Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2016, 17:25   #51
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację



Gdyby wśród ciast i deserów rządziła hierarchia, to Ona na pewno siedziałaby dumnie na jej najwyższych szczeblach.
Bezczelnie wpatrywały się w nią trzy pary oczu, każde niezaprzeczalnie pełne zachwytu.
I te podobne bursztynowym paciorkom. I te błyszcząco czarne, kryjące w sobie stulecia ptasiej złośliwości. I także te o tęczówkach barwy fiołków rosnących na każdej łące.

-Skel'kel, nie! -zakrzyknęła elfka ostro i trochę ze strachem także, kiedy zobaczyła swego pieszczocha szczerzącego ząbki, szykującego się do zatopienia ich w różowych falbanach otulających Królową Wszystkich Ciast. Przestraszył się, po czym popiskując cicho skulił się na tyle daleko od ciasta, aby nie móc zostać posądzony o kolejne żarłoczne zamiary wobec niego. Na tyle jednak blisko, aby nie móc stracić z oczu to cudo sztuki cukierniczej.

Eshte jednak zamiast się gniewać, pocieszyła go swym wesołym uśmieszkiem i delikatnym zmierzwieniem sierści na lisiej główce.
-Trzeba to zrobić odpowiednio -mówiąc to rozstawiła na stole zdobione talerzyki, także przyniesione przez służkę. Tylko dwa, bo przecież tylko dla Wielkiego Maga Thaneeekryyysta i jego „osobistej przyjaciółeczki”. Póki co miała wrażenie, że to bardziej się opłacało, niż bycie gościem Cnotliwej i Szacownej Kapłanki Arissy. A chociaż w obu przypadkach zachodziła groźba poczucia na sobie lepkich dłoni, to Ruchacz nie mógł się obrazić i wyrzucić jej z zamku za krzyki sprzeciwu. Chyba tylko ten.. Gadzi Język, kimkolwiek był, potrafił go wyprowadzić z równowagi. Eshte mogła go zwyzywać, czy nawet uderzać pięściami, a ten tylko się cieszył zza szkiełek. Dziwaczny typ.

Takie cuda cukierniczego rzemiosła mogła dotąd oglądać tylko przez okna piekarni i cukierni. Ich twórcom raczej nie odpowiadało, aby jakieś elfie palce maczały w misternie zdobnych kremach, a takie ciasta potrafiły kosztować niemałą fortuną, którą już i tak wyrzucała na inne przyjemności. No, albo na przetrwanie, jedzenie dla swych zwierzaków czy nowe części do wozu. Na wszystko, tylko nie na takie przesadne słodkości. Zwykle musiała się zadowolić jakimiś słodkimi bułkami, czy tam prostymi ciastami z tylko jedną warstwą wątpliwej masy. Nic specjalnego, a na domiar złego często groziło bólem brzucha.

Zatem mając taki rarytas tuż na wyciągnięcie ręki, miała zamiar w pełni wykorzystać okazję i rozkoszować się każdym kęsem mdłej słodkości. Chociaż ciężkim było powstrzymanie w sobie przemożnej chęci zwyczajnego wpakowania twarzy w różowe zdobienia i bezwstydnego wsadzania sobie kolejnych kawałków ciasta do ust. Ciężkim, naprawdę.

Wydzieliła nożem trzy kawałki dla każdej osoby i każdego stworzenia obecnych w komnacie, wszystkich będących już na granicy poślinienia się z niecierpliwości.
Pierwszy kęs sprawił, że nagle wszystko nabrało weselszych barw, różowych można rzec. I Pierworodny stał się nieważny, i ostatnia noc przestała napełniać jej usta goryczą, i nawet przyjęcie ( teoretycznej ) roli kochanki czarownika było o wiele łatwiejsze do przełknięcia, wraz z każdym okruszkiem troskliwie zlizywanym z widelczyka. To było lepsze niż tamta kąpiel wśród pian i olejków, a gdyby tylko mogła leżeć w tamtej wannie i w trakcie móc się rozkoszować tą słodyczą.. oh, Eshte trafiłaby wtedy do samego raju. Będzie musiała sobie jutro zażyczyć takiego luksusu. Wszak strażnicy nie odmówią „osobistej przyjaciółce” potężnego maga, prawda?

Podsłuchała kiedyś pewną rozmową arystokratów. Jak zwykle nie rozmawiali o niczym interesującym, tylko nudnawe plotki i wzajemne mierzenie swych kut.. majątków, ale zapadł jej w pamięci wypowiedziany przez jednego z nich zlepek słów.
Noblez Obliże. Nie wiedziała wprawdzie kim był ten Noblez, pewno jakimś grubawym hrabią, baronem czy innym dikiem, ale wcale się nie dziwiła, że dostał taki przydomek. Gdyby przed nią każdego dnia stawiano takie specjały na wszystkie posiłki, to sama wylizywałaby talerzyki i srebrne sztućce! Aż dziwne, że w obliczu takich pokus, tylu szlachiców jakimś cudem pozostawało smukłymi i.. no, odpowiednio twardymi, bez choćby sugestii tłuszczu trzęsącego się przy każdym kroku.

Czując się, jak gdyby zaraz miała umrzeć od nadmiaru słodyczy, a już na pewno porzygać się od niej przy kolejnym kęsie, Eshte popijając wino leniwie rozejrzała się po komnacie większej niż jej wóz. Nie interesował jej wystrój, o ile nie mogła skraść co bardziej drogocennych jego fragmentów. Jednak nie wyobrażała sobie przepuścić takiej okazji do odnalezienia jakichś bardzo osobistych sekretów Thaneeekryyysta, najlepiej jeszcze mocno wstydliwych dla niego. Miała zamiar wywrócić tu wszystko do góry nogami i pewnie tak też by się stało, gdyby nie powstrzymała jej służka przynosząca ciasto. Choć ciężko w to uwierzyć, ale to nie różowy lukier odwrócił uwagę elfki, często przecież równie stałą co chorągiewka na wietrze.

Dziewczyna musiała być plotkarą, jakich pewnie było wiele w zamku. Przecież spędzanie każdego dnia i nocy na usługiwaniu tutejszemu jaśniepaństwu musiało być straszliwie nużące, i tylko soczyste ploteczki pomagały jakoś przetrwać kolejne mycie naczyń czy pranie sukienek delikatnych jak skrzydła motyla. Pewnie z ciekawością kręciły się wokół komnat maga, chcąc zobaczyć jakieś przyzywane przez niego bestie albo inne magiczne sztuczki. Albo wskoczyć mu do łóżka, aby potem móc się chwalić w kuchni jaką to magię im pokazał, hihihi hahaha.
O tym na szczęście Eshte nie musiała słuchać, kiedy Dziewczynie z Ciastem rozwiązał się język. Dowiedziała się jednak, że właściwie zamek nie jest domem czarownika. Nie ma tu całkiem własnej komnaty z osobistymi pierdółkami, jak co poniektórzy z tych szlachciców zabierających wysoko nosy. Można było nawet się pokusić o stwierdzenie, że był tutaj takim samym gościem jak kuglarka! Oczywiście, on został wezwany tutaj i nie musiał dać się zmacać elfiej kapłance, aby się dostać za wysokie mury. Chociaż znając Ruchacza, to pewnie nie miałby nic przeciwko temu.

Kapłańska szata zaczęła jeszcze mocniej opinać ciałko elfki. Przede wszystkim na brzuchu, zwykle tak płaskim, a teraz wypchanym do pełna słodką śmietaną, różową masą i kawałkami owoców. Wstając była przekonana, że tylko przyzwoitość utrzymuje materiał przed pęknięciem i ukazaniem wszystkim tej ukrywającej się pod nim beki. Bo tak się właśnie Eshte teraz czuła – jak nażarta, szczęśliwa beka. I wcale nie czuła się z tym źle.

Własne nogi pokierowały ją ku biblioteczce czarownika. Zadziwiający kierunek, bo i elfka nie była jakoś bardzo zainteresowana tymi całymi enteligenckimi dyrdymałami czytanymi przez ludzi jego rodzaju. Oczywiście, potrafiła docenić dobrą książkę. Przede wszystkim taką, w której prości chłopi srali pod jaśniepańskimi dębami, rumianym dziewkom gacie wchodziły pomiędzy poślady, a wielcy szlachcice ruchem ręki czarownic byli zamieniani w tłuste wieprze i zjadali przez tych pierwszych. No, to była prawdziwa literatura!

Jednak jeśli chciała odnaleźć jego wstydliwe, miłosne liściki oraz ryciny z rozkraczonymi, nagimi kobietami, to te książki były najlepszym miejscem na rozpoczęcie poszukiwań. Bo gdzie indziej mógł je ukrywać, jak nie w – Eshte przechyliła głowę i przymrużyła oczy, aby przeczytać jeden z pierwszych lepszych tytułów – najwyraźniej spisie wszystkich możliwych roślin wraz z ich działaniem i porami kwitnienia. Nie brzmiało to zbyt obiecująco, lecz właśnie te, na pierwszy rzut oka najbardziej nużące „dzieła”, mogły okazać się najbardziej pikantnymi. Wyciągnęła zatem jedną z nich, po czym przewertowała jej kartki, od czasu do czasu zatrzymując spojrzenie na co ciekawszych rysunkach. Albo słowach.
Kiedy pierwsza książka nie przyniosła jej spodziewanych efektów, elfka sięgnęła po kolejną. A potem następną i jeszcze jedną. Jednocześnie nawet przez myśl jej nie przeszło, aby je z powrotem odstawiać na ich poprzednie miejsce. A gdzie tam! Z mijającymi minutami coraz bardziej powiększała się chybotliwa wieżyczka złożona z ksiąg opadającym głośno jedna na drugą. Jeszcze więcej zieleniny, jakaś alchemia, magiczne symbole, bogowie i demony, pierwsza różdżka małego czarownika, eliksiry.. ogólnie to dużo mistycznego pitu pitu, które nie tylko było dla niej nużące, ale także ciężkie do zrozumienia. Po pewnym czasie już nawet nie była pewna, czy po prostu są wybitnie przemądrzałe w temacie magii, czy może zapisane w jakimś zupełnie obcym jej języku. A przecież w swoim życiu zwiedziła trochę świata i potrafiła się dogadać z różnymi.. znaczy, różnokształtnymi istotami w przeróżnych jego częściach, pardą mąsjer avek we kła.

Po pewnym czasie, kiedy stosik książek na podłodze zaczął już sięgać wysokości jej bioder, oczy Eshte odnalazły pewne pocieszenia w tytułach w większości składających się z.. rysunków. W końcu tych nawet wydumani magowie nie mogli uczynić szczególnie niezrozumiałymi, prawda? Jakież jednak było jej zaskoczenie przy każdej przewracanej karcie i przeglądanej księdze, kiedy zamiast szczegółowych przedstawień kobiecych wdzięków, odnajdywała tylko coraz to kolejne szkice kwiatów, roślin, kamieni i kryształów czasem. Gdzieniegdzie wprawdzie przewijały się motywy demoniczne, ale w tych nawet ona miała problem z doszukaniem się rozpusty i wyuzdania. Co więcej, z tych wszystkich ksiąg wyłaniał się raczej nie obraz Thanekryyystaaaa lubieżnika, ale zwyczajnego.. nudziarza. Nie znalazła ani jednego nieprzyzwoitego obrazka, ani jednego ukrytego liściku pachnącego kobiecymi perfumami, ani choćby spisanego na karteluszce rzewnego wiersza o jego złamanym sercu! Nic! Zupełnie!

Z głośnym trzaskiem zamknęła ostatnią z książek, wzbudzając przy tym chmurę kurzu. Oraz swojego własnego kaszlu. Pochwyciła ze stołu kieliszek i duszkiem wypiła całą jego zawartość, próbując tym nieco ukoić swój gniew. Spodziewała się, że poszukiwania nie będą tak łatwe i nie znajdzie niczego w pierwszej lepszej książce, ale poczucie porażki i tak drażniło.

Ale w komnacie stała także szafa. Drewniana, duża, w której można było się z łatwością schować, a może również znaleźć przejście do magicznej, zimowej krainy. Podobno takie sytuacje się zdarzały, kiedy tego rodzaju meble „gubiły” się czarownikom i trafiały do pokojów nieświadomych niczego dzieci.
Skrzypnęły cicho drzwi tej konkretnej szafy, kiedy elfka uchyliła je, odsłaniając przed sobą jej kosztowną zawartość porozwieszaną misternie na wieszakach. Aż zacmokała na widok tych fatałaszków, a dotknięcie rękawa jednego z nich tylko potwierdziło jej zachwyt, zwiększyło zżerającą ją zazdrość. A to nawet nie była kobieca garderoba! Chociaż co poniektóre dodatki i zdobienia mogły świadczyć inaczej – to jakieś nieśmiałe koroneczki, to falbanki, to haftki czy jeszcze inne duperelki bardziej pasujące do strojących się dam, niż do pyszałkowatego czarownika. Ale kto wie, chodzenie w damskich ciuszkach nie byłoby pierwszym jego dziwactwem. Ani nawet najbardziej kuriozalnym.

-Czerń, czerń, głęboka czerń, aksamitna czerń, czerń zdobiona ciemniejszą czernią.. -mamrotała pod nosem, a ton jej głosu był równie monotonny co kolorystyczne urozmaicenie wśród szat Thanekryyysta -Oh, tu jest odrobina szaleństwa. Granat i ciemna zieleń..

Posłała krzywy uśmieszek ku Skel'kelowi, poszukując u niego potwierdzenia na swój sarkazm i ciętość języka. Puszyste stworzonko jednak bardziej było zainteresowane różowym lukrem z ciasta, teraz obficie oblepiającym cały jego pyszczek i wąsiki, zamiast barwami w jakie stroił się czarownik. Lubił go wprawdzie, z jakiegoś dziwacznego i niezrozumiałego dla Eshte powodu, lecz jedzenie było ważniejsze. Zawsze.

-Doprawdy, ktoś powinien powiedzieć Ruchaczowi, że istnieje więcej kolorów. Czerń jest taka stereotypowa u magów. To przecież jakby elfy ubierały się tylko na zielono, wróżki na różowo, a krassss.. -dalsze psioczenie na całkowity brak gustu i wyobraźni Thanekryyysta, utonęło w przeciągłym syku, w jakie zmieniło się ostatnie ze słów wypowiadanych przez kuglarkę. Przechyliła ciekawsku głowę, poły jednej z szat wyciągając bardziej ku światłu komnaty -To.. to jest niczego sobie.

Tym stwierdzeniem chyba zaskoczyła i samą siebie, bo przecież zwykle nie szczędziła okazji, aby wyśmiać czarownika za noszone przez niego wymuskane szaty, pieszczotliwie nazywane przez nią sukienkami. Jednak kiedy nie było go w pobliżu, aby się pysznić niczym paw, elfka potrafiła docenić wartość materiału pod swymi palcami. A ten, który akurat wpadł jej w oczęta, był niezwykle mięciutki w dotyku. Oczywiście czarny, jak.. jak.. no, nie była bardem coby mieć w pogotowiu jakieś wydumane porównania, ale był czarniejszy niż najciemniejsza noc bez księżyca czy choćby jednej gwiazdki. Rozświetlały go jednak złote nici i takie same zdobienia, zbyt subtelne aby mogła je uznać za przesadne. Pewno musiała to być jakaś wyjściowa szata Thaaneekryyysta.
Oh, już Eshte przerobiłaby ją wedle swojego uznania. Na wygodną, krótką sukienkę, idealną na wieczorne występy na szlacheckich balach. Przylegający do ciała kubraczek. Rękawiczki bez palców. Tak obszerne było to odzienie, że z łatwością zostałoby jeszcze trochę materiału na uszycie kapelusza! Najlepiej takiego z woalką dodającą tajemniczości, aby pasowała do sukienki. Dobrze, że nie widziała nigdzie w okolicy nożyczek, bo szybko zajęłaby się wprowadzaniem swych wizji w życie. Chociaż też dobrze wiedziała, że nie powinna tak.. otwaaaarcie okradać mężczyzny. A przynajmniej nie teraz, kiedy był jej pomocny. Ale później będzie już w porządku.

Póki co zadowoliła się wyciągnięciem odzienia z szafy i zarzuceniem na przyciasną kapłańską szatę Arissy. Od razu poczuła na barkach ciężar złota wydanego na każdy kawałek nici, na palce zszywające ze sobą cenny materiał, by zadowolić kaprysy czarownika. Nie był on może jakiejś postawnej postury, ani na wysokość, ani na szerokość, ale drobne ciałko elfki i tak zatonęło w nieprzeniknionej czerni. Otuliła ją całą swoją miękkością i.. zapachami pachnideł. Nie potrafiła szczegółowo ich rozpoznać, nie znała się na kwiatach czy na różnych egzotycznych specyfikach jakimi lubiły się hojnie oblewać szlachciurki każdej płci. Ale nie były odrzucające, wręcz przeciwnie – przyjemnie kręciły Eshte w nosie, kiedy uniosła kołnierz i schowała w nim głowę. Thanekryyyst miałby na ten widok prawdziwe ucztowanie, była o tym przekonana. Nie szczędziłby jej ironicznego uśmieszku, ani podkreślania jak to ona wygląda jeszcze mniej kobieco niż zwykle, ale w ciemności to ujdzie, więc może powinni sobie darować spanie w osobnych komnatach. I ubraniach, ich także by nie potrzebowali w jego wyuzdanej wizji.

-Więc to tak jest być Ruchaczem, co?
-wypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu nie oczekując od nikogo odpowiedzi. W końcu tylko właściciel tych szat mógłby jej udzielić, a on był ostatnią osobą, jaka mogłaby zobaczyć teraz kuglarkę. Już i tak był w stanie cały czas wykorzystywać przeciwko niej jakieś złośliwe kąski, bycie nazywaną przez niego P.. P.. uh, Pupcią, było bardziej niż wystarczające!
Właściwe, to nie czuła się specjalnie inaczej. Ani wyższa, ani potężniejsza, ani bardziej ironiczna, ani nawet nie popadła w miłość do samej siebie.
Szkiełka. Tylko ich brakowało, ale ten drobiazg musiał stanowić dopełnienie thaneekryystoowej natury i bez nich nie mogła w pełni wczuć się w jego.. no, buty. Ale może to i lepiej. Dumę i pychę jeszcze potrafiła okiełznać, jednak cała reszta składająca się na jego postać oraz charakter mogła być.. co najmniej kłopotliwa. Wcale nie chciała nagle poczuć w sobie tego całego wyuzdania, jakie zdawało się przez cały czas buzować w tym niezaspokojonym mężczyźnie. Nie, nie, nie. Bardzo dobrze sobie radziła bez tego, dziękuję bardzo.

Idąc przez komnatę kiwała szeroko rozstawionymi ramionami, a stopy stawiała sztywno, kołysząc się przy tym jak kaczka, bo tak właśnie sobie wyobrażała męski chód, w tym także i czarownika. Może i była zdolną akrobatką, ale od takich wygibasów prawie straciła równowagę i tylko wsparcie się dłonią o pobliską czaszkę uratowało ją przed straceniem gruntu pod nogami. Naturalnie, podziękowała wyszczerzonemu w wiecznym uśmieszku jegomościowi.

Wyprostowała się już nie męskim, a swym kocim ruchem, i spojrzeniem objęła wyrastającą przed nią ścianę kącika małego maga, całą ozdobioną wytrychami. Tyle ich tutaj wisiało, Thanekryyyyst pewnie nawet nie zwróciłby uwagi na brak kilku z nich. No, może kilkunastu. A nawet gdyby, to pewne zaraz ktoś w podskokach wykułby dla niego nową kolekcję wytrychów. To właściwie nie była nawet kradzież.
Zatem jak na uliczną złodzi.. artystkę przystało, bez ociągania zaczęła zagarniać przedmioty do kieszeni szaty. Jakże dobrze, że najpierw zajrzała do jego garderoby i upatrzyła sobie akurat to jego odzienie! Kapłańska szata może i się nadawała do pozornie niewinnego spacerowania po korytarzach zamku, jednak nie miała wręcz ŻADNYCH zakamarków mogących ukryć chociażby jedną monetę. Żadnych! Eshte nie potrafiła sobie wyobrazić, jak krawiec w procesie tworzenia mógł pominąć tak ważny element. Cóż, zapewne tak samo jak pominął zrobienie wystarczającego miejsca na biodra i cycki, geniusz po prostu. Natomiast ten.. płaszcz, ta szata, to.. jakkolwiek to się nazywało, było idealne do przemycania drogocenności! Kieszenie były rozkosznie obszerne, zarówno od zewnętrznej jak i wewnętrznej strony, a dodatkowo żaden strażnik nie byłby na tyle głupi, aby przeszukiwać kogoś noszącego na swoich barkach tak drogi materiał. Szlachty się nie obmacywało.

Kiedy pierwsza z kieszeni została wypełniona po same brzegi, zaraz odnajdywała kolejną pod ręką lub pod pazuchą. Stopniowo też przy każdym ruchu zaczynała pobrzękiwać głośno, nic sobie jednak z tego nie robiąc. Ważniejsze były wytrychy tańcującego i przechodzące pomiędzy jej palcami, ich przyjemny chłód oraz wizja tych wszystkich monet mających później zająć ich miejsce. Mogła sobie oczywiście zostawić co bardziej interesujące okazy, czemu nie. Te o fikuśniejszych zawijasach, albo zbędnie, mocniej zdobionych rączkach.
Rozmyślając tak Eshte złapała się na tym, że wkładając dłoń głęboko do jednej z kieszeni, natrafiła na coś.. innego niż te podkradane przedmioty. Czy to już tu było, czy może przekroczyła już pewną granicę i teraz jej lepkie ręce już same, bez jej woli, przywłaszczały sobie cudze mienie?

Wyciągnęła znalezisko i zaczęła mu się przyglądać z każdej strony. Złote puzderko. Pewno także drogie, jak i wszystko inne w tej komnacie. Albo Thaneeekryyyst lubił sobie czasem przypudrować nosek i poprawić loczka, albo błyskotka należała do jakiejś kobiety. Może nawet ta damulka zarzuciła na siebie tę samą szatę maga, pewnie na swoje nagie ciało, bo co innego z własnej woli mogłaby robić w jego sypialni, jak nie zabawiać się z nim na tym wielkim łóżku.
Na szczęście puzderko okazało się na tyle interesującym skarbem, że elfka nie podjęła tego niepewnego kierunku w jakim szły jej myśli. Teraz najważniejsze dla niej było uchylenie tego wieczka i zajrzenie do środka, ale jak na złość zamknięcie nie chciało choćby drgnąć! Naciskała w poszukiwaniu ukrytego przycisku, ciągnęła silnie ku sobie i nawet potrząsała! Ale wszystko bez efektu.

Jakże było zatem radosnym zbiegiem okoliczności, że akurat miała kieszenie wypełnione narzędziami wręcz stworzonymi do otwierania takich uciążliwych zatrzasków. Dlatego podzwaniając, pobrzękując i poszczękując podeszła do łóżka i wgramoliła się na nie w butach. Nogi skrzyżowała, po czym rozłożyła przed sobą zestaw przypadkowo wybranych wytrychów, a wybierając jeden z nich zaczęła się dobierać do puzderka. Ostrożnie i delikatnie, nie chciała przecież zniszczyć świecidełka, które mogłaby wymienić na ze dwie sakiewki monet.
Kto wie, może w środku było właśnie to czego szukała – wstydliwy sekret Thaneeekryyyysta, idealny do ścierania mu ironicznego uśmieszku z twarzy.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-01-2016, 22:00   #52
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Coś ta niewola w zamku robiła się za przyjemna…


Mogłaby stwierdzić Eshte, gdyby w ogóle miała ochotę na takie rozważania.Teraz jednak była poza zasięgiem lepkich łapek lubieżnej kapłanki, za to w apartamencie maga, którego nie cierpiała… ale tak jakoś mogła znieść jego towarzystwo i dotyk, acz w ograniczonych ilościach! Teraz gdy otulona jego płaszczem i jego zapachem, czując się najedzona i bezpieczna kuglarka myszkowała wywracając siedzibę czarownika do góry nogami nie przejmując tym że się wścieknie jak wróci, bo… nie wierzyła że się na nią rozzłości. Coś było dziwnego w tolerancyjnym wobec niej zachowaniu Ruchacza.
Ba.. coś było dziwnego w tolerowaniu Eshte jego dziwaczności i obecności koło siebie. Co prawda nadal go nie cierpiała i nadal ją irytował i w ogóle był okropny i chętnie starłaby mu ten jego ironiczny uśmieszek z nosa.
Tyle że czuła się przy nim swobodnie i bezpiecznie i tak jakoś zawsze jej pomagał, co prawda ostatnio nieśmiało próbując się domagać czegoś w zamian! Ale on mu te wyperswaduje z głowy ot, co!
Wszak ta cała rycerskość zobowiązuje i noblesy obliże też zobowiązują. Co prawda jakoś nigdy się nie spotkała z szlachetnym szlachcicem, o jakich opowiadają baśnie (choć ten rycerz, do którego przylepiła się Arissa… hmmm, on był dość szlachetny)... ale może da się takiego przyuczyć do bycia szlachetnym?

I dlaczego tak przyjemnie pachną szaty czarownika?
Kuglarka miała wrażenie, że jest otulona magiem bez tej najnieprzyjemniej rzecz… czyli rzeczywiście byciem otulona ramionami czarownika. Jakoś zapach jego pachnideł sprawiał, że czuła się bezpiecznie i spokojnie. Ani chybi… magia. Swoją drogą nigdy się nie dowiedziała, co takiego potrafi, a czego nie potrafi Ruchacz.
Na pewno jednak nie potrafił znaleźć ciekawych książek, za to… zostawiał w płaszczach ciekawe przedmioty. Takie jak ów okrągły i metalowy przedmioty, który wymacała… puzderko w kształcie dużego medalionu. Jak się okazało, prawdziwy test dla jej umiejętności złodziejskich i thaneekrystoowych wytrychów. Draństwo było równie uparte i upierdliwie przy otwieraniu jak jego właściciel. Mijały kolejne minuty mordowania się z kolejnymi wytrychami i sposobami, aż końcu udało się odchylić wieko puzderka i zobaczyć, że w środku były jakieś malunki na jego ściankach… wyglądało to obiecująco. Czyżby znalazła jakiś wstydliwy sekrecik czarownika, który zmiecie arogancki uśmieszek z jego twarzy?

Głośne pukanie do drzwi.
Zaskoczona nim elfka odruchowo zatrzasnęła wieko puzderka po chwili zdając sobie sprawę, co uczyniła.
Półtorej godziny męczenia się na nic!
Osóbka która pukała w drzwi i swoim działaniem zdekoncentrowała elfkę, otworzyła je od razu szczebiocąc.
- Mój drogi Tancriscie, ostatnio czuję się zaniedbana z twej strony. Doprawdy jak może…- zamarła na widok kuglarki, ubranej w wyuzdaną suknię Arissy, otulonej płaszczem Tancrista i siedzącej na jego łóżku… jakby to był jej pokój. Nie wspominając o resztkach wspólnej kolacji, w jej mniemaniu Tancrista i tej uzurpatorki… podczas gdy posiłek skonsumowała Eshte do spółki z Skel’kelem.
Nic dziwnego, że wesoła minka od razu jej zrzedła i blondynka przeszyła kuglarkę zimnym spojrzeniem swych błękitnych oczu.


Ubrana w piękną karminową suknię kobieta nie wyglądała na służkę. Mogła być szlachcianką, albo kurtyzaną… ale ponieważ je się wynajmuje, więc pozostawała jedyna możliwość. Piękna blondynka o puklach pięknych włosów sięgających do pasa i kształtnych piersiach (ale nie większych niż te w posiadaniu Eshte, co kuglarka zauważyła z dziwną satysfakcją) musiała być szlachetnie urodzoną damą przybyłą na ślub i była w zdecydowanie zbyt bliskiej komitywie z Ruchaczem. Inaczej nie wparowałaby tu bez czekania na odpowiedź.
I te jej spojrzenie. Jak wilczyca oceniająca rywalkę. Czyżby Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Pierwsza i Jedyna Tego Imienia, Władczyni Ognia i Mistrzyni Iluzji… doczekała się wreszcie poznania jednej z kochanek Ruchacza… i co gorsza, została wbrew sobie do tego grona zaliczona?


Tancrist raczył się w końcu zjawić wczesnym wieczorem. Wyraźnie blady i nieco zmęczony obrzucił spojrzeniem bałagan jaki elfka zrobiła buszując w jego komnacie i mruknął z cieniem rozczarowania.
- Zupełnie jakbyś była małą dziewczynką. I co mam teraz zrobić? Pogrozić ci paluszkiem i przypomnieć byś tego nigdy więcej nie robiła? A może przełożyć przez kolano i dać kilka klapsów.- odetchnął głęboko i nie czekając na odpowiedź oburzonej elfki udał się w kierunku karafki z resztkami wina, by wypić je duszkiem.
Usiadł na krześle dodając po chwili.- Jest taka sprawa, żeee… mamy kilka godzin na dokończenie czaru. Nie zdołam jeszcze zdjąć znamienia Pierworodnego, ale…- uniósł palec w górę.- Przekształcę je tak, by działało w obie strony. Jeśli będzie gdzieś w pobliżu ciebie, ty poczujesz jego obecność. Niestety moje możliwości są mniejsze niż twego prześladowcy, więc nie będziesz w stanie określić gdzie jest dokładnie, a jedynie tyle… będziesz wiedziała że się zbliża.
Splótł dłonie razem.- Poza tym szykuje się spore przyjęcie dziś wieczorem, na którym muszę być… i ty też moja kurtyzano. Nie chcę by szpiedzy Gadziego Języka uznali, że interesuje mnie coś więcej niż tylko twój zgrabny tyłeczek w moim łóżku w nocy. Musisz się więc ubrać odpowiednio by nie przynieść mi wstydu, musimy zamaskować twój “tatuaż” jakąś fryzurą i może jakimś magicznym medalionem, by ukryć aurę….ufff… czas na goni. Siadaj na łóżku i nachyl głowę.
Splótł swe palce razem tak mocno, aż trzasnęły stawy. - Bierzmy się do roboty.
Eshte na chwilę zatkało z zaskoczenia i oburzenia…
Heeeej! Czy ona przypadkiem nie miała nic do powiedzenia w tej materii?
A miała… Przecież nie pozwoli się Ruchaczowi rozporządzać, jakby rzeczywiście była jego kurtyzaną.
Chyba?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-01-2016 o 09:59.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2016, 18:13   #53
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Mogło się to wydać zaskakującym, lecz Eshte nie za dobrze radziła sobie z ciszą.
Z natury została obdarzona ciętym języczkiem oraz ustami, które nie zamykały się ani w obecności wieśniaków, ani karczemnych gości o wątpliwej kulturze osobistej, ani wystrojonych szlachciurek, a gdyby tylko dać im okazję, to zapewne nawet obecność jakiegoś wielkiego władcy nie byłaby w stanie ich uciszyć. W końcu nawet swym zwierzęcym towarzyszom podróży umilała czas opowiastkami i ani trochę jej nie zrażało, że niekoniecznie jej odpowiadały. Tam, gdzie inni czuli się niezręcznie i preferowali bezpieczeństwo milczenia, ona już otwierała usta, aby zadawać bezczelne pytania, komentować wprost czyjś wygląd lub parsknąć głośnym, rubasznym śmiechem. Przecież po to miała głos, aby go używać.
Zatem przez cały ten czas, który obca kobieta spędziła na lustrowaniu kuglarki spojrzeniem, ona czuła wzbierające w krtani słowa. I wcale nie były to miłe słowa, jakich szlachciurki spodziewały się po powabnych kurtyzanach. Na pewno nie byłoby to coś, co jasnowłosa chciałaby usłyszeć, a i sama Eshte też nie planowała się z nią zaprzyjaźniać. Cisza jednak stawała się męcząca i jakaś taka.. gęsta, jak gdyby prawie można ją było ciąć w powietrzu. Dziwaczne były te dworskie zwyczaje.

Po długiej chwili tej męczarni, elfka ostentacyjnie obrzuciła spojrzeniem najpierw biblioteczkę maga wraz z porozkładanymi naokoło księgami. Następnie powoli skierowała je ku przeciwległej stronie komnaty, gdzie nie tak dawno podkradała wytrychy, które teraz wypełniały jej kieszenie.

-No, jak widać nie ma tutaj czarusia. Niech paniunia wróci później, jeśli tak tęskni za jego słodkim towarzystwem -zawiadomiła uprzejmie, w razie gdyby swoją osobą tak bardzo oczarowała kobietę, że tej umknął brak Thanekryyyysta w komnacie. A jednocześnie uznając to za koniec rozmowy, pochwyciła ponownie w dłoń jeden z wytrychów i znów uwagę swą skupiła na mechanizmie puzderka. Przecież wizja pogawędki o jakichś tam.. damskich pierdółkach z tą złotowłosą nie była nawet w połowie tak kusząca, jak zawartość tego świecidełka. Już i tak właśnie z jej winy elfka musiała się raz jeszcze podjąć tej walki. Bezczelna jakaś, tak nachodzić kogoś.

- A kim ty niby jesteś i co robisz otulając się szatą MOJEGO Tancrista- syknął babsztyl mierząc elfkę wyraźnie nieprzychylnym spojrzeniem. - Kim jesteś i co robisz w pokoju, który nie należy… czy ty...hej! Ty jesteś jakąś złodziejką?!
Nie umknęło jej bowiem majstrowanie kuglarki przy medalionie.

-No przecież, że tak. Ale najwyraźniej niezbyt dobrą, skoro mnie paniunia przyłapała. I na tyle głupią, aby okradać maga, nie? Pewnie zaraz zamienię się w ropuchę albo stanę w płomieniach – przyznała Eshte ze spokojem, nie podnosząc głowy znad swego znaleziska i również nie będąc skorą do wyprowadzania kobiety z tego.. częściowego błędu. Tym bardziej, że jakoś o wiele swobodniej czuła się w roli złodziejki niż kochanki Thaneekryyysta, nawet jeśli tylko i wyłącznie teoretycznej. Chociaż zapewne i tym mogłaby utrzeć damulce ten jej przypudrowany nosek.

Niestety damulka zaczęła mamrotać coś pod nosem, co spowodowało że Skel’kel zasyczał nerwowo odwracając na moment uwagę Eshte od upartego medalionu i przenosząc ją na jasnowłosą damulkę, która swym mamrotaniem przywoływała w swej dłoni… kulę błyskawic.






Cóż… a przynajmniej próbowała, bo w tej chwili w dłoni damulki, była iskrząca kulka, którą blondynka zamierzała użyć jako broni. Oczywiście, pech kuglarki nie opuszczał i musiała trafić akurat na tą z dziesiątek kochanek Ruchacza, która akurat potrafiła czarować!

Eshte na ten widok przymrużyła kocio oczy, a gdyby jeszcze mogła, to zapewne cała zjeżyłaby się na karku. Czy ona nawet za tymi wysokimi murami zamku, w komnacie samego Ruchacza, nie mogła się odgonić od kolejnych kreatur chcących jej wyrządzić krzywdę?! Gdybyż tylko w pełni mogła użyć swej magii, to ta sytuacja mogłaby przybrać nawet całkiem zabawny obrót, w którym laleczka straciłaby pod płomieniami te swoje bujne loki włosów. Ale biedna elfka ciągle czuła na sobie bolesne, ograniczające jej moc, działanie klątwy demona. Musiała więc to rozegrać.. po ludzku.

-Czaruś nie będzie zachwycony, jeśli paniunia swoimi iskierkami zniszczy mu szatę, łoże i jeszcze naruszy jego osobistą przyjaciółeczkę. A złość to podobno piękności szkodzi, nie? Nie ma się przecież co denerwować -powiedziała powoli, nie pomijając jednak przezwiska, które naturalnie nadała tej damulce. Wytrych odłożyła na pościel, a choć nadal siedziała ze skrzyżowanymi nogami, to napięła się cała, w każdej chwili gotowa rzucić się do uniknięcia magicznej kuli. Albo.. przynajmniej do rzucenia się płasko na łoże, bo ani sukienka Arissy, ani szata Thanekryyysta, nie dawały wiele miejsca do popisywania się zwinnością.

- Nie jestem żadną paniunią to złodziejska przechero. Nie wiem jak się tu dostałaś, ale zawołam zaraz straże i one zamkną cię w lochu. A jak zrobisz choć jeden fałszywy ruch to przysmażę cię moją kulą gromów!- to cosik w dłoni blondynki jakoś nie zasługiwało na tą nazwę. Była to bardziej kula iskierek.
Jasnowłosa czarodziejka zresztą zabrała się do realizowania tej groźby krzycząc głośno. - Straaaaaż ! Naaaa pomoooc! Ratuuunku!

Elfka rozchyliła w niedowierzaniu usta.
Czy to się działo naprawdę?! Nie robiła niczego złego, a przynajmniej.. nie zbyt złego - właściwie to była dość grzeczna i Thaneeekryyyst powinien jej później podziękować za zachowanie względnego porządku w komnacie – ale ta laleczka wszczynała panikę, jakby się tutaj paliło, wszystko zostało skradzione, a sama Eshte była jakimś demonem! Że też musiała przyleźć akurat teraz, a nie później, jak mag już wróci. Nie, to wcale nie byłoby lepsze. Mogłaby po prostu wcale się nie zapuszczać w okolice jego sypialni, ot co.

-A ja nie jestem żadną złodziejką, damulko! -warknęła Eshte wściekle, na moment zapominając o swoich „ludzkich” zamiar wobec kobiety krzyczącej wniebogłosy. Miała nadzieję tylko, że jeśli jacyś strażnicy będą mieli czelność przybiec jej na pomoc, to będą zbyt przywiązani do swoich kusiek, aby próbować ruszyć osobistą przyjaciółeczkę czarownika -Thanekryyyst powiedział, że mam się nigdzie stąd nie ruszać, więc zdmuchnij tę swoją kulę gromów, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz tymi iskierkami.

- Tooo kim ty jesteś! I co robisz w komnacie Tancrista ?!
- wrzasnął babsztyl bynajmniej nie mając zamiaru posłuchać sugestii.- I nie wyrażaj się jakbyś była z nim spoufalona. Mój Tancrist z pewnością nie zadaje się takimi podejrzanymi osóbkami jak ty. I czemu nosisz jego płaszcz, co?
Właściwie... czemu?

- No bo jest taki mięciutki i cały pachnie czarusiem -zaświergotała idiotycznie radośnie elfka, wręcz od razu czując do siebie wewnętrzne obrzydzenie. Lubiła jednak burzyć takim wypudrowanym szlachciankom ich marzenia, a ta zdawała się być nadmiernie podekscytowana osobą czarownika. Oczywiście, Eshte ani trochę nie była zazdrosna, po prostu.. o, po prostu chciała zrobić na złość tej rozwrzeszczanej damulce. Nie miało to żadnego związku z osobą Ruchacza.
Ujęła dłońmi za kołnierz szaty i uniosła go, aby móc z trudem odgrywaną przyjemnością wtulić w niego twarz dla podkreślenia swych słów -Musiałam coś zarzucić na siebie. Moja sukienka się porwała, kiedy Than.. -urwała uświadamiając sobie, że w swym roztrzepaniu powiedziała zbyt wiele. Przypadkiem tak, no przecież, że nie chciała zirytować laleczki swoimi bliskimi „stosunkami” z magiem. Odkaszlnęła więc i wyprostowała się, mówiąc stanowczym tonem -Czekam tutaj. Na jego powrót i na przygotowanie przez służki komnaty dla mnie tuż obok. Nie możesz mi zabronić tutaj być, paniuniu.

Niewątpliwie blondynka zaperzyła słysząc się ten wesoły świergot kuglarki, więc ta mogła się radować że trafiła w czuły punkt uzbrojonej w iskrzącą kulkę paniusi. To że tym czułem punktem była sugestia bliskiej i namiętnej znajomości z RuchaczemEshte starała się zignorować.

-Ty? Taka… chodząca miotła? Chyba sobie żartujesz. Tancrist ma dobry gust, by brać do łóżka takie, takie… takie nie wiadomo co.- odparła blondynka siląc się na pogardę, acz trochę bez przekonania. Niewątpliwie Eshte utarła nieco nosa owej zazdrośnicy.

-Oh, widać lepsza miotła z temperamentem, niż jakaś zimna, porcelanowa laleczka. Nic dziwnego, że czaruś się znudził, nie? -wargi kuglarki rozciągnęły się w paskudnym uśmieszku. Nie to, żeby był jakiś złośliwy, ale mieszał w sobie zarówno współczucie względem kobiety, która najwyraźniej została odepchnięta przez Thaaaneekryyysta, jak i własną satysfakcję z bycia jego jedyną osobistą przyjaciółeczką. Kto by pomyślał, że byle elfka wygryzie z tej roli taką gorsetową damulkę.
Znów uznając sytuację za zażegnaną, a rozmowę prawie za zakończoną, kuglarka ponownie chwyciła za wytrych -Czy to wszystko? Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia, a paniunia swoimi krzykami wcale w nich nie pomaga.

- Widzę co ty masz do zrobienia, bawisz się rzeczami Tancrista opowiadając mi niestworzone historie.
- prychnęła pogardliwie blondynka.- Naprawdę sądzisz, że uwierzę ci w te bajeczki. Taka brzydula nie uwiodłaby nawet pijanego kuca nie mówiąc o szlachcica, więc jeśli nie chcesz być porażona moją magią, to powiesz mi wszystko ty… arogancka złodziejko. I nie jestem żadną paniunią, tylko Henriettą Voglstein-Craig. Zapamiętaj to sobie wieśniaczko.
Babsztyl był upierdliwy i uparty jak giez, niestety bardziej niebezpieczny. Choć ta kulka iskierek nie wyglądała szczególnie niebezpiecznie do kuglarka jakoś nie miała ochoty sprawdzić jak bolesny to czar.

Elfka jakoś nie wyglądała na zbyt przejętą tym wywodem damulki. Ba, właściwie to chyba nawet jej nie słuchała, a przecież miała długaśne i spiczaste uszy stworzone do słuchania innych. Ale widać potrafiła stać się głuchą na tak piskliwy głosik, szczególnie kiedy jej uwagę znów pochłaniało puzderko. Końcówką wytrycha ostrożnie grzebała w jego zamknięciu, licząc w końcu na posłyszenie tego słodkiego, cichutkiego odgłosu ogłaszającego wszem i wobec, że raz jeszcze wygrała tę potyczkę ze skomplikowanym mechanizmem. Póki co jednak wystawiany przez nią czubek języka świadczył o tym, jak bardzo zaciekły był to bój.
Dopiero po kilku chwilach, oczy Eshte na krótko przestały odbijać w sobie świecidełko i zwróciły się w kierunku drzwi, ciągle przesłoniętych przez postać kobiety. Zaskoczyła kuglarkę tak mocno, jakby po raz pierwszy pojawiła się w tej komnacie -Co? Paniunia jeszcze tu jest? Mówiłam, że nie ma czarusia. Później wróci.

-Pytam się gdzie się podział, ty leniwa pyskata służko!- wrzasnęła gniewnie Henrietta i trzasnęła kulką iskierek… chybiając o dobre pół metra, mimo że kuglarka z trudem próbowała się odchylić. I była dość łatwym celem dla każdego przeciętnego z strzelca. Kula iskier wybuchła z niewielkim puff… zostawiając na poduszce nieduży ślad sadzy i niewielkie uszkodzenia samego przedmiotu. A ta znów szykowała kolejną kulę iskierek z ponurą groźbą wygłoszoną dramatycznym tonem -Nie będzie mnie tu byle prostaczka ignorować.

W próbie uniknięcia zostania przysmażoną przez magiczną kulkę rzuconą przez damulkę, Eshte nie bez gracji.. przewaliła się z łóżka. Częściowo. Z nogami w górze ciągle wspartymi o mebel, a resztą swego ciała leżącą bezwładnie na podłodze komnaty, kuglarka nie wyglądała na nadmiernie zadowoloną ze swego położenia. Wyzwiska to jedno, słyszała je często. Ale bycie atakowaną zaklęciami przez taką rozwrzeszczaną laleczkę? To już ją poważnie rozdrażniło, a przecież była wobec niej miła, prawda? No, na swój sposób.
Fajkowy lisek był już obok niej, ciepłem swego języczka na policzku próbując pocieszyć sponiewieraną elfkę.

-Widziałeś to, Skel'kel? Zasłużyła sobie na potarganie tych loczków, albo pogryzienie nóg, aż będzie uciekać z piskiem -mruknęła cicho, aby jej słowa dotarły tylko do jego uszek. Nie wiedziała czy ją rozumiał. Wprawdzie kilka razy już poratował ją z trudnych sytuacji, lecz nadal nie była pewna, czy to zaledwie szczęśliwie zbiegi okoliczności, czy lisek rzeczywiście odznaczał się niezwykłym rozumkiem. W końcu był.. chyba.. magicznym stworzonkiem, prawda? Mieszkał w warowni tamtego czarownika, musiał czymś tam nasiąknąć.
Póki co jednak wyszczerzyła się do niego, a on odpowiedział jej tym samym, w wykonaniu swego pyszczka wypełnionego ząbkami ostrymi jak igły. Zmierzwiła mu także sierść na główce, coby wyglądał bardziej dziko i bojowo. Może nie do końca jak przerażająca bestia, ale przynajmniej odrobinę mniej jak słodki pieszczoszek. Potem lekko skulonego schowała pod pazuchą szaty Ruchacza i trzymając w tym miejscu dłoń, jak gdyby jakimś cudem „kula gromów” zdołała ją drasnąć, jęknęła cierpiętniczo.

-To był dopiero początek- prychnęła bojowo Henrietta zadowolona ze swego efektu i kolejnym mamrotaniem formując kulę iskierek.- Jeśli nie chcesz bym kolejną potraktowała twoje dupsko, zaczniesz mi mówić co tu się dzieje, gdzie jest Tancrist i skąd się tu wzięłaś. Opowiesz wszystko, albo wezwę straże i cię wtrącą do lochu.
Sądząc że jest górą, blondynka się trochę uspokoiła, choć iskierki w jej dłoni nadal wyglądały groźnie. Niestety, stała poza zasięgiem Skel’kela ukrytego jako tajną broń i najwyraźniej nie zamierzała skrócić dystansu między nimi.

Eshte z trudem przełknęła słowa cisnące jej się na usta, a kusiło wielce, aby obrzucić nimi tę paskudną damulkę. Nazwała kuglarkę prostaczką, mimo to sama nie była ucieleśnieniem elegancji i kultury wyrażając się jak pierwsza lepsza ulicznica. A i burdel wokół siebie robiła, zupełnie jak tamte.
Pocieszającą w tej sytuacji była wizja tej paniuni zaatakowanej przez Skel'kela, uciekającej, zaplątującej się o własną suknię i gubiącej po drodze swe pantofelki. O tak, tylko taki widok mógł elfce osłodzić obecne upokorzenie.

-Than.. on.. on..
-zaczęła mówić cicho, bojaźliwie i jakby z trudem. I nie dokończyła, nie zaspokoiła ciekawości tego potwora o zdradziecko anielskich włosach. Oto bowiem okazało się, że najwyraźniej spotkanie z kulą gromów było bardziej dotkliwe niż z początku się wydawało i biedna elfka nie mogąc zaczerpnąć głęboko powietrza, po prostu rozkaszlała się nie na żarty.

- Ech… żadnego z ciebie pożytku- burknęła blondynka i ruszyła w kierunku drzwi wykazując zupełny brak zainteresowania ciężkim stanem kuglarki. Zupełny brak współczucia.
-Straż! Straż! Do mnie! Zostałam napadnięta!- wrzeszczała, a wnętrzności elfki skręcała wściekłość. Paniunia została napadnięta?! To przecież sama Esthe była obiektem zupełnie nieuzasadnionej napaści.

Oh, kuglarka zawsze wiedziała, że ignorancja jest zbawieniem. Zarówno dla niej w odrażającym towarzystwie, jak i dla innych w stosunku do niej, co.. koniec końców nadal okazywało się być zbawieniem również dla niej. Bycie niewidzialną i nieważną miało swoje zalety.
Teraz elfka korzystając z tego, że paniunia straciła nią zainteresowanie oraz nie podejrzewając takiej ślicznotki o jakiekolwiek przejawy zwinności, nadal pokasłując dla zachowania pozorów obróciła się zręcznie na bok. Palcem wskazującym, niczym zapałką mającą zrodzić płomień, potarła o futerko ukrytego Skel'kela, aż zatrzeszczały iskierki przeskakujące od koniuszka jego ogona po sam czarny nosek. Wraz z nimi pojawił się ogień pożerający ciałko liska, ale nie prawdziwy, oczywiście. Nie chciała go przerazić, a klątwa pozwalała jej na tworzenie co mniej skomplikowanych iluzji. Ta jednak była wystarczająca, aby pieszczoszka zmienić w rzekomego ognistego węża.




-Nie daj się złapać, a dostaniesz całe ciasto tylko dla siebie.. - wymruczała mu na zachętę, po czym wyciągnęła rękę w kierunku damulki, aby lisek mógł zsunąć się po niej i ruszyć na polowanie.

Skel’kel pognał w jej kierunku niczym wąż, płonący wąż.
Niestety pech wciąż prześladował kuglarkę. Ani chybi klątwa czarownika, który z pewnością jakimś paskudnym czarem zabezpieczył swe skarby przed… pożyczaniem bez pytania.

- No w końcu…- paniunia usłyszała bowiem tupot stóp i odwróciła się w tej samej chwili, gdy do komnaty wpadło dwóch strażników. I wszyscy oni ujrzeli płonącego liska.
-Ddddemon!!- wrzasnęła blondynka ciskając kulką iskierek w Skel’kela, a strażnicy wyciągnęli miecze i próbowali go usiec. Na próżno… fajkowy lisek był zwinny i szybki i pomiędzy ich nogami przemykał błyskawicznie i wyraźnie mając ubaw z całej sytuacji.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2016, 18:18   #54
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wprawdzie nie tego oczekiwała Eshte, ale też już zdążyła się przyzwyczaić, że Fortuna czy tam przeróżni związani z nią bogowie, niekoniecznie przychylnym okiem spoglądali na elfkę o barwnych włosach. Często musiała improwizować, tak jak i teraz, gdy należało przekonać strażników, że ona także tu jest niewiniątkiem.
Jeszcze leżąc wysunęła się z ubrania czarownika, aby zostać tylko w.. nadal dość wyzywającej, lecz niewinnie bieluśkiej szacie kapłańskiej. Przecież nie tak wyglądały demony, czy złodziejki, prawda? A jeśli czegokolwiek się nauczyła po tej jednej nocy z Cnotliwą i Szacowną Arissą to tego, że mieszkańcy pałaców potrafią być szalenie naiwni.

W całym tym zamieszaniu i krzykach, z powrotem wskoczyła na łoże i stojąc na nim uniosła lekko krańce sukienki, jak te przerażone panieneczki na widok byle bezbronnej myszki w sypialni.
-No co robicie?! Łapcie go! Widzicie przecież, że wbiegł jej pod suknię! -piszczała dramatycznie, niemal tak głośno i drażniąco dla uszu co ta damulka w gorsecie.

Jakkolwiek spanikowana blondynka by nie była, krzyk Eshte od razu ją uspokoił.
- Nawet się nie ważcie zaglądać mi po sukienkę!- dziewczyna odskoczyła zwinnie na pobliskie krzesło i wskazała na Skel’kela.- Przecież widzicie że ta… elfia wiedźma jest w zmowie z demonem.
Lisek zaś zwinnie uciekł pod łóżko, ukrywając się przed mieczami strażników.
- Dyć to jest kochanica wielmożnego Tancrista.- wyjaśnił jeden strażników usłużnie.
- A może i demon jego tyż.- dodał drugi zerkając na ukrywającego się pod łóżkem Skel’kela którego “ogień” już wygasł.
-Ten… strach na wróble, kochanką maga?- odparła zaskoczona Henrietta przyglądając się kuglarce z niedowierzaniem i niechęcią.

Na krótką chwilę wargi Eshte rozciągnęły się znów w tamtym paskudnym, zwycięskim uśmieszku przeznaczonym tylko i wyłącznie dla damulki. A niech sobie ją wyzywa ją mioteł i strachów, babsztyl jeden, widok jej twarzy wykrzywionej grymasem niedowierzania był prawie tak słodki, jak niedawno zjedzone przez elfkę ciasto. Nie było może wystarczającym zadośćuczynieniem za tamten atak magiczną kulką, ale przecież dzień się jeszcze nie skończył. Wizyta kuglarki w zamku się jeszcze nie skończyła.

-Mój najdroższy usłyszy o wszystkim co tu się właśnie wydarzyło! O tym, że pomimo jego gróźb, mieliście czelność tak tutaj wpaść i mnie zdenerwować! -oburzyła się nie wypadając ze swojej roli i całkiem łatwo wyobrażając sobie rozkapryszenie takich dworskich panieneczek. Ta jasnowłosa była ku temu idealną inspiracją.
Powoli się uspokajając usiadła ostrożnie na łóżku, dodając już łagodniejszym tonem -Ale mogę odrobinę udobruchać jego gniew, jeśli zaraz mnie zostawicie samą i zabierzecie ze sobą tę.. -najpierw ręką wskazała w kierunku jasnowłosej, jak gdyby próbowała przypomnieć sobie jej imię, ale szybko porzuciła tę próbę i tylko machnęła dłonią lekceważąco. Potem potarła nią swe czoło -Rozwrzeszczaną paniunię. Przyprawia mnie o ból głowy, a to też by się nie spodobało czarownikowi.

- Ale to hrabianka i krewna samego Ughtera von Gerstein.-
stwierdził jeden ze strażników, a drugi dodał.- Daleka krewna.
- Ale... krewna. Nie wolno jej tak po prostu…
- ocenił sytuację pierwszy strażnik. No tak, paniunia była nie dość że magiczką to jeszcze błękitnej krwi. W tym wypadku wszystkie karty miała w swoim ręku, a Eshte same blotki. Nawet nałożnica maga nie mogła się równać z damulką szlachetnego pochodzenia.

-Nie martwcie się dobrzy ludzie. Nic wam się nie stanie. Sama rozmówię się z Tancristem, moim dobrym przyjacielem, na temat tej… wywłoki.- wyjaśniła łaskawie Henrietta i spojrzała nienawistnym spojrzeniem na kuglarkę.- A ty.. zacznij się zachowywać właściwie, albo każę ci spuścić parę kijów na tyłem. Być może wtedy “kochanico Tancrista” nauczysz się swego miejsca w szeregu.

-Tak, tak, tak...
-wymamrotała odruchowo elfka, która albo nic sobie nie robiła z gróźb szlachcianki, albo znów przestała poświęcać jej uwagę i zwyczajnie nie usłyszała co ta miała ciekawego do powiedzenia o kijach. Nie miała zamiaru pozwolić, aby jakaś „oh ah, urodziłam się w bogatej rodzince i wszystko mi wolno” paniunia ją zastraszała. Miała już na karku demona i Pierworodnego, więc potrzeba było czegoś więcej, aby obecnie przestraszyć Mistrzynię Ognia.

-A kiedy już będziesz rozmawiała z moim Puchaczykiem, to przekaż mu, że na niego tutaj czekam. Niecierpliwa oraz wielce stęskniona – mruczącemu brzmieniu jej głosu towarzyszyło sugestywnie spojrzenie spod rzęs. A przynajmniej, w jej mniemaniu sugestywne, bo jak bardzo dobrze Thaaneekryyyst wcześniej zauważył, Eshte pośród swych wielu talentów, nie posiadała akurat tego do bycia uwodzicielką. W zamian całkiem dobrze potrafiła być denerwująca.
-Tymczasem.. -ponownie pomachała dłonią, tym razem w pożegnalnym geście, dodając słodko -Muszę odpocząć nim on wróci.

-Zołza
- mruknęła blondynka unosząc dumnie podbródek i wychodząc pierwsza. A za nią podreptali obaj strażnicy. Z czego ten wychodząc jako drugi wylewnie przepraszał „kochanicę Tancrista” za zakłócenie jej spokoju. Chociaż tyle…
Widząc to, a także czując boleści swej twarzy od wykonywania tych min pasujących do rozkapryszonych damulek, elfka rozluźniła się i tym razem uśmiechnęła do mężczyzny. Nie to, żeby czuła sympatię do kogoś takiego, wszak trażnicy byli naturalnymi wrogami kuglarki, ale tak samo nie mogła ścierpieć dalszego zachowywania się jak paniunia spoglądająca na wszystkich z góry, jak na larwy pełzające u jej stóp. Aż troszkę zrobiło jej się go żal, stąd i ten uśmiech.

Rzuciła się z powrotem płasko na łożu, kiedy drzwi już zatrzasnęły się za trójką intruzów.
-Gdzie jest mój straszny potwór? - nie było to pytanie, jakie często się słyszy z czyichkolwiek ust. Także i sposób w jaki je wypowiedziała, milutki i bez cienia zadrżenia, kazał wątpić w zdrowy rozsądek Eshte. Ale ona tylko ze śmiechem wyciągnęła Skel'kela spod mebla, po czym z powrotem siadając przytuliła go mocno do siebie.
-Kto był przerażającym demonem? Ty! Tak Ty! Ty, Ty, Ty! - szczebiotała radośnie, a lisek tylko akompaniował jej swym popiskiwaniem. Owijał się wokół jej ręki, starając się nadstawić najpierw uszka, a potem cały brzuszek na pieszczoty drapiących go palców kuglarki. Iście dzika bestia.

Kilka chwil trwały te czułostki oraz rozpamiętywanie brawurowego ataku zwierzaczka na pyszałkowatą damulkę, aż Eshte przypomniała sobie w czym ta jej przerwała swoim pojawieniem się.
Po krótkich poszukiwaniach zdołała znaleźć puzderko w barłogu na łóżku, a i nawet trzy wytrychy wraz z nim. Nie pamiętała, który z nich okazał się być zwycięski w boju z zamknięciem, krzykliwa szlachcianka skutecznie odwróciła od nich uwagę elfki. I teraz, znów grzebiąc w zamku, znów nasłuchując cichutkiego zgrzytu obwieszczającego jej trumf nad świecidełkiem, nie mogła przestać wyklinać pod nosem tamtej bezczelnej dziewuchy.

W końcu po kilkudziesięciu minutach męczenia się z puzderkiem kuglarka otworzyła medalion. Wreszcie zamek się poddał i rozchylając wieczko poznała jego sekrety. Tym razem nie będąc niepokojoną przez nikogo.

Dwa malunki.
Po jednej rodzina szlachecka - matka, ojciec, trójka synów i dwie córki. Piękne szaty i surowe wejrzenie. Typowe malowidło przedstawiającą szlachetnie urodzonych, zapewne przygotowane na zamówienie. Domyśliła się, że to wesoła rodzinka czarownika, bo i któż inny. Wprost czarujący, aż mogła sobie wyobrazić jak wysoko zadzierali nosy będąc w obecności ulicznych artystów takich jak ona. Jeśli zaś Ruchacz rzeczywiście miał tyle rodzeństwa, i jeśli byli oni choć trochę jemu podobni to ktoś powinien się nimi zainteresować, aby nie sprowadzili na świat armii demonów!

Po drugiej stronie był portret jednej osoby - elfki o długich prostych czarnych włosach, fiołkowych oczach i ładnych, acz ostrych rysach twarzy i z blizną na lewym policzku. Ubrana w aksamitne ciemne szaty. Dopiero to było zjawisko, które mogło odrobinę zaciekawić kuglarkę. Bo i kim mogła być ta kobieta? Thaaneeekryyyst mówił wszak, że Eshte była jego pierwszą długouchą, z czego ona wcale nie czerpała zadowolenia i wcale się nie dziwiła, że żadna wcześniej go nie chciała. Także i ją musiał najpierw spić, żeby móc prostacko ukraść pocałunek. Co za desperacja. Zatem jeśli nie jego kochanicą, to kim ona była? Jakie inne kobiety mogły się kręcić wokół tego parszywca?

Ooooh..
Nagła nowa myśl zaświtała w umyśle kuglarki, przyprawiając ją także o jadowity uśmieszek.
Może jakaś jego dawna sympatia? Z tego rodzaju, co to nie odwzajemniła jego uczuć, a on dotąd do niej wzdycha za każdym razem, gdy otwiera to puzderko. Pewno i ten malunek musiał od niej wybłagać, albo wykraść. To przynajmniej wyjaśniałoby, czemu czarownik tak bardzo lepi się do Eshte. Musi mu przypominać tę tutaj z obrazka, nie tylko swoimi spiczastymi uszami, ale przede wszystkim oczami o barwie łudząco podobnej do tęczówek tej kobiety. Ale jeżeli sobie wymyślił, że to w kuglarce odnajdzie lekarstwo na swoje złamane serce, to nie mógł się bardziej pomylić. Niech no tylko ona pozbędzie się tego tatuażu i otworzą znowu bramy miasta, a pogoni z Małym Bridem' stąd aż się będzie kurzyło pod jego kopytami. Ruchacz sobie będzie mógł dalej tęsknić za elfią miłostką.

Zmęczona całym dniem, przerzuceniem do góry nogami komnaty Thaaaneeekryyysta, walce z jasnowłosym babsztylem oraz po mozolnych próbach otwarcia świecidełka, Eshte odchyliła się i opadła na łoże. Prawie zatonęła w puchowych poduszkach, co było rozkosznie ciepłym uczuciem. Kusiło do wtulenia się w nie, otulenia płaszczem i zamknięcia oczu, tak po prostu. Lecz o ile ona potrafiła przezwyciężyć tę pokusę z powodu znajdowania się w komnacie naczelnego lubieżnika Grauburga, to Skel'kel wręcz przeciwnie – słodko ufny w swoje bezpieczeństwo, zwinął się w kłębek tuż obok kuglarki i szybko zasnął.
A elfka leżąc uniosła nad sobą otwarte świecidełko, by jeszcze poprzyglądać się temu znalezisku.

No, no, no. Czego jak czego, ale nie spodziewała się po Ruchaczu tak.. ckliwie ludzkich uczuć. Aczkolwiek po skomplikowaniu zamka chroniącego wnętrze puzderka oczekiwała w środku czegoś bardziej soczystego. Paskudnego i niezwykle wstydliwego także. Czegoś do droczenia się z tym dumnym z siebie pawiem, do wyśmiewania się z niego i może nawet szantażowania, bo czemu nie. Posiadanie przez niego portretu tej elfki zdecydowanie pozwalało na jakieś dokuczliwości, ale nie na takie miała nadzieję szperając w jego rzeczach.

Tyle czasu i wysiłku, a odkryła tylko tak niewiele?!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2016, 18:23   #55
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Co?


Dość tępe pytanie padło z ust elfki, ot kolejne źródło dla czarownika do wyśmiewania się z niej.
Ale nie jedyne na ten moment. Właściwie to całą swoją postacią teraz mogła stanowić inspirację dla niego do wielu, wielu niewybrednych żartów wypowiadanych z ironicznym uśmieszkiem.
Wcześniej misternie ufryzowane przez niziołka włosy, teraz rzeczywiście przywodziły na myśl zużytą miotłę z witkami o nienaturalnym kolorze sterczącymi w każdą stronę.
Na domiar złego nadal była otulona jego szatą, która na krótki czas drzemki idealnie spełniła się w roli koca. Szczęśliwie, że żaden z wytrychów wypychających kieszenie nie wbił jej się w tyłek w trakcie przewalania się po łożu.

No właśnie, drzemka. Taka była przekonana o swojej wygranej z tą pokusą, a mimo to okazała się być tak zmęczona i znudzona, że po prostu zapadła się pośród miękkie poduszki. Nie miała tego w planach, a tym bardziej nie planowała zostać przyłapaną na tym. Nie przez samego czarownika, który przecież mógłby ją wykorzystać w tym czasie! Albo podstawić jej pod nos ten pyłek wróżek, coby po przebudzeniu od razu się na niego rzuciła. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, i siadając ze skrzyżowanymi nogami Eshte czuła ciągle to samo do swego gospodarza. Przemożną niechęć, choć dostrzegała także jego przydatność.

-Co? - powtórzyła, gdy stopniowo zaczynały docierać do niej słowa czarownika oraz położenie w jakim się znajdowała. Komnata maga, nie swój wóz. Wygodne łoże zamiast dużej ilości koców. Zamek, a nie ulice miasta. W dziwnym miejscach zdarzało jej się budzić, ale to było jednym z najdziwniejszym.
-Czekaj no, czekaj - rozespane oczy przetarła, a potem palcami zmierzwiła włosy. Nie zamartwiała się ukrywaniem przeciągłego ziewnięcia, po którym powiedziała zachrypniętym głosem -Pierworodny sobie wolno biega po mieście, wam zmarła jakaś panna młoda, a urządzacie sobie tutaj przyjęcie? To trochę obrzydliwe, nie?

- Jakoś ci to nie psuje dobrego nastroju, skoro urządzasz sobie drzemki w moim płaszczu
.- mruknął ironicznie Tancrist, a Eshte prawie mu się odgryzła wspominając, iż to dlatego że jej spać po nocach nie daje! Na szczęście ugryzła się w język, bo… wygadałaby się, że jej się nocami zaczął śnić.
Czarownik nachylił się ku obliczu kuglarki i pacnął opuszkiem palca jej czubek nosa.- Nie zapominaj Pupcio, że to sekrety. Niewiele osób wie o obecności Pierworodnego w mieście, jeszcze mniej o tym że pannie młodej się zmarło. I żadną z tych osób nie powinnaś być ty. Więc jeśli nie chcesz mieć randki z katem w tutejszej sali tortur zapomnisz o tych dwóch faktach.
Tancrist się wyprostował i splótł ramiona razem dodając niczym jakiś nauczyciel.- Poza tym... przyjęcie jest po to, by właśnie uspokoić gości. Im też udziela się nerwowy nastrój, a my nie chcemy wybuchu paniki.

-Oh, no to wszystko zmienia!
-zawołała Eshte radośnie, budząc tym swoim wybuchem śpiącego u jej boku Skel'kela. Uniósł główkę, spojrzał na nią z czymś, co można byłoby uznać za wyraz dezaprobaty na pyszczku, po czym ciaśniej zwinął się w kłębek, aby dalej śnić o byciu ognistym wężem ścigającym strażników oraz wiedźmy.

Ale wbrew słowom padającym z ust elfki, jej ponure spojrzenie mówiło, że nie, jego wyjaśnienie wcale nie było dobrym wyjaśnieniem dla tego nagłego przyjęcia.
-Skąd w ogóle pomysł, że ja mam zamiar się pojawić na tym waszym fałszywym przyjęciu, co? Pośród tych wypudrowanych laluń, szlachciurek o lepkich dłoniach klepiących każdy tyłek na ich drodze i jeszcze przedstawiona jako Twoja kochanica? -prychnięciem podkreśliła swoje wzgardliwego podejście do występowania w takim cyrku -Mogę sobie wyobrazić przyjemniejsze sposoby na spędzenie wieczoru, jak choćby.. -nie musiała długo myśleć. Odpowiedź sama nasuwała jej się na język, a oczami duszy, wyobraźni i tymi fiołkowymi także, widziała już tylko złote monety -Jak choćby kuglarka występująca na zamku.

- Ja też mogę sobie wyobrazić pewną elfkę przywiązaną do słupa jako żywa przynęta na Pierworodnego.
- odparł sarkastycznie Tancrist i wzruszył ramionami.- Rzecz w tym, że to przyjęcie jest okazją, by pokazać cię jako moją kochanicę właśnie. Takie przyjaciółki zwykły towarzyszyć swym panom, podczas takich imprez. W ten sposób nie musiałbym każdemu z osobna tłumaczyć jak gorący łączy nas związek. No i sprawiłbym, że dla wielu osób przestaniesz być interesująca. Ot, kolejna głupia gąska, która jedynie potrafi rozgrzać łoże kochanka.
Pogłaskał czule kuglarkę po czuprynie. - A dla ciebie będzie lepiej jak nie będziesz za bardzo rzucała się w oczy. Przynajmniej dopóki nie usuniemy tego tatuażu z szyi. Nie tylko ja potrafię rozpoznać magiczne glify w malunku na twej szyi.

-Swoim p...
-powoli już zaczynała wybuchać kuglarka, lecz przypominając sobie o słodko drzemiącym lisku, obniżyła swój krzyk do uniesionego szeptu -Swoim panom?! Nie jesteś moim panem, nie jestem tutaj z własnej woli, bo uwielbiam Twoje towarzystwo!
Machając rękami próbowała odgonić od siebie dłoń mężczyzny, jak gdyby była to jakaś bezczelna mucha latająca jej nad głową. W międzyczasie marszczyła brwi w zamyśleniu, które zaowocowało ciężkim westchnieniem oraz słowami -No ale dobrze, nie będzie to moje pierwsze poświęcenie w tym mieście. Jednak nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, Ruchaczu. Pójdę z Tobą jak jedna z tych pustych laleczek uwieszających się na męskim ramieniu, ale nic ponadto! Trzymaj ręce przy sobie! -pogroziła mu nie tyle palcem, co całą piąstką zaciśniętą niewiele przed szkiełkami jego okularów. Eshte nie była najlepsza w uczeniu się na błędach, i zapewne już zdążyła zapomnieć jak dziwacznie silny był ten lubieżnik.

Opuściła stopy na podłogę i zdradziecko podzwaniając zawartościami kieszeni, szykowała się do wstania, rozmyślając przy tym na głos -Będę musiała pójść do mojego wozu po jakiś odpowiedni strój. Może nawet znajdę jakieś pończochy do pary. Oh, i kapelusz, muszę mieć kapelusz..

-Oj… nie turbuj się tak.- bezczelnie klepnął jej pośladek ze śmiechem. - I nie pusz, bo będziesz bardziej nadęta niż dostojne matrony, a takiej ładnej młodej dziewczynie to nie przystoi.
Po czym poprawił okulary.-Dzięki mym znajomościom w zamku zaprosiłem do twej komnaty krawcową, która przyniesie ze sobą kilka sukni do przymiarek. Wybacz, ale nie mam zaufania co do twego gustu jeśli chodzi o stroje, być może sam bym ci coś doradził, bo widzę że ty podziwiasz moje szaty.- to mówiąc znacząco spojrzał na swój płaszcz którym się otuliła.- I… nie mów mi że pokradłaś moje wytrychy? Czyż nie mówiłem ci że niektóre z nich są niebezpieczne?

Tyle emocji w jednej chwili przetoczyło się przez elfkę, że ta tylko zamarła, nie wiedząc którą pochwycić jako pierwszą. Chciała go uderzyć pięścią za to klepnięcie, skopać za wątpienie w jej wspaniały gust, a także skrzyczeć za sugerowanie jej bycie złodziejką! I chociaż to ostatnie było prawdą, to przecież on nie mógł o tym wiedzieć. Zwyczajnie z góry ją oceniał, kiedy ona była subtelna i cicha niczym ci.. no.. nandża, o których kiedyś słyszała od pijanego podróżnika. Sprytne kreatury, podobno wręcz niedostrzegalne w nocy.

-Nie wiem o czym mówisz. Miałam tylko nie podpalić tej Twojej komnaty, co nie? -zaplotła ręce na piersi, zupełnie nie zrażona skarbami podzwaniającymi w kieszeniach przy każdym jej ruchu, Stojąc rozejrzała się powoli po pomieszczeniu, wzrokiem właściciela oceniającego stan swoim ziem. I widać spodobał jej się ten widok ( poza przysmażoną poduszką, ale to przecież nie była jej sprawka ), bo pokiwała głową -Taaaak, myślę, że całkiem nieźle wywiązałam się z tej umowy. Powinieneś być mi wdzięczny, zamiast oskarżać o kradzież.

- A to?
- Tancrist wskazał ślad na poduszce -To nie jest podpalenie?
Wstał powoli i pociągnął za poły szaty przyciągając ją do siebie i otulając ramionami. Jak na okularnika z pokojem pełnych ksiąg był bardzo silny… i gdy była zdecydowanie za blisko niego, czuła się taka malutka i delikatna. - A te twarde przedmioty, które wrzynają się w nasze ciała? Czyż wyraźnie mówiłem, żebyś niczego nie dotykała… zamiast tego pomacałaś sobie wszystko.
Przyjrzał się jej twarzy z bliska dodając.- Czy dla odmiany ja ma teraz ciebie… obmacać?

-Coooo?! Nie! Nienienienienienienie! Łapy precz!
- krzyczała bojowo elfka, a każdemu wypowiadanemu przez nią „nie!” towarzyszyło uderzenie piąstkami o tors maga. W swej furii zapomniała o biednym fajkowym lisku, który znów obudzony i tym razem całkiem zrezygnowany, schował się zwinnie pod najbliższą poduszkę w poszukiwaniu świętego spokoju.
-Pewno niektóre z Twoich wytrychów są magiczne i same wpadają niewinnym elfom do kieszeni! A to.. -podbródkiem wskazała poduszeczkę mającą nieszczęście stanąć na drodze i tak mocno chybionego zaklęcia jasnowłosej paniuni -To nie byłam ja! Puszczaj!

-To może cię odciążymy wpierw… zdejmiesz moją szatę i zostawisz wytrychy, co? To nie są zabawki dla rączek początkujących magiczek. Mogłaś sobie narobić kłopotów.
- rzekł mag nadal nie wypuszczając jej za rąk i nic sobie nie robiąc z jej piąsteczek -Poza tym musimy się zabrać do dalszego malowania i zmiany pieczęci na twej szyi, pamiętasz?

-Umiem posługiwać się wytrychami! Inaczej nie udałoby mi się otworzyć Twoje...
-ojoj, w swoim oburzeniu i pragnieniu utarcia mu nosa, elfka prawie powiedziałaby zbyt wiele. Wprawdzie nigdy nie miała problemów z grzebaniem w cudzych rzeczach i sekretach, ale mówienie o tym ich posiadaczom byłoby nie do pomyślenia. Jeszcze Thaanekkryyystowi mogłoby nie pasować, że dotykała jego własności, prywatnej takiej. Dziwny jakiś.
W próbie odwrócenia uwagi od swojego długiego języka, Eshte niewiele myśląc wysunęła ręce z rękawów płaszcza, a potem.. resztę swego zwinnego ciała wysunęła spomiędzy jego połów. Umknęła pod objęciami czarownika, język mu pokazała i z powrotem przysiadła na łóżku, mówiąc -No, to zabieraj się za malowanie, czarusiu. Mam dzisiaj przyjęcie, na które muszę się przygotować.

- Już ci mówiłem, wśród tych wytrychów są takie co otwierają nie tylko drzwi, ale i inne rzeczy. Mogłaś sobie zrobić krzywdę.
- przypomniał czarownik i uśmiechnął.- Zresztą nie wiem czemu się tak boczysz Pupcio. Przed chwilą wyraźnie napomknęłaś że lubisz moje towarzystwo. Ba, uwielbiasz nawet…
Zebrał swoje farbki i pędzelek. Odgarnął pukle dziewczyny i znów zaczął łaskotać ją włosiem pędzelka.

-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.. -syknęła Eshte próbując samym kącikiem oka spopielić czarownika wraz z jego idiotycznymi pomysłami. Wrażenie jednak było trochę burzone przez.. chichot, który chociaż starała się powstrzymać, to i tak przyprawiał jej wargi o drżenie. Okropny pędzelek i farbki. I właściwie to nie pomyślała o tym wcześniej, ale powinna później przyjrzeć się swojej szyi w lustrze, czy aby żartowniś nie nasmarował tam czegoś wulgarnego.

-A jak tam poszła Twoja pogawędka wagi państwowej z tym tam.. -zamyśliła się tylko na krótki moment, szybko dochodząc do wniosku, że niezbyt ją interesuje poprawne brzmienie przydomku jakiegoś tam szlachciurki -Gadzim Smrodem? Wesoło?
- Jeśli za wesołe uznasz obrzucanie się inwektywami i rozdrapywanie starych ran… to tak, wesoło było.-
westchnął Tancrist zamyślony.- Niestety obecność Pierworodnego wywołuje strach, a strach zaciemnia umysł, sprawia że rozsądek kryje się po kątach. Władca okolicznych ziem przychyla się do pomysłu sprowadzenia duszy zmarłej do ciała i … być może… będę musiał zrobić coś drastycznego. I narazić ciebie przy okazji. Niemniej postaram się dać ci jakieś środki do obrony przed kłopotami.
Nachylił się swym obliczem i uśmiechając podstępnie szepnął jej do ucha.- Nie wiem o co ci chodziło, ale skoro ciągle zwiesz mnie Ruchaczem, być może właśnie kogoś takiego we mnie widzisz. Kogoś kto pokaże ci świat alkowy.

Oczywiście powiedział to po, by się z nią droczyć. Tyle że szepczący ton jego głosu, był… czymś co kuglarka nie miała jeszcze okazji poczuć w relacjach damsko-męskich. Wywoływał przyjemny dreszczyk na plecach i… nadawał sytuacji dziwnej intymności, mimo tego że oboje byli ubrani. Czy to… czy to właśnie było to o czym mówił ostatnio… o tym, że kurtyzany mówią to co się chciało usłyszeć?
Ale przecież ona wcale nie chciała tego usłyszeć, zwłaszcza takim tonem, zwłaszcza tak blisko!
Tak prowokująco...
I gdyby była jedną z tych laluń otaczających go wianuszkiem, albo prostoduszną wieśniaczką padającą na kolana przed szlacheckimi tytułami, to pewnie by mu uległa. Uległa i zległa z nim, a potem zmieniłaby się w taką zazdrosną panikarę jak ta jasnowłosa lalunia. Dobrze zatem, że lata samotnych podróży wykształciły w niej twardą skórę i pancerz z ironii, przez który póki co tylko Pierworodnemu udało się przebić. A Thanekryyyyst nie był tak przekonujący jak tamten, brrr.

Przechylając głowę, aby jej spiczaste uszko znalazło się w bezpieczniejszej odległości od ust czarownika, Eshte także ręką sięgnęła ku niemu. Dłoń bezceremonialnie wsparła o jego policzek, aby napierając nań spróbować go zwyczajnie odsunąć od siebie.
-Byś przestał wreszcie i skupił się na tych swoich malunkach, Ruchaczu. I ciężko mi uwierzyć, że może być coś bardziej drastycznego niż bycie Twoją kochanicą -swe złośliwe burknięcie przyozdobiła dodatkowo uśmieszkiem o podobnym wyrazie. Żarty żartami, ale nie był rozwiązaniem prawdziwego problemu, więc kuglarka szybko spoważniała -Dostałam się do zamku, aby pozbyć się tatuażu i być bezpieczną daleko od tego elfiego gównojada, a nie żebyś mógł mnie wykorzystać przeciwko niemu. Nie rozumiem w ogóle, czemu jest on Tobie potrzebny dla tej panienki młodej, ani tym bardziej czemu ja mam być w to zamieszana -skrzywiła się, po czym zamarudziła dla podkreślenia swego zdania, jak gdyby to kończyło całą rozmowę -Nawet nie byłam zaproszona na ten cały ślub.

-Nie mówię że ja cię wykorzystam. Jeśli się jednak wyda że nosisz zaproszenie od niego na szyi, to władca tego zamku zrobi z ciebie robaczka na haczyku.
- mruknął Tancrist muskając pędzelkiem szyję dziewczyny.- Dlatego musimy sprawić, by jeśli ktoś przyglądał się tobie bardziej, to tylko po to by zachwycać się twymi krągłościami, a nie malunkami zdobiącymi twą szyję.

- Można go zasłonić dużą ilością biżuterii albo kolią
– zaproponowała elfka, milczeniem pomijając, że każde takie świecidełko po przyjęciu skończyłoby w jej całkiem osobistej sakwie. W końcu czarownik nie mógł się spodziewać, że ona, Mistrzyni Ognia i Iluzji, będzie odgrywania tak uwłaczającą rolę bez zapłaty.
-Albo zrobić coś z moimi włosami, żeby bardziej opadały na szyję. Przecież żaden szlachciurka nie będzie miał czelności dotykać cudzej kochanicy, aby odgarnąć kosmyki i zobaczyć co jest pod nimi, co nie? A chociaż byłoby to zabawne, to wątpię, aby Skel'kel mógł wytrwać cały wieczór jako gryzący, żywy kołnierz -z czymś tak niewłaściwym sobie, bo czułością błyszczącą w fiołkowych oczach, Eshte zerknęła w kierunku poduszki, spod której wystawał tylko koniuszek lisiego ogona -Maleństwo już i tak miało dzień pełen wrażeń.

- Taka duża kolia jest wulgarna i źle by się komponowała.
- ocenił Tancrist niwecząc nadzieję elfki na zarobek.- Myślałem raczej o warkoczu przerzuconym przez ramie. Tak będziesz wyglądała subtelnie, gustownie i uroczo.
Rozejrzał się po komnacie muskając pieszczotliwie pędzelkiem szyję elfki.- U siebie w wozie też masz taki bajzel?

-W moim wozie jest ciepło i przytulnie, a ja dobrze wiem gdzie co się w nim znajduje -odparła kuglarka nieco urażona jego pytaniem, chociaż sama dobrze wiedziała, że nazwanie wnętrza jej wozu „porządkiem” byłoby nazbyt łaskawe. Najważniejsze, że był własny.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2016, 18:28   #56
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Parsknęła potem krótkim śmiechem.

-I naprawdę sądzisz, że bez użycia magii uda się z moich włosów zapleść jakiś.. subtelny i uroczy warkocz? -dla podkreślenia swych wątpliwości, Eshte dłonią znów zmierzwiła swoją czuprynę.
Taaaak, określenie „czupryna” zdawało się być wprost stworzone do opisywania tego co ta elfka miała na głowie. Gęste i miękkie kosmyki żyły wprost własnym życiem, zwykle nie niepokojone takimi trywialnościami jak układanie ich w wymyślne fryzury. Czasem tylko kapelusze potrafiły je ujarzmić, innymi razy niziołek o zwinnych palcach lub nożyce przycinające je do przeróżnych, wygodnych długości. Z pewnością dodawały jej artystycznego wyglądu, ale raczej ekscentrycznej artystki ulicznej niż takiej, która wystrojona występuje na szlacheckich balach.

-Długaśne włosy są niewygodne. I za łatwo mogą się podpalić, rozumiesz -dodała po chwili, z jakiegoś dziwnego powodu czując potrzebę wytłumaczenia się czarownika ze swojej czupryny.

-Wyglądasz w nich uroczo, wierz mi - odparł z uśmiechem Tancrist wsuwając pieszczotliwie palce między jej pukle i zwinnie splatając z nich gruby warkocz.- I nie martw się… moje siostry miały gorsze kudełki niż ty i jakoś sobie z warkoczami radziły. My też sobie poradzimy.

-Nooo, ale one to pewnie miały całe zastępy służek tylko do układania im fryzur
-skwitowała elfka po uprzednim niespokojnym drgnięciu pod palcami Thaaanekkryysta. Bardziej odruchowo niż uciekając od tej nieprzyjemności, bo chociaż jego dotyk nadal nie był jej miły i wolałaby, aby trzymała łapy z daleka, to zaskoczył ją brakiem bolesnych pociągnięć za kosmyki. A można byłoby pomyśleć, że to on układał włosy swym siostrom -A jeśli były Tobie podobne, to pewnie mogły magicznie się upiększać. Albo.. albo przyzywały sobie do tego demony, bo przecież to właśnie robicie wy magowie, nie?

-Zmuszały mnie… złośnice dwie.
- uśmiechnął się pod nosem Tancrist nie przestając splatać niesfornych pukli kuglarki w coraz dłuższy warkocz. Jego palce z ostrożne układały jej chaos w porządek… coś czego kuglarce nie udawało się nigdy.- Zamek w górach nie jest tak duży, by pomieścić dziesiątki sług, a plony z nielicznych górskich dolin, by wyżywić tyle darmozjadów. Służby było niewiele.

Eshte poczuła się dość niepewnie. Bo czy on naprawdę opowiadał jej o swoim domu?! Nie uważała, aby byli sobie wystarczająco bliscy na takie rozmowy.. i jakoś wcale nie chciała tego teraz zmieniać! W końcu od tego tylko brakowało niewielkiego kroczku do wypłakiwania się na jej ramieniu, dzieleniu się swoimi problemami z dzieciństwa i nazywaniu jej.. uh, „przyjaciółką”. To byłoby zbyt wiele dla jednej elfki.
Zawierciła się na łóżku, ale tylko odrobinę, aby przypadkiem czarownik nie pociągnął jej za włosy.

-Sądziłam, że Ty i Twoja rodzina jesteście z tych wielkich szlachciurek, co to wstać nie potrafią bez pomocy swej wiernej służby, a co dopiero przetrwać cały dzień bez niej -mruknęła kąśliwie i w uśmieszku wyszczerzyła ząbki -Zaraz mi jeszcze opowiesz, że nie mieliście u siebie elfów dbających o wasze ogrody i przyśpiewujących wam przy posiłkach. I właściwie to pewnie sam musiałeś pracować w polu, aby wszystkich wyżywić, co?

-Nie… aż tak źle nie było. A warkocz się splatać nauczyłem
.- odparł z uśmiechem czarownik kładąc gotowy warkocz na szyi elfki.- I gotowe. A wracając do przyjęcia. Staraj się być ładna i nie rzucać za bardzo w oczy… a teraz jeszcze parę machnięć pędzelkiem i wyjaśnię ci jak wykorzystać tą odrobinę przewagi, którą zyskasz.

Kuglarka najpierw przesunęła palcami po splotach warkocza, a potem chwyciła za jego koniec, będący niczym miękkie włosie pędzla. Nie miała może żadnego porównania, ani tym bardziej lustra przed sobą, ale wydawało się, że Ruchacz poradził sobie całkiem nieźle. Aż dziw, że coś takiego zdołał stworzyć z jej czupryny. Musiała być magia.

-A może Ty to się z powołaniem rozminąłeś, co? -zażartowała zadowolona z końcowego efektu, choć na początku miała wiadome opory przed oddaniem swych włosów w ręce czarownika. Taka radość nie mogła jednak trwać zbyt długo, bo i on zawsze znajdował sposób, aby jej dogryźć -I co to ma znaczyć “staraj się”? Nie muszę nawet próbować, aby być tak ładną jak te wasze paniunie tutaj.

-Ładna, ale nie za bardzo, jeśli za bardzo przyciągniesz spojrzenia… zaczną się niewygodne pytania.
- odparł czarownik wracając łaskotania pędzelkiem skóry kuglarki.- Owszem, śliczniutka z ciebie dziewuszka, ale nie umiesz wyeksponować swej urody. Jesteś niestety pozbawiona dobrego gustu. Nie przeszkadza to gdy występujesz, wszak kuglarze powinni być pstrokaci. Ale piękna dama towarzysząca szlachetnie urodzonemu kochankowi nie powinna przypominać nastroszonej papugi.

Dziwne to było, ale elfka ani trochę nie poczuła się urażona przyrównaniem do papugi. Wręcz można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że w końcu jakieś słowa padające z ust tego Ruchacza, wzięła ona sobie do serca jako komplement. Zatem nawet się nie skrzywiła, nawet nie wymierzyła mu kolejnego uderzenia swą piąstką, jedynie.. pokiwała głową przyznając mu rację. Na swój sposób.

-Jestem jak papuga! - parsknęła z uśmiechem, nie dostrzegając tego wyraźnego przytyku do swojego gustu -Ale wy szlachciurki to nie znacie wiele kolorów. Ciągle tylko czerń, czerń, granat, może ciemna czerwień i czasem złoto. Moglibyście się czegoś nauczyć ode mnie -duma aż ją rozpierała i pierwszy grymas dopiero się pojawił, jak pewnie niepokojąca myśl zawitała jej w główce -Też będę musiała się ubrać na to przyjęcie, jakbym w żałobie była?

-Sama wybierzesz, a teraz pozwolisz…
- i nagle bez ostrzeżenia poczuła pocałunek na swej szyi. I ciepło rozpływające się rozkosznie od szyi i przyjemność przyspieszającą uderzenia je serca. Znała to uczucie. Było podobne do tego, gdy czarownik oczyszczał ją z demonicznej trucizny. Tym razem bardziej intensywne i zaróżowiło jej policzki. Ale to była jego wina! Jego magii.-.. i gotowe, pieczęć osłabiona i zabezpieczona. Powinnaś wyczuwać swego elfiego wielbiciela. Jeśli się znajdzie w odległości około dwustu metrów od ciebie, powinnaś czuć lodowaty powiew na szyi. Niestety nie jestem w stanie sprawić, byś… mogła określić jego położenie. Ale cóż… powinno ci dać jakieś szanse na ucieczkę.

-Jestem pewna, że to nie było konieczne – syknęła wściekłe Eshte, kiedy już mag skończył swe parszywe sztuczki i mogła się od niego odsunąć. Ciągle powtarzał, że daleko jej do dworskich dam, że uwodzić nie potrafi, a co ten obrzydliwiec jednocześnie robił? Tak, wykorzystywał każdą okazję, aby tylko ją zmacać! Nawet sięgał po tak tanie zagrywki, jak tłumaczenie się magią, dobre sobie! Już Mistrzyni Ognia i Iluzji potrafiła odróżnić zaklęcia od zwykłego obłapiania.

Dłonią sięgnęła ku swej szyi, spodziewając się poczuć pod palcami wszystko co najgorsze po spotkaniu jej skóry z wargami Thaneeekryyyysta. Wypalonego miejsca, może pojawiających się łysek, skóry gnijącej od tej zbędnej pieszczoty, a może nawet jego osobistego tatuażu, dzięki któremu sam będzie mógł śledzić każdy krok kuglarki. Z takimi myślami zaprzątającymi jej głowę, spojrzała na mężczyznę spode łba -A on nadal będzie mógł.. wyczuć gdzie jestem? Dokąd przed nim uciekłam?

-Nie jestem cudotwórcą, zrobiłem co mogłem. Naznaczyłem jego glif swoją mocą, by jak najbardziej zdusić jego moc… ale nie dorównuję potęgą Pierworodnemu.
- wzruszył ramionami Tancrist sięgając po swój płaszcz, który wcześniej na sobie nosiła i udał się w kącik komnaty, by powyciągać z niej wytrychy i poukładać je na miejsce.- Oczywiście że będzie mógł cię namierzyć i to z większej odległości. Ale cóż poradzić. Czego więc szukałaś w moich książkach? Miałem wrażenie, że do wiedzy to akurat cię nie ciągnie.

-Oglądałam obrazki
-mruknęła krótko Eshte, co.. przecież było prawdą. Niepełną oczywiście, ale nie czuła potrzeby mówić mu, że pomiędzy kartami ksiąg poszukiwała jakichś jego wstydliwych sekretów, które później mogłaby użyć przeciwko niemu. I jak bardzo poległa w swych poszukiwaniach -Nie sądziłeś chyba, że będę tutaj siedziała nieruchomo w oczekiwaniu na Twój powrót, co? Musiałam się jakoś sobą zająć.
Z lekkością opadła z powrotem na łoże, ten olbrzymi mebel, który szerszy chyba był od jej wozu. Ale nie zrobiła tego z przyjemności, nie zamierzała przecież narażać się na leżenie w towarzystwie tego ohydnego Ruchacza. W ten sposób jednak wygodniej jej było sięgnąć ku poduszce i unieść ją, aby odkryć przed światem ziewający, lisi pyszczek.

-Nieźle wczuwasz się w rolę… zaczynasz gadać jak prawdziwa kochanka szlachcica.- uśmiechnął się z przekąsem czarownik.- Żebyś jeszcze była tak zachwycająca jak one.

-Czy to.. wyzwanie, Thaanekryyyście? Bo ja jestem pewna, że przyprawię te wszystkie zapatrzone w Ciebie paniunie o chęć zrobienia sobie wisiorków z moich uszu
-powiedziała elfka z szelmowskim uśmieszkiem, a w jej oczach błysnęły niepokojące iskierki. No, może był jakiś sposób, aby miała choć odrobinę zabawy na tym nudnym przyjęciu. Szczególnie, jeśli inne damulki były równie gorącokrwiste co ta jasnowłosa.
Przez cały ten czas obserwowała uważnie dłonie czarownika znikające w coraz to kolejnych kieszeniach i wyciągające z nich następne skarby. Były to chwile dość napięte dla Eshte. Nie pamiętała właściwie czy puzderko schowała z powrotem, a jeśli tak, to do której kieszeni? I czy on po znalezieniu tego świecidełka, naturalnie połączy je z wytrychami i niewinną niczemu kuglarką?

-Wątpię… ale przynajmniej się nie zbła…- przerwał na moment, bowiem wyjął z jednej z kieszeni swej szaty, znany dobrze elfce medalion. Na szczęście znów zamknięty. Jednym ruchem kciuka otworzył go, zajrzał do środka, uśmiechnął się i znów zatrzasnął. Nieświadomy że Eshtelëa już poznała jego sekrecik.-... wystarczy, że nie będziesz wyróżniała na tle innych ślicznotek umilających noce swym bogatym kochankom.

-To wyzwanie!
-powtórzyła elfka głośno, przeinaczając słowa czarownika na sobie pasujące. A może jego ciągłe docinki poddające w wątpliwość jej urodę oraz zachowanie niegodne tutejszych paniuniek, w końcu zdołały przelać szalę goryczy. I poszukiwała także tej ekscytacji, dzięki której to przyjęcie dla niej nie będzie oscylować tylko wokół popijania wina drobnymi łyczkami, zajadania się malusieńkimi przekąskami i słuchania kobiecych rozmów o fatałaszkach lub męskich o rządach w kraju.

Znów pełna energii, aby tylko utrzeć wieczorem Ruchaczowi nosa, Eshte podskoczyła na równe nogi, w ramionach trzymając rozespanego Skel'kela.
-Przygotowali już dla mnie tę całą komnatę Twojej kochanicy? Mam nadzieję, że dokładnie posprzątali po poprzednich -mówiła kierując się już w stronę drzwi i sprawiając wrażenie, że już niewiele jest w stanie ją powstrzymać przed pójściem się przygotowywać do widowiska -Tu obok, tak?

- Tak, tu obok. Wolę cię mieć pod ręką, gdy noc będzie za zimna…
- zaśmiał się ironicznie czarownik zerkając za siebie. Było coś łobuzerskiego w jego spojrzeniu. Miała głupie wrażenie, że lubił ją taką właśnie, czupurną i pewną siebie. Niedoczekanie!

Odwróciła się i dłonią wykonała w jego kierunku wulgarny gest, powszechnie znany i używany chyba w każdym miejscu jakie dotąd odwiedziła w swych podróżach. No, tylko w jednej wiosce otoczonej górami oznaczał on mniej więcej „Masz piękną owcę, chcę ją wziąć za żonę”, co było mocno niezręczne dla elfki i tamtejszych mieszkańców. I dla owcy także.
Jednak wszędzie indziej sugerowało ono, aby druga osoba poszła się chędożyć. I nie, wcale nie w przyjemny sposób, bo i czemu Eshte miałaby życzyć czegoś takiego Thaaneekryyystowi? Dla niego miała tylko same przekleństwa, choć i tak mocno je obecnie ograniczała i czasem gryzła się w język. Póki był jej potrzebny.

Na pożegnanie jeszcze pokazała mu język, po czym wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. I wypalając sobie w myślach przestrogę, aby w nocy kilkakrotnie sprawdzić przekręcenie klucza w zamku. Dla pewności, coby ten zboczuch nie mógł jej napaść we śnie. Jakimś cudem już miała takich dwóch na swoim karku. A może.. nawet trzech, jeśli doliczyłaby Arissę?
Co najmniej o trzech lubieżników za dużo jak na gust Eshte.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2016, 18:36   #57
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ktoś przyglądał się Eshte.
Elfka jakaś, bezczelnie odwzajemniająca jej srogie spojrzenie. Zdawała się całkiem znajoma, ale.. nadal obca. Przecież nie było możliwym, aby ta wystrojona paniunia była Mistrzynią Ognia i Iluzji, która gardziła dworskim życiem oraz zwyczajami damulek w wielkich sukniach.

A bo to włosy były nie takie. Ujarzmione, splecione w elegancki, acz dość luźny warkocz zwieńczony kokardą. Nie wiedziała jaka tutaj została użyta magia, jakimi nienaturalnymi siłami posłużył się Thaneekryyyst, a potem służka, ale nie było śladu po dzikiej czuprynie kuglarki. Dobrze, że przynajmniej swój nienaturalny kolor zachowała. Gdyby czarownika sobie zażyczył, aby ją przemalować na jasnowłosą lub ciemnowłosą, to w ogóle nie byłaby w stanie wyróżnić się w tłumie kochanic i arystokratek! Brr, obrzydliwa myśl. Ale ze swoimi fioletowawymi kosmykami nie musiała się już o to bać.

Usta też był jakieś inne. Nie była to wprawdzie wielka różnica, ale nigdy wcześniej widok swych warg nie przywoływał w elfce ckliwych porównań godnych bardów liczących na łatwe, kobiece towarzystwo w nocy. Jednak odrobina delikatnego makijażu sprawiła, że usteczka Eshte przywodziły jej na myśl.. pączek róży. Ale nie jakiejś tam pospolicie czerwonej, jaką to można było kupić na każdym targu i zobaczyć we włosach byle ulicznic. Służka zadbała o to, aby kochanica Wielkiego Czarownika nie wyglądała tanio czy podrzędnie, więc jej wargi przyozdobiła tylko subtelnym różem. Barwa ta sprawiała, że każdy uśmiech kuglarki stawał się wdzięczniejsi, bardziej czarujący i..
Dla pewności jeszcze wyszczerzyła swe zęby w krzywym uśmiechu, przyglądając się mu w lustrze. Nie, nawet to mazidło nie potrafiło do końca ukryć prawdziwego charakterku elfki.

W dziwny sposób, także i jej oczy były zmienione! Zwykle mocno wymalowane, z zawijasami na kształt tatuaży naokoło nich, bez takich ozdób już nie wyglądały jak jej własne. Służka zadbała o to, aby podkreślić je subtelnie, bez obciążania powiek nadmiarem kolorów, brokatu czy innymi dziwactwami jaki szlachcianki lubią się „upiększać”. Jedynie rzęsy sprawiały wrażenie, jak gdyby Eshte mogła nimi zabijać, co wcale nie było takie złe w tej sytuacji, kiedy zdawało się być niemożliwym spojrzenie na kogoś niechętnie spod ich gęstych, długaśnych wachlarzy jakimi teraz mogła trzepotać.

A to był dopiero początek! Im spoglądała niżej, niż coraz bardziej powątpiewała, czy to aby na pewno siebie widzi w odbiciu.
Zaczęła nawet podejrzewać, że może ktoś wstawił tutaj jedno z tych magicznych luster, o których kiedyś raz słyszała. Podobno jakiś iluzjonista czy tam inny mag, nie było to ważne, podróżował i zarabiał na siebie właśnie lustrami. Czarował je, aby ukazywały karykaturalne odbicia prostych ludzi odwiedzających jego namiot.






Szczupli widzieli się w nich jako grubi, grubi jako chudzinki z samymi kośćmi, wysocy zmieniali się w krasnale, a niscy w gigantów. Niektóre ich wykrzywiały, wyciągały nienaturalnie kończyny, lub twarze przekształcały w takie, że nawet własna matka nie potrafiłaby ich pokochać. No śmiechu to tam musiało być co niemiara, aż do posikania.
Do czasu, kiedy niewinne, rubaszne sztuczki zaczęły odnajdywać swe odbicia już nie tylko w lustrzanych taflach, ale także w oglądających je postaciach zwiedzających. Nagle kochającemu kamienie brodaczowi wydłużały się boleśnie nogi, a dotąd dumnie wysoki długouch stawał się pośmiewiskiem towarzystwa mogącego patrzeć na niego z góry. Przerażeni chudzi zaczynali opływać w tłuszcz, a dotąd rubaszny karczmarz o pucołowatych, czerwonych policzkach zaczął tracić klientów patrzących podejrzliwie na brak u niego wielkiego brzucha, przecież będącego charakterystycznym symbolem tego fachu. Widownia wychodziła z namiotu powykrzywiana, pozmieniana, piękni stawali się brzydcy, a ci już wcześniej niegrzeszący urodą.. cóż, wcale nie wychodzili piękniejsi. Ale to nie wszystko co się zmieniło. Zamiast pobrzękujących monet w dłoniach pojawiły się widły oraz płonące pochodnie, a lustra przeistoczyły się w setki kawałków odbijających w sobie skrzywioną rzeczywistość. I jakoś nikogo nie interesowały te wszystkie płynące z nich pechowe lata.
Tak się zakończyła sława maga. Nie było jednak pewność, że nie ostały się gdzieś takie ostatnie magiczne lustra. Może jedno z nich stało właśnie przed elfką.

Widząc swoje odbicie, Eshte wcale nie byłaby obrażona, gdyby została już taka na zawsze. Nie to, żeby bez tego całego wystrojenia była jakaś odrzucająca, wręcz przeciwnie. Zawsze się sobie podobała, bo czego tu nie kochać w tym gibkim ciałku, malowanych włosach, grymasie uśmiechu oraz ciętym języku, prawda?
Ale i teraz wiele słów cisnęło jej się na wargi. Tak, także i wulgarnych, bardziej przystających mężczyznom gwiżdżącym za kobietami, ale były też i te przyjemne. Elfka czuła bowiem, że wygląda.. wygląda.. „pięknie” było zbyt dużym określeniem. Zatem wyglądała ładnie, ślicznie, czarująco i po prostu cudownie. Bardzo kobieco, o co ona sama akurat nigdy zbytnio nie dbała. Kobiecość nie szła w parze z wygodą, co tylko potwierdzały cały te przygotowanie do przyjęcia.

Krawcowa rzeczywiście się pojawiła z naręczem sukien. Zadziwiająco, nie okazała się być kolejną rozhisteryzowaną damulką jak tamta jasnowłosa, bo i może ten uroczy element „charakteru” należał się tylko tym wysoko urodzonym wybrańcom. Co więcej, kuglarka w pewnym momencie nawet odczuła pewną nic sympatii tworzącą się pomiędzy nią i starszą kobietą. Może przyczyna leżała w tym, że Eshte nie zachowywała się jak jedna z tych wielkich, rozkapryszonych paniuniek kręcących nosem na każdą prezentowaną sobie kreację. Bo widząc jej reakcję na uszyte przez siebie suknie, krawcowa mogła się poczuć bardzo doceniona.
Elfka ekscytowała się ilością kolorów i różnorodnością materiałów leżących przed sobą ubrań. Wszystkiemu musiała się dokładnie przyjrzeć, wszystkiego musiała dotknąć, poczuć pod palcami miękkość lub misterność zdobień. Żadna falbanka i koronka nie obeszła się bez bycia muśniętą jej smukłymi palcami. Barwy odbijały się w jej roziskrzonych oczach, w szczególności te najbardziej miłe jej sercu – pstrokate, chociaż i te żałobnie ciemne zasłużyły sobie na jej zainteresowanie.
Każdą suknię przykładała przed lustrem do swego ciała. Pomimo tego, że co poniektóre były nazbyt dla niej skąpe, to oczami wyobraźni tworzyła z nich swe własne kreacje. A to rękawy z tamtej, spódnica byłaby zrobiona z innej, gorset zabrałaby jeszcze z innej, a do tego kołnierz z jeszcze kolejnej! Oh, dobrze, że krawcowa nie znała myśli Eshte i jej chęci przemiany tych cudeniek we własne stroje.

Zapewne w ten sposób byłoby łatwiej elfce dobrać sobie właściwą kreację, bo i doszukiwanie się takiej pośród tych sukien nie należało do najłatwiejszych. Nie, nie, problemem nie były kolory, ani inne trywialności mogące zepsuć humorek niejednej paniuni. Głównym stawianym przez nią wymogiem były.. długie rękawy. Tak po prostu. Thaaneeekryyyst nie chciałby mieć kochanicy z widocznymi bliznami, a ona nie miała zamiaru chwalić się nimi przed całymi zamkiem i dawać damulkom łatwe powody do wytykania jej palcami. Musiała mieć zakryte lewe ramię, całą rękę i dłoń, stąd też i to poszukiwanie sukni z rękawami. No, albo nawet tylko z jednym rękawem, ale wśród dzieł krawcowej nie było takich dziwactw, pewnie z winy wybrednych panienek zamieszkujących zamek. Były za to suknie bardzo skąpe, w których dekolty były większe od całej ilości wykorzystywanych na nie materiałów! Widać lubiano tutaj pokazywanie ciała, ale na wszelki przejaw ekscentryzmu już patrzono krzywo.
Zatem kiedy elfka upatrywała sobie jakąś z długimi rękawami, to okazywała się ona mieć równie długie rozcięcia w innych miejscach, czyniąc całą kreację co najmniej niepraktyczną. A jeśli zaś jakaś była elegancko zabudowana, to całe ramiona miała odsłonięta! Zarówno Eshte, jak i towarzysząca jej w tych bojach kobieta, powoli zaczynały tracić nadzieję.
Aż natrafiły na tę właściwą.





Nie byłaby może pierwszym wyborem elfki do noszenia na co dzień, ale w obecnej sytuacji potrafiła sobie wyobrazić, że właśnie w czymś takim mogłabym się zaprezentować osobista przyjaciółeczka Wielkiego Czarownika.
Materiały o różnych odcieniach ciemnego fioletu przenikały się z aksamitem czerni, nie sprawiając jednak ani żałobnego, ani cmentarnego wrażenia. Było nieco zbyt mało pstrokato, lecz kuglarka mogła już łaskawie pójść na takie ustępstwo. Ramiona pokrywała filigranowa koronka, która także tworzyła rękawy. Ładniutka i delikatna jak pajęcze sieci, ale przy tym na tyle gęsta, że zakrywała przed światem niedoskonałości właścicielki.

Podobne były pończoszki, stanowiące istną obrazę dla artystycznej natury Eshte. Nie tylko obie były takie same, więc obrzydliwie idealnie do siebie dopasowane, ale przy pierwszej próbie własnoręcznego ich założenia, palcami przebiła tę drobną siateczkę. No z jej punktu widzenia były to zupełnie niepraktyczne fatałaszki. Ani nóg nie ochroniłyby przed chłodem, ani nie wytrzymałyby choćby jednego kuglarskiego występu! Typowe fatałaszki dworskich paniuniek, co to nawet chodzić wiele nie muszą.

Szczęśliwie, że po wyjściu krawcowej pojawiła się służka pomagająca elfce w ubieraniu się. A raczej.. oczekująca sposobności, by pomóc kochanicy Wielkiego Czarownika w wystrojeniu się, ale Eshte ukrywając się za parawanem miała zdecydowane stanowisko co do bycia ubieraną przez kogoś innego. Nigdy. Miała rączki i własny rozum, na pewno potrafiła sobie poradzić z zakładaniem na siebie sukni!

Zmieniła zdanie dopiero po swej porażce z pończoszkami, a służka szybko, stanowczo i otwarcie wykorzystała tę sytuację. Nie tylko pomogła kuglarce z tym kłopotliwym problemem, ale także szybkimi ruchami rąk poprawiła i wygładziła własnoręcznie założoną przez nią suknię. Potem, również bez pytania, pozdejmowała ze spiczastych uszu artystyczną mieszaninę kolczyków, aby zastąpić je filigranowymi, srebrnymi zdobieniami i łańcuszkami, jakich nie powstydziłaby się żadna wysoko urodzona elfka.
W pewnym momencie wylała także na dłoń kilka kropel przyjemnie pachnącego olejku, po czym wsmarowała go za uszami Eshte, w jej nadgarstki oraz, przyprawiając ją o oburzenie i osłupienie, także i w dekolt. Wzięta z zaskoczenia Mistrzyni Ognia nie wiedziała jak zareagować. No bo, czy takie były tutaj zwyczaje, czy może właśnie doświadczyła nadmiernego spoufalania się? Przemilczała to, mając jednak służkę na oku przez dalszy ceremoniał ubierania.

Oh, i oczywiście gorset. Ten straszny, straszny gorset.
Nie była jej obca ta część kobiecej garderoby, miała ich kilka w swojej kolekcji. Odpowiednio zaciśnięte były wygodne i przywierały odpowiednio mocno do ciała, więc spełniały się idealnie w występach z ogniem lub obręczami. Także i mężczyźni chętniej rozdzielali się z większymi ilościami monet, kiedy ona tańczyła w gorsetach. Jednakże te będące w jej posiadaniu ani trochę nie przypominały tego stalowego potwora, w jakim tutaj została zamknięta! Istne narzędzie tortur!
Wystarczającym było powiedzieć, że służka musiała wspomagać się kolanem wpychanym w plecy elfki, aby więzy gorsetu ścisnąć zgodnie z obowiązującymi w tym roku wymaganiami dworskiej mody. Chciała krzyczeć, wyrywać się i bronić, ale niepozorna dziewczyna miała chyba stalowe mięśnie, a do tego ani myślała pozwolić kochanicy czarownika uciec z tego.. tego.. chomąta! Okrutnego chomąta dla niepoznaki przyozdobionego kokardkami!

Ale teraz, stojąc przed lustrem i przyglądając się swojemu odbiciu, Eshte niechętnie dostrzegała zalety takiego cierpienia. Już i tak została obdarzona dość wąską talią, a treningi i tańce z obręczami tylko jeszcze mocniej wysmukliły jej wcięcie, ale gorset zmusił ją do zwrócenia uwagi na coś, co wcześniej niezbyt postrzegała jako swój duży atut.

Cycki.

Uniesione, jakby pełniejsze, wyraźnie większe, aż wypychające materiał sukni okrywający jej biust. Nie była mężczyzną, nie miała też jakichś ciągot do kobiet, ale zwyczajnie nie mogła oderwać wzroku od tych swoich kuli. Co więcej, kiedy została sama w komnacie, dłońmi chwyciła za nie i ścisnęła kilka razy, upewniając się co do ich prawdziwości. Jej własne. Służka nie dopchała ich żadnymi poduszeczkami dla zwiększenia efektu.
Zerknęła w kierunku drzwi, aby sprawdzić, czy Thaaaneeekryyst nie zakradł się już do jej komnaty, kiedy ona była zaaferowana swoimi nowymi krągłościami. Nie, nadal była sama. Idealnie.
Pochyliła się więc przed lustrem, jednocześnie ramionami ściskając ku sobie piersi z obu stron. Widok ją w równej mierze przeraził, zaskoczył i zafascynował. Musiała zapamiętać, aby nie wykonywać podobnego ruchu przy czarowniku. Ani przy kimkolwiek innym. Inaczej wyzwoliłaby we wszystkich efekt podobny temu, jaki miał mieć ten pyłek wróżek w ślicznej butelce. Niepohamowane pożądanie wobec niej, ot co!

Skrzypnął ostrzegawczo gorset, kiedy Eshte wyprostowała się chowając przed światem tę sekretną broń. Poprawiła naszyjnik złożony ze srebrnego łańcuszka i czerwonego kryształu, który oczywiście przy każdym ruchu kołysał się dokładnie na wysokości jej piersi. Przyciągał ku nim spojrzenia, ku niezadowoleniu kuglarki, której niełatwo przychodziło pogodzenie się z temu podobnymi przywarami swej roli kochanicy. Szczególnie, że tym wręcz nie widziała końca! Najpierw cycki, jeszcze ten wisior, a wystarczyło, żeby tylko się obróciła bokiem do lustra – o, właśnie tak - i nagle tyłek!
Znaczy, już wcześniej miała tyłek, naturalnie, ale nie taki! Suknia może i z tyłu nie przywierała do niej ciasno, ale te wszystkie falbanki, odpowiednie fałdki i wzory na materiale sprawiały, że nagle pannie Meryel wyrosło coś, co spokojnie można było określić mianem „kuperka”. Aż chciało się go klepnąć, albo ścisnąć. I nie było to dla niej pocieszająca myśl. Miała zatem nadzieję, że szlachciurki będą wobec niej grzeczne, skoro.. uh.. n.. n.. na.. należy ( bogowie! ) do Wielkiego Czarownika. Inaczej sama im powykręca ręce, nawet przy tym nie tracąc tego sztucznego, milutkiego uśmieszku.

Ostatnią, ale nie mniej ważną częścią tej kreacji były.. one.
Buty. Piękne i straszne jednocześnie.
Kuglarka poruszała się w nich nieco chwiejnie, czasem niepewnie. Przyzwyczajona była do wygodnego, płaskiego obuwia, w którym tak samo wygodnie jest tańczyć, chodzić i biegać. Nigdy też nie poświęcała większej uwagi tej części swej garderoby, ale teraz, spoglądając na te cudeńka błyszczące od ozdóbek, Eshte miała tylko ochotę porwać je ze sobą na zawsze. Postawić gdzieś na widoku w swym wozie i podziwiać, bo przecież nie nosić. Z tak wysokimi obcasami musiały zostać stworzone tylko i wyłącznie z myślą o paradowaniu w nich po równiutkich parkietach sal balowych. Aż zaczynała żałować, że dawniej nie przykładała się do treningów chodzenia na szczudłach.






Ale czy nie będzie uwieszona przez cały wieczór na ramieniu Thaaneeekryyysta? Ze swoją siłą nie powinien mieć najmniejszego problemu z utrzymaniem jej w równowadze. I w końcu na coś się przyda.

Ogólnie rzecz biorąc, to nawet Eshte nieznosząca tych wszystkich pałacowych garderobianych ceremoniałów musiała przyznać, że efekt był niezgorszy. Wszyscy się dobrze spisali.
I krawcowa mająca w swym posiadaniu suknię pasującą elfce. I nadgorliwie pomocna służka o prawie czarodziejskich palcach i sile byka do zawiązywania ciasno gorsetu. I kuglarka dobrze się prezentowała w takim przebraniu, nie wyglądając przy tym ani sztucznie. Pewno brakowało jej tego jaśniepańskiego wyrachowania, co akurat sama potrafiła przed sobą przyznać, ale szlachcicom wystarczyło cyckami zaświecić przed oczami, aby nie interesowało ich już nic więcej. A cycków teraz miała sporo.

Zadziwiająco, także i czarownik się wykazał tym swoim niespodziewanym talentem zaplatania włosów. Stworzony pod jego dłońmi warkocz spływał miękko po ramieniu elfki, całkowicie zasłaniając wypalony na skórze niewolniczy tatuaż Pierworodnego. Nikt nie powinien być w stanie go dostrzec na przyjęciu, nie bez dobierania się do niej swymi łapskami. Sama musiała unieść ostrożnie swe pukle, aby zobaczyć jakie tam wulgaryzmy nasmarował jej Thaaneeekryyyst swoimi farbkami. No, gdyby ich role były odwrócone i to ona dzierżyła w dłoni pędzelek, to nie przepuściłaby takiej rozkosznej okazji. Przyozdobiłaby jego szyję jakimś dorodnym tyłkiem, albo mało eleganckim przezwiskiem dla niego. Nie mógłby sobie nawet zapleść warkocza, aby zakryć takie malarskie dzieło!

Jakież zatem było jej rozczarowanie, kiedy niczego takiego nie dostrzegła na swojej skórze. Owszem, czarownik zapaskudził tatuaż swoimi własnymi bazgrołami, ale nie chyba jej nimi nie obrażał.
Może najwyżej w jakimś dziwacznym języku. Albo może nieudolnie próbował namalować tę wielce zabawną,męską część ciała. Niestety dla niego, wyglądało to tylko jakby tęczowy symbol Pierworodnego splatał się w boju z czerwonofioletowymi gryzmołami Ruchacza. Ten pierwszy wręcz zdawał się być.. mniej wyraźny niż wcześniej.






Wcale jej się nie podobało posiadanie takich magicznych symboli na własnej skórze. Nie czuła wprawdzie boleści z ich strony, ani pieczenia, ani jakichkolwiek innych nieprzyjemności, ale wystarczyła sama świadomość ich istnienia. Była.. naznaczona i póki co nie widziała sposobu na pozbycie się tego tatuażu, oprócz oczywiście pozbawienia życia Pierworodnego elfa. A myśl o jego ładniutkiej głowie oddzielającej się od reszty idealnego ciała, była niezwykle pocieszająca. W szczególności, kiedy miało się tak bujną wyobraźnię jak Eshte.
Poprawiła warkocz, z powrotem zakrywając ten sekret jakim była tęczowa pozostałość po pocałunku.. pocałunkach obu mężczyzn.

Pył wróżek, doprawdy.
Prychnęła wzgardliwie i, jak to ona, całym swoim ciałem, wcale się nie krygując i nie zostawiając miejsca na wątpliwości co do swojej reakcji. Szybko tego pożałowała, kiedy gorset ścisnął ją mocno w swych stalowych objęciach. Oh, na pewno nie była przyzwyczajona do takiego braku swobody ruchu. Eshte, kuglarka i akrobatka, ponad wszystko ceniła sobie wolność, możliwość nieograniczonego siadania, wstawania i stawania na rękach, śmiania się na pełną pierś. Ale Eshte – ślicznej laleczki i kochanicy bogatego szlachcica nie obchodziły takie trywialności jak oddychanie. W jej życiu najważniejszym było ślicznie wyglądać. No, oraz przyprawienie tych wszystkich napuszonych damulek o zaślinienie się gorzkim jadem z zazdrości. Być może to im potrzebny był ten pyłek, ale na pewno nie elfce. Ani wcześniej, a już na pewno nie teraz.

Thaneeekryyyst pożałuje dnia, kiedy zwątpił w jej urok i wymyślił to wyzwanie.
Gorset tylko jej ułatwiał wydobywanie z siebie tego jęcząco-wzdychającego głosu..
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-03-2016, 18:04   #58
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tego właśnie chciała… zachwycić go. Rozpalić jego pożądanie. Sprawić by stopniało mu serduszko i by zadurzył się. Owinąć wokół swego paluszka i miała ku temu odpowiednie narzędzia, prawda?
Te zwykle ukryte krągłości z przodu i z tyłu. I zgrabne nogi, których subtelna sugestia była widoczna w strategicznym rozcięciu z przodu sukni. I dekolt który prosił się o pocałunki kochankaaa… Wróć!
Co za niedorzeczna myśl! Za dużo przebywała ostatnio w towarzystwie Ruchacza i tej chutliwej pseudo-kapłanki. Bo jak inaczej wytłumaczyć te absurdalne pomysły.

Niepohamowane pożądanie wobec niej, ot co!

To Eshte chciała wywołać u Tancrista. Nie pomyślała jednak o konsekwencjach tego niepohamowanego pożądania u swego “kochanka”. Nie pomyślała co mógłby zrobić pod wpływem jej uroku. Po prostu… chciała żeby nie widział nikogo poza nią. Chciała mu udowodnić, że jest godna pożądania. Miało to znaczenie dla jej próżności. Nie zastanawiała się czemu. Chociaż nie… miała powód! Ten wredny mag rzucił jej wyzwanie, więc ona mu udowodni że jest bardziej godna jego spojrzenia niż te wszystkie jego kochanice, ot co!

Niepohamowane pożądanie wobec niej… nie wyszło. Tancrist co prawda spoglądał roziskrzonym spojrzeniem na kuglarkę sprawiając, że mimowolnie się rumieniła. Ale jakoś nie padała na kolana porażony jej urodą. Zamiast tego… zaczął jej pouczać w pewnych sprawach związanych z zachowaniem. Przyjęcie bowiem musiało wystawić jej nerwy i aktorskie umiejętności na próbę. Wszak Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré… wielka Mistrzyni Ognia była oficjalnie kochanicą Wielkiego Czarownika. Nie żoną, uczennicą, czy krewną. A to oznaczało, że co prawda nikt inny nie mógł jej dotykać, całować i klepać po zadku. Nikt inny, poza Wielkim Czarownikiem oczywiście, a ona… musiała być tym faktem cieszyć co najmniej. Więc nie dość, że Tancrist mógł ją sobie macać i całować i pieścić to jeszcze ona musiała szczerzyć swe zęby w uśmiechu zadowolenia znosząc to to… dotykanie.
Szuja, łotr, gnida! A ona się jeszcze dla niego tak wystroiła!
Dla niego i by zrobić na złość paniuni i reszcie jego kochanek, ale to detal.


Szli razem... Eshte przytulona do Tancrista. On z dłonią na jej tyłku, masującej krągłości których istnienie dopiero kuglarka odkryła i szepcząc jej do ucha jak ma się zachowywać, na kogo zwracać uwagę i ogólnie odpowiadając jej szczegółowo na pytania i ironicznie na docinki, których z przylepionym do ust uśmiechem Eshte mu nie szczędziła.
Dłoń na zadku była irytującym obiektem dla elfki przez kilkanaście pierwszym metrów, czymś do zignorowania przez kilka następnych. A potem… było nawet przyjemnie.
Inaczej odczuwała fakt, że była przytulona mocno do czarownika.
To niestety… było przyjemne już od samego początku. Było miło być tak tuloną zaborczo i jakby czule.
Było przyjemnie czuć zapach jego pachnideł otulający mile kojarzącą się mgiełką. Było przyjemnie czuć ciepło jego ciała, a nawet bicie jego serca.
Esthe czuła się bezpieczna, w tej chwili Pierworodny nie wydawał się straszny, a obecność Ruchacza koiła nerwy. Miał rację... czuła się przy nim bardzo swobodnie i nawet te pieszczoty, muskanie ucha i policzka ustami przestało irytować, a sprawiało przyjemność.
A przede wszystkim, po raz pierwszy od wielu lat Eshtelëa nie czuła się samotna i to było cudowne uczucie. Już zapomniała jak to jest.
A przecież samotność nie była jej wyborem. Od dziecka nigdy nie była samotna. Zawsze wokół niej był ruch, zawsze były osoby, rozmowy, zawsze był jej kochany ojczym. Owszem… potem została zraniona.
Mocno i boleśnie. Owszem, potem otoczyła się obronnym kokonem nieufności.
I owszem… nie ufała Ruchaczowi co do czystości jego intencji i zamierzała zamknąć w swej komnacie, żeby lubieżnikowi nie przyszło do głowy jej odwiedzać po nocy.
Ale w tej chwili… mimo że ją macał po tyłku, mimo że muskał jej szpiczaste ucho ustami co jakiś czas (co było niestety… bardzo przyjemne dla ciała Eshte), czuła się bezpiecznie, czuła się swobodnie, czuła się dobrze w jego towarzystwie… I gdy tak szli dogryzając sobie słowami nawzajem, czuła się zaskakująco zadowolona.
Ale bynajmniej nie zamierzała okazywać tego faktu Tancristowi nawet jednym prawdziwym uśmieszkiem!
Wiedziałaby że wykorzystałby to przeciw niej. Dlatego by mu przypomnieć o swym charakterku próbowała mu wbić łokcia w brzuch. Niestety mocno tulona nie była w stanie zrobić tego skutecznie. Więc… postanowiła odwdzięczyć pięknym za nadobne. I chwyciła go za tyłek, tyle że zamiast masować, wbiła w niego z całej siły paznokcie.
Owszem… może i musi udawać wpatrzoną w niego kochankę, ale niech mu się nie wydaje, że to coś zmienia między nimi!


Gdy wchodzili razem do sali, ta już była zapełniona gośćmi. Szlachcice i szlachcianki ubrane były różnie, niektórzy zgodnie z mogą, inni zgodnie z tradycją. Prawdziwa parada próżności… w różnych kolorach.
Dominowały co prawda ciemne barwy wśród szat, ale kobiety dobierały bardziej kolorowe szatki. I dekolty, wszędzie dominowały duże dekolty podkreślające pełne piersi. I klejnoty… błyszczące się w oczach Eshte. Niemal hipnotyzujące swą barwą i blaskiem.
“Weź nas, zamierz do siebie. Nikt nie zauważy.”- zdawały się mówić swymi błyskami do elfki, ale jej czworooki cerber pilnował kuglarkę, by była blisko niego. I instruował.
- Ten mężczyzna na tronie, to właśnie nasz gospodarz i pan tego zamku, Ughter von Gerstein.- wskazał starca na tronie o surowym obliczu.


I stroju w ciemnych stonowanych barwach, wokół niego stali synowie.. trzech ich było. Z których to Eshte rozpoznała jedynie najmłodszego, tego co poznała podczas wydarzeń wiosce, a imion nie spamiętała w ogóle. Zygryf... tak miał chyba na imię ów paniczyk stojący obecnie w zakonnej zbroi, obok najstarszego z braci… i tego narodzone pośrodku w szatach kapłańskich lokalnego bóstwa. Ani chybi szykowany na lokalnego przywódcę religijnego. Nepotyzm nawet świątyń sięgał. Thaaaneekryyst gadał, a u Eshte jednym uchem to wpadało, drugim wypadało. Jej oczy bowiem świeciły się do gęsi, do pieczeni, do ciast do legumin, do wina.. do uczty samej. A tu mu jej wymądrzał się do ucha Ruchacz. Co ją obchodziły te wszystkie zadufane szlachciurki? Ich imiona, wzajemne zależności, interesy?
Jedyne co przykuło jej uwagę to Gadzi Języczek, zwany przez Ruchacza Aremiusem, który przebywał blisko władcy tego zamku i...


Rzeczywiście wyglądał na sędziwego i potężnego maga, z tą białą brodą, błyszczącymi mocą oczami, szatą godną arcymaga i magicznym kosturem. Przypominał bardziej potężnego czarownika, niż jej Ruchacz. Ale czy rzeczywiście był tak straszny i niebezpieczny jak jej… ugh… “miłośnik” twierdził ? Elfka nie była pewna. Zresztą nie poświęciła mu uwagi, bo ostrzegła osóbkę, którą Tancrist nazwał Henriettą Voglstein-Craig, a ona sama krócej i dosadniej… Paniunią.


Uczta była nużąca. Eshte nie wiedziała co ci wszyscy paniczykowie i szlachcianki w fikuśnych strojach widzą w tych ucztach. Wszyscy jedzą i gadają i piją… Po najedzeniu się jednak zostaje nuda. Kuglarka wszak nie miała tu tylu znajomych co jej Ruchacz. A sam czarownik pilnował by była blisko niego, na wszelki wypadek.
Oczywiście oprócz straży i gości, była jeszcze służba. No i artyści mający zabawić nobliwe grono.
Najpierw był połykacz ognia… nuda. Potem gnom iluzjonista, tak naprawdę szarlatan nie znający się na magii. Ale o zwinnych palcach. Ten był ciekawy… Eshte bowiem miała niezły ubaw rozgryzając niemal wszystkie jego sztuczki i pomysły.
Potem były trzy akrobatki i tancerki które nie zrobiły na kuglarce żadnego wrażenia. Była wszak równie zwinna jak każda z nich i mogłaby powtórzyć każdy numer jaki wykonywała… jeśli byłoby w trzech osobach. Bo wszak Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré była jedyna i niepowtarzalna.
Potem na prośbę władcy Gadzi Język popisał się zmyślnymi iluzjami. Mały rozmach, ale dbałość o detale widoczna w każdym dziełku.
Potem dwóch zapaśników próbowało się nawzajem przewrócić, co ożywiło nieco gości stawiających to na jednego, to na drugiego. Mężczyźni to barbarusy!
Pomiędzy tymi występami pojawiały się one.


Ładne buzie i stroje tak prowokujące, że… równie dobrze mogły cały czas przebywać łóżku zamtuzu. Łaziły prawie gołe i dawały się macać po tyłku, nawet strażnikom! W ogóle się nie szanowały. Ale za to śpiewały pięknie, jak słowiki.


Choć mało który mężczyzna, zwracał uwagę na ich śpiew. Nawet Ruchacz zwracał uwagę na ich cycki, co drażniło wielce elfkę. Nie po to się pozwoliła upiększać, wciskać w ten niewygodny gorset, by Thaaaneeekryyst rozglądał się za tymi roznegliżowanymi paniusiami. Skoro poświęciła tyle swej wygody, dla urody i tyle godności osobistej, tylko po to by udawać jego kochanicę, to on mógł chociaż to docenić śliniąc się tylko do jej dekoltu. Aż kusiło by chwycić go za czuprynę i przycisnąć twarz do biustu, by głupi i niewdzięczny czarownik docenił jej poświęcenie, ot co!
I wtedy właśnie, do sali weszła trójka dobrze znanych elfce postaci. Edgar Tyłkawson?... Jakoś tak.
Rycerz od utwardzania kopii i podążający za nim Loczek. I… serce elfki zabiło szybko w przerażeniu.
Elegancka i zjawiskowa… delikatna kapłanka Arissa, która zauważyła kuglarkę i ciągnęła swego rycerza w kierunku siedzących Eshte i jej czarownika! Sytuacja robiła się więc… problematyczna.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-04-2016 o 18:30.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-06-2016, 23:24   #59
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Byłaby rozdarła usta w szerokim, niekontrolowanym ziewnięciu. I byłoby to dla kuglarki coś zupełnie zwyczajnego i równie naturalnego, co krzywe uśmiechy w których rozchylała wargi. W końcu jeśli coś, lub najprawdopodobniej ktoś, ją zanudzał, to otwarcie dawała temu swój wyraz. Przecież nie miała zamiaru udawać zainteresowania, proszę. Takie uprzejmości pozostawiała dla tych wszystkich laleczek marzących o bogatych mężach, do których ser.. ekhm, spodni prowadziły głębokie dekolty i trzepotanie rzęsami. Jej nie zależało na oczarowaniu kogokolwiek. Chociaż mogłaby!

Jednak niecodzienna sytuacja wymagała niecodziennych.. ofiar. Otoczona szlachetkami i przebrana za kochanicę, musiała zapanować nad swym odruchem bezceremonialnego ziewnięcia. Jeszcze byłby się kto obraził, palcem ją wytknął i arystokratyczny gniew na nią ściągnął.
Nie będąc w stanie zapanować nad swymi ustami będącymi już w połowie szerokie rozdarcia, Eshte wspomogła się kobiecym bibelocikiem – wachlarzem. Zdobiony był straszliwie, z koroneczkami, falbaneczkami i malunkiem przedstawiającym sielankę bogatych szlachciców, więc pewno mogłaby sobie za niego kupić całkiem nowy wóz. Póki co musiała się zadowolić wykorzystaniem go do zasłonięcia swych bezczelnych warg. Pożyteczny bzdecik. Wyjaśniało, dlaczego wszystkie obecne na przyjęciu arystokratki miały ze sobą jeden.

Było to pierwsze tak duże przyjęcie na jakim kuglarka miała okazję gościć, a ku swojemu nie do końca zaskoczeniu, zwyczajnie się na nim nudziła! Nie wiedziała, po co właściwie Thaneeekryyyyyst wyjaśniał jej kto był kim na tym dworze. Przecież i tak nie miała zamiaru tego zapamiętać, nawet gdyby miała szczere chęci. A nie miała, więc czarownik niepotrzebnie strzępił sobie język

Eshte była artystką, co do czego nigdy nie pozwala mieć nikomu wątpliwości. A skoro była artystką, to nie obce jej było aktorstwo, choć daleko jej do teatrów i pokazywania się publiczności od innej strony niż kuglarstwa. Ale podstawy zakładania przeróżnych masek były częścią jej.. osobliwego wychowania. Miały jej pomóc przetrwać w trudnym świecie. A to, żeby swe występy czynić bardziej dramatycznymi, łatwiej ogrywać w karty i kości tawernianych bywalców, odwracać uwagę od swych lepkich paluszków i ogólnie odgrywać niewiniątko, bo to przecież nie ona podpaliła jaśnie panu porty, psze pana. Teraz zaś, na przyjęciu urządzonym w zamku okazywało się, że potrafi ona także przeobrazić się w kochanicę arystokraty! Nie było to wprawdzie coś, czym mogłaby się chwalić wśród innych artystów równie wszak pogardzających dostatnim i entelegenckim życiem wysoko urodzonych, ale jeśli od tego zależało jej przeżycie do następnego dnia, to mogła się poświęcić.

Starała się, lecz mimo to nadal nie zachowywała się jak przykładowa damulka. Nie wystarczyło wcisnąć jej w drogą suknię, aby jak za pstryknięciem palców pozbawić jej krnąbrnej i beztroskiej natury kuglarki. Dlatego kiedy „jako kochanica Thaaneeekryyysta„ śmiała się w towarzystwie, to czasem trochę zbyt głośno i zbyt otwarcie, ale przynajmniej z rozbawienia wino nie szło jej nosem. Uśmiechała się nieco za szeroko, szczerząc przy tym ząbki, a i jej gesty pozostawiały trochę do życzenia, będąc bardziej bezpośrednimi wobec czarownika niż zmysłowymi. Aczkolwiek zaciskane w rozdrażnieniu piąstki skutecznie chowała pod stołem, lub palcami wczepiała się kurczowo w falbany sukni. Wielkim sukcesem jednak było, że powstrzymywała w sobie przemożną chęć parsknięcia i żartowania na widok co poniektórych perełek paradujących po balowej komnacie.









Nabrzmiałego, czerwonego nochala jakiegoś szlachcica. Wielkiego brzucha dalece wyprzedzającego innego elegancika. Cudacznie wymalowanej matrony, albo jej przyjaciółki, w której fryzurze chyba kilka ptasich pokoleń uwijało swe gniazda. No niejeden cyrk mógłby tutaj znaleźć pokraczne atrakcje do swych występów. A to jeszcze nie były wszystkie cudaki! Wystarczyło tylko spojrzeć wzdłuż biesiadnego stołu, żeby..

Zaraz, zaraz.
Przymrużyła czujnie oczy, aby spod długaśnych rzęs dokładniej zapatrzeć się w ten jeden punkt, który zdołał zaskarbić sobie jej zainteresowanie. A nie było to nic przyjemnego. Ani tort będący dziełem cukiernictwa, ani ciężka kolia otulająca szyjkę jakiejś naiwnej szlachcianki, ani nawet śliczniutka głową Pierworodnego nabita na kopię ( utwardzoną, a jakże ) jednego z rycerzyków. Nie, nie. Tam, daleko inny widok przykuł uwagę Eshte.


Paniunia


Oczywiście, że musiała zostać zaproszona na to przyjęcie. I nie byłoby w tym nic strasznego, spokojnie dla elfki mogłaby się zgubić w tłumie i nie wyściubiać z niego nosa aż do końca. Ale nie, ta musiała tak otwarcie spoglądać w tym kierunku. Bezczelna dziewucha. Pewno swym małym rozumkiem nie potrafiła objąć jak „strach na wróble” przeobraził się w taką elfią księżniczkę i już szykowała sposób, aby przypodobać się swojemu „słodkiemuThaneeekryyystoowi. Niedoczekanie. Nie było dla kuglarki ważne, że jasnowłosa była jakąś tam.. no.. że miała jakieś fikuśne tytuły, a na dodatek była spokrewniona z.. z.. z kimś innym o jeszcze większej ilości tytułów. Wtedy w komnacie zachowała się gorzej niż niejedna wieśniaczka! I teraz znów należało jej podetrzeć ten wysoko trzymany nos. Jej histeria byłaby rozrywką jakże o wiele zabawniejszą niż ci kuglarze i roznegliżowane kobiety zabawiający na przyjęciu.

Eshte na dłużej przyłapała jej spojrzenie. Specjalnie, aby tylko pokazać tamtej język w mało eleganckim geście, a potem posłać drwiący uśmieszek. Następnie odwróciła od niej główkę i pochwyciła ciastko z najbliższej srebrnej patery. Kuszące ciastko, z dużą ilością słodkiej śmietany puszystej niczym chmurka. Wgryzienie się w nie spowodowało, że odrobina tej bieli pozostała w kąciku warg całkiem tego świadomej elfki. Akurat brudzić się to ona potrafiła, chociaż zwykle w celach wyższych.






Przez cały ten wieczór udało jej się także kilka razy podejrzeć zagrywki stosowane przez inne.. uh, kochanki. Dobrze widziała jak podtykają swe biusty pod męskie nosy, jak chichoczą głupiutko, jak zachwycają się każdym słowem swych panów i pozwalają klepać się po pośladkach. Obrzydliwość. Nie miała zamiaru robić niczego takiego, ale przynajmniej jedna ich sztuczka nie od razu miała uczynić z niej byle lafiryndy. Wystarczyło lekko przekręcić się ku mężczyźnie – o tak – a potem wdzięcznie założyć jedną nogę na drugą, aby miał łatwy widok na jej kolana i zalążek ud. Ależ te wysokie obcasy wydłużały jej nogi...

-No, no, to bardzo ciekawe i w ogóle, ale skupmy się na tym co najważniejsze -mruknęła do Thaneeekryyyystaaa nadal zajętego próbą oświecenia swej towarzyszki w temacie imion i tytułów wszystkich arystokratów zebranych w komnacie. Naiwny. Odłożyła niedojedzone ciastko na swój talerzyk, ani myśląc o wytarciu jego pozostałości ze swych ust - Nie przyznałeś jeszcze jak ładnie wyglądam. Istna elfia księżniczka, co nie? Brakuje mi tylko magicznej biżuterii i jednorożca.

-Elfia księżniczka? Takie są tylko… w bajkach…
- zdziwił się zaskoczony jej słowami czarownik i zerknął wprost na oblicze kuglarki.- I czemuż miałbym stwierdzać oczywistość? Przecież ty nie lubisz komplementów i wystroiłaś się, jedynie po to by wpasować się w tą całą maskaradę. A nie po to bym ci kadził do uszka kolejne słodkie słówka. I ubrudziłaś się. Doprawdy, jakbym się małym dzieckiem zajmował…
Nie umknęło jej spojrzenie mężczyzny muskające nie tylko jej twarzyczkę, ale i dekolt i nogi. Nie umknął błysk zaintrygowania w oczach Thaneeekryyystaaa. Ale jakoś nie zmieniły one faktu, że mag traktował ją jak… swoją podopieczną, a nie kochankę. I to na oczach podchodzącej powoli Paniuni! Taki wstyd! Czy ona musi mu wszystko mówić wprost?!

-Oh... -kuglarka pochwyciła za najbliższą serwetkę, aby nią wytrzeć kącik swych warg. Tyle, że niewłaściwy. Ale zadowolona znów wróciła spojrzeniem do czarownika -Już?

Nie czekając na odpowiedź, bo przecież sama znała ją bardzo dobrze, Eshte nachyliła się lekko ku niemu. Szczęśliwie, ruch ten nie był aż tak niebezpieczny dla całego świata jak jej wcześniejsze pochylanie się przed lustrem, bo przecież nie chciała wywołać w Thaaneekryyście aż takiej reakcji. Także i bez planowania, bo i nie była żadną uwodzicielką, otuliła go zapachem perfum jakimi służka pokropiła jej skórę.

-To powinieneś mi chociaż powiedzieć jak dobrze się wpasowałam pośród te wszystkie inne szlachciurki i kochanki, a przecież wcale nie było łatwo! Chociażby za samo wbicie się w ten gorset powinieneś mnie zasypywać pochwałami. I biżuterią -oczka jej błysnęły chciwie, ale dostrzeżenie ich kącikami nadchodzącej Paniuni zgasiło w elfce chęć pociągnięcia tego tematu. Będzie ku temu czas później -Ja muszę odgrywać Twoją kochankę, ale czy i Ty nie powinieneś w takim razie udawać zachwyconego mną Wielkiego Czarownika? Jesteś mało wiarygodny.

- W sumie masz rację moja droga. Ale uznałem że nie masz ochoty się aż tak poświęcać
- stwierdził w końcu czarownik i nachylił się bardziej. Poczuła jak muska czubkiem języka kącik jej ust, tak jak zaplanowała. W końcu zrozumiał. Elfka mruknęła zmysłowo w odruchu zadowolenia i… zaczerwieniła się. Bo ta pieszczota języka na kąciku jej ust, ta dłoń pieszczotliwie wodząca po jej kolanie.. Serce walić zaczęło jej mocniej, usta instynktownie rozchylały się do pocałunku, wszak nie pierwszego w jej życiu, ani nawet nie pierwszego z Ruchaczem.
-Wyglądasz przepięknie, uroczo… cudnie… - ten jednak nie pocałował jej, tylko mruczał muskając wargami kącik jej ust, policzek… przesuwając się ustami szpiczastemu uszku kuglarki - Gdybyśmy byli sami zasypałbym cię pocałunkami, pieścił ustami stopy, uda… wielbił cię jak twój niewolnik, wychwalał twą urodę i błagał o łaskawe spojrzenie twych fioletowych oczek.

Jego słowa pieściły jej próżność, jego język zabrał się za śmiałe pieszczoty jej uszka. A ona drżała mimowolnie, prężyła dumnie piersi jakby instynktownie oczekując że i nimi język maga w końcu się zajmie. To co robił wszak było takie nowe i takie przyjemne i… Eshte czując jak jej serce bije mocno i szybko, biust próbuje wyrwać się z ciasnych oków gorsetu przy każdym oddechu, a jej ciało robi się coraz bardziej cieplutkie, stwierdziła że sytuacja wyrywa się spod jej kontroli. Widziała też kątem oka, że Paniunia czerwieni się na widok takiej zażyłości między nimi. Nie potrafiła zgadnąć jednak czy z gniewu czy też z zawstydzenia. Spowolniła krok nie chcąc najwyraźniej wtrącać się tak lubieżną sytuację.

No niechże ona się pośpieszy! Niech szybciej przebiera tymi swoimi chudymi nóżkami! Przecież Eshte nie bierze udziału w tej scence dla swojej przyjemności, a żeby utrzeć tej nosa i znów przyprawić o atak histerii! Wcale ją nie cieszyło, że staje się ofiarą ( znowu! ) lubieżnych zachcianek Ruchacza. A jeśli już zdążył wypić wystarczająco dużo tutejszych trunków, to mógł znów się zacząć dziwacznie zachowywać i kleić się do niej, jak wtedy na przyjęciu u Ery. Prawda, czuła przesadne gorąco i nawet drżała, ale.. ale to tylko przez wzbierające w jej ciele obrzydzenie i furię! W końcu jedyną właściwą reakcją teraz byłoby zdzielenie go piąstką w szczękę... ! Jednak nie mogła tego zrobić, nie na oczach wszystkich zebranych tu arystokratów. I dlatego aż się w niej gotowało, co nierozsądnie mogła pomylić z ekscytacją. Ekscytacją wobec tego parszywca! Musiała być jakaś jego magia, albo własne ciało elfki płatało jej takie psikusy.

Z policzkami płonącymi czerwienią kuglarka pochwyciła tę śmiało sobie wędrującą dłoń Thaaaneekryyysta. Coś za bardzo wczuł się w nową rolę, a mimo wszystko nawet publiczne zażenowanie Paniuni nie było warte pozwalania mu na zbyt wiele. Już i tak będzie potrzebowała kolejnej długiej kąpieli.
-Mam nadzieję, że czarownikiem jesteś lepszym niż aktorem, bo inaczej sama mogę się rzucić Pierworodnemu w ramiona. Twoja gra jest nazbyt wyzywająca, czarusiu, nikt w nią nie uwierzy.. - szepnęła w znany sobie, kąśliwy sposób. I uśmiechnęła podobnie, co z boku jednak mogło być odebrane jako jej.. uh, wyraz radości na działania mężczyzny.

-Doprawdy? Widać nie poznałaś jeszcze jak wyzywający mogą być mężczyźni.- mruknął czarownik i cmoknął ją w czubek nosa. A potem pocałował w usta, mocno i namiętnie. Czas się zatrzymał przy tym pocałunku. Wszystko na moment gdzieś znikło, była tylko przyjemność. Na moment, był tylko ten pocałunek i przyjemność. Co właściwie chciała zrobić? Czemu miałoby to znaczenie? Zapomniała o tym co było przed, po. Liczyło się tu i teraz. Liczyły się muskające się nawzajem języczki.

-Hmmm…- inny odgłos wreszcie wyrwał ją z tego stanu rozmarzonego osłupienia, tak nie pasującego do butnej Eshte. Ani chybi magia lubieżnika, którego usta własnymi dotykała.
Kuglarka spojrzała nieco rozmarzonym spojrzeniem na przeszkadzającą im osóbkę, co było oczywiście dowodem jej wielkich zdolności aktorskich, a nie efektem pocałunku! Naprawdę!

- Ach, moja droga.- rzekł nieco zmieszanym głosem szlachcic spoglądając na blondynkę, która pojawiła się przed nimi i wydała owo chrząknięcie. Paniunia wreszcie zakłóciła im tą małą idyllę, dając czas kuglarce na uspokojenie oddechu i zebranie się do kupy.
- Nie przedstawiłeś mi swojej przyjaciółki drogi Tancriście.- rzekła dumnie bynajmniej nie wpadając w panikę za to “zabijającEshte zimnym spojrzeniem swych oczu. Wielokrotnie i na różne sposoby.
- No tak, pozwól że przedstawię ci Eshtelëę.- stwierdził uprzejmie Tancrist po czym rzekł.- Eshte poznaj…
- Ona wie z kim rozmawia. Myślałam, że… Uważałam że masz lepszy gust jeśli chodzi o kobiety.
- odparła dziewczyna.- Ta niewychowana lafirynda jest poniżej ciebie mój drogi. Mógłbyś…
-Henrietto… wiesz dobrze, że nie jest właściwym, by nauczyciel i uczennica. Poza tym dobrze wiesz, że to tylko zadurzenie. Twój ojciec…
- stwierdził spokojnie Tancrist, a blondynka wybuchła gniewem.- Mój ojciec nie ma tu nic do powiedzenia, a ona… w czym ona jest dobra?!

„W działaniu na nerwy, oto w czym jestem dobra, Paniuniu
-pomyślała Eshte z dziką złośliwością. Ah, dramat. Myślała, że samotnie będzie musiała zagrać na nosie tej szlachcianki, lecz czarownik okazał się być przydatnym part.. nie, towarzyszem. Bez zawahania w jednej chwili roztrzaskał jej marzenia, co było po prostu rozkosznym widokiem! Pozwoliło kuglarce skupić się na czymś innym niż.. niż.. ponowne wykradzenie pocałunku przez mężczyznę! Najgorsze było to, że jeszcze teraz czuła na język smak pitego przez niego wina..

-Thaneeekryyyście, kim jest ta kobieta? -zapytała z niewinnością w głosie i na twarzy, chociaż chwilę wcześniej, kiedy czarownik gorączkowo tłumaczył się Paniuni, elfka zaś szczerzyła się do niej chytrze. Teraz jednak spoglądała w niezrozumieniu, to na niego, to znów na jasnowłosego intruza -I czemu krzyczy, czemu mnie obraża, chociaż ja jej nawet nie znam?

- Ma swoje powody.
- odparł ugodowo Tancrist próbując zapanować nad sytuacją.
- Oczywiście że mam, ta ladacznica mnie obraziła.- burknęła Henrietta, a czarownik pokiwał ze zrezygnowaniem głową. -Eshte ma swoje humorki, ale cóż… temperamencik ma swoje zalety. Nie przejmuj się tym jednak.
-Och, to może sprowadzę paru moich znajomych szlachciców. Z pewnością chętnie zapoznają się z jej temperamencikiem. A i ją parę uderzeń bykowca nauczy zachowania.
- rzekła Henrietta całkowicie i ostentacyjnie ignorując Eshte. Co gorsza, Tancrist podobnie postąpił, acz - Zabraniam ci Henrietto, ona należy do mnie. Jest moją przyjaciółeczką i jeśli ty albo… któryś z twoich wielbicieli spróbują jej zagrozić..!
-A ja się nie liczę?
-wybąkała smutno Paniunia, a mag pogłaskał ją po policzku.- Ależ oczywiście że się liczysz. Bardzo liczysz… ale wiesz jaka jest sytuacja na dworze obecnie. Tyle nerwowości i kłopotów. Ona nie ma ojca, który grozi mi katem jeśli zbliżę się do ciebie za bardzo.

Zaraz, zaraz. Coś tutaj zdecydowanie nie grało.
Dlaczego Thaneekryyyyyst nagle dotykał policzka tej laleczki?! Gdzie roztrzaskiwanie jej marzeń i pragnień, gdzie bycie zimnym łajdakiem wobec niej?! Nie, nie, tego momentu nie było w scenie zaplanowanej przez Eshte! Nie to, żeby była zazdrosna, haha, ale ktoś na przyjęciu mógłby zacząć powątpiewać w jej kunszt kochanki ( nawet jeśli tylko teoretycznej, oczywiście ), skoro on się tak otwarcie mizia z inną kobietą!
Koniec tego dobrego.

Wstała więc gwałtownie, co wcale nie było łatwe w butach na tak wysokich obcasach, a następnie stanowczo pochwyciła za dłoń Ruchacza, zamykając ją w swoim własnych. A był to stalowy uścisk, którym najprawdopodobniej pragnęłaby złamać mu każdy jeden palec. Ale jedyne co mógł on poczuć poza jej wątpliwą siłą, było mrowienie strzelających w jej krwi iskierek magicznych. I znów – przecież, że nie z zazdrości! Było ku temu na pewno inne wytłumaczenie, ale teraz Eshte nie miała głowy, aby go poszukiwać!

-Mój dzielny rycerz.. -wymruczała z czułością, choć wewnątrz zwijała się z obrzydzenia. Chyba sama zaczynała już być zbyt wiarygodna w tym odgrywaniu wielkiej zażyłości z czarownikiem. Będzie musiała później kilka razy go uderzyć, wyśmiać, skrytykować i podrażnić, aby wrócić do zwykłej codzienności.
Łaskawie zwróciła spojrzenie na Paniunię, odkrywając przy tym jak pożytecznymi są te buty. Pozwalały jej unosić podbródek jeszcze wyżej niż dotąd -Ale czy to już wszystko? Jesteśmy przecież tutaj, aby się dobrze bawić, a nie wysłuchiwać krzyków i płaczów. Chciałabym wrócić do tego co nam przerwano..

- Och… a cóż to wam przerwano?
- mruknęła powątpiewającym tonem Paniunia.- Z pewnością nic ważnego. Idź zawracać głowę komuś innemu. My dwoje rozmawiamy teraz na ważne tematy, więc oddal się na bok, albo zamilcz ty… wątpliwego uroku tyczko.

-O tak, łkanie jakiejś rozkapryszonej Paniuni, ciężko sobie wyobrazić coś ważniejszego dla Thaaneekryyysta. Albo jakiegokolwiek innego mężczyzny
-Eshte parsknęła nieprzyjemnym śmiechem, który niewiele miał wspólnego z prawdziwym rozbawieniem, a więcej z kpiną. Mało subtelną, ale też wcale nie starała się jej ukrywać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko Paniunia trzymała za zębami ten swój jadowity języczek, ale tak sprawiła, że maska uległej i czarującej elfiej kochanki zaczęła pękać. Musiało się to w końcu zdarzyć, kuglarka nie była ucieleśnieniem cierpliwości.

-Ale to smutne, że musiałaś tutaj przyjść i mu się narzucać, aby w końcu zwrócił na Ciebie uwagę. Gdyby był Tobą zainteresowany, to sam by Cię znalazł, prawda? -zapytała litościwym tonem, prawie jakby rzeczywiście ten widok przyprawił ją o przygnębienie. Przygnębienie zaślepieniem tej laleczki.

-Tancriście… jak znudzi się ta niewychowana wywłoka pozbawiona gustu, stylu i gracji, to może łaskawie pozwolę ci ze sobą porozmawiać. Może.- burknęła Paniunia torturując zapewne w myślach kuglarkę w najbardziej brutalny ze znanych jej sposób. Potem odwróciła się na pięcie i ruszyła energicznie, zbierając w sobie resztki poobijanej dumy.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-06-2016, 23:40   #60
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Ty to lubisz sobie robić wrogów, prawda?- spytał retorycznie Tancrist , gdy Henrietta oddaliła się poza zasięg słuchu.

-Ona zaczęła -burknęła Eshte, wcale nie czując się winną tej sytuacji. Prędzej była stroną pokrzywdzoną!
Uświadamiając sobie, że ciągle ściska dłoń mężczyzny, pośpiesznie ją puściła pewnie mając nadzieję, że ten nie zauważył tego gestu. Jeszcze tylko jej brakowało dawać mu więcej powodów do drażnienia się z nią.
-Ja byłam grzeczna, to ta Paniunia zaczęła mnie wyzywać. Nie wyobrażaj sobie, że będę siedziała cicho, kiedy taka damulka mnie obraża bez powodu -usiadła z szelestem sukni, w pierwszej chwili odruchowo bardziej po męsku, nim poprawiła się wdzięcznie zakładając nogę na nogę -Dobrze, że uciekła. Inaczej zaraz skończyłaby z ciastem na twarzy.

-Taka damulka ma pachołków, którzy za ta ciasto obiliby ci kuferek kijami. I to że masz rację, nie zmieniłoby faktu, że na końcu to ciebie zadek by bolał. Czasami lepiej zamilknąć niż zapalczywymi słowami robić sobie więcej kłopotu.
- dłoń czarownika pieszczotliwie pomiętosiła jej czuprynę. Niby nie powinna narzekać, lepsze to niż ściskanie pupy czy chwytanie za jej piersi. Ale czy zauroczony nią mężczyzna nie powinien się wobec niej zachowywać inaczej? Była wszak teraz traktowana jak uczennica czy przyjaciółka z dzieciństwa. Nie miała być przypadkiem jego kochanicą?

-No, ale ja mam Ciebie -odparła kuglarka, zbyt późno uświadamiając sobie, że nie zabrzmiało to tak jak chciała. Miało to być wszak podkreślenie, że to nie ona należy do niego, ale on do niej, a wyszło.. uh, jak gdyby w grę wchodziły tu jakiekolwiek ckliwe uczucia. Obrzydliwość.
Musiała to poprawić, więc zaraz dodała tonem głosu karykaturującym niedawno wypowiedziane przez niego słowa, którymi sam ją zadziwił -Czyż nie jestem Twoją przyjaciółeczką? Nikt nie może mnie nawet tknąć, ani ta Paniunia, ani jej pachołki, bo spopielisz ich ognistą kulą, co nie? Właściwie.. -wargi Eshte rozciągnęły się w paskudnym uśmieszku, zdradzającym jej diabelskie myśli. Rozejrzała się wokoło -To chciałabym to zobaczyć. Gdzie ta lalunia polazła..

-Przypuszczam, że to nie jest dobry pomysł. Mało ci kłopotów z twym elfim adoratorem, chcesz być jeszcze obiektem zemsty obrażonej szlachcianki? Przecież ja nie zawsze będę przy tobie. Pod kołderkę mnie nie schowasz, ani do wozu nie wpuścisz.
- stwierdził pobłażliwym, acz mentorskim tonem mag.

-Nie znasz się na zabaaaaawieeee – zajęczała kuglarka, mając już dość bycia ciągle pouczaną przez czarownika. Nie była przecież jakąś jego uczennicą, ani podopieczną, była.. była.. no, nie wiedziała właściwie kim dla niego. Rozrywką? Dostarczała mu powodów do śmiechu? Traktował ją jak jakieś swoje zwierzątko, które mógł tak klepać po głowie? Elfi eksperyment? Bo jako kochanicy na pewno jej teraz nie traktował!
Na pociechę upiła kilka łyków wina z kielicha. Potem łokieć wsparła o stół, a podbródek na dłoni, i w takim pochyleniu zerknęła podejrzliwie na Ruchacza -A może Ty to byś wolał, abym sobie poszła i zostawiła Cię z nią, co? Lubisz takie rozhisteryzowane damulki rzucające wyzwiskami nie gorzej niż byle ulicznice?

Tancrist usiadł obok elfki i zamyślił się.- Sam nie wiem. Mógłbym to pewnie zgrabniej ułożyć. Henrietta jest miłą dziewczyną z charakterkiem jak i ty, ale jeśli się ją nie głaszcze pod włos, bywa naprawdę urocza. Niestety, za bardzo martwiłbym się o ciebie, gdybym cię puścił samopas pomiędzy szlachtę.
Upił wina dodając cicho.- Dla ciebie to tylko nudne przyjęcie nobili, lecz prawda jest inna. To pole bitwy i za każdym murem zębów są przygotowane miecze języków gotowe wymierzać zdradzieckie ciosy.

-Doprawdy?
-raz za razem mocząc wargi w szkarłatnym trunku, Eshte rozejrzała się najpierw w jedną stronę wzdłuż stołu, a potem w drugą. Następnie bez większego skupienia omiotła spojrzeniem resztę tłumu tworzącego w komnacie masę pełną koronek, falbanek, pończoch i mocnych perfum. I błyszczącej biżuterii. To o świecidełka tutejszej szlachty powinien się martwić Thaaaneeekryyyst, a nie o nią.
-To bardzo osobliwe pole walki. Widzę na nim tylko szlachciców zażerających się jedzeniem, wdzięczące się do nich kochanki i dumnie paradujące arystokratki -stwierdziła z pewną ostrożną wątpliwością wobec jego słów -Z kim takim razie Ty tutaj wojujesz? Będzie ognista kula?

-Tylko z pozoru. Być może w tej chwili toczy się rozmowa, której efekt poczujesz za tydzień czy dwa. Ograbiona i sponiewierana, uciekająca z miasta, które właśnie jest podbijane, a w którym się przez przypadek znalazłaś. Być może w tej chwili jest ustalane prawo, zmieniające wszystkie elfy w danej baronii, w tym przyjezdne, na niewolników. I wtedy ty tak możesz skończyć, moja droga Eshte.
- wyjaśnił nieco ponurym tonem czarownik rozglądając się dookoła.- Owszem, te rozmowy mogą wydawać się niewinne, ale ich skutki mogą być poważne i dotykające ciebie osobiście. A ja…- wskazał palcem na starca siedzącego przy władcy, tego brodatego czarodzieja tak wyróżniającego się na tle konkurencji, bo… wyglądał jak czarodziej.- Wziąłem się za łby z nim. I na razie mamy impas. Wspiera mnie w tym boju Zygryf i zakon Peruna. Zabawne czyż nie?

Elfka zapatrzyła się w kierunku wskazanym przez mężczyznę, otwarcie przyglądając się tamtemu czarodziejowi. Jeśli tutejsza komnata Thaaaneekryyysta odzwierciedlała wszystkie zasłyszane przez nią plotki o magach, to właśnie tamten brodacz musiał im dać swój początek. Tylko w jeden sposób mógł jeszcze podkreślić swoją.. czarodziejskość – wskoczyć na stół zajmowany przez zakonników i krzyczeć radośnie „Jestem czarodziejem! Tutaj, tutaj!”.








Eshte byłaby pierwsza do bicia braw na taki widok.

-Nooo, ten to wygląda, jakby mieszkał w wysokiej i ponurej wieży, za swoje zwierzątko miał smoka, a skrycie wzdychał tęsknie do pięknej księżniczki -podsumowała w końcu, całkiem przekonana o trafności swych podejrzeń -A wojujesz z nim przez.. -pamiętała o zniżeniu głosu do szeptu, coby żaden z pobliskich szlachciurek nie mógł usłyszeć -Przez ten sekret, co do którego każdy z was ma inne zdanie, czy może chcesz zająć jego miejsce przy tym tam o srogim spojrzeniu?

- Tylko z powodu sekreciku. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ moja droga. Dziś jest się przy uchu władcy, jutro można trafić do baszty głodowej.
- wyjaśnił czarownik ironicznie.- Zdecydowanie lepiej jest wziąć los we własne ręce. Tak jak ty zrobiłaś, Pupcio. Oczywiście, co innego miejsce przy uchu władcy, co innego pod twoim kocykiem. Nad tą drugą posadą może bym się zastanowił, gdybyś była bardziej przekonująca.

-Oh, ale ja jestem wystarczająco przekonująca! Na tyle, aby tęskno wzdychające do Ciebie szlachetne paniunie czuły się przeze mnie zagrożone. A przecież ani nie urodziłam się z tyłkiem tak wysoko jak one, ani tym bardziej nie jestem Twoją kochanką! -parsknęła kocio Eshte, w końcu sama ta myśl była niedorzeczna, a już ubrana w słowa stawała się całkiem absurdalna. Kuglarka lekko skinęła filigranowym kieliszkiem w stronę Thaaaneeekryyysta, dodając z krnąbrnym uśmieszkiem -Wygraną to raczej mam w kieszeni.

- Och... doprawdy? Czy to właśnie z powodu tej pewności zaciskałaś tak mocno paluszki na mej dłoni, jakbyś się bała że Henrietta porwie mnie ze sobą?
- zapytał cicho czarownik wywołując autentyczne speszenie się kuglarki.
-Poza tym, Henrietta nie jest zagrożeniem. Bo nie jest kusicielką. Ma urodę, ma dobry gust i świetnych krawców, ale… podobnie jak ty nie potrafi wykorzystać tych atutów. Są na tej sali znacznie lepsze w tej materii kobiety.- dodał po chwili - Prawdziwe kusicielki umiejące oplatać sobie mężczyzn wokół palca. I nie wszystkie z nich są kurtyzanami.

-Nooooo...
-zamruczała niepewnie Eshte, którą czarownik nieco zbił z tropu tymi słowami. Oh, ale tylko na krótki moment. Nie byłaby sobą, tą elfką o ciętym języku, gdyby nagle zamierała i traciła głos przy takim byle Ruchaczu. Ostentacyjnie rozejrzała się naokoło w poszukiwaniu tych zjawiskowych istot o jakich mówił, po czym rzekła -Ale jakoś nie widzę, aby któraś z nich się Tobą interesowała.
I znów się uśmiechnęła pobłyskując ząbkami, w których dla większego efektu tylko brakowało tego jednego o złotym lub srebrnym blasku -Ładnie sobie zmyśliłeś te swoje przechwałki o byciu tak pożądanym przez wszystkie kobiety. Ale służka pewnie też wykonała dobrą robotę wciskając mnie w tę suknię.

-Nigdy nie powiedziałem, że jestem pożądany przez wszystkie kobiety, a już na pewno nie stąd. Co innego mieszczanki, tam moje pochodzenie kusi, tu…
- machnął dłonią czarownik wskazując na jedzącą, pijącą i politykująca szlachtę.-... tu są znacznie lepsze partie niż ja. Poza tym, naprawdę chcesz przejść po przyjęciu, by powalczyć o mnie z jakąś inną Henriettą? Czyżbyś pragnęła pokazać wszystkim, że tylko ty rościsz sobie prawa do mego łoża? Jakiż w tym sens, i tak byś nie potrafiła z tych “praw” właściwie skorzystać.

Kuglarka obrzuciła go ostrym spojrzeniem, takim które mogłoby zabijać. I powinno za to co powiedział.
-Nie schlebiaj sobie tak -syknęła próbując zdusić w sobie przemożne pragnienie uderzenia go, bo przecież coś takiego na pewno nie uszłoby niczyjej uwadze. Miała być delikatna i śliczna.. czyli całkiem inna niż na co dzień. Strzelenie go palcami w szkiełka także nie wydawało się być właściwym. Zadowoliła się więc mocnym szturchnięciem go w nogę jednym ze swoich zdobionych bucików.
-Jestem artystką, a to wszystko tylko grą. Byłoby przecież dziwnym, gdybym jako Twoja kochanica pozwalała jakimś innym kobietom zbliżać się do Twoich klejnotów, co nie? -wytłumaczenie w uszach Eshte brzmiało nie najgorzej. Rzucone od niechcenia, z wyraźną goryczą za zmuszanie jej do takich poniżej. Wzruszyła ramionami - A że mogę przy okazji utrzeć nosa arystokratkom, to tylko mi osładza tę niewdzięczną rolę.

-Powściągnij jednak te zapędy do ucierania nosów, bo ktoś może w końcu i tobie nosek utrzeć. Miałaś się też nie rzucać w oczy możnych i nie przyciągać skandali
.- przypomniał czarownik rozglądając się czujnie.- Miałaś być uroczym kwiatuszkiem, ale tylko jednym z wielu uroczych kwiatków na tej sali…

Czy naprawdę miał czelność ją pouczać?! On, Thaaaaneeekryyyst, z którego winy przecież teraz siedziała wciśnięta w gorset, otoczona wystrojonymi szlachciurkami obwieszonymi cenną biżuterią, której.. nawet nie mogła tknąć, bo on jej pilnował! Wcale nie chciała się tutaj znaleźć, a już tym bardziej nie miała ochoty na odgrywanie przymilnej kochanicy!

Ale niczego takiego nie powiedziała na głos, chociaż kusiło. Niezwykle kusiło. Jedynie siedziała w milczeniu, jak skruszona jego słowami, z każdym łykiem wina przełykając także cisnące się na jej usta niewybredne odpowiedzi. No, ale takie nie byłyby godne eleganckiej i pełnej gracji kochanki, prawda?
W końcu ze stuknięciem odstawiła kieliszek i pochwyciła w dłoń widelczyk. Spojrzała na czarownika spod wachlarzy długaśnych rzęs, aby głosem słodkim niczym miód wręcz spływającym jej z warg, zapytać -Czy chciałbyś może trochę ciasta, mój rozkoszny czarusiu, najpotężniejszy z magów i najprzystojniejszy z mężczyzn, w którego blasku mam zaszczyt się pławić?

-Tak brzmisz… odpowiednio.
- stwierdził z ironicznym uśmiechem Tancrist i westchnął.- Chcę, aczkolwiek jeśli masz wobec tego ciasta i mojej twarzy podejrzane plany, to zachowaj je na inną okazję. Nie chcemy by ktoś zwracał na ciebie nadmiernej uwagi… ani na malunek, który nosisz na szyi.

-Oh, ależ ja nie wiem o czym mówisz, mój drogi
-zaświergotała Eshte robiąc przy tym najbardziej tępą minę jaką potrafiła i próbując tym upodobnić się do tak wielu laluń wydymających usteczka w wątpliwej zachęcie dla męskiego rodu.
Następnie nałożyła na swój talerzyk ciastko obfite w krem i wisienki, na którego widok aż zaczynały boleć zęby. Zaczęła je przekrajać widelczykiem.
-Otwórz usta, zamknij oczy, moje słońce -powiedziała z chichotem, znów mocno głupiutkim. Jak tylko elfka chciała, to potrafiła być po prostu idealną damulką!

-Co ja mam z tobą zrobić… - westchnął czarownik i o dziwo, postąpił zgodnie z jej zaleceniami. Zamknął oczy i otworzył usta.

Złowieszczo zalśniły iskierki w fiołkowych oczach Eshte, będące jedyną rysą na jej tak „przekonującej” grze aktorskiej. Przecież nie można byłoby niczego zarzucić jej nagłemu wdziękowi, temu zachwytu z jakim zwracała się do swojego Pana i Władcy oraz jej oddaniu, kiedy sama widelczykiem zamierzała go nakarmić słodyczą. No.. może tylko kawałek, który ukroiła z ciastka był trochę zbyt duży jak dla maga, ale też i on skrycie mógł być wielkim łakomczuchem, prawda? A o tym tylko ich dwójka mogła powiedzieć, tylko on i jego wierna przyjaciółeczka.

Uniosła na widelczyku duży kawałek, do którego o wiele lepiej pasowałaby łycha stołowa, po czym.. bez choćby słówka ostrzeżenia, wpakowała go Thaaaneeekryyystoowi do ust! W całości, jednocześnie przy tym brudząc mu usta klejącym kremem.
-Możesz się na przykład udławić.. -wymruczała cicho, z tym ciągłym uroczym uśmieszkiem rozciągającym szeroko jej wargi. Ucieleśnienie niewinności i czaru, doprawdy.

Czarownik nagle się zakrztusił i co gorsza otworzył szeroko mając wyraźnie trudność z połknięciem. Co gorsza, sytuacja wydawała się spełniać bardziej niż kuglarka oczekiwała. Nie dość, że mag się wyraźnie zadławił przyciągając uwagę, to jeszcze pobladł. A może zzieleniał?

Eshte początkowo przez kilka chwil podejrzewała, że on tylko się z nią droczy. Ale kiedy dalej się dusił, zamiast ironicznym uśmieszkiem skwitować jej zaskoczenie, to szczerze zaczęła się martwić. No, właśnie o swoje bezpieczeństwo, kiedy czarownik tutaj umrze na jej oczach.

-No przecież ja tylko żartowałam -burknęła niezadowolona, po czym wstała z ciężkim westchnieniem. Stanęła za Thaaneeekryyyystem i, mało delikatnie czy kobieco, uderzyła go otwartą dłonią w plecy. Oh, satysfakcja. Jednakże nie pomogło to od razu, na szczęście znajdujący się w pobliżu rycerz użyczył silnej ręki i udało się uratować życie czarownika.
Tancrist wypluł kawałek ciasta, który utknął mu w krtani i rzucił się do kielicha wina, by przepłukać usta.
Spojrzał gniewnie na kuglarkę i syknął gniewnie - Oszalałaś? Mogłaś mnie zabić! Po co wcisnęłaś mi tak dużo w gardło?!

-Ah, mój najdroższy!
-ucieszyła się jego elfia kochanica. Tak wielka była jej radość z tego, że Wielki Pan Mag nie padł tutaj trupem, że nadal za nim stojąc pochyliła się i ręce mu przez szyję zarzuciła. Dopełnieniem tego szczęśliwego obrazka byłby soczysty pocałunek złożony mu na policzku, taki pozostawiającym po sobie wyraźny ślad kobiecych warg. Ale Eshte nie zamierzała się aż tak poświęcać, a i jej radość nie była aż tak wielka. Miło jednak, że żył. Będzie przydatny.
-No już, już, nie złość się -wymruczała, chociaż bardziej z wyrzutem w tonie głosu, niż faktyczną próbą przeproszenia go -Nie wiedziałam, że jesteś aż tak delikatny, robaczku. Z czarownikiem to walczysz, ale mój żarcik Cię prawie zabija?

-Czarownik nie próbuje mi wepchnąć zdradliwie pół ciasta do gardła. Przypomnij mi, po co ci w ogóle pomagam, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć powodu.
- szepnął jej czule do ucha Tancrist , uśmiechem uspokajając usłużnego rycerza.

-Bo masz słabość do długich uszu. Albo po prostu słabość do każdych cycków na dwóch nogach -stwierdziła Eshte, jak gdyby to właściwie była oczywistość i nie było sensu doszukiwać się wyższych celów w zamiarach tego Ruchacza. Wykorzystać niewinną kobietę jak tylko się da, ku swojej własnej rozpustnej rozrywce, a potem porzucić dla kolejnej. Bo przecież, że nie był on romantycznym typem rycerza w lśniącej zbroi, co to ratuje damę z opresji, aby później żyć z nią długo i szczęśliwie.
-Albo pociąga Cię myśl o okazaniu się silniejszym od Pierworodnego. Albo tak naprawdę masz miękkie serce, wrażliwe na cudzą niedolę. Aaaaaalbo masz nadzieję na darmowy pokaz kuglarstwa w podzięce -ostatnim jej słowom towarzyszyło rzucone mu stanowcze spojrzenie, jasno i wyraźnie mówiące „nie, nawet na to nie licz, łajdaku”.

-Obejdzie się bez pokazów - wzruszył ramionami czarownik jakoś nadal wyraźnie zagniewany, choć kryjący to za obojętną miną. Następnie westchnął obejmując ramieniem ramię kuglarki i prowadząc ją w kąt sali, by wraz z nią “podziwiać” nocne niebo przez zdobione witrażem duże okno.
W rzeczywistości liczył na odrobinę prywatności na przyjęciu. Odrobinę, bo nadal było ich widać.- Nie pokładałbym też dużej wiary w moją słabość do cycków, czy elfich uszu. Ponoć i jedne i drugie można znaleźć na tym przyjęciu. I to… być może nawet ładniejsze od twoich, a z pewnością bardziej dostępne. Tak więc zostaje moje miękkie serce, bo gdybym chciał się okazać silniejszym od Pierworodnego, to zrobiłbym z ciebie przynętę na niego. Uważaj więc moja droga, miękkie serduszka mają swe granice cierpliwości.

-Oh, przecież nie oddałbyś mnie temu potworowi o pięknych oczach!
-zaśmiała się Eshte, traktując całą tę jego groźbę jako zwykły żart. Nawet chciała go szturchnąć łokciem w bok, ale.. ale coś w tonie jego głosu i sposobie w jaki na nią patrzył, skutecznie powstrzymało zarówno tę chęć, jak i śmiech w jej krtani. Za to pojawiła się w jej główce zupełnie niemądra myśl. Czy ona.. powinna być czarownikowi.. uh, wdzięczna za całą tę pomoc z Pierworodnym? Co za bzdury! To on sam tak chętnie rzucił jej się na ratunek, a potem nie chciał odstąpić choćby na krok!
No, ale rzeczywiście nie mogła go zabić swoimi psikusami. Dopiero później, jak już się pozbędzie tatuażu i klątwy.

-Dobrze, rozumiem. Będę.. postaram się być grzeczna -westchnęła i wywróciła oczami -No już, klepnij mnie w tyłek, uracz niewybrednym komplementem, czy co tam innego wy szlachcice robicie ze swoimi kochanicami na takich przyjęciach.

-Po prostu, na wszystkich bogów w jakich wierzysz i jakich się boisz, postaraj się nie robić mi kłopotu, dobrze?
- stwierdził już bardziej ugodowym tonem szlachcic.- Zwłaszcza nie urządzać takich scen jak ta z Henriettą, czy z wpychaniem mi ciasta w gardło. Wiem że to dla ciebie trudne i wbrew twej naturze, ale… staraj się nie przyciągać do siebie nadmiernej uwagi. A co do kochanic, to klepie się karczmarki w tawernie, a kochanice..

Dłonie czarownika wylądowały na pośladkach elfki. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie i pocałował w usta, mocno, drapieżnie, namiętnie. Zaborczo, jak gdyby Esthe rzeczywiście była tą wyjątkową i jedyną. Zrobiło się kuglarce dziwnie gorąco i słabo, jakby cały opór przed całowaniem z niej odpłynął, a serce waliło… ani chybi wybuchnie w jej piersi i tak właśnie biedna skona od pocałunku zemsty czarownika. Choć akurat w tej chwili jakoś nie potrafiła się tym przerazić, zbyt zaskoczona owym zetknięciem się ust i własną na niego reakcją.

-To się robi z kochanicami - Ruchacz wreszcie ją puścił, ale ona jego nie. Nadal palcami odruchowo wczepiała się w poły jego szaty. Musiała bowiem złapać równowagę po tym pocałunku. Magia, magia. Albo ten przeklęty pył wróżek.

-No.. ten.. ekhm.. przekonujące. Może jeszcze będzie z Ciebie aktor.. -burknęła w końcu, kiedy mogła już zapanować na swym oddechem i drżeniem swojego głosu. Niech sobie Thaaaneeekryyyst nie myśli, że to z powodu tego jego pocałunku! Po prostu wziął ją.. tak, niefortunna gra słów, ale wziął ją z zaskoczenia. Inaczej w porę zacisnęłaby wargi, broniąc się przed tym jego lubieżnym szturmem. Brrrr.

Puściła mięciutką i niewątpliwie drogą szatę czarownika, swój moment słabości próbując ukryć za gorliwym wygładzeniem dłońmi materiału. Bo fałdka mu się zrobiła, ot co.
Jednocześnie w głowie szybko próbowała znaleźć jakiś ratunek, jakąś ciętą ripostę, aby dzięki niej zepsuć tę, tfu, magiczną chwilę.
-Ale zrób to jeszcze raz, a Cię pogryzę -błysnęły jej wyszczerzone ząbki, niczym lśniące na nocnym niebie gwiazdki, które tak przekonująco razem oglądali przez okno. I na odchodne klepnęła go silnie w klatę. Tak po męsku, choć jeszcze z wyraźnym rozkojarzeniem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172