Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 21:14   #105
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pajęczy Zagajnik, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Zmierzch


Słońce powoli chyliło się ku zachodowi oświetlając puszczę swym czerwonożółtym blaskiem. Ukośne promienie lekko złociły leśne runo, które zaścielone świeżymi kroplami deszczu lśniło jakby zostało usłane milionami drobnych diamentów. Było cicho, wyczuwało się głęboki spokój starożytnej kniei, która porastała tę ziemię od tysiącleci. Wśród krzewów nie czaili się wrogowie, drogi nie zagradzały trupy, a z konarów nie zwisały wisielce. Jeno prosty udeptany szlak, który ginął w oddali za ścianą drzew i zarośli.
Byli sami. Tylko drozdy krzątały się wokół, bezszumnie przelatując nad głowami zmęczonych podróżą wędrowców. Gdzieś w oddali dało się usłyszeć charakterystyczne stukanie dzięcioła, które echem niosło się wśród drzew, sprawiając iż niemożliwym było wskazanie kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Pośród zarośniętych trawą wzgórz kryły się dzikie króliki, ostrożnie wystawiające głowy ponad źdźbła w poszukiwaniu drapieżników, a po rozłożystych konarach wiekowych dębów przebiegały wiewiórki, dla których był to ostatni dzwonek przed nadejściem zimy.
Pomimo panującej wokół ciszy, puszcza wydawała się tętnić życiem. Te do niedawna niegościnne miejsce stało się na powrót przyjazne wędrowcom, tak jakby ktoś odczarował zły urok rzucony za niepamiętnych czasów. Był to niezwykły widok, lecz był tylko iluzją, o której dobrze wiedział każdy mieszkaniec Ostlandu.


Kilka godzin później, ten sam las, ta sama ścieżka, zupełnie inny świat. Wraz z ostatnimi promieniami słońca zanikającymi za horyzontem koszmar powrócił. Cienie wydłużyły się, skrywając starożytną knieje w niezmąconych ciemnościach, wśród których kryły się istoty z piekła rodem. Zamiast rozśpiewanych ptaków, wcześniej z gracją lawirujących wśród drzew, nad głowami dało się usłyszeć niepokojący trzepot wielkich skrzydeł oraz towarzyszący im skrzek spłoszonych kruków. Wesoło kicające króliki zastąpione zostały przez horrory rodem z najgorszych koszmarów, kryjące się na skraju widzianego świata, tak jakby istniały tylko na granicy wyobraźni i rzeczywistości. Najgorsza w tym wszystkim była cisza; cisza, która sprawiała, że każdy źle postawiony krok brzmiał jak fałszywie zagrana nuta na skrzypcach. Cisza tak przenikliwa, że człowiekowi samoczynnie jeżyły się włosy na karku; że własny głos wydawał się obcy i nienaturalnie wypaczony.
W tak ponurych warunkach przyszło podróżować mieszkańcom Krausnick przez nieprzyjazny im las, który skrywał w swym spaczonym sercu wiele mrocznych tajemnic nieprzeznaczonych ludzkim oczom. Pierwotne zło, które czaiło się wśród cieni, uważnie przyglądało się każdemu intruzowi, jakby tylko czekało na właściwy moment do ataku. A ten miał nadejść niebawem…


Wąska, porośnięta trawą i przeszyta wyrastającymi korzeniami ścieżka prowadziła ich dalej na południe. Na czele pochodu szedł Klaus wraz z towarzyszącym mu Magnusem. Dwaj myśliwi uważnie rozglądali się dookoła w poszukiwaniu śladów zwierzoludzi, których w okolicy było wyjątkowo dużo, co mogło oznaczać ich niecodziennie duże zgrupowanie. W ich otoczeniu znaleźli też mniejsze ślady, niewątpliwie należące do porwanych mieszkańców, a także znacznie świeższe, których właścicielami z całą pewnością musieli być najemnicy Lamberta.
W pewnym momencie zwiadowcy zauważyli, że trop gwałtownie zmienia kierunek. Większa część najeźdźców wraz z grupą uprowadzonych ruszyła ukrytą wśród zarośli ścieżką, która prowadziła na południowy-wschód. Po krótkiej naradzie podjęto decyzję, aby udać się śladem liczniejszego oddziału, wiedząc, że drugi gościniec będzie pilnowany przez Lamberta i jego ludzi.
Dość szybko okazało się, że był to właściwy wybór, gdyż na swojej drodze natknęli się na zwisających z konarów drzew wisielców. Ragush pogrywał sobie z nimi, zostawiając co kilka kilometrów krwawy ślad po sobie w postaci zabitych mieszkańców Krausnick. Wszystko wskazywało też na to, że uważnie dobierał sobie ofiary, albowiem wśród trupów nie znaleziono nikogo kto byłby bliżej spokrewniony ze ścigającymi najeźdźców chłopami. Ten fakt jeszcze bardziej ich zaniepokoił, gdyż musiał oznaczać, że wróg wiedział o nich znacznie więcej niżby tego chcieli. Nie tylko znał kierunek ich marszu, samemu prowadząc ich za rączkę przez las, ale najwyraźniej zdążył też wydusić z uprowadzonych rodzin wszelkie potrzebne mu informacje. Sama myśl o krzywdach jakie mogły spotkać ocalałych potrafiła zmrozić krew w żyłach chłopstwu z Krausnick, choć niektórym udało się przeobrazić strach w nieokiełznany gniew, który tylko czekał żeby został wyładowanym.


Trop prowadził wśród drzew, które porastały gęste pajęcze sieci. Z każdym przebytym przez las kilometrem, zwiększały one swój rozmiar, aż w końcu stworzyły falujące na wietrze morze lepkich, jedwabnych nici, które połyskiwały w blasku ostatnich promieni zachodzącego słońca. Miejscami ślady po najeźdźcach urywały się, tak jakby nauczyli się lewitować. Co gorsza; grunt stawał się twardszy i coraz trudniej było znaleźć właściwy trop, który już od jakiegoś czasu był na tyle niewyraźny, że ciężko było stwierdzić czy idą we właściwym kierunku. Nie było już odwrotu, musieli iść przed siebie zdani na łaskę bogów.
Ostrożnie poruszając się wśród pokrytych pajęczymi sieciami drzew, bohaterowie stanęli naprzeciw wyjątkowo egzotycznie wyglądających roślin. Kilka wyrastających przed nimi buków, porastały podobne do siebie czerwonoczarne kwiaty, które były niewiele większe od ludzkiej głowy. Ich kielichy były zamknięte, a ze szypułek wyrastały długie i bardzo liczne kolce, na których bała się usiąść nawet mucha. Pod jednym z drzew, które wyglądało jakby miało się zaraz przewrócić, krył się wyjątkowo wielki kwiat o kształcie dzbanku, który był tego samego koloru co reszta inwazyjnych roślin. Jako jedyny połyskiwał bladym czerwonym światłem, które wydawało się bić z jego wnętrza. Reszta kwiatów połączona była z nim długimi łodygami, które niczym pnącza okalały drzewa i ziemię.
- Coś co z natury ma taki kolor nie może oznaczać nic dobrego - zauważył Schulz, spoglądając na zagradzające im ścieżkę chwasty. Na jego pokrytej głębokimi zmarszczkami twarzy po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawił się strach. To miejsce napawało go niepokojem, a każdy kolejny zakręt odkrywał przed nimi coraz bardziej przerażające widoki.
- Lepiej zawróćmy. Znajdziemy inną drogę i ominiemy te rośliny. Nie mam za grosz zaufania do tego lasu - dodał po chwili, po czym odwrócił się, aby wrócić tą samą ścieżką, kiedy nagle otaczające wędrowców po obu stronach leśnego gościńca morze pajęczyn naciągnęło się i posłało liczne fale w przeciwnym do Schulza kierunku, trochę tak jakby ktoś chwycił za koniec dywanu i mocno nim potrząsnął w powietrzu.
Na ścieżce za nimi pojawiły się w odległości kilkudziesięciu metrów gigantyczne, nabrzmiałe pająki, które opuściły się na ziemię po sieciach zwisających z drzew. Grube, chitynowe pancerze porastało delikatne włosie, które szczególnie liczne było na ich długich odnóżach. Wszystkie bestie posiadały zakończone jadowitymi szczękoczułkami głowy, które z każdej strony otaczały niewielkie oczka, lecz na samym przodzie miały po dwa ślepia wielkości talerzy od zupy, w których można było się przejrzeć jak w zwierciadle. Pod masywnymi cielskami rozpędzonych pająków, zdolna unieść człowieka sieć prężyła się i darła jak kartka papieru, zwiastując ich nadejście.

Wróg był coraz bliżej, a chłopi mieli do wyboru stawić mu czoło lub uciekać w stronę egzotycznych roślin, które blokowały im drogę.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline