Algrim słuchał przemowy Edgara i przypomniał sobie, że przecież już w drodze do Altdorfu narzekał jakich pewno mu przydzielą towarzyszy. Co gorsza idealnie zgadł skład drużyny. Można by polemizować w przypadku, ale elfi facet to prawie jak kobieta. Szkoda w sumie że szpiczasty nie okazał się babą. Wtedy wszelkie jego humory można by zwalić na babskie przypadłości i byłby spokój, a tak...
Najsampierw wypadałoby trochę wlać oleju do głowy zakutemu pięknoduchowi. Dobrze, że przynajmniej jest szansa, że baron nie wypadł sroce spod ogona.
-
Wasza pancerna miecznikowość - zwrócił się krasnolud do rycerza -
Kiedy ja i ten tutaj chudzielec - wskazał Algrim kciukiem na elfa -
byliśmy uczeni walczyć bronią to twój dziad nie miał nawet w planach twojego ojca, więc tu nie wyskakuj z historycznymi wstawkami w obecności Starszych Ras, bo to słabo wygląda.
-
Nie mówiąc o tym - rzekł Algrim poprawiając się w siodle -
że trzeba, waszą pancerność, uświadomić odnośnie pewnego porządku rzeczy. Na tym świecie sytuacja jest przesrana, a twoja "normalność" to okresowe przejście w stan zaszczany.
Ponieważ zanosiło się na dłuższą opowieść Algrim odpiął od tobołów bukłak i przepłukał gardło wodą. Alkohol wolał zostawić sobie na celebrację pierwszej bitki.
- W Imperium nieustannie żrecie się, a jedyny moment zjednoczenia jest wtedy kiedy dostajecie srogi wpierdol i żeby wszystkiego nie przejebać postanawiacie się zakopać topór wojenny. Ale kiedy tylko nastaje spokój szlachta odkopuje go i walczy o wpływy. Tego nawet Imperator, potomek Sigmara nie powstrzyma. Ten zaszczany okres może tylko pojawiać się dlatego, że my, mieszkające w górach krasnoludy, jesteśmy waszym pierdolonym buforem przez zielonoskórymi, skavenami i Chaosem, który zamiast łazić przez Północ z chęcią najechałby was od Wschodu. Tyle macie szczęścia że Imperium jest otoczone przez zamieszkane łańcuchy górskie. - Algrim machnął ręką -
Niziołki bronią was przed pomniejszymi najazdami nieumarłych z przeklętej Sylvanii. Jedynie wybrzeże macie niechronione i podziemia pod Imperium. Skwapliwie korzystają z tego elficcy korsarze, Norsmeni i skaveny. O tych ostatnich nawet wam się nie mówi, bo byście się posrali wiedząc, że w głębinach pod Skałą Ulryka, Talabheim i pod waszą stolicą mieszczą się gniazda tych gnid mnożących się szybciej niż szczury.
Nadal trzymając bukłak w garści Algrim wyprostował palec wskazujący i jakby pogroził nim rycerzowi.
-
Na tym świecie jest tyle plugastw, że nigdy tych wszystkich zaraz nie wytępisz. Prawdziwy, nie ten wymarzony, normalny świat to ponury świat niebezpiecznych przygód w którym wojna, bida i smród to jedyne co jest pewne i niezmienne. Ale... - tutaj znów przepłukał gardło -
Ale ten świat tak czy tak potrzebuje takich zabijaków jak my, wasza panterskość, bo inaczej w ogóle by go nie było.
Dumając nad swoimi słowami Algrim podrapał się pod irokezem.
-
Wąski... - zwrócił się do elfa -
A wy to Imperium przed czymś bronicie prócz zielonymi i zwierzoludziami co się po lasach kryją? Jakieś strategiczne znaczenie macie dla tej niewdzięcznej ludzkiej krainy?