Co prawda miała czym bronić, lecz w obliczu łakomie na nią spoglądających węży uległa i pospiesznie odsunęła się na bok.
- Nie wolno... - usiłowała jeszcze powiedzieć, lecz nikt jej nie słuchał.

Herri nie spała - najwyraźniej sen miała lżejszy, niż jej pokojówka, bo gdy Garet wkroczył do sypialni księżniczka siedziała w szerokim łożu, z zaciekawieniem zmieszanym z oburzeniem wpatrywała się w obcego mężczyznę, który ośmielił się przerwać jej sen.
Po chwili jej spojrzenie przeniosło się za drzwi - na kłębiący się w sąsiedniej komnacie tłum, wśród którego królowała Rubin - po czym wróciło do Gareta.
Ten skłonił się, z umiarkowanym szacunkiem.
- Jestem Garet Granmont, jeździec smoka - przedstawił się.
Oburzenie przeszło w zaskoczenie, potem w niepokój. Ciekawość pozostała.
- Czegóż sobie życzysz, Garecie? - spytała dość zimnym tonem.
Nie czekając na pozwolenie Garet usiadł na brzegu łoża.
- Twój ojciec nie żyje. Yagmur i jego smok również. - Mając do wyboru oświadczyny i przekazanie złych wieści Garet zacząć od tego drugiego.
- Nie żyje? - Ani w tonie wypowiedzi, ani w w wyrazie twarzy nie można było dopatrzyć się smutku. Raczej zaskoczenie. I myśl "Co teraz...?"
- Czy poświęcisz się dla dobra Darrenu? - spytał cicho Garet. Na tyle cicho, by słyszała go tylko Herri. - Zasiądziesz na jego tronie u mego boku? Jako współwładczyni?
Zdecydowanie nie wyglądało to na romantyczne oświadczyny, a raczej na ofertę handlową, jednak Garet nie miał czasu na tradycyjne zaloty. Jednak Herri z pewnością miała świadomość, że prędzej czy później zostanie wydana za mąż, sprzedana z woli ojca a dla dobra królestwa. Czyż nie lepiej było wydać się za przystojnego, młodego mężczyznę, niż za jakiegoś starego pryka, który - być może - miał już paru synów, starszych od Herri o kilkanaście. I żadnych szans na to, by jej syn zasiadł kiedyś na tronie. Jakimkolwiek.
- Zjedzą cię żywcem - powiedziała Herri. Równie cicho, jak to poprzednio zrobił Garet.
- Nie zapominaj, że jestem jeźdźcem smoka. Rubin ostudzi zapały niektórych gorliwców. No i będę miał miał żonę, która jest córką Zhanesa.
Ostatni argument jakoś nie zwiększył entuzjazmu dziewczyny.
- A potem, gdy już się rozsiądziesz wgodnie na tronie, pozbędziesz się mnie, albo zamkniesz w jakimś odległym dworku i sprowadzisz całe stado... nałożnic. - Z tonu Herri przebijała gorycz, najwyraźniej spowodowana doświadczeniem. Widocznie jej matka nie należała do grona tych, które mężowie nosili na rękach.
Garet ujął ją za rękę. Dziewczyna w pierwszej chwili usiłowała cofnąć rękę, wnet jednak zrezygnowała.
- Granmontowie nie zdradzają swoich żon - powiedział Garet. - Będziesz mi wierna, a ja będę wierny tobie. Będziesz mi towarzyszyła w dzień i w nocy. Dopóki nie zaczniesz mi ufać. Co ty na to?
- A jeśli się nie zgodzę?
- Darren potrzebuje silnych, ale i mądrych władców. Moja przyjaciółka uznała, że się nadajemy - i ty, i ja. Będzie rozczarowana, jeśli się okaże, że się myliła.
- Przyjaciółka? - Herri wyrwała dłoń i odsunęła się od Gareta. - Przyjaciółka?! - powtórzyła. W jej głosie zabrzmiało wyraźny zawód. W zasadzie dość łatwo można było ją zrozumieć. Dla wielu osób słowo 'przyjaciółka' kojarzyło się ze słowem 'kochanka'.
- Rubin - wyjaśnił Garet. - Złota smoczyca Rubin.
- Smoczyca? One też gustują w... dziewicach? - Ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło.
Garet stłumił uśmiech. Powinien był potwierdzić i zaproponować jak najszybsze usunięcie tego 'problemu'. Gorzej by było, gdyby potem prawda wyszła na jaw.
- Nie, to tylko bezpodstawne plotki - powiedział. O tym, że ludzie, bez względu na płeć czy doświadczenia seksualne, stanowią przysmak dla Rubin, wolał nie wspominać. Miał jeszcze w pamięci zachowanie księżniczki Marii. - Możesz z nią bezpiecznie rozmawiać - dodał.
Herri spłoniła się.
Co mogło oznaczać, że jest dziewicą. Albo też wprost przeciwnie.
Garet wolałby tę pierwsza opcję, ale i dziewictwo było rzeczą... jednorazową. No i nie gwarantowało wcale wierności po ślubie.
- Widzę, że mam niewielki wybór - powiedziała Herri. - Kiedy?
Kuj żelazo póki gorące... Garet kowalem nie był, ale prawdziwość tego powiedzenia uznawał.
- Ślub gdy tylko znajdziemy jakiegoś kapłana - powiedział. - A koronacja zaraz po tym, jak znajdzie się dla ciebie korona. Obiad zjesz już jako królowa Darrenu.
- W południe?! - Herii zerwała się na równe nogi, nie myśląc o tym, że wpadające przez okno promienie słoneczne podświetlają jej sylwetkę, ukazując oczom Gareta całkiem wdzięczne kształty. - A suknia? A druhny? A goście?
Garet westchnął. Kobieca logika... Dość trudno było dyskutować.
- Prawda jest taka, że im szybciej weźmiemy ślub, tym lepiej - powiedział.
- Gbur! - Herri była głucha na rozsądne argumenty. - Pewnie byś najchętniej wziął mnie bez ślubu!
Garet powiódł wzrokiem po jej sylwetce, wyśmienicie widocznej mimo nocnej koszuli, po czym uśmiechnął się.
- Gbur! - Tym razem powiedziane to było nieco ciszej, a zarumieniona Herri zanurkowała pod kołdrę i zakryła się nią po szyję.
Garet spoważniał.
- Ja nie żartuję. I nie chodzi mi o to, żeby zaciągnąć cię do łóżka i nasycić się twymi wdziękami. - Gdyby wzrok mógł zabijać, Garetowi już by można urządzić pogrzeb. - Gdy wieść o śmierci twego ojca się rozejdzie, a takie wieści rozchodzą się szybciej, niż myślisz, do paru osób dotrze, że tron jest do wzięcia. Wtedy zaczną się kłopoty. W twoich rękach, między innymi, leży możliwość ich ograniczenia.
- Bardzo mało romantyczne... - mruknęła niechętnie Herri. - Brzmi raczej jak umowa handlowa. Całkiem jakbym słyszała ojca. On też by mnie sprzedał, gdyby była taka potrzeba. Moją siostrę też sprzedał. - W głosie dziewczyny znowu zabrzmiała gorycz.
Garet położył dłoń na dłoni Herri. Ta nie cofnęła ręki.
- Nie będzie ci ze mną źle - powiedział. - Będziesz dla mnie pierwsza i najważniejsza. Nie spojrzę na inną kobietę. - Herri skrzywiła usta w mimowolnym uśmiechu. - Nie zainteresuję się żadną inną kobietą - poprawił się Garet. - Prócz naszych córek - dodał.
- Jeszcze nie powiedziałam 'tak' - całkiem trafnie zauważyła Herri.
- Czy zostaniesz moją żoną? - Garet przyklęknął i ściągnąwszy z palca rodowy pierścień wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny.
Herri zamrugała, jakby nie do końca wierząc, że to wszystko dzieje się na poważnie. Po chwili jednak wyciągnęła dłoń gestem sugerującym, że Garet ma włożyć pierścień na jej palec. Co Garet uczynił bez wahania.
- Pójdziemy oznajmić naszym przyszłym poddanym tę radosną nowinę? - zaproponował.
- Zamknij drzwi! - poleciła Herri. - Muszę się ubrać!
Garet posłusznie wypełnił polecenie, nie zwracając uwagi na kłębiący się za drzwiami i wymieniający uwagi tłum, który przed chwilą był świadkiem przyjęcia oświadczyn. Był pewien, że Rubin bez problemów poradzi sobie z tamtymi ludźmi.
- A ty? - Herri wysunęła się spod kołdry. Podeszła do szafy i otworzyła ją. - Obróć się! Po ślubie dosyć się napatrzysz.
Garet nie miał nic przeciwko temu, by zacząć oglądanie wdzięków swej przyszłej żony już w tym momencie, ale posłusznie się odwrócił. Może nie do końca, ale pozory zostały zachowane.

Po chwili Garet otworzył drzwi i para narzeczonych stanęła przed czekającym tłumem, liczniejszym o kilka osób, które przyciągnęła ciekawość, a którym Rubin nie pozwoliła odejść.
- Rubin, pozwól że ci przedstawię. Księżniczka Herri, moja narzeczona.
- Herri, to jest Rubin.
Na twarzy księżniczki odmalowało się zaskoczenie, niedowierzanie, odrobina obawy... które wnet zostały zastąpione niepewnym uśmiechem.
- Złota smoczyca?! - powiedziała.

- Przed chwilą się zaręczyliśmy - oznajmiła Herri, gdy wymiana powitań się zakończyła. - Oto mój przyszły małżonek. Pan Garet.
Nim zaskoczone głosy umilkły, księżniczka zaczęła wydawać polecenia.
- Gildas! - Skinęła na jednego z dworaków. - Wezwij ojca Kildana - poleciła.
- Aidan, Derva! Zajmiecie się przygotowaniem do zaślubin. Już! - Podniosła głos, nie widząc natychmiastowej reakcji.
Wymienieni skłonili się nisko i wybiegli z sali.
Garet nie był pewien, czy polecenia Herri zostaną wykonane zgodnie z jej wolą, ale wyglądało na to, że księżniczka jest pewna siebie.
Po chwili, dłuższej chwili, gdy Garet zaczął się odrobinę niepokoić, w komnacie pojawił się Gildas, poprzedzający starszego mężczyznę w ciemnej szacie.
- Ojcze Kildanie! - Herri skłoniła lekko głowę, ukłon mężczyzny był trochę głębszy. - Ze względu na żałobę w rodzinie ślub będzie skromny. Mam nadzieję, że kaplica jest gotowa.
Na twarzy kapłana zbyt wielkiego zachwytu nie było, ale i wahanie również się nie pojawiło. Najwyraźniej Kildan został poinformowany o zdarzeniach, jakie miały miejsce w zamku i wszystko przemyślał.
- Księżniczko. - Kildan skłonił się ponownie, nieco niżej. - Jeśli taka jest twoja wola, ślub może być przeprowadzony natychmiast. Potrzebni będą tylko świadkowie...
Kildan mówił, a księżniczka wydawała polecenia.
Ślub książęcej córki nie mógł się odbyć w tak prosty sposób, jak ślub wieśniaka czy myśliwego, którym wystarczało ślubowanie wobec bogów. Tu trzeba było zapisać całą płachtę pergaminu. O innych 'ozdobnikach' nawet nie warto było wspominać, jako że jedynym elementem, który Garet uznał za potrzebny, były pierścienie, którymi narzeczeni mieli się wymienić.
No i panna młoda musiała się przygotować, chociaż jej strój odbiegał znacznie wyglądem od tradycyjnych sukien ślubnych.


W końcu jednak przygotowania się skończyły i młoda para znalazła się przed obliczem kapłana.
- Kto oddaje tego mężczyznę...?
Garet przez moment zastanowił się, kiedy rodzina mu wybaczy, że wziął ślub nie zapraszając, ani nawet nie zawiadamiając nikogo z nich.
- Ja! - powiedziała Rubin, a kapłan nawet nie spytał, jakie ona ma prawa ku temu.
W zastępstwie nieżyjącego ojca Herri poprowadził do ołtarza marszałek dworu, wiekowy mężczyzna, który traktował dziewczynę jak własną córkę.

- Czy chcesz... czy ślubujesz...
Ani Garet, ani Herri nawet się nie zająknęli, mówiąc sakramentalne "TAK".
- Jesteście mężem i żoną - ogłosił Kildan.
Gdy wszystkie formalności zostały wypełnione i padło tradycyjne "Teraz możesz pocałować pannę młodą" Garet zachował takt i opanowanie i złożył na ustach Herri delikatny pocałunek. Na tyle, by okazać swe zainteresowanie i nie przestraszyć swej nowo poślubionej małżonki. A potem powtórzył pocałunek w mniej już oficjalny sposób.

Oklaski (być może nieco wymuszone) i okrzyki radości (nie do końca szczere, przynajmniej w wykonaniu niektórych) towarzyszyły młodej parze wychodzącej z kaplicy. Za to kwiaty, jakimi obrzucono małżonków były całkowicie autentyczne.
Na najprzyjemniejszy jednak moment pierwszego dnia małżeństwa, noc poślubną, trzeba było jednak poczekać. Równie ważna (z punktu widzenia dobra państwa) była koronacja, którą trzeba było przeprowadzić jak najszybciej - by jak najszybciej móc zawiadomić wszystkich, że na tronie nastąpiła zmiana. Posłańcy powinni wyruszyć ledwo Garet zasiądzie na tronie.

W Darrenie procedura koronacji nie była zbyt skomplikowana. Przewodniczący Rady Królewskiej wymieniał imię pretendenta, a następnie wręczał mu koronę, berło i jabłko.
Zebranie Rady Królewskiej mogłoby być nieco utrudnione, bowiem niektórzy z jej członków przebywali daleko, na wojnie, a ich powrót mógł być nieco opóźniony.
Na szczęście nieżyjący już król Zhanes zdecydowanie uprościł przebieg całej uroczystości. Nie czekając na decyzję Rady zasiadł na tronie, stawiając wszystkich przed faktem dokonanym. A potem królewskim edyktem pozbawił Radę Królewska wszelkich praw. Ewentualni niezadowoleni z takiego rozwiązania szybko zrozumieli swój błąd.
Z obecnych w zamku Radę Królewską reprezentowały dwie osoby - kanclerz Dorell i lord Revelin. Nadawali się idealnie na świadków, ale Garet nie miał zamiaru korzystać z ich pomocy podczas samej koronacji. Miał kogoś, kto znacznie lepiej nadawał się do wręczenia korony osobie, która zasiądzie na tronie.
Osobom, bo przecież koronowani mieli zostać oboje.

Korona, wręczona Herri, była nieco mniej okazała niż ta, która chwilę później trafiła na głowę Gareta. Zhanes miał swoje przyzwyczajenia, między innymi takie, że nikt nie mógł go w żaden sposób przyćmić. Dotyczyło to tak korony, jak i tronu, z tym, że tron był tylko jeden, co stworzyło pewne problemy, bowiem zbudowanie drugiego w tak krótkim czasie nie wchodziło w grę, a siadanie w dwie osoby na jednym stołku...
Na szczęście w latach przed rządami Zhanesa panowało większe równouprawnienie i w zakamarkach pałacowego skarbca znalazł się drugi tron, który paru pałacowych osiłków z trudem przytargało do sali tronowej, z której jakiś czas wcześniej zabrano ciało nieżyjącego już króla.



Imiona nowych władców wygłosiła Rubin, a koronacji nowi władcy dokonali samodzielnie - Garet ukoronował Herri, a ona - jego.
I razem odebrali przysięgę od zebranych.

Na szczęście już jakiś czas temu Darren odeszło od obyczaju pokładzin...

* * *

Czy żyli długo i szczęśliwie? Czy Rubin znalazła wyspę z opowieści Yagmura?
To już jest temat na całkiem inne opowiadanie.

KONIEC


 
Kerm jest offline