Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 18:13   #53
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Mogło się to wydać zaskakującym, lecz Eshte nie za dobrze radziła sobie z ciszą.
Z natury została obdarzona ciętym języczkiem oraz ustami, które nie zamykały się ani w obecności wieśniaków, ani karczemnych gości o wątpliwej kulturze osobistej, ani wystrojonych szlachciurek, a gdyby tylko dać im okazję, to zapewne nawet obecność jakiegoś wielkiego władcy nie byłaby w stanie ich uciszyć. W końcu nawet swym zwierzęcym towarzyszom podróży umilała czas opowiastkami i ani trochę jej nie zrażało, że niekoniecznie jej odpowiadały. Tam, gdzie inni czuli się niezręcznie i preferowali bezpieczeństwo milczenia, ona już otwierała usta, aby zadawać bezczelne pytania, komentować wprost czyjś wygląd lub parsknąć głośnym, rubasznym śmiechem. Przecież po to miała głos, aby go używać.
Zatem przez cały ten czas, który obca kobieta spędziła na lustrowaniu kuglarki spojrzeniem, ona czuła wzbierające w krtani słowa. I wcale nie były to miłe słowa, jakich szlachciurki spodziewały się po powabnych kurtyzanach. Na pewno nie byłoby to coś, co jasnowłosa chciałaby usłyszeć, a i sama Eshte też nie planowała się z nią zaprzyjaźniać. Cisza jednak stawała się męcząca i jakaś taka.. gęsta, jak gdyby prawie można ją było ciąć w powietrzu. Dziwaczne były te dworskie zwyczaje.

Po długiej chwili tej męczarni, elfka ostentacyjnie obrzuciła spojrzeniem najpierw biblioteczkę maga wraz z porozkładanymi naokoło księgami. Następnie powoli skierowała je ku przeciwległej stronie komnaty, gdzie nie tak dawno podkradała wytrychy, które teraz wypełniały jej kieszenie.

-No, jak widać nie ma tutaj czarusia. Niech paniunia wróci później, jeśli tak tęskni za jego słodkim towarzystwem -zawiadomiła uprzejmie, w razie gdyby swoją osobą tak bardzo oczarowała kobietę, że tej umknął brak Thanekryyyysta w komnacie. A jednocześnie uznając to za koniec rozmowy, pochwyciła ponownie w dłoń jeden z wytrychów i znów uwagę swą skupiła na mechanizmie puzderka. Przecież wizja pogawędki o jakichś tam.. damskich pierdółkach z tą złotowłosą nie była nawet w połowie tak kusząca, jak zawartość tego świecidełka. Już i tak właśnie z jej winy elfka musiała się raz jeszcze podjąć tej walki. Bezczelna jakaś, tak nachodzić kogoś.

- A kim ty niby jesteś i co robisz otulając się szatą MOJEGO Tancrista- syknął babsztyl mierząc elfkę wyraźnie nieprzychylnym spojrzeniem. - Kim jesteś i co robisz w pokoju, który nie należy… czy ty...hej! Ty jesteś jakąś złodziejką?!
Nie umknęło jej bowiem majstrowanie kuglarki przy medalionie.

-No przecież, że tak. Ale najwyraźniej niezbyt dobrą, skoro mnie paniunia przyłapała. I na tyle głupią, aby okradać maga, nie? Pewnie zaraz zamienię się w ropuchę albo stanę w płomieniach – przyznała Eshte ze spokojem, nie podnosząc głowy znad swego znaleziska i również nie będąc skorą do wyprowadzania kobiety z tego.. częściowego błędu. Tym bardziej, że jakoś o wiele swobodniej czuła się w roli złodziejki niż kochanki Thaneekryyysta, nawet jeśli tylko i wyłącznie teoretycznej. Chociaż zapewne i tym mogłaby utrzeć damulce ten jej przypudrowany nosek.

Niestety damulka zaczęła mamrotać coś pod nosem, co spowodowało że Skel’kel zasyczał nerwowo odwracając na moment uwagę Eshte od upartego medalionu i przenosząc ją na jasnowłosą damulkę, która swym mamrotaniem przywoływała w swej dłoni… kulę błyskawic.






Cóż… a przynajmniej próbowała, bo w tej chwili w dłoni damulki, była iskrząca kulka, którą blondynka zamierzała użyć jako broni. Oczywiście, pech kuglarki nie opuszczał i musiała trafić akurat na tą z dziesiątek kochanek Ruchacza, która akurat potrafiła czarować!

Eshte na ten widok przymrużyła kocio oczy, a gdyby jeszcze mogła, to zapewne cała zjeżyłaby się na karku. Czy ona nawet za tymi wysokimi murami zamku, w komnacie samego Ruchacza, nie mogła się odgonić od kolejnych kreatur chcących jej wyrządzić krzywdę?! Gdybyż tylko w pełni mogła użyć swej magii, to ta sytuacja mogłaby przybrać nawet całkiem zabawny obrót, w którym laleczka straciłaby pod płomieniami te swoje bujne loki włosów. Ale biedna elfka ciągle czuła na sobie bolesne, ograniczające jej moc, działanie klątwy demona. Musiała więc to rozegrać.. po ludzku.

-Czaruś nie będzie zachwycony, jeśli paniunia swoimi iskierkami zniszczy mu szatę, łoże i jeszcze naruszy jego osobistą przyjaciółeczkę. A złość to podobno piękności szkodzi, nie? Nie ma się przecież co denerwować -powiedziała powoli, nie pomijając jednak przezwiska, które naturalnie nadała tej damulce. Wytrych odłożyła na pościel, a choć nadal siedziała ze skrzyżowanymi nogami, to napięła się cała, w każdej chwili gotowa rzucić się do uniknięcia magicznej kuli. Albo.. przynajmniej do rzucenia się płasko na łoże, bo ani sukienka Arissy, ani szata Thanekryyysta, nie dawały wiele miejsca do popisywania się zwinnością.

- Nie jestem żadną paniunią to złodziejska przechero. Nie wiem jak się tu dostałaś, ale zawołam zaraz straże i one zamkną cię w lochu. A jak zrobisz choć jeden fałszywy ruch to przysmażę cię moją kulą gromów!- to cosik w dłoni blondynki jakoś nie zasługiwało na tą nazwę. Była to bardziej kula iskierek.
Jasnowłosa czarodziejka zresztą zabrała się do realizowania tej groźby krzycząc głośno. - Straaaaaż ! Naaaa pomoooc! Ratuuunku!

Elfka rozchyliła w niedowierzaniu usta.
Czy to się działo naprawdę?! Nie robiła niczego złego, a przynajmniej.. nie zbyt złego - właściwie to była dość grzeczna i Thaneeekryyyst powinien jej później podziękować za zachowanie względnego porządku w komnacie – ale ta laleczka wszczynała panikę, jakby się tutaj paliło, wszystko zostało skradzione, a sama Eshte była jakimś demonem! Że też musiała przyleźć akurat teraz, a nie później, jak mag już wróci. Nie, to wcale nie byłoby lepsze. Mogłaby po prostu wcale się nie zapuszczać w okolice jego sypialni, ot co.

-A ja nie jestem żadną złodziejką, damulko! -warknęła Eshte wściekle, na moment zapominając o swoich „ludzkich” zamiar wobec kobiety krzyczącej wniebogłosy. Miała nadzieję tylko, że jeśli jacyś strażnicy będą mieli czelność przybiec jej na pomoc, to będą zbyt przywiązani do swoich kusiek, aby próbować ruszyć osobistą przyjaciółeczkę czarownika -Thanekryyyst powiedział, że mam się nigdzie stąd nie ruszać, więc zdmuchnij tę swoją kulę gromów, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz tymi iskierkami.

- Tooo kim ty jesteś! I co robisz w komnacie Tancrista ?!
- wrzasnął babsztyl bynajmniej nie mając zamiaru posłuchać sugestii.- I nie wyrażaj się jakbyś była z nim spoufalona. Mój Tancrist z pewnością nie zadaje się takimi podejrzanymi osóbkami jak ty. I czemu nosisz jego płaszcz, co?
Właściwie... czemu?

- No bo jest taki mięciutki i cały pachnie czarusiem -zaświergotała idiotycznie radośnie elfka, wręcz od razu czując do siebie wewnętrzne obrzydzenie. Lubiła jednak burzyć takim wypudrowanym szlachciankom ich marzenia, a ta zdawała się być nadmiernie podekscytowana osobą czarownika. Oczywiście, Eshte ani trochę nie była zazdrosna, po prostu.. o, po prostu chciała zrobić na złość tej rozwrzeszczanej damulce. Nie miało to żadnego związku z osobą Ruchacza.
Ujęła dłońmi za kołnierz szaty i uniosła go, aby móc z trudem odgrywaną przyjemnością wtulić w niego twarz dla podkreślenia swych słów -Musiałam coś zarzucić na siebie. Moja sukienka się porwała, kiedy Than.. -urwała uświadamiając sobie, że w swym roztrzepaniu powiedziała zbyt wiele. Przypadkiem tak, no przecież, że nie chciała zirytować laleczki swoimi bliskimi „stosunkami” z magiem. Odkaszlnęła więc i wyprostowała się, mówiąc stanowczym tonem -Czekam tutaj. Na jego powrót i na przygotowanie przez służki komnaty dla mnie tuż obok. Nie możesz mi zabronić tutaj być, paniuniu.

Niewątpliwie blondynka zaperzyła słysząc się ten wesoły świergot kuglarki, więc ta mogła się radować że trafiła w czuły punkt uzbrojonej w iskrzącą kulkę paniusi. To że tym czułem punktem była sugestia bliskiej i namiętnej znajomości z RuchaczemEshte starała się zignorować.

-Ty? Taka… chodząca miotła? Chyba sobie żartujesz. Tancrist ma dobry gust, by brać do łóżka takie, takie… takie nie wiadomo co.- odparła blondynka siląc się na pogardę, acz trochę bez przekonania. Niewątpliwie Eshte utarła nieco nosa owej zazdrośnicy.

-Oh, widać lepsza miotła z temperamentem, niż jakaś zimna, porcelanowa laleczka. Nic dziwnego, że czaruś się znudził, nie? -wargi kuglarki rozciągnęły się w paskudnym uśmieszku. Nie to, żeby był jakiś złośliwy, ale mieszał w sobie zarówno współczucie względem kobiety, która najwyraźniej została odepchnięta przez Thaaaneekryyysta, jak i własną satysfakcję z bycia jego jedyną osobistą przyjaciółeczką. Kto by pomyślał, że byle elfka wygryzie z tej roli taką gorsetową damulkę.
Znów uznając sytuację za zażegnaną, a rozmowę prawie za zakończoną, kuglarka ponownie chwyciła za wytrych -Czy to wszystko? Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia, a paniunia swoimi krzykami wcale w nich nie pomaga.

- Widzę co ty masz do zrobienia, bawisz się rzeczami Tancrista opowiadając mi niestworzone historie.
- prychnęła pogardliwie blondynka.- Naprawdę sądzisz, że uwierzę ci w te bajeczki. Taka brzydula nie uwiodłaby nawet pijanego kuca nie mówiąc o szlachcica, więc jeśli nie chcesz być porażona moją magią, to powiesz mi wszystko ty… arogancka złodziejko. I nie jestem żadną paniunią, tylko Henriettą Voglstein-Craig. Zapamiętaj to sobie wieśniaczko.
Babsztyl był upierdliwy i uparty jak giez, niestety bardziej niebezpieczny. Choć ta kulka iskierek nie wyglądała szczególnie niebezpiecznie do kuglarka jakoś nie miała ochoty sprawdzić jak bolesny to czar.

Elfka jakoś nie wyglądała na zbyt przejętą tym wywodem damulki. Ba, właściwie to chyba nawet jej nie słuchała, a przecież miała długaśne i spiczaste uszy stworzone do słuchania innych. Ale widać potrafiła stać się głuchą na tak piskliwy głosik, szczególnie kiedy jej uwagę znów pochłaniało puzderko. Końcówką wytrycha ostrożnie grzebała w jego zamknięciu, licząc w końcu na posłyszenie tego słodkiego, cichutkiego odgłosu ogłaszającego wszem i wobec, że raz jeszcze wygrała tę potyczkę ze skomplikowanym mechanizmem. Póki co jednak wystawiany przez nią czubek języka świadczył o tym, jak bardzo zaciekły był to bój.
Dopiero po kilku chwilach, oczy Eshte na krótko przestały odbijać w sobie świecidełko i zwróciły się w kierunku drzwi, ciągle przesłoniętych przez postać kobiety. Zaskoczyła kuglarkę tak mocno, jakby po raz pierwszy pojawiła się w tej komnacie -Co? Paniunia jeszcze tu jest? Mówiłam, że nie ma czarusia. Później wróci.

-Pytam się gdzie się podział, ty leniwa pyskata służko!- wrzasnęła gniewnie Henrietta i trzasnęła kulką iskierek… chybiając o dobre pół metra, mimo że kuglarka z trudem próbowała się odchylić. I była dość łatwym celem dla każdego przeciętnego z strzelca. Kula iskier wybuchła z niewielkim puff… zostawiając na poduszce nieduży ślad sadzy i niewielkie uszkodzenia samego przedmiotu. A ta znów szykowała kolejną kulę iskierek z ponurą groźbą wygłoszoną dramatycznym tonem -Nie będzie mnie tu byle prostaczka ignorować.

W próbie uniknięcia zostania przysmażoną przez magiczną kulkę rzuconą przez damulkę, Eshte nie bez gracji.. przewaliła się z łóżka. Częściowo. Z nogami w górze ciągle wspartymi o mebel, a resztą swego ciała leżącą bezwładnie na podłodze komnaty, kuglarka nie wyglądała na nadmiernie zadowoloną ze swego położenia. Wyzwiska to jedno, słyszała je często. Ale bycie atakowaną zaklęciami przez taką rozwrzeszczaną laleczkę? To już ją poważnie rozdrażniło, a przecież była wobec niej miła, prawda? No, na swój sposób.
Fajkowy lisek był już obok niej, ciepłem swego języczka na policzku próbując pocieszyć sponiewieraną elfkę.

-Widziałeś to, Skel'kel? Zasłużyła sobie na potarganie tych loczków, albo pogryzienie nóg, aż będzie uciekać z piskiem -mruknęła cicho, aby jej słowa dotarły tylko do jego uszek. Nie wiedziała czy ją rozumiał. Wprawdzie kilka razy już poratował ją z trudnych sytuacji, lecz nadal nie była pewna, czy to zaledwie szczęśliwie zbiegi okoliczności, czy lisek rzeczywiście odznaczał się niezwykłym rozumkiem. W końcu był.. chyba.. magicznym stworzonkiem, prawda? Mieszkał w warowni tamtego czarownika, musiał czymś tam nasiąknąć.
Póki co jednak wyszczerzyła się do niego, a on odpowiedział jej tym samym, w wykonaniu swego pyszczka wypełnionego ząbkami ostrymi jak igły. Zmierzwiła mu także sierść na główce, coby wyglądał bardziej dziko i bojowo. Może nie do końca jak przerażająca bestia, ale przynajmniej odrobinę mniej jak słodki pieszczoszek. Potem lekko skulonego schowała pod pazuchą szaty Ruchacza i trzymając w tym miejscu dłoń, jak gdyby jakimś cudem „kula gromów” zdołała ją drasnąć, jęknęła cierpiętniczo.

-To był dopiero początek- prychnęła bojowo Henrietta zadowolona ze swego efektu i kolejnym mamrotaniem formując kulę iskierek.- Jeśli nie chcesz bym kolejną potraktowała twoje dupsko, zaczniesz mi mówić co tu się dzieje, gdzie jest Tancrist i skąd się tu wzięłaś. Opowiesz wszystko, albo wezwę straże i cię wtrącą do lochu.
Sądząc że jest górą, blondynka się trochę uspokoiła, choć iskierki w jej dłoni nadal wyglądały groźnie. Niestety, stała poza zasięgiem Skel’kela ukrytego jako tajną broń i najwyraźniej nie zamierzała skrócić dystansu między nimi.

Eshte z trudem przełknęła słowa cisnące jej się na usta, a kusiło wielce, aby obrzucić nimi tę paskudną damulkę. Nazwała kuglarkę prostaczką, mimo to sama nie była ucieleśnieniem elegancji i kultury wyrażając się jak pierwsza lepsza ulicznica. A i burdel wokół siebie robiła, zupełnie jak tamte.
Pocieszającą w tej sytuacji była wizja tej paniuni zaatakowanej przez Skel'kela, uciekającej, zaplątującej się o własną suknię i gubiącej po drodze swe pantofelki. O tak, tylko taki widok mógł elfce osłodzić obecne upokorzenie.

-Than.. on.. on..
-zaczęła mówić cicho, bojaźliwie i jakby z trudem. I nie dokończyła, nie zaspokoiła ciekawości tego potwora o zdradziecko anielskich włosach. Oto bowiem okazało się, że najwyraźniej spotkanie z kulą gromów było bardziej dotkliwe niż z początku się wydawało i biedna elfka nie mogąc zaczerpnąć głęboko powietrza, po prostu rozkaszlała się nie na żarty.

- Ech… żadnego z ciebie pożytku- burknęła blondynka i ruszyła w kierunku drzwi wykazując zupełny brak zainteresowania ciężkim stanem kuglarki. Zupełny brak współczucia.
-Straż! Straż! Do mnie! Zostałam napadnięta!- wrzeszczała, a wnętrzności elfki skręcała wściekłość. Paniunia została napadnięta?! To przecież sama Esthe była obiektem zupełnie nieuzasadnionej napaści.

Oh, kuglarka zawsze wiedziała, że ignorancja jest zbawieniem. Zarówno dla niej w odrażającym towarzystwie, jak i dla innych w stosunku do niej, co.. koniec końców nadal okazywało się być zbawieniem również dla niej. Bycie niewidzialną i nieważną miało swoje zalety.
Teraz elfka korzystając z tego, że paniunia straciła nią zainteresowanie oraz nie podejrzewając takiej ślicznotki o jakiekolwiek przejawy zwinności, nadal pokasłując dla zachowania pozorów obróciła się zręcznie na bok. Palcem wskazującym, niczym zapałką mającą zrodzić płomień, potarła o futerko ukrytego Skel'kela, aż zatrzeszczały iskierki przeskakujące od koniuszka jego ogona po sam czarny nosek. Wraz z nimi pojawił się ogień pożerający ciałko liska, ale nie prawdziwy, oczywiście. Nie chciała go przerazić, a klątwa pozwalała jej na tworzenie co mniej skomplikowanych iluzji. Ta jednak była wystarczająca, aby pieszczoszka zmienić w rzekomego ognistego węża.




-Nie daj się złapać, a dostaniesz całe ciasto tylko dla siebie.. - wymruczała mu na zachętę, po czym wyciągnęła rękę w kierunku damulki, aby lisek mógł zsunąć się po niej i ruszyć na polowanie.

Skel’kel pognał w jej kierunku niczym wąż, płonący wąż.
Niestety pech wciąż prześladował kuglarkę. Ani chybi klątwa czarownika, który z pewnością jakimś paskudnym czarem zabezpieczył swe skarby przed… pożyczaniem bez pytania.

- No w końcu…- paniunia usłyszała bowiem tupot stóp i odwróciła się w tej samej chwili, gdy do komnaty wpadło dwóch strażników. I wszyscy oni ujrzeli płonącego liska.
-Ddddemon!!- wrzasnęła blondynka ciskając kulką iskierek w Skel’kela, a strażnicy wyciągnęli miecze i próbowali go usiec. Na próżno… fajkowy lisek był zwinny i szybki i pomiędzy ich nogami przemykał błyskawicznie i wyraźnie mając ubaw z całej sytuacji.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem