Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2016, 23:54   #8
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ruszyli. Wreszcie, po niekończących się, jak się Teri zdawało, gatkach o niczym i pieprzeniu trzy po trzy, ruszyli. Odetchnęła z ulgą delikatnie podszytą niepokojem, jednak miała to w dupie. Cokolwiek miało ją spotkać za bramą i tak wydawało się lepsze od tego syfu, który za sobą zostawiała.
Pierwsze pół kilometra dała radę przebyć z głupią nadzieją, że jednak da radę wyjść z tego bez większych oznak słabości, które napełniłyby jej usta goryczą. Gówno prawda… Kolejne kroki zdawały się trudniejsze, oddech uparcie wtłaczany w płuca powodował więcej bólu niż ulgi. Starała się ignorować wszystkie objawy wyczerpania, jakie wysyłało do jej mózgu ciało, jednak sztuka ta wychodziła jej tylko przez krótki odcinek drogi. Gdyby nie to, że oddech się jej rwał, z przyjemnością wypuściłaby z ust wiązankę, której nie powstydziłyby się dziwki z piątego.
Uparła się jednak. Wargi miały tego pecha, że przyszło im zapłacić za ów upór. Starała się nie rozgryźć ich. Skupiła na tym myśli, rozważając powoli każdą nieprzyjemną konsekwencję takiego czynu. Później te przyjemne. Na koniec posłała kolejną, niemą wiązankę kierowaną w stronę tego pierdolonego świata, w którym przyszło jej żyć.
Nic to jednak… Wiedziała, że da radę bo zwyczajnie była zbyt zawzięta by nie dać. Trzymała się uparcie na powierzchni, bo tam było jej miejsce. Przeczesywała wzrokiem okolicę, zajmując myśli rozgryzaniem wszystkich, nawet najdrobniejszych elementów krajobrazu jakie była w stanie dostrzec. Wszystko, byle tylko nie myśleć o wzmagającym się bólu i własnej słabości.

Gdy podły podsunął jej pod nos piersiówkę, w pierwszej chwili miała ochotę zrezygnować z kosztowania jej zawartości. To w końcu był Rhys, cholera wiedziała co kryło się za tym gestem. Nie mogło to jednak być coś, co by jej miało zaszkodzić. W innym wypadku nie piłby tego, co piersiówka zawierała. Zepchnęła więc wszelkie ale i skorzystała z tego, że Aidan jest zbyt zajęty pilnowaniem trasy, którą mieli podążać.
Ulga sprawiła, że miała ochotę podziękować Podłemu w nieco inny sposób niż lekkie skinięcie głową. Była to bardzo krótka chwila szaleństwa, która minęła pod naporem rzeczywistości. Istniała spora szansa, że nie będzie się musiała obawiać tego, co czeka na nich na końcu drogi bo zwyczajnie wyciągnie kopyta zanim tam w ogóle dotrą. Poddanie się jednak nie leżało w jej naturze. Walczyła od urodzenia i ani myślała zamienić się w pieprzonego trupa tylko dlatego, że na jej drodze pojawiły się przeciwności. Jak będzie musiała to stanie do walki z własnym ciałem i wygra, bo innej opcji nie zamierzała brać pod uwagę. Ciekawiło ją czego Rhys sobie później zażyczy, bo w to że był to gest serca, pozbawiony haka, nie wierzyła. I chociażby dla szansy zdobycia tej wiedzy, zamierzała przetrwać.

Niepokój wzbudzał w niej nie tylko jej własny stan, ale i Aidana. Zwykle nie miała zwyczaju przejmować się innymi, jednak on był tu istotny. Czy faktycznie, czy też tylko dlatego, że ona tak chciała, nie miało znaczenia. Jego gorączka ją niepokoiła. W trakcie tych razów, gdy lądowała pod nim, miała wrażenie że zaraz śnieg zacznie wokół nich topnieć. Gorący facet… Problem w tym, że w tym konkretnym wypadku wolałaby go w ciut zimniejszym wydaniu. Nie odezwała się jednak bo ani miejsce do takiej rozmowy nie było odpowiednie ani też czas. Odsunęła więc ten chwilowo nikomu niepotrzebny dzwonek alarmowy i skupiła się na przebieraniu opornymi nogami. Był dorosły… Niekoniecznie mądry, ale na to nie mogła nic poradzić. Jak będzie trzeba to go dobije. O ile sama wcześniej nie padnie…

Mury, a raczej to co z nich zostało, a co okazało się ich przystankiem, powitała z ulgą. Widok lądującego na plecach Rhysa poprawił jej humor w stopniu znacznym, zbytnio jednak była zajęta pompowaniem powietrza do płuc by skorzystać z okazji do wbicia mu szpili.
- Mieliśmy dobre tempo - Aidan wydawał się być zadowolony, w przeciwieństwie do Teri, która była równie radosna w tej chwili co słoneczko w trakcie burzy. - Kwadrans na odpoczynek i idziemy dalej.
Po namyśle i paru chwiejnych krokach, zdecydowała się zająć miejsce pod ścianą, jednak nie za daleko Ortegi. Nie chciała siadać ani tym bardziej leżeć. Musiała utrzymać się w pionie, a oparcie pleców o stabilne podłoże brzmiało w jej myślach wystarczająco rozsądnie. Odpoczywać można było na różne sposoby. Ten, który wybrała miał tą zaletę, że nie niósł ze sobą ryzyka zastania i niemożliwości ponownego zmuszenia ich do ruchu. Znała ból, który temu towarzyszył, więc zamiast korzystać z bezruchu i poświęcić go na lenistwo, skupiła się na powolnym napinaniu i rozluźnianiu mięśni. Całkiem jak po ostrej rundce ćwiczeń w Trupiarni. Najpierw te mniej istotne, powoli wspinając się ku tym ważniejszym, by na koniec poświęcić dłuższą chwilę tym, które ucierpiały najbardziej. Kontrola nad ciałem była dla niej bardzo ważna i nie zamierzała pozwalać by utracić ją na dłużej niż było to absolutnie konieczne.

Przy okazji tych czynności obserwowała zbieraninę, która jej towarzyszyła. Jej wzrok bez wątpienia tkwił dłużej przy Podłym i Aidanie, jednak nie pominęła nikogo. Ich zachowania były cennymi informacjami, których nie powinno się ignorować tylko dlatego, że się jest wykończonym.
Zdjęła plecak i zajęła się barkami. Miała ochotę sięgnąć po butelkę ale powstrzymała tą ochotę. Zamiast tego wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła ją na nożu, a następnie wyjęła go. Ciche “klik” było powitaniem starego przyjaciela. Z nim u boku mogła stawić czoła tej piekielnej drodze bowiem tylko jemu ufała. Ostrze jeszcze nigdy jej nie zdradziło. Zawsze w pobliżu, zawsze gotowe by przyjść z pomocą. Dające i wymagające, to fakt, zasady jednak były jej znane i akceptowała je w pełni.

Czekała cierpliwie. Tak jak wtedy gdy biwakowali zanim Ortega przyprowadził Alisę, tak i teraz nie miała zamiaru rozpoczynać pogaduch. Słuchała i przyglądała się, przesuwając opuszkami palców po głowni.
 

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-12-2016 o 03:46.
Grave Witch jest offline