Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 22:13   #29
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Indi zadzwoniła do ojca, nie dając mu dojść do słowa.
- Jestem w Warszawie w bezpiecznym miejscu, gdzie nas nie znajdą. Mówiłeś, że mała nie ma opuszczać Warszawy więc nie wiem skąd nagła histeria. – nie dała sobie przerwać - Zanim mi przerwiesz, posłuchaj … Pamiętasz nauki o negocjacjach i sprawdzaniu punktu wytrzymałości przeciwnika? Więc zgadnij co wywołał ten sms od ciebie, ojcze? Jak myślisz, co jest dla mnie najważniejsze? Hm? – Indi mówiła cichym, napiętym z gniewu i zmęczenia głosem. – Wiesz, to nie jest tak, że umowa jest jednostronnie korzystna. Nie, ojcze. TOBIE też zależy na niej i to dużo bardziej nawet niż mi skoro ciągle i nieodmiennie od 5 lat próbujesz osiągnąć to samo. – Indi warknęła by ponownie zaraz się uciszyć i ciągnąć chłodnym tonem choć cała aż się trzęsła – W tej rozmowie stanie się jedna z dwóch rzeczy. – ton nabrał typowo biznesowego odcienia - Pierwsza: odwołasz Christophera węsząc spisek i umowa jest uznana za zerwaną. W tym przypadku tracisz Ty, tracę ja. Ty tracisz JAKIEKOLWIEK marzenia o uzyskaniu prestiżu, - Indi uderzała w czułe punkty - marzenia związane z władzą i pozycją, możliwością osiągnięcia czegoś więcej jako lepsza kategoria człowieka. Straciłeś już jednego znajomego, zakładam, że sam ojciec Christophera jak i Christopher też nie będą zachwyceni huśtawką jaką SAM wywołujesz. Ja… ja tracę kogoś, ale… cóż… sam dałeś mi lekcję jak nie przywiązywać się do ludzi, prawda?
- Dwa: dajesz mi możliwość manewru zgodnie z tym co uznam za najlepsze dla nas obu w kwestii zachowania bezpieczeństwa. Zgodnie z umową następne dni czekam w Warszawie na Christophera, będę raportować wszystko co uda mi się ustalić by pomóc w akcji oraz codziennie będę raportować naszą pozycję np. wysyłając ci nasze zdjęcia z porannymi, lokalnymi gazetami z danego dnia. W drugim przypadku tracę tylko ja. Tak, oboje musimy wykazać tutaj nieco dobrej woli: ja w stosunku do Ciebie w kwestii rozmów z Christopherem i Wojtkiem, Ty do mnie, że nie próbuję wyjeżdżać z Warszawy, zgodnie z naszą ostatnią rozmową telefoniczną. Pamiętaj, że to JA przyszłam tym razem do CIEBIE. Decyduj się teraz… ale nie traktuj mnie jak słabej idiotki w momencie potrzeby. Decyduj, czy odwołujesz Christophera czy nie, ale ja też nie dam siebie wodzić za nos ani robić z siebie czy Alex zakładnika. NIE, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo którejkolwiek z nas, a o które tak na marginesie ANI RAZU nie spytałeś.
– Indira dorzuciła już zupełnie płaskim, obojętnym tonem. Miała dość i pozwoliła by ta rezygnacja była słyszalna w jej głosie. Była przygotowana, że rano zostawi za sobą Warszawę i cały ten bałagan.


Gemmer nie przerywał córce, choć nie można było powiedzieć aby jej tyradę przeczekał ‘cierpliwie’.
- Indiro mi NIE ROBI różnicy czy ja wiem, że wyjechałaś z Alex z Warszawy, czy też że zniknęłaś z oczu Jonesowi i mogę się domyślać, że dzwonisz właśnie z samochodu na autostradzie do Niemiec - warknął. - Dałem ci alternatywę. Londyn, czarter zorganizowany przez ambasadę w UK, lub prywatnie, po cichu. Miałaś oddzwonić w ciągu kilku minut, zamiast tego dostają informację od Paula, że prysnęłaś z ambasady i nikt nie wie gdzie się udałaś. Z tego co wiem alternatywę dał ci też sam Paul. Masz rację, to odbije się na mnie, jeżeli teraz dam znać Christopherowi, że akcja odwołana, bo moja córka możliwe, że coś knuje. Ale to odbije się na mej pozycji, kontaktach. A jeżeli Christopher zaryzykuje życie odbijając tego… - urwał, nie skończył tym co cisnęło mu się na usta - a po akcji okaże się, że Ty radośnie przechadzasz się z małą po bulwarach L.A. i masz gdzieś umowę... To ja stracę coś więcej, możliwe że nawet życie. Dobrze, nie odwołuję Christophera. Na razie. Niech się przygotowuje. U niego jest aktualnie po 10AM, zapewne wieczorem lub następnego dnia z rana wyleci z Portland w kierunku Warszawy. Masz czas do - sprawdził godzinę i przeliczył strefy czasowe. - 6 rano waszego czasu aby wysłać Alex do Londynu, lub zaproponować mi inną gwarancję. Ale taką, bym był pewny, że Christopher nie rozedrze mnie na strzępy. I mówię tu Indi DOSŁOWNIE. Gwarancję, która da mi pewność, nie zaufanie, nie wspominaj proszę więcej o zdjęciach z gazetami.
- Jakiekolwiek czartery, loty i tak dalej odpadają. Sebastian wiedział o locie w niecałą godzinę po zabukowaniu biletów. Obsługa czarterów też miewa rodziny lub innych bliskich. Może ty przyjedź do Warszawy w takim razie?
- I przekażesz mi Alex na ten czas?
- spytał ironicznie.
- Dołączysz do nas. Będziemy razem, jak na rodzinę przystało. Przywitamy razem Christophera i jego ludzi.
- Gdzie dołączę? Jestem osobą publiczną, ci co cię ścigają wnet się o mnie dowiedzą, ja się nie ukryję, a stawianie sobie i Tobie osłony o jaką zadbałem tu w Londynie? Tam? Od podstaw?
- Ukryjesz się z nami. Tak jak my robimy to od ponad tygodnia. Mimo, że ostatnimi czasy też mnie rozpoznają na ulicach.
- Gdzie się ukryję?
- W naszym obecnym miejscu… u przyjaciół znajomej. Nie podam Ci dokładnej lokacji bo ....sama jej nie znam… Jest ciepło i sucho. Myślę, że jeszcze jedna osoba się tu zmieści.
- Jedna?
- A co jeśli zamiast Warszawy przylecisz do Krakowa? W górach możemy się ukryć. Nawet z Twoimi ludźmi. Czarter z Krakowa do Warszawy to pół godziny lotu.
- Nie rozumiem po co budować i kreować kryjówkę w Polsce, gdzie są mniejsze możliwości, a przeciwnik ma większe pole manewru zamiast wysłać Alex...
- Ok. Przyleć czarterem po nią sam. Osobiście. Nikomu innemu jej nie oddam. I poleci z nią ktoś ode mnie. Ktoś komu ona ufa i zna. Ten ktoś będzie mieć zapewnione utrzymanie i warunki i będzie przebywał z Alex cały czas.

W słuchawce zapanowała cisza.
- Dobrze - Maxwell odpowiedział w końcu. - Organizuję lot.
- Zleć również przygotowanie oświadczenia, że oddasz mi Alex po zakończonej sprawie. Z resztą tak uzgadnialiśmy. Do czasu odbioru wnuczki spod twej opieki, będziesz odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo, zdrowie i utrzymanie. Podpiszę je jak się spotkamy na lotnisku. Osoba ode mnie będzie mieć upoważnienie na opiekę nad Alex.
- Nie wiem po co Ci takie oświadczenie, prawnie nie będę mógł odmówić… ale dobrze, będę je miał ze sobą, to chwila na przygotowanie. Załatwię czarter do Gdanska, stamtąd wezmę Air Taxi, śmigłowiec. Wątpię by twoi wrogowie śledzili czartery w każdym mieście. Zgłoszę zresztą to jedynie jako międzylądowanie w locie do Petersburga. Będę przed ranem.
- Po to samo czemu ty nalegasz na gwarancję, że jestem z córką w Warszawie. Możesz próbować udowadniać mi porzucenie dziecka na przykład
- stwierdziła chłodno Indi - Czekam zatem na informację. Coś jeszcze trzeba omówić?
Maxwell znów milczał przez chwilę.
- Z tym porzuceniem dziecka… nie przeszło mi to przez myśl. Ale wiesz, Indi? Jestem dumny. Nie, to chyba wszystko. Zadzwonię jak będę leciał z Gdańska, bądź pod telefonem. Załatwię lądowanie air taxi na jednym z wieżowców, by nie mieszać w to obsługi lotnisk.
- Dobrze. Do zobaczenia.
- dziewczyna rozłączyła się.
Odwróciła z powrotem do mieszkańców skłota.

Dziewczyny spoglądające na Indi zajęte były trochę rozparcelowywaniem zakupów oraz rozmową z Marcinem jaki zagadywał je trochę aby dać przyjaciółce trochę prywatności w rozmowie. Nie mniej słyszały dość dobrze co mówiła Amerykanka do komórki.
Blondynka nie reagowała, okolczykowana brunetka zerkała tylko z ciekawością. Za to w oczach florystko-kucharki pokazały się nutki złości i współczucia, także troche cieplejsze spojrzenie na Indi.
- My tu nie pytamy - powiedziała wytatuowana. - Rekomendacja Mili starczy. Jedna uwaga: zaczniesz brać się za Kamila to kudły wyrwę. I co to za ciuchy? Skądś ty się urwała? - patrząc na ubiór Indiry raczej taksowała z ciekawością.
Wyrwana z kołomyi jaka się wytworzyła, Indira spojrzała na dziewczynę zupełnie nic nie rozumiejąc.
- Czo Kamila? Kto to Kamila? - odetchnęła głęboko i spojrzała na córeczkę:
- Zaraz zrobię Ci jeść, kochanie - posadziła dziewczynkę na fotelu i włączyła jej bajkę na youtubie. - Czuchy? To moje one. Ja karmię Alex, ok? - wskazała na zlew by umyć ręce i zacząć szykować jedzenie dla dziecka.
- Kamil. Ten brodaty na dole. - Dziewczyna nie zareagowała na pytanie dotyczące karmienia.
- Coś ci pomóc? - Spytała ta w garniturze wskazując jej by ‘częstowała się’ miejscem w kombinowanej kuchni. Mówiła po angielsku. - Jestem Jana, a tamte to Łaciata i Ewa - wskazała blondynkę i brunetkę.
- Aha, to ja nie jestem zainteresowana Kamilem. - stwierdziła po prostu Indi - Jestem Indira, to Marcin a to moja córka, Alessandra. - dziewczyna zaczęła się krzątać przy kolacji z produktów zakupionych. - Nie, dam radę. Tylko sztućce i jakieś talerze, kubki? Macie? Co z tymi kwiatami? - spytała rzucając okiem na manekina.
- Ubranie z kwiatów, taki tam projekt. Dopiero zaczynam, masa pomysłów, kiepsko z przerzucaniem myśli na real. - Jana machnęła ręką. Łaciata i Ewa zajęły się rozmową z Mila, wciąż czasem ciekawie zerkając ku Indirze. Olaf spał jak zabity, Marcin dosiadł się obok Mileny rozglądając się i starając się nie wyglądać jak kołek. Ni to miał baczenie na przyjaciółkę, ni to próbował wślizgnąć się do dyskusji dziewuch, choć bez specjalnego przekonania.
- Jak chcesz to pomogę… - mruknęła Indira krojąc chleb - … nie wcinam się, ale czasem nowa para oczu pomaga. - przygotowywała kanapki z serkiem z krówką. - Długo tu jesteście? - próbowała nawiązać jakąś rozmowę mimo ogólnego rozbicia.
- Nie trzeba, wiesz, robię to tak, aż mi coś zaskoczy. Bez planu, spojrzę za którąś próbą i uznam! Fuck, to o to chodziło. Ja tu u nich bywam od kilku miesięcy. Łaciata ze dwa lata, inni - różnie. Przewija się tu ze dwadzieścia osób.
Indi pokiwała głową:
- Ja najpierw zawsze rysuję. Pomaga mi to. Ale i tak zawsze coś odbiegnie od rysunku… - pokiwała głową - … czy to na manekinie czy podczas szycia czy nawet już na modelce. - uśmiechnęła się lekko. - To spory staż. - podała talerz Marcinowi.
- Na modelce? - Jana zmarszczyła brwi - Robisz w tym jakoś zawodowo?
- Staram się
- Indi roześmiała się krótko. Wytarła dłonie i zabrała Alex na chwilę pada.
- Tu są moje ukończone projekty. - pokazała Janie kilka ostatnich ciuchów realizowanych na prywatne i sieciowe zlecenia. Oddała córeczce bajeczkę. - Mam kilka nowszych rzeczy jak chcesz zobaczyć.
Dziewczyna przeglądała projekty z ciekawością.
- Wygląda naprawdę nieźle. - Pokiwała głową z zainteresowaniem. - Niezła jesteś. Choć to nie mój zakres. Ja idę bardziej w instalacje. Moda, projektowanie ciuchów: nie mój konik. Ale widać kunszt, zaje - pochwaliła.
- Masz portfolio? - spytała Indi zaczynając kroić kromeczki na mniejsze kawałki dla córki.
- Nie, po co? - zdziwiła się. - Ja to robię dla siebie, dla… - szukała dobrego określenia. - Dla fun, mojego, znajomych. By ozdobić event. Nie dla pracy.
- Aha
- Indi nie za bardzo załapała ideę, ale zrobiła dobrą minę do złej gry.
Tymczasem na górę weszło trzech mężczyzn do tej pory rezydujących przed wejściem.
Dwóch żartobliwie domagało się jeść budząc tym mieszaninę wesołości i irytacji u Jany. Gdy “Punk” zapytał ile jeszcze ma czekać, dostał szmatą przez łeb i polecenie wzięcia się za obieranie ziemniaków. Brodacz glebnął przy wytatuowanej blondynce ostentacyjnie otaczając ją ramieniem i zerkając na Marcina. Zaznaczenie terenu. Mila wpadła w zdawkową rozmowę z trzecim jaki sprawdzał stan “Olafa” wciąż leżącego bez ruchu. Chłopak zażartował coś o nadkwasowości budząc tym ogólną wesołość. Zerkał przy tym cały czas ku Indi najwidoczniej wpadła mu w oko.
Punk wziął się za te ziemniaki, a Jana dała sobie spokój z manekinowo-kwiatową instalacją skupiając się na wielkim garze z jakąś potrawką.
Marcin zaczął zagadywać tego z ‘anarchą’ na bluzie by oszczędzić przyjaciółce ‘podbić’ z jego strony do których chłopak najwidoczniej się zbierał. Mila rozpoczęła z Ewą i Łaciatą oraz Kamilem grę w karty, ktoś puścił muzykę.
Alex zaczęła pochłaniać kanapki przygotowane przez mamę. Indi po kolacji podjęła ponownie temat wyjazdu z córką:
- Szkrabku, pamiętasz tych złych ludzi, prawda?
- Mhm
- Alex spojrzała na matkę.
- Ja muszę załatwić kwestię z nimi, żebyśmy nie musiały więcej uciekać. I żebyśmy mogły wrócić do domku.
Szkrabek niewiele mówił, bawiąc się lalą.
- Ale żeby to zrobić to muszę mieć pewność, że ty jesteś w jednym moim słodkim kawaląteczku - załaskotała lekko córeczkę. - Dlatego dziadek się tobą na parę dni zaopiekuje dobrze? I wujek pojedzie z Tobą. - Indi mówiła szybko widząc rosnącą podkówkę na buzi córeczki - Ale wiesz co? Wiesz jaka to będzie przygoda? Polecisz helikopterem! Z takimi wielkiiiiiiimi słuchawkami na uszkach. - opowiadała jakby to było najfajniejsze co może się stać - A potem i samolotem. A potem będziesz małą księżniczką. Będą Cię pilnować rycerze dziadka. I wujek będzie Twoim Kristoffem. Będzie z Tobą cały czas. A potem tylko kilka spań i już znowu będziemy razem. Pomożesz mi, kochanie?
Córeczka ze łzami w oczkach pokiwała główką i wtuliła się ciasno w Indirę.
- Kocham Cię najmocniej na caluuuuutkim świecie. - Indi sama poczuła rodzące się łzy i żeby się nie poryczeć wycmokała i wyprzytulała małą - No i przecież będę też dzwonić. Opowiesz mi wszystko co się dzieje u ciebie tak?
- Dopcie… - szkrabek był niepocieszony - … ja ciebie tes kocham…
Indi umościła się obok córeczki i poczekała aż mała zaśnie, nucąc jej kołysankę do uszka. Zmęczona dziewczynka padła niemal natychmiast.
Nie wybudził jej nawet i cichy dźwięk telefonu.
Trzy dzwonki, pausa, kolejne trzy dzwonki.
Lulu!
Chwyciła batonika i odebrała połączenie.
Po zakończonej rozmowie usiadła z powrotem wpatrując się w telefon, zamyślona. Ktoś szuka kolejnej bliskiej osoby porwanej przez rosyjską mafię. Ktoś, kto ma namiary na przedstawicieli jej szefowej. No i może Klara zdecyduje się na pomoc z załatwieniem Ernesta. Chętnych rąk nigdy za mało.

Włączyła neta w padzie i sprawdziła pocztę. Mentalnie przygotowywała się na filmik z zabicia przez Ernesta chórku. Chociaż z drugiej strony… chyba nawet on by się nie podkładał w ten sposób.

Od VS Director [e-mail]
Cytat:
Powiem szczerze, że zaskoczyła mnie Pani, myślałem o froncie, ale ten feedback… jak na to teraz patrzę. Chętnie spotkam się by omówić możliwość współpracy.

Odpisała dyrektorowi z laptopa:
Do VS Director [e-mail]
Cytat:
Cieszy mnie, że udało mi się zaskoczyć. Jaki termin panu odpowiada?
Zanim się oglądnęła telefon zadzwonił ponownie. Tym razem połączenie nie trwało zbyt długo. Co prawda udało się wycisnąć z super zajętych sobą dziewczyn informację, że Bałałajka ma dwie oddzielne lokacje: jedną w Rembertowie, drugą gdzie przetrzymuje Wojtka, możliwe, że i Amerykankę. Ta druga oczywiście nie wiadomo gdzie.
Zmordowana psychicznie Indira była w niejakim szoku zmieszanym z ciężkim stanem wkurzenia. Opinia na temat zdrowego rozsądku Lulu - laski, która krytykowała niedawno próbę ratowania Wojtka - poleciała na łeb, na szyję. Wygląda na to, że nie jest to osoba, na której można polegać. Indira poczuła rozczarowanie. Głębokie. Miała wrażenie, że po schronach, nawiązała się między nimi jakaś nić porozumienia… ehhh… naiwne myślenie.
Do całości zniechęcenia dołączył jeszcze głęboki niesmak: zadzwoniły by omówić kwestię życia i śmierci Wojtka i zabicia Ernesta oraz zmian w mieście podczas… czegokolwiek co robiły. Jedno pytanie tłukło się jej po głowie: nie mogły zadzwonić później? Chciały zaszpanować? Dziecinada obydwu była ostatnią kroplą i sprawiła, że...

jakoś…tak nagle ... umęczonej Indirze zabrakło woli życia.

Wtuliła się w Marcina bez słów, próbując zasnąć.
- Zaopiekuj się nią, dobrze?
- Zaopiekuję, mała...


Fotograf zapadł w drzemkę lecz sen dla Indi jak zwykle nie nadchodził i nie przynosił jej ukojenia. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się jak to jest po drugiej stronie.
Wstała i wyszła przed budynek skłotu by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Czy jest różnica między “tu” i “po drugiej stronie”?” - myśli Indiry pobiegły do Matyldy i Moniki - “Czy gdy się umiera ma się wybór? Jak to działa? Jak wygląda taka egzystencja, czy jest bardzo samotna? Bardziej samotna niż to, co dzieje się obecnie?
Indira złapała się na tym, że jej myśli zaczynają niebezpiecznie krążyć wokół nieistnienia. Nie pozwoliła sobie na to by nazwać to uczucie dokładniej choć realizacja “o czym myśli” kołatała gdzieś na obrzeżach świadomości. Starała się zbesztać samą siebie: “nie możesz się poddać”. Ale na kilka godzin przez rozłąką z Alex... nie potrafiła z siebie wykrzesać już sił. Nawet przy ataku duszek w piwnicy nie czuła takiego braku sensu, takiej beznadziei, zniechęcenia i przeraźliwego smutku.

What’s the point? Może faktycznie ojciec ma rację. Może tak będzie dla Alessandry lepiej? Wojtek się nią zajmie. Alex go lubi. A jeśli Sebastian mnie dorwie, to przynajmniej będę mieć pewność, że jej się nic nie stanie…

Nie wiedziała, ile tak siedziała na zewnątrz. Straciła rachubę czasu. Aż w końcu poczuła męskie dłonie na ramionach:
- Indi… mała… chodź. - cichy szept Marcina. Ostrożność w ruchach i słowach rockersa. - Chodź do środka. Jesteś zmarznięta.
- Ja… Marcin…
- popatrzyła na fotografa pustym spojrzeniem.
- Chodź… - poprowadził ją z powrotem do wnętrza skłotu. Nie mówił nic. Widział wcześniej takie stany, przeżył wiele podobnych sytuacji. Miał wprawę.
- Ok… - zgodziła się jakoś zupełnie bez wyrazu i dała się poprowadzić jak dziecko. W środku przyjaciel usadził ją i okrył swoją kurtką. Nastawił wodę na kawę. Po chwili podał ciepły kubek. Nie mówił nic, po prostu był obok.

Indi nie zmrużyła oka tej nocy.
Mechanicznie odebrała telefon od ojca, gdy zadzwonił koło trzeciej.
- Lecę już z Gdańska. Na tym zadupiu nie ma zbyt wiele miejsc do lądowań. Mogłem próbować na jednym z wieżowców, ale trzeba by specjalnych pozwoleń. Ryzykowne. Będę lądował za niecałą godzinę na lądowisku na starym lotnisku na Bemowie, podobno używane teraz tylko komercyjnie, nikt nie powinien przy tym grzebać.
- Dobrze, będziemy tam. Do zobaczenia za godzinę.


Odruchowo sprawdziła pocztę na padzie.

Od VS Director [email]:
Cytat:
Jutro wczesnym popołudniem? Zapraszam na lunch. Daję swój numer telefonu.
Od Sebastian: [e-mail]:
Cytat:
Pliku nie ma, numer nieaktywny, w samolocie panienek nie było. Rozumiem, że z układów nici i… zaczynamy właściwy taniec?
Otworzyła laptopa, budząc przy okazji Marcina i Alex.

Do VS Director [e-mail]:
Cytat:
12:30 - Der Elefant, pl. Bankowy 1? Mój numer 730007679.

Do Sebastian: [e-mail]:
Cytat:
Plik wysłałam wczoraj o 17:18. Mail w załączeniu wraz z plikiem. Proszę pytać Reksa, co się stało z mailem.

Załącznik [e-mail]
“Do [e-mail] Mr. E:
Reks, przekaż Sebastianowi.
Pliki w załączeniu. Nie były priorytetem. Najwcześniej rozkodowane mogą być w ciągu 48 godzin.
Oraz, że jestem rozczarowana. Myślałam, że odnaleźliśmy obopólny szacunek.
Załącznik: Katarzyna Gall2.doc, Katarzyna Gall3.avi”
Odpowiedź ‘kapelusznika’ przyszła niemal natychmiast.

Od Sebastian [e-mail]:
Cytat:
Nie biorę na poważnie tych dokumentów będących chaosem przypadkowych znaków i niemożliwym do otworzenia filmikiem Panno Gemmer.
Do Sebastian: [e-mail]:
Cytat:
Jak pisałam… plik może być odkodowany w ciągu 48 godzin. Wszystkie pliki na miejscu były ciężko szyfrowane, łącznie, wszystkie razem. Dodatkowo, każdy z nich szyfrowany jest oddzielnie. Napisałam, że K.G. może być odkodowana najwcześniej za dwie doby.
Od Sebastian [e-mail]:
Cytat:
Wydaje mi się, że póki Ernest krąży po mieście, niektórzy… nie mają dwóch dób panno Gemmer. Mogę pani uwierzyć, lub uznać, że kłamie pani z tym szyfrowaniem i dostałem plik-śmieć. Ja poczekam. On czekać nie będzie, zobaczymy czy uda się szybciej niż 48h.
P.S. proszę dziś nie przeglądać wiadomości. Dla spokoju sumienia. Przykro mi.
Do Sebastian: [e-mail]:
Cytat:
Nie jestem w stanie przyspieszyć procesu odkodowywania, to nie jest zależne ode mnie. Spuszczenie Reksa ze smyczy działa wyjątkowo demotywująco w chwili obecnej, panie Sebastianie. Pragnę przypomnieć, że ten układ nie był jednostronny. Pańskie działania nie przekonują mnie o pana dobrej woli, tym bardziej, że zdaje mi się, postawiono panu pewne ultimatum. Nie moje ultimatum oczywiście, nie śmiałabym tak prowadzić rozmów.
Nie doczekała się jednak odpowiedzi.

Zaserwowała małej szybkie śniadanie. Spakowała ciuchy Alex do torby. Dała znać Milenie, że wychodzą, i aby miała telefon pod ręką, ona jednak wstała trąc zaspane oczy i najwyraźniej szykowała się do wyjścia.
- Śpij. Ja wrócę tutaj.
- Ta. I będziesz unikać kłopotów
- ziewnęła zakładając buty.
- Ja zawsze ich unikam. - mruknęła Indi.
We czwórkę ruszyli na spotkanie z Gemmerem. Taksówka. W połowie drogi druga. Alex na wpół śpiąca w jej ramionach. Indi szła obok przyjaciela na auto-pilocie. W kieszeni płaszcza ściskała komórkę. Im bliżej lotniska tym baczniej się rozglądała, przerażona, że to wszystko zaraz okaże się pułapką.
Zajechali na lotnisko na Bemowie chwilę przed czasem. W Warszawie faktycznie nie było heliportów na użytek prywatny, ostatni na wieżowcu “spectre” zamknięto kilka lat tamu. Uzyskiwanie pozwoleń na lądowanie na którymś z wieżowców lu na lotniskach szpitalnych mogło być odkryte… Tu jednak? Lotnisko wykorzystywane było komercyjnie. Air-Taxi, loty na skoki ze spadochronem, loty widokowe. Szanse na to iż Sebastian skojarzy lądujący w nocy śmigłowiec… były marginalne.
Czekali z piętnaście minut aż prywatny helikopter-taksówka przysiadł do lądowania.
Indi przeszedł dreszcz gdy zobaczyła wychodzącego z maszyny ochroniarza a zaraz po nim lekko pochylonego Gemmera. Choć chyba i przebłysk satysfakcji. Ojciec ruszył się z Londynu na jej sugestię. Zrobił coś nie wedle własnego planu.
Konsul podszedł powoli do córki przytulającej Alex. Marcin i Mila stali dwa kroki z tyłu.
- Indi, cieszę się, że Cię widzę całą i zdrową.- zaczął Maxwell patrząc na córkę. Wnuczkę spojrzeniem starał się lekko i dyskretnie omijać.
- Ojcze to Marcin. Najukochańszy wujek, Alex. Leci z wami. Tu jest torba Alessandry. Gdzie oświadczenie? - Indira nie bawiła się w cukierkowe podchody.
Gemmer kiwnął głową Marcinowi po czym dał znak ochroniarzowi… który błyskawicznym ruchem sięgnął pod marynarkę i zanim którekolwiek zdążyło zareagować wyciągnął białą kopertę.
- To oświadczenie jakie chciałaś - rzucił ojciec Indiry.
Tymczasem Marcin zbliżył się.
- Mała… ja wszystko rozumiem, ale chciałbym ci jednak pomóc tu. Tu chyba się bardziej przydam.
Indi jęknęła w duchu.
- Marcin, nie rób mi tego… proszę cię nie teraz… - poprosiła cicho. - Nie chcę puszczać jej samej.
W między czasie zabrała kopertę od ochroniarza, otworzyła i przeczytała dokument.
Wyglądał na spisany właściwie, było tam wszystko o co jej chodziło. Maxwell raczej nie kombinował nic w tej kwestii, aczkolwiek znalazła coś. Jeden malutki feler. “Dziadek” zobowiązywał się w każdej chwili przekazać Alex “prawnemu opiekunowi” Alessandry. Indi na tą chwile była jedyną taka osobą. Ale tak zostało to ujęte w oświadczeniu, nie z jej imienia.
- To oświadczenie nie wskazuje na mnie jako jedyną osobę uprawnioną do “odbioru” ojcze. Nie tak się umawialiśmy. Teraz czuję twoje kombinacje. Każesz mu nas uśpić i zabrać wnuczkę? - Indi zrobiła krok w tył.
- Nie, Indi. - Spojrzał na nią uważnie. - Po prostu odebrać ją będzie mógł też jej ojciec, jak podpisze dokumenty. Nikt inny.
- Nie tak ustalaliśmy.
- Indi była gotowa wycofać się z tego całego układu i widać to było w jej pozie - Żegnaj, ojcze. - zaczęła się wycofywać, kręcąc głową. - Nie mogłeś się powstrzymać, co?
Gemmer patrzył przez chwilę na córkę oceniając jej stan emocjonalny.
- A co to za różnica? - znów zrobił gest w stosunku do ochroniarza jaki beznamiętnie sięgnął za połę marynarki wyjmując drugą kopertę.
- Dlaczego tak bardzo Ci zależy, aby dokument opiewał na wydanie Alex tylko Tobie - wskazał wzrokiem kopertę trzymaną przez mężczyznę w garniturze. - Skoro jak wszystko dobrze pójdzie prawnym opiekunem ma być mr Voytech?
Indira poprosiła Milenę by podeszła do ochroniarza i odebrała kopertę.
- Bo to nie jest worek ziemniaków. Rozmawialiśmy. Przejęcie praw odbywać się będzie stopniowo. Jeśli tego nie rozumiesz, nie jestem w stanie ci wytłumaczyć. - odebrała kopertę od Mileny i sprawdziła treść dokumentu.
Był niemal identyczny, choć różnił się w kluczowej kwestii od poprzedniego. Tu Gemmer zobowiązywał się do wydania wnuczki pozostającej pod jego opieką jedynie swej córce. Wymienionej z imienia i nazwiska. Brak było jedynie podpisu konsula.
- Cała matka - zgrzytnął sięgając po pióro. - Chciałbym by to wszystko… - wzrok mu jakoś złagodniał, zrobił nawet krok ku Indi, ale wstrzymał się. - … Chciałbym by było już po tym wszystkim, byś zrozumiała. Byś tak na mnie nie patrzyła. - Podpisał dokument. - Bardzo bym chciał.
- Co? Co mam zrozumieć? - Indira odebrała dokument, podpisany przez ojca, nie wierząc jego zagrywkom emocjonalnym.
- Christopher wszystko ci wyjaśni zapewne po ślubie - Gemmer pokiwał głową jakby naprawdę był emocjonalnie zmęczony tonem rozmowy z córką. - Mam nadzieję, że wtedy spojrzysz na mnie inaczej. Robię to wszystko dla Ciebie, nawet jak może mnie za to nienawidzisz - mówiąc to skinął Marcinowi jaki odwrócił się do Indi.
- Mała… - Przytulił ją i cmoknął w policzek. - Wiesz, nie? Będzie dobrze?
Indira spojrzała głęboko w oczy Marcina i pokiwała głową:
- Będzie. - pogładziła fotografa po policzku - Uważaj na nią i na siebie. Ok?
- Dawaj znać co z Tobą, bysmy z Alex nie sfiksowali, tak?
- Będę dzwonić codziennie.
- obiecała Indi - Dziękuję - powiedziała cicho.
- Szkrabeczku, patrz jaka przygoda. Lecisz takąąąąąąą maszyną z wujciem, nie? Kocham Cię bardzo, bardzo, bardzo i będę straaaaaaaaaaaaaaaasznie tęsknić! Ale to tylko kilka spań i znowu będziemy razem. - uśmiechnęła się na siłę oddając córeczkę Marcinowi. - Jesteś taka dzielna! A wujek Marcin na pewno przegra w jedzeniu naleśników! Zobaczysz!
Alex rozpłakała się, ale dzielnie wtuliła w wikingowatego wujka. Indira nie czuła łez spływających po twarzy. Nie zwracała uwagi na ojca, na ochroniarza, nikogo. Tylko córeczkę niesioną przez przyjaciela….

Poczuła jak ktoś ją obejmuje.
Milena otoczyła ją ramieniem przytulając lekko.
Nie mówiła nic. Uścisnęła tylko Amerykankę mocniej, gdy Marcin z dziewczynką wsiedli do śmigłowca.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 16-03-2016 o 22:16.
corax jest offline