Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 18:18   #54
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wprawdzie nie tego oczekiwała Eshte, ale też już zdążyła się przyzwyczaić, że Fortuna czy tam przeróżni związani z nią bogowie, niekoniecznie przychylnym okiem spoglądali na elfkę o barwnych włosach. Często musiała improwizować, tak jak i teraz, gdy należało przekonać strażników, że ona także tu jest niewiniątkiem.
Jeszcze leżąc wysunęła się z ubrania czarownika, aby zostać tylko w.. nadal dość wyzywającej, lecz niewinnie bieluśkiej szacie kapłańskiej. Przecież nie tak wyglądały demony, czy złodziejki, prawda? A jeśli czegokolwiek się nauczyła po tej jednej nocy z Cnotliwą i Szacowną Arissą to tego, że mieszkańcy pałaców potrafią być szalenie naiwni.

W całym tym zamieszaniu i krzykach, z powrotem wskoczyła na łoże i stojąc na nim uniosła lekko krańce sukienki, jak te przerażone panieneczki na widok byle bezbronnej myszki w sypialni.
-No co robicie?! Łapcie go! Widzicie przecież, że wbiegł jej pod suknię! -piszczała dramatycznie, niemal tak głośno i drażniąco dla uszu co ta damulka w gorsecie.

Jakkolwiek spanikowana blondynka by nie była, krzyk Eshte od razu ją uspokoił.
- Nawet się nie ważcie zaglądać mi po sukienkę!- dziewczyna odskoczyła zwinnie na pobliskie krzesło i wskazała na Skel’kela.- Przecież widzicie że ta… elfia wiedźma jest w zmowie z demonem.
Lisek zaś zwinnie uciekł pod łóżko, ukrywając się przed mieczami strażników.
- Dyć to jest kochanica wielmożnego Tancrista.- wyjaśnił jeden strażników usłużnie.
- A może i demon jego tyż.- dodał drugi zerkając na ukrywającego się pod łóżkem Skel’kela którego “ogień” już wygasł.
-Ten… strach na wróble, kochanką maga?- odparła zaskoczona Henrietta przyglądając się kuglarce z niedowierzaniem i niechęcią.

Na krótką chwilę wargi Eshte rozciągnęły się znów w tamtym paskudnym, zwycięskim uśmieszku przeznaczonym tylko i wyłącznie dla damulki. A niech sobie ją wyzywa ją mioteł i strachów, babsztyl jeden, widok jej twarzy wykrzywionej grymasem niedowierzania był prawie tak słodki, jak niedawno zjedzone przez elfkę ciasto. Nie było może wystarczającym zadośćuczynieniem za tamten atak magiczną kulką, ale przecież dzień się jeszcze nie skończył. Wizyta kuglarki w zamku się jeszcze nie skończyła.

-Mój najdroższy usłyszy o wszystkim co tu się właśnie wydarzyło! O tym, że pomimo jego gróźb, mieliście czelność tak tutaj wpaść i mnie zdenerwować! -oburzyła się nie wypadając ze swojej roli i całkiem łatwo wyobrażając sobie rozkapryszenie takich dworskich panieneczek. Ta jasnowłosa była ku temu idealną inspiracją.
Powoli się uspokajając usiadła ostrożnie na łóżku, dodając już łagodniejszym tonem -Ale mogę odrobinę udobruchać jego gniew, jeśli zaraz mnie zostawicie samą i zabierzecie ze sobą tę.. -najpierw ręką wskazała w kierunku jasnowłosej, jak gdyby próbowała przypomnieć sobie jej imię, ale szybko porzuciła tę próbę i tylko machnęła dłonią lekceważąco. Potem potarła nią swe czoło -Rozwrzeszczaną paniunię. Przyprawia mnie o ból głowy, a to też by się nie spodobało czarownikowi.

- Ale to hrabianka i krewna samego Ughtera von Gerstein.-
stwierdził jeden ze strażników, a drugi dodał.- Daleka krewna.
- Ale... krewna. Nie wolno jej tak po prostu…
- ocenił sytuację pierwszy strażnik. No tak, paniunia była nie dość że magiczką to jeszcze błękitnej krwi. W tym wypadku wszystkie karty miała w swoim ręku, a Eshte same blotki. Nawet nałożnica maga nie mogła się równać z damulką szlachetnego pochodzenia.

-Nie martwcie się dobrzy ludzie. Nic wam się nie stanie. Sama rozmówię się z Tancristem, moim dobrym przyjacielem, na temat tej… wywłoki.- wyjaśniła łaskawie Henrietta i spojrzała nienawistnym spojrzeniem na kuglarkę.- A ty.. zacznij się zachowywać właściwie, albo każę ci spuścić parę kijów na tyłem. Być może wtedy “kochanico Tancrista” nauczysz się swego miejsca w szeregu.

-Tak, tak, tak...
-wymamrotała odruchowo elfka, która albo nic sobie nie robiła z gróźb szlachcianki, albo znów przestała poświęcać jej uwagę i zwyczajnie nie usłyszała co ta miała ciekawego do powiedzenia o kijach. Nie miała zamiaru pozwolić, aby jakaś „oh ah, urodziłam się w bogatej rodzince i wszystko mi wolno” paniunia ją zastraszała. Miała już na karku demona i Pierworodnego, więc potrzeba było czegoś więcej, aby obecnie przestraszyć Mistrzynię Ognia.

-A kiedy już będziesz rozmawiała z moim Puchaczykiem, to przekaż mu, że na niego tutaj czekam. Niecierpliwa oraz wielce stęskniona – mruczącemu brzmieniu jej głosu towarzyszyło sugestywnie spojrzenie spod rzęs. A przynajmniej, w jej mniemaniu sugestywne, bo jak bardzo dobrze Thaaneekryyyst wcześniej zauważył, Eshte pośród swych wielu talentów, nie posiadała akurat tego do bycia uwodzicielką. W zamian całkiem dobrze potrafiła być denerwująca.
-Tymczasem.. -ponownie pomachała dłonią, tym razem w pożegnalnym geście, dodając słodko -Muszę odpocząć nim on wróci.

-Zołza
- mruknęła blondynka unosząc dumnie podbródek i wychodząc pierwsza. A za nią podreptali obaj strażnicy. Z czego ten wychodząc jako drugi wylewnie przepraszał „kochanicę Tancrista” za zakłócenie jej spokoju. Chociaż tyle…
Widząc to, a także czując boleści swej twarzy od wykonywania tych min pasujących do rozkapryszonych damulek, elfka rozluźniła się i tym razem uśmiechnęła do mężczyzny. Nie to, żeby czuła sympatię do kogoś takiego, wszak trażnicy byli naturalnymi wrogami kuglarki, ale tak samo nie mogła ścierpieć dalszego zachowywania się jak paniunia spoglądająca na wszystkich z góry, jak na larwy pełzające u jej stóp. Aż troszkę zrobiło jej się go żal, stąd i ten uśmiech.

Rzuciła się z powrotem płasko na łożu, kiedy drzwi już zatrzasnęły się za trójką intruzów.
-Gdzie jest mój straszny potwór? - nie było to pytanie, jakie często się słyszy z czyichkolwiek ust. Także i sposób w jaki je wypowiedziała, milutki i bez cienia zadrżenia, kazał wątpić w zdrowy rozsądek Eshte. Ale ona tylko ze śmiechem wyciągnęła Skel'kela spod mebla, po czym z powrotem siadając przytuliła go mocno do siebie.
-Kto był przerażającym demonem? Ty! Tak Ty! Ty, Ty, Ty! - szczebiotała radośnie, a lisek tylko akompaniował jej swym popiskiwaniem. Owijał się wokół jej ręki, starając się nadstawić najpierw uszka, a potem cały brzuszek na pieszczoty drapiących go palców kuglarki. Iście dzika bestia.

Kilka chwil trwały te czułostki oraz rozpamiętywanie brawurowego ataku zwierzaczka na pyszałkowatą damulkę, aż Eshte przypomniała sobie w czym ta jej przerwała swoim pojawieniem się.
Po krótkich poszukiwaniach zdołała znaleźć puzderko w barłogu na łóżku, a i nawet trzy wytrychy wraz z nim. Nie pamiętała, który z nich okazał się być zwycięski w boju z zamknięciem, krzykliwa szlachcianka skutecznie odwróciła od nich uwagę elfki. I teraz, znów grzebiąc w zamku, znów nasłuchując cichutkiego zgrzytu obwieszczającego jej trumf nad świecidełkiem, nie mogła przestać wyklinać pod nosem tamtej bezczelnej dziewuchy.

W końcu po kilkudziesięciu minutach męczenia się z puzderkiem kuglarka otworzyła medalion. Wreszcie zamek się poddał i rozchylając wieczko poznała jego sekrety. Tym razem nie będąc niepokojoną przez nikogo.

Dwa malunki.
Po jednej rodzina szlachecka - matka, ojciec, trójka synów i dwie córki. Piękne szaty i surowe wejrzenie. Typowe malowidło przedstawiającą szlachetnie urodzonych, zapewne przygotowane na zamówienie. Domyśliła się, że to wesoła rodzinka czarownika, bo i któż inny. Wprost czarujący, aż mogła sobie wyobrazić jak wysoko zadzierali nosy będąc w obecności ulicznych artystów takich jak ona. Jeśli zaś Ruchacz rzeczywiście miał tyle rodzeństwa, i jeśli byli oni choć trochę jemu podobni to ktoś powinien się nimi zainteresować, aby nie sprowadzili na świat armii demonów!

Po drugiej stronie był portret jednej osoby - elfki o długich prostych czarnych włosach, fiołkowych oczach i ładnych, acz ostrych rysach twarzy i z blizną na lewym policzku. Ubrana w aksamitne ciemne szaty. Dopiero to było zjawisko, które mogło odrobinę zaciekawić kuglarkę. Bo i kim mogła być ta kobieta? Thaaneeekryyyst mówił wszak, że Eshte była jego pierwszą długouchą, z czego ona wcale nie czerpała zadowolenia i wcale się nie dziwiła, że żadna wcześniej go nie chciała. Także i ją musiał najpierw spić, żeby móc prostacko ukraść pocałunek. Co za desperacja. Zatem jeśli nie jego kochanicą, to kim ona była? Jakie inne kobiety mogły się kręcić wokół tego parszywca?

Ooooh..
Nagła nowa myśl zaświtała w umyśle kuglarki, przyprawiając ją także o jadowity uśmieszek.
Może jakaś jego dawna sympatia? Z tego rodzaju, co to nie odwzajemniła jego uczuć, a on dotąd do niej wzdycha za każdym razem, gdy otwiera to puzderko. Pewno i ten malunek musiał od niej wybłagać, albo wykraść. To przynajmniej wyjaśniałoby, czemu czarownik tak bardzo lepi się do Eshte. Musi mu przypominać tę tutaj z obrazka, nie tylko swoimi spiczastymi uszami, ale przede wszystkim oczami o barwie łudząco podobnej do tęczówek tej kobiety. Ale jeżeli sobie wymyślił, że to w kuglarce odnajdzie lekarstwo na swoje złamane serce, to nie mógł się bardziej pomylić. Niech no tylko ona pozbędzie się tego tatuażu i otworzą znowu bramy miasta, a pogoni z Małym Bridem' stąd aż się będzie kurzyło pod jego kopytami. Ruchacz sobie będzie mógł dalej tęsknić za elfią miłostką.

Zmęczona całym dniem, przerzuceniem do góry nogami komnaty Thaaaneeekryyysta, walce z jasnowłosym babsztylem oraz po mozolnych próbach otwarcia świecidełka, Eshte odchyliła się i opadła na łoże. Prawie zatonęła w puchowych poduszkach, co było rozkosznie ciepłym uczuciem. Kusiło do wtulenia się w nie, otulenia płaszczem i zamknięcia oczu, tak po prostu. Lecz o ile ona potrafiła przezwyciężyć tę pokusę z powodu znajdowania się w komnacie naczelnego lubieżnika Grauburga, to Skel'kel wręcz przeciwnie – słodko ufny w swoje bezpieczeństwo, zwinął się w kłębek tuż obok kuglarki i szybko zasnął.
A elfka leżąc uniosła nad sobą otwarte świecidełko, by jeszcze poprzyglądać się temu znalezisku.

No, no, no. Czego jak czego, ale nie spodziewała się po Ruchaczu tak.. ckliwie ludzkich uczuć. Aczkolwiek po skomplikowaniu zamka chroniącego wnętrze puzderka oczekiwała w środku czegoś bardziej soczystego. Paskudnego i niezwykle wstydliwego także. Czegoś do droczenia się z tym dumnym z siebie pawiem, do wyśmiewania się z niego i może nawet szantażowania, bo czemu nie. Posiadanie przez niego portretu tej elfki zdecydowanie pozwalało na jakieś dokuczliwości, ale nie na takie miała nadzieję szperając w jego rzeczach.

Tyle czasu i wysiłku, a odkryła tylko tak niewiele?!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem