Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 21:07   #14
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Koszmar nocy pozostawił po sobie ślady. Nie chodziło tylko o fizyczne zmęczenie, które spokojnie potrafił przezwyciężyć. Większy niepokój zasiały projekcje, których doświadczył. Momentami czuł jeszcze namacalny ból w lewym ramieniu i udzie. Wspominał moment, kiedy pokrwawiony wpadał w lodowatą toń, paraliżującą go, jak gdyby zanurzył głowę w przerębel. Co do wcześniejszej wizji skonstatował, że nigdy nie przyszło mu walczyć wspólnie z wojownikami jego własnej rasy, po śmierci Alkira najmował się tylko w ludzkiej flocie. Nigdy, mimo iż żywił takie ukryte pragnienie, nie należał do świata Wysokich Elfów. Te, które spotykał, traktowały go jak odszczepieńca, który nie potrafi mówić w ich języku. Ludzie zaś byli często pełni uprzedzeń i tajonej wrogości. Chociaż wiele lat spędził na kliprze swego przybranego ojca, po jego odejściu, część z nich dała upust tłumionym emocjom. Z tego powodu Weddien skazany został na to, aby wieść żywot wędrowca...

Zakupy poszły sprawnie i pozwoliły chwilowo zapomnieć o przykrych wspomnieniach. Nawet widok krasnoludów, nie popsuł mu nastroju. Zdążył bowiem przyzwyczaić się do ich niechętnych spojrzeń i pomruków. Chwilami bawiło go trochę te napuszenie krasnoludzkich weteranów. Przecież jako nieludzie na pewno spotkali się kiedyś z niechęcią czy wyszydzeniem. Zamiast grzać kości gdzieś pod rodzimą górą, tułali się po świecie, nosząc żałobne opaski. Nie wątpił w ich waleczność, bo spotkał już w swoim życiu podobnych im najemników, a ich blizny mówiły wiele o ścieżce, którą wytrwale podążali. Nie potrafił jednak zrozumieć manifestowanej wyższości wobec innych, tym bardziej wobec elfów. Nie można tego było tłumaczyć wyłącznie wojnami z zamierzchłych czasów. Wydawało mu się, że ci krępi wojownicy spod poszarpanego sztandaru są reliktem, który buduje swoją tożsamość na historii krzywd. On jako elf wychowany z dala od Ulthuanu, był wolny od tego rodzaju obciążeń...

Wreszcie ruszyli w drogę. Już od początku zimno dało mu się we znaki. Nawet futro z renifera nie chroniło go przed przejmującym chlastaniem przez północny wiatr. To, że zamykał pochód miało swoje dobre strony. Piechurzy przed nim wydeptywali nieco szlak, ułatwiając mu stąpanie nawet po głębszym śniegu.

Widok martwych nie wstrząsnął nim zanadto, pomimo bestialskiego potraktowania ciał. Norska nie wybaczała błędów... Przyglądał się wnikliwie miejscu masakry, próbując ocenić skąd nastąpił atak, kiedy współtowarzysze znaleźli pakunek, który w jednej chwili skomplikował sytuację ich wszystkich... Krasnoludy okazały wiele troskliwości, kłócącej się z ich szorstką powierzchownością. Kiedy Norsi milczeli Muirehen niespodziewanie odpowiedział Galebowi.
- Nie znam aż na tyle tutejszych obyczajów... z pewnością są brutalne jak mieszkańcy tej krainy... - bez trudu można było wyczuć, co ma na myśli.
- Ponieważ sam zostałem kiedyś cudem odnaleziony i ocalony przez ludzi u wybrzeży Yvress... - kontynuował, a na jego twarzy pojawił się dziwny do opisania grymas. - ... wiem, że musimy zaopiekować się tym dzieckiem. - dokończył zaskakująco stanowczym tonem.

Elf odszedł od grupy i zaczął przyglądać się okolicy, jakby szukając już odpowiedniego miejsca do rozbicia obozowiska...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 14-03-2016 o 21:17.
Deszatie jest offline