Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 18:28   #56
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Parsknęła potem krótkim śmiechem.

-I naprawdę sądzisz, że bez użycia magii uda się z moich włosów zapleść jakiś.. subtelny i uroczy warkocz? -dla podkreślenia swych wątpliwości, Eshte dłonią znów zmierzwiła swoją czuprynę.
Taaaak, określenie „czupryna” zdawało się być wprost stworzone do opisywania tego co ta elfka miała na głowie. Gęste i miękkie kosmyki żyły wprost własnym życiem, zwykle nie niepokojone takimi trywialnościami jak układanie ich w wymyślne fryzury. Czasem tylko kapelusze potrafiły je ujarzmić, innymi razy niziołek o zwinnych palcach lub nożyce przycinające je do przeróżnych, wygodnych długości. Z pewnością dodawały jej artystycznego wyglądu, ale raczej ekscentrycznej artystki ulicznej niż takiej, która wystrojona występuje na szlacheckich balach.

-Długaśne włosy są niewygodne. I za łatwo mogą się podpalić, rozumiesz -dodała po chwili, z jakiegoś dziwnego powodu czując potrzebę wytłumaczenia się czarownika ze swojej czupryny.

-Wyglądasz w nich uroczo, wierz mi - odparł z uśmiechem Tancrist wsuwając pieszczotliwie palce między jej pukle i zwinnie splatając z nich gruby warkocz.- I nie martw się… moje siostry miały gorsze kudełki niż ty i jakoś sobie z warkoczami radziły. My też sobie poradzimy.

-Nooo, ale one to pewnie miały całe zastępy służek tylko do układania im fryzur
-skwitowała elfka po uprzednim niespokojnym drgnięciu pod palcami Thaaanekkryysta. Bardziej odruchowo niż uciekając od tej nieprzyjemności, bo chociaż jego dotyk nadal nie był jej miły i wolałaby, aby trzymała łapy z daleka, to zaskoczył ją brakiem bolesnych pociągnięć za kosmyki. A można byłoby pomyśleć, że to on układał włosy swym siostrom -A jeśli były Tobie podobne, to pewnie mogły magicznie się upiększać. Albo.. albo przyzywały sobie do tego demony, bo przecież to właśnie robicie wy magowie, nie?

-Zmuszały mnie… złośnice dwie.
- uśmiechnął się pod nosem Tancrist nie przestając splatać niesfornych pukli kuglarki w coraz dłuższy warkocz. Jego palce z ostrożne układały jej chaos w porządek… coś czego kuglarce nie udawało się nigdy.- Zamek w górach nie jest tak duży, by pomieścić dziesiątki sług, a plony z nielicznych górskich dolin, by wyżywić tyle darmozjadów. Służby było niewiele.

Eshte poczuła się dość niepewnie. Bo czy on naprawdę opowiadał jej o swoim domu?! Nie uważała, aby byli sobie wystarczająco bliscy na takie rozmowy.. i jakoś wcale nie chciała tego teraz zmieniać! W końcu od tego tylko brakowało niewielkiego kroczku do wypłakiwania się na jej ramieniu, dzieleniu się swoimi problemami z dzieciństwa i nazywaniu jej.. uh, „przyjaciółką”. To byłoby zbyt wiele dla jednej elfki.
Zawierciła się na łóżku, ale tylko odrobinę, aby przypadkiem czarownik nie pociągnął jej za włosy.

-Sądziłam, że Ty i Twoja rodzina jesteście z tych wielkich szlachciurek, co to wstać nie potrafią bez pomocy swej wiernej służby, a co dopiero przetrwać cały dzień bez niej -mruknęła kąśliwie i w uśmieszku wyszczerzyła ząbki -Zaraz mi jeszcze opowiesz, że nie mieliście u siebie elfów dbających o wasze ogrody i przyśpiewujących wam przy posiłkach. I właściwie to pewnie sam musiałeś pracować w polu, aby wszystkich wyżywić, co?

-Nie… aż tak źle nie było. A warkocz się splatać nauczyłem
.- odparł z uśmiechem czarownik kładąc gotowy warkocz na szyi elfki.- I gotowe. A wracając do przyjęcia. Staraj się być ładna i nie rzucać za bardzo w oczy… a teraz jeszcze parę machnięć pędzelkiem i wyjaśnię ci jak wykorzystać tą odrobinę przewagi, którą zyskasz.

Kuglarka najpierw przesunęła palcami po splotach warkocza, a potem chwyciła za jego koniec, będący niczym miękkie włosie pędzla. Nie miała może żadnego porównania, ani tym bardziej lustra przed sobą, ale wydawało się, że Ruchacz poradził sobie całkiem nieźle. Aż dziw, że coś takiego zdołał stworzyć z jej czupryny. Musiała być magia.

-A może Ty to się z powołaniem rozminąłeś, co? -zażartowała zadowolona z końcowego efektu, choć na początku miała wiadome opory przed oddaniem swych włosów w ręce czarownika. Taka radość nie mogła jednak trwać zbyt długo, bo i on zawsze znajdował sposób, aby jej dogryźć -I co to ma znaczyć “staraj się”? Nie muszę nawet próbować, aby być tak ładną jak te wasze paniunie tutaj.

-Ładna, ale nie za bardzo, jeśli za bardzo przyciągniesz spojrzenia… zaczną się niewygodne pytania.
- odparł czarownik wracając łaskotania pędzelkiem skóry kuglarki.- Owszem, śliczniutka z ciebie dziewuszka, ale nie umiesz wyeksponować swej urody. Jesteś niestety pozbawiona dobrego gustu. Nie przeszkadza to gdy występujesz, wszak kuglarze powinni być pstrokaci. Ale piękna dama towarzysząca szlachetnie urodzonemu kochankowi nie powinna przypominać nastroszonej papugi.

Dziwne to było, ale elfka ani trochę nie poczuła się urażona przyrównaniem do papugi. Wręcz można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że w końcu jakieś słowa padające z ust tego Ruchacza, wzięła ona sobie do serca jako komplement. Zatem nawet się nie skrzywiła, nawet nie wymierzyła mu kolejnego uderzenia swą piąstką, jedynie.. pokiwała głową przyznając mu rację. Na swój sposób.

-Jestem jak papuga! - parsknęła z uśmiechem, nie dostrzegając tego wyraźnego przytyku do swojego gustu -Ale wy szlachciurki to nie znacie wiele kolorów. Ciągle tylko czerń, czerń, granat, może ciemna czerwień i czasem złoto. Moglibyście się czegoś nauczyć ode mnie -duma aż ją rozpierała i pierwszy grymas dopiero się pojawił, jak pewnie niepokojąca myśl zawitała jej w główce -Też będę musiała się ubrać na to przyjęcie, jakbym w żałobie była?

-Sama wybierzesz, a teraz pozwolisz…
- i nagle bez ostrzeżenia poczuła pocałunek na swej szyi. I ciepło rozpływające się rozkosznie od szyi i przyjemność przyspieszającą uderzenia je serca. Znała to uczucie. Było podobne do tego, gdy czarownik oczyszczał ją z demonicznej trucizny. Tym razem bardziej intensywne i zaróżowiło jej policzki. Ale to była jego wina! Jego magii.-.. i gotowe, pieczęć osłabiona i zabezpieczona. Powinnaś wyczuwać swego elfiego wielbiciela. Jeśli się znajdzie w odległości około dwustu metrów od ciebie, powinnaś czuć lodowaty powiew na szyi. Niestety nie jestem w stanie sprawić, byś… mogła określić jego położenie. Ale cóż… powinno ci dać jakieś szanse na ucieczkę.

-Jestem pewna, że to nie było konieczne – syknęła wściekłe Eshte, kiedy już mag skończył swe parszywe sztuczki i mogła się od niego odsunąć. Ciągle powtarzał, że daleko jej do dworskich dam, że uwodzić nie potrafi, a co ten obrzydliwiec jednocześnie robił? Tak, wykorzystywał każdą okazję, aby tylko ją zmacać! Nawet sięgał po tak tanie zagrywki, jak tłumaczenie się magią, dobre sobie! Już Mistrzyni Ognia i Iluzji potrafiła odróżnić zaklęcia od zwykłego obłapiania.

Dłonią sięgnęła ku swej szyi, spodziewając się poczuć pod palcami wszystko co najgorsze po spotkaniu jej skóry z wargami Thaneeekryyyysta. Wypalonego miejsca, może pojawiających się łysek, skóry gnijącej od tej zbędnej pieszczoty, a może nawet jego osobistego tatuażu, dzięki któremu sam będzie mógł śledzić każdy krok kuglarki. Z takimi myślami zaprzątającymi jej głowę, spojrzała na mężczyznę spode łba -A on nadal będzie mógł.. wyczuć gdzie jestem? Dokąd przed nim uciekłam?

-Nie jestem cudotwórcą, zrobiłem co mogłem. Naznaczyłem jego glif swoją mocą, by jak najbardziej zdusić jego moc… ale nie dorównuję potęgą Pierworodnemu.
- wzruszył ramionami Tancrist sięgając po swój płaszcz, który wcześniej na sobie nosiła i udał się w kącik komnaty, by powyciągać z niej wytrychy i poukładać je na miejsce.- Oczywiście że będzie mógł cię namierzyć i to z większej odległości. Ale cóż poradzić. Czego więc szukałaś w moich książkach? Miałem wrażenie, że do wiedzy to akurat cię nie ciągnie.

-Oglądałam obrazki
-mruknęła krótko Eshte, co.. przecież było prawdą. Niepełną oczywiście, ale nie czuła potrzeby mówić mu, że pomiędzy kartami ksiąg poszukiwała jakichś jego wstydliwych sekretów, które później mogłaby użyć przeciwko niemu. I jak bardzo poległa w swych poszukiwaniach -Nie sądziłeś chyba, że będę tutaj siedziała nieruchomo w oczekiwaniu na Twój powrót, co? Musiałam się jakoś sobą zająć.
Z lekkością opadła z powrotem na łoże, ten olbrzymi mebel, który szerszy chyba był od jej wozu. Ale nie zrobiła tego z przyjemności, nie zamierzała przecież narażać się na leżenie w towarzystwie tego ohydnego Ruchacza. W ten sposób jednak wygodniej jej było sięgnąć ku poduszce i unieść ją, aby odkryć przed światem ziewający, lisi pyszczek.

-Nieźle wczuwasz się w rolę… zaczynasz gadać jak prawdziwa kochanka szlachcica.- uśmiechnął się z przekąsem czarownik.- Żebyś jeszcze była tak zachwycająca jak one.

-Czy to.. wyzwanie, Thaanekryyyście? Bo ja jestem pewna, że przyprawię te wszystkie zapatrzone w Ciebie paniunie o chęć zrobienia sobie wisiorków z moich uszu
-powiedziała elfka z szelmowskim uśmieszkiem, a w jej oczach błysnęły niepokojące iskierki. No, może był jakiś sposób, aby miała choć odrobinę zabawy na tym nudnym przyjęciu. Szczególnie, jeśli inne damulki były równie gorącokrwiste co ta jasnowłosa.
Przez cały ten czas obserwowała uważnie dłonie czarownika znikające w coraz to kolejnych kieszeniach i wyciągające z nich następne skarby. Były to chwile dość napięte dla Eshte. Nie pamiętała właściwie czy puzderko schowała z powrotem, a jeśli tak, to do której kieszeni? I czy on po znalezieniu tego świecidełka, naturalnie połączy je z wytrychami i niewinną niczemu kuglarką?

-Wątpię… ale przynajmniej się nie zbła…- przerwał na moment, bowiem wyjął z jednej z kieszeni swej szaty, znany dobrze elfce medalion. Na szczęście znów zamknięty. Jednym ruchem kciuka otworzył go, zajrzał do środka, uśmiechnął się i znów zatrzasnął. Nieświadomy że Eshtelëa już poznała jego sekrecik.-... wystarczy, że nie będziesz wyróżniała na tle innych ślicznotek umilających noce swym bogatym kochankom.

-To wyzwanie!
-powtórzyła elfka głośno, przeinaczając słowa czarownika na sobie pasujące. A może jego ciągłe docinki poddające w wątpliwość jej urodę oraz zachowanie niegodne tutejszych paniuniek, w końcu zdołały przelać szalę goryczy. I poszukiwała także tej ekscytacji, dzięki której to przyjęcie dla niej nie będzie oscylować tylko wokół popijania wina drobnymi łyczkami, zajadania się malusieńkimi przekąskami i słuchania kobiecych rozmów o fatałaszkach lub męskich o rządach w kraju.

Znów pełna energii, aby tylko utrzeć wieczorem Ruchaczowi nosa, Eshte podskoczyła na równe nogi, w ramionach trzymając rozespanego Skel'kela.
-Przygotowali już dla mnie tę całą komnatę Twojej kochanicy? Mam nadzieję, że dokładnie posprzątali po poprzednich -mówiła kierując się już w stronę drzwi i sprawiając wrażenie, że już niewiele jest w stanie ją powstrzymać przed pójściem się przygotowywać do widowiska -Tu obok, tak?

- Tak, tu obok. Wolę cię mieć pod ręką, gdy noc będzie za zimna…
- zaśmiał się ironicznie czarownik zerkając za siebie. Było coś łobuzerskiego w jego spojrzeniu. Miała głupie wrażenie, że lubił ją taką właśnie, czupurną i pewną siebie. Niedoczekanie!

Odwróciła się i dłonią wykonała w jego kierunku wulgarny gest, powszechnie znany i używany chyba w każdym miejscu jakie dotąd odwiedziła w swych podróżach. No, tylko w jednej wiosce otoczonej górami oznaczał on mniej więcej „Masz piękną owcę, chcę ją wziąć za żonę”, co było mocno niezręczne dla elfki i tamtejszych mieszkańców. I dla owcy także.
Jednak wszędzie indziej sugerowało ono, aby druga osoba poszła się chędożyć. I nie, wcale nie w przyjemny sposób, bo i czemu Eshte miałaby życzyć czegoś takiego Thaaneekryyystowi? Dla niego miała tylko same przekleństwa, choć i tak mocno je obecnie ograniczała i czasem gryzła się w język. Póki był jej potrzebny.

Na pożegnanie jeszcze pokazała mu język, po czym wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. I wypalając sobie w myślach przestrogę, aby w nocy kilkakrotnie sprawdzić przekręcenie klucza w zamku. Dla pewności, coby ten zboczuch nie mógł jej napaść we śnie. Jakimś cudem już miała takich dwóch na swoim karku. A może.. nawet trzech, jeśli doliczyłaby Arissę?
Co najmniej o trzech lubieżników za dużo jak na gust Eshte.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem