Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 21:36   #45
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Zhar-kan uśmiechnął się lekko gdy skończył czytać wiadomość. Brianna bywała… Ciężka do opanowania. W zasadzie prawidłowo byłoby powiedzieć że była niemożliwa do opanowania, o choćby przekonaniu jej do zmiany planów nie wspominając. Zdecydowanie musiał odwiedzić stolicę. W zasadzie… Wciąż miał niezakończone zadanie, a miał przeczucie że na Coruscant może zdobyć kilka odpowiedzi. Nagle statek którym podróżował wypadł z nadprzestrzeni, a gdzieś z trzewi pojazdu dobiegło go wołanie
- Jesteśmy nad Yag’Dhul, lądujemy za 20 minut.
- Dzięki, idę zebrać swój sprzęt. - odkrzyknął arkanianin.

Lądowanie poszło bezproblemowo, nie mieli nic do oclenia, Tiburon nie był poszukiwany i szybko znaleźli wolne lądowisko. Sol stanął przed powoli opuszczającą sie rampą i zwrócił się do Reossa.
- Jeszcze raz dzięki za pomoc.
- Za drugim razem sprzedam cię na organy - pozdrowił go w swoim stylu. - Zbieraj punkty, wierzę że ci się uda odrobić swoją punktację.
- Tak zrobię. - odpowiedział najemnik, ostatni raz sprawdzając swój sprzęt. Zbroja działała, karabin na plecach, drobne przedmioty w schowkach, wibroostrze u pasa. - Powodzenia. - rzucił, schodząc na powierzchnię planety.
Ruch był spory. W końcu przecinały się tutaj dwa szlaki handlowe. Gdyby Sol chciał, to bez problemu mógł znaleźć transport do któregokolwiek z krańców galaktyki.
Nie wiedział kto i kiedy po niego przyleci. Reoss po prostu przekazał, że ma czekać w kantynie Jehaave w okolicach kosmoportu w stolicy Yag'dhul, Dodecapolis.
Niespecjalnie mając na to ochotę zadecydował że wykona ten rozkaz i najwyżej przekona osobę która po niego przyleci że jego droga wiedzie gdzie indziej. Z tą myślą zaczął szukać trzech rzeczy. Transportu do kantyny, czegoś do żarcia i solidnych przeciwsłonecznych okularów. Albo czegoś co mogło choć nieco odciążyć jego delikatne oczy.
Planeta była duża, a w związku z tym jego małe zakupy nie sprawiły mu najmniejszych kłopotów. Całkiem niezłe okulary, zaprojektowane dla Nautolan, a w związku z tym przysysające się do twarzy kupił za okrąglutkie sto kredytów. Kolejne dziesięć wydał na BanthaBurgera, jego ulubione "szybkie" żarcie. Z odrobiną zawodu zauważył że używali tutaj innych składników, ponieważ smak, choć znajomy, był inny. Gdy skończył jeść ruszył znaleźć jakąś taksówkę która miałaby go zawieźć do kantyny.
Kierowcy raczej nie zabijali się między sobą, żeby wziąć od niego zlecenie, choć było ich sporo na postoju. Ruch był tam jednak spory, więc starali się wyłapywać takich, którzy wyglądali bardziej dostatnio.
Dopiero gdy sam się zgłosił do jednej z nich, to obsługujący ten sektor givin skierował go do jednej z nieco bardziej obszarpanych taksówek, prowadzonej przez droida. Podał adres i ruszył.
Yag'Dhul nie był tak popularny jak Korelia, w dodatku projektanci nie byli takimi wizjonerami jak ich odpowiednicy z owego ludzkiego świata środka, ale ich dzieła miały swoje grono nabywców.
Pochodzące stąd statki cechował olbrzymi pragmatyzm i swoista prostota. Statki bywały siermiężne, ale praktycznie w ogóle się nie psuły. Jeśli natomiast już coś takiego się przytrafiło, to mechanikowi wystarczył zazwyczaj duży młot i trzy pieprznięcia w silniki.
Nie bez kozery istniało powiedzenie, że najlepsze statki to koreliańskie frachtowce z yag'dhulskimi silnikami.
Podróż taksówką strasznie mu się dłużyła, a sytuacji nie poprawiał fakt że droid został wyraźnie zaprogramowany by prowadził z klientem lekką konwersację. W końcu zirytowany najemnik rzucił do blaszaka - Mógłbyś się przymknąć? Chcę podróżować w ciszy. - Na co droid wylał z siebie serię przeprosin zanim w końcu umilkł. I cisza trwała aż dotarli na miejsce. Sol zapłacił za transport i wysiadł, odruchowo uruchamiając tarcze.


Ruch był spory. Tak naprawdę jedyne wolne miejsce przy barze było pomiędzy twileczką zajętą datapadem a śpiącym nad drinkiem devaronianinem.
Sol wepchnął się z trudem między nieznajomych, a sprawy nie ułatwiał pancerz który wciąż na sobie nosił. Po chwili namysłu wyłączył tarcze, w takim tłumie i tak byłoby ciężko w niego trafić z większej odległości, a z małej nic by mu nie pomogły. Poczekał aż barman zwrócił na niego uwagę.
- Whisky, najlepiej koreliańską. - złożył zamówienie i kątem oka spojrzał na datapad twileczki.
Niebieskoskóra przeglądała bardzo szybko jakąś listę z nazwiskami. Przeskakiwała zbyt szybko, żeby zdołał cokolwiek odczytać.
- Oaoo aoro aohu rcoorhahcuf? aooo scooshwo scahwoshcoawo, ohroakrawa!|
- dobiegł warkot zza jego pleców.
Odwracając głowę Zhar-kan zobaczył wielkiego wookiego z dwoma wibroostrzami na plecach. Prawa ręka futrzaka była bezwłosa, pokryta paskudnymi bliznami po oparzeniach. Wyglądało o tyle paskudnie co budziło respekt, bo włosy nie zasłaniały już potężnych splotów mięśni.
- Shwocufoaufwo aohu cahwowaufahcuf?!
- Och, daj spokój Wielki Zet. - mruknęła do wookiego twileczka odwracając się w kierunku najemnika. - Ale ty rzeczywiście zająłeś jego miejsce.
- No cóż, nie było podpisane. - odpowiedział Sol, biorąc do ręki szklankę ze swoim zamówieniem. Podniósł się i z trudem wypchnął spomiędzy twileczki i drugiego przybysza. - Proszę, powodzenia w wepchnięciu się tutaj. - po czym szturchnął śpiącego devaronianina.
Wookie po odejściu Sola po prostu chwycił za ramię śpiącego i bezceremonialnie zrzucił go z krzesła, po czym rozsiadł się wygodniej.
Lądujac na podłodze zapity mężczyzna nagle się wybudził, ale szybko przeszła mu ochota na bójkę widząc, z kim miałby do czynienia. Pozbierał się i wyszedł z knajpy z przysłowiowo podkulonym ogonem.
- Dzięki? - skwitował całe zajście najemnik, siadając na brzegu świeżo zwolnionego stołka. Nie śpiesząc się zaczął sączyć swój trunek, rozglądając się przy tym w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy.
Było pełno obcych, ale ani jednego rodzimego grivina. Wszystko wskazywało na to, że gośćmi są jedynie osoby będące przelotem tak jak on sam.
Wyglądało więc na to że spędzi tutaj nieco czasu, a w związku z tym będzie musiał znaleźć sobie nocleg. Barman chętnie podpowiedział że akurat mają wolne kwatery, co prawda cena była wysoka, ale nie miał innego wyboru. Pożegnał się ze sporą częścią swoich oszczędności, ale w zamian dostał kartę magnetyczną do pokoju, oraz butelkę skosztowanej dopiero co whisky. Kulturalnie pożegnał się z twileczką i wookiem, po czym ruszył do swojego pokoju.
Pomieszczenie było schludne. I było to właściwie wszystko co można było na jego temat powiedzieć. Nie było zbyt duże, ale nie było też specjalnie małe. Łóżko było proste, z twardym materacem i pościelą która bez wątpienia była świeża. Do tego malutki stoliczek, pojedyncze krzesło i wbudowana w ścianę szafa uzupełniały wystrój. Z satysfakcją zauważył port do podłączenia się pod ekstranet, zlokalizowany tuż za łóżkiem. Sol podpiął swój datapad i zalogował się na swojego maila. Połączenie najprawdopodobniej nie było tutaj szyfrowane, ale nauczył się od Młodej kilku sztuczek, z których miał zamiar teraz skorzystać by zapewnić sobie w sieci odrobinę anonimowości. Potem miał zamiar przejrzeć zdjęcia wszystkich kadetów wojskowych akademii z ostatnich dziesięciu lat i obecnych komandosów. Chciał dowiedzieć się jak kobieta która go niemal zabiła miała na imię.
 
Zaalaos jest offline